sobota, 25 maja 2024

Dlaczego zginął prezydent Iranu?

 


Nie, jeszcze nie pojechałem na urlop. Śmierć irańskiego prezydenta Ebrahima Raisiego, który runął wraz z irańskimi ministrem spraw zagranicznych, nie miała więc nic wspólnego z moją klątwą urlopową. No chyba, że ta klątwa się rozregulowała w 2020 r., w czasie pandemii...

Raisi już pogrzebany, a sprawa jego śmierci zamieciona pod perski dywan. Irańskie władze już oficjalnie uznały, że choć jego śmigłowiec zaczął się palić w trakcie lotu, to nie znaleziono na nim śladów po kulach, więc nie doszło do zestrzelenia. Tak jakby nie było innych metod sabotażu lotniczego...

Co ciekawe, Irańczycy w sprawie śmierci swojego prezydenta, bezpośrednio nie obwinili żadnego wroga zewnętrznego ani wewnętrznego. Stwierdzili tylko, że to pośrednio wina amerykańskich sankcji. Wszak prezydent  leciał amerykańskim Bellem mającym ponad 40 lat. Tak jakby Iran nie miał nowszych śmigłowców kupionych w Rosji... Przyjmijmy więc wersję oficjalną -  stary śmigłowiec po prostu nie mógł się wznieść i wylecieć z mgły. 

Raisi, zwany "rzeźnikiem Teheranu" (z racji tego, że jako prokurator w latach 80-tych chętnie wnosił o kary śmierci dla przeciwników reżimu), był numerem jeden w kolejce do sukcesji po obecnym Najwyższym Przywódcy 85-letnim ajatollahu Alim Chameneim, który rządzi Iranem nieprzerwanie od 1989 r. Pojawia się więc na nowo kwestia sukcesji.

Chamenei może znów myśleć o tym, by swoim następcą zrobić swojego syna Modżtabę, czyli szarą eminencję, człowieka, który kierował stłumieniem protestów powyborczych w 2009 r. i zarządza sporą częścią majątku Chameneiego.

Ów majątek był szacowany w 2013 r. aż na 95 mld USD. (Przypominam, że szach Iranu miał w latach 70-tych majątek warty 3 mld USD, co w przeliczeniu na obecną siłę nabywczą dawałoby około 19 mld USD. Szach jednak epatował bogactwem, a Chamenei odgrywa rolę skromnego perskiego dziadzia, który niedojada). Co ciekawe, obecny p.o. prezydenta Iranu Mohammad Mokhber, był w latach 2007-2021  szefem Setadu czyli owego wartego 95 mld USD holdingu Najwyższego Przywódcy. Setad był też organizacją, która opracowała irańską szczepionkę na Covid-19. 


No cóż, szach został obalony w 1979 r. przez obce tajne służby, które podburzyły islamską ciemnotę i Januszów z bazarów. Zarzucano mu łamanie praw człowieka i gromadzenie bogactw. Został zastąpiony przez władzę, która jednak w obu kategoriach mocno szacha przebiła. Szach przynajmniej dbał o rozwój gospodarczy i cywilizacyjny Iranu. Rządy ajatollahów skazały natomiast Irańczyków na nędzę i zacofanie gospodarcze. Tak to już bywa, gdy pozwala się bazarowym Januszom dokonywać wyboru władzy.

Baj de łej: szach rządził Iranem 37 lat, Chamenei rządzi 35 lat...

Tak się zastanawiam, czy usunięcie Raisiego i ministra spraw zagranicznych nie miało być jednym z kroków w stronę nowego porozumienia Iranu z administracją Bidena.

(3,2,1... Ból dupy onucowców w komentarzach.)

Co ciekawe, w dniu śmierci Raisiego mieliśmy nieudaną, wręcz tragikomiczną (czyli pasującą do CIA) próbę zamachu stanu w Kongu. 

 ***

Wpis za tydzień powinien być, a później zobaczymy. 

piątek, 17 maja 2024

Chiny przejmują Rosję + Zamach na Słowacji

 


Nie wiem, czy zwróciliście na to uwagę, ale wraz z "Putinem" do Pekinu udał się cały rosyjski rząd. Wszyscy ministrowie. Tak jakby to Xi Jinping ich zaprzysięgał. Lub wręczał jarłyk zarządzającym prowincją.

Ten rząd jest staro-nowy. "Stary" w tym sensie, że jego premierem pozostał Michaił Miszustin. To człowiek Chin - koleś, który wprowadzał w Rosji kody PR i chińskie systemy inwigilacji w trakcie pandemii. Pekinowi bardzo więc zależało, by nadal pełnił swoją misję. 

Duży awans spotkał Denisa Manturowa, który został pierwszym wicepremierem odpowiedzielanym za przemysł. To również technokrata będący człowiekiem Chin. Ma charakterystyczny "żulerski" głos ("Panie kierowniku...").

Awans na stanowisko wicepremiera dostał Dmitrij Patruszew, dotychczasowy minister rolnictwa, syn Nikołaja Patruszewa, byłego szefa FSB. Sam Nikołaj Patruszew przestał być szefem Rady Bezpieczeństwa Pederacji Rosyjskiej, a został "doradcą" Putina. Generał SWR twierdzi, że Patruszew zgodził się na to, by utorować swojemu synowi drogę do sukcesji po "Putinie" i że obecnie toczy się walka między ludźmi Patruszewa i Siergieja Czemiezowa, szefa korporacji zbrojeniowej Rostec.

Kop w górę spotkał Szojgu, który stracił stanowisko ministra obrony i został szefem Rady Bezpieczeństwa w miejsce Patruszewa. Jednocześnie w jego dawnym resorcie trwa czystka, w ramach której aresztowani są generałowie. Generał Konaszenkow - rzecznik rosyjskich sił zbrojnych - złożył dymisję. Nowym ministrem został Andriej Biełousow, czyli "księgowy", który ma doprowadzić ten burdel do porządku. 

Tego typu zmiany zostały, moim zdaniem, wymuszone na Moskwie przez Pekin. Wskazują one, że Rosja dostała od Chińczyków polecenie dalszego prowadzenia wojny. Tyle, że ma ona być prowadzona bardziej efektywnie. To również wskazuje na to, że Chińczycy sami się przygotowują do konfrontacji, a działania Rassiji odgrywają rolę "lodołamacza" mającego prowadzić do zmęczenia Zachodu.

Sprawa ma też jednak drugie dno...

Generał SWR donosi, że na początku 2025 r. mają zostać podpisane umowy przekazujące Chinom w dzierżawę duże obszary Syberii. Przekazany szmat ziemi ma być większy od obszarów okupowanych przez Rosję na Ukrainie. Z punktu widzenia Chin to odzyskanie ziem, które utracono w wyniku "nierównoprawnych traktatów" podpisywanych w XIX w. z rządem carskim. Na poniższej mapce macie zaznaczone na czerwono tereny zdobyte przez Rosję od czasu Traktatu Pekińskiego z 1860 r., a na brązowo od czasu Traktatu Ajguńskiego z 1858 r. 


Różni duporealiści, którzy używają argumentu o tym, że "Rosja może zacieśnić relacje z Chinami przeciwko USA" są więc mocno spóźnieni z tą retoryką. Moskwa i Pekin robią to już bowiem od 1989 r., a obecnie widzimy tylko ostatnie stadia tego procesu. Tylko różne Kuźniary, Sykulskie i Bartosiaki tego nie dostrzegają.

***

Tymczasem w centrum uwagi świata znalazły się wydarzenia na Słowacji - chyba po raz pierwszy od czasów ks. Tisy.

71-letni były ochroniarz i zarazem bajkopisarz Franz Bonaparta Juraj Cintula postrzelił postkomunistyczno-nacjonalistyczno-populistycznego premiera Roberta Ficę. Zamachowiec kilka lat temu zakładał "ruch przeciwko przemocy" i ogólnie sprawiał wrażenie typowego ześwirowanego libka, w rodzaju naszych DebilnychRazem.  Wcześniej jednak był związany z nacjonalistyczną, prorosyjską organizacją Slovensci Branci,  mającą związki z rosyjskimi Nocnymi Wilkami, a której szef był kiedyś szkolony przez żołnierzy Specnazu. Jeśli w kraju postkomunistycznym jakiś boomerski dziaders posiada pozwolenie na broń, to zwykle wywodzi się z kręgów milicyjno-bezpieczniackich. W przypadku Cintuli pojawiły się w necie informacje, że był funkcjonariuszem StB. Okazuje się, że chyba był tylko jej TW.  Cholera wie, dla kogo pracował. 

Wbrew onucowskiej propagandzie USA miały raczej mały interes w zamachu. Słowacja ich specjalnie nie interesuje. Co miała przekazać Ukrainie, to już przekazała. Berlinowi również nie wadzi prorosyjskie stanowisko tamtejszego rządu, ale może mu się nie podobać jego sprzeciw wobec dążeń do centralizacji Unii. Rosja teoretycznie powinna być zadowolona z rządów Fico, ale zdarzało się jej w przeszłości obalać swoich kolaborantów - na przykład Amina i Janukowycza. Albo to więc jakieś fikuśne,a przy tym totalnie kretyńskie szachy 4D (przypominające zabicie afgańskiego prezydenta w grudniu 1979 r.), albo po prostu odwaliło jakiemuś libkowsko-esbeckiemu zjebowi. 

***

Do ciekawej sytuacji doszło również na Nowej Kaledonii. Wybuchły tam ostre zamieszki - tubylcy zbuntowali się przeciwko nowemu prawu wyborczemu, które próbuje im narzucić Paryż. Francja oskarżyła po tym o wspieranie tubylczych separatystów... Azerbejdżan. Rzeczywiście bowiem do Baku przyjeżdżali bowiem przedstawiciele miejscowych niepodległościowców, a podczas protestów pojawiały się w tłumie flagi Azerbejdżanu. Alijew miał w ten sposób odpłacić Macronowi za wspieranie przez niego Armenii w konflikcie o Karabach. Repetowicz on a life support...


sobota, 11 maja 2024

Jak nie postępować ze zdrajcami

 


"Nie pożyje ani chwili, jak ten sędzia z Avignonu, powieszony za śledzionę bez pardonu..."

Sprawa sędziego Szmydta wydaje się być banalnie prosta. Gostek był od dawna agentem tamtejszych tajnych służb - jeśli nie ich funkcjonariuszem odgrywającym rolę Polaka jako "Matrioszka". Realizując swoje zadania, najpierw przykleił się do ekipy Suwerennej Polski, później zrobił woltę i przeszedł do obozu libków.  Dlatego utrzymał się na kluczowym  stanowisku w sądownictwie (wydawał certyfikaty bezpieczeństwa i robił to jeszcze trzy tygodnie temu) mimo zmiany władzy i różnych seksualnych afer, które się za nim ciągnęły. 

Było to możliwe, gdyż sędziowie - jako nadzwyczajna feudalna kasta - nie są objęci jakąkolwiek kontrolą operacyjną. Taka kontrola jest wręcz zakazana przez prawo. Od czasu do czasu na ich korupcyjną działalność natyka się CBA, czasem ich zatrzymuje policja za jazdę po pijaku, a czasem ochrona sklepowa za kradzieże pospolite. Poza tym różne agentury mogą sobie swobodnie hulać w tym środowisku - zwłaszcza jeśli mają na sędziów haki obyczajowe (pedofila). 

To oczywiście skutek wdrożenia w początkach III RP doktryny starego endeckiego idioty Adama Strzembosza o tym, że "środowisko sędziowskie samo się oczyści" po komunizmie. Oczywiście ta doktryna była przejawem bardziej ogólnego "ducha Magdalenki i Okrągłego Stołu", czyli tego, że w 1989 r. nie doszło w Polsce do żadnej rewolucji, tylko dogadania się solidarnościowego establiszmentu z kremlowskimi namiestnikami w PRL. W wyniku tego kompromisu zaczęto przedstawiać gejnerała Jarucwelskiego i różnych patafianów z jego otoczenia jako ojców naszej demokracji i "patriotów", choć przecież nawet w świetle prawa PRL byli oni zwykłymi zdrajcami i puczystami, którym z automatu przysługiwała kara śmierci.

Ale cóż, okresy, w których właściwie rozliczano się ze zdrajcami w naszej historii były zwykle stosunkowo krótkie. Polaczki lubią sielanki jak w "Panu Tadeuszu", a nie lubią męczących konfliktów. Dlatego upiekło się m.in. Hieronimowi Radziejowskiemu i Bogusławowi Radziwiłłowi, a finansowany przez St. Petersburg i Berlin król Stanisław "Kluchosław" Poniatowski wciąż ma licznych obrońców. 

Zdarzało się jednak, że w polskich Słowianach budziły się mordercze instynkty. W tych momentach "szaleństwa" zdrajców szybko i sprawnie wysyłaliśmy do piachu. Tak było w trakcie drugiej wojny światowej i powojennej walki "Wyklętych". Polskie Podziemie trzaskało różne szumowiny aż miło - od Igo Syma po Stefana Martykę. (Cieszyło mnie więc, że TVP za rządów prezesa Kurskiego zrobiła serial "Ludzie i bogowie" nawiązujący do historii oddziału likwidacyjnego 993/W i bijący na głowę drętwy i grzeczny "Czas honoru".) Można oczywiście narzekać, że odstrzelono ich zbyt mało, no ale wszystkim nie można na raz dogodzić.




Drugim, nieco wcześniejszym, okresem likwidowania zdrajców była Rewolucja 1905 r. , w trakcie której bojowcy PPS wsławili się takimi akcjami jak Krwawa Środa. Wychowani przez Giertychów endecy nawet po 120 latach wciąż bóldupią na podobne akcje, co tylko potwierdza ich wspakulturowość. Rok 1905 był wielką szkołą działania, która uformowała takich ludzi jak późniejszy wojewoda poleski płk Wacław Kostek-Biernacki, który metody twardej ręki sprawnie później wdrażał w II RP. Niestety sanacyjni decydenci z czasem zbyt zmiękli i złagodnieli. Gdy we wrześniu 1939 r. mianowano Kostka-Biernackiego komisarzem cywilnym przy Sztabie Naczelnego Wodza, to już po kilku dniach odsunięto od realnej władzy. Kostek po prostu domagał się bardzo ostrej rozprawy z wszelką piątą kolumną i elementami wywrotowymi. Ciekawe czy zarządziłby utylizację szumowin znajdujących się w więzieniach? Nasza ówczesna, zbyt humanitarna Służba Więzienna, wypuściła wówczas z nich zarówno niebezpiecznych bandytów, jak i komunistów oraz banderowców. Tymczaem parę masakr więziennych w sowieckim stylu skutecznie zlikwidowałoby zarówno kierownictwo późniejszej UPA jak i PPR.  



Bojowcy PPS nawiązywali do tradycji Sztyletników, czyli elitarnej formacji skrytobójczej z Powstania Styczniowego, dowodzonej przez Ignacego Chmieleńskiego zwanego "małym Robespierrem". Zlikwidowali oni ponad tysiąc Rosjan i polskojęzycznych zdrajców. Ich działalność wpłynęła później na rosyjskie, antycarskie organizacje terrorystyczne takie jak Narodna Wola.



Nie zapominajmy również o wieszaniu zdrajców podczas Powstania Kościuszkowskiego. Niedawno obchodziliśmy jego 230-tą rocznicę. (Totalnie przemilczaną przez wszystkie siły polityczne.) Poświęcona temu zdarzeniu jest znakomita książka Jarosława Marka Rymkiewicza "Wieszanie". Autor "Ataku na Tytana" wskazywał w niej m.in., że niedobrze się stało dla samego króla-zdrajcy Stanisława Augusta, że go nie powiesiliśmy. Jest on bowiem w naszej pamięci jakiś taki nijaki, niedookreślony. A gdybyśmy go powiesili, przeszedłby do naszej historii jako władca zdefiniowany w sposób bardzo wyraźnie - jako pierwszy król, którego powiesiliśmy.

O wieszaniu targowiczan pisał w barwny sposób również Karol Zbyszewski w swoim "Niemcewiczu od przodu i tyłu".:



"Ludek warszawski był niepiśmienny, zamiast czytać odezwę Kościuszki o Persach i Tatarach słuchał po ciemnych kątach płomiennego Konopkę - zaufanego Kołłątaja. Słuchał i mruczał:

- Dobrze gada, co pomoże jegrów bić kiedy wśród nas zdrajców tyle; trza na gwałt przewieszkę zrobić...

28-go czerwca wieczorem, przed namiot Kościuszki w Gołkowie, przygalopował Kicki - koniuszy - marszałek dworu - szwagier Stanisława Augusta. Pół żywy ze strachu opowiedział co zaszło rano w Warszawie.

Pospólstwo wtargnęło do więzień; 70-cioletniego księcia biskupa Massalskiego co miał 700.000 rocznego dochodu, a mimo to kradł jeszcze pieniądze Komisji Edukacyjnej i brał pensję od Rosjan, co wyróżnił się gorliwością przy sankcjonowaniu przez sejmy obu rozbiorów, co nie pominął nigdy żadnej okazji szkodzenia Polsce - dla braku sznura pod ręką powiesił skotopas Klonowski na biczu chłopskim przed Bernardynami; wstrętnego księcia Antoniego Czetwertyńskiego, mimo, że płakał, całował oprawców po rękach wwindowano na belkę przed oknami własnego mieszkania, żona i córki gapiły się na to zza firanek, a lud tańczył dokoła wisielca krzycząc: - Vivat Czetwertyński!

Zadyndali Boscamp, Roguski, Grabowski, Piętka - szpiedzy, pieski Igelstromowe poskazywane jeszcze w 91-ym r. za różne łotrostwa na dożywotnie więzienie; zawodowi kaci się pochowali, zastąpili ich amatorzy; w zapale pracy powiesili oni niewinnego Majewskiego - głupiego woźnego, co nie chciał pokazać co niesie w teczce oraz Wulfersa, podejrzanego tylko o kradzież aktów kompromitujących króla z archiwum Igelstroma.

Całe miasto upstrzono szubienicami, stały przed Zamkiem i pałacem prymasowskim, lud mruczący od dawna, że Poniatowski zasłużył na los Capeta teraz śpiewał o tym na głos.

Ale nie doszło do spełniania tych poczciwych zamiarów. Ignacy Potocki, Mokronowski, Orłowski zdzierali gardła zaklinając tłumy do spokoju. Zakrzewski położył się plackiem w pałacu Briihlowskim na wleczonym już pod stryczek Moszyńskim i ryczał: powiesicie go tylko ze mną! Przez miłość do zacnego prezydenta darowano życie przedawczykowi. Odwdzięczył się należycie: gdy w 97-ym r. Zakrzewski wrócił do Warszawy z więzienia petersburskiego - chory, bez grosza, wynędzniały - i przyszedł doń z prośbą o małą pożyczkę, Moszyna nic mu nie dał, lokajom kazał wyrzucić za drzwi swego wybawcę. Biskupa Skarszewskeiego, członka deputacji traktatowej w Grodnie obok Ożarowskiego, Ankwicza, Massalskiego i Kossakowskiego, również tylko bezmyślna energia Zakrzewskiego uratowała od zasłużonego powroza.

O 5-ej po południu rozszalała się straszliwa ulewa. Generał Cichocki, bękart Stanisława Augusta, wyciągnął z arsenału armaty, poobsadzał wyloty ulic wojskiem - strumienie wody i bagnety żołnierzy rozpędziły tłumy.

Nazajutrz przybył do Gołkowa Dembowski z listem od króla. Dotychczas korespondencja Stanisława Augusta z Kościuszką ograniczała się do przypominania o swych zasługach i utyskiwań, że nie ma pieniędzy, że pensji mu nie wypłacają, że z winy powstania Moskale łupią mu ekonomie, że musi, by żyć, stapiać srebra stołowe... Teraz Kluchosław, bardziej przerażony niż Ludwik XVI minutę przed egzekucją, nie plótł nareszcie o swym urojonym patriotyzmie, a po prostu błagał potulnie mości Pana Naczelnika o przysłanie paru pułków do bronienia Zaniku i jego osoby.

Dobrotliwy do nieprzyzwoitości Kościuszko nie czuł wcale nienawiści względem zdrajców. Mówił o powieszonych:

Może dobrze chcieli, może szczerze sądzili, iż przysługę krajowi wyrządzają...

- Jak to? żachnął się Niemcewicz, Massalski chciał dobra Polski?

- Obłąkani, a działający w dobrej wierze są godni litości - nie wzgardy i sznura; można się różnić w opiniach, ale trzeba wzajemnie szanować.

- Co? Więc mamy jeszcze szanować Szczęsnego, Branickiego...

- Dzień wczorajszy to plama naszej rewolucji, to upodobnia ją do ohydy francuskiej, wolałbym dwie bitwy przegrać niż też dzień.

Niemcewicz nie zaoponował, iż rewolucja francuska choć gilotynuje tysiące niewinnych odnosi wspaniałe zwycięstwa, czemużby więc Polska miała paść z powodu powieszenia kilku drabów, co po stokroć na to zasłużyli. "

(koniec cytatu)

Jak widać, nawet wówczas byli ci, którzy bronili zdrajców przed sprawiedliwą karą. Czemu się więc dziwimy, że również obecnie różnym szubrawcom zdrada wychodzi na sucho?



W ten sposób AI wyobraża sobie polską wersję obrazu "Wolność wiodąca lud na barykady", w realiach Powstania Kościuszkowskiego, na ulicach Warszawy. Sztuczna inteligencja wciąż musi się nauczyć tworzyć historycznie akuratne mundury i flagi...



sobota, 4 maja 2024

Prawdziwy chiński budżet wojskowy i Wietnam Bidena

 


Mediom krajowym i zagranicznym umknął niezwykle ciekawy raport American Enterprise Institute dotyczący wielkości prawdziwego budżetu wojskowego Chińskiej Republiki Ludowej. Niektórzy z Was pewnie się żachną, że AEI to "straszny, neokonserwatywny think-tank", ale akurat w tej kwestii ma on całkowitą rację. Tylko totalny idiota lub zawodowy sinolog (chcący, by mu nadal wydawano wizy do ChRL i zapraszano na stypendia na tamtejsze uczelnie) wierzy w oficjalne chińskie dane mówiące, że ich budżet wojskowy jest kilkakrotnie mniejszy od amerykańskiego. Raport AEI wskazuje, że jest on podobnie duży jak wydatki militarne USA. Zresztą każdy kto przygląda się tempu w jakim Chińczycy oddają do użytku nowe okręty wojenne domyśli się, że ich oficjalny budżet jest lipą. Zda sobie również z tego sprawę, każdy kto miał jakieś pojęcie o oficjalnych i ukrytych sowieckich wydatkach zbrojeniowych.



Z wyliczeń AEI płyną dosyć oczywiste wnioski: ChRL zbroi się w bardzo szybkim tempie, by rzucić wyzwanie USA i zdobyć globalną supremację. To, że Chińczycy tak wiele wydają na swoje siły zbrojne nakazuje natomiast Ameryce na nowo zdefiniować priorytety. Może czas przestać traktować jako śmiertelne zagrożenie takie dziadowskie państwo jak Iran lub jakiś kolesi z kałachami na pustynnych zadupiach? A może zacząć starcie z Chinami od wyeliminowania z gry ich najbliższego sojusznika, czyli Rosji?

Tymczasem w Stanach największe emocje budzi obecnie nie chińskie zagrożenie, ale starcie dwóch pustynnych plemion na Bliskim Wschodzie.

Widzieliśmy w ostatnich dniach sceny przywodzące na myśl czasy hippisowsko-mansonowskie. Zamieszki na kampusach rozpoczęte przez "antywojenną", propalestyńską lewicę. Sytuacja jest pod wieloma względami podobna do tej z 1968 r. Wówczas Partia Demokratyczna była podzielona w kwestii wojny wietnamskiej, obecnie dzieli ją kwestia izraelsko-palestyńska. Politycy starej daty oraz ich sponsorzy wspierają Izrael, młody elektorat demokratów popiera Palestyńczyków. W 1968 r. wojna domowa w Partii Demokratycznej pomogła Nixonowi wygrać wybory prezydenckie. Według Rogera Stone'a ten sam scenariusz wchodzi w grę również obecnie - mająca bliskowschodnie korzenie wojna domowa wśród demokratów otworzy Trumpowi drogę do powrotu do Białego Domu. To niebezpieczeństwo widzi też choćby taki weteran hippisowskiej rewolucji jak Bernie Sanders.

Jest jednak kilka poważnych różnic między obecną sytuacją a tą z 1968 r. Wówczas skompromitowany Lyndon Johnson zrezygnował z ubiegania się o reelekcję. Biden nie zamierza tego robić, a Partia Demokratyczna właściwie nie ma kim go zastąpić. Nie ma nowego Kennedy'ego, Clintona czy Obamy. Tzn. Kennedy jest - Robert Kennedy Jr., syn zastrzelonego w 1968 r. Roberta Kennedy'ego - ale startuje on jako niezależny i nie jest zbyt poważnym kandydatem. Z jednej strony to foliarz wygadujący głupoty o wojnie na Ukrainie, z drugiej ekoświr mocno powiązany z establiszmentem. Nie jest więc wiarygodny dla obu stron.



Druga różnica dotyczy postaw społecznych Amerykanów. Protesty na kampusach zmieniły się w zamieszki, bo lewactwo sprowokowało swoimi głupimi zachowaniami (takimi jak zerwanie z masztu amerykańskiej flagi i zastąpienie ją palestyńską) członków bractw studenckich. Kolesie z bractw wraz z prawicowcami spuścili więc tam lewakom wpierdol. Policja - pamiętająca akcje lewaków przy okazji BLM - spokojnie patrzyła, po czym też spuściła wpierdol lewicowcom. (Jednego z policjantów sfilmowano, gdy pluł na palestyńską flagę ściągniętą z masztu.) W jednej kwestii wszystkie strony sporu się jednak zgodziły. Propalestyńscy lewicowcy i proizraelscy prawicowcy wspólnie skandowali: "Fuck Joe Biden!".

Kto by pomyślał, że Afroman zrobi kiedyś razem z Rogerem Stone'm kawałek o Hunterze Bidenie...




***

Pamiętacie pewnie pewnie niedawny atak terrorystyczny w Sydney, w trakcie którego stracił oko asyryjski biskup Mari Emmanuel? Posłuchałem paru jego wypowiedzi na YouTube i muszę powiedzieć, że poruszał on pewne wątki, które opisywał na swoim blogu Spiskolog. W tym kwestię kontroli populacji za pomocą muzyki. Ciekawe, czy podczas jednego z takich kazań nie powiedział czegoś za dużo i ktoś dał na niego zlecenie?




***

Jak pewnie zauważyliście, zacząłem wzbogacać blog obrazkami generowanymi przez Sztuczną Inteligencję. Będzie ich dużo więcej przy ewentualnych seriach dotyczących starożytności. I nie będą to obrazki purytańskie ani brewarystyczne...