Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Hyperborea. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Hyperborea. Pokaż wszystkie posty

sobota, 8 października 2016

Największe Sekrety: Hyperborea - Das Reich

"Dobrze by mówił, gdyby nie był Niemcem i psią mordą"
  arcybiskup Jakub Świnka o bpie Janie z Brixen

Ilustracja muzyczna: Steven Price - April 1945 - Fury OST


W 1186 r. grupa niemieckich możnych, będących stronnikami króla Henryka VI Hohenstaufa, zebrała się na naradę, na której planowała krucjatę "contra Polonorum". Planu nie wprowadzono w życie z prozaicznego powodu - w trakcie narady załamała się pod feudałami podłoga i spadli oni do szamba, w którym potopili się w ciężkich zbrojach. Po tej dekapitacji feudalnej elity Rzeszy, Henryk VI stracił zapał do krucjaty.










Dlaczego jednak planowano krucjatę przeciwko katolickiej Polsce, nad którą formalną władzę zwierzchnią sprawował bardzo przychylny Kościołowi książę Kazimierz Sprawiedliwy? Ten sam wychwalany przez kronikarzy-mnichów dobry władca, który został w 1191 r. otruty przez nieznanych sprawców. Krucjata miała zapewne na celu narzucenie Polsce przychylnego cesarzowi, zgermanizowanego władcy. Taką nieudaną wyprawę zbrojną Rzesza podjęła już w 1109 r. i w 1154 r. Za pierwszym razem cesarz próbował narzucić nam władztwo Zbigniewa, ale wojska cesarskie zostały pokonane pod Wrocławiem przez Bolesława Krzywoustego działającego wspólnie ze swoimi sprzymierzeńcami z Węgier, Rusi i nadczarnomorskich stepów (nazywanych u Długosza "Partami") - opisy tej bitwy znanej jako "Psie Pole" znajdują się w średniowiecznych kronikach, a mimo to współcześni historycy kwestionują to, że ją stoczono. W 1154 r. cesarz Fryderyk Barbarossa próbował obalić rządy Bolesława Kędzierzawego i narzucić władzę Władysława Wygnańca, księcia śląskiego ożenionego z Niemką spokrewnioną z Hohenstaufami. Jego wojska dotarły prawie pod Poznań, gdzie... zaczęły rokowania pokojowe. Cesarz zrezygnował z realizacji swojego celu strategicznego a w warunkach pokoju znalazł punkt mówiący o dostarczeniu żywności głodującej niemieckiej armii - współcześni historycy oczywiście twierdzą, że to była wielka klęska Bolesława Kędzierzawego, który musiał się przed cesarzem upokorzyć (posiłkują się czeską kroniką, w której ta wzmianka znalazła się na takiej zasadzie jak "debeściaki" w posmoleńskiej dezinformacji). W tej polsko-niemieckiej historii jest również miejsce na zwycięstwa nad cesarskimi wyprawami odnoszone przez Chrobrego i Mieszka II, który był w stanie jednocześnie opierać się wojskom niemieckim i ruskim, dopóki nie został zdradzony przez elity. Historia relacji Piastów i niemieckich cesarzy to jednak nie tylko dzieje konfrontacji...



Mitem jest to, że Mieszko I wprowadził w Polsce chrześcijaństwo, bo bał się niemieckiej agresji. Państwo Piastów miało wszak wielki wojskowy potencjał a w późniejszych latach Niemcy zazwyczaj przegrywali w konfrontacji wojskowej z nami. Chrzest Polski był zamachem stanu, który miał posłużyć eksterminacji dotychczasowej elity kapłańskiej, która de facto kierowała państwem. (Decyzje na słowiańskich wiecach podejmowano jednomyślnie, czyli każdy, kto głosował inaczej niż mówiły "znaki" interpretowane przez pogańskich kapłanów był bity kijami po piętach dopóki nie zmienił zdania.) Było to mądre posunięcie - jeśli przyglądamy się późniejszym losom Słowian Połabskich. Mieszko wystąpił o chrzest do Czech, które były niemieckim lennem nie mającym nawet własnego biskupstwa, dlatego by Czesi pośredniczyli w negocjacjach o sojuszu z cesarzem Otton I.  Mieszko był później cenionym sojusznikiem Ottona. Gdy więc margrabia Hodo poniósł klęskę pod Cedynią i uciekł z pola bitwy z postrzępionym sztandarem pod pachą, to Otto był na niego wściekły - bo samowolnie zaatakował przyjaciela cesarza.



Kontakty z czasów Mieszka zaowocowały w roku 1000 - gdy Otto III ukoronował w Gnieźnie Bolesława Chrobrego i przekazał mu później tron Karola Wielkiego oraz kopię Włóczni Przeznaczenia. Kroniki jednoznacznie mówią, że koronacja odbyła się według ceremoniału religijnego, z namaszczeniem dokonanym przez biskupa Gaudentego. Nie była to jednak koronacja królewska - Otto III włożył Bolesławowi na głowę swój własny diadem cesarski. Prawdopodobnie szykował owego księcia Rzeszy na swojego następce. Otto III zmarł niecałe dwa lata później - prawdopodobnie otruty. Mógł mieć świadomość, że czyhają na jego życie a nie miał męskiego potomka. Domyślał się, że jego ojciec Otto II został otruty przez niemieckich feudałów , podobnie jak jego dziadek Otto I. Saska dynastia Ludolfingów była jakby ciałem obcym w postkarolińskich Niemczech. Feudałom z zachodu i południa Rzeszy było nie w smak, że cesarska korona trafiła do przedstawicieli elit ludu, który został wcześniej przez nich brutalnie spacyfikowany - Sasów. Ludu, który pochodził z terenów granicznych i mógł mieć słowiańską domieszkę krwi. Wszyscy trzej sascy cesarza zostali więc skrytobójczo zamordowani przez spisek feudałów. Podobny los spotkał sprzymierzonego z Ottonem III papieża Sylwestra II i być może również Bolesława Chrobrego. Niemieccy kronikarze mówią, że "w 1025 r. Bolesław koronował się na szkodę króla Konrada". W 1024 r. umiera "święty" cesarz Henryk II z bocznej linii Ludolfingów, którego matka pochodziła z Luksemburgów. Kolejny cesarz - Konrad zostaje koronowany dopiero w 1027 r., czyli po śmierci Chrobrego, który na swoim nagrobku zostaje określony mianem "princeps", co da się przetłumaczyć jako "cesarz".

Flashback: Największe sekrety: Hyperborea - Imperator


Flashback: Największe sekrety: Hyperborea - Traditor 

Gdy w 1079 r. zostaje obalony w wyniku zamachu stanu (prawdopodobnie połączonego z czeskim najazdem, gdyż Czesi siedzą w Krakowie aż do 1082 r.) król Bolesław Śmiały. Jednocześnie cały episkopat Polski zostaje wymieniony na Niemców! Arcybiskup gnieźnieński Bogumił, biorący udział w sądzie nad pożytecznym idiotą (podpuszczonym do buntu przez spiskowców) św. Stanisławem, zostaje wymieniony na Heinricha von Wulzburga. Schizmatyckie sakry biskupie dostają też: Franko w Poznaniu, Lambert III w Krakowie, a ponadto Heinrich, Ederam i Eberhard. Powodem tego uderzenia w króla Bolesława Śmiałego i cały polski Episkopat było to, że stanowili oni cennych sojuszników w walce Stolicy Apostolskiej przeciwko cesarzowi niemieckiemu. Tak się bowiem akurat składa, że zawsze gdy w Rzymie zasiadał papież skłócony z cesarzem, Ojciec Święty wrogi niemieckim interesom, wówczas papiestwo było wsparciem dla Polski i jej władców. To na Lateranie uzyskał wsparcie przeciwko Luksemburgom i zgerminizowanym Przemyślidom Władysław Łokietek Gdy jednak w Rzymie zasiadali papieże proniemieccy, Stolica Apostolska prowadziła politykę nam wrogą, co było widoczne np. w woltach dotyczących kwesti Zakonu Krzyżackiego.


Rzesza Niemiecka była krajem mafijnym, rządzonym przez syndykat feudałów, wybierających sobie władców spośród możnych rodów. Tamtejszy system feudalny cechował się tam większym uciskiem niż np. w Polsce, co od XII w. wywoływało ogromną falę imigracji na Wschód, do miejsc gdzie panowała większa wolność. Niemieckim rodom feudalnym zależało na podboju ziem polskich, tak jak to czyniono wcześniej z ziemiami Połabian lub na uzależnianiu ich politycznie i gospodarczo tak jak to zrobiła z Czechami kolaborancka, zgermnizowana dynastia Przemyślidów. Polska i Węgry (a także kilku zbyt niezależnych władców Czech takich jak Przemysł Ottokar II) były największymi przeszkodami do ekspansji dla tego niemieckiego feudalnego syndykatu - stąd też dziwne zgony władców starających się ponownie zjednoczyć rozbite Państwo Piastów (Kazimierz Sprawiedliwy, Henryk Probus, Przemysł II), stąd mizerna pomoc wysłana przez cesarstwo Henrykowi Pobożnemu i Węgrom walczącym z najazdem Mongołów, stąd też instalowanie Zakonu Krzyżackiego na Węgrzech a później w Polsce.



Wbrew temu, co nas się uczy w podręcznikach, Krzyżacy zostali sprowadzeni nad Wisłę nie w 1226 r. a dopiero w 1335 r. Jak pisał m.in. prof. Andrzej Nowak, 1226 to data wzięta ze sfałszowanego dokumentu nadającego Krzyżakom Ziemię Chełmińską. Konrad Mazowiecki chciał ich wyrzucić, ale nie zdążył tego zrobić. Państwo Zakonu Krzyżackiego bywało skonfliktowane z papieżami nastawionymi antyniemiecko - o czym świadczy choćby proces warszawski. Na jego terenie szykanowano inne zakony, te które prowadziły realną pracę chrystianizacyjną wśród Prusów i Litwinów. Po początkowych zachętach dla osadników, wprowadzono tam wielki ucisk fiskalny a nawet księży zmuszano do pracy przy militarnych inwestycjach budowlanych. Krzyżacy gardzili zresztą niemieckimi chłopskimi i mieszczańskimi osadnikami. Ci odpłacili im później za wszystko powszechnymi powstaniami w czasie wojen z Polską. Zakon Krzyżacki był gromiony przez św. Brygidę Szwedzką, która pisała o nich: "Postanowiłem ich pszczołami pożyteczności i utwierdziłem na progu ziem chrześcijańskich, ale oto powstali przeciw mnie. Bo nie dbają o duszę i nie litują się ciał tego ludu, który z błędu nawrócił się ku wierze katolickiej i ku mnie. I uczynili z niego niewolników i nie nauczając go przykazań Bożych, i odejmując mu Sakramenta święte, na większe jeszcze piekielne męki go skazują, niż gdyby był w pogaństwie pozostał. A wojny toczą ku rozpostarciu swej chciwości. Przeto przyjdzie czas, iże wyłamane im będą zęby i będzie ucięta im ręka prawa, a prawa noga im ochromieje, aby uznali grzechy swoje”. Notabene, na początku XIV w. inkwizytorzy podejrzewali Krzyżaków o satanizm, czarną magię i homoseksualizm. Może były to oskarżenia podobnie miałkie jak w przypadku Templariuszy, ale np. Abrams i Lively w książce "Różowa swastyka" wskazywali Krzyżaków, obok Fryderyka Wielkiego (Pedała) jako gejowskie ikony nazistów. Nawet w "Krzyżakach" Sienkiewicza jest motyw związku uczuciowego łączącego krzyżackiego dowódcę Zygfryda de Lowe z młodym rycerzem Rotgierem. Bitwa pod Grunwaldem jako akt homofobii? Może się kiedyś doczekamy takiej narracji ze strony Partii Razem, Kretyniki Politycznej czy konserwatyzmu.prl. :)



Flashback: Mit Grunwaldu

(Zresztą sam już dokonałem takiej dekonstrukcji w jednym z wpisów z serii Sny z udziałem filogermańskiego "neofeudała" hrabiego Jędrzeja Zdzisława Stefana etc. Jab*ońskiego:

Minstrele w obozie krzyżackim grali na średniowiecznych instrumentach Sandstorma. Wielki Mistrz von Jungingen, olbrzymie chłopisko z wielką rudą brodą, odziany w zbroję płytową i płaszcz z czarnym krzyżem wskazywał palcem na dwie nagie, związane, biuściaste pokojówki.
- Wyślemy je Jagielle, by go sprowokować do ataku...
- TO POWINNY BYĆ DWA NAGIE MIECZE!!! - wściekał się neofeudał.
- Zawisza Czarny to lubi - złośliwie zauważył Fox.
- Czemu maltretujecie te niewinne dziewczęta?! Czy macie wy rozum i godność rycerzy krzyżowych?! - mówiąc to Jabolski gestykulował jak sprzedawca śledzi z Witebska.
- Bo jesteśmy Niemcami! A nas Niemców kręci głównie homoseksualizm z elementami sadomasochistycznymi, kanibalistycznymi i jedzeniem kasztanów - von Jungingen zrzucił z siebie zbroję. Pod spodem miał wdzianko hardgeja. Nad krzyżackimi hufcami dumnie powiewał tęczowy sztandar.
- Jedzenie kasztanów?!
- Zwyczaju tego nauczył się od Saracenów cesarz Fryderyk Barbarossa podczas krucjaty do Dubaju. Nauczyłby się jeszcze więcej, ale utonął podczas kąpieli w gejowskiej saunie w Cylicji - wyjaśniał krzyżacki Wielki Mistrz.)

Zmieniały się czasy, zmieniali się aktorzy, ale imperatyw nakazujący niemieckiemu Syndykatowi szukać sojuszy umożliwiających kontrolę nad Europą Środkowo-Wschodnią pozostał ten sam. W miejsce Henryka II, Hohenstaufów i Luksemburgów przyszli Habsburgowie, Hohenzollernowie i księżna Anhalt-Zerbst wżeniona w rodzinę Romanowów. Rzeczpospolita im wadziła, bo pruscy i rosyjscy chłopi uciekali na jej terytorium uznając, że tam jest więcej wolności nawet dla maluczkich. Później mieliśmy nową fascynację heretyckimi i homoerotycznymi czasami Krzyżaków w epoce Kajzera, która przekształciła się w propagandowy mit o przestrzeni życiowej na Wschodzie za czasów Hitlera. Resztę tej historii znamy. Była już ona wielokrotnie przetrawiana przez propagandę Sowietów i PRL. Pamiętajmy jednak, że dobra propaganda zawsze opiera się na elementach prawdy.


***
Wybieram się do Azji Południowo-Wschodniej (Tajlandia-Singapur-Jakarta-Malezja-Singapur). Więc kolejny wpis pewnie za jakieś dwa tygodnie. Zachęcam do lektury mojej powieści "Vril. Pułkownik Dowbor".  Polecam też  lekturę "Uważam Rze. Historia" - zarówno numeru październikowego jak i listopadowego. Sami wiecie dlaczego :)

sobota, 6 sierpnia 2016

Największe sekrety: Hyperborea - Aurora Borealis

Ilustracja muzyczna: Michail Nowak - Facing the Gods

Gdzie znajdują się korzenie naszej cywilizacji? Wielu konserwatystów odpowie zapewne: w Rzymie, Grecji i w chrześcijaństwie. Gdzie są jednak korzenie Rzymu? Mit założycielski Wiecznego Miasta mówi o braciach Romulusie i Remusie wychowanych przez wilczycę. Ta "wilczyca" to jednak eufemizm. W starożytnej Italii mówiono czasem na dziwki "wilczyca", czyli "lupa". Stąd się wzięło słowo "lupanar", czyli burdel. Owa legendarna "lupa", bogata burdelmama kupiła siedem wzgórz nad Tybrem i przygarnęła Romulusa i Remusa. Cywilizacja Rzymu nie wzięła się z powietrza. Wyrosła ona na gruncie latyńskiej i etruskiej kultury z potężną dawką greckich wpływów. Sami Rzymianie uważali się za potomków uchodźców z Azji Mniejszej - z Troi. Kim byli Grecy, od których Rzym tyle zapożyczył? Barbarzyńcami z północy, którzy skolonizowali obszary zajmowane przez podupadłe cywilizacji minojską i mykeńską mające silne związki z Bliskim Wschodem. Od Hetytów przejęli swój panteon, od Fenicjan pismo (które później zniekształcili), od egipskich wtajemniczonych kapłanów podstawy filozofii. Czym jest chrześcijaństwo? Religią zrodzoną na Bliskim Wschodzie, w środowisku żydowskim, która przejęła żydowskiego Boga, moralność i święte księgi. Skąd się zaś wzięli Żydzi? Z Mezopotamii. Słowo "Hebrajczyk" to zniekształcone "Nippuryjczyk" - "Nippuri". Nippur to miasto starożytnego Sumeru, w którym Terah, ojciec Abrahama był kapłanem. Kalendarz żydowski jest kopią sumeryjskiego kalendarza z Nippur liczącego swój bieg nie od stworzenia świata, ale od wizyty Anu - najwyższego boga sumeryjskiego panteonu w Nippur. To co uznajemy za klasyczną cywilizację europejską ma więc swoje źródła na Bliskim Wschodzie.







Oprócz nich istnieją też jednak źródła rodzime. Wyklęte ze względu na swoją "pogańskość" i "barbarzyńskość". Źródła które jednak głęboką siedzą w naszej kulturze i mentalności. Żródła, które zdecydowały o naszej wyjątkowości i sprawiły, że nie staliśmy się kolejną kiepską kopią bliskowschodnich kultur. W cyklu Hyperborea wielokrotnie pisałem o tym, że jesteśmy spadkobiercami barbarzyńskich konfederacji, które z powodzeniem walczyły przeciwko Persji, Macedonii, Rzymowi, Bizancjum i Frankom. Ludów nazywanych przez ich przeciwników: Scytami, Sarmatami, Wenedami, Wenetami, Suebami, Hunami, Awarami i wreszcie Słowianami (Słowenetami). Ludy te pod względem genetycznym i kulturowym były pokrewne plemionom z Wielkiego Stepu, które w czasach starożytnych podbiły Indie. Plemion znanych jako Ariowie. Skąd się jednak wzięła cywilizacja oraz religia tych ludów?




Bal Gangadhar Tilak, ojciec indyjskiego nacjonalizmu, żyjący na przełomie XIX i XX w., w swojej książce "The Arctic Home in the Vedas" opowiadał się za hipotezą... hyperborejską. Uważał, że ojczyzna Ariów znajdowała się na arktycznej, syberyjskiej Północy, czyli w mitycznej Hyperborei.
Skłoniła go do tego drobiazgowa analiza Wed, czyli hinduskich świętych ksiąg. Znalazł tam odniesienia do takich zjawisk jak zorza polarna - aurora borealis. Wczytując się w Wedy zauważył, że ich autorzy opisywali tam ruch gwiazd na nocnym niebie w sposób charakterystyczny dla nieba polarnego. Znalazł też w Wedach wzmianki o miejscu, gdzie dzień trwał pół roku. W Wedach opisane są również obszary, na których rosły świerki i drzewa podobne do... brzóz. Tilak uważał, że hinduskie mity powstały wśród Ariów na dalekiej Północy, w czasie interglacjału, gdy - jak mówi współczesna nauka - panował tam o wiele cieplejszy klimat niż obecnie. Zmiany klimatyczne spowodowały opuszczenie przez Ariów tego centrum cywilizacyjnego, przejście do Azji Środkowej oraz ich dalsze migracje. Ich zniekształcone przez czas mit zostały później zaadaptowane do indyjskiej geografii oraz zmieszały się z mitami podbijanych przez Ariów plemion.

Flashback: Największe sekrety - Hyperborea: Prometeusz



Ślady tego hyperboryjskiego praźródła mamy w symbolach używanych przez naszych przodków: m.in. swastyk. Można jest znaleźć w religii (np. u jedno z bóstw Wieletów nazywało się... Siwa. W XV w. Jan Długosz pisał, że za jego czasów Polacy wciąż oddawali cześć bóstwu nazywającemu się Żywie. To prawdopodobnie od niego pochodzi nazwa miasta Żywiec.). Ślady wpływów z tego dawnego aryjskiego praźródła znajdziemy również w języku. Jak czytamy:

"Wyraźne podobieństwo języka awestyjskiego do języków słowiańskich zauważył już w XIX wieku orientalista prof. Ignacy Pietraszewski.[17] Od tamtej pory powstało dużo więcej publikacji na ten temat. Jednakże, aby uzmysłowić Czytelnikom podobieństwo języków aryjskich do języków słowiańskich, poniżej posłużę się dwoma przykładami – podobieństwem starożytnego sanskrytu do języka polskiego oraz języka palijskiegoze Sri Lanki także do języka polskiego.

Porównanie słów polskich ze słowami sanskrytu:

Dwa = Dva, Dwoje = Dvaja, Trzy = Tri, Troje = Traja, Cztery = Czatur, Pięć = Panća (w hindi, urdu i pasztuńskim jest Pańć), Sześć = Szasz, Siedem = Saptam, Dwanaście = Dvadaśa, Wiedza = Veda, Znać = Znati, Budzić = Budżati, Sława = Śravas, Prawda = Para Veda (Pra Wiedza / Stara wiedza), Bywać = Bhavati, Bóg = Bhaga, Święty = Śivata, Niebo = Nabhas , Chmura = Megha (por. Mgła), Raj = Raji (Bogactwo, Radość) , Oko = Aksi (por. Oczy), Nos = Nasika, Łono = Joni, Łakocie = Jakoti, Łoś = Josza (por. Łosza – samica łosia), Żyć = Żivati (por. Żywić), Rodzić = Rodhati, Kopulować = Jebhati (por. wulg. Jebać), Dom = Dam, Doić = Dhajati, Matka = Mati, Brat = Bratr, Mąż = Manusya (por. Mężczyzna), Żona = Żani, Drzewo = Dru, Góra = Giri, Wiać = Vati, Drzwi = Dvara (por. słowackie Dvere, ukr. Dveri, ros. Dver’), Ogień = Agni, Wilk = Vrka, Koza = Aża, Owca = Avi, Niedźwiedź = Madhvad (por. słoweńskie Medved), Mysz = Muś, Myszka = Muśika, Wydra = Udra, Żyto = Sitja.

Porównanie słów polskich ze słowami języka palijskiego:

Nie/Ani = Ani, Bóg = Bhagam, Pobożna kobieta = Bhagini (por. Bogini), Ogień = Aggini, Bardzo mało = Atithoko (por. Tylko), Brat = Bhata, Mówić = Braviti (por. Prawić), Drewno = Daru, Szary = Dausaro, Gadać = Gabati, Głosić = Ghoseti, Gęś = Hamso, Zimno = Himo, Jabłko = Jambu, Kiedy = Kada, Kaszel = Kaso, Kto = Ko, Kukułka = Kokila, Kogut = Kukkuto, Miód = Madhu, Mniemać = Mannati, My = Mayam, Niebo = Nebho, Nos = Nasa, Opadać = Opatito, Ranić = Paharati (por. Poharatać), Pięć = Panca, Pływać = Plavati, Pełno = Punno, Pijący = Payako (por. Pijak), Wrzawa = Rava, Wznosić = Ruhati (por. Ruszać), Sala = Sala, Samo = Samo, Szybko = Sigho, Sucho = Sukkho, Syn = Sunu, Spać = Supati, Tam = Taham, Ciemno = Tamo, Wiać = Vati/Vayati.

Więcej na ten temat z przykładami liczniejszych, pokrewnych słów można przeczytać w artykułach Kamila Dudkowskiego, z których między innymi korzystałem: „Sloveniska Samskrta” oraz „Język polski na Sri Lance„. [18]
O językowym i genetycznym pokrewieństwie Ariów i Słowian piszą także indyjsko-kanadyjscy naukowcy w swojej pracy pt. „Indo-Aryan and Slavic Linguistic and Genetic Affinities Predate the Origin of Cereal Farming”.




Ślady te nawet widać jeśli chodzi o przekleństwa:

"Paskudne słowo: “kał”. Nie zmieniło się ono przez 4000 lat! W sanskrycie (2000 pne) brzmi “kala”, w starocerkiewnosłowiańskim (X wiek) “kal’”, w greckim zachowując główny rdzeń zmieniło się w “kelas” a w łacinie w bliskie greckiemu “calidus” – widać jaką to słowo przebyło ścieżkę. Zachowało się słowo powiązane “kalać”, “skalany”, “niepokalana” itd. Wszystkie te słowa pochodzą od “kału”. Zapewne w języku przodków indoeuropejskich brzmiało ono “kela”, “kala”.

(...)


Nie może oczywiście zabraknąć określenia najstarszego zawodu świata. Rdzeń słowa “kurwa” rozszedł się wraz z indoeuropejczykami po Europie. We wszystkich słowiańskich językach brzmi ono tak samo, w tym również wczesnosłowiańskich. Do Greki trafiło jako kobieta niezamężna “koura” – i takie było prawdopodobnie pierwsze znaczenie tego słowa, jego pejoratywne znaczenie pojawiło się później. Widać podobieństwo ze staro-niemieckim “huora” które również przeszło w niemieckim w określenie prostytutki “hure”. I widać podobieństwo z angielskim “whore” a nawet w islandzkim “hora”. Wg ekspertów pierwotne indoeuropejskie słowo brzmiało “kur” lub “kury”. W łacinie przeszło w “caurio”.

(...)

Przyznam że mam niezłą zabawę, bo właśnie otworzyłem kolejne urocze słówko w protosłowiańskim “jebati” – “jebać”. I szlachetni Ariowie zanieśli je do Indii aby w sanskrycie brzmiało ono “yabhati” (jabati).


Nieco bardziej skomplikowana sprawa jest ze słowem “pisdeh”, które w staropruskim brzmi “peisda” w starogreckim przeszło jakże pięknie w “nisdos” – gniazdo (bardzo poetycko) a w polskim w “pizda”. A nasi jeźdźcy na rydwanach zanieśli je do Iranu gdzie występuje słowo “pisdika”."

(koniec cytatu)



Friedrich Nietzsche nie bez powodu nazywał Polaków "najbardziej hyperborejskim narodem w Europie". Niemcami gardził. Współczesna nauka pokazała zaś, że Niemcy tylko z nazwy są "Germanami". Jak czytamy: "Co dziesiąty Niemiec ma żydowskich przodków – wynika z badań szwajcarskiej firmy Igenea. Tylko sześć procent Niemców ma germańskie korzenie. Aż 30 procent Niemców pochodzi od Słowian."

sobota, 30 kwietnia 2016

Największe sekrety: Hyperborea - Hellespont



Gdzie rozegrała się największa bitwa starożytności? Pod Pharsalos? Gaugamelą? Kannami? Na Polach Katalaunijskich? Świeże ustalenia archeologów mówią, że doszło do niej około 1250 r. przed Chrystusem w dolinie rzeki Tolęży (niem. Tollense) na Pomorzu Zachodnim (na dawnych obodryckich terenach, które stanowią obecnie terytorium RFN). Jak pisze Mariusz Agnosiewicz:




"W dolinie rzeki Tollense czyli Tolęży [ 1 ] zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od dzisiejszej granicy polsko-niemieckiej, odkryto ślady po wielkiej bitwie sprzed 3300 lat, o której nie tylko nic nie wiedziała historiografia, ale która generalnie nie powinna się tam rozegrać. Zgodnie bowiem z aktualną wiedzą w okresie tym ten region Europy miałby by peryferiami cywilizacji, gdzie żyły sobie luźne i proste społeczności rolnicze. Tymczasem archeologia (molekularna) ujawnia, że w tej części Pomorza ok. 1250 r. p.n.e. mogła się rozegrać największa bitwa starożytności, którą duńska archeolog prof. Helle Vandkilde porównuje do bitwy o Troję.



Tam gdzie należało się spodziewać jedynie drobnych potyczek lokalnych szczepów rolniczych, rozegrała się może największa starożytna bitwa Europy. Badacze przypuszczają, że była to bitwa o skali europejskiej, choć jak dotąd badania DNA zębów poległych, ujawniły materiał genetyczny z Włoch, z Polski oraz ze Skandynawii.

Podkreślmy ten niezwykle ważny fakt: badacze nie ujawnili, że uczestnicy bitwy pochodzili z ziem współczesnej Polski, ujawnili że uczestnicy bitwy nad Tołężą mieli DNA podobne do współczesnych Polaków!

Helle Vandkilde wskazuje, że była to armia tak złożona jak ta opisana w eposie Homera, w bitwie o Troję. Badania tego stanowiska archeologicznego jest jeszcze dalekie do końca, lecz z tego, co ustalono na dziś można przyjąć, że „implikacje będą dramatyczne", tzn. trzeba będzie ponownie napisać historię Europy tego okresu.

Porównania do Troi nie są tutaj przypadkowe, gdyż w tym okresie historiografia zna tylko jeden konflikt tej skali: półlegendarna bitwa o Troję, która jednak według aktualnie dominujących przekonań odbyła się na terenie dzisiejszej Turcji.

Wykopaliska z bitwy tołęskiej sprzed 3300 lat warto zestawić z wykopaliskami z bitwy grunwaldzkiej sprzed 600 lat, która uważana jest za największą bitwę średniowiecznej Europy, w której udział miało wziąć wedle szacunków między 50-100 tys. wojska, spośród których według szacunków miało polec 10-16 tys. ludzi. Badania archeologiczne na polach grunwaldzkich prowadzi się już ponad pięćdziesiąt lat, lecz jak dotąd odnaleziono jedynie szczątki 200 wojowników, 10 grotów bełtów (pocisków do kuszy), 5 grotów strzał, 1 grot oszczepu, 2 fragmenty broni siecznej, 2 kule działowe, 6 fragmentów rękawic pancernych oraz 2 pociski do procy lub broni ręcznej.

Tymczasem z bitwy nad Tołężą przez kilka lat odkopano 10 tys. kości należących do minimum 130 wojowników, szczątki 5 koni bojowych oraz więcej elementów uzbrojenia. I to wszystko po przekopaniu zaledwie 450 m2, a jak wskazuje archeolog Detlef Jantzen może to stanowić zaledwie 3-4%, góra 10% tego, co zostało jeszcze do odkopania.

Odkrycie to może mieć wielkie znaczenie dla badania naszej historii. Nie tylko dlatego, że wśród trzech wzmiankowanych profili genetycznych jakie odnaleziono wymienia się profil dzisiejszych mieszkańców Polski, ale przede wszystkim dlatego, że w okresie, kiedy rozegrała się bitwa nad Tołężą, ziemie te były pograniczem kultur nordyckich i unietyckiej/łużyckiej, czyli kultury obejmującej dzisiejszą Polskę (Wisła i Odra), wraz z fragmentem wschodnich Niemiec, od Pomorza Zachodniego do Saksonii (chodzi o te części Niemiec, gdzie sięgała później kultura słowiańska), na wschodzie sięgając części Wołynia.



(...)

Zauważmy jak skala tej bitwy koresponduje z wyjątkowością kultury unietyckiej, która narodziła się w Europie Środkowej tysiąc lat przed Tołężą. Należący do kultury unietyckiej połabski Dysk z Nebry sprzed 4000 lat zawierał pierwszą znaną mapę nieba, wyprzedzając to co wiemy o przesławnej wiedzy astronomicznej Babilończyków o tysiąc lat. Dysk z Nebry, jak i bitwa nad Tołężą to odkrycia świeże, stąd nowe spojrzenie na historię dopiero rozkwita."

Teren bitwy był miejscem szczególnym na ówczesnych europejskich szlakach handlowych. To był początek szlaku bursztynowego. Było to też ważne miejsce na mapie handlu cyną - surowcem niezbędnym do wytopu brązu. Jeszcze w I w. przed Chrystusem kontrolę nad europejskim handlem cyną sprawował lud Wenetów.  Można więc śmiało zaryzykować hipotezę, że pod Tollense koalicja wenedyjsko-lechickich wojowników oraz ludów germańsko-skandynawskich stawiła czoła desantowi ludów śródziemnomorskich. Tymi tajemniczymi najeźdźcami były zapewne były Ludy Morza. , które wówczas mocno dawały się we znaki państwom leżącym we wschodniej części Morza Śródziemnego. Jak czytamy:



"Pierwsze sygnały o pojawieniu się groźnych intruzów pochodzą z połowy XIV wieku p.n.e. W archiwum faraona heretyka Echnatona w jego stolicy w Achetaton (el-Amarna) znaleziono dokumenty, w których król Alaszii (Cypru), nie potrafiąc poradzić sobie z atakującymi jego królestwo piratami, prosi faraona o wsparcie. Skarży się, że najeźdźcy opanowali już kilka portów, w których urządzili sobie bazy wypadowe. Ci sami piraci byli też utrapieniem dla władcy Byblos - Ribaddiego, a na początku XIII wieku p.n.e. enigmatyczni wojownicy z północy napadli na Egipt Ramzesa II. Ich atak został ukazany na reliefach i opisany w tekstach, w których nazywa się ich "piratami z wysp pośrodku morza". Ramzes Wielki nie miał problemu z ich pokonaniem, ale umiejętności najeźdźców i ich uzbrojenie zrobiły na nim wrażenie, dlatego wziętych do niewoli jeńców wcielił do swojej armii. Słusznie, bo to właśnie oni - Szardanowie - podczas słynnej bitwy z Hetytami pod Kadesz w 1274 roku p.n.e. pomogli Egipcjanom wyjść z poważnych opresji.


W połowie XIII wieku p.n.e. w funkcjonującym od dłuższego czasu stabilnym układzie polityczno-gospodarczym w basenie Morza Śródziemnego zaczynają się pojawiać pierwsze oznaki kryzysu i zapowiedzi burzy. Władcy twierdz w Mykenach i Tirynsie inwestują w rozbudowę fortyfikacji. Około 1220 roku p.n.e. dochodzi do zakłóceń w handlu nad Morzem Śródziemnym. Około 1210 roku p.n.e. kryzys zaczął ogarniać anatolijskie państwo Hetytów - mieli problemy z zaopatrzeniem, na szczęście otrzymywali dostawy zboża z Egiptu. Sytuacja gospodarcza państwa hetyckiego była już jednak tak zła, że nie udało się jej ustabilizować. W piątym roku panowania faraona Merenptaha (1208 r. p.n.e.) doszło do kolejnego ataku na Egipt. Inskrypcje z Karnaku wspominają bitwę pod Sais, w której Egipcjanie musieli zmierzyć się z koalicją Libijczyków i Ludów Morza. Władcę Libijczyków wspierały plemiona: Szardana, Szakalasz, Akauasz, Lukku, Tursza, Maszuasz, Czehenu i Czemehu. Atak został odparty, ale sytuacja stawała się coraz bardziej napięta.

Pierwsze zwiastuny upadku

Całkowity rozpad istniejącego od kilkuset lat układu polityczno-gospodarczego w basenie Morza Śródziemnego rozpoczyna się ok. 1200 roku p.n.e. Państwo Hetytów upada nękane najazdami nieprzyjaciół, którzy przecięli szlaki zaopatrzeniowe, niezbędne do zaopatrywania kraju w podstawowe surowce. Stolica Hattusa zostaje zdobyta i spalona, choć najprawdopodobniej nie przez Ludy Morza, ale odwiecznych wrogów z północy - dziki lud Kaska. Niedługo później dochodzi do zniszczenia, identyfikowanej z Homerową, Troi VIIa, w Grecji płoną i popadają w ruinę warownie i pałace kultury mykeńskiej, liczne bogate miasta handlowe wybrzeża Syro-Palestyny (Ugarit) i Cypru padają łupem najeźdźców.

Wzdłuż wybrzeża syro-palestyńskiego rusza kolejny najazd na Egipt, połączony z pochodem mas ludności cywilnej, szukającej terenów nadających się do zasiedlenia. W ósmym roku panowania Ramzesa III (ok. 1176 roku p.n.e.) jego oddziałom stacjonującym w Palestynie udaje się odeprzeć atak drogą lądową, a flota egipska niszczy flotę inwazyjną przy wybrzeżu Delty. Jest to jednak ostatnie wielkie zwycięstwo w dziejach starożytnego Egiptu. W XI wieku p.n.e. państwo faraonów jest już tylko cieniem dawnej potęgi i pogrąża się w coraz głębszym kryzysie. Pokonane przez Ramzesa III ludy Peleset i Czeker według źródeł egipskich zostają osiedlone w okolicach wschodnich twierdz granicznych w południowej Palestynie. Zdaniem badaczy owych przymusowych osadników należy identyfikować z biblijnymi Filistynami, którzy zamieszkiwali pas ziemi między Gazą a górą Karmel. Filistyni dość szybko wyrwali się spod kurateli władców egipskich i zaczęli prowadzić własną, agresywną politykę."

Owe Ludy Morza walczyły jak równi z równymi przeciwko największym ówczesnym potęgom: Egiptowi oraz Państwu Hetytów. Wielu badaczy widzi ich udział również w starciu pod Troją, które rozegrało się równolegle do bitwy pod Tolężą. Analogie pomiędzy oboma starciami są tak silne, że mogło dojść do zanieczyszczenia greckiego mitu przekazami o kampaniach prowadzonych na dalekiej północy. Jak pisze Agnosiewicz:




"W 1995 Felice Vinci opublikował głośną książkęThe Baltic Origins of Homer's Epic Tales. The Iliad, the Odyssey and the Migration of Myth, która przetłumaczona została na szereg języków i przedstawiała argumentację na rzecz hipotezy, iż mit trojański wywodzi się z regionu bałtyckiego, który został jedynie przeszczepiony w region śródziemnomorski w związku z migracją na południe ludów wśród których się narodził. W okresie, który wiązany jest z Bitwą o Troję miały wszak miejsce wielkie migracje tzw. Ludów Morza.

Swoją hipotezę autor wykazał analizując szczegółowo warstwę przyrodniczą, klimatyczną i geograficzną eposów Homera, wykazując, że odpowiadają one całkowicie warunkom bałtyckim i zupełnie nie pasują do warunków śródziemnomorskich.

Wedle tej hipotezy Achajowie, którzy pokonali Trojan, to w istocie Skandynawowie z wysp duńskich. Wyszedł od pism Plutarcha, który napisał, że wyspaOgygia, gdzie Odyseusz miał utknąć na siedem lat zniewolony przez nimfę Kalipso, znajduje się na zachód od Brytanii w odległości 5 dni żeglugi. Do opisu tego pasują Wyspy Owcze należące dziś do Danii. W języku mieszkających tam Farerów nazwa tego wulkanicznego archipelagu to Føroyar, gdzie 'oyar' to liczba mnoga od 'oy', które w języku starofarerskim oznacza wyspę, we współczesnym farerskim wyspa to „oyggj", co przypomina właśnie homerycką Ōgygíē. Wśród Wysp Owczych mamy również grecko brzmiącą Mykines.

Oczywiste wydaje się, że Ogygia nie znajdowała się na Morzu Śródziemnym. Nie odpowiada temu opisywany przez Homera klimat: mgły, śnieg oraz słońce nie zachodzące całkowicie za horyzont, co jest typowym letnim zjawiskiem dla północnych regionów Europy. Ponadto, morze nigdy nie jest opisywane jako jasne, ale szare i nieprzejrzyste.

Wychodząc od Ogygii wykazał Vinci, że jeśli przeniesiemy akcję eposów Homera do Skandynawii, wszystko zaczyna pasować znacznie lepiej niż na Morzu Śródziemnym. Najmocniejszą częścią hipotezy Vinci była analiza warstwy geograficznej eposów Homera. Nie pasuje ona do ziem śródziemnomorskich, natomiast pasuje do północnej Europy. Również opis klimatu u Homera bardziej pasuje do regionu bałtyckiego:

„Od czasów starożytnych homerycka geografia nastręczała problemów i wątpliwości. Zgodność miast, krajów i wysp, które poeta opisywał często z dużym bogactwem szczegółów, z tradycyjnymi lokalizacjami śródziemnomorskimi, zazwyczaj jest jedynie częściowa lub żadna. Znajdujemy tego różne przypadki u Strabona (greckiego geografa i historyka), który, na przykład nie potrafił zrozumieć, dlaczego wyspa Faros, leżąca tuż przy wejściu do portu w Aleksandrii, w Odysei niespodziewanie pojawia się w odległości jednego dnia żeglugi od Egiptu. Wątpliwości dotyczą również Itaki, która według bardzo precyzyjnych wskazań Odyseusza jest najbardziej na zachód wysuniętą wyspą archipelagu, który zawiera trzy główne wyspy: Dulichium, Same i Zacynthus. Nie współgra to z rzeczywistością geograficzną greckiej Itaki na Morzu Jońskim, leżącej na północ od Zacynthus, na wschód od Cefalonii i na południe od Leucas. I wreszcie, co z Peloponezem, który w obu poematach opisywany jest jako równina? (...) Opisywana pogoda niewiele ma wspólnego z klimatem śródziemnomorskim: mgły, wiatr, deszcz, niskie temperatury i śnieg (który pada na równinach a nawet do morza), podczas kiedy słońce i wysokie temperatury wspominane są sporadycznie".

Greków, którzy walczyli pod Troją Homer nazywał w Iliadzie Achajami (598 razy) ale też Danajami (138 razy). Uważa się, że Achajowie byli twórcami cywilizacji mykeńskiej (1600-1100 p.n.e.). Nie ma jednak żadnych dowodów, że Grecy okresu mykeńskiego określali się Achajami czy tym bardziej Danami.

Danowie mogli być natomiast imigrantami z czasów migracji Ludów Morza, którzy zasiedlili i zdominowali Grecję u schyłku kultury mykeńskiej. Wkrótce potem rozpoczęły się dla Grecji tzw. wieki ciemne, czyli okres przejściowy pomiędzy Mykenami a formowaniem się kultury klasycznej Grecji. W okresie tym imigranci z północy, którzy zdominowali starą kulturę grecką, zespolili ją ze swoimi mitami i w ten sposób wątki kultury północnej wtopiły się trwale w kulturę grecką.

(...)



Ze złotym runem wiąże się także mit o rodzeństwie Helle i Fryksosie, dzieciach Nefele, bogini chmur, która była córką tytana Okeanosa. Musieli oni uciekać przed swą macochą Ino, na latającym baranie o złotym runie. W czasie ucieczki Helle spadła jednak do morza i się utopiła. Na jej cześć nazwano je Hellespontem, czyli Morzem Heleny. W epoce brązu Bałtyk mógł być właśnie Helles Pontem — morzem, gdzie utopiła się Hellena i morzem, gdzie zatopione są łzy Heliad, czyli bursztyn. Do dziś mamy w całym basenie bałtyckim mamy związane z tym skamieliny językowe: Hel (w XV w. Hele, później Hela), Helbląg (dawna nazwa Elbląga), Helsinki, Hellespontianie. Ci ostatni to jakieś plemię nadbałtyckie z którym ok. 840 r. walczył Ragnar Lodbrok. Wspomina się tam o miejscowości Dougava (Dźwina), czyli owi Hellespontianie mieszkali najpewniej nad Dźwiną, uchodzącą w Zatoce Ryskiej do Bałtyku (Saxo Gramatyk, Gesta Danorum).

W Iliadzie Troja leży nad Hellespontem, co może odnosić się do Bałtyku jako takiego. Na Morzu Śródziemnym grecki Hellespont to Dardanele, czyli wąska cieśnina między morzami Egejskim i Marmara, tymczasem w Iliadzie Homer pisze o „szerokich wodach Hellespontu", „wielkim Hellesponcie", Hermes „staje nad obszernym Hellespontu brzegiem"."




Najazdy Ludów Morza najprawdopodobniej stały się źródłem mitu o Atlantydzie. Mit ten rozpowszechnił  w europejskiej kulturze Platon . Przytoczył on relację dotyczą ateńskiego prawodawcy Solona, który usłyszał od egipskich kapłanów historię o zamorskim imperium, które najeżdżało Egipt oraz Grecję lecz upadło z powodu wielkiego kataklizmu. Wyspa Atlantyda miała być położna za Słupami Heraklesa (czyli na Oceanie Atlantyckim), najprawdopodobniej w okolicach dzisiejszych Azorów lub Wysp Kanaryjskich (czyli w miejscach o podwyższonej aktywności sejsmicznej). Platon podał, że Atlantyda zatonęła w IX tysiącleciu przed Chrystusem. Jak jednak przekonująco wykazał badacz-amator Frank Joseph, Platon albo Solon rypnęli się w tłumaczeniu i Atlantyda miała zatonąć gdzieś między XIII a XV w. przed Chrystusem. A to idealnie wpasowuje legendę o niej z najazdem Ludów Morza. Wielkiej potęgi militarnej, która pojawiła się znikąd.




Zgodnie ze starożytnymi przekazami Atlantyda miała być imponującą cywilizacją - jak na epokę brązu. Jej kultura była zbliżona do kultury minojskiej, mykeńskiej oraz iberyjskiej metropolii Tartessos (biblijnego Tarszisz). Jest więc wielce prawdopodobne, że DNA jej mieszkańców było zbliżone do DNA mieszkańców Włoch. Za istnieniem Atlantydy przemawiają m.in. starożytne przekazy. U wielu ludów zamieszkujących wybrzeża Atlantyku na oceanie istniała legendarna zatopiona wyspa (u Basków Atalaya, u Azteków Aztlan) lub kraina zmarłych (u Wikingów Wallhala). Są też dowody archeologiczne na to, że w starożytności dochodziło do transatlantyckich kontaktów. I tak np. w egipskich mumiach znaleziono ślady kokainy a w obu Amerykach artefakty pochodzenia bliskowschodniego i śródziemnomorskiego (monety, napisy, wizerunki). 





Powyżej: Olmecka rzeźba, waza z Bimini z kreteńskim symbolem podwójnej siekiery, złota maska z Kolumbii, maska pośmiertna Agamemnona, jadeitowa olmecka maska, ruiny w meksykańskim Uxmal i w greckich Mykenach.

Olmekowie, czyli pierwsza cywilizacja Ameryki Środkowej, najprawdopodobniej byli przybyszami zza Oceanu. Zostawione przez Olmeków rzeźby pokazują zarówno brodatych osobników o bliskowschodnio-śródziemnomorskim wyglądzie jak i negroidalnych wojowników. Olmekowie czcili białego, brodatego boga (którego Majowie przejęli jako Kukulkana a Aztekowie jako Quetzalcoatla), który posługiwał się świętą liczbą 52. Taka sama była święta liczba egipskiego boga Thota. Olmecki i majowski kalendarz długiej rachuby zaczynał się w 3114 r. p.n.e. - w dniu przybycia do Ameryki owego białego boga.  Jak wykazał Zecharia Sitchin, w tym samym czasie, według przekazów egipskich Amon-Ra przejął z rąk Thota władzę nad Egiptem (Thot zarządzał nim tymczasowo). Według greckich przekazów, sama cywilizacja Atlantydy miała boskie korzenie - miejscowi władcy byli potomkami Posejdona. Posejdon jest zaś greckim echem egipskiego boga Ptaha (ojca Amona-Ra) i sumeryjskiego "Pana Wód" Enki (ojca Marduka). (Relacja podobna jak Odyn-Thor i Nyj-Perun). 

XIV w. - XIII w. p.n.e. czyli czas bitwy pod Tolężą, oblężenia Troi, najazdów Ludów Morza i domniemanego upadku Atlantydy, był również obfity w wydarzenia w innych częściach świata. Około 1300 r. p.n.e., z niewiadomych przyczyn upadła cywilizacja Doliny Indusu. XIII w. p.n.e. to też czas podboju Kanaanu przez semicką hordę. Z Biblii wiemy o pewnej anomalii, która przydarzyła się podczas bitwy pod Gilgal stoczonej przez wojska izraelskie dowodzone przez Jozuego z wojskami koalicji królów kanaanejskich. Jak czytamy w rozdziale 10-tym Księgi Jozuego:



" 9 I natarł na nich Jozue niespodziewanie po całonocnym marszu z Gilgal. 10 A Pan napełnił ich strachem na sam widok Izraela i zadał im wielką klęskę pod Gibeonem. ścigano ich w stronę wzgórza Bet-Choron i bito aż do Azeki i Makkedy. 11 Gdy w czasie ucieczki przed Izraelem byli na zboczu pod Bet-Choron, Pan zrzucał na nich z nieba ogromne kamienie aż do Azeki, tak że wyginęli. I więcej ich zmarło wskutek kamieni gradowych, niż ich zginęło od miecza Izraelitów.
12 W dniu, w którym Pan podał Amorytów w moc Izraelitów, rzekł Jozue w obecności Izraelitów:
«Stań słońce, nad Gibeonem!
I ty, księżycu, nad doliną Ajjalonu!»
13 I zatrzymało się słońce,
i stanął księżyc,

aż pomścił się lud nad wrogami swymi.
Czyż nie jest to napisane w Księdze Sprawiedliwego: «Zatrzymało się słońce na środku nieba i prawie cały dzień nie spieszyło do zachodu?»1"



Gdy nad Bliskim Wschodem zatrzymało się Słońce i nie zapadał zmrok, to w Ameryce - jeśli wierzyć inkaskim przekazom podyktowanym Hiszpanom słońce nie wzeszło i na 24 godziny zapanowała noc. Zdarzenie to sprawiło, że cywilizacje od Meksyku po Peru składały później krwawe ofiary z ludzi, by karmić Słońce, tak by trwało na Niebie. Chronologia w tych kronikach sugeruje, że Dzień w Którym Zatrzymała się Ziemia nastąpił w XIII w. przed Chrystusem. Niewątpliwie dochodziło wówczas na całym świecie do anomalii i kataklizmów, które spowodowały wędrówki ludów - w tym nieudany desant Ludów Morza, uchodźców z Atlantydy na południowo-zachodnie wybrzeże Bałtyku. Najazd ten powstrzymali nasi przodkowie. A my nadal się śmiejemy z dawnych przekazów mówiących, że walczyli oni ze starożytnymi imperiami...


***

Zainteresowanych starożytnymi tajemnicami zachęcam do czytania mojej powieści "Vril. Pułkownik Dowbor".  Do nabycia m.in. w Księgarni Prusa.

niedziela, 6 marca 2016

Największe sekrety: Hyperborea - Prometeusz


Czasem zdarza się, że nawet najbardziej mgliste i dziwaczne legendy są dalekim odbiciem cywilizacyjnie innej rzeczywistości. Dawne, całkiem normalne królestwa zamieszkane przez ludy mówiące niezrozumiałymi językami i posługujące się dziwnymi wynalazkami stają się mitycznymi krainami szczęścia bądź lądami zamieszkałymi przez demony. Dla starożytnych Greków taką legendarną krainą miała być położona na dalekiej Północy Hiperborea (Hyperborea). Stamtąd mieli pochodzić bóg Apollo podróżujący po niebie swoim rydwanem, patron lekarzy Asklepios i przewoźnik umarłych w Hadesie Charon. Dwa i pół tysiąca lat później indyjski nacjonalistyczny polityk Bal Gangadhar Tilak w swojej książce "Arktyczna ojczyzna Wed" wysunął teorię, że mityczna Hyperborea była praojczyzną Ariów - zniszczoną przez lodowy Potop około 10-8 tys. lat przed Chrystusem. Czy jednak było możliwe, by na dalekiej, mroźnej północy istniała jakakolwiek cywilizacja?



Współczesna nauka dała na to pytanie zadziwiającą odpowiedź: teoretycznie było to możliwe. Przed wielkimi zmianami klimatycznymi, do których doszło na Ziemi z nieznanych przyczyn około 10 tys. lat p.n.e. euroazjatyckie wybrzeża Oceanu Lodowatego były strefą klimatu... śródziemnomorskiego. Były one obmywane ciepłym prądem oceanicznym. Podczas gdy spora część Europy znajdowała się pod lodowcem, to właśnie tam panowały warunki idealne do wykształcenia się cywilizacji. Czy mamy jednak jakiekolwiek ślady istnienia takiego ośrodka cywilizacyjnego? Mamy, ale oczywiście mainstreamowi historycy podchodzą do nich sceptycznie. (Nikt przecież nie ma prawa burzyć im pieczołowicie sporządzanych tabelek.) Udają więc, że nie istnieje nic takiego jak np. megality z Górskiej Szorii na Ałtaju - olbrzymie, liczące nawet 40 m wysokości mury zbudowane z kamieni o wadze nawet do 3 tys. ton (największy kamień z Baalbek w Libanie ma 1,5 tys. ton.). Czy są to pozostałości Hyperborei? Gdzie miała być położona ta mityczna kraina?



O Hyperborei mogliśmy kilka miesięcy temu poczytać choćby w "Uważam Rze. Historia" w świetnym artykule Roberta Chedy "Słowiańska Atlantyda". Jak pisze Cheda:

"W V w. p.n.e. Herodot twierdził, że Hiperborejczycy mieszkają na północ od ludu Skifów, za górami dzisiejszego Uralu. Co ciekawe, Herodot nazywał również ów tajemniczy lud Arimaspi – co współcześni nam badacze kojarzą właśnie z południowo-syberyjskimi koczowniczymi plemionami Skifów epoki brązu. W kolejnym wieku grecki historiograf Teopomp z Chios pisał, że oprócz Europy, Azji i Afryki obmywanych oceanem, czyli poza znanym światem, znajduje się wielka wyspa zamieszkana licznie przez człowieka oraz mityczne stwory. Także w greckiej mitologii spotykać można legendy świadczące o wzajemnych kontaktach Hiperborei i świata śródziemnomorskiego, ponieważ kult Apollona wywodził się z tych nieznanych ziem. To Hiperborejczycy byli kapłanami, którzy wybudowali pierwszą świątynię boga w Delfach. Również oni nauczyli pradawnych Greków uprawy roli i posadzili pierwsze drzewa oliwne. To stamtąd dotarł do Hellenów obyczaj Igrzysk Olimpijskich. Nic dziwnego, że Apollon corocznie wracał do swojej północnej ojczyzny, odwiedzając boską rodzinę, a więc matkę Letę i wielką łowczynię – Artemidę.Geograf umieścił tajemniczy ląd na brzegach rzeki Istry, czyli we współczesnym syberyjskim dorzeczu Obu i Irtyszu. Co ciekawe, kult boga słońca łączył Hiperboreę ze światem umarłych, bo helleński przewodnik po tej krainie Charon był w istocie kolejnym kapłanem z Północy. Tajemnicza kraina fascynowała również antycznych Rzymian. Znany historyk Pliniusz Starszy w I w. n.e. pisał o Hiperborejczykach jak o realnie istniejącym starożytnym ludzie żyjącym na brzegach Morza Mlecznego,
identyfikowanego dziś jako Ocean Lodowaty. Jednak w odróżnieniu od pokojowych greckich przekazów Pliniusz twierdził, że tamtejsi mieszkańcy byli jednookimi potomkami Tytanów o ogromnym wzroście i masie ciała. Jako strażnicy nieprzebranych złotych skarbów prowadzili ciągłą walkę z Gorgonami i Gryfonami, dlatego mieszkali pod ziemią w ogromnych schronach i jaskiniach. To w Hiperborei mityczny Perseusz dokonał heroicznego aktu dekapitacji Meduzy Gorgony.

(...)

Wielki kartograf Merkator na słynnej mapie świata zarysował Hiperboreę jako kontynent w miejscu współczesnej Arktyki, którego centralnym miejscem była góra Meru. Jakież było zdziwienie czytelników indyjskich eposów, gdy w wielu opisach bohaterskich czynów bogów Brahmy i Wisznu odnaleźli także górę Meru i to ze wskazaniem na krainę Gwiazdy Polarnej. Rosyjscy naukowcy Bongard-Lewin i Grantowski, autorzy pracy „Od Skifii do Indii”, przeanalizowali zbieżności wschodniosłowiańskiej, perskiej oraz hinduskiej mitologii, stawiając tezę o migracji ludu Ariów z południa na północ Eurazji. W eposie „Mahabharata” nieznane miejsce nazwane państwem „wiecznego szczęścia” lub „krainą błogosławionych” znajduje się na północnych stokach góry Meru oraz na „białej wyspie” w wodach Mlecznego Oceanu, nazywanego także Północnym. Było to, podobnie jak w mitach śródziemnomorskich, miejsce o umiarkowanym klimacie, bo jego mieszkańcy „nie odczuwali ani chłodu, ani żaru”. W licznych lasach i na równinach żyły stada ptactwa i antylop. Równie szczęśliwi byli ludzie, żyjący w społecznej równości i boskiej niewiedzy, co to znaczy prawdziwe nieszczęście. Utopijny spokój zapewniali kapłani – znawcy praw i duchowi przewodnicy, którzy „szepcząc modlitwy” zjednywali przychylność bogów. Nadchodzący z południa Ariowie dotarli do nieznanej krainy w trakcie licznych wojen, podczas których przekroczyli Himalaje oraz kolejne pasmo gór, stykając się ze strażnikami ludu Północy. Byli to potężni wojownicy, którzy przestrzegli Ariów przed zbrojnym konfliktem z udziałem miejscowych bogów. Napastnicy porażeni wysokim poziomem życia, oraz, jak powiedzielibyśmy dzisiaj, wysoką technologią obronną, nie tylko odstąpili, ale zawarli z północną krainą przymierze. Autorzy pracy sugerują, że Hiperborea była w rzeczywistości częścią starożytnej Skifii, a jej realne położenie wyznaczały góry Uralu, rzeki Dunaj i Dniepr oraz północno-wschodnie wybrzeże Europy i Syberii. Kraina zajmowała zatem ogromny obszar geograficzny, zamieszkany także przez Prasłowian.

(...)



W XX w. tajemną wiedzą o Hiperborei zainteresowali się bolszewicy, z maniakalną uwagą poszukujący nowych technologii zbrojeniowych. Szef tajnej policji WCzka Feliks Dzierżyński podpisał w 1922 r. rozkaz o wszczęciu badań naukowych na temat paranormalnych zdolności szamanów Półwyspu Kolskiego i eksploracji jego naturalnych bogactw. Ekspedycja pod dowództwem ezoteryka Aleksandra Barczenki i znanego neurologa oraz psychiatry Władimira Biechtieriewa (twórca Instytutu Mózgu) badała niewyjaśnioną do dziś psychozę odnotowaną tylko na obszarze mitycznej Hiperborei. W okresie nocy polarnej mężczyźni z miejscowych plemion podlegali atakom zbiorowego szaleństwa, a jednym z objawów były hipnotyczne wizje z przeszłości, podczas których chorzy rozmawiali w wielu nieznanych językach kojarzonych z epoką antyczną. Ekspedycja badała także materialne artefakty, odnajdując, m.in. zagadkowe megalityczne bloki i budowle na wierzchołkach wzgórz oraz kurhany – „piramidy” i ślady wytyczonych niegdyś traktów handlowych. Megalityczne budowle promieniowały ponoć nadzwyczajną energią skoncentrowaną w formie pól. Niestety, o wynikach badań niewiele dziś wiemy, bo większość ekipy (na czele z Barczenką) została unicestwiona w 1937 r.
Współczesną Rosję opanowała swoista gorączka poszukiwań Hiperborei. Być może dlatego, że po rozpadzie ZSRR społeczeństwo poszukiwało nowej tożsamości, a bycie potomkami najstarszej cywilizacji świata brzmi dumnie. W każdym razie, początek dało opracowanie naukowe wiążące wschodniosłowiańskiego boga Słońca Koło-Koliada z Półwyspem Kolskim, rzeką Kołą i Karelią. W 2001 r. ekspedycja naukowca i miłośnika paleolitu Walerija Diomina przeprowadziła na Półwyspie Kolskim badania metodą radarowej geolokacji, które wykazały, że pod dnem jeziora Sejd znajdują się tunele prowadzące pod górę Ninczurt. Tam ujawniono obszerne podziemia, których kształt wskazał na sztuczne pochodzenie. W innych miejscach ekspedycja wykryła resztki fundamentów
oraz przewrócone kolumny i kamienneściany, wykonane tak dokładnie, że między poszczególne elementy nie wchodziło ostrze noża. Całość wskazuje więc, że w odległej przeszłości na półwyspie istniała rozwinięta cywilizacja techniczna, zdolna do budowy skomplikowanych konstrukcji architektonicznych. Na przykład podnoszenia obrobionych bloków skalnych o wadze 50 ton. Metody datowania wskazały, że obiekty te mają ok. 12 tys. lat.

W 2007 r. kolejna ekspedycja badająca wybrzeże Morza Białego odkryła na jednej z wysp ruiny starożytnego grodu nazwanego przez uczonych Północnym Miastem Słońca lub Północnym Heliopolis. Natrafiono m.in. na zagadkowy gigantyczny tron wykonany z kamienia oraz równie zagadkowe fragmenty labiryntów. "

(koniec cytatu)

Mamy więc wizję jakiejś starożytnej cywilizacji, z którą weszli w kontakt stojący wyraźnie cywilizacyjnie niżej Ariowie. Do kontaktu tego doszło na dalekiej Północy. Niektóre buddyjskie przekazy mówią, że to właśnie na dalekiej Północy miało znajdować się wejście do utopijnego, podziemnego królestwa znanego jako Agartha, Shamballah lub Shangri-La. Królestwa, którego mieszkańcy dysponują boskimi broniami oraz mocą parapsychiczną znaną jako Vril. Góra Meru, nazywana również Sumeru, była zaś centrum kosmologii buddyjskiej. Czemu więc pojawia się ona na mapach Mercatora jako centrum mitycznej Hyperborei?



Zwróćmy uwagę również na "zagadkowy gigantyczny tron wykonany z kamienia" w "Północnym Heliopolis" na Półwyspie Kolskim. Legendy o olbrzymach pojawiają się w wielu kulturach całego świata - od tubylców z Wysp Salomona poprzez Wikingów i Celtów do Indian Ameryki Płn. Legendy łączą rasę gigantów z megalitami na Malcie, Sardynii i w Baalbek. Od czasu do czasu można też przeczytać o odkrywanych szkieletach gigantów (dużo tego typu odkryć dokonano w USA) - ale oficjalna nauka twierdzi, że to wszystko to tylko oszustwa, pomyłki i nadinterpretacje, (Jakiś czas temu oglądałem program dokumentalny poświęcony gigantom z Sardynii - pokazano tam m.in. film z badań nadnaturalnie dużego ludzkiego zęba trzonowego. Badający go dentysta stwierdził, że człowiek, który zostawił po sobie ten ząb mógł mieć teoretycznie 2,5 m wzrostu. Ząb oddano do analiz do muzeum, gdzie został... zgubiony.) O gigantach pisze również Biblia. Księga Rodzaju, Rozdział 6: "2 Synowie Boga, widząc, że córki człowiecze są piękne, brali je sobie za żony, wszystkie, jakie im się tylko podobały. (...). 4 A w owych czasach byli na ziemi giganci; a także później, gdy synowie Boga zbliżali się do córek człowieczych, te im rodziły. Byli to więc owi mocarze, mający sławę w owych dawnych czasach."





Owi biblijni "giganci" to po hebrajsku: nephilim, co znaczy "ci, co zostali zrzuceni" lub "ci, którzy zstąpili z nieba". Księga Rodzaju w dużym stopniu koresponduje z mitami starożytnego Sumeru.  Tak się akurat składa, że sumeryjscy bogowie nazywani byli Annunaki, czyli "ci, którzy zstąpili z nieba". Znani też oni byli jako Strażnicy - Szumeru (w Egipcie "Neteru") i to od nich pochodzi nazwa Szumer - Sumer - Kraj Strażników. Byli oni często przedstawiani jako olbrzymi - z wyjątkiem niektórych bogów urodzonych już na Ziemi. (Po szczegóły odsyłam do książek Zecharii Sitchina a szczególnie do "Byli olbrzymi na Ziemi"). Byli istotami z krwi i kości. Choć żyli wiele tysięcy lat, to jednak starzeli się i umierali. A także mieszali się z ludźmi, tworząc m.in. półboskie dynastie. O olbrzymach będących przedstawicielami mieszanej bosko-ludzkiej rasy wspomina m.in. Biblia. Byli to choćby Synowie Anaka (Anakim) władający Hebronem, a po żydowskim najeździe zamieszkujący Gazę. To właśnie ich potomkiem był Goliat. 





Po upadku Sumeru, głównym bogiem Babilonu zostaje Marduk.  Z przekazów sumeryjskich wiemy, że był on synem "pana wód", boga Enki. Sitchin wskazuje, że Enki był tym samym bogiem, co egipski Ptah  a Marduk był znany w Egipcie jako Amon-Ra. Marduk miał zostać wygnany z Egiptu w związku z zabójstwem swojego krewnego, boga Dummuziego, znanego jako Tammuz.  Stichin w "Zaginionej księdze Enki" zasugerował, że Marduk trafił na daleką północ. Czyżby to dla niego zbudowano tron w Mieście Słońca na Półwyspie Kolskim? Dla ludów północy mógł się on stać pierwowzorem nordyckiego boga Thora i słowiańskiego Peruna/Jasza. Tak jak Marduk walczył z wężem Tiamat, tak Thor ma walczyć z wężem Jormungandem a Perun ze Żmijem. Enki, "pan wód" mógł się stać pierwowzorem nordyckiego Odyna i germańskiego Wodana oraz słowiańskiego Nyja, natomiast Dummuzi stał się źródłem dla mitu o Baldurze. Czyżby więc na dalekiej Północy nephilim bawili się w bogów? Czyżby bogowie ze słowiańskiego panteonu byli tymi samymi istotami, które Sumerowie i Egipcjanie czcili jako swoje bóstwa? Czy jeszcze przed nastaniem Sumeru i Egiptu wykreowali cywilizację, której mitologicznym wspomnieniem była Hyperborea? Czy była to cywilizacja z której osiągnięć czerpali wędrujący po Eurazji Ariowie, przodkowie zarówno Słowian jak i twórców cywilizacji wedyjskiej? Czy wogóle jest sens zadawać takie pytania? Przecież od ponad tysiąca lat czcimy bliskowschodniego Boga, który wypędził z Nieba (a może raczej z Ziemi?) tych wszystkich bogów.





***



PAMIĘĆ GENETYCZNA. Prowadzone na zlecenie Feliksa Dzierżyńskiego, członka polskiej konspiracji opisanej w serii Archanioł, poszukiwania śladów Hyperborei dają wiele do myślenia. Przypominają podobny epizod z działalności Feliksa Kona, o którym pisałem w serii Archanioł: "w Tuwie jest jaskinia znana jako Wrota do Agharty. Jest przy niej tablica upamiętniająca odwiedziny tego miejsca przez Feliksa Kona. Kon wybrał się tam w czasach carskich - w eskorcie dwóch szwadronów Kozaków. Tuwa była wówczas terytorium chińskim. I otopolsko-żydowski rewolucjonista w eskorcie carskiego wojska dokonuje rajdu na chińskie terytorium, do miejsca uznawanego za wejście do legendarnej, utopijnej buddyjskiej krainy Shangri-La. I później pisze o tym bardzo obszerny raport... dla Ochrany."
Stawiam więc hipotezę: Polska organizacja spiskowa, do której należeli m.in. Piłudski, Dzierżyński, Hutten-Czapski, Świętopełek-Mirski, Koziełł-Poklewski, dysponowała własną komórką do badania "zaginionej historii". Czymś takim, jak niemieckie stowarzyszenia okultystyczne Thule i Vril. Z komórką tą byli związani m.in. Jan Kubary i Bronisław Piłsudski, co tłumaczy ich dziwne zgony. Mógł do niej należeć również Ferdynand Ossendowski.  Sanacyjna elita pasjonowała się okultyzmem, podobnie jak członkowie romantycznych organizacji spiskowych. Czemu więc nie mieliby zająć się podobnymi poszukiwaniami jak okultyści nazistowscy czy bolszewicccy?
Prace tej struktury, "Polskiego Thule" zaowocowały m.in. modnymi w II RP teoriami o starożytnym, autochtonicznym pochodzeniu Słowian i stworzonym przez nich wielkim Imperium. Teoriom świetnie nadającym się do umacniania ducha narodu. Teorie te wracają i musimy je przejąć zanim Rosja wykorzysta je przeciwko nam.

***

Jeśli czytaliście już moją powieść  "Vril. Pułkownik Dowbor". , to zadajcie sobie pytanie: skąd Franciszek Dowbor oraz jego zwierzchnik Stefan Witkowski mieli tak dobre rozeznanie w prowadzonych przez Niemców poszukiwaniach Vrila i Shangri-La? Bo w tej historii też prowadziliśmy takie poszukiwania...