piątek, 21 listopada 2014

Grzegorz Brown jak John Brown, ale wojny secesyjnej u nas nie będzie


Zajęcie PKW przez Grzegorza Brauna kojarzy mi się z rajdem na Harpers Ferry dokonanym w 1859 r. przez Johna Browna. Brown zajmując fedaralną zbrojownię chciał wywołać bunt niewolników w Virginii i rozpocząć wojnę domową, która miała zniszczyć niewolnictwo. Braun zajmując PKW chciał "obalić republikę okrągłego stołu". Brown był religijnym świrem i mordercą przypadkowych ludzi, od którego odcinali się nawet czarni abolicjoniści. Braun jest religijno-monarchistycznym świrem opowiadającym dyrdymały o polskich F-16 szykujących się od kilku lat do zbombardowania Iranu, świrem od którego odcina się większość opozycji. Zarówno Brown jak i Braun, mimo swojej nędznej kondycji umysłowej działali jednak w dobrej intencji - z zamiarem  naprawy społecznych krzywd. Brown wytrwał kilkanaście godzin - zanim marines dowodzeni przez Roberta E. Lee i "Jeba" Stuarta nie stłumili rebelii. Rebelia Brauna potrwała kilka godzin - łatwo stłumiona przez policję. Różnica była taka, że Braun był nieuzbrojony, nie wziął zakładników i nawet nie pomyślał o sfajczeniu budynku. Myślał, że władza go nie ruszy. Pod PKW było ze 2 tys. osób, które później spokojnie się rozeszły. PiS ostentacyjnie olał ich protest łudząc się, że następne wybory nie będą sfałszowane. O ile rajd Browna na Harpers Ferry był poprzedzony wydarzeniami Bleeding Kansas i dokonany w aktywnym społeczeństwie, gotowym walczyć o swoje ideały, to "rajd" Brauna odbył się w "narodowo martwej" Polsce, gdzie wszystkim sprawy publiczne wiszą. Żadnego Majdanu tu nie będzie.  W porównaniu z tym co widziałem w Hongkongu nasza "rewolucja" wygląda wyjątkowo marnie. Polska jest po prostu postPolską. Mam do niej sentyment jedynie dlatego, że przypomina mi Polskę o której wielokrotnie słyszałem w opowieściach i z którą zapoznawałem się na kartach dawnych książek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz