W Księdze Rodzaju jest scena, w której patriarcha Józef, będący wysokiej rangi egipskim urzędnikiem, daje się poznać swoim braciom, którzy przybyli do Egiptu. Przypomina im: wyście mnie sprzedali w niewolę, a ja stałem się kimś wielkim, od kogo zależy wasze życie.
" Zatem nie wyście mnie tu posłali, lecz Bóg, który też uczynił mnie doradcą faraona, panem całego jego domu i władcą całego Egiptu." - tak brzmi werset Rdz 45,8 w Biblii Tysiąclecia.
Odbiega on jednak pod względem jednego ważnego szczegółu od innych tłumaczeń. W Biblii ks. Jakuba Wujka brzmi on:
"Nie wasząć radą, ale za Bożą wolą tu jestem posłany; który mię uczynił jako ojcem Faraonowym i panem wszytkiego domu jego, i przełożonym we wszytkiej ziemi Egipskiej."
Ojcem Faraonowym?
Biblia Brzeska: "Teraz tedy nie wyście mię tu zasłali, ale Bóg, który mię uczynił ojcem faraonowi i panem wszytkiemu domowi jego, a panującem nad wszytką ziemią egiptską."
Sprawdźmy w innych wersjach językowych. American Standard Version: "So now it was not you that sent me hither, but God: and he hath made me a father to Pharaoh, and lord of all his house, and ruler over all the land of Egypt."
A jak ten fragment brzmi w językach starożytnych?
Wulgata: "Non vestro consilio, sed Dei voluntate huc missum sum : qui fecit me quasi patrem Pharaonis, et dominum univers domus ejus, ac principem in omni terra gypti."
Septuaginta: "νυν ουν ουχ υμείςμε απεστάλκατε ώδε, αλλ΄ θεός και εποίησέ με ως πατέρα Φαραώ , και κύριονπαντός του οίκου αυτούe, και άρχοντα πάσης γηςG1093 Αιγύπτου."
Ponieważ mogę mieć pod tym wpisem wysyp wściekłych komentarzy różnych analbaptystów, to zacytujmy jeszcze wersję hebrajską, będącą podstawą dla wszystkich późniejszych tłumaczeń:
Tekst pierwotny wyraźnie więc mówi o "ojcu faraona". Rodzi to pytanie: którego faraona? Odpowiedź na nie pozwoliłaby prawidłowo umieścić na osi czasu biblijnego patriarchę Józefa i dużą część chronologii biblijnej.
Odpowiedzi na to pytanie już jednak udzielił egipski emigracyjny historyk Ahmed Osman. Zwrócił on uwagę na to, że jedyną osobą z tamtych czasów, o której wiemy, że nosiła tytuł "ojca faraona" (a ściślej "Ojca Pana Górnego i Dolnego Egiptu") był człowiek o imieniu Yuya. Określa się go jako "wysokiej rangi dworzanina". Musiał być jednak kimś naprawdę wysoko postawionym, skoro nie będąc faraonem miał własny grobowiec w Dolinie Królów, między faraonami.
"Po czym Józef umarł, mając sto dziesięć lat. Zabalsamowano go i złożono go do trumny w Egipcie." Rdz 50, 26
Tak się złożyło, że grób Yuyi dobrze się zachował, wraz z wyposażeniem. Z tego powodu jego sarkofag, trumna i mumia są obecnie jednymi z głównych atrakcji Muzeum Egipskiego w Kairze. Byłem tam w 2022 r. i oglądałem mumię Yuyi czy raczej Józefa. Po przebiciu się przez tłum cyknąłem jej nawet fotkę. Zwraca na niej uwagę wręcz karykaturalnie semicki nos Yuyi/Józefa. Rysy twarzy Yuyi nie przypominały typowo egipskich. Ci którzy opisywali jego mumię twierdzili, że wygląda on na "Syryjczyka" lub innego Semitę. Yuya, wbrew ówczesnej egipskiej modzie, nie miał przekłutych uszu. Ułożenie jego rąk w trumnie odbiegało też od egipskiego zwyczaju. Ponadto jego imię nie było egipskie. W grobowcu zapisano je w kilku wersjach ortograficznych - tak jakby artyści nie byli pewni, jak je właściwie namalować.
Czy ów cudzoziemiec był jednak ojcem faraona? Razem z Yuyą pochowano jego małżonkę o imieniu... Thuya. Jej mumia wskazuje, że raczej była rdzenną Egipcjanką. Znany jest też jej kapłańsko-królewski rodowód. Biblia wspomina, że Józef miał ze swoją egipską żoną dwóch synów. Egipskie zapisy wskazują, że mieli prawdopodobnie dwóch synów i córkę. (W Starym Testamencie niezwykle rzadko wspominano o żeńskim potomstwie, uznając je za mniej ważne.) Owa córka miała na imię Tiye i została ulubioną żoną faraona Amenhotepa III , który był ojcem faraonów Amenhotepa IV (znanego bardziej jako Echnaton, będącego ojcem Tutanchamona) i Smenkharego. Synem Yuyi był Ay, dowódca armii z czasów Echnatona i Tutanchamona, który sam został faraonem.
Wszyscy z nich to faraonowie z XVIII Dynastii, z okresu znanego jako Nowe Państwo, a dokładniej z XIV w. przed Chrystusem. Faraonem, który dał Yuyi/Józefowi stanowisko wezyra był więc najprawdopodobniej Totmes IV, władca znany z miewania snów proroczych (w jednym z nich kazano mu odkopać Sfinksa w Gizie spod zwałów piasku). Mainstreamowi historycy oczywiście odrzucają tę teorię. Lokują biblijnego Józefa kilkaset lat wcześniej, w czasach XV Dynastii, panującej w XVII-XVI w. przed Chrystusem. Owa dynastia była dynastią obcą, zbudowaną przez Hyksosów, tajemniczych najeźdźców z Bliskiego Wschodu. To datowanie jest jednak oparte jedynie na spekulacjach. Przeciwko niemu przemawia natomiast bardzo wiele poszlak.
Biblia niestety nie jest pomocna przy tworzeniu chronologii. W jednym miejscu podaje ona, że Żydzi byli w Egipcie przez 430 lat, w innym, że przez 400 lat, a jeszcze innym, że przez cztery pokolenia, czyli przez jakieś 100 lat. Liczbę 430 lat uzyskano najprawdopodobniej w wyniku głupiego błędu - zliczono razem lata życia najbardziej długowiecznych ludzi z każdego pokolenia. W rodowodzie Mojżesza wymieniano, że był on w czwartym pokoleniu w Egipcie, ale przedstawiciele dwóch pierwszych pokoleń - Lewi i jego syn - urodzili się poza Egiptem, w Kannanie i do ziemi faraonów przybyli jako imigranci. Pobyt Izraelitów w Kemet był trwał więc nie 430 a kilkadziesiąt lat.
I tu dochodzimy do kwestii tego, dlaczego teoria o Yuyi/Józefie nie znalazła uznania w mainstreamie. Współcześni Egipcjanie nie chcą przyznać, że kilku faraonów miało żydowskiego przodka. Żydzi i biblijne protestanckie świry nie chcą przyznać, że biblijny patriarcha zasymilował się tak mocno w tym "straszliwym, pogańskim" Egipcie, że stał się ojcem i dziadkiem słynnych faraonów. A przede wszystkim nie chcą w żaden sposób łączyć historii z Księgi Wyjścia z czasami faraona Echnatona - pierwszego władcy w historii, który wprowadził religię monoteistyczną. Czego się boją? To wyjaśnię w następnym wpisie.
Ahmed Osman dokonał również intrygującej interpretacji innej historii z Księgi Rodzaju, a dokładniej z jej rozdziału 12. Jest tam opisane jak Abram/Abraham wraz ze swoją żoną (i zarazem siostrą przyrodnią) Saraj/Sarą udali się do Egiptu. Abraham bał się, że Egipcjanie zabiją go i zabiorą mu żonę, więc mówił, że to jego siostra. Upatrzył ją sobie faraon i poślubił, hojnie obdarowując Abrahama. Po pewnym czasie jednak zaczęły spadać na Egipt nieszczęścia, a faraon doszedł do tego, że to kara bogów za to, że przywłaszczył sobie żonę Abrahama. Oddalił ją więc i kazał wraz z Abrahamem i całym darowanym im bogactwem deportować z Egiptu. Później Sarze urodził się syn - Izaak. Źródła talmudyczne wskazują, że wszyscy uważali, że nie jest on synem Abrahama tylko faraona. Abraham czuł się jako sojowy cuck. Według Osmana, postanowił więc zabić swojego syna, tłumacząc, że Bóg kazał mu go złożyć w ofierze. Resztę tej historii znamy - "Ale wtedy Anioł Pański zawołał na niego z nieba i rzekł: «Abrahamie, Abrahamie!» A on rzekł: «Oto jestem». [Anioł] powiedział mu: «Nie podnoś ręki na chłopca i nie czyń mu nic złego!" (Rdz, 22, 11-12).
A pamiętacie historię o tym jak Ezaw sprzedał Jakubowi prawo pierworództwa za miskę soczewicy? Pośmieliście się na lekcji religii: "Ha, ha, ha, ale głupek z tego Ezawa!". A zwróciliście uwagę na dalsze losy tych braci? Ezaw, mimo utraty pierworództwa zachował cały majątek po ojcu: wszystkie stada i kosztowności. Jakub musiał przez wiele lat jako pasterz harować u swojego wuja Labana - biznesowego Janusza w Harranie (miejscu, które zwiedziłem w tym roku :). Czym więc było to pierworództwo? Co ono dawało? Według Osmana, było to prawo do tytułu księcia Egiptu i wiążącej się z tym władzy na terytoriach rozciągających się od Nilu do Eufratu! Izaak uważał, że mu się ten tytuł należy, bo był przecież legalnym, ślubnym synem faraona. Ezaw uważał natomiast swojego ojca za starego wariata i wiedział, że prawo do władania ziemiami od Nilu do Eufratu jest niemożliwe do wyegzekwowania. Faraonem, który spłodził Izaaka i zmienił Abrahama w sojowego cucka, był Totmes III zwany "Napoleonem Bliskiego Wschodu". Ten sam, który kazał zdrapywać wszelkie malowidła oraz inskrypcje poświęcone swojej macosze Hatszepsut, której nienawidził za to, że go wysłała na długie lata do szkoły wojskowej.
(Chronologia podana przez Osmana kłóci się z tą podaną i szczegółowo uzasadnioną przez Zecharię Sitchina, który umieszcza Abrama/Abrahama w XXI wieku przed Chrystusem a datuje zniszczenie Sodomy i Gomory na 2021 r. p.n.e. Moim zdaniem da się obie wersje pogodzić - po prostu ludzie, którzy kompilowali Księgę Rodzaju z ustnych opowieści zlali dwie osoby w jedną postać. Sumeryjsko-harrańskiego dowódcę wojskowego Abrama mającego żonę Saraj z mogącym być jego potomkiem pomniejszym koczowniczym, semickim wodzem Abrahamem mającym żonę Sarę. Pomyłka była na tyle zrozumiała, gdyż i Abram i Abraham odwiedzali te same miejsca, w tym Egipt.)
Wspominając ostatnio o korzeniach wojny domowej w Syrii stwierdziłem, że należy cofnąć się do 1973 r. i ustawionej wojny Yom Kippur. O ile egipski prezydent Saddat wszedł w grę Amerykanów i odzyskał od Izraela Synaj, to Assad na to nie poszedł, bo był zbyt związany z Sowietami. Syria straciła więc okazję na odzyskanie Wzgórz Golan. Gdyby nie głupota strategiczna Hafeza Assada, to od dawna nasi turyści wypoczywaliby na plażach Latakii oraz jeździli na objazdówki do Damaszku i Palmyry...
Czyżby obecne kierownictwo służb specjalnych uznało, że umowa o współpracy SKW z FSB wciąż obowiązuje i pozwalało rosyjskim zabójcom i tituszkom na swobodne działanie na terenie RP?
"Wyborcza" piórem Czuchnowskiego podawała kilka dni temu, że "służby śledzą każdy krok Romanowskiego". Tego samego dnia okazało się, że Marcin Romanowski jest w Budapeszcie i dostał azyl od Orbana. Czy to więc Czuchnowski zmyślił treść swojego artykułu czy też może jełopy ze służb analnych śledziły "każdy krok" jakiegoś innego Romanowskiego?
***
Podczas niedawnego podpisywania książek na Targach Książki Historycznej, ktoś mnie spytał:
- Czy nie studiował Pan kiedyś czasem teologii u jezuitów w Krakowie?
Odpowiedziałem:
- Nie, studiowałem stosunki międzynarodowe u komunistów w Warszawie. :)
Na wcześniejszym spotkaniu autorskim zostałem zapytany przez jednego z Czytelników (pozdrawiam): czy Spiskolog i ja to jedna i ta sama osoba :)
***
Czytelnikom bloga życzę Wesołych Świąt Bożego Narodzenia/ Szczodrych Godów/Chanuki!
Choć wielu "ekspertów" przepowiadało, że po upadku Assada Syria pogrąży się w rzeziach i stanie się kalifatem islamskim, to jak na razie mamy tam istny karnawał - eksplozję radościpo obaleniu socjalistycznego reżimu. Nie ma żadnych rzezi międzykonfesyjnych. Jedyną mniejszością, która jest prześladowana są umięśnione ciołki z dawnej assadowskiej bezpieki. Joulani wydał rozkazy ściśle zabraniające ingerowanie w kwestię damskich strojów - "islamiści" mają nie narzucać kobietom hidżabów. Zakazany jest też kult jednostki, czyli eksponowanie portretów lidera rebelii w miejscach publicznych. (Palade i Adam Gwiazda jojczą, że "straszni islamiści" zakazali kobietom pracować w sądach. No cóż, wielu ludzi w Polsce poparłoby też usunięcie kobiet z polskich sądów rodzinnych. Syryjskie sądownictwo może nie jest takim pierdzielnikiem jak polskie, ale odgrywało podobną rolę jak sądy stalinowskie. Palade i Gwiazda de facto bronią więc syryjskich odpowiedników Wolińskiej.) Co więcej, Joulani wezwał wszystkich syryjskich uchodźców do powrotu do kraju z Europy. Ze strony nowych władz nie widać też chęci pójścia na wojnę przeciwko Izraelowi. Dążą one za to do ułożenia sobie dobrych stosunków z USA. Na ich korzyść przemawia choćby to, że wyciągają Amerykanów z assadowskich więzień (jeden z nich zaginął w... Budapeszcie). Administracja Trumpa nie będzie zainteresowana trzymaniem wojsk na syryjskiej pustyni (zwłaszcza, że komunistyczne ciołki zestrzeliły pomyłkowo Amerykanom Reapera), co tworzy warunki do reintegracji terytoriów zajętych przez kurdyjskich komunistów z PKK/YPG.
Za rządów socjalistycznego "katechona" (czy kutafona) Syria stała stała się globalnym centrum produkcji narkotyku syntetycznego o nazwie captagon. Zalewała nim Bliski Wschód i Europę. Cały rynek tego produktu był oceniany na 57 mld dolarów. Assad zarabiał więc lepiej niż poszczególne meksykańskie kartele. Całym interesem kręcił jego brat Maher - dowódca "elitarnej" 4 Dywizji Pancernej. Owa "elitarna" dywizja zajmowała się głównie produkcją oraz organizowaniem dystrybucji captagonu. Nic więc dziwnego, że zaniedbywała takie kwestie jak szkolenie bojowe. Teraz rebelianci pokazują światu zdobyte wielkieskłady i fabryki captagonu. W panice są Ruscy oraz Irańczycy, bo sami też mieli udział w tym interesie.
Ludobójczego rzemiosła uczyli assadowców zarówno sowieccy doradcy jak i byli gestapowcy (często pracujący dla Sowietów) w rodzaju Aloisa Brunnera.
Przytoczmy trochę statystyk. Według Syryjskiej Sieci Praw Człowieka, od marca 2011 r. do końca sierpnia 2024 r. udokumentowano śmierć 231 495 cywilów w syryjskiej wojnie domowej. 201 290 z nich zabiły syryjskie siły reżimowe, 6969 Rosjanie, tylko 5058 Państwo Islamskie, 4024 islamiści związani z proturecką Syryjską Armią Narodową, 3055 międzynarodowa koalicja na czele z USA, 1516 komunistyczni kumple Repetowicza z SDF/YPG/PKK, a tylko 549 "straszliwi islamiści" z HTS.
Klan Assadów był de facto organizacją kryminalną, rządzącą Syrią jak terytorium podbitym i przy okazji destabilizującym też kraje sąsiednie: Liban oraz Irak. Wszyscy wzięci z dupy "eksperci" przekonujący nas przez lata, że ich rządy będą wieczne i "stabilizujące" dla Bliskiego Wschodu powinni się zapaść teraz pod ziemię. Okazuje się, że rację mieli ci, którzy 10 lat temu opowiadali się za większym wsparciem dla rebeliantów i obaleniem Assada środkami militarnymi.
W związku z sytuacją w Syrii najbardziej mnie dziwi to, że nikt nie robi nawiązujących do niej memów z Kosiniakiem-Kamyszem - fizycznie bardzo podobnym do Baszara Assada :)
Saddam Husajn musi mieć w Zaświatach wielką radochę widząc to, co się dzieje. Sytuacja jest bowiem bardzo memiczna.
Wspierana przez Turcję rebeliancka organizacja HTS po zaledwie trzech dniach ofensywy zdobyła Aleppo. Później szybko padła Hama a reżim stracił kontrolę nad 8 z 13 stolic prowincji. Gdy piszę te słowa, rebelianci stoją na przedmieściach Homs. Jeśli zdobędą Homs, nadmorskie, alawickie tereny będą praktycznie odcięte od reszty Syrii. Następny przystanek - Plac Ummajadów w centrum Damaszku.
Wszystkiego tego można było uniknąć. Assad i Rassija zignorowały bowiem ostrzeżenia Turcji, by nie atakować prowincji Ildib, będącej do niedawna ostatnim bastionem HTS. Assadowcy szykowali się do zmasowanych bombardowań i uderzenia pancernego na prowincję. Siły zgromadzone do ataku zostały rozbite przez wyprzedzające uderzenie HTS. Erdogan po raz kolejny pokazał, że jest One Punch Manem.
W latach 2014-2015 Rosja okrążała Turcję z trzech stron: Armenii, Krymu i Syrii. Armenia odpadła z rosyjskiej sieci sojuszów, po przegranej wojnie z Azerbejdżanem o Karabach. Rosyjska flota sromotnie wycofała się z Krymu w wyniku wojny na Ukrainie. A teraz rozwiązany został problem Syrii. Izrael wyeliminował z gry Hezbollah, a Iran się totalnie ośmieszył, więc w próżnię strategiczną wkroczyła Turcja. W wyniku tej rozgrywki Rassija może stracić nie tylko Syrię, ale również swoje przyczółki w Afryce. To bowiem przez syryjską bazę lotniczą Chmeim idzie cała rosyjska logistyka na Afrykę.
Chciałoby się powiedzieć: Don't fuck with sufis, you soviet communist bitch!
Generalnie wielkim paradoksem jest również to, że reżim Assada nie znalazłby się na krawędzi upadku, gdyby Rassija nie namówiła Hamasu do przeprowadzenia spektakularnego ataku na Izrael w dniu 7 października 2023 r. Assad może więc teraz obwiniać za swój los Palestyńczyków i krzyczeć: "Cholerni Arabowie! Zniszczyliście świat arabski!".
Onucowcy i trzecioświatowe komuchy dostały potężnego bólu d..., w którym złączyły się z "obrońcami syfilizacji judeo-łacińskiej" i think-tankowymi libkami w rodzaju Repetowicza. Australijska Syrian Girl zaczęła wyzywać przeciwników Assada od "takfirskich trockistów" :) Z internetowych czeluści są wyciągane filmy sprzed lat pokazujące ekscesy syryjskich dżihadystów. Idzie wraz z nimi narracja, że to się dzieje teraz. Tymczasem HTS dokonała niezłego rebrandingu. Pokazuje się ona jako ugrupowanie republikańskie, szanujące wszystkie religie. Nawet irańska telewizja przyznaje, że nie prześladuje ona szyitów. Zapewnia ona też ochronę chrześcijanom (których dzielnicę w Aleppo zbombardowało rosyjskie lotnictwo) a na gubernatora Allepo chce mianować... miejscowego biskupa.
Słychać oczywiście płacz, że "islamiści walczą z Kurdami". Tak się akurat złożyło, że assadowcy oddawali swoje pozycje cichym sprzymierzeńcom z YPG/PKK, z których Kurdówpóźniej wypierała HTS, ostatecznie umożliwiając im wycofanie się korytarzem humanitarnym. Jedynych zbrodni dokonywały wówczas bojówki YPG - mordując rebeliantów wziętych do niewoli. Być może jednak kierownictwo YPG zrozumiało, że prowokowanie Turcji jest śmiertelnie niebezpieczne i wycofało się z konfrontacji.
Syryjscy Kurdowie byli wcześniej mocno heroizowani przez różnych Repetowiczów. (Kebabowicz uważa, że największym zagrożeniem dla świata nie jest Rosja, ani Chiny, tylko Turcja oraz islam, ale tylko sunnicki, bo w szyickim Iranie legalne są operacji zmiany płci. :) W tej narracji, syryjscy Kurdowie mieli ocalić świat przed straszliwym Państwem Islamskim. Mniejsza o to, że ocalili jedynie z olbrzymią pomocą natowskiego lotnictwa i sił specjalnych. Mniejsza o to, że Państwo Islamskie było stosunkowo małym zagrożeniem dla Zachodu (w porównaniu z Rosją, Chinami, czy nawet Koreą Północną), a niemal zerowym dla Polski (na pewno mniejszym od gejnerałów Różańskiego i Pytonga). Mniejsza o to, że USA nie mają strategicznego interesu w trzymaniu swoich wojsk na skrawku syryjskiej pustyni, a ich interes ekonomiczny sprowadza się tam do pilnowania pola naftowego koncernu Conoco. Mniejsza o to, że wspieranie YPG/PKK jest działaniem USA przeciwko sojusznikowi z NATO - posiadającemu drugą co do wielkości armię w sojuszu i kontrolującemu Cieśniny Czarnomorskie. Obrońcy "syfilizacji judeo-łacińskiej" chętnie by wypchnęli Turcję z NATO, w imię wsparcia dla kurdyjskich sekciarskich komunistów udających turbodemokratów i feministów (ich feminizm polega na wysyłaniu kiepsko przeszkolonych kobiet na front i biadoleniu, gdy w necie pojawiają się filmiki, na których dżihadyści je gwałcą, zabijają i profanują ich zwłoki). No cóż, typowy "obrońca syfilizacji" nie odróżniłby na ulicy Kurda od Turka czy Araba, a niezwykle emocjonalnie angażuje się w sprawę syryjskich Kurdów skłóconych z irackimi Kurdami...
Oczywiście warto obserwować obecnie Syrian Girl - dziewczyna przekonuje, że armia syryjska wcale nie uciekała przed HTS i nie została przez nich pokonana, bo "dostała rozkaz odwrotu" i "nie walczyła". Obecnie rzekomo zmierza ku Wzgórzom Golan, by "bronić kraj przed izraelską inwazją". No cóż, ci Australijczycy to szaleńcy :) Spodziewam się podobnych reakcji onucowców w komentarzach.
***
Ktoś się niedawno pytał: "Czy wygrywasz Fox?", odnosząc to do Ukrainy. Ja więc zapytam, jak tam trzydniowa specjalna operacja wojskowa? Zdobyli już Kijów czy nie? Doszli chociaż do Pokrowska?
Jedna z krewnych Putina pełniąca jeden z urzędów, nieopatrznie wygadała się przed kamerami, że zamówiono 48 tys. zestawów do identyfikacji zwłok żołnierzy poległych na Ukrainie. Tylu mają nierozpoznanych. Do tego trzeba dodać 82 tys. pochówków zidentyfikowanych przez Mediazonę, na podstawie nekrologów i artykułów z prasy lokalnej. A ile zwłok rosyjskich bojców gnije gdzieś na polach i bagnach? Szacunki BBC, na połowę listopada mówiące 120,5 tys. - 174 tys. zabitych rosyjskich żołnierzach (nie licząc milicji dawnych republik donieckiej i ługańskiej), można uznać za dosyć wiarygodne. Dodajmy do tego straty w sprzęcie - bardzo ostrożnie liczone, obejmujące m.in. ponad 11 tys. pojazdów opancerzonych, w tym 3601 czołgów.
I co Rassija osiągnęła za taką cenę? Było warto?
***
Stan wojenny w Korei Południowej był oczywiście czymś całkowicie tragikomicznym. Tamtejszy prezydent ogłosił go mając poparcie społeczne wynoszące zaledwie 17 proc. Stanu wojennego nie poparła nawet jego własna partia. Jeśli chciał przeprowadzić ten zamach stanu na poważnie, to powinien był wcześniej wydać rozkazy, by wojsko szczelnie otoczyło parlament, a deputowani z prochińskiej Partii Demokratycznej zostali aresztowani w nocy, w swoich mieszkaniach. Jak widać koreańscy wojskowi stracili wprawę w takich działaniach...
Z 13 prezydentów Korei Płd.: trzech usunięto w wyniku zamachu stanu, jednego zabito, jeden popełnił samobójstwo po procesie korupcyjnym po zakończeniu kadencji, jednego skazano na śmierć, trzech na wyroki wieloletniego więzienia, dwóch siedziało w więzieniu za reżimu wojskowego, jednemu grozi impeachment.
***
Serdecznie dziękuję wszystkim, którzy przyszli do mnie po podpis na książce na niedawnych Targach Książki Historycznej. To niesamowite jak wielu Was było! Siedziałem tam dwie godziny i jeszcze odchodząc do stolika, dawałem autografy. Dziękuję raz jeszcze i do zobaczenia za rok przy stanowisku Wydawnictwa Repliki z moją nową książką/książkami!
Decyzja kończącego swoją kadencję Joe Bidena o pozwoleniu Ukrainie na użycie rakiet ATACMS na terytorium Rosji Właściwej wywołała u mnie uśmiech. "Stary pierdziel pokazał ostatnie fuck you tym think-tankowym dupkom ze swojej administracji!". Gdy się w nią wczytałem, poczułem się jednak lekko rozczarowany. Pozwolenie to dotyczyło bowiem tylko terytorium Kurskiej Republiki Ludowej. Mimo to, w polskojęzycznym internecie słychać było głośne jojczenie o "prowokowaniu III wojny światowej". Jak się można było spodziewać, jojczyli Warzecha i Palade, a Adam Wielkodupski doznał orgazmu z powodu wizji rosyjskiego uderzenia nuklearnego na Warszawę i zatweetował "Niech Bóg ma nas w opiece". Podkładką pod to jojczenie była aktualizacja doktryny nuklearnej przez Putina. Aktualizacja dokonana już we wrześniu - ale jakoś wówczas wywołująca mniejsze jojczenie.
O czym mówi zaktualizowana rosyjska doktryna nuklearna? O tym, że atak na Rassiję przeprowadzony przez "państwo nie nuklearne" wspólnie z państwem nuklearnym może wywołać nuklearną odpowiedź. Doktryna mówi jednak, że ów atak musi stanowić "krytyczne zagrożenie dla suwerenności Rosji". Od początku wojny słyszymy internetowe jojczenie: "Jak przekroczymy czerwoną linię Rosji, to zacznie się wojna nuklearna pomiędzy nią a NATO".
Czerwoną linią miało być wysyłanie karabinów na Ukrainę. A później czołgów. Potem samolotów. Potem pocisków rakietowych. Potem zaatakowanie mostu krymskiego. Później ataki na sam Krym i Flotę Czarnomorską. Potem ataki na terytorium Rosji Właściwej. Potem ataki na Moskwę. Tak się składa, że ukraińskie drony uderzały i w bazy bombowców strategicznych pod Murmańskiem i w główną bazę Floty Kaspijskiej. Nadlatywały też nad moskiewskie lotniska cywilne. Nawet uderzyły w Kreml, podpadając wiszącą nad nim flagę Rosji. I co? I gówno. III wojna światowa jakoś nie wybuchła.
Generał SWR pisał, że wydanie przez Bidena pozwolenia na użycie ATACMsów na terenie Rosji Właściwej było zaskoczeniem dla kremlowskiego Politbiura - choć takiej decyzji należało się prędzej czy później spodziewać. Na pierwszym posiedzeniu Politbiura nie omawiano kwestii nuklearnych. Na kolejnym doszło do dyskusji. "Jastrzębie" związane z wojskiem przedstawiły trzy warianty odpowiedzi:
1) mobilizacja kolejnych 500 tys. ludzi i rzucenie ich na Ukrainę
2) uderzenie taktyczną bronią jądrową - ale nie za bardzo wiadomo w co, bo były rzucane pomysły od ciosu w "centra decyzyjne" w Kijowie po zdetonowanie bomby nad zaporoskim stepem.
3) większe uderzenie powietrzne na Ukrainie - z udziałem 70 proc. zapasu rakiet, czyli ta sama rozpaprana kampania lotnicza co zwykle.
Politbiuro sprzeciwiło się atakowi nuklearnemu i mobilizacji. Wcześniej ostrzegały jej przed opcją nuklearną Chiny oraz Indie, tłumacząc że mocno skomplikowałaby im ona robienie interesów z Rosją. Zwróćmy uwagę, że nie pojawił się pomysł uderzenia nuklearnego na państwa NATO. W sytuacji, gdy armii rosyjskiej zajęcie ukraińskiego miasteczka powiatowego zajmuje kilka miesięcy i kilkadziesiąt tysięcy zabitych oraz rannych, pełnoskalowa wojna z NATO byłaby przedwczesna. Co więcej byłaby totalną głupotą przed zmianą władzy w Białym Domu.
Według Generała SWR, plan pokojowy Trumpa przekazany "Putinowi" obejmowałby pozostawienie po stronie rosyjskiej Krymu, Obwodu Ługańskiego w granicach administracyjnych i tej części Obwodu Donieckiego, którą Rosja kontrolowała do 24.02.2024 r. Rosja oficjalnie tego planu nie odrzuciła, ale odpowiedziała wspólnie z Chińczykami sabotażem kabla podmorskiego na Bałtyku. Warto więc zadać tutaj pytanie: czemu mamy przejmować się rosyjskimi czerwonymi liniami, skoro Rosja od wielu lat nieustannie łamie czerwone linie wszystkich innych państw, dopuszczając się na nie ataków terrorystycznych (terroryzm nuklearny przy zabójstwie Litwinienki, terroryzm chemiczny przy ataku na Skripała, wysadzanie składów amunicji w Czechach i w Bułgarii, podkładanie ładunków wybuchowych w samolotach DHL, zamach w Smoleńsku...)? Gdy spojrzymy na tę sprawę w ten sposób, to przekazanie Ukrainie ATACMSów i Storm Shadowów oraz pozwolenie na uderzanie nimi w głębi Rosji jest działaniem mocno powściągliwym i spóźnionym.
No cóż, nie tylko Zachód daje się straszyć "czerwonymi liniami". Pamiętam jak kiedyś napisałem tekst o próbie zabójstwa pułkownika Skripała. Jakiś idiota napisał mi, że "wrabiam Rosję" i "powtarzam propagandę, tych co chcą wywołać III wojnę światową". Pamiętam też jak za tusskowego resetu libki srały w komentarzach, że chcę "sprowokować młodzież do ataków butelkami z benzyną na rosyjskie czołgi". Nawet pojawienie się rysunku Achtung Russia! w programie Rachonia za pisowskiej TVP zostało uznane przez libkowsko-endeckich idiotów za "prowokowanie wojny". Jednocześnie twierdzą, że putinowska Rassija prowadzi "grę w szachy 5D" i że może może dokonać ataku nuklearnego z powodu wzoru na t-shircie. Takiej ilości ciot i debili nie mieliśmy w naszym narodzie chyba od czasów stanisławowskich...
No cóż, spodziewam się, że w poniedziałkowym "Do Rzeczy" będziemy mieli: jojczenia Warzechy o czerwonych liniach i "potrząsaniu szabelką", rozważania Mażewskiego o tym, co powinniśmy zrobić, by nas Rassija znowu lubiła, rozkminy teologa (!) Wojciecha "Mielonki" Golonki o tym jak to armia rosyjska "wszystkich czapkami za chwilę nakryje" (bo tak powiedział po raz tysięczny płk McGregor i jakiś analityk z pożal się Boże armii austriackiej) i jego wielce odkrywcze myśli o tym, że na wojnie zarabiają producencki broni, tezy Wieromiejczuka o tym, że obecna sytuacja na świecie jest dokładnie taka sama jak w 1914 r., a dodatkowo może jojczenie Dzierżawskiego o tym, że zabijanie agresorów nie jest "prolife". Lubię ten tygodnik, ale jego wydawcy mogliby oszczędzić na wierszówce i zamiast przyjmować wypociny tych duporealistów mogliby zlecić ich napisanie Chatowi GPT. "Napisz coś w stylu nudziarstw Sykulskiego".
A tymczasem, według "New York Timesa", część oficjeli z Waszyngtonu rozważa odesłanie Ukrainie części broni nuklearnej oddanej przez nią w 1994 r. na mocy Porozumienia Budapesztańskiego. Rassija miałaby większy problem niż ATACAMSy i mniejszą ochotę na kontynuowanie agresji. Kolejnym logicznym krokiem powinna być Polska w nuclear sharing. Ale oczywiście dupki z think-tanków z obu stron Atlantyku zesrają się na samą myśl o takim scenariuszu...
***
30 listopada, w sobotę, od godziny 12.00 będziecie mogli spotkać Waszego Ulubionego Autora, na warszawskich Targach Książki Historycznej, w Arkadach Kubickiego (to przy ogrodach Zamku Królewskiego), przy stoisku Wydawnictwa Replika, czyli stoisku nr 15. Będzie podpisywał swoją książkę "Mroczne sekrety II wojny światowej".
W 2016 r. Trump obejmował władzę nie mając żadnego doświadczenia w sprawowaniu funkcji publicznych. Nie miał okazji poznać od środka, jak działa waszyngtońska machina polityczna. Popełnił krytyczny błąd pozwalając Bannonowi i Kushnerowi na wyrzucenie do kosza planu budowy administracji stworzonego przez gubernatora Chrisa Christiego. Zamiast tego zdecydował się na casting na najwyższe stanowiska. Teraz tego błędu nie robi. Dokonuje nominacji według ściśle określonego planu, na podstawie pracy wykonanej przez specjalny komitet współkierowany przez Howarda Lutnicka (prezesa Cantor Fitzgerald, który stracił brata i niemal cały personel swojej firmy w zamachach z 11 IX 2001 r.) i Lindę McMahon (z tych McMahonów od WEE).
Dotychczasowe jego nominacje da się podzielić na dwie grupy. Pierwsza z nich, to ludzie, którzy mają odbudowywać amerykańską supermocarstwowość (lub jak mówią złośliwi: chronić interesy Izraela):
Mike Waltz - doradca ds. bezpieczeństwa narodowego, pierwszy Zielony Beret w Kongresie, były doradca Rumsfelda i Roberta Gatesa, "jastrząb", zwłaszcza w kwestii Chin.
Doug Borgum - sekretarz ds. wewnętrznych i szef nowej Narodowej Rady Energetycznej. Ma dbać o to, by amerykański przemysł naftowy kwitnął, tania ropa z USA zalewała świat i wszyscy się śmieli z eurocucków brnących w zieloną transformację.
Elon Musk i Vivek Ramaswamy - kierownictwo DOGE, czyli nowego Departamentu Wydajności Rządowej. Departament nie będzie sam w sobie miał władzy fiskalnej, ale będzie identyfikował obszary administracji federalnej, w których można będzie dokonać poważnych cięć. To zła wiadomość dla wielu budżetowych pasożytów. Co ciekawe Trump rozważa likwidację Departamentu Edukacji - i słusznie, gdyż ten resort totalnie się nie sprawdza. Odkąd w 1979 r. utworzył go Jimmy Carter, USA spadły we wskaźnikach edukacyjnych z pierwszego miejsca w okolice trzydziestego. Amerykańskie szkoły publiczne produkują analfabetów, transów i sprawców szkolnych masakr. Czas z tym skończyć!
Czy ta grupa "jastrzębi" będzie prowadziła politykę, która zaszkodzi Rosji i przeszkodzi jej nowym agresjom? Szykowana przez nią polityka energetyczna na pewno będzie Rosji szkodziła. To oczywiste, że tańsza ropa nie jest dobrą wiadomością dla Kremla. Czy jednak ewentualny rozejm na Ukrainie nie da Rosji szansy na odbudowę jej machiny wojennej? A czy do takiego rozejmu dojdzie?
Według Generała SWR, rzeczywiście doszło do rozmowy Trumpa z "Putinem", podczas której amerykański prezydent-elekt mówił kremlowskiemu dziadkowi, by "nie eskalował" sytuacji na Ukrainie i że Ukraińcy są gotowi zaakceptować utratę Krymu. "Putin" twierdził, że umowa rozejmowa musi objąć oddanie Rosji całego Obwodu Donieckiego w jego granicach administracyjnych i możliwość tranzytu na Krym. Otoczenie Trumpa zrobiło przeciek z tej rozmowy, co wyraźnie nie spodobało się rosyjskiemu Politbiuru, które gwałtownie zaprzeczało, że do takiej rozmowy doszło i zaczęło stosować groźby eskalacji. Po tym ludzie Trumpa stwierdzili, że nie będzie już więcej tego typu poufnych rozmów.
Nie oszukujmy się - zarówno demokraci jak i republikanie chcą obecnie rozejmu na Ukrainie. Administracja Bidena omawiała to przecież niedawno z Scholzem, Macronem i Starmerem w Berlinie. Różnice w podejściu dotyczą głównie kwestii drabiny eskalacyjnej.
Każda ekipa w Waszyngtonie zaczyna rządy o próby porozumienia z Rosją. Moskwa traktuje to jednak jako okazanie słabości i zwykle takie porozumienia odrzuca. Możemy więc mieć powtórkę z 1972 r., gdy Wietnam Północny zerwał negocjacje z administracją Nixona i w odpowiedzi otrzymał operację Rolling Thunder 2. Z zestawem "jastrzębi" w administracji taki scenariusz jest bardzo prawdopodobny.
Wróćmy jednak do kwestii nominacji dokonanych przez Trumpa...
Drugą grupę stanowią ludzie mający uderzyć w struktury, które sabotowały politykę pierwszej administracji Trumpa oraz prześladowały go i jego ludzi w latach 2021-2024. Trump zastosował tutaj kadrową opcję nuklearną:
Ppłk Tulsi Gabbard - dyrektor wywiadu narodowego. Była kongreswoman i weteranka z Iraku została wpisana przez administrację Bidena na lotniskową listę obserwacyjną, na którą trafiają podejrzani terroryści. Teraz będzie miała szansę na okiełznanie amerykańskich agencji wywiadowczych. Zarzuca się jej spotkanie z Assadem i gadanie głupot o ukraińskich biolabach, ale może na stanowisku DNI się dokształci...
John Ratcliffe - dyrektor CIA. Był już DNI w końcówce pierwszej kadencji Trumpa, bronił go przed lipnymi oskarżeniami w czasie Russiagate.
Matt Gaetz - prokurator generalny. Koleś jest cięty na Departament Sprawiedliwości, ale jest niebezpieczeństwo, że nawet jeśli go zatwierdzi Senat, będzie szantażowany dziwkarskimi sprawami. Ta nominacja jest więc moim zdaniem zła.
Robert Kennedy Jr. - sekretarz zdrowia. Wreszcie ktoś, kto dociśnie firmy farmaceutyczne i producentów gównianej żywności! Koleś na tyle asertywny, że wprost wypomina Trumpowi jedzenie "trucizn". Jest jednak niebezpieczeństwo, że jeśli znów wypuszczą jakąś pandemię to rozkręcą histerię, że "antyszczepionkowiec zabija ludzi".
Powyższe nominacje mogą być jednak zakwestionowane przez Senat. Zwłaszcza, że Gaetz i Gabbard nie podobają się lobby izraelskiemu.
Zwróciłem uwagę na to, że pytania dotyczące "hotspotów UFO" zadawała w trakcie tego przesłuchania kongreswoman z Florydy Anna Paulina Luna. Ciekawa postać - ma meksykańsko-austriackie korzenie (nazwisko rodowe: Meyerhofer), wychowana w rodzinie "mesjańskich Żydów", miała dziadka w Wehrmachcie, służyła w armii USA ale też miała epizod pracy w "klubie dla dżentelmenów" (oficjalnie jako kelnerka, Roger Stone twierdził, że była striptizerką).
***
Płk Berling został spytany przez natarczywego stalinowskiego fanatyka Witkora Grosza: - Jaki jest wasz stosunek do Żydów?
Odparł: - Lubię ładne Żydówki.
Radek Sikorski popełnił błąd, że nie wziął sobie ładnej Żydówki - najlepiej Sefardyjki. Takiej w typie piosenkarki Madison Beer (o której piszą, że ma "polskie korzenie", ale jak dla mnie wygląda bardzo sefardyjsko...).
W Partii Demokratycznej już zaczęło się szukanie winnych. Są tacy, którzy obwiniają Kamalę, za to, że wybrała Tamponowego Tima jako kandydata na wiceprezydenta. Tamponowy Tim był rzeczywiście beznadziejny, a od przegranej przez niego debaty z Vance'm zaczęła się ostra zwyżka sondażowa Trumpa. Ludzie Bidena obwiniają Pelosi i Obamę za zastąpienie ich szefa beznadziejną kandydatką, która nie potrafiła nawet sklecić paru zdań bez telepromptera. Partia mogła po wymuszonej rezygnacji Bidena zorganizować mini-prawybory (pozwalając bidenowskim delegatom wybrać nowego kandydata), ale narzuciła wszystkim kiepską kandydatkę. Być może skończy się na tym, że winę za klęskę zrzuci się na George'a Clooneya, który napisał osławiony list otwarty wzywający Bidena do rezygnacji z kandydowania.
W trakcie wieczoru wyborczego w jednej z internetowych telewizji stwierdziłem, że dynamika sondażowa, zachowanie rynków finansowych oraz trendy w internecie sugerują zwycięstwo Trumpa. Bardzo ostrożnie wówczas prognozowałem, że Trump zgarnie co najmniej pięć stanów kluczowych. Stwierdziłem, że Pensylwania jest dla mnie zagadką, ale tam mogą przeważyć wynik wyborów amisze. Moje prognozy okazały się bardzo asekuranckie. Trump wygrał we wszystkich stanach kluczowych (zaliczam na jego konto Arizonę, gdzie jeszcze liczą głosy) zdobywając 312 głosów elektorskich. Wygrał "popular vote" otrzymując o 4 mln głosów więcej niż Kamala. Przy okazji republikanie zdobyli bezpieczną kontrolę na Senatem i wygląda na to, że utrzymają ją nad Izbą Reprezentantów. Kamala nie zdołała poprawić wyniku Bidena w żadnym (!) hrabstwie USA. Trumpowi udało się wygrać m.in. w zdominowanym przez Latynosów teksańskim hrabstwie, w którym żaden republikanin nie wygrał od 1892 r. Na Florydzie zwyciężył w hrabstwie silnie portorykańskim - jak widać gównoburza z dowcipami o "wyspie śmieci" nie wpłynęła na preferencje wyborcze. Mocno demokratyczne New Jersey i Minnesota stały się "swing states".
Trumpa poparło 56 proc. katolików, z czego 60 proc. białych katolików. Można zapytać: czemu tak mało? Księża w USA bowiem z ambon otwarcie gromili Kamalę i demokratów za ich proaborcyjny fanatyzm. Trump wielokrotnie natomiast odwoływał się do katolickich symboli w trakcie swojej kampanii - a to do Matki Boskiej z Guadelupe, a to do bł. ks. Popiełuszki, a to tweetował tekst modlitwy-egzorcyzmu do św. Michała Archanioła. To wystarczająca dawka katolickiej symboliki, by pastor Chojecki dostał krwawej sraczki. Skąd jednak grzeszny protestant Trump wiedział o modlitwie do św. Michała Archanioła? Ma katolicką, turbosłowiańską żonę, ale nie sądzę, by to ona mu to podpowiedziała. Katolikiem jest też jednak J.D. Vance. Trump ma też pewnie katolickich doradców, w tym tych pochodzenia polskiego, którzy mu odpowiednie rzeczy podpowiedzieli. Można to uznać za wyborczą socjotechnikę, ale Trump przynajmniej się przygotował. Kamala bazowała bowiem na przekazie: "głosujcie na mnie, bo mam c...pę i jestem za aborcją, a jak nie będziecie na mnie głosować to jesteście nazistami i mizoginami".
Jak można było się spodziewać, zwycięstwo Trumpa wywołało ciężki kryzys psychiczny u libtardów, a szczególnie u części tego elektoratu najbardziej uzależnionego od Prozacu i podobnych substancji czyli u białych, liberalnych kobiet. Niektóre z nich ogłosiły, że na cztery lata rezygnują z wszelkiej aktywności romantyczno-seksualnej z mężczyznami. W obronie aborcji ("mogę swobodnie zabić swoje dziecko jedynie w 47 stanach, to niemal jak "Opowieści podręcznej!") zdecydowały się więc na celibat. Mogłyby jeszcze ubrać się w jakieś habity. Paradoksem jest to, że jeśli wytrwają w swoim postanowieniu, to kwestia aborcji przestanie być ich problemem. Są takie, które idą krok dalej i deklarują, że nie będą przez cztery lata rozmawiać z mężczyznami. Zamkną się w klasztornej klauzurze czy przeniosą do Afganistanu?
Z ich postawą kontrastuje to, że Trumpa wspierało bardzo wiele internetowych influencerek i dziwek. Twitter pełny był filmików z roznegliżowanymi paniami pozującymi w czapkach MAGA lub z flagami "TRUMP". Były też filimiki, na których pokazywały gołe biusty na wiecach Trumpa. To był jednej z sygnałów nadchodzącego zwycięstwa kandydata republikanów. Nie widziało się tych influencerek z akcesoriami wyborczymi Tima Walza i Kamali. Fotkę z Trumpem na wiecu zrobiła sobie m.in. Corinna Kopf, dosyć zabawna 28-latka, która już przeszła na emeryturę, bo zarobiła 67 mln USD na OnlyFans. Ciekawe, że internetowe influencerki nie wpadły w histerię z powodu aborcji. A... one wiedzą, co to antykoncepcja.
Ogólnie cała ta propaganda pokazująca Trumpa jako polityka "antykobiecego" jest równie kretyńska jak narracja robiąca z niego nazistę. Koleś otacza się przecież kobietami, a wiele z nich pełniło ważne funkcje w jego kampanii.
Kamalę pokonała więc koalicja miliarderów, robotników, farmerów, Latynosów, bardziej ogarniętych Murzynów, białych suprematystów, katolików, ewangelikalnych protestantów, prawicowych syjonistów, chrześcijańskich Arabów, muzułmanów oraz internetowych dziwek. Kamala wygrała jedynie w D.C. i w stanach, w których w lokalach wyborczych nie trzeba pokazywać dowodów tożsamości.
A teraz zagadka wyborcza: w 2012 Obama zdobył 65,9 mln głosów, w 2016 r. Hillary uzyskała 65,8 mln głosów, w 2020 r. Biden uzyskał 81,3 mln głosów, w 2024 r. Kamala zdobyła 70,4 mln głosów. Gdzie się więc podziało blisko 11 mln wyborców Bidena z 2020 r.? Przypomnę, że Biden wygrał w 2020 r. w zaledwie 477 hrabstwach, w tym tylko w jednym będącym barometrem poparcia na terenie całego stanu lub kraju. Jak to się więc stało, że Kamala zdobyła 11 mln głosów mniej niż Biden? Czyżby struktury podległe Bidenowi nie zaangażowały się w tym roku w masowe zwożenie głosów po północy do lokali wyborczych? W 2020 r. przeciw Trumpowi działała też część struktur republikańskich. Tym razem się to nie powtórzyło, a w międzyczasie zaostrzono reguły głosowania w wielu stanach.
Wróćmy jednak do wątków religijnych. Pod koniec kampanii zwróciłem uwagę na ciekawostkowego newsa mówiącego, że samozwańcze czarownice twierdzą, że rzucone przez nie uroki przeciwko Trumpowi nie działają, bo ma on za mocną ochronę. Można się z tego pośmiać: "ha, ha... idiotki, którym wydaje się, że władają magią". Tyle, że one nie przechwalały się, że rzuciły skuteczny urok na Trumpa, a że nie mogły tego zrobić, bo ma on silną ochronę. To oznacza więc, że albo Trump ma w swoim otoczeniu ludzi zajmujących się ezoteryką bardzo poważnie, albo miał ochronę innych sił. Katolicy stwierdzą, że to zasługa tweetowanej przez niego modlitwy-egzorcyzmu do św. Michała Archanioła.
Nie zdziwiłbym się też, gdyby Joe Biden - lub jego syn Hunter - okazał się być "Q" z QAnona :)
Powrót Trumpa do Białego Domu stawia też w ciekawym świetle przepowiednię Indian Hopi o Człowieku, w Czerwonej Czapce, który nadejdzie ze Wschodu i dokona "oczyszczenia kraju", a będą mu pomagać człowiek posługujący się symbolem swastyki (!) i człowiek posługujący się symbolem Słońca (Japonia, Tajwan czy IHS?).
Na koniec trochę kampanijnej muzyki, a po niej gównoburza w komentarzach:
Jeśli nie macie autografu autora na swoich egzemplarzach książki, to możecie go zdobyć na najbliższych warszawskich Targach Książki Historycznej. Będzie na Was tam czekał, przy stanowisku Wydawnictwa Replika, w sobotę 30 listopada między 12.00 a 13.00.