Jeżeli rzeczywiście niedawno doszło do próby otrucia Nikołaja Patruszewa syntetyczną trucizną, to nie trudno się domyślić, że stali za tym jego konkurenci do sukcesji po Putinie. Pierwszym narzucającym się sprawcą jest Siergiej Kirijenko - którego niezwykle ciekawą biografię przedstawiałem niedawno na tym blogu. (W ciekawy sposób opisał go również Kamil Galijew.) W tej teorii jest jednak jedna spora dziura - Kirijenko nie ma bowiem przeszłości w służbach. A przynajmniej nic o tym nie wiadomo. Był dzieciakiem z nomenklatury, który robił pieniądze w Komsomole, a KGB takich jak on nie rekrutowała. Posiada on jednak zapewne swoich ludzi w służbach lub wszedł w sojusz z jedną z frakcji w bezpiece. Wszak on swego czasu owe służby "meblował", wskazując Putina na szefa FSB.
Putin obecnie go trzyma u siebie i powierza mu ważne projekty, takie jak prace nad państwem związkowym Rosji, Białorusi i podbitej Ukrainy. Robi to, choć jak na gust Putina, Kirijenko jest zbyt przebiegły. "Jak można wierzyć Żydowi o ukraińskim nazwisku?" - zażartował sobie kiedyś rosyjski prezydent-karzełek. No, ale jak widać mu wierzy...
Generał SWR, rzekomy insider z Kremla (być może jakiś "emisariusz" ze służb przekazujący określoną narrację, tak jak np. wysłannicy Berii lub generała Sacharowskiego), napisał: "Co więcej, Kirijenko jest obecnie frontmanem lobby gejowskiego faworyzowanego przez Putina. W razie nadejścia Patruszewów, ta opcja będzie zredukowana do zera".
Wspomniane przez niego lawendowe lobby rzeczywiście w RaSSiji istnieje. Kryptogejem sado-masochistą ma być choćby Wiaczesław Wołodin, przewodniczący Dumy, były dyrektor generalny prezydenckiej administracji. Homoseksualistą jest również kagiebowski patriarcha Cyryl, którego 10 lat temu nasza dupoprawica w rodzaju redaktora T. chciała niemal kanonizować za życia. Turbogejem był też niedawno zmarły Władymir Wolfowicz Żerynowski - symbol rosyjskiego parlamentaryzmu.
Co do samego Putina, to przypominam, że według pułkownika Aleksandra Litwinienki, Putin został kiedyś nagrany jak w lokalu konspiracyjnym uprawiał seks z chłopcem. To mu nieco złamało karierę w KGB. Putin pomimo dobrej znajomości niemieckiego nie został wysłany na placówkę do RFN, Austrii czy Szwajcarii, tylko do NRD. (Gdzie według Nawalnego był "nierobem".) Z dawnych czasów zostało karzełkowi całowanie małych chłopców w brzuch.
Wbrew narracji tworzonej dla zachodniej dupoprawicy, RaSSija nie jest i nie była państwem konserwatywnym obyczajowo. Nie było tak choćby w czasach carskich - wystarczy choćby przypomnieć wyczyny księcia Jusupowa, pioniera ruchu trans. No cóż, słowo dupoprawica ma ukryte znaczenie...
No, ale przynajmniej Zacharowa jest hetero...
Ilustracja muzyczna: Tyga, Doja Cat - Freaky Deaky
***
Czasem zastanawiam się, czy niektórzy polityczni celebryci na Zachodzie popierają Rosję dlatego, że są idiotami, rosyjskimi agentami czy też może agentami natowskich służb udającymi w celach służbowych prorosyjskich idiotów. Na to, że trzecia opcja może częściej występować niż się spodziewamy, wskazuje ciekawy przypadek Tuckera Carlsona, popularnego dziennikarza Fox News, znanego ostatnio z propagowania izolacjonistycznych, proputinowskich opinii.
Rzut oka na jego powiązania rodzinne daje jednak dużo do myślenia. Jego ojciec, Richard "Dick" Carlson, był za rządów Reagana dyrektorem US Information Agency, której podlegały m.in. Radio Wolna Europa/Radio Swoboda, Głos Ameryki i antycastrowskie Radio Marti. Bush Sr. mianował go ambasadorem na Seszelach. Zasiadał później w jednym think-tanku z Jeanne Kirkpatrick i byłym szefem CIA Jamesem Woolseyem. Carlson jest również spokrewniony z senatorem Williamem Fulbrightem. Tucker w latach 80-tych jeździł do Nikaragui angażować się po stronie Contras, a później atakował Gary'ego Webba za jego odkrycia dotyczące handlu kokainą przez Contras. Tucker blisko przyjaźnił się również z... Hunterem Bidenem. Z dużym prawdopodobieństwem był więc częścią operacji "odwróconego Trustu". Małofiejew i inni oligarchowie marnowali w ramach niej kasę na wsparcie dla środowisk, które uważali za prorosyjskie, a w rzeczywistości były one kontrolowane przez zachodnie służby.
***
Niepokoi mnie postawa administracji Bidena wobec ChRL. Brandon wypadł słabo podczas rozmowy telefonicznej z Xi Jinpingiem, który otwarcie groził USA. Mamy próbę zastraszenia Stanów Zjednoczonych w związku z planowaną wizytą Nancy Pelosi na Tajwanie. Jak słusznie zauważa Mike Pompeo, były sekretarz stanu, zmiana planów podróży przewodniczącej Izby Reprezentantów zostałaby odebrana przez Chiny jako oznaka słabości USA.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz