niedziela, 6 marca 2016

Największe sekrety: Hyperborea - Prometeusz


Czasem zdarza się, że nawet najbardziej mgliste i dziwaczne legendy są dalekim odbiciem cywilizacyjnie innej rzeczywistości. Dawne, całkiem normalne królestwa zamieszkane przez ludy mówiące niezrozumiałymi językami i posługujące się dziwnymi wynalazkami stają się mitycznymi krainami szczęścia bądź lądami zamieszkałymi przez demony. Dla starożytnych Greków taką legendarną krainą miała być położona na dalekiej Północy Hiperborea (Hyperborea). Stamtąd mieli pochodzić bóg Apollo podróżujący po niebie swoim rydwanem, patron lekarzy Asklepios i przewoźnik umarłych w Hadesie Charon. Dwa i pół tysiąca lat później indyjski nacjonalistyczny polityk Bal Gangadhar Tilak w swojej książce "Arktyczna ojczyzna Wed" wysunął teorię, że mityczna Hyperborea była praojczyzną Ariów - zniszczoną przez lodowy Potop około 10-8 tys. lat przed Chrystusem. Czy jednak było możliwe, by na dalekiej, mroźnej północy istniała jakakolwiek cywilizacja?



Współczesna nauka dała na to pytanie zadziwiającą odpowiedź: teoretycznie było to możliwe. Przed wielkimi zmianami klimatycznymi, do których doszło na Ziemi z nieznanych przyczyn około 10 tys. lat p.n.e. euroazjatyckie wybrzeża Oceanu Lodowatego były strefą klimatu... śródziemnomorskiego. Były one obmywane ciepłym prądem oceanicznym. Podczas gdy spora część Europy znajdowała się pod lodowcem, to właśnie tam panowały warunki idealne do wykształcenia się cywilizacji. Czy mamy jednak jakiekolwiek ślady istnienia takiego ośrodka cywilizacyjnego? Mamy, ale oczywiście mainstreamowi historycy podchodzą do nich sceptycznie. (Nikt przecież nie ma prawa burzyć im pieczołowicie sporządzanych tabelek.) Udają więc, że nie istnieje nic takiego jak np. megality z Górskiej Szorii na Ałtaju - olbrzymie, liczące nawet 40 m wysokości mury zbudowane z kamieni o wadze nawet do 3 tys. ton (największy kamień z Baalbek w Libanie ma 1,5 tys. ton.). Czy są to pozostałości Hyperborei? Gdzie miała być położona ta mityczna kraina?



O Hyperborei mogliśmy kilka miesięcy temu poczytać choćby w "Uważam Rze. Historia" w świetnym artykule Roberta Chedy "Słowiańska Atlantyda". Jak pisze Cheda:

"W V w. p.n.e. Herodot twierdził, że Hiperborejczycy mieszkają na północ od ludu Skifów, za górami dzisiejszego Uralu. Co ciekawe, Herodot nazywał również ów tajemniczy lud Arimaspi – co współcześni nam badacze kojarzą właśnie z południowo-syberyjskimi koczowniczymi plemionami Skifów epoki brązu. W kolejnym wieku grecki historiograf Teopomp z Chios pisał, że oprócz Europy, Azji i Afryki obmywanych oceanem, czyli poza znanym światem, znajduje się wielka wyspa zamieszkana licznie przez człowieka oraz mityczne stwory. Także w greckiej mitologii spotykać można legendy świadczące o wzajemnych kontaktach Hiperborei i świata śródziemnomorskiego, ponieważ kult Apollona wywodził się z tych nieznanych ziem. To Hiperborejczycy byli kapłanami, którzy wybudowali pierwszą świątynię boga w Delfach. Również oni nauczyli pradawnych Greków uprawy roli i posadzili pierwsze drzewa oliwne. To stamtąd dotarł do Hellenów obyczaj Igrzysk Olimpijskich. Nic dziwnego, że Apollon corocznie wracał do swojej północnej ojczyzny, odwiedzając boską rodzinę, a więc matkę Letę i wielką łowczynię – Artemidę.Geograf umieścił tajemniczy ląd na brzegach rzeki Istry, czyli we współczesnym syberyjskim dorzeczu Obu i Irtyszu. Co ciekawe, kult boga słońca łączył Hiperboreę ze światem umarłych, bo helleński przewodnik po tej krainie Charon był w istocie kolejnym kapłanem z Północy. Tajemnicza kraina fascynowała również antycznych Rzymian. Znany historyk Pliniusz Starszy w I w. n.e. pisał o Hiperborejczykach jak o realnie istniejącym starożytnym ludzie żyjącym na brzegach Morza Mlecznego,
identyfikowanego dziś jako Ocean Lodowaty. Jednak w odróżnieniu od pokojowych greckich przekazów Pliniusz twierdził, że tamtejsi mieszkańcy byli jednookimi potomkami Tytanów o ogromnym wzroście i masie ciała. Jako strażnicy nieprzebranych złotych skarbów prowadzili ciągłą walkę z Gorgonami i Gryfonami, dlatego mieszkali pod ziemią w ogromnych schronach i jaskiniach. To w Hiperborei mityczny Perseusz dokonał heroicznego aktu dekapitacji Meduzy Gorgony.

(...)

Wielki kartograf Merkator na słynnej mapie świata zarysował Hiperboreę jako kontynent w miejscu współczesnej Arktyki, którego centralnym miejscem była góra Meru. Jakież było zdziwienie czytelników indyjskich eposów, gdy w wielu opisach bohaterskich czynów bogów Brahmy i Wisznu odnaleźli także górę Meru i to ze wskazaniem na krainę Gwiazdy Polarnej. Rosyjscy naukowcy Bongard-Lewin i Grantowski, autorzy pracy „Od Skifii do Indii”, przeanalizowali zbieżności wschodniosłowiańskiej, perskiej oraz hinduskiej mitologii, stawiając tezę o migracji ludu Ariów z południa na północ Eurazji. W eposie „Mahabharata” nieznane miejsce nazwane państwem „wiecznego szczęścia” lub „krainą błogosławionych” znajduje się na północnych stokach góry Meru oraz na „białej wyspie” w wodach Mlecznego Oceanu, nazywanego także Północnym. Było to, podobnie jak w mitach śródziemnomorskich, miejsce o umiarkowanym klimacie, bo jego mieszkańcy „nie odczuwali ani chłodu, ani żaru”. W licznych lasach i na równinach żyły stada ptactwa i antylop. Równie szczęśliwi byli ludzie, żyjący w społecznej równości i boskiej niewiedzy, co to znaczy prawdziwe nieszczęście. Utopijny spokój zapewniali kapłani – znawcy praw i duchowi przewodnicy, którzy „szepcząc modlitwy” zjednywali przychylność bogów. Nadchodzący z południa Ariowie dotarli do nieznanej krainy w trakcie licznych wojen, podczas których przekroczyli Himalaje oraz kolejne pasmo gór, stykając się ze strażnikami ludu Północy. Byli to potężni wojownicy, którzy przestrzegli Ariów przed zbrojnym konfliktem z udziałem miejscowych bogów. Napastnicy porażeni wysokim poziomem życia, oraz, jak powiedzielibyśmy dzisiaj, wysoką technologią obronną, nie tylko odstąpili, ale zawarli z północną krainą przymierze. Autorzy pracy sugerują, że Hiperborea była w rzeczywistości częścią starożytnej Skifii, a jej realne położenie wyznaczały góry Uralu, rzeki Dunaj i Dniepr oraz północno-wschodnie wybrzeże Europy i Syberii. Kraina zajmowała zatem ogromny obszar geograficzny, zamieszkany także przez Prasłowian.

(...)



W XX w. tajemną wiedzą o Hiperborei zainteresowali się bolszewicy, z maniakalną uwagą poszukujący nowych technologii zbrojeniowych. Szef tajnej policji WCzka Feliks Dzierżyński podpisał w 1922 r. rozkaz o wszczęciu badań naukowych na temat paranormalnych zdolności szamanów Półwyspu Kolskiego i eksploracji jego naturalnych bogactw. Ekspedycja pod dowództwem ezoteryka Aleksandra Barczenki i znanego neurologa oraz psychiatry Władimira Biechtieriewa (twórca Instytutu Mózgu) badała niewyjaśnioną do dziś psychozę odnotowaną tylko na obszarze mitycznej Hiperborei. W okresie nocy polarnej mężczyźni z miejscowych plemion podlegali atakom zbiorowego szaleństwa, a jednym z objawów były hipnotyczne wizje z przeszłości, podczas których chorzy rozmawiali w wielu nieznanych językach kojarzonych z epoką antyczną. Ekspedycja badała także materialne artefakty, odnajdując, m.in. zagadkowe megalityczne bloki i budowle na wierzchołkach wzgórz oraz kurhany – „piramidy” i ślady wytyczonych niegdyś traktów handlowych. Megalityczne budowle promieniowały ponoć nadzwyczajną energią skoncentrowaną w formie pól. Niestety, o wynikach badań niewiele dziś wiemy, bo większość ekipy (na czele z Barczenką) została unicestwiona w 1937 r.
Współczesną Rosję opanowała swoista gorączka poszukiwań Hiperborei. Być może dlatego, że po rozpadzie ZSRR społeczeństwo poszukiwało nowej tożsamości, a bycie potomkami najstarszej cywilizacji świata brzmi dumnie. W każdym razie, początek dało opracowanie naukowe wiążące wschodniosłowiańskiego boga Słońca Koło-Koliada z Półwyspem Kolskim, rzeką Kołą i Karelią. W 2001 r. ekspedycja naukowca i miłośnika paleolitu Walerija Diomina przeprowadziła na Półwyspie Kolskim badania metodą radarowej geolokacji, które wykazały, że pod dnem jeziora Sejd znajdują się tunele prowadzące pod górę Ninczurt. Tam ujawniono obszerne podziemia, których kształt wskazał na sztuczne pochodzenie. W innych miejscach ekspedycja wykryła resztki fundamentów
oraz przewrócone kolumny i kamienneściany, wykonane tak dokładnie, że między poszczególne elementy nie wchodziło ostrze noża. Całość wskazuje więc, że w odległej przeszłości na półwyspie istniała rozwinięta cywilizacja techniczna, zdolna do budowy skomplikowanych konstrukcji architektonicznych. Na przykład podnoszenia obrobionych bloków skalnych o wadze 50 ton. Metody datowania wskazały, że obiekty te mają ok. 12 tys. lat.

W 2007 r. kolejna ekspedycja badająca wybrzeże Morza Białego odkryła na jednej z wysp ruiny starożytnego grodu nazwanego przez uczonych Północnym Miastem Słońca lub Północnym Heliopolis. Natrafiono m.in. na zagadkowy gigantyczny tron wykonany z kamienia oraz równie zagadkowe fragmenty labiryntów. "

(koniec cytatu)

Mamy więc wizję jakiejś starożytnej cywilizacji, z którą weszli w kontakt stojący wyraźnie cywilizacyjnie niżej Ariowie. Do kontaktu tego doszło na dalekiej Północy. Niektóre buddyjskie przekazy mówią, że to właśnie na dalekiej Północy miało znajdować się wejście do utopijnego, podziemnego królestwa znanego jako Agartha, Shamballah lub Shangri-La. Królestwa, którego mieszkańcy dysponują boskimi broniami oraz mocą parapsychiczną znaną jako Vril. Góra Meru, nazywana również Sumeru, była zaś centrum kosmologii buddyjskiej. Czemu więc pojawia się ona na mapach Mercatora jako centrum mitycznej Hyperborei?



Zwróćmy uwagę również na "zagadkowy gigantyczny tron wykonany z kamienia" w "Północnym Heliopolis" na Półwyspie Kolskim. Legendy o olbrzymach pojawiają się w wielu kulturach całego świata - od tubylców z Wysp Salomona poprzez Wikingów i Celtów do Indian Ameryki Płn. Legendy łączą rasę gigantów z megalitami na Malcie, Sardynii i w Baalbek. Od czasu do czasu można też przeczytać o odkrywanych szkieletach gigantów (dużo tego typu odkryć dokonano w USA) - ale oficjalna nauka twierdzi, że to wszystko to tylko oszustwa, pomyłki i nadinterpretacje, (Jakiś czas temu oglądałem program dokumentalny poświęcony gigantom z Sardynii - pokazano tam m.in. film z badań nadnaturalnie dużego ludzkiego zęba trzonowego. Badający go dentysta stwierdził, że człowiek, który zostawił po sobie ten ząb mógł mieć teoretycznie 2,5 m wzrostu. Ząb oddano do analiz do muzeum, gdzie został... zgubiony.) O gigantach pisze również Biblia. Księga Rodzaju, Rozdział 6: "2 Synowie Boga, widząc, że córki człowiecze są piękne, brali je sobie za żony, wszystkie, jakie im się tylko podobały. (...). 4 A w owych czasach byli na ziemi giganci; a także później, gdy synowie Boga zbliżali się do córek człowieczych, te im rodziły. Byli to więc owi mocarze, mający sławę w owych dawnych czasach."





Owi biblijni "giganci" to po hebrajsku: nephilim, co znaczy "ci, co zostali zrzuceni" lub "ci, którzy zstąpili z nieba". Księga Rodzaju w dużym stopniu koresponduje z mitami starożytnego Sumeru.  Tak się akurat składa, że sumeryjscy bogowie nazywani byli Annunaki, czyli "ci, którzy zstąpili z nieba". Znani też oni byli jako Strażnicy - Szumeru (w Egipcie "Neteru") i to od nich pochodzi nazwa Szumer - Sumer - Kraj Strażników. Byli oni często przedstawiani jako olbrzymi - z wyjątkiem niektórych bogów urodzonych już na Ziemi. (Po szczegóły odsyłam do książek Zecharii Sitchina a szczególnie do "Byli olbrzymi na Ziemi"). Byli istotami z krwi i kości. Choć żyli wiele tysięcy lat, to jednak starzeli się i umierali. A także mieszali się z ludźmi, tworząc m.in. półboskie dynastie. O olbrzymach będących przedstawicielami mieszanej bosko-ludzkiej rasy wspomina m.in. Biblia. Byli to choćby Synowie Anaka (Anakim) władający Hebronem, a po żydowskim najeździe zamieszkujący Gazę. To właśnie ich potomkiem był Goliat. 





Po upadku Sumeru, głównym bogiem Babilonu zostaje Marduk.  Z przekazów sumeryjskich wiemy, że był on synem "pana wód", boga Enki. Sitchin wskazuje, że Enki był tym samym bogiem, co egipski Ptah  a Marduk był znany w Egipcie jako Amon-Ra. Marduk miał zostać wygnany z Egiptu w związku z zabójstwem swojego krewnego, boga Dummuziego, znanego jako Tammuz.  Stichin w "Zaginionej księdze Enki" zasugerował, że Marduk trafił na daleką północ. Czyżby to dla niego zbudowano tron w Mieście Słońca na Półwyspie Kolskim? Dla ludów północy mógł się on stać pierwowzorem nordyckiego boga Thora i słowiańskiego Peruna/Jasza. Tak jak Marduk walczył z wężem Tiamat, tak Thor ma walczyć z wężem Jormungandem a Perun ze Żmijem. Enki, "pan wód" mógł się stać pierwowzorem nordyckiego Odyna i germańskiego Wodana oraz słowiańskiego Nyja, natomiast Dummuzi stał się źródłem dla mitu o Baldurze. Czyżby więc na dalekiej Północy nephilim bawili się w bogów? Czyżby bogowie ze słowiańskiego panteonu byli tymi samymi istotami, które Sumerowie i Egipcjanie czcili jako swoje bóstwa? Czy jeszcze przed nastaniem Sumeru i Egiptu wykreowali cywilizację, której mitologicznym wspomnieniem była Hyperborea? Czy była to cywilizacja z której osiągnięć czerpali wędrujący po Eurazji Ariowie, przodkowie zarówno Słowian jak i twórców cywilizacji wedyjskiej? Czy wogóle jest sens zadawać takie pytania? Przecież od ponad tysiąca lat czcimy bliskowschodniego Boga, który wypędził z Nieba (a może raczej z Ziemi?) tych wszystkich bogów.





***



PAMIĘĆ GENETYCZNA. Prowadzone na zlecenie Feliksa Dzierżyńskiego, członka polskiej konspiracji opisanej w serii Archanioł, poszukiwania śladów Hyperborei dają wiele do myślenia. Przypominają podobny epizod z działalności Feliksa Kona, o którym pisałem w serii Archanioł: "w Tuwie jest jaskinia znana jako Wrota do Agharty. Jest przy niej tablica upamiętniająca odwiedziny tego miejsca przez Feliksa Kona. Kon wybrał się tam w czasach carskich - w eskorcie dwóch szwadronów Kozaków. Tuwa była wówczas terytorium chińskim. I otopolsko-żydowski rewolucjonista w eskorcie carskiego wojska dokonuje rajdu na chińskie terytorium, do miejsca uznawanego za wejście do legendarnej, utopijnej buddyjskiej krainy Shangri-La. I później pisze o tym bardzo obszerny raport... dla Ochrany."
Stawiam więc hipotezę: Polska organizacja spiskowa, do której należeli m.in. Piłudski, Dzierżyński, Hutten-Czapski, Świętopełek-Mirski, Koziełł-Poklewski, dysponowała własną komórką do badania "zaginionej historii". Czymś takim, jak niemieckie stowarzyszenia okultystyczne Thule i Vril. Z komórką tą byli związani m.in. Jan Kubary i Bronisław Piłsudski, co tłumaczy ich dziwne zgony. Mógł do niej należeć również Ferdynand Ossendowski.  Sanacyjna elita pasjonowała się okultyzmem, podobnie jak członkowie romantycznych organizacji spiskowych. Czemu więc nie mieliby zająć się podobnymi poszukiwaniami jak okultyści nazistowscy czy bolszewicccy?
Prace tej struktury, "Polskiego Thule" zaowocowały m.in. modnymi w II RP teoriami o starożytnym, autochtonicznym pochodzeniu Słowian i stworzonym przez nich wielkim Imperium. Teoriom świetnie nadającym się do umacniania ducha narodu. Teorie te wracają i musimy je przejąć zanim Rosja wykorzysta je przeciwko nam.

***

Jeśli czytaliście już moją powieść  "Vril. Pułkownik Dowbor". , to zadajcie sobie pytanie: skąd Franciszek Dowbor oraz jego zwierzchnik Stefan Witkowski mieli tak dobre rozeznanie w prowadzonych przez Niemców poszukiwaniach Vrila i Shangri-La? Bo w tej historii też prowadziliśmy takie poszukiwania...

3 komentarze:

  1. ciekawy artykuł o Enkim słyszałam ale o "Słowiańskiej Atlantydzie" nie

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe, z jednej strony już w starożytności część historyków argumentowała, że Hyperborea to tylko mit, a z drugiej w XIX i XX wieku nadal jeszcze próbowano jej szukać... :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. "W V w. p.n.e. Herodot twierdził, że Hiperborejczycy mieszkają"
    Herodot pisał dokładnie na odwrót "Jeżeli jednak faktycznie istnieją hiperborejscy jacyś ludzie, to istnieją też hipernotyccy. Śmiech mnie zbiera, gdy widzę, jak wielu już nakreśliło obwód ziemi, a nikt rozumnie go nie objaśnił."

    OdpowiedzUsuń