sobota, 30 grudnia 2023

Ile mamy jeszcze czasu?

 


Człowiek wyglądający jak Putin powiedział Xi Jinpingowi, że chce przez pięć lat prowadzić wojnę na Ukrainie, czyli zakończyć ją do wiosny 2027 r. Oznacza to, że Ukraina ma być pokonana w wojnie na wyniszczenie, w której zamiast wielkich ofensyw będzie seria małych Verdun w stylu Bachmutu i Awdijewki. Oczywiście ta strategia będzie kosztowna również dla strony rosyjskiej (biorąc pod uwagę jej straty we wspomnianych bitwach), ale Rusnia jest przekonana, że stać ją na zapłacenie takiej ceny. Wyraźnie liczy na to, że Ukraina po kilku latach wojny pozycyjnej załamie się w podobny sposób jak carska Rosja, kajzerowskie Niemcy czy Austro-Węgry. Pojawiają się też kolejne oznaki zaostrzania reżimu wewnętrznego w Rassiji. Widać więc wyraźnie, że wojna służy transformacji rosyjskiego państwa w stronę zmilitaryzowanego, totalitarnego reżimu, korzystającego z chińskich rozwiązań. Jest oczywiście też plan B, na wypadek, gdyby coś się spieprzyło po drodze. Można ogłosić oficjalnie śmierć Putina i wyciągnąć z łagru Nawalnego jako wielkiego resortowego "demokratę". Ów wielki "demokrata", "prześladowany" przez władzę, jakimś dziwnym trafem tweetuje z kolonii karnej na dalekiej Północy. Szkoda, że nie ponarzekał w tweecie na kiepskie wi-fi w celi...

Oczywiście Rusnia traktuje Ukrainę tylko jako wstęp do generalnej konfrontacji z NATO. Amerykański wywiad twierdzi, że Kreml wstępnie zaplanował wojnę z Polską na 2028 r. Współgra to ze słowami Zełenskiego o tym, że Rassija zaatakuje w 2028 r. państwa bałtyckie. Oczywiście nic nie jest przesądzone. Ten harmonogram może się przesunąć lub całkowicie zawalić. Nie ulega jednak wątpliwości, że państwo polskie powinno mocno przygotowywać się na ten scenariusz. Wojna jest przecież kwestią życia lub śmierci dla państwa i w jej obliczu wszystkie inne sprawy powinny zejść na bok.

O tym, że mamy jedynie kilka lat czasu, aż Rosja odbuduje swój potencjał agresywny przekonuje choćby Marek Budzisz w swojej "Pauzie strategicznej". Wskazuje on również jak nasi zachodnioeuropejscy "sojusznicy" są beznadziejnie przygotowani na działania wojenne. Brak dostatecznej gotowości dotyczy również USA, które zmagają się m.in. z kryzysem rekrutacji do wojska. Budzisz wskazuje jak mocno Waszyngton liczy na to, że spełnimy zapowiedź poprzedniego rządu mówiącej o stworzeniu 300-tysięcznej armii. Przekonująco wyjaśnia jednak, że to zadanie nie uda się bez przywrócenia poboru powszechnego, choćby i w elastycznej formie (podobnej jak na Łotwie). Moim zdaniem, poborem powinny zostać objęte również dziewczyny. Uniknie się w ten sposób oskarżeń o to, że pobór jest kolejną formą dyskryminacji mężczyzn (kolejną obok m.in. nierównego wieku emerytalnego). Skoro Julki mają energię, by bazgrać po murach kościołów i wydzierać się na ulicach, to będą miały ją również, by pełzać w błocie na poligonie.  Sowieckie doświadczenia z II wojny światowej pokazują, że kobiety doskonale sprawdzają się w wojsku. Komunizujące Julki powinny trochę doświadczyć komunizmu wojennego na własnej skórze...

Ze strony rosyjskiej trwa testowanie nowego rządu. Zaczęło się od zakłócania sygnału GPS nad Polską, a w piątek nad naszym terytorium przez 3 minuty leciała rakieta manewrująca. Oczywiście te rakiety wykonują różne nieoczekiwane manewry, by zmylić ukraińską obronę przeciwlotniczą, ale te manewry są wcześniej zaprogramowane. Opcja przelotu nad Polską musiała się więc znaleźć w programie. Jeśli więc Tussk i jego przydupasy myślały, że stosunki z Moskwą będą podobnie łatwe jak w latach resetu, to się przeliczą.

Co robi (nie)rząd w obliczu zagrożenia militarnego? Gmera przy kontraktach zbrojeniowych z Koreą Południową. Próbuje się z nich wyślizgnąć, by w miejsce koreańskich czołgów i artylerii kupić Leopardy i inny niemiecki szmelc płonący na zaporoskich polach. Swoimi kombinacjami już do orgazmu doprowadzili arcyonucowca Panasiuka. Zrobić dobrze takiemu dwunożnemu kawałkowi gówna jak towarzysz Kutasiuk - naprawdę trzeba mieć do tego talent.


Przy okazji wprowadzania dupokracji do mediów publicznych, ekipa centrolewu zdecydowała o zaprzestaniu działalności przez kanał TVP World. Kanał ten był obecny w amerykańskich kablówkach i chętnie oglądali go anglojęzyczni eksperci. Był on uznawany za głos naszego regionu, pokazujący ludziom Zachodu, co się dzieje na Ukrainie czy  w państwach bałtyckich. Niestety redakcja TVP World nie uświadamiała wcześniej Zachodu o naturze obecnej ekipy rządzącej, bo wielu zagranicznych ekspertów współpracujących z tym kanałem było autentycznie zszokowanych rosyjsko-białoruskimi standardami wdrożonymi przez rząd Tusska. Postrzegali to jako krok będący bardzo na rękę Rosji i jej machinie propagandowej. Oburzał się z tego powodu choćby Sergej Sumlenny, znany ukraińsko-niemiecki politolog, który od lat ostrzegał przed rosyjską agresją i ludobójczymi planami Rosji. Co zrobili debilnirazem? Zaczęli go oskarżać o to, że jest "rosyjskim agentem". `Można to uznać za zwycięstwo idiokracji. Dla libka biorącego "wiedzę" o świecie z TVNu czy Wyborczej "rosyjskimi agentami", są ci, którzy Rosji autentycznie szkodzili (choćby tylko propagandowo), a  największymi bohaterami walki z Rosją są gejnerałowie Nosek, Pytel czy Różański. Tylko czekać, aż Piątek z Pińskim i Wiejskim zrobią z Panasiuka nowego Giedroyicia.

***

W Święta Bożego Narodzenia oczywiście miałem nieco więcej czasu na lektury. Przeczytałem m.in. wspomnianą wyżej "Pauzę strategiczną" Budzisza. To książka niewątpliwie ciekawa, choć jednocześnie dosyć ciężka. Większa część jej treści to bowiem streszczenie debat strategicznych toczonych na Zachodzie i w Rosji. Można z niej jednak wyłowić wiele ciekawych informacji oraz interpretacji. Budzisz twierdzi choćby, że Rassiji niewiele brakowało, by wiosną 2022 r. osiągnąć sporą część swoich celów wojennych. Toczyły się wszak wówczas rozmowy pokojowe, w których Ukraina była gotowa pójść na duże ustępstwa, by zakończyć wojnę. Rozmowy te zostały zakończone po odkryciu masowych grobów w Buczy oraz po wizycie Borisa Johnsona w Kijowie (bodajże 9 kwietnia 2022 r.). Brytyjski premier skutecznie przekonał ekipę Zełenskiego do przerwania negocjacji. Dobrze pamiętam jak wyły z tego powodu środowiska onucowskie...

Bardzo ciekawa jest również "Polska na wojnie" Parafianowicza. Pomijając zakończenie tej książki (będące zwyczajnym ideologicznym pieprzeniem o konieczności współpracy z Niemcami i Brukselą), przytaczana jest tam masa insiderskich historii dotyczących naszego wsparcia dla Ukrainy i gier dyplomatycznych towarzyszących temu konfliktowi. Przypomina to miejscami film "Wojna Charliego Wilsona" - naszym odpowiednikiem byłaby "Wojna Michała Dworczyka". To ów doradca premiera Morawieckiego okazał się bardzo zdolnym architektem systemu wsparcia wojskowego dla Ukrainy. Nie sposób się nie uśmiechnąć choćby czytając jak sugerujemy Ukrom, by po prostu "ukradli" Migi-29, które im zostawimy w skrzyniach w lesie. Można sobie przypomnieć okres, gdy nasza polityka zagraniczna była hiperskuteczna. Parafianowicz opisuje też przyczyny pogorszenia naszych relacji z Ukrainą. Podstawową było gwiazdorzenie Zełenskiego, który uznał, że jest wszechmocny na scenie międzynarodowej i jako nowy Mahatma Gandhi "nie potrzebuje asystentów" takich jak prezydent Duda. Zełenski autentycznie miał na za złe, że nie uruchomiliśmy Artykułu 5 po Przewodowie - choć generał Załużny od razu zadzwonił do nas z przeprosinami. Na to nałożyła się ideologiczna i oderwana od rzeczywistości koncepcja durnia patentowanego Jake'a Sullivana, by jednak trzymać się oparcia europejskiego bezpieczeństwa na Niemcach. Skończyło się więc tym, że gdy w kwietniu 2023 r. Zełenski odwiedzał Warszawę, Morawiecki przygotowywał już zamknięcie polskiego rynku dla ukraińskiego zboża. Co ciekawe, sam Kaczyński był cały czas mocno sceptycznie nastawiony do relacji z Ukrainą, widząc w niej głównie postsowieckie państwo przeżarte korupcją. Opisane są tam debaty naszych VIP-ów z pierwszych tygodni wojny. Wojskowi (generałowie Andrzejczak i Piotrowski?) przekonywali cały czas, że Kijów padnie lada dzień i że "następne 72 godziny będą kluczowe". Powtarzali to codziennie. W końcu przedstawiciel ABW powiedział: "Z naszych informacji wynika, że na przejściach granicznych z Ukrainą wróciła korupcja. To wskazuje, że sytuacja została opanowana a państwo ukraińskie się utrzyma". Co ciekawe, nasza Służba Wywiadu Wojskowego trafnie przewidziała, że dojdzie do pełnoskalowej inwazji na Ukrainę. Inne służby prognozowały jedynie ograniczoną rosyjską ofensywę w kierunku Krymu. W książce Parafianowicza jest też ciekawy rozdział dotyczący awarii prezydenckiego Boeinga  z marca 2023 r. Prezydent Duda leciał wówczas na spotkanie z Bidenem w Rzeszowie, gdzie go przekonał do wysłania starych T-72 na Ukrainę. Biden wcześniej miał obiekcje przed "eskalowaniem" konfliktu (te obiekcje były m.in. skutkiem pierdolenia durnia patentowanego Jake'a Sullivana). Boeing był fabrycznie niemal nowy i awaria trymera nie powinna się w nim wydarzyć.

Zdecydowanie najlepiej czytało mi się "Demona zza miedzy" Witolda Jurasza. Opisuje on w nim swoją misję w ambasadzie polskiej w Mińsku w latach 2010-2012. Jest tam rozdział o Smoleńsku. Choć Jurasz cały czas asekuracyjnie się zarzeka, że nie było tam żadnego zamachu, to jednak przytacza poszlaki wskazujące, że do zamachu doszło. Przede wszystkim to, że jeszcze przed momentem rozpadu Tupolewa, dostał telefon od polskiego dyplomaty będącego na lotnisku w Smoleńsku mówiącego, że Moskale powiedzieli mu, że samolot wykonał nieudane podejście do lądowania. Kłamliwa wersja katastrofy była więc rozpowszechniana przez Rassiję już na kilka minut przed smoleńskimi eksplozjami. Jurasz wskazywał również, że białoruskie służby zachowywały się tak jakby były przekonane o tym, że doszło do zamachu - starannie obfotografowały one choćby wrakowisko. O ile Tussk sprawiał na miejscu wrażenie mocno przestraszonego, to ludzie z jego otoczenia zachowywali się jak buce i wywoływali zażenowanie nawet u dyplomatów z długim esbeckim stażem. Kilka miesięcy później doszło natomiast do zabawnej sytuacji podczas międzylądowania w Witebsku samolotu z prezydentową Komorowską. W lotniskowym saloniku siedział tam również Wajda. Zastępca białoruskiej Służby Ochrony Prezydenta zwrócił Juraszowi uwagę, że to ten koleś, co się brzydko wyrażał o ś.p. prezydencie Kaczyńskim i zaproponował, że zrobi tej swołoczy rewizję osobistą. Jurasz obawiał się prowokacji, więc zaprotestował. - Ale musimy go w jakiś sposób ukarać. Nie damy mu herbaty! - zadeklarował białoruski bezpieczniak. I później Wajda kilkakrotnie głośno narzekał, że nie może się doprosić, by ktoś mu przyniósł herbatę :)

Jurasz sporo uwagi poświęca głupocie MSZ rządzonego przez Sikorskiego. Przypomina m.in., że wysłało ono białoruskim opozycjonistom PIT-y pocztą do ich domów na Białorusi. Sam Sikorski mocno ośmieszył się podczas wizyty w Mińsku. Spotykając się z Władimirem Makiejem, ówczesnym szefem administracji prezydenckiej, powiedział mu: "Dobrze mówisz po angielsku, gdzie się tak nauczyłeś". "W GRU. A ty gdzie się nauczyłeś angielskiego?" - odparł Makiej. "Ja na Oxfordzie. A później byłem w Afganistanie, na wojnie którą my wygraliśmy, a wy przegraliście" - odrzekł Sikorski. Makiej wówczas powiedział, że dobrze że też był w Afganistanie i dobrze, że się nie spotkali, bo by wówczas Sikorskiego zastrzelił. Później Sikorski z niemieckim, gejowskim ministrem Westerwellem spotkał się z Łukaszenką. Westerwelle powiedział Baćce, że powinien szanować mniejszości etniczne, czyli mniejszość polską. Sikorski dodał, że również powinien szanować mniejszości seksualne. Baćka stwierdził, że właściwie to jest liberałem i niech sobie geje robią co chcą "byle nie na mieście", ale może ich zamknąć w obozie w Puszczy Białowieskiej, "pardon, nie powinienem mówić przy Niemcu o obozach, ale to będzie zwykły obóz a nie koncentracyjny", po czym dodał, że nie ma nic przeciwko lesbijkom i lubi sobie na nie popatrzeć. Tego typu opowieści jest w książce Jurasza o wiele więcej - więc naprawdę warto ją przeczytać.

***


Wszystkim Czytelnikom życzę szalonych i udanych imprez sylwestrowych i wszystkiego najlepszego w Nowym Roku! Oczywiście, jeśli będziecie mieć okazję strzelać fajerwerkami (czy czymś mocniejszym - jeśli na przykład jesteście blogerem Jaszczurem lub jego kolegą), to strzelajcie na pełnej k...! Jeśli wasz sąsiad ma irytującego psa - wiecznie szczekającego, wyjącego na balkonie i srającego po chodniku - to wykorzystajcie tę wyjątkową noc do zemsty :) Ukrom życzę, by w Noc Sylwestrową trafili w jakiś duży moskalski okręt w Sewastopolu lub w bombowce strategiczne ładnie ustawione na lotnisku w Engelsie :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz