sobota, 25 lutego 2023

Rok j*bania Rassiji

 


Ilustracja muzyczna: Volodymyr Zelenski drip

Pierwszy rok wojny na Ukrainie możemy podsumować pytaniem: i kto rano był w Kijowie a wieczorem w Warszawie? :)

Wizyta Joe Bidena w ukraińskiej stolicy był dla Rosji potężnym kopniakiem w cztery litery. Nic tak nie obrazowało jej strategicznej klęski jak widok amerykańskiego prezydenta swobodnie przechadzającego się ulicami Kijowa, w rok po tym jak Departament Stanu wzywał obywateli USA do pilnego opuszczenia Ukrainy. Warto również zauważyć, że Joe Biden jest pierwszym od czasów George'a W. Busha amerykańskim prezydentem, który odwiedził Kijów. (Tego samego Busha, który ostrzegał Obamę w 2009 r., że Putin chce zająć Krym i zaatakować Ukrainę.) Symbole symbolami, ale w zakulisowych rozmowach padły konkrety. Kilka nocy później ukraińskie rakiety spadły na rosyjski koszary w Mariupolu oddalne o ponad 80 km od linii frontu i leżące na granicy strzału dla Himarsów z dotychczas używaną amunicją. Wcześniej zapowiedziano, że Ukraina dostanie pociski GLSDB do Himarsów mające zasięg do 150 km. Możliwe, że w tym tygodniu widzieliśmy ich debiut bojowy.


Nic dziwnego więc, że "historyczne" przemówienie Putina mogło być już tylko tradycyjnym sowieckim bóldupieniem o nazistach i biolaboratoriach (jakoś żadnego z tych laboratoriów Ruscy nie pokazali). Dygnitarze obecni na tej nasiadówce przysypiali, a najważniejszą rzeczą, jaką zapamiętali z tej imprezy był moment, gdy turbogej Wołodin położył Miedwiediewowi dłoń na kolanie. 



Wizyta Wujka Joe w Warszawie była fajnym dopełnieniem tej podróży. Trochę jestem rozczarowany, że podczas przemówienia w Arkadach Kubickiego, Biden nie rzucał opowiastkami o swoim psie, ale fajnie że ogólnie fajnie, że wykonał wobec nas taki gest. (A także, ku rozpaczy libków pozytywnie wyraził się o zabezpieczaniu przez nas granicy białoruskiej przed nachodźcami. Libki mogą być też rozczarowane, że Biden poświęcił mniej czasu Czajkowskiemu, Tusskowi i Kopertnikowi niż dzieciom na scenie, ale powinni wiedzieć, że dzieci są zawsze priorytetem dla Wujka Joe.) Naprawdę podobała mi się atmosfera spotkania Bidena z prezydentem Dudą i premierem Morawieckim. Widać też Biden, reprezentujący starą, prozwiązkową część Partii Demokratycznej, polubił Polskę. Oczywiście to nie osobiste sympatie są najważniejsze w polityce międzynarodowej, a interesy strategiczne. A te mamy obecnie z Amerykanami zbieżne.

Cieszy to, że Biden po raz kolejny pominął Berlin w swoich europejskich wojażach. Ostatnim prezydentem, który złożył oficjalną wizytę w niemieckiej stolicy był Barack Hussein Obama - najbardziej lamerski prezydent USA od czasów Jimmy'ego Cartera. Jak zauważył Sławomir Dębski:

"Słyszałem od kogoś, że czasie szczytu NATO w Warszawie, podczas rozmowy Duda-Obama, na każdą propozycję ze strony polskiej Obama pytał: a co na to Niemcy? Czy skonsultowaliście to już z Berlinem? Wrażenie było takie, że administracja Obamy traktowała Polskę jak państwo uzależnione politycznie od Niemiec. To się zmieniło za Trumpa i dalej tak jest. Niemcy były od 30 lat, od upadku Muru Berlińskiego głównym amerykańskim sojusznikiem w Europie. Upadek Muru został zdefiniowany przez środowiska demokratyczne, zwłaszcza od Clintona, jako sukces amerykańskiej polityki. Nawet większy niż wygrana w II wojnie światowej. Oni wokół tego zbudowali legendę. Problem, który powstał obecnie wynikał z tego, że Niemcy i ich polityka wobec Rosji po pierwsze nie tylko poniosła całkowite fiasko, skompromitowała się na całej linii, ale także w dużej części właśnie ta polityka ponosi odpowiedzialność za rosyjską agresję na Ukrainę. Zaproponowali Zachodowi karmienie bestii. Polityka polegająca na karmieniu bestii także interesami i integralnością terytorialną sąsiadów rosyjskiej bestii okazała się niebezpieczna nie tylko dla najbliższego sąsiedztwa Rosji, ale okazała groźna dla interesów Stanów Zjednoczonych. To wymusiło na Amerykanach zmianę. Prezydent Biden przyjeżdża do Polski w chwili, gdy okazuje się, że skuteczna polityka Polski wobec Niemiec polega na polityce faktów dokonanych. Konsultacja z Niemcami, które w swojej polityce dążyły do tego, żeby pomagać jak najmniej Ukrainie i robić to jak najwolniej, do niczego dobrego by nie doprowadziła, a można powiedzieć, byłaby sprzeczna z polityką Stanów Zjednoczonych, prezydenta Bidena, interesami wolnego świata, więc dlatego prezydent Biden pokazuje, swoją obecnością, swoim przemówieniem programowym, że świat potrzebuje bardziej polityki takiej, jaką prowadzi Polska, niż ta którą prowadzą Niemcy. W tym sensie jest to z całą pewnością pewna zmiana akcentów w polityce amerykańskiej, bardzo trudna, zwłaszcza dla demokratów, ponieważ demokraci, do ubiegłego roku, także administracja Bidena, starali się Niemcy ochronić. Te słowa o konieczności utrzymania jedności, utrzymania sojuszu Europy, wolnego świata, wobec Rosji oznaczało de facto podciąganie Niemiec do mainstreamu. To Niemcy wypadły poza mainstream wolnego świata, a administracja Bidena przez ostatni rok starała je się tam dociągać. Polska Amerykanom w tym pomagała między innymi polityką faktów dokonanych. My musimy obecną sytuację wykorzystywać do tego, aby kształtować politykę wolnego świata zgodnie z naszymi interesami, a naszym interesem jest niewątpliwie szybkie zwycięstwo Ukrainy w tej wojnie, bo też nie chodzi o to, żeby Ukraina wygrała za 10 lat, gdy się wykrwawi."

(koniec cytatu)


Ciekawym akcentem wizyty prezydenta Bidena była też... Msza św. odprawiona w hotelu Mariott w Środę Popielcową. Biden jak widać jest bardzo mocno przywiązany do katolickich rytuałów, wyznaczających niegdyś cykl życia irlandzkiej społeczności w USA. Aż przypomniały mi się memy pojawiające się po wyroku Sądu Najwyższego w sprawie Roe vs Wade. Biden mówiący do telefonu: "Tak, Ojcze Święty, zrobiłem to, co nakazałeś". Aż dziw, że rosyjska propaganda nie eksploatuje wątku jezuickiego spisku przeciwko duposławnej Rassiji realizowanego przez katolickich prezydentów Bidena i Dudę :) Można też nieźle wkręcać naszych antyklerykalnych libków - jeszcze z byłego seminarzysty Szymona Kotłownii zrobić "agenta Watykanu" :)

Niewątpliwie ostatni rok naruszył wiele tabu w globalnej i polityce oraz pogrzebał wiele mitów. Okazało się choćby, że o kant d... można rozbić opowiastki Bartosiaka i kolesi z amerykańskich think-tanku o wszechpotężnych rosyjskich bąblach antydostępowych, przez które nic nie przeleci. Ukraiński atak na bazę lotnictwa strategicznego w Engels, położoną za Wołgą, pokazuje jak bardzo think-tankowi analitycy bywają oderwani od rzeczywistości. Tak samo można się pośmiać z tez Zychowicza, przedstawionych choćby w końcówce "Germanofila", o tym, że powinniśmy polegać w kwestiach obronnych nie na "niepewnych USA", ale na Niemcach. Możnaby napisać wiele tomów książek o takich nietrafionych prognozach...

Sam też muszę się jednak uderzyć w piersi. Nie przewidziałem pełnoskalowej inwazji na Ukrainę. Uważałem, że Rosja nie zrobi czegoś tak kretyńskiego. Widząc nieudolne przygotowania propagandowe do wojny, na miesiąc przed inwazją pisałem:

"Inwazja na pełną skalę byłaby przede wszystkim złamaniem wiecznie aktualnych zaleceń Sun Tzu. Po co, prowadzić wojnę, skoro można przejąć kontrolę nad Ukrainą metodami pokojowymi, za pomocą prorosyjskich polityków? W lutym 2021 r. otwarcie prorosyjska Platforma za Życiem miała w sondażach nawet 23 proc. głosów i wyprzedzała partie Zełenskiego i Poroszenki. Obecnie jej poparcie spadło poniżej 10 proc. W największym stopniu do erozji jej poparcia przyczyniła się Rosja - strasząc zwykłych Ukraińców, że przerobi ich miasta i wioski w Donbas. Karzełek Putin musi być jakimś zakamuflowanym agentem "banderowców". Na miejscu nierobów z Łubianki sprawdziłbym, czy jego ojciec nie był w czasie wojny jakimś zdrajcą i "faszystowskim podlcem".

Dużo więcej sensu miałoby dla Rosji przeprowadzenie ograniczonej inwazji. W planie minimum - aneksji Donieckiej i Ługańskiej Republiki Chujowej. W planie optymalnym wyrąbanie korytarza lądowego do Krymu. W planie maksymalnym przebicie się aż do Naddniestrza. Choć można zadziałać jak w bajce o Piotrusiu i wilku - koncentrować wojska tyle razy nad granicą z Ukrainą, aż w końcu nikt już nie będzie wierzył Ukraińcom, że są zagrożeni inwazją."

(koniec cytatu)

Choć pisałem w sposób bardzo ostrożny, to tamten wpis spotkał się z potężnym bólem d... u bolszewickich trolli. Niejaki shit_eater przekonywał, że biedna Rassija jest prowokowana przez NATO do wojny (już zaraz miały zostać na Ukrainie zainstalowane rakiety hipersoniczne!), by "odwrócić uwagę od szczepionek". Jakiś bóldupiący troll podpisał się wówczas zetką. Bardzo trafne.


Po paru miesiącach różni analitycy wojskowi przyznali mi rację: Rassija mogłaby zrealizować plan, gdyby był on ograniczony do uderzenia na południu - na Chersoń, Mikołajów i Odessę. Zamiast tego próbowała jednak zrobić w Kijowie powtórkę z Kabulu 1979 - zabić Zełenskiego i przerzucić z lotniska do stolicy wojska powietrznodesantowe. (Zapomnieli, że w 1979 r. taka akcja udała im się, bo atakowali sojusznika, który totalnie nie spodziewał się ataku. Prezydent Amin próbował się nawet dodzwonić do ambasady sowieckiej, by poprosić ją o obronę przed niezidentyfikowanymi "puczystami" atakującymi jego pałac.) 

Kluczowe okazało się to, że administracja Bidena zagrała na jesieni 2021 r. w otwarte karty: poinformowała wszystkich o szykowanej rosyjskiej agresji. Rusnia musiała się wówczas tłumaczyć, że nic takiego nie planuje i przesuwać kolejne terminy ataku. I jednocześnie przesadziła z maskirowką - ale wobec własnych żołnierzy i oficerów. Zakończyło się to totalną kompromitacją rosyjskich sił lądowych, lotnictwa, marynarki wojennej, służb specjalnych i dyplomacji. Rosję przed szybkim upadkiem uratowali jedynie kompetentni technokraci z banku centralnego i ministerstwa finansów, w rodzaju Elwiry Nabiuliny. 

W jednym się jednak zgadzam z prorosyjskimi trollami - Putin odegrał rolę historyczną. Jak car Mikołaj II czy Andropow. Uruchomił siły, który doprowadzą w długim terminie do totalnego przekształcenia Rosji, Europy i świata. Nie takiego jednak jak wyobrażali sobie różni Sykulscy i Wielkodupscy.

***

W mediach społecznościowych linkuje dużo mniej lub bardziej ciekawych tekstów. Rocznicowo sporo się ich zebrało. Polecam szczególnie te:

Dobry wywiad z pułkownikiem Sierhijem Hrabskim poświęcony dziejom tej wojny i scenariuszom na przyszłość.




Oczywiście warto też zaglądać do dobrych źródeł z informacjami na temat przebiegu wojny.

Mapę DeepState - pokazującą bardzo dokładnie zmiany sytuacji na froncie od kwietnia - pewnie znacie.

Blog Zapiski Czynione po Drodze - ciekawą kronikę wojny - pewnie też odwiedzacie.

Listę w 100 proc. zweryfikowanych rosyjskich strat sprzętowych skompilowaną przez Oryx też warto czasem sprawdzać. 

***

Ciekawie czyta się moje archiwalne wpisy.

W tym z 19 lutego 2022 r.  ewidentnie się pomyliłem - spodziewałem się "małej wojny". 

W tym z 26 lutego 2022 r. przewidywałem już jednak, że Ruskim nie uda się zdobyć Kijowa.

***

Nie zaskoczy Was pewnie to, że czytam "prawicowe" tygodniki. I moje wrażenia są takie: w "Gazecie Polskiej" nie ma już co prawda ś.p. doktora Targalskiego (który już wiele lat temu obśmiewał rusofilskich debili, z których teraz wszyscy się śmiejemy), ale dobre analizy piszą Piotr Grochmalski i Antoni Rybczyński. W "Sieciach" absolutnie warto poczytać Budzisza i Maciejewskiego. A co ma do zaproponowania "Do Rzeczy"? Nudne wysrywy Warzechy i kuriozalne tekściki Wojciecha "Mielonki" Golonki, który raczy nas mądrościami w stylu "a może lepiej, gdyby Ukraina się poddała?" lub "na wojnie zarabiają koncerny zbrojeniowe". 

Prawdziwą aberracją jest przedstawianiem polityki Orbana wobec wojny na Ukrainie jako "słusznej alternatywy". Co bowiem Węgry zyskały na swoim stanowisku? Nic, poza najwyższą inflacją w Europie. Orban jest w swych rachubach podobnym głupcem jak ta stara dziwka Edward Benesz. Liczył pewnie na zajęcie Zakarpacia w razie upadku Ukrainy. Powinien jeszcze raz przyjrzeć się mapie i zwrócić uwagę na to, że tylko Nizina Pannońska oddzialałaby wówczas Rosję od Serbii. Orban może pajacować z polityką "wielowektorową" tylko dlatego, że Ukraina oddziela go od Rosji. 

Warzecha i inni "geniusze geopolityki" udają, że nie wiedzą, że to, co proponują jest realizacją doktryny Ewy Kopacz, czyli "lepiej się zamknąć w domu i napierdalać kamieniami dinozaury". Rola Polski dla podtrzymywania ukraińskiego oporu jest kluczowa. Gdybyśmy realizowali politykę proponowaną przez konfiarzy - politykę de facto niemiecką! - mielibyśmy obecnie rosyjskie wojska na całym łuku od Sambora po Grodno i wzdłuż granicy z Obwodem Królewieckim. Rozochocony słabością Polski i Zachodu karzełek Putin szykowałby się do kolejnych podbojów. Kapitał zagraniczny uciekałby z naszego kraju, złoty by się totalnie załamał, inflację mielibyśmy z 40-procentową, stopy procentowe na poziomie 20 procent i powszechną służbę wojskową. Konfiarskie lolki płakałyby, że wcielono ich w kamasze - nie na weekendowe szkolenia, a na rok czy dwa lata. 

Paradoksalnie, ci którzy nie lubią Ukraińców, powinni im cały czas mocno kibicować. Gdyby bowiem Putin odniósł łatwe zwycięstwo nad Ukrainą, przypomniałby sobie o pretensjach Chruszczowa, by przyłączyć do sowieckiej Ukrainy Przemyśl, Zamość i Chełm. FSB stałaby się wówczas największym animatorem banderyzmu. 

***

W pewnej rasistowskiej książce przeczytałem bardzo ciekawą rzecz. O sukcesie danego narodu decydują głównie trzy rzeczy: geny, kultura i ekosystem. Moim zdaniem Rosjanie mają akurat dobre geny - dużo ładnych kobiet i silnych, wytrzymałych mężczyzn (o klasycznym wyglądzie Wiktora Buta :). Średnie IQ wyższe niż choćby u Hiszpanów. Pod względem genetycznym Rosjanki stanowią o wiele lepszy materiał od Niemek. Niestety Rosja posiada ekstremalnie ch...wą kulturę, która poważnie ogranicza jej rozwój. Jej kultura to mieszkanka zdegenerowanego prawosławia (czy raczej duposławia), mongolskiego systemu okupacyjnego, pruskiego zmilitaryzowanego biurokratyzmu, sowietyzmu i mafijnego turbokapitalizmu. Na to nakłada się morderczy ekosystem, który wymusił powstanie nieefektywnej kultury pracy, bylejakość inwestycji i brak poszanowania dla życia ludzkiego. Tym, którzy chcą zgłębić ten problem polecam książkę Andrieja Burowskiego "Odrodził się koszmar rosyjskiej historii". Bo klasycznych dzieł Kucharzewskiego i Pipesa, chyba polecać nie muszę... Wyrobionym czytelnikom też chyba nie muszę zachwalać dzieł Włodzimierza Bączkowskiego, który proroczo przekonywał, że "Ostatecznie wypłynie z Rosji czarny nacjonalizm".

***

3,2,1... do bólu d... cwelotrolli Prigożyna w komentarzach

sobota, 18 lutego 2023

Chińskie balony z Phobosa

 


Ilustracja muzyczna: Top Gun Maverick Theme

Każdy, kto zna historię obu wojen światowych, mógł mieć ostatnio uczucie deja vu. Oto bowiem samoloty myśliwskie znów walczą z balonami. Tym razem jednak nie mieliśmy do czynienia z zeppelinowym blitzem nad Londynem. Doszło natomiast do ciekawego crossoveru. Chińczycy wysyłali balony nad USA wykorzystując odkryty przez Japończyków przed II wojną światową prąd strumieniowy - powietrzną autostradę prowadzącą znad Azji Wschodniej do Ameryki Północnej. O ile Japończycy wykorzystywali ten prąd do wysyłania nad USA małych balonów z podwieszonymi bombami, to Chińczycy wykorzystują go jako autostradę dla swoich aerostatów szpiegowskich.




Tym razem jednak wielki chiński balon nad USA wywołał sensację w mediach,  sprowokował powstanie ogromnej ilości memów, a także poważną dyskusję nad stanem amerykańskiej obrony przeciwlotniczej. Po długim zwlekaniu, zestrzelono go u wybrzeży Karoliny Południowej.  (O ile pierwszym wrogim obiektem zestrzelonym przez F-15 był Mig-21, przez F-14 Su-22, przez F-16 Mig-21, przez F-18 też Mig-21, przez F-35 dron, to przez F-22 chiński balon.) 




Jego szczątki wydobyto z oceanu. Zachowały się jego sensory, nie ma więc żadnych wątpliwości, że ten balon spełniał misję szpiegowską. Wcześniej o pojawianiu się tego rodzaju obiektów w swoich przestrzeniach powietrznych donosiło 12 krajów, w tym Japonia i Tajwan.  Cztery miesiące wcześniej jeden z nich rozbił się u wybrzeży Hawajów. Baza tych aerostatów znajduje się na Hajnanie. Balony te nie są wykorzystywane do robienia zdjęć lotniczych, ale do przechwytywania komunikacji elektronicznej. Mogą również służyć jako platformy dla ataków EMP. 




Balony szpiegowskie ostatnio pojawiły się też nad Ukrainą i Rumunią, ale były to bardzo prymitywne rosyjskie ustrojostwa z podwieszonymi kawałkami złomu mającymi za zadanie... zakłócać działanie radarów. Jeden z takich obiektów macie na powyższej fotce. 

Te memiczne zdarzenia przesłoniły jednak dwa o wiele ciekawsze incydenty: zestrzelenia tajemniczych obiektów nad Alaską i Jeziorem Huron.

"Nazywamy je obiektami, a nie balonami, z wyraźnego powodu" - mówiło oświadczenie Pentagonu. Wskazano w nim, że nie wiadomo, czym te obiekty były i na jakiej zasadzie unosiły się w powietrzu. Później Narodowa Rada Bezpieczeństwa stwierdziła, że prawdopodobnie trzy zestrzelone obiekty nie były pochodzenia chińskiego.  Pentagon nagle zmienił wersję, twierdząc, że były to prawdopodobnie obiekty komercyjne. Biden również powiedział, że nie były one związane z Chinami. Jednocześnie puszczono w obieg wersję mówiącą, że zestrzelony nad Alaską obiekt mógł być wartym 12 dolarów hobbystycznym balonem meteorologicznym.  NORAD oficjalnie poinformował o odwołaniu poszukiwań szczątków obiektów zestrzelonych nad Alaską i nad Jeziorem Huron.  Sprawa wydaje się być zamknięta.

ALE...

Mały, hobbystyczny balon meteorologiczny nie pasował do obiektu zestrzelonego nad Alaską. Tamten obiekt miał być cylindryczny i wielkości małego samochodu. Piloci nie wiedzieli, co to jest i twierdzili, że obiekt zakłócał ich elektronikę pokładową. Ponadto Pentagon twierdził, że rozpoczął zbieranie szczątków tego obiektu. 



Podobnie zagadkowy był obiekt zestrzelony nad Jeziorem Huron. Z nagrań z kokpitów biorących udział w akcji jego zestrzelenia, wynika, że byli oni mocno zaskoczeni, tym co zobaczyli. Twierdzili, że ten obiekt nie był balonem. Był czymś ośmiokątnym i szybko się obracał. Pierwsza rakieta w niego nie trafiła.


Po tym weekendzie zestrzeleń, amerykańska Rada Bezpieczeństwa Narodowego stworzyła nową grupę zadaniową zajmującą się niezidentyfikowanymi obiektami latającymi.  Republikański senator Marco Rubio stwierdził, że UFO od wielu lat pojawiają się w zastrzeżonej przestrzeni powietrznej USA i że "nie wiadomo skąd pochodzą". Inny republikański senator, John Neely Kennedy, wypowiedział się w podobnym duchu, na koniec krótkiego briefingu mówiąc: "Zamykajcie drzwi na noc". Na utajnionym posiedzeniu senackiej komisji musiał usłyszeć od ludzi z Pentagonu, coś co nim wstrząsnęło...

Każdy kto czytał moją serię Phobos, nie będzie zaskoczony tego rodzaju wypowiedziami amerykańskich prominentów. Choć pastor Chojecki opowiada kocopały o tym, że "UFO to wymysł Sowietów", to tak się akurat składa, że to Pentagon w ostatnich latach najmocniej podsycał zainteresowanie opinii publicznej tym fenomenem (zwróćcie uwagę ile ciekawych programów poświęconych UFO jest na kanałach typu National Geographic). Tymczasem środowiska prosowieckie ostatnio starają się przekonywać, że  UFO to operacja psychologiczna Amerykanów. Towarzysz Edward Snowden stwierdził nawet, że ma ona uwagę odwrócić uwagę od wysadzenia Nord Streamu. (O tym, że Nord Stream został wysadzony w powietrze w wyniku amerykańsko-norweskiej specjalnej operacji gazociągowej pisał Seymur Hersh, czyli koleś, który nagłośnił masakrę w My Lai i wątpił w to, że Skripała otruli agenci GRU. Obecnie jednak nikogo już nie obchodzi Nord Stream - okazał się on całkowicie niepotrzebny. Europa przetrwała bez niego zimę. Szczątki tego gazociągu to wielki pomnik niemieckiej głupoty. Jeżeli rewelacje Hersha są prawdziwe, to bardzo dobrze świadczą o administracji Bidena. Pokazują, że potrafiła potraktować Niemców brutalnie. Może nie tak brutalnie, jak na to zasługują, ale był to krok w dobrym kierunku.) W prorosyjskiej części netu natychmiast zaczęto propagować też wersję, że "UFO ma odwrócić uwagę od szczepionek" i szykowana jest "lipna inwazja obcych".

Stanowisko wobec UFO jakie prezentują cwelotrolle Prigożyna jest jednak oczywiście krańcowo odmienne od tego jakie zajmują decydenci z Kremla za zamkniętymi drzwiami. Generał SWR doniósł, że Putin dostał dwa raporty dotyczące tajemniczych obiektów zestrzelonych przez Amerykanów. Jeden, poważniejszy, od Patruszewa. Drugi od Michaiła Kowalczuka - znanego z ezoterycznych zainteresowań. Raport Kowalczuka był zatytułowany: "Wpływ cywilizacji pozaziemskich na katastrofy naturalne i zdarzenia polityczne". Być może do myślenia dał im niedawny incydent z Wołgogradu. Podczas wizyty karzełka Putina (czy jego sobowtóra) na rocznicę zakończenia bitwy stalingradzkiej, kilku pilotów cywilnych linii lotniczych zaobserwowało nad miastem UFO zmieniające kolory. 

No cóż, śmiałem się kiedyś z kolegą, że gdy zakończy się pandemia, zacznie się III wojna światową, która zostanie zakończona w wyniku inwazji obcych, później okaże się, że obcymi są demony, a na końcu objawi się Ozjasz Goldberg-Mikke i stwierdzi, że świat jest stworzoną przez niego symulacją mającą pokazać ludziom jak zły jest socjalizm :)))))) No, ale teraz sądzę, że jak Korwin coś takiego powie, to zostanie to uznane za "teatrzyk dla gojów" :)

***

Podane przez Generała SWR straty bezpowrotne (zabici, ciężko ranni, zaginieni, jeńcy, dezerterzy) sił zbrojnych Federacji Rosyjskiej do 18 lutego 2023 r.: 143 178. Straty bezpowrotne prywatnych firm wojskowych nie tylko Wagnera): 49 267. Straty bezpowrotne Rosgwardii: 6632. 

sobota, 11 lutego 2023

Sny: Koty dra Targalskiego mówią mądrzejsze rzeczy niż Sykulski

 


Osobom, które czytają mój blog dopiero od niedawna wyjaśniam, że seria Sny to ostra, obrazoburcza i czasem totalnie absurdalna satyra, która może wywoływać ostry ból tylnej części ciała u niektórych czytelników. No cóż, seria ma też swoich fanów, którzy domagali się kolejnego jej odcinka. Przyda się bowiem obśmiać naszych krajowych bolszewików oraz inne kuriozalne postacie.

***


Sławomir Pytong, przywódca Górskiego Veta, inicjator kampanii Stop Amerykanizacji Oscypka, miał w oczach łzy wzruszenia. Oto bowiem spełnił swoje największe marzenie: miał przed sobą towarzysza Xi Jingpinga, przywódcę "konfucjańskich" Chin bohatersko stawiających opór złym amerykańskim imperialistom w Korei, na Morzu Południowochińskim, w Tybecie, Xinjangu, Hongkongu i w Wuhanie. Chciał mu złożyć hołd jako największemu na świecie "wolnościowcowi", sprzeciwiającemu się polityce lockdownów pandemicznych. Stał przed nim w góralskim kapeluszu i wełnianej pelerynie. W rękach trzymał dary dla Wielkiego Przywódcy: oscypek i ciupagę z napisem "Zakopane". Przemówił:

- Na szczyście! Na zdrowie! Na te Boże Narodzenie! Hej!

Towarzysz Xi Jinping spojrzał na niego z ukosa. Tłumacz szeptał mu do ucha. Oblicze Xi Jinpinga stało się pochmurne. Słowa "na zdrowie" zinterpretował jako krytykę swojej polityki pandemicznej. Słowa "na te Boże Narodzenie" były natomiast totalnie nieakceptowalne w świetle marksizmu-leninizmu. Ciupaga stanowiła groźbę. No i to Górskie Veto, za bardzo kojarzyło się z Tybetem. Xi wezwał gestem swoich podwładnych. Przez chwilę ich opieprzał po mandaryńsku, po czym wydał jedno proste polecenie. Do sali wkroczyli funkcjonariusze ubrani w kombinezony biohazard, chwycili Pytonga i wynieśli go z sali.

- Nie!!! Co to ma być?! Gdzie mi to wsadzacie!!! - darł się Pytong.

Trafił do łagru, gdzie pracował 12 godzin dziennie, sklejając figurki panienek z Genshina. Pierwszego dnia ośmielił się poprosić o przerwę na pójście do toalety. Jego podniesioną rękę wypatrzył generał Tsao Tsao przechadzający się po łagrowej manufakturze i napawający się cierpieniami wrogów ludu. 

- Co jest Czarnuchu?! - spytał chiński generał.

- Chciałbym na chwilę do toalety...

- Pewnie chciałbyś jeszcze płatnego urlopu, świadczeń socjalnych i możliwości zrzeszania się w wolnych związkach zawodowych Czarnuchu?

- Nie, bo to byłby socjalizm...

Trzask! Trzask! Trzask! Generał Tsao Tsao zaczął go okładać bambusowym kijem. - Za dużo byś chciał Czarnuchu! Żadnych przerw na toaletę! Będzie sklejali, aż się zesrali!

Pytong miał w oczach łzy wzruszenia. - Jak to dobrze, że żyję w konfucjańskich Chinach, a nie w tej socjalistyczno-etatystycznej zamerykanizowanej Polsce...

***



Ronald Robiący Laseczki i Pafnucy Serwacy w wywiadzie dla internetowego magazynu "Chujowy Szlak" opowiadali o straszliwym incydencie. O tym jak zostali napadnięci na ulicy przez "polskich faszystów". 

- Napadli na nas polscy zwolennicy Azowa. Było ich kilkunastu. Mieli maczety oraz karabiny maszynowe - z dramatyzmem w głosie relacjonował Serwacy.

- Tak... Wychłostali nas katechonami po twarzach... - rozmarzył się Ronald.

- He?! Ale nic takiego nie było... - nieśmiało próbował protestować Serwacy.

- A ich katechony były takie wielkie! Katechoniczne! Byli tacy nonszalanccy, brutalni... I zgwałcili nas. We wszystkie otwory... 

- Ej! Nie zrobili tego!!! - oburzał się Serwacy. Nie mógł jednak przerwać fantazji Ronalda.

- Nawet w uszy i dziurki od nosa! Byliśmy cali pokryci ich katechonicznymi wydzielinami!

***

JAK TEN INCYDENT WYGLĄDAŁ NAPRAWDĘ:

Ronald i Serwacy przechadzali się ulicą głośno narzekając na polski faszyzm, antykomunizm, politykę historyczną i rusofobię.

- Rusofobia jest antykatechoniczna, więc równa się homofobii... - narzekał Ronald.

Bum! Nagle Serwacy poczuł lekkie szturchnięcie.

- Ratunku! Atakuje mnie  Azooooooooow! Himarsami! - darł się wniebogłosy.

To nie był jednak Azow. Przypadkiem wpadł na niego chudy koleś w rozciągniętym różowym sweterku, idący trzymając za rękę podobnego kolesia. Jego partner lekko go skarcił:

- Przeeeeeeeeproś paaaaaana!

- Przeeeeepraszam cukiereczku!

To byli członkowie Grupy Performatywnej Chłopaki.

- Hej, co robicie dzisiaj wieczorem!? Może chcecie ze mną pooglądać xxxportal - zagaił do nich Ronald.

***

Incydent z napaścią na Pafnucego Serwacego i Ronalda Robiącego Laseczki został przedstawiony w onucowskiej części netu jako przykład "wyjątkowego zezwierzęcenia polskich banderofilów". "Przez trzy dni i noce kontemplowałem zdjęcie Ronalda Robiącego Laseczki" - napisał poruszony tą sprawą Łukasz Narzeka.  Swoje dorzucił do tej narracji również Piotr Kutasiuk, czołowy onucowiec na Twitterze.

"Polscy banderowcy przez 30 dni i nocy brutalnie gwałcili...."

Trzask! Dał mu plaskacza w kark Leonid Swidridow, ubrany w mundur oficera KGB. - Źle!!! Towarzyszu Kutasiuk!!! Ile razy mam wam mówić, byście pisali bardziej dramatycznie!

"brutalnie gwałcili ich pociskami od Himarsów, dostarczonymi przez NATO" - dokończył Kutasiuk.

- Dobrze towarzyszu! A teraz dodajcie, że w ramach specjalnej operacji wojskowej na Ukrainie Siły Zbrojne Federacji Rosyjskiej zniszczyły 43243213111 spośród 20 dostarczonych kijowskiemu reżimowi Himarsów! 

- "Pod Bachmutem zdołało w ciągu jednego dnia wyeliminować 2,5 mln ukraińskich faszystów" - tweetował Kutasiuk.

- Świetnie towarzyszu! Dostaniecie za to Order Bohatera Związku Radzieckiego! I specjalną nagrodę! - Swiridow postawił na stole i otworzył konserwę z czymś przypominającym masę kałową. Kutasiuk rzucił się do jej wcinania, bez użycia rąk. - Am am am am am!!! - wydawał głośne odgłosy podczas jedzenia. 

- A teraz jak się już posililiście towarzyszu, to wracajcie do pracy! Napiszcie coś o polskich bandytach z AK i NSZ!

"Jak poinformowało Sowinformbiuro, proces Okulickiego i innych przywódców polskich band skrytobójczo zabijających żołnierzy Armii Czerwonej..."

Bang! Mózg Swidridowa opryskał cały pokój. Kutasiuk poczuł coś twardego...

- To bardzo przyjemne towarzyszu Prigożyn, ale już jestem w trwałym związku z towarzyszem...

Tratatata!!! Romuld "Rajs" Bury pociągnął za spust i zrobił polskojęzycznemu sowieciarzowi z tyłka dymiące zgliszcza. - Tępy chuj! - splunął "Bury" na jego truchło. 

***

Wracając do domu zauważyłem pod swoją klatką księdza Issekaiowicza-Zaleskiana. 



- Jak się masz! Zapraszam na kebaba do lokalu prowadzonego przez mojego kuzyna! - wręczył mi ulotkę.

- Dziękuję. Ormianie robią naprawdę dobre kebaby. Ale niestety nie jestem teraz głodny... 

- 12,90 zł za średniego kebaba z ostrym sosem na cienkim cieście. Super promocja! - przekonywał mnie ks. Issekaiowicz.

- Ale naprawdę nie chcę mi się jeść...

- Zachcę ci się, jeśli docenisz wkład Ormian w naszą cywilizację.

- Ależ doceniam, choćby rolę ks. Grzegorza Piramowicza...

Ks. Issekaiowicz zaczął wyciągać fotografie przedstawiające słynnych Ormian:




- Hajk Bżyszkian, marszałek Bagramian, Anastas Mikojan, Serj Tankian, doktor Kevorkian, Kim Kardashian. Zajebista dupa!

- Hej! Nie wyrażaj się tak o matce moich dzieci! - zwrócił mu uwagę przechodzący obok Kanye West.

- Zamknij się azerski banderowcu!!! - odwarknął mu ormiański duchowny, po czym wrócił do prób przekonywania mnie. - Chyba przyznasz, że Kim Kardashian to najpiękniejsza kobieta na świecie!

- No nie wiem... Trochę mi się z twarzy nie podoba...

- Ehhhhhh... Jak możesz mówić takie rzeczy! Pewnie stałeś po stronie Azerów w czasie wojny w Arcachu!

- Zgodnie z prawem międzynarodowym Karabach stanowi terytorium Azerbejdżanu, a Ormianie dopuszczali się wcześniej na jego terenach czystek etnicznych...

- Ehhhh.... Mamy tutaj azerskiego lobbystę! Redaktorze Kebabowicz! Pomocy! - ks. Issekaiowicz wezwał znanego korespondenta wojennego Witolda Kebabowicza. Naburmuszony Kebabowicz od razu przystąpił do ataku:

- Jak możesz nie popierać Armenii!!! Armenia to ostoja chrześcijaństwa i cywilizacji zachodniej!

- Ale też kraj tradycyjnie prorosyjski...

- Nieprawda! Ty ignorancie! Ormianie nigdy nie byli prorosyjscy! To najbardziej proamerykański i chrześcijański naród na świecie! 

- To dlaczego nie próbują ułożyć sobie przyjaznych relacji z Gruzją?

- .... - redaktor Kebabowicz nie potrafił odpowiedzieć, więc skierował dyskusję na inne tory - To Armenia i Kurdowie bronią nas przed Turcją!

- Ale Turcja nas nie atakuje i raczej nie ma na to szans... Turcja to nikłe zagrożenie w porównaniu z Rosją czy z Chinami... Stanowi zagrożenie co najwyżej dla Kurdów i Armenii.

- Kurdowie i Armenia z łatwością mogą skopać dupy Turkom! Ormiańskie drony są 100 razy lepsze od tych całych tureckich Bayraktarów! A Azerbejdżan przegrał wojnę w Arcachu!

- Aha, czyli sprawa się wyjaśniła. Kurdowie i Armenia obronią nas przed Turcją...

- Co ty pieprzysz ignorancie! Nie będziesz tak mówił, gdy tureckie wojska pojawią się pod Krakowem! Poza tym jesteś ignorantem, bo nie doceniasz strategicznego znaczenia syryjskiej wioski Deir al-Bdziababub!

- Jakie jest niby strategiczne znaczenie syryjskiej wioski Deir al-Bdziababub?

- Jak można być tak głupim i tego nie wiedzieć? Tam się ważą losy świata! Po zdobyciu Deir al-Bdzaibabub, Państwo Islamskie może nacierać na al-Madziabud! A jak przejdzie przez al-Madziabud to wyjdzie na skrzyżowanie dróg z al-Hadziabud do al-Wadziabud, a wówczas może podbić całą Europę!

- Myślałem, że Państwo Islamskie zostało zniszczone...

- Ty chyba jesteś opłacany przez Erdogana! Uprawiasz proturecki trolling! Zaprzeczasz draniu ludobójstwu dokonanego na Ormianach!

- Ale ja nigdy nie zaprzeczałem...

- A to faszystowski podlec! Pewnie jeszcze banderowiec zaprzecza ludobójstwu na Wołyniu! - włączył się do dyskusji ks. Issekaiowicz.

- Wypraszam sobie takie insynuacje! W zeszłym roku byłem na uroczystościach wołyńskich...

- W zeszłym roku?! Powinieneś być na nich codziennie!!! - wściekał się ormiański duchowny.

Następnego dnia ustawił się wraz z ponurym redaktorem Kebabowiczem pod moim oknem. Trzymał w rękach wielkie radio tranzystorowe, z którego puszczał "Areials" System of Down. 

***



Z dziejów Resetu. Jest rok 2013. Katechon Cyryl, metropolita Sodomsko-Gomorski, odwiedza Polskę, by podpisać jakiś durny świstek papieru. Liberalny publicysta katolicki Tomasz Talikowski jest straszliwie podekscytowany, bo widzi w tym przełom dziejowy otwierający drogę do sojuszu polskiego Kościoła z sowiecką Cerkwią w walce o wartości (m)oralne.

- Wysławiajtie Władymira Władymirowicza, jewo katechon oczień wielijkij... - Cyryl śpiewał cerkiewny hymn i błogosławił sierpem i młotem.

- O rajciu, o rajciu, o kurcze balszkę! Katechon wspólnie z nami będzie walczył o wielodzietność i przeciwko gazetkom z rozebranymi paniami! Pomoże też zwalczać ciasny nacjonalizm! - ekscytował się Talikowski. 

Uklęknął przed Cyrylem, prosząc o błogosławieństwo.

Cyryl rozpiął rozporek i wyciągnął swojego katechona...

***

Marcin Żymierski, szef telewizji WDupalu24, prowadził transmisję sprzed toi-toia, podczas której wpadł w typowy dla siebie "geopolityczny" słowotok:

- Pamiętacie jak mówiłem, że żadnej wojny nie będzie?  I co? I jest. A my jesteśmy przecież zbyt małymi misiami, by postawić się Putinowi. Powinniśmy się zamknąć w domach...

Tuż obok, równolegle miał streama pewien znany aktor w furażerce. 



- Specjalnie dla programu "Jackass" Telewizji Narodowej, Aleksander Jabłonowski - mówił to z chytryśnym uśmieszkiem. Wziął rozpęd i BUM!!! Pierdzielnął w toitoia. Przenośna sławojka przewróciła się na redaktora Żymierskiego. Wyskoczył z niej ubabrany w brązowej substancji Ludwiczek. Plask! Rozpaćkał tę substancję Żymierskiemu na glacy. Obok łaził w samych gaciach Porębini podśpiewując: - Bandiera Rosa! Bandiera Rosa!

Karzełek Putin zatrzymał filmik. - I my za to płacimy? - spojrzał gniewnie na swoich współpracowników. 

- No cóż... Nikogo lepszego nie udało nam się znaleźć... - tłumaczył się Patruszew.

- Ale to bardzo zabawne! Czemu czegoś takiego nie robimy u siebie! Chciałbym zobaczyć Miedwiediewa przeskakującego kanałek ściekowy na trójkołowym rowerku! To będzie viralowy hit! - ekscytował się Putin.

Jedynie Kadyrow zdawał sobie sprawę, że atak na Ukrainę - z punktu strategicznego całkowity Jackass - miał za zadanie jedynie sprawić, że Rosja zamieni się w gigantycznego patostreamerskiego mema. Ten cel operacji specjalnej został w 100 procentach wypełniony. 


sobota, 4 lutego 2023

Casus belli - Gruzja 2008

 


O nędzy intelektualnej wielu polskojęzycznych i zagranicznych "ekspertów" świadczy nie tylko to, że gadają oni głupoty na temat wojny prowadzonej na Ukrainie. Kompromitują się oni też mówiąc o innych konfliktach zbrojnych - a szczególnie o wojnie w Gruzji z 2008 r. Najczęściej powtarzaną przez nich bzdurą dotyczącą tamtego konfliktu jest to, że "Saakaszwili niepotrzebnie sprowokował Rosję, atakując Osetię Południową". Jak za chwilę wyjaśnię, takie twierdzenia to totalny idiotyzm, a zarazem jedno z najskuteczniejszych rosyjskich kłamstw. Skuteczne dlatego, że w czasach niesławnego resetu, Zachód tego łgarstwa nie dementował.

Tematowi okoliczności wybuchu wojny rosyjsko-gruzińskiej jest poświęcony znakomity film dokumentalny Michała Orzechowskiego "Casus belli. Po co komu ta wojna?" (dostępny do obejrzenia w VOD TVP). Warto po jego obejrzeniu sięgnąć do książki Iraklego Matcharashvilego "2008 rok. Wojna rosyjsko-gruzińska", a także do książki "Wojny Putina" Marcela Van Herpena. Fakty przedstawione w tych źródłach są nie do podważenia: to Rosja wówczas zaczęła wojnę, a nie Gruzja.

Orzechowski w swoim filmie dokumentalnym zwraca uwagę na rzecz oczywistą, acz notorycznie pomijaną przez "ekspertów": co stanowiło casus belli? Od jakiego zdarzenia rozpoczęła się wojna? Przypomina, że w regionie Cchinwali/Osetii Południowej obowiązywało od kilkunastu lat porozumienie rozejmowe, które określało maksymalną liczebność stacjonujących tam rosyjskich sił "pokojowych" oraz uzbrojenie jakie mogą one mieć. Wprowadzenie na teren Osetii Południowej większych sił, uzbrojonych w broń ofensywną automatycznie stanowiło złamanie porozumienia rozejmowego. A więc początek wojny. Tak się akurat złożyło, że na dzień przed rozpoczęciem przez Gruzinów ostrzału Cchinwali, przez tunel Roki były przerzucane duże rosyjskie siły pancerne. Gruziński wywiad podsłuchał komunikację radiową pomiędzy rosyjskimi agresorami oraz ich osetyńskimi marionetkami. To, że duże wojska rosyjskie zostały wprowadzone na teren Osetii Południowej przed gruzińskim kontratakiem poświadczają również relacje Rosjan i Osetyńców zebrane w książce Matcharashvilego. 

Powyżej: zniszczony gruziński czołg T-72 na ulicach Cchinwali. Jak widać, po "huraganowym" gruzińskim ostrzale miasta nie ma śladów - w oknach nawet są szyby. 

Totalną propagandową bzdurą są również bajdurzenia o tym, że w gruzińskim "huraganowym" ostrzale Cchinwali zginęło "kilka tysięcy cywilów". Pojawiały się nawet twierdzenia o 8 tys. zabitych (W 2008 r. widziałem taką liczbę w ogłoszeniu zapraszającą na mszę upamiętniającą osetyńskie ofiary wojny. Ogłoszenie to wisiało w pobliżu wejścia do prawosławnej katedry św. Marii Magdaleny na warszawskiej Pradze. To cerkiew położona obok siedziby abpa gen. Sawy, zwierzchnika polskiej cerkwii prawosławnej, TW "Jurek",  znanego z pisania głupich listów do gejowsko-kagiebowskiego "katechona" Cyryla sodomsko-gomorskiego.) W całym Cchinwali mieszka obecnie 30 tys. ludzi, a liczba mieszańców jakoś specjalnie nie spadła w wyniku wojny. Nawet oficjalne rosyjskie dane mówią o tym, że w konflikcie zginęło tylko 162 osetyńskich "cywilów", ale zaliczono do tej grupy zapewne "ochotników" w dresach i z kałachami, którzy poszli wojować z Gruzją, czy raczej rabować gruzińskie wioski. Z osetyńskich relacji wynika, że całe miasto Cchinwali zostało już na kilka dni przed wybuchem wojny ewakuowane do Rosji - by zrobić miejsce dla wojsk rosyjskich.

Zresztą atak na Gruzję zaczął się już na wiele dni przed 7 sierpnia 2008 r. Od wielu dni wcześniej gruzińskie wioski były ostrzeliwane z terytorium Osetii Południowej. Rosyjscy dywersanci zakładali natomiast miny na gruzińskich drogach. Jeśli to nie jest agresją, to co nią jest? Tak samo Rusnia zachowywała się w dniach poprzedzających inwazję na Ukrainę. Wówczas również zmyślała historyjki o "nieustannym, huraganowym ostrzale Doniecka". Van Herpen wylicza w swojej książce konkretne przykłady przygotowań Rusni do agresji na Gruzję - takie jak choćby przejęcie całkowitej władzy nad Osetią Południową przez rosyjskich wojskowych i funkcjonariuszy FSB, czy też odbudowa przez rosyjskie wojska inżynieryjne linii kolejowej w Abchazji, która była nieczynna od dekad, a jedynym sensownym jej zastosowaniem był transport materiałów dla wojska. Oczywiście, gdy przytoczymy te argumenty prorosyjskim zjebom takim jak profesor Adam Wielkodupski, to usłyszymy w odpowiedzi: Łałałała uga buga łubu dubu zesrałem się w majty katechon! Czy podobny bełkot...


Czemu jednak Saakaszwili zdecydował się na uderzenie w rosyjskie wojska gromadzące się w Cinchwali? Czy nie było to szaleństwem? Czy nie mógł dłużej poczekać? Rzut oka na mapę pokazuje, że nie za bardzo miał możliwość czekania. Cchinwali to klucz do powstrzymania agresji. Stamtąd prowadzi dolina rozszerzająca się w kształt lejka. Gdy czołgi wyjeżdżają z tej doliny, zajmują kluczową autostradę łączącą wschód i zachód kraju. Do Tbilisi mają stamtąd 67 km. To trochę tak, jakby wojska orków znalazły się na autostradzie na zachód o Siedlec... Trzydniowa bitwa o Cchinwali była więc desperacką próbą powstrzymania sił agresora przed przebiciem się do stolicy. Decyzja Saakaszwilego była jak najbardziej racjonalna, ale siły jakimi dysponował były zbyt małe, by powstrzymać wroga. Bitwa o Cchinwali była więc kupieniem czasu na interwencję dyplomatyczną mającą obronić Gruzję.


Jak zapewne pamiętacie, rosyjska ofensywa zatrzymała się na autostradzie tuż za miastem Gori. Również wojska rosyjskie atakujące z terenu Abchazji zatrzymały natarcia prowadzone wzdłuż wybrzeża i w stronę miasta Kutaisi. To dlaczego do tego doszło jest przedmiotem sporów. Jedni widzą w tym skutek interwencji dyplomatycznej francuskiego prezydenta Sarkozy'ego, inni wyprawy Lecha Kaczyńskiego i innych prezydentów państw naszego regionu na wiec w Tbilisi. Nie jestem w stanie rozstrzygnąć tego sporu - nie wiem, co siedziało wówczas w głowie Putina i dlaczego postanowił przerwać inwazję. Być może wówczas jeszcze za bardzo asekurancko wyczekiwał ostrzejszej odpowiedzi Zachodu - co sugerował jego były doradca a obecnie emigrant-opozycjonista Andriej Iłłarionow. Faktem jest jednak to, że Putin wykazał się wówczas zbyt słabymi nerwami, Zachód specjalnie ostro nie zareagował, a Gruzini uznali Lecha Kaczyńskiego za bohatera, który pomógł ocalić ich kraj. 



Orzechowski zwraca jednak uwagę w swoim filmie, że Rosja chciała później "dokończyć sprawę" z Gruzją. Przygotowywała się do uderzenia "dobijającego". Znów koncentrowała wojska, a na terytorium Gruzji pojawiły się oddziały zwiadowcze Specnazu. Gdy Saakaszwili powiadomił o tym Kaczyńskiego, nasz prezydent postanowił pojechać do Gruzji - nad samą linię rozejmową z Osetią. Wymyślił prowokację mającą utrudnić Rosji przygotowania do ataku. Doszło do niej pod wioską Achałgori. Media wówczas pisały o "serii strzałów nad głowami prezydentów". To była rzeczywiście seria strzałów, ale oddana w powietrze - ostrzegawczo, przed zdezorientowaną rosyjską obsadę posterunku, nie wiedzącą, co to za kolumna samochodów się zbliża. Wiadomość o strzałach oddanych do polskiego prezydenta poszła w świat, a Rusakom posypały się plany inwazji. Trzeba było je na chwilę wstrzymać, by nie przyciągać nadmiernej uwagi NATO, później nadeszła zima i nie było warunków do ataku, a potem... wymyślono inną koncepcję podboju. "Geniusze" z ABW napisali natomiast raport mówiący, że incydent w Achałgori był gruzińską prowokacją, na co miała głównie wskazywać "mowa ciała" Saakaszwilego. (Dzisiaj pewnie autorzy tego gniota bóldupią, że im obcięto  emerytury i noszą kapelutki z folii aluminiowej, by się ochronić przed Pegasusem...) A co do mowy ciała, to Saakaszwili wspominał, że zaszokowało go to, że Kaczyński z uśmiechem na ustach przechadzał się po drodze pod Achałgori, mimo świszczących kul. 

(A teraz w ramach ćwiczeń zerknijcie na ten archiwalny tekst niejakiego Andrzeja Paulukiewicza z "Wprost" i policzcie w nim rosyjskie propagandowe kłamstwa. I porównajcie to z tym, co Paulukiewicz pisał o "wolnościowcu" Łukaszence.)  

O ile spora część mieszkańców Polski uważa, że Putin - "absolutnie nie był zdolny do zabicia Kaczyńskiego i nie miał żadnego motywu" (a jednocześnie wierzy w niezwykle rozbudowane teoryjki mówiące, że wszechmocny karzełek Putin ustawił wybory prezydenckie w USA w 2016 r., doprowadził do brexitu i zagłady dinozaurów) - to w krajach byłego ZSRR mamy do czynienia z sytuacją odwrotną. Przekonanie o tym, że w Smoleńsku do zamachu jest tam powszechne. Niedawno mówił o tym były ukraiński prezydent Juszczenko - sam ofiara nieudanego rosyjskiego zamachu. Niczym pies Pawłowa wytresowany na Łubiance zareagował na to ks. Isakowicz-Zaleski, od razu bóldupiąc, że Juszczenko "gloryfikuje UPA".  No cóż, jakie to wszystko przewidywalne... Czekam teraz, aż Tomasz Piątek zacznie przekonywać, że Juszczenko oskarżając Rosję o zamach w Smoleńsku działa na rzecz Putina.


Sprawę z Saakaszwilim załatwiono inaczej. Choć jego rządy oznaczały dla Gruzinów wyjście z przerażającej nędzy z czasów Saakaszwilego, oczyszczenie kraju z mafii, budowę sprawnej i zdigitalizowanej administracji, wielką rozbudowę infrastruktury i sektora turystycznego, a także ożywienie kultury, to Gruzini w 2013 r. wybrali prezydentem Bidzinę Iwaniszwilego, oligarchę, który zbił majątek w Rosji a obiecywał "ciepłą wodę w kranie". Od tego momentu Gruzja pogrążyła się w zastoju gospodarczym, a kolejne wybory były fałszowane. Jej obecny rząd zajmuje szokująco przyjazne stanowisko wobec Rosji. Saakaszwili, po  pozbawieniu go obywatelstwa gruzińskiego przez prorosyjskie władze Gruzji a ukraińskiego przez proniemieckiego prezydenta Ukrainy Poroszenkę, stał się bezpaństwowcem. Na jesieni 2021 r. wrócił do Gruzji i został aresztowany. Poświęcił się, by jego partia zdobyła dobry wynik w wyborach samorządowych. Unia Europejska obiecywała mu bowiem, że jeśli jego stronnictwo dobrze wypadnie w tych wyborach, to będzie naciskać na przyspieszone wybory parlamentarne. UE oczywiście później olała Saakaszwilego, a wybory zostały znów sfałszowane. Saakaszwili trafił do aresztu pod bzdurnymi zarzutami - m.in. "nadużycia władzy", czyli skorzystania z prezydenckiego prawa łaski - a z aresztu do szpitala.


Saakaszwili jest obecnie straszliwie wychudzony. W ciągu roku stracił 40 kg. Niezależne badania wykazały w jego organizmie ślady trucia metalami ciężkimi. W tym tygodniu uniemożliwiono byłemu prezydentowi przeniesienie na szpitalny OIOM. Skorumpowane władze Gruzji przekonują, że Saakaszwili symuluje i że jest zdrowy jak ryba, a to że źle wygląda, to skutek tego że pije koniak.

Według Generała SWR, Putin ogląda czasem transmisje na żywo z kliniki, w której jest przetrzymywany Saakaszwili. Cieszy się ze stanu, w którym znalazł się jego wróg. Podobną "rozrywkę" miał wcześniej Janukowycz. W swojej posiadłości oglądał na żywo wraz z rodziną i znajomymi transmisje na żywo z celi, w której była przetrzymywana Julia Tymoszenko. Łukaszenko natomiast ogląda sobie podobne transmisje z celi, w której więziona jest Sofia Sapiega, partnerka Romana Pratasewicza, partnera założyciela serwisu Nexta, porwanego na Białoruś wraz z całym samolotem linii Ryanair. Rosja domaga się wydania swojej obywatelki Sapiegi (co sugeruje, że mogła być czerwoną jaskółką), ale Łukaszenka odmawia. Lubi sobie popatrzeć na filmy, w której robią jej rewizje osobiste. Tak sobie myślę, że komedia "Borat" byłaby bardziej zabawna, gdyby zamiast Bogu ducha winnych Kazachów wzięto tam na celownik prawdziwych sowieciarzy - karzełka Putina, Łukaszenkę, Janukowycza i ich polskojęzycznych wielbicieli w rodzaju Panasiuka. "Panasiuk. Podpatrzone w Ameryce, aby Bolszewia rosła w siłę i dostatek".

*** 

Często można się spotkać z opinią, że Cchinwali "nie jest gruzińskim miastem", bo jest zamieszkane przez Osetyńców, którzy chcą się połączyć z Osetią Północną będącą częścią Rosji. Chinwali było jednak gruzińskim miastem już od starożytności, a jeszcze na początku XX w. więcej niż Osetyńców mieszkało w nim... Żydów. Wymiana ludności - z gruzińskiej i żydowskiej na osetyńską zaczęła się tam dopiero w latach 20-tych, gdy Osetia Południowa zyskała status autonomiczny. Na początku lat 90-tych Osetyńcy przeprowadzali tam natomiast czystki etniczne na Gruzinach.



Na Kaukazie jest powiedzenie: "Chcesz obrazić górala, nazwij go Osetyńcem". Naród ten jest tam bowiem powszechnie znienawidzony za wysługiwanie się Ruskim. Sami Ruscy gardzą przy tym Osetyńcami, wrzucając ich do jednego worka z innymi ludami Kaukazu. W czasie wojen czeczeńskich zdarzało się, że rosyjscy żołnierze handlujący z Czeczenami, całkowicie bezinteresownie ujawniali im miejsca stacjonowania żołnierzy osetyńskich. Podczas obecnej wojny na Ukrainie zdarzało się natomiast, że kadyrowcy zabijali Osetyńców walczących po stronie rosyjskiej. Z powodu dużych strat i złego traktowania przez armię rosyjską, część Osetyńców zdezerterowało z frontu ukraińskiego i wróciło do kraju. 

Trochę to smutne, jeśli weźmiemy pod uwagę to, że Osetyńcy to potomkowie Alanów, czyli ludu blisko spokrewnionego ze Scytami (czy też będącego jednym z ich odłamów), czyli przodkami sporej części Polaków. Jak widać, w pewnych warunkach dumny naród może się mocno zdegenerować.

 ***

Ciekawe rzeczy dzieją się w samej Rusni. "Pojebany pułkownik", wiecznie naburmuszony Girkin - obrażony na Kreml - zaczął już radzić orkom jak oddawać się do niewoli całymi oddziałami.  Inny pułkownik - tym razem FSB - Gienadij Gudkow, twierdzi, że Putin jest w stanie ostrej psychozy i grozi ludziom ze swojego otoczenia.  Gudkow to ciekawa postać, były deputowany do Dumy, który został pozbawiony mandatu i wyemigrował do Bułgarii. Zastanawiam się czasem, czy to nie on jest "Generałem SWR".

***

Tak sobie czasem patrzę na statystyki bloga i widzę, że mam też trochę gości z zagranicy. Zadziwiająco dużo z Francji, tak po kilkuset (zwykle po ponad 200 tygodniowo). Czyta mnie tamtejsza polska diaspora czy też ktoś korzysta z Google Translatora? Mam też gości na podobną lub nieco mniejszą skalę z Niemiec, Wielkiej Brytanii, USA oraz Izraela. W czasie serii Kemet czytało mnie też kilkadziesiąt osób w Egipcie. Z Rosji pojawia się zwykle kilkadziesiąt - stokilkadziesiąt wejść tygodniowo. Ile z nich z prigożinowskiej farmy trolli w Olgino? W komentarzach zdradza ich zwykle dziwaczna polszczyzna, czasem nawet mieszanie liter alfabetu łacińskiego i cyrylicy jak w słowie "xirurg". Jeśli mieszkacie w innych krajach i mnie czytacie, to dajcie znać.

Poniżej statystyki za okres 10.01.2023-17.01.2023. Zwracam uwagę na Egipt.

sobota, 28 stycznia 2023

Czy Rusnia przebije głową mur?

 


Pamiętacie może jeszcze tych wszystkich wyciągniętych z d... "ekspertów" w rodzaju gejnerała Różańskiego przekonujących, że trzymanie wojska na wschód od Wisły to głupota, bo "rosyjskie rakiety je zniszczą". Mamy już 11 miesięcy inwazji na Ukrainę i możemy spytać, czy jakakolwiek ukraińska jednostka wojskowa została zniszczona przez rosyjskie rakiety? Przecież Rusnia nie potrafiła w ten sposób nawet porządnie uszkodzić lotnisk wykorzystywanych przez ukraińskie lotnictwo. I nic dziwnego, bo pierwszego dnia inwazji Ruscy wystrzelili na wszystkie ukraińskie cele mniej rakiet niż Amerykanie w 2017 r. na jedną syryjską bazę wojskową. Ukraińskie lotnictwo nadal działa, korzystając m.in. ze starych polskich Migów-29 wysłanych jako "części zamienne". (Ciekawostka: wszystkie zdatne do lotu ukraińskie Iły-76 wylądowały 24 lutego w Dęblinie.) Rosyjskie samoloty i śmigłowce nie zapuszczają się natomiast poza linię frontu. To sytuacja kuriozalna, bo Rusnia dysponuje ogromną przewagą lotniczą. Jak widać przewagę tę niweluje kiepskie planowanie. 

Powyżej: efektywność zwalczania skrzydlatych rakiet przez ukraińską obronę przeciwlotniczą. Zielonkawy - zestrzelone rakiety, czarny wystrzelone rakiety.


Rusnia prowadzi kampanię strategicznych bombardowań ukraińskiej infrastruktury od września. I co? Infrastruktura została poważnie uszkodzona, ale nadal się trzyma. Ukraińskie kanały telewizyjne jakoś nadają bez zakłóceń. Kolej działa i dostarcza sprzęt na front. Rusaki nie zdołały wywołać nowej fali uchodźców, katastrofy humanitarnej i załamania morale. Być może dlatego, że nie potrafią się skoncentrować na konkretnych, "węzłowych" celach i pomiędzy kolejnymi falami ataków rakietowo-dronowych zostawiają wielodniowe interwały. Dają w ten sposób ukraińskim energetykom i saperom (niewidzialnym bohaterom tej wojny!) czas na naprawę szkód, a obronie przeciwlotniczej czas na wypracowanie odpowiedniej taktyki i sprowadzenie zachodniego sprzętu. W styczniu Rusaki zrobiły sobie trzytygodniową przerwę w zmasowanych nalotach. Częściowo była ona skutkiem brawurowego ukraińskiego ataku na bazę Engels , ale i podmianki generała Surowikina na Gierasimowa. Być może też dostawy irańskich rakiet dla Rusni się opóźniają. Ponoć Ruscy zamówili ich tysiąc i liczą na powtórkę z salw z września i listopada.

Pamiętacie jak "eksperci" przewidywali, że w maju-czerwcu dojdzie do wielkiej bitwy pancernej o Donbas, przypominającej starcie na Łuku Kurskim? Skończyło się wielomiesięcznym szturmowaniem przez Rusaków Bachmutu - miasta wielkości Gniezna. Po utylizacji 25 tys. kryminalistów z Grupy Wagnera (to akurat bardzo mądre z ich strony, w czasie wojny też tak bym czyścił więzienia - ogółem z 50 tys. zwerbowanych więźniów, żyje ponoć jeszcze tylko jakieś 10 tys. ), atakujących w maoistowskim stylu taktyką ludzkiej fali, udało im się zdobyć miasteczko wielkości Góry Kalwarii, czyli Soledar. 

To, że pod koniec lutego lub na początku marca Sowieci zaczną nową ofensywę, jest oczywistością. I prawdopodobnie będą prowadzić ją na wszelkich możliwych kierunkach (pytanie czy też na Wołyń i Lwów...), tak jak w lutym. Nie będą przejmować się przeszkodami terenowymi, umocnieniami wroga, logistyką i innymi szczegółami. Atakować będą setki tysięcy mobików - część z nich po kilkumiesięcznym przeszkoleniu, część po kilkutygodniowym. (Przypominam, że w lutym i w marcu poniosła klęskę na Ukrainie rosyjska armia zawodowa.) Ciekawe, czy uda im się zbudować przewagę w artylerii - bez której nigdy sobie nie radzą - czy też Himarsy znów ją zniwelują.


Powyżej: Ekspert (Roman Kuźniar?) twierdzi, że Abramsy i Leopardy zagrażają zdrowiu Ukraińców :)

Pamiętacie jeszcze różnych gejnerałów Różańskich przekonujących, że Abrams to ch...wy czołg? No to teraz w Rusni mają straszliwy ból dupy, że Abramsy trafią na Ukrainie. W skromnej ilości 31 sztuk, ale to i tak Sowietów przeraża. Poza Abramsami będą brytyjskie Challengery II, francuskie AMX 10 i być może Leclerc oraz Leopardy II niemal z całej Europy. Razem z PT-91 Twardymi, zmodernizowanymi T-72, Strykerami, Bradleyami i innymi maszynami, zbierze się sprzętu na sześć brygad pancernych. Ludziom jojczącym, że Ukraińcy będą się długo szkolić na tym sprzęcie, przypominam, że szkolą się już od miesięcy. A czy Orkowie-czołgiści są jakoś specjalnie dobrze wyszkoleni? Chyba raczej nie.  Dotychczas w 100 proc. potwierdzono wizualnie utratę przez Orków na Ukrainie: 31 w miarę nowych czołgów T-90A, 10 T-90M i 3 T-90S. Niszczone są wersje przeznaczone na eksport. Nowe czołgi budowane przez Rusaków są wersjami uproszczonymi - np. ze starszymi rodzajami celowników. O ile Sowietów w czasie drugiej wojny światowej ratował lend-lease, to obecnie nie mają oni zbytnio skąd sprowadzać czołgów. No chyba, że użyją pojazdów północnokoreańskich, irańskich lub 30 T-34/85 sprowadzonych z Laosu... Lend-leasem dysponuje za to Ukraina. A pojawiają się pomysły lotniczego lend-leasu, czy zbudowania wielkich zakładów zbrojeniowych w Polsce mających zaopatrywać Ukrainę.  Nic dziwnego, że Sołowiow (nazwisko rodowe: Szapiro, więc to taki rosyjski Ben Shapiro :), tak się wścieka na wieść o zachodnich czołgach, które wkrótce będą palić rosyjski sprzęt na Ukrainie.



Przy okazji zabawne jest to, na jakich totalnych wałów wyszli Niemcy. Doczekaliśmy się czasów, że zaczyna rozgrywać ich Polska :) Pomysł naszego rządu z pancerną koalicją dla Ukrainy okazał się strzałem w dziesiątkę. Kryptokomuszy rząd Scholza oponował, ale okazało się, że nie ma władzy kulturowej nad swoim krajem. Do Niemców przylgnęła opinia totalnych ciot, a Scholz został rozjechany w memach. Ostatecznie się ugięli, po tym jak Wielki Murzyn - generał Lloyd Austin - osobiście opierdolił niemiecki rząd.  Zaiste Fryderyk II Wielki Pedał, przewraca się teraz w grobie, wystawiając zad do góry i licząc, że nawiedzi go Wielki Murzyn. 

Podsumowując: gdy różni "eksperci" w stylu gejnerała Różańskiego, Packa, Kozieja czy Romcia Kuźniara, coś "radzą", to należy zrobić dokładnie odwrotnie. Ekipa Romcia Kuźniara w BBN za prezydentury polskiego Petera Griffina  kleciła "strategie" mówiące, że nie grozi nam już wojna w Europie a Rusnia jest nastawiona pokojowo. Tymczasem różne Różańskie, Cieniuchy i Klichy tworzyły wielką wyrwę strategiczną w północno-wschodniej Polsce, otwierając wrogowi drogę na Warszawę. Specjalistka od zabijania dinozaurów kamieniami przekonywała, że w razie konfliktu u naszych granic "lepiej się zamknąć w domu" i nie pomagać napadniętemu. Gdyby trzymać się ich strategii, to w przypadku wojny, Warszawa stałaby się Chersoniem. Traktowanie tych "geniuszy" jako ekspertów jest więc przykładem szkodnictwa bądź totalnego kretynizmu.

Osobną kategorię w tej paradzie kretynów stanowią wyznawcy dupowidza Jackowskiego. W 2021 roku mówił on: "Mam wrażenie, że Putin przyszłościowo myśli o poprawie stosunków z Ukrainą. (...) Na pewno Putin idzie w kierunku pojednania jeśli chodzi o Ukrainę. Czyli całkiem pokojowe nastawienie." Na początku lutego 2022 r., gdy inwazja była już bardzo prawdopodobna, dupowidz Jackowski straszył, że Polska będzie w 2022 r. "podzielona na trzy części" i trzeba będzie z niej uciekać w "stronę Rumunii i Bułgarii" (pamiętacie różnych durnych trolli shite_eaterów pytających się mnie wówczas, czy będą uciekał do Rumunii? Stara sowiecka kalka propagandowa z lat 40-tych. Debile nawet nie zdają sobie sprawy z tego, że Polska już nie graniczy z Rumunią :) Ogólnie dupowidz Jackowski nie ma szczęścia do przepowiedni politycznych - w 2020 r. spodziewał się, że w wyborach prezydenckich wygra Tusk. Nie trafia też z obstawianiem wyników sportowych. A swojemu przyjacielowi - gangsterowi "Pershingowi" poradził, by na feralny wyjazd do Zakopanego pojechał bez ochrony. A jeśli chodzi o znajdowanie zwłok, to też zaliczał spektakularne wpadki. Jedyne, co temu pajacowi się udaje to ośmieszanie badań nad zjawiskami paranormalnymi. 

Więc na przekór wyciągniętym z dupy "ekspertom", lipnym dupowidzom, ruskim trollom i innym shit_eaterom, kończę ten wątek melodią upamiętniającą przekazanie Challengerów II na Ukrainę.



***

Z phobosowych klimatów: Amerykanie ujawnili ciekawe zdjęcia z rozpoznania lotniczego, pokazujące metaliczną kulę lecącą nad Mosulem w kwietniu 2016 r.  Interesujące, że środowiska prorosyjskie na prawicy - takie jak Paul Joseph Watson - zaczęły bóldupić, że "UFO to zjawisko demoniczne".

***

Przydałby się odcinek z serii Sny...Tylu gównojadów aż się prosi o obśmianie...

sobota, 21 stycznia 2023

Kemet: 30-ty równoleżnik

 


Ilustracja muzyczna: Maurice Jarre - Lawrence of Arabia main theme

Jeden z hymnów z czasów XVIII dynastii opisuje jak "Bóg Amen" wchodził "do dwóch jaskiń", które są "pod stopami" Sfinksa. "Niebo wysyła wiadomość;\ słyszaną w Heliopolis,\ powtarzaną w Memfis przez targowisko twarzy,\ ułożoną w pisemny rozkaz Tota,\ skierowaną do miasta Amen (...)\ Teby dają odpowiedź,\ podają komunikat (...) wysyłają wiadomość,\ Bogowie działają zgodnie z rozkazem".

Sprawia to wrażenie opisu funkcjonowania wojskowego centrum dowodzenia. "Bogowie działają zgodnie z rozkazem"...

To co w czasach bogów miało znaczenie techniczne i funkcjonalne, w czasach ludzkich faraonów nabrało znaczenia kultowego. Świadczą o tym choćby inskrypcje znane jako Teksty Piramid znalezione w piramidzie Unasa w Sakkarze. Mowa była w nich o tym, że dusza faraona przechodzi po śmierci przez Wielką Piramidę i wychodząc jednym z tuneli "wentylacyjnych" idzie "wzdłuż wzroku Sfinksa" na wschód, gdzie trafia do podziemnego obiektu, w którym przechodzi skomplikowane procedury pozwalające jej wznieść się do nieba, razem z bogami. Chyba nie muszę przypominać, że bogowie Kemet podróżowali po niebie w swoich "barkach", a nazywano ich Neteru, czyli Obserwatorami.



Gdzie był jednak ów tajemniczy obiekt, do którego miała podążać "wzdłuż wzroku Sfinksa" dusza faraona? Z wielu poszlak wynika, że był położony na centralnym Synaju. (Pamiętacie jeszcze ten dziwny, "wzbogacony mineralnie" piasek, który znaleziono w jednej z ukrytych komnat Wielkiej Piramidy i który miał pochodzić właśnie z Synaju?) No, ale na Synaju jak dotąd nie znaleziono żadnych wielkich ruin będących pozostałością takiego kompleksu. Na środku półwyspu jest tylko płaska równina pokryta rozbitymi kawałkami wypalonych skał, wyróżniających się czarnym kolorem na tle dominujących na Synaju wapieni.


Sitchin wskazywał, że miejsce to zostało zniszczone w 2024 r. przed Chrystusem, w ramach tego samego uderzenia nuklearnego, które zmiotło również Sodomę, Gomorę i kilka innych miast położonych na południe od Morza Martwego. Pisałem już o tym szerzej w serii Atomowi Bogowie., tłumacząc całe tło wojny między bogami. Przypomnę tylko, że bardziej szczegółowy niż w Biblii opis tego uderzenia znajduje się w kananejskim "Eposie boga Erra" oraz w mezopotamskim "Tekście o Kaedolaomerze". Mowa tam było m.in. o użyciu "siedmiu broni" leżących we wnętrzu góry, które wzlatywały w niebo "świecąc blaskiem, od ziemi do nieba obleczone w szatę grozy". Wspominano tam również o pociskach niszczących miasta, wystrzeliwanych z pojazdu powietrznego jednego z bogów. W "Eposie boga Erra" jest wyraźna wzmianka, że zniszczono wówczas też "równinę przy Górze Najwyższej". "Iszum skierował się do Góry Najwyższej, Straszliwe Siedem, nieporównane, podążało za nim. Do Góry Najwyższej bohater przybył. Podniósł rękę - góra została zmiażdżona. Równinę przy Górze Najwyższej wytarł wówczas do czysta, w jej lasach ani jednego stojącego pnia nie zostawił". "Tekst o Kaedolaomerze" podaje nieco więcej szczegółów: "Ten, który wypala ogniem [Iszum] i ten, który powala złym wiatrem [Erra], dopuścili się razem swego zła. Ci dwaj zmusili bogów do ucieczki, bogowie uciekali przed paleniem ziemi. (...) To, co było wzniesione do Anu, by puszczać w ruch, usunęli w cień niebytu, sprawili, że oblicze tej rzeczy zgasło, miejsce jej spustoszyli". "Wzniesione do Anu" - Anu był najwyższym bogiem panteonu sumeryjskiego, a jego imię znaczyło "niebo". Mamy więc w tym tekście wyraźną wskazówkę, że w wyniku użycia jakiejś straszliwej broni, zniszczona została wielka instalacja łącząca Ziemię z Niebem. Zwolennicy paleoastronautyki powiedzieliby: towarowy port kosmiczny. Zwolennicy bardziej klasycznych teorii udają zaś, że wspomniane starożytne relacje nie istnieją. Tak jak teksty opisujące koniec Sumeru, wyraźnie mówiące, że ludzie umierali plując krwią, a bogowie uciekali przed "złym wiatrem" z zachodu i chmurą "świecącą na krawędziach". Pojawienie się tej plagi wiązano z "ciosem zadanym ziemi" w "dolinie pośród gór", w pobliżu "Miejsca Ryczących Tuneli".

Baj de łej: Podczas wykopalisk w syryjskim Tell Leilan, jednej ze stolic administracyjnych Akkadyjczyków, znaleziono... mikroplastik. Nie miał on jednak pochodzenia przemysłowego. To była ludzka tkanka przekształcona w wyniku "zjawiska plazmowego". Tłumaczone to jest tym, że nad miastem rozpętała się ogromna burza, podczas której tysiące piorunów usmażyło miasto, wraz z jego mieszkańcami. Archeolodzy oczywiście nie napiszą, że uderzono w nie bronią plazmową czy teslowską, ale że doszło do rzadkiego zjawiska znanego jako "bomba pyłowa". Po prostu stężenie pyłów w atmosferze było tak wielkie, że wywołało ogromną burzę z niszczycielskimi piorunami. Próbki pobrane z Zatoki Omańskiej, potwierdzają, że zapylenie atmosfery nad Bliskim Wschodem było wysokie pomiędzy 2300 r. p.n.e. a 1900 r. p.n.e. Próbek z dna morskiego nie da się jednak precyzyjnie datować, a margines błędu wynosi 300 lat. Teoretycznie ten okres podwyższonego zapylenia mógł więc być o wiele krótszy i bardziej skoncentrowany. Na przykład w okolicach roku 2024 przed Chrystusem.

Obiekt na środkowym Synaju oczywiście nie działał w odosobnieniu. Apokryficzna żydowska "Księga Jubileszów" nazywała Jerozolimę jedną z czterech miejsc Pana na Ziemi. Innymi były: góra Ararat, góra pośrodku Synaju i "ogród wieczności na "cedrowej górze". "Ogród wieczności, najświętszy ze świętych,\ jest zamieszkaniem Pana;\ i góra Synaj, w środku pustyni;\ i góra Syjon, środek pępka ziemi;\ Te trzy są stworzone jako miejsca święte, położone naprzeciw siebie".





Wspomniany "ogród wieczności na cedrowej górze" to libańskie Baalbek. Jak sama nazwa wskazuje, było to miejsce Pana czyli Baala. ("Baal" nie był imieniem konkretnego boga, tylko kurtuazyjnym określeniem "Pan".) Znajduje się tam olbrzymi kompleks świątyń rzymskich. Rzymianie tylko jednak upiększyli tamtejsze sanktuarium. Wcześniej sprawowali tam kult Fenicjanie. A kto przed nimi? W "Eposie o Gilgameszu" jest opisana wyprawa króla Gilgamesza do Góry Bogów w Libanie, z której ich pojazdy wznosiły się w niebo. Miejsce jest zorientowane astronomicznie - ale według osi północ-południe sprzed 50 tys. lat, z okresu, gdy Biegun Północny znajdował się na Grenlandii. Świątynia Jowisza w Baalbek została zbudowana na platformie z ogromnych kamiennych bloków. Niektóre z nich ważą po 800 ton. W pobliskim kamieniołomie znajduje się natomiast monolit ważący prawie 1200 ton. Według starożytnych legend, platforma w Baalbek była jedyną konstrukcją, która przetrwała Potop i nie lądowali bogowie po tym kataklizmie. (Byłem w Baalbek w 2019 r. i muszę przyznać, że miejsce robi wrażenie.)


W "Księdze Jubileszów" zapisano jednak, że Baalbek, Ararat i góra pośrodku Synaju są położone "naprzeciwko siebie". To wydaje się być absurdem - ale tylko na poziomie gruntu. Gdy patrzymy z góry, da się bowiem wpisać wszystkie te miejsca - i płaskowyż Giza! - w siatkę geograficzną. Sitchin nazywa ją "ścieżką podejścia", choć raczej można ją nazwać "ścieżką nawigacyjną". GZ to ona tej mapie oczywiście Giza, HL to pobliskie Heliopolis, KT to Góra Świętej Katarzyny na Synaju, US to bardziej wyróźniająca się góra Umm Shumer ("Matki Sumeru" czy raczej "Matki Strażników"), AR to Ararat, BK Baalbek, a JM Jerozolima.





Ararat to bardzo charakterystyczny, łatwo rozpoznawalny szczyt, świetnie pasujący jako punkt orientacyjny. Znany jest nam oczywiście z biblijnej historii o Noem. W mitologii perskiej, arką pozwalającą na przetrwanie Potopu była sama góra, czy raczej var - wielki bunkier wewnątrz niej. (Ciekawe czy irańskie "var" - "twierdza" było również źródłosłowem nazwy "Warszawa", przyniesionym choćby przez Scytów czy Sarmatów?) . Ararat jest obecnie świętą górą dla Ormian - Lenin ją złośliwie przekazał Ataturkowi, ale i tak się znalazła w herbie sowieckiej Armenii. :)




Ararat był również punktem zaczepienia siatki nawigacyjnej, na której przed Potopem bogowie zakładali miasta w Mezopotamii. Po kataklizmie, tamtejsze "schody do Nieba" nie nadawały się już jednak do użytku. Na miejsce powstania nowych wybrano Synaj. Półwysep stał się strefą neutralną pomiędzy boskimi dynastiami z Sumeru i Egiptu. Próby jego przejęcia, oraz pomocniczych instalacji w Libanie i kraju Kanaan były uznawane za casus belli. 



Zwraca na siebie uwagę również kluczowe położenie Jerozolimy na tej siatce. W Jerozolimie są też megality - tworzące platformę na której zbudowano Świątynię Salomona, a później Drugą Świątynię i Meczet Al-Aqsa. Według źródeł talmudycznych, ta platforma istniała już w czasach Dawida. Wcześniej miała mieć tam miejsce ofiara Izaaka. Gdy Pan  nakazał Abrahamowi rytualnie zarżnąć Izaaka, powiedział mu, że rozpozna z daleka miejsce, na którym ma to zrobić. To ciekawe, bo owo wzgórze jest dużo niższe choćby od pobliskiej Góry Oliwnej i niewiele się wyróżnia. No chyba, że były wówczas na nim jakieś budowle czy ruiny... Wzgórze świątynne w Jerozolimie nosi nazwę Moria, co można przetłumaczyć jako "góra naprowadzania". Pobliska Góra Syjon to "Góra Sygnału". Jest tam też w okolicy "Góra Obserwatorów". (Pamiętacie kim byli Neteru?). Pierwotna nazwa Jerozolimy to "Uru Szalem", czyli "Miasto Szalema". Szalem był bogiem rządzącym tym miejscem i posługiwał się symbolem sześcioramiennej gwiazdy. Kapłanem Szalema był Melchizedek, który pobłogosławił Abrahama. Podobieństwo słowa "Szalem" do hebrajskiego "Szalom" czy arabskiego "Salam" nie jest oczywiście przypadkowe. Szalem był bowiem bogiem-rozjemcą, który dostał Jerozolimę w ramach traktatu pokojowego między dwoma odłamami bogów.




Ta siatka nawigacyjna wychodzi poza Kemet i Bliski Wschód. Jej ślady możemy znaleźć również w starożytnej Grecji. (Jeden z pułkowników greckiego lotnictwa wojskowego podejrzewał, że piloci robią przekręty na paliwie, gdyż wpisują w protokołach takie same odległości lotu pomiędzy różnymi miastami o starożytnych korzeniach. Okazało się jednak, że te odległości rzeczywiście były identyczne - tworzyły siatkę geograficzną, na której ktoś zakładał starożytne miasta.)  Delfy - miejsce sławnej wyroczni Apolla - dzieli taka sama odległość od Jerozolimy i domniemanego miejsca portu kosmicznego na Synaju. Pomiędzy tym portem a Jerozolimą da się wyznaczyć korytarz do Delf o szerokości 11,5 stopnia, tak samo jak korytarz między Jerozolimą a Baalbek. Gdy wyznaczymy na mapie trójkąt o kącie 45 stopni z wierzchołkami w Delfach i Jerozolimie, to trzecim wierzchołkiem będzie Oaza Siwa . Co było w Oazie Siwa? Wyrocznia Amona-Ra, do której pielgrzymował Aleksander Wielki i gdzie ogłoszono go synem Amona. W wyroczni tej znajdował się kamień łudząco podobny do omphalosa z wyroczni delfickiej. Omphalos w Delfach miał symbolizować "pępek ziemi". A może raczej jeden z kamieni milowych siatki geograficznej?

Ta siatka nie miała charakteru regionalnego. Miała charakter globalny.


Piramidy w Gizie są położone bardzo blisko 30 równoleżnika. (Wielka Piramida: 29,98). Tak się dziwnym trafem zdarzyło, że na tej samej szerokości geograficznej położone są też m.in.: Eridu - kolebka cywilizacji sumeryjskiej, Ur, Persepolis, Harappa - jedno z centrów cywilizacji Doliny Indusu i tybetańska Lhasa. Dalej na wschodzie ten równoleżnik przecina środkowe Chiny i Wyspy Riukiu. Na zachodzie idzie m.in. przez marokańską prowincję Sus-Massa, której wybrzeże jest wskazywane jako jedną z bardzo prawdopodobnych lokalizacji Atlantydy, i przechodzi między Maderą a Wsypami Kanaryjskimi. Tak jakby ktoś zasiewał cywilizację na określonej szerokości geograficznej. Współcześnie przy 30 równoleżniku położone jest centrum kontroli lotów NASA w Houston. Port kosmiczny Cape Canaveral jest niecałe dwa stopnie bardziej na południe. 30 równoleżnik to bowiem mniej więcej optymalna szerokość geograficzna do wysyłania ładunków w Kosmos. 

Kto w odległej starożytności mierzył Ziemię? Po wskazówki odsyłam do swoich serii Phobos i Atomowi Bogowie. No chyba, że uważacie, że to wszystko to tylko zbiegi okoliczności lub wzorem profesora Macieja Giertycha uważacie, że piramidy zostały zbudowane przez masonów do ochrony przed dinozaurami :)

***

To już ostatni odcinek serii Kemet - no chyba, że ją kiedyś wznowię, gdy dotrę do nowych ciekawych materiałów. Obecnie czytam ciekawą książkę o doktorze Zahim Hawassie, długoletnim dyktatorze egipskich wykopalisk i strażniku tajemnic. Mało kto wie, że stypendium doktorskie w USA zapewniła mu Fundacja Edgara Cayce, a on jej się za to odwdzięczał pozwalając na badania wokół Sfinksa. Hawass jest też doskonale zapoznany z dorobkiem Zecharii Sitchina - Sitchin pomógł młodemu Hawassowi wydać książkę w USA. Nie powinno więc nas dziwić wspólne zdjęcie Hawassa z Robertem Bauvalem, Grahamem Hancockim i Robertem Schochiem - czołowymi propagatorami teorii alternatywnych o Sfinksie i Piramidach. 



Publicznie Hawass mówi jedno: wyzywa takich autorów od idiotów, pseudonaukowców i syjonistów. Prywatnie im chyba jednak kibicuje, bo wie, że wersja oficjalna nie trzyma się kupy. Czasem nawet powie za dużo. W jednym z odcinków "Tajemnic starożytnych grobowców" Hawass zabrał swoje amerykańskie stażystki do komór odciążających w Wielkiej Piramidzie. Jedna z nich - jego ulubiona - nie wytrzymała i się tam zsikała. Nakrzyczał na nią, że "zbeszcześciła Piramidę", która jest "święta" i "boska". "Boska". Hawass jest oficjalnie muzułmaninem, więc nie powinien używać takich określeń. No, ale w kraju Kemet bywa, że islam jedynie przykrywa wiarę w dawnych bogów, po których pamiątkami są m.in. Piramidy z Gizy i Sfinks.