sobota, 9 grudnia 2023

Libki porzucą Ukrainę

 


Zaryzykuje pesymistyczną prognozę, że wojna na Ukrainie niczego libków nie nauczyła. Tak jak z wielkim entuzjazmem wklejali sobie flagi ukraińskie do profilówek, uczestniczyli w zrzutkach na bayraktary czy udzielali pomocy uchodźcom z Ukrainy, z takim samym entuzjazmem spora część z nich przyklaśnie wymuszonemu na Ukrainie rozejmowi, będącego jej faktycznym rozbiorem. A jak jeszcze ogłoszą śmierć Putina i nadejście nowej ekipy na Kremlu mającej "modernizować" i "demokratyzować" Rassiję, to polityczny orgazm wśród libków będzie powszechny. Nic nie cieszy jak wymuszony, kruchy pokój, będący wstępem do większej i bardziej krwawej wojny.

Pamiętam dobrze czasy resetu z lat 2008-2013 i z perspektywy czasu mogę stwierdzić, że ówczesne zachwyty "modernizującą się" Rosją bardzo przypominały ochy i achy nad transami startującymi w wyborach miss. Jacy to onx pięknx i odważnx! Tak samo Rassija - gdy staje się politycznym transem, czyli udaje normalny i cywilizowany kraj (jakim nigdy nie była), to liberalna część opinii publicznej zamienia się w endeko-sowieciarzy z Klubów (Bez)Myśli (Anty)Polskiej i gotowa jest dać się pociąć za możliwość possania katechona karzełkowi Putinowi, zapijaczonemu żulowi Miedwiediewowi czy innej kreaturze z Kremla i Łubianki.

Ostatnio mieliśmy do czynienia z zablokowaniem w Kongresie USA pakietu pomocy dla Ukrainy. To sytuacja przywodząca na myśl kryzys naszego parlamentaryzmu w połowie XVII w. Blokującymi byli republikanie, w tym ewangelikalne bibliozjeby w stylu Mike'a Johnsona, przewodniczącego Izby Republikańskiej. Obsadzają się oni w roli podobnej jak bibliozjebowski hetman Janusz Radziwiłł i reszta innowierczej opozycji wobec króla Jana Kazimierza. Warto jednak zauważyć, że sama administracja Bidena spieprzyła w tej sprawie kilka kwestii. Przede wszystkim za bardzo dozowała pomoc wojskową. Trzeba było przepchnąć jej dużo więcej, gdy był inny układ sił w Kongresie i dużo większa wiara w możliwości Ukrainy. Zwłaszcza, że ta pomoc - idąca ledwie w kilkadziesiąt miliardów dolarów rocznie - to suma bardzo niewielka w porównaniu z całością wydatków Pentagonu, a pozwalająca na zniszczenie ogromnych ilości rosyjskiego sprzętu.

O zbytnim dozowaniu Ukrainie sprzętu mówił m.in. amerykański ekspert JP Lindsley. Przysłane Ukrainie Himarsy nazwał on "darmową próbką", która zachęciła Polskę i inne kraje do ich zakupów za miliardy dolarów. Wiadomo, że niemiecki opór przed przekazywaniem czołgów Ukrainie, przyczyniła się do tego, że Ukry nie zdołały w pełni wykorzystać skutków zeszłorocznej zwycięskiej ofensywy w obwodzie charkowskim. (Mniejsza z tym, że Leopardy okazały się typowym niemieckim gównianym szmelcem, łatwo niszczonym przez orków.) Ale do ograniczenia ukraińskich sukcesów przyczyniła się też niechęć administracji Bidena do przekazywania Ukrainie rakiet dalekiego zasięgu. Jack Sullivan, doradca Bidena, wraz z innymi durniami, przekonywał, że użycie tych rakiet "sprowokuje Rosję". Sprowokuje do czego? Przecież już i tak prowadzi ona wojnę i bombarduje Ukrainę. Ukraińskie drony biły nie tylko w most krymski, czy cele na Krymie, ale również w Moskwę, bazy lotnicze w Pskowie i w Engelsie (czyli za Wołgą!). I co? I gówno. Każdemu, kto straszył, że takie działania doprowadzą do "niebezpiecznej eskalacji" można powiedzieć: I jak pan teraz wygląda? Jak ch... wielbłąda!

Choć rozwiały się obawy przed eskalacją konfliktu, to Amerykanie przekazali Ukrainie tylko... 20 pocisków dalekiego zasięgu ATACMS. Nadal więc się boją, by nie zadali bolszewickiej swołoczy zbyt dużych strat. Nawet rosyjski turboliberał Garry Kasparow napisał: "Biały Dom, nie chce by Ukraina wygrała. Pytanie brzmi: dlaczego. Ponieważ tego nie powiedzą, odpowiedź jest czymś, z czego powodu byliby zawstydzeni lub straciliby na tym politycznie. Myślę więc, że oni wciąż próbują układów z Rosją oraz Iranem, zamiast je pokonać". 

Doniesienia o "Bilda" o tajnym amerykańsko-niemieckim porozumieniu, by dostarczać Ukrainie tylko tyle pomocy, by mogła się bronić, a nie mogła odbić terenów okupowanych, wydają się więc prawdopodobne. Wygląda na to, że Biden, po fiasku ukraińskiej kontrofensywy zwątpił w możliwość zbrojnego rozstrzygnięcia tego konfliktu - czyli popełnił ten sam błąd, co Truman zimą 1950 r. w przypadku Korei. Stąd też zablokowanie przez Bidena pomysłu na to, by były brytyjski minister obrony Ben Wallace został sekretarzem generalnym NATO i zaproponowanie na to stanowisko Ursuli von der Leyen, czyli kobieciny, która wcześniej rozłożyła Bundeswehrę na łopatki. To wyjaśnia również działania ambasady USA wymierzone w rząd PiS i wsparcie dla dotychczasowej opozycji. Po prostu nie chcą, by kluczowym państwem kierował rząd ostro antyrosyjski i zarazem antyniemiecki.

Ta strategia jest oczywiście skazana na klęskę. Rassija potraktuje wymuszony rozejm jako swoje zwycięstwo i potwierdzenie tego, że decyzja o rozpoczęciu wojny była słuszna. Natychmiast zacznie przygotowywać się do kolejnego, większego starcia w ciągu kilku lat. 

(Każdemu debilowi, który będzie jojczył, że "Rosji nie wolno upokarzać", odpowiem, że to właśnie jej totalne upokorzenie będzie dopiero fundamentem pokoju. To, że po 1918 r. Niemcy planowali kolejną wojnę światową nie było skutkiem tego, że zostali "upokorzeni" w Wersalu, ale tego, że zostali za mało upokorzeni. Poza kilkumiesięczną okupacją Zagłębia Ruhry, wojska sojusznicze nie zajęły terytorium Niemiec "właściwych". Zupełnie inaczej było po 1945 r. - niemieckie miasta leżały w gruzach, ludność z terenów wschodnich masakrowana na szlakach ucieczki, kobiety zbiorowo gwałcone przez Sowietów, a grupa - niestety zbyt mała - przywódców politycznych i dowódców wojskowych została powieszona. To sprawiło, że Niemcy stali się społeczeństwem bojącym się wojny.)

Jak na razie mamy duże szczęście, bo Ukraina wciąż walczy. Tak, nie udało jej się odbić terenów Zaporoża. Utknęli na linii obronnej, którą świniorosy zbudowały, gdy Zachód spierał się o to ile Ukrom wysłać tych gównianych Leopardów. Ale kiepsko idzie bolszewickiej swołoczy prowadzenie akcji ofensywnych. Pod Awdijewką, na 23 potwierdzone sztuki wyeliminowanego ukraińskiego sprzętu bojowego przypada 311 sztuk wyeliminowanego sprzętu rosyjskiego. Wszystko w walce o zadupie pozbawione jakiegokolwiek znaczenia. Ukraińcy mają wciąż wielkie szczęście, bo Świniorosy jeszcze nie nauczyły się prowadzić działań ofensywnych. Szczęściem Ukrainy jest też to, że rosyjskie lotnictwo nie potrafi prowadzić kampanii bombardowań strategicznych. Ukraina zdołała też już de facto wygrać kampanię morską - rosyjska Flota Czarnomorska totalnie się skompromitowała nie potrafiąc przeprowadzić blokady morskiej, tracąc wiele okrętów i de facto wycofując swoje siły z Sewastopola do Noworosyjska. (No cóż, mówimy o flocie, która podczas inwazji na Gruzję wymyśliła sobie "zwycięską bitwę" z gruzińskimi okrętami, które wówczas stały w porcie Poti, unieruchomione ze względów technicznych. Pasmem klęsk były też działania tej floty w drugiej wojnie światowej. Flota Czarnomorska jest więc największym zbiorowiskiem ciot w całych siłach zbrojnych ŚwinioRosji. Jej dowódcy tak mocno ssą pałkę, że mogliby konkurować na obciąganie z gejnerałem Różańskim. ) 

 Oznaką tego, że Rosja wyczuła osłabienie woli USA do prowadzenia wojny, jest to, że odpaliła ona dywersję strategiczną w postaci ataku Hamasu na Izrael. (Drobna obserwacja: wielu ludzi krytykujących Izrael za obracanie w gruzy Strefy Gazy, nie miałoby nic przeciwko, gdyby podobnie potraktować paryskie przedmieścia i inne ośrodki zamieszkałe przez kryminogennych nachodźców.) Dywersja okazała się skuteczna. Cały świat patrzy bowiem na Strefę Gazy, a stracił z oczu Ukrainę. Amerykańskie bibliozjeby z Kongresu rzuciły się na pomoc dla swojej duchowej ojczyzny, czyli Izraela - choć Izrael dobrze sobie radzi z zabijaniem Palestyńczyków i nie potrzebuje w tym pomocy USA. Drugą dywersją strategiczną jest szopka odwalona przez komunistyczny reżim Wenezueli z aneksją większości terytorium Gujany. Trzecią dywersją może być coś, co odpali Korea Płn.  A Ameryka daje się w ten sposób robić...

Oczywiście możemy krytykować kongresmenów-bibliozjebów za to, że nie widzą interesu w pomaganiu przez USA Ukrainie. To, że nie widzą jednak w tym interesu jest jednak klęską amerykańskiej i ukraińskiej machiny propagandowej. Grzała ona bowiem tylko jedną stronę spektrum politycznego. Połączono ukraińską walkę o utrzymanie niepodległości i obronę przed rosyjskim ludobójstwem ze sprawami LGBT, feminizmem i społeczeństwem ot(w)artym. A trzeba było też wykorzystać narracje trafiające do ucha przedstawicieli prawicy. Z sondaży wynika, że wśród republikanów rezonowały choćby tematy związane z przestępstwami seksualnymi świniorosów na Ukrainie - w tym z przypadkami pedofilii - a także z przypadkami prześladowań ewangelikalnych protestantów na terenach okupowanych. Można by do tego dołączyć przykłady gloryfikowania przez Rassiję sowieckiego komunizmu, przypomnieć, że jest ona w zasadzie krajem libertyńskim, o zastraszających statystykach rozwodów, aborcji i narkomanii. Można było wskazać, że wśród rosyjskich elit roi się od gejów. Można było pokazać amerykańskim republikanom, jak Rassija i Białoruś organizowały wspólnie z libkami kryzys imigracyjny na granicy NATO. Można przypomnieć jak Rassija kuma się z Iranem, Hamasem, talibami, ChRL, Koreą Północną, Wenezuelą i Kubą. Można było pięknie rozkręcić maccartystowskie nastroje w USA. Ale tego nie zrobiono...

Nie podsycano antysowieckich nastrojów na amerykańskiej prawicy, bo demokraci uznali, że należy ową prawicę wcisnąć w szufladkę zwolenników strasznego rosyjskiego dyktatora. To dlatego na przykład powiązany rodzinnie z amerykańskimi służbami Tucker Curlson tłoczy do głów republikanów prorosyjską propagandę. To dlatego propotinowscy są inni prowocy pracujący dla Fedziów. Takie mają po po prostu zadanie służbowe. Podobny schemat widzimy w Europie. Masz popierać wszystkie, nawet najgłupsze pomysły globalistów z Brukseli i Berlina, bo inaczej będziesz strasznym "populistą". "Populiści" mają być oczywiście zagospodarowani przez służbowe, werbalnie proputinowskie partyjki takie jak francuski Front Narodowy czy niemiecka AfD. 

Taka strategia nie udała się jednak w Polsce. Nasza największa partia "populistyczna", czyli PiS prowadziła politykę proukriańską, proamerykańską i antyrosyjską. Takie są fakty. Tylko debil o mózgu zniszczonym przez heroinę czy rosyjski agent może twierdzić inaczej. Oczywiście PiS nie walczył z rosyjską agenturą tak jak powinien - choćby serial "Reset" powinien powstać kilka lat wcześniej, podobnie jak Komisja ds. Rosyjskich Wpływów. PiS w oczach amerykańskich demokratów i globalistów z Brukseli (nie mówiąc już o Berlinie) nie był jednak wymarzonym "namiestnikiem", bo choć wdrażał wiele brukselskich pomysłów, to w przypadku niektórych nie robił tego z entuzjazmem, grał na czas, czy wręcz stosował sabotaż. Kwestia wymiany tej ekipy na inną nie była aż taka trudna. Ważniejszą kwestią będzie jej podmianka na inną "prawicę"  - czyli na Trzecią Nogę i Konfę. Konfa jest idealna do roli koncesjonowanej opozycji, bo dużo w niej libków i rosyjskiej agentury wpływu. Może więc odgrywać rolę "prorosyjskich populistów". Konfa będąc jednak cichym koalicjantem koalicji dupokratycznej ryzykuje zejście w następnych wyborach pod próg. Autentyczni nacjonaliści Konfą bowiem gardzą jako ugrupowaniem libkowskim i promoskiewskim. Stąd na ostatnim Marszu Niepodległości okrzyki: "Konfa wy śmiecie, ludzi oszukujecie!". Zniszczenie Konfy jest bowiem szansą na powstanie autentycznie nacjonalistycznego ugrupowania, które będzie mogło dyscyplinować PiS z prawej strony, a w innych układzie powyborczym kontynuować tę rolę jako jego koalicjant. 

 ***

Odnośnie śmierci Henry'ego Kissingera - polecam Wam ciekawy artykuł znanego Wam autora o ustawionej wojnie Jom Kippur. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz