sobota, 30 stycznia 2021
Tajemnice Września '39 - ciekawy wykład
sobota, 23 stycznia 2021
Najpopularniejszy prezydent w historii
Nie wiem, czy oglądaliście rozpoczęcie Igrzysk Śmierci zaprzysiężenie najpopularniejszego prezydenta w historii - Joe Bidena. Jeśli oglądaliście, to pewnie zauważyliście, że żaden kadr nie pokazał tego, co było przed Kapitolem, ani nawet bezpośredniego otoczenia miejsca zaprzysiężenia. Najpopularniejszy prezydent w historii, który ponoć dostał 81 mln głosów, przemawiał do szerokiej alei, którą wypełniono flagami. Na ulicach Waszyngtonu można było czasem znaleźć grupki świętujących zwolenników, ale ogólnie miasto było dosyć wyludnione.
25 tys. żołnierzy Gwardii Narodowej było w sumie największym tłumem, do którego Biden przemawiał w ostatnich latach. Żołnierze ci czasem nie okazywali szacunku najpopularniejszemu prezydentowi. I trudno się dziwić, bo po inauguracji potraktowano ich jak psy każąc spać na parkingu. (Trump zaprosił tych żołnierzy do swojego hotelu w Waszyngtonie.) Wielkim paradoksem było to, że przegranego Trumpa witało więcej osób na Florydzie, niż Bidena na inauguracji.
Prawdopodobnie jedyną rzeczą, jaką wielu ludzi zapamiętało z tej ceremonii, był śmiesznie wyglądający senator Bernie Sanders, który już stał się inspiracją niezliczonej ilości memów.
Najpopularniejszy prezydent w historii zaczyna rządy z mniejszym poparciem sondażowym niż miał Trump czy Obama. Z 6 mln osób obserwujących jego oficjalne konto na Twitterze i z żałośnie małą oglądalnością filmów publikowanych przez Biały Dom w mediach społecznościowych. Filmy te toną w dislike'ach - a YouTube część tych dislike'ów usuwa. Wzmożeniu ulega więc propaganda w mediach mainstreamowych. Peany CNN na cześć "najpopularniejszego prezydenta" są jednak szeroko wyśmiewane. Media wzywają więc do stworzenia "nowej definicji wolności słowa". Część lewicowców wzywa do stworzenia tajnej policji szpiegującej zwolenników Trumpa. John Brennan, były szef CIA - w młodości komunista - nawołujne do czystek przeciwko "rasistom, bigotom, faszystom, ekstremistom religijnym a nawet libertarianom". Jen Psaki mówi, że służby będą działały wspólnie z lewicowymi NGOsami w celu "oceny zagrożeń wewnętrznych". Nowego prokuratora generalnego ręce świeżbią, by konfiskować broń Amerykanom. Nawet taki uczciwy lewicowiec jak Glen Greenwald zauważa, że mamy do czynienia z początkiem wojny z "wrogami wewnętrznymi".
Progresywiści mówią, że ich celem jest przemiana całych USA w Kalifornię. Czyli w miejsce, gdzie rządzą korporacje technologiczne, programiści pracujący w tych korporacjach śpią w samochodach, bo nie stać ich na wynajęcie mieszkania, nielegalni imigranci pracują za śmiesznie niskie stawki, a poza tym po ulicach panoszy się mnóstwo bezdomnych i narkomanów. Oczywiście wszystko to ma być okraszone właściwą ideologią. W sumie nie mam nic przeciwko temu, że Biden podpisał rozporządzenie pozwalające transom na udział w kobiecym sporcie - kobiety chciały równouprawnienia to jej wreszcie mają - ale mógł sobie znaleźć jakiegoś ładniejszego transa na stanowisko zastępcy sekretarza zdrowia. A tak wykazał się bezguściem nominując monstrualnie brzydkiego transgendera, który w Pennsylwanii wysyłał do domów starców pacjentów zarażonych covidem (wcześniej wyciągnął z domu starców swoją matkę, więc wiedział, że skazuje resztę staruszków na śmierć.)
Nie popadajmy jednak w czarnowidztwo, bo niektórzy się cieszą ze zmiany władzy w Waszyngtonie. Ot np. Hunter Biden zrobił w noc po inauguracji wielką imprę w klubie "dla gentelmenów" (doceńmy to, że nie dał się omotać lobby LGBTQP+ i gustuje w heteroseksualnych rozrywkach). Cieszą się też Chińczycy, mówiąc o zwycięstwie "miłych aniołów" i wyrażając nadzieję na reset z Waszyngtonem. Przecież w ten reset mocno zainwestowali. Instytut Bidena na Uniwersytecie Delaware, którym kierował Anthony Blinken - czyli nominat na sekretarza stanu - dostał przecież 22 mln USD od anonimowych chińskich darczyńców. William Burns, były ambasador w Moskwie, który został nominowany na nowego szefa CIA, w czasach, gdy był przewodniczącym Fundacji Carnegiego współpracował z chińskimi komunistycznymi organizacjami. Sinosceptycy zastanawiają się już kim jest tajemniczy chiński "ochroniarz/doradca", który towarzyszy Bidenowi w różnych miejscach. Może się jednak okazać, że Biden i jego ludzie nie odwzajemnią przysług wyświadczonych im przez Pekin. Blinken deklaruje już bowiem, że polityka administracji Trumpa wobec Chin była w dużym stopniu właściwa. A pamiętacie chyba co się stało po tym jak Hillary nie do końca odwzajemniła przysługi rosyjskich oligarchów?
Oczywiście trzeba zadać pytanie: na ile decyzje Bidena są jego decyzjami? To przecież prezydent z wielu powodów sterowalny. Czasem nawet dosłownie sterowalny. Na jednym z filmów z ostatnich dni, Biden przechodzi obok warty marines i mamrocze "Zasalutuj marines" - nie salutując. Prawdopodobnie ktoś mu to podpowiedział przez słuchawkę w uchu a dziadzio źle to zrozumiał. Co bardziej hardkorowi spiskologowie podejrzewając już nawet, że Joe Biden jest sterowany za pomocą nanotechnologii. Pamiętacie coś takiego jako "morgellons"? Od ponad dekady pojawiają się doniesienia o ludziach cierpiących na tę tajemniczą chorobę. Pod skórą ruszają im się jakieś obce ciała - włókna, które pod mikroskopem okazują się metaliczne i samoreplikujące. Gdy więc na filmach z debaty z Trumpem zauważono dziwne "druty" na przegubie ręki Bidena, niektórzy to sobie z tym skojarzyli... Oczywiście to pewnie tylko jakaś głupia teoria spiskowa w stylu "Bush did 911" czy "Epstein nie zabił się sam".
Donald Trump powiedział w swoim przemówieniu pożegnalnym: "Wrócimy, w tej lub w innej formie". Roger Stone mówi, że to nie koniec obecności byłego prezydenta w polityce, Oczywiście Oni nie pozwolą Trumpowi wrócić. Powodem dla, którego Trump nie ułaskawił Assange'a były groźby Mitcha McConnella, że republikanie w Senacie poprą skazanie Trumpa, jeśli dokona on takiego ułaskawienia. Nawet jeśli były prezydent uniknie skazania pod jakimiś absurdalnymi zarzutami, to będą niszczyć go finansowo. A jak w 2024 r. wystartuje w prawyborach, to go tam udupią za pomocą oszustw wyborczych - tak jak demokraci Berniego Sandersa. Poza tym w 2024 r. Donald będzie miał 78 lat - tyle, co obecnie Joe Biden i tyle, co miał w zeszłym roku Bernie Sanders :) Bardziej prawdopodobne będzie więc wystawienie innego członka rodziny. Myślę, że Don Jr. miałby większe szanse niż Ivanka.
Oczywiście Trump nie nadawał się do pełnienia stanowiska prezydenta. Był zbyt miękki i dobroduszny. Hasło "oczyszczenia Bagna" było u niego głównie propagandą. Oczywiście Głębokie Państwo na poważnie się przestraszyło samej retoryki i ograniczonych zmian wprowadzanych przez Trumpa. Ale podobnie jak nie sprawdziłby się Trump, poległby również klasyczny konserwatysta, wolnorynkowiec czy libertarianin. By osuszyć "Bagno" Amerykanie potrzebują własnej wersji Erdogana. Kolesia, który zorganizuje zdradzieckim generałom prowokację w stylu Ergenekonu, a później wykończy inną frakcję tak jak gulenistów. W USA mają karę śmierci - represje mogłyby więc przyćmić te tureckie. Oczywiście do oczyszczania wielkich miast potrzebny byłby jakiś amerykański Duterte. Śmiałbym się gdyby kimś takim okazał się "Zodiac Killer" Ted Cruz :)
sobota, 16 stycznia 2021
Różne poziomy amerykańskiego puczu
Na pierwszy rzut oka można by pomyśleć, że w USA doszło do wojskowego zamachu stanu. Kapitol został odgrodzony wysokim płotem z drutem kolczastym, zamknięto praktycznie całe centrum Waszyngtonu a na miejscu jest 20 tys. żołnierzy Gwardii Narodowej. To cztery razy więcej amerykańskich wojskowych niż jest w Iraku i Afganistanie. Ci żołnierze śpią w budynku Kapitolu. I to wszystko na inaugurację kolesia, który ponoć zdobył w wyborach prezydenckich rekordowe 81 mln głosów i ponoć jest kochany przez Amerykanów (a zwłaszcza przez małe dziewczynki).
Co prawda niektórzy prominentni zwolennicy Trumpa namawiają go, by wdrożył "Insurection Act" i wykorzystał wojsko zgromadzone na Kapitolu do masowych aresztowań, ale Trump wie, że taki rozkaz nie zostałby pewnie wykonany przez generałów. Generałowie przez tydzień milczeli w sprawie zamieszek na Kapitolu, po czym wydali oświadczenie potępiające zamieszki. Być może to, że w tłumie demonstrantów pod Kapitolem była oficer ds. wojny psychologicznej z Fort Bragg, to czysty przypadek. (Wiadomo wszak, że wielu wojskowych i policjantów popiera Trumpa - i brali oni też udział w "szturmie" na Kapitol. Cześć policjantów-demonstrantów weszła do budynku po prostu pokazując odznaki. Tymczasem jeden z policjantów z Kapitolu popełnił kilka dni temu "samobójstwo".) A kto wcześniej wyhodował sektę QAnnon? Czasem nie wojskowi specjaliści od wojny psychologicznej? Zwolennicy QAnnona sami przecież twierdza, że Q "ma dostęp do dokumentów z najwyższą klauzulą tajności w wywiadzie wojskowym".
Pisałem o dużym prawdopodobieństwie udziału prowokatorów w tym "mini pożarze Reischstagu". Jednego z nich już aresztowano - działacza BLM Johna Sullivana, który brał udział w "szturmie" razem z fotoreporterką CNN Jade Sacker. Pojawiły się doniesienia, że jest on adoptowanym synem generała Sił Powietrznych Kevina Sullivana. Gen. Sullivan brał udział w dziwacznym incydencie z 2008 r. z "pomyłkowym" wysłaniem zapalników do bomb nuklearnych na Tajwan.
Coś mi się wydaje, że generałowie grają w swoją grę. I Biden, Harris i Pelosi nie mogą być pewni ich wierności. Tak jak nie mógł być tego pewny Trump.
Biden obejmuje władzę postrzegany przez połowę narodu jako oszust, który sfałszował wybory. Naprawdę niewiele trzeba, by legitymacja władz w Waszyngtonie sięgnęła dna. Ot Nancy Pelosi grozi, że kongresmeni i senatorzy, którzy pomagali uczestnikom "szturmu" na Kapitol zostaną ukarani. Nie potrafi wskazać ani jednego nazwiska takiego pomocnika. Pelosi mianowała "menedżerem impeachmentu" kongresmena Swalwella, który sypiał z chińskim szpiegem i brał od niej pieniądze. ("Bang bang with Fang Fang".) Mitch McConnell, choć rodzinnie i biznesowo jest powiązany z komunistycznymi Chinami, to jednak już sabotuje nową administrację. Senat nie przeprowadził żadnego przesłuchania kandydatów do pracy w ekipie Bidena. Nigdy wcześniej coś podobnego się nie zdarzyło. John Weaver, jeden z założycieli Lincol Project, czyli grupy antytrumpowskich republikanów, okazał się być kolesiem płacącym nastoletnim chłopcom za seks. Brudy z Waszyngtonu wypływają na wierzch. Albo ktoś im pomaga w wypływaniu w ramach wojskowej operacji psychologicznej.
"Big Tech" sporo natomiast robi, by zradykalizować Amerykanów. Jack Dorsey, prezes Twittera, stwierdził, że usunięcie konta Trumpa było "niebezpiecznym precedensem". Skoro to mu się nie podoba, to czemu tego nie cofnie? Kto do cholery rządzi jego spółką? Na zamkniętym spotkaniu z pracownikami mówi natomiast, że po prezydenckiej inauguracji będzie na Twitterze ogromna czystka. O tym co się działo w ostatnim tygodniu w necie - wyrzuceniu Parlera z serwerów, eksodusie z Twittera i Facebook na Gaba i Telegram - nie muszę już chyba pisać. Po raz kolejny zwrócę jedynie na ogromną hipokryzję Big Tech. Parler został wyrzucony z serwerów, bo znalazły się tam posty nawołujące do przemocy. Nie wspomina się jednak, że Parler pomógł FBI namierzyć jednego z uczestników zamieszek na Kapitolu. Gdyby standardy zastosowane wobec Parlera zastosować wobec Facebooka i Twittera, to też powinny one wylecieć z netu. To przecież głównie na Facebooku planowano protesty w Waszyngtonie. Pamiętamy też jak Facebook, Twitter etc. tolerowały działalność nie tylko BLM, Antify czy Strajku K..., ale też islamskich fundamentalistów czy miłośników Duporosji. Jak irańscy oficjele zamieszczają na Twitterze wezwania do dżihadu i przeprowadzania zamachów terrorystycznych, to Twitter tego jakoś nie cenzuruje. Facebook Messenger jest jednym z centrów działalności wirtualnych siatek pedofilskich, Twitter pozwala znanej cosplayerce/skandalistce Belle Delphine na zamieszczanie fotek z sesji zdjęciowej nawiązującej do gwałtu na nieletniej, a Amazon oferuje pedofilom "anatomicznie poprawne" seks-lalki dzieci.
Oczywiście tych gigantów technologicznych nikt się nie czepia, bo budują oni system kontroli społecznej. Zapewne w nadchodzących latach będzie na Zachodzie wdrażany podobny mechanizm jak chiński system kredytu społecznego. W Chinach napiszesz, coś w necie, co się nie spodoba cenzorom - masz zablokowaną np. możliwość kupienia biletu na pociąg. Jesteś dobrym towarzyszem - przyspieszają ci internet, czy dają preferencyjną pożyczkę. Konwergencja pomiędzy Zachodem i Chinami już do pewnego stopnia zaszła. Przekonał się o tym np. gwiazdor baseballu Curt Schilling, któremu AIG zlikwidowała konto ubezpieczeniowe, bo nie spodobało jej się, to co on pisał w necie. A pomyślcie, co może być w przyszłości. Pamiętacie wizję Światowego Forum Ekonomicznego mówiącą, że w 2030 r., "nie będziecie nic posiadać i będziecie szczęśliwi"? Mamy żyć w świecie, w którym mieszkania, samochody i wszystko, co potrzebne będzie nam udostępniane za pomocą najmu lub "za darmo". Dzisiaj najwyżej odetną Was od Facebooka czy Twittera. W przyszłości może tak być, że nie będziecie mogli skorzystać z samochodu z carsharingu czy z transportu publicznego (a własnego samochodu mieć nie będziecie, bo samochody spalinowe będą zakazane a elektryczne zbyt drogie) a z komunalnego mieszkania zostaniecie eksmitowani, bo ktoś uzna, że nie śmieszył, go mem który zamieściliście w necie. Być może inteligentny telewizor nie będzie chciał odtwarzać filmów, które uznane zostaną za niepoprawne a inteligentna lodówka uzna, że przekroczyliście już dzienną dawkę mięsa zalecaną przez WEF (14 gramów dziennie) i się nie otworzy.
Podejrzewam, że w Europie Zachodniej totalitarne zidiocenie pójdzie jeszcze dalej niż w USA. Niemcy nigdy nas przecież nie zawiodą i będą chcieli przodować we wdrażaniu wszelkich nowinek. Ostatnio sięgnęli po pomysł umieszczania ludzi łamiących przepisy covidowe w "specjalnych obozach". Raz Niemiec, zawsze Niemiec. Tradycja zobowiązuje. A taki Zychowicz rozsiewa odgrzewaną propagandę dla mieszkańców GG, o tym w jakim dobrobycie i porządku będą żyć pod skrzydłami Niezwyciężonej Rzeszy. Przekonuje, że alternatywą jest tylko "Wschodnia Barbaria" i rosyjska (naziści napisaliby w 1943 r. "ż*dobolszewicka") niewola. I to najszczersza prawda. Bo Studnicki 80 lat temu tak pisał. :) Różni duponarodowcy i putiniści-hujliści mają mnie za skrajnego rusofoba, ale ostatnio myślę, że za 10 lat jakość życia w Rosji czy w erdoganowskiej Turcji może być lepsza niż w Niemczech. Niemcy po prostu po raz kolejny zrobią ze swojego kraju żywego trupa.
No chyba, że ktoś na innym poziomie spisku będzie miał wizję inną niż ci na szczycie i doprowadzi do przesilenia...
Apropos przesileń. Czytałem w australijskim "Nexusie" artykuł indyjskiego eksperta poświęcony Kali Yudze. Okazuje się, że hinduskie ery, czyli yugi, trwają o wiele krócej, niż to się powszechnie przyjęło. Koleś dobrze to udokumentował na podstawie dawnych przekazów. I z jego wyliczeń wyszło, że Kali Yuga kończy się w ... 2025 roku. Później będzie okres przejściowy liczący jakieś 300 lat. Ale cały czas będziemy mieć do czynienia ze stopniową poprawą.
***
A tymczasem papież Franciszek rozpłynął się w powietrzu. Papieski hologram? Błąd w symulacji? Klątwa księdza Natanka? Czy też spełnienie czarnych wizji pastora Chojeckiego?
sobota, 9 stycznia 2021
Amerykańska insurekcja?
Ilustracja muzyczna: Megadeath - Symphony of Destruction (zwróćcie uwagę na podobieństwo "złego polityka" z tego video do Joe Bidena)
Pamiętacie jak w 2019 r. demonstranci wtargnęli do siedziby Legislatywy w Hongkongu, zajęli ją na parę godzin, podmienili godło i trochę posprejowali po ścianach? Ci dzielni ludzie protestowali w ten sposób przeciwko skorumpowanej, zdradzieckiej władzy, która ograniczała im wolności obywatelskie i oddawała Hongkong komunistom z Pekinu. Nancy Pelosi mówiła wówczas, że ich protesty to "piękny widok". Gdy w Waszyngtonie grupa demonstrantów wdarła się na Kapitol protestując przeciwko skorumpowanej władzy (która w ich odczuciu była zdradziecka, sfałszowała wybory i wyprzedawała kraj Chinom), Pelosi postrzegała to inaczej. Partia Demokratyczna i Republikańska zjednoczyły się w potępieniu "krajowych terrorystów", którzy dokonali "nowego 911" czy "nowego Pearl Harbor".
Wcześniej przez wiele miesięcy Demokraci przekonywali, że zamieszki to najlepszy sposób na rozwiązywanie problemów politycznych. Kamala Harris mówiła latem, że zamieszki BLM nie powinny się kończyć. Nawet szturmowanie Kapitolu było ok, jeśli robili to demokraci - na przykład w 2018 r., gdy protestowano przeciwko sędziemu Sądu Najwyższego Brettowi Kavanaugh. (Uderza również hipokryzja polskich dupoliberałów - szturmowanie Sejmu w 2016 r. było ok, pajacowanie Lempartowej była ok, ale szturmowanie Kapitolu to "zamach na demokrację". Niektórzy z tych debili nawet piszą, że Kaczyński może zorganizować szturm na Sejm, by "obalić opozycję" :)
Szturm na Kapitol zaiste był nowym 911. W wyobraźni przestraszonych dupoliberałów. Dobrze to podsumował szef związku zawodowego policjantów z Chicago: "nie było podpaleń, nie było plądrowania, nie było większych zniszczeń mienia. To była grupa ludzi wkurzonych, bo uważają, że ukradziono wybory." O jakim szturmie zresztą mowa, gdy policja na Kapitolu otworzyła demonstrantom co najmniej jedne drzwi? Zauważcie, że tłum był nieuzbrojony. Zarzut wtargnięcia z bronią palną postawiono tylko jednemu kolesiowi spośród tysięcy, którzy okupowali Kapitol. Ashli Babbit, weteranka Sił Powietrznych, którą zastrzelił policjant była nieuzbrojona. Policjant który zginął w czasie starć, rzekomo dostał w głowę gaśnicą. Zachowały się jednak też zdjęcia pokazujące, jak policjanci robią sobie selfie z demonstrantami. Wszystko to raczej wyglądało na anarchistyczną imprezę w redneckim stylu niż na "próbę zamachu stanu". Kilka wybitych szyb, ściany w biurach pomazanych gównem (!), skradziony laptop Pelosi (będą jaja :) i Człowiek Bizon. Atak Kekistanu na Amerykę. Najazd turystów, którzy za bardzo imprezowali. Impreza cosplayowa.
Czy w szturmie na Kapitol brali udział prowokatorzy? A czy niedźwiedź sra w lesie? Jest naturalnym, że FBI umieszcza swoich prowokatorów w ruchach "ekstremistycznych". Skąd by się bowiem znalazł w tłumie na Kapitolu znany aktywista BLM, który kiedyś wzywał do spalenia Kapitolu? Jedna z firm zajmujących się cyfrowym rozpoznawaniem twarzy twierdzi, że w tłumie byli też anifiarze. Ale może po prostu byli to ci sami płatni prowokatorzy, którzy najpierw odgrywali BLM/Antifę a teraz ludzi od QAnona. W tłumie demonstrantów z pewnością było wiele interesujących postaci - takich jak przebrany za Indiana syn prominentnego sędziego z Brooklynu. (Nie mam tutaj na myśli Człowieka Bizona vel QAnona Shamana vel Jake'a Angeli - to autentyczny zwolennik Q.) Ale oczywiście 99 proc. biorących udział w szturmie to byli autentycznie wkurzeni ludzie, protestujący przeciwko fałszerstwom wyborczym i skorumpowanej klasie politycznej. Ludzie, którzy chcieli zarówno pogonić Demokratów jak i Republikanów.
Oczywiście szturm na Kapitol został wykorzystany do tego by zdelegitymizować władzę Trumpa. Ma on zostać zapamiętany jako "nowy bin Laden", który dopuścił się "ataku na świątynię demokracji". Tak, żeby już nigdy żaden "populista" nie ośmielił się kandydować w wyborach prezydenckich. Czystka w mediach społecznościowych nabrała już tempa - konto prezydenta zostało zlikwidowane na Twitterze, a Google oraz Apple usunęły ze swoich sklepów z aplikacjami Parlera. Nawet taka Emily Ratajkowski zrozumiała, że to zamach stanu - przeprowadzany przez korporacje z branży technologicznej. Skoro ograniczają one wolność słowa urzędującego prezydenta USA, to mogą ograniczyć ją każdemu pod dowolnym pretekstem. (A Komunistycznej Partii Chin jakimś trafem pozwalają na swobodne szerzenie jej totalitarnej propagandy.)
Zwiększą się oczywiście naciski na to, by Partia Republikańska odcięła się od "strasznego faszysty Trumpa" i jego polityki. To umożliwiłoby "pojednanie narodowe", czyli zamianę Republikanów we frakcję Partii Demokratycznej. Frakcję, w której rej wodziliby politycy pokroju Mitcha McConnella (rodzinnie i finansowo powiązanego z Chinami) czy Mitta Romneya (wzorca z Sevres lamerstwa). Wówczas można by pozwolić takim Republikanom na wygranie wyborów - bo przecież nic konkretnego nie zrobią na złość wielkim korporacjom i nie będą próbowali zatrzymywać machiny inżynierii społecznej w USA. "Cabal" ma jednak poważny problem, bo taka Partia Republikańska będzie odrzucana przez prawicowych wyborców, którzy będą się radykalizować. Ta radykalizacja będzie oczywiście frustrować amerykańskich inżynierów społecznych. Już tą frustrację widać. Demokratyczny, czarnoskóry kongresmen z Georgii Hank Johnson, stwierdził, że zwolenników Trumpa należy potraktować "jak Murzynów". Czyli co? Policja ma przed nimi klękać? (Ten sam koleś twierdził, że wyspa Guam może się przewrócić z powodu przeludnienia. No cóż, Kaligula zrobił konia senatorem, a wielkie korporacje robią kongresmenami i senatorami kompletnych debili.)
Szturm na Kapitol powinno się więc potraktować jako ostrzeżenie. Jeśli władze z Waszyngtonu będą nadal usilnie starały się przekształcić USA w mieszaninę technologicznej dystopii i trzecioświatowego shithollu, to dorobią się prawdziwej insurekcji. Głupim pomysłem byłaby próba zabrania Amerykanom kilkudziesięciu milionów sztuk broni palnej znajdujących się legalnie w ich rękach. Lokalni szeryfowie z małych miasteczek nie wykonaliby rozkazów. Lojalność Gwardii Narodowej i wielu żołnierzy też nie byłaby wówczas pewna. Nakręcając histerię wokół "krajowych terrorystów" dorobią się kiedyś prawdziwego terroryzmu.
W całej historii najbardziej dziwi to, że Demokraci a także część Republikanów zaczęła mówić o wykorzystaniu 25 poprawki - czyli usunięciu Trumpa z urzędu pod pretekstem "niepoczytalności". Do końca kadencji Trumpa pozostało tylko 12 dni a przeprowadzenie procedury impeachmentu przecież zajmie trochę czasu. Jaki jest więc sens odwoływania prezydenta z urzędu na kilka dni przed końcem jego kadencji? Czego oni się tak boją, że chcą, by Trump natychmiast został pozbawiony stanowiska?
***
Biden przemawiał ostatnio jak senator Palpatine. Czasem jednak mówi jakbyśmy nadal mieli lata 70-te. (Wówczas mówił, że "Nie chce, by szkoły stały się rasową dżunglą" i "Wiem, co jest dobre dla Czarnucha".) Podczas konferencji na Zoomie z przedstawicielami mniejszości rasowych powiedział, że w 2040 r. Biali będą stanowili mniejszość w USA. "Czy mnie słyszycie? Biała mniejszość. Musicie więc pracować więcej razem z Latynosami" - zwrócił się do Czarnych. Pomyślcie jakie byłoby buldupienie, gdyby coś takiego powiedział Trump.
Czasem się zastanawiam, czy Biden nie jest czasem wysoko postawionym kretem - białym suprematystą, neonazistą, który infiltruje Partię Demokratyczną. Czyżby Biden okazał się na końcu Moonmanem? Co jeśli jego ostatecznym celem jest doprowadzenie do wojny rasowej w USA? "I'm Joe Biden, representing White Power, i stack bodies higher than Trump Tower!" :)
***
2021 rok gregoriański zaczął się z przytupem i przyświstem - wielką cospleyową MAGA imprezą na Kapitolu. Ale chiński Nowy Rok będzie dopiero 12 lutego. Skończy się wówczas Rok Szczura (trafne określenie tego, co się przydarzyło od końcówki stycznia 2020 r.) a zacznie Rok Bawoła. Symbolem Roku Bawoła bez wątpienia powinien być QAnon Shaman!
sobota, 2 stycznia 2021
Phobos: Ulewa żelaza
Ilustracja muzyczna: Dawid Hallmann - Deprymujący deszcz
Bonusowy wpis - stworzony na prośbę Czytelnika
Nalot na Essen przeprowadzony w nocy z 25 na 26 marca 1942 r. był częścią "rozgrzewki" przed wielką kampanią bombardowań Zagłębia Ruhry zaplanowaną przez marszałka Arthura Harrisa. Brali w nim udział również lotnicy z polskiego 301 Dywizjonu Bombowego "Ziemi Pomorskiej". Ta operacja sama w sobie niczym szczególnym by się nie wyróżniała, gdyby nie incydent, do którego doszło w trakcie powrotu alianckich maszyn do Anglii. Nad holenderskim jeziorem IJsselmeer, załoga Liberatora pilotowanego przez por. pil. Romana Sobińskiego zauważyła, że leci za nią "świetlisty dysk w kolorze pomarańczowym". Manewry mające na celu zgubienie go nie odniosły skutku. Wobec tego Sobiński rozkazał otworzyć ogień do dysku. Załodze wydawało się, że wiele pocisków trafiło w dziwny obiekt, ale nie uzyskano zestrzelenia. Dysk oddalił się przyspieszając do "niewiarygodnej prędkości". (Warto podkreślić, że porucznik Sobiński był wiarygodnym świadkiem, pilotem odznaczonym Virtuti Militari V kl.) To pierwszy oficjalnie odnotowany przypadek walki Polskich Sił Powietrznych z UFO. O ilu takich incydentach z czasów wojny nie wiemy?
W drugim odcinku serii Phobos przytoczyłem m.in. przypadki obserwacji UFO przez pilotów polskich sił powietrznych w czasach PRL - na podstawie relacji płka Ryszarda Grundmana, byłego dowódcy 1 Pułku Lotnictwa Myśliwskiego "Warszawa". W tym odcinku zajmiemy się obserwacjami z czasów drugiej wojny światowej.
Robert Leśniakiewicz, polski ufolog i zarazem kapitan Straży Granicznej w stanie spoczynku, wspomniał mimochodem w swojej książce "Wunderland", że "wiele obserwacji zarejestrowali Polacy w czasie kampanii wrześniowej w 1939 r.". Niestety nie przytoczył listy tych obserwacji. Szukając doniesień o tych incydentach, natrafiłem jednak na opis ciekawego zdarzenia, do którego doszło w czasie bitwy nad Bzurą. Jak czytamy:
"Serię polskich drugowojennych spotkań z UFO rozpoczął dość nietypowy incydent z 17 września 1939 r., którego świadkiem był Z. Gibasiewicz, mieszkaniec Kórnika. Do wydarzenia doszło w pobliżu Miedniewic (mazowieckie), między Sochaczewem a Żyrardowem, gdzie postanowili schronić się uciekinierzy z ziem zajętych przez Niemców. Wśród świadków znajdowało się ponadto dwóch wykładowców akademickich, lekarz oraz dwie nauczycielki. Wspomnianego dnia ok. 17:00, wszyscy z nich mieli możliwość zaobserwowania dziwnego zjawiska, które porównane zostało do widoku nieruchomych i „zawieszonych na niebie bombowców”. Jak pisał Gibasiewicz, „po upływie kilku sekund kontury maszyn zaczęły się zacierać, w ciągu około pół minuty zamieniły się w kuliste obłoczki burego dymu i powoli zaczęły z wiatrem płynąć w kierunku wschodnim, aż się zupełnie rozpłynęły w powietrzu.” Świadek, który rozmawiał następnie z mieszkańcami Woli Szydłowieckiej (u których wcześniej się ukrywał) dowiedział się, że i oni obserwowali jak eskadra kilku niemieckich bombowców została „spalona” przez przelatujący powyżej obiekt."
Dziwne obiekty na niebie widziano również też przed wybuchem wojny. 30 sierpnia 1939 r. nad Sokalem pojawił się "ognisty krzyż". Podobne zjawisko pojawiło się nad Zamojszczyzną w maju 1939 r. (W XIX w. świetlisty krzyż na niebie zaobserwował również Konstanty Ciołkowski - uczony polskiego pochodzenia, jeden z pionierów kosmonautyki. Ta obserwacja skłoniła go do wiary w kosmizm - czyli filozofię mówiącą, że ludzkość wróci kiedyś tam skąd przybyła - w Kosmos.)
UFO obserwowano również nad okupowaną Polską. Kazimierz Bzowski, jeden z weteranów polskiej ufologii, zainteresował się dziwnymi obiektami na niebie już w 1943 r., gdy służył w AK. 9 kwietnia 1943 r., około godziny 17:00, obserwując niemieckie stanowiska przy północnym murze pacyfikowanego getta warszawskiego. Opisywał to później tak:
"Była to kula o ostrych konturach, wewnątrz której widać było wyraźnie mieszające się ze sobą i przeplatające się palczasto-zaokrąglone pasy dwóch ostro widocznych barw: malinowej i ciemno – zielono - niebieskiej, tak zwanej ‘pawiej’. Kula poruszała się ruchem falistym, podwyższając lekko i obniżając swój lot. Mając już wyrobione, rutynowe nawyki obserwacyjne określiliśmy obaj jej prędkość na porównywalną z niemieckim samolotem zwiadowczym typu Fieseler Storch, to jest około 80 do 100 km w powolnym locie nisko nad ziemią. Przez lornetkę widać było pojedyncze okna górnych pięter płonących domów. Kula miała średnicę ‘czterech okien w starym budownictwie’, zaś wysokość lotu kuli nad domami określiliśmy jako ‘trzy kamienice nad kamienicą’. Przeciętna wysokość tych starych domów to cztery piętra plus parter, daje to około 20 m., a zatem kula była nie wyżej niż 60 m.w nad domami i miała około 8 m. średnicy. Tu przydała się podziałka kątowa w wypożyczonej niemieckiej lornetce; biorąc pod uwagę te parametry lotu, nieco później obliczyliśmy, iż ‘obiekt’ był od nas oddalony w poziomie o około tysiąc sześćset metrów.
Niemcy i szaulisi strzelający ku oknom budynków, w których czasami się ktoś pojawiał, przeważnie nie żaden obrońca a tylko ktoś usiłujący się ratować z ognia, prawie jednocześnie na chwilę przerwali ogień – gdy kula wynurzyła się zza ściany dymów i nadleciała nad ich stanowiska u wylotu ul. Bonifraterskiej, w pobliże dolnej południowej części wiaduktu nad torami kolejowymi, nad miejsce dobrze widziane zarówno przez nas jak i przez tych przygodnych widzów z ‘rasy panów’, którzy zresztą w tym momencie przypomnieli sobie o lornetce i zabrali ją ‘Brunowi’. Ale my już zdążyliśmy za pomocą tego niemieckiego sprzętu wykonać pracę zwiadowczą przeciwko im samym.
Przez kilka minut ze wszystkich luf broni ręcznej i maszynowej strugi pocisków świecących kolorowymi punktami leciały w stronę nadlatującej kuli. Widać było, że przechodzą one całymi wiązkami na wylot przez nią, a ona jakby sobie nic z tego nie robiła... leciała całkiem wolno nad nimi, później w stronę Starego Miasta. Tam na sekundę zatrzymała się nieruchomo, po czym wzbiła się prawie pionowo wzwyż, niknąc na wysokościach z niewiarygodną prędkością. Tu nasze wprawione do obserwacji oczy zauważyły szczegół tego lotu, który przez dziesiątki lat nie miał nie tylko żadnego znaczenia ale i był niewyjaśniony... pozornie nawet nielogiczny. Otóż kula nadleciała od zachodu ale po sekundowym zatrzymaniu się, ulatując wzwyż odchyliła tor swojego lotu o kilka- kilkanaście stopni kątowych ku zachodowi, jakby z powrotem w stronę skąd przybyła..."