poniedziałek, 8 września 2014

Jak realnie pomóc Ukrainie?

Mój poprzedni wpis, jak i następny (zanim jeszcze go napisałem) wywołały reakcję zwolenników doktryny geopolitycznej "niechaj wszędzie będzie wojna, byle tylko wieś spokojna". Pytają się oni jaką mamy alternatywę wobec postulowanego przez Snowdena-Winnickiego wspierania "odprężenia z Rosją" i przyjęcia postawy z czasów Augusta III Sasa, czyli nie mieszania się w konflikty prowadzone przez naszych wrogów. Nie pomni tego jaką rolę przewiduje dla nas Rosja w swej strategii wciąż łudzą się oni, że jeśli nie będziemy nic robić - tak jak Francja w 1939 r. - to Putin-Hujło nas pogłaszcze po głowach i oszczędzi. "Ty podżegaczu wojenny?! Niby co mielibyśmy zrobić, by pomóc Ukrainie?! Wysłać tam wojska, których nie mamy?!" - pytają zwolennicy sasko-stanisławowskiej geopolityki. No, cóż powinni wiedzieć, że między wysłaniem wojsk a bezczynnością jest wiele pośrednich etapów.

W 1920 r. Węgry, choć same zagrożone wojną, nie pachnące groszem i zmagające  się z o wiele większymi problemami niż współczesna Polska, wysłały nam duże ilości amunicji, która pomogła nam pokonać bolszewików. Admirał Horthy, bohater współczesnych węgierskich nacjonalistów z Jobbiku, rozumiał bowiem, że upadek Polski znacznie pogorszy położenie międzynarodowe Węgier. W 1956 r. Polacy, choć mieszkali w kraju totalnie podporządkowanym Sowietom, wspierali węgierskie powstanie dostarczając nad Dunaj duże ilości pomocy humanitarnej, medykamentów i krwi. Akcję wspierał nawet Gomułka. Nikt wówczas nie mówił: "Nie narażajmy się Sowietom, siedźmy cicho, bo jak się narazimy to nas zaatakują". Polacy wówczas jeszcze byli Polakami i wiedzieli, że walka o cudzą wolność przeciwko wspólnemu wrogowi jest walką o naszą wolność.



Powyżej: Węgry 1956, Ukraina 2014 - walka przeciwko temu samemu wrogowi

Co więc robić? Przede wszystkim Polska powinna wysyłać na Ukrainę broń, amunicję, hełmy, kamizelki kuloodporne, ciężarówki, medykamenty, krew i pomoc humanitarną. Dostawy broni nie powinny być oficjalne - trzeba działać jak w czasie Powstań Śląskich lub w czasie wojny w Gruzji w 2008 r. Ponadto trzeba za pomocą wszelkich środków podsycać antyrosyjskie nastroje w Europie Zachodniej. Niech Rosja będzie uznawana za takiego pariasa jak kajzerowskie i  hitlerowskie Niemcy czy faszystowska Japonia. Rosja musi się kojarzyć światu przede wszystkim z barbarzyństwem, zbrodniami, mafią i zacofaniem. Wszelkie chwyty w tej wojnie propagandowej są dozwolone. Oni non stop plują na drogie nam wartości i mity, my musi obśmiać i zdeptać ich mity - począwszy od "wielkiej wojny ojczyźnianej".

Najważniejszym frontem jest jednak front wewnętrzny. Rosja atakuje tylko państwa, które są już rozbrojone i osłabione wewnętrznie. Te, które nie mają woli stawiania oporu lub takie w których jest zdrajców na pęczki. Polska niestety podpada pod taką kategorię, co pokazała np. debata publiczna dotycząca Smoleńska, pojednania z patriarchą Cyrylem czy też wreszcie wojny na Ukrainie. Warunkiem powstrzymania procesów rozkładowych jest wygranie walki z agenturą. By to zrobić trzeba ją przede wszystkim zidentyfikować.Proces identyfikacji agentury wzmacnia państwo, przez wyświetlenie niezwykle ciekawych powiązań (vide: Jacek Mędrzycki, organizator pikiety poparcia dla Duporosji, syn oficera I Departamentu SB). Należy również zwalczać i ośmieszać narrację prowadzoną przez agenturę wpływu. Niech każdy putino-hujłofil będzie postrzegany jak zwolennik seksu ze zwierzętami !



Na koniec, dla rozluźnienia atmosfery, opinia jaką mam w niektórych środowiskach "prawdziwej, konserwatywnej prawicy." :



Jakie oni mają delikatne uszy. :) Ciekawi mnie, które  wulgarne i obsceniczne porównania, metafory i przenośnie ich tak oburzyły? Putin-Hujło? Hujłofile? Duporosja? HGW ATW...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz