Dzisiejszy wpis został napisany tuż przed Haloween/Dziadami/Wszystkich Świętych/Dniem Zadusznym. Możecie go traktować jako fikcję literacką, albo jak 100 procentową prawdę. Możecie w nim dostrzegać mieszankę prawdy i zmyśleń. Być może przekazuje Wam coś bardzo ważnego. Być może sobie tylko z Was żartuje. Sam nie jestem w 100 proc. pewny autentyczności poniższej relacji. Wiem, że jej autor rzeczywiście odwiedzał miejsca, w których byłem. Znam go i uważam go za dosyć wiarygodnego świadka. Dopuszczam jednak możliwość, że mogła go zwieźć wyobraźnia. Inna interpretacja mówi jednak, że niektóre starożytne miejsca kultowe przechowują "informacje" z przeszłości. Wszystko jest energią, także myśli i emocje ludzi, którzy odwiedzali je przez tysiąclecia.
Wspomniałem, że mam dziwne szczęście do spotykania ezoteryków i okultystów. Zdziwilibyście się czasem kim są osoby interesujące się nadprzyrodzonym. To często prawicowcy, którzy na drodze zawodowej i prywatnej twardo stąpają po ziemi. Taką osobą jest również człowiek, który podzielił się ze mną swoimi doświadczeniami z "nadprzyrodzonym". To wierny czytelnik mojego bloga (który jednak chyba nigdy nie zostawił na nim komentarza). Tak wierny, że czasem podróżuje on w odwiedzane przeze mnie miejsca. Podczas jednej ze swoich wyprawy, jeszcze przed pandemią, pojechał on do Mongolii.
Kilkaset kilometrów na południe od Ułanbaatar, na granicy Pustyni Gobi, znajdują się ruiny buddyjskiego klasztoru Hamrin Hiid. To miejsce, zwane Oczami Shambali. Jest tam brama, na której sugestywnie namalowane są oczy. Legenda mówi, że gdy na nie patrzysz - a jesteś odpowiednią osobą, to możesz przez chwilę zobaczyć królestwo Shambali/Agharty/Shangri-La czyli utopijne państwo leżące w "wewnętrznej Ziemi". Oczywiście Shambala widzi też wówczas Ciebie. Mój znajomy chyba był wtajemniczoną osobą, gdyż podczas patrzenia na te oczy namalowane na bramie rzeczywiście miał krótką wizję. Właściwie to był przebłysk, podobny do tych jakie miał Frank Black w serialu "Milennium". Widział coś, co opisał jako "miasto z białymi wieżami". Unosiły się na nim jakieś cygarokształtne pojazdy. Więcej tam nie zobaczył.
Jakiś czas później, niezależnie od niego, miejsce to odwiedzał inny mój znajomy, naukowo zajmujący się Mongolią. Przespał się w okolicy i miał ciekawy sen. Też widział miasto z białymi wieżami, widział też jakieś duże drzewo w nocy, wokół którego była zielona poświata (w tle przelatywały sekwencje liczb), widział też coś, co określił jako posąg "tancerki z gołym biustem". Owa "tancerka" przypominała pokazywane w mongolskich muzeach i klasztorach posążki Tary, czyli żeńskiej bodhisattvy miłosierdzia.
Kolejną podróż mój znajomy okultysta odbył do Armenii. Gdy ja tam byłem, poznany przypadkiem w hotelu Polak (też ezoteryk!), wskazał mi miejsce, gdzie "też są Oczy Shambali". To był klasztor Noravanq. A właściwie jego ruiny. Mój znajomy, korzystając z moich wskazówek, dotarł do owych "Oczu Shambali" w jednym z bocznych kościółków w tym kompleksie. Wyglądają one skromniej niż w Mongolii - są tylko detalem architektonicznym, który łatwo jest przeoczyć. By mieć wizję, trzeba dotknąć czołem tych "oczu", dotykając jednocześnie z obu stron dłońmi charakterystycznego rzeźbionego, swastycznego "wiru" (podobnego jak na ormiańskich monetach). Gdy mój czytelnik to zrobił, otrzymał dosyć intensywne "przebłyski". Na początku zobaczył kobietę tańczącą topless. Widział ją od szyi w dół. Miała duży biust i długi naszyjnik z koralikami w kształcie czaszek. Wyglądała bardzo "buddyjsko". Znów zobaczył też miasto z białymi wieżami. Tym razem na niebie nad nim pojawiały się zielonkawe, swastyczne wiry, z których wylatywały cygarokształtne statki. Widział też wielki posąg, przypominający Buddę, który drżał. Zobaczył jak na miasto z białymi wieżami spada deszcz meteorytów. Przerwał wizję, bo zaczęło mocno mu się kręcić w głowie...
Trzecią - najbardziej intensywną wizję - miał w Egipcie. W miejscu będącym częścią starożytnej Mapy Nieba rozciągającej się od Abu Rowasz, poprzez Gizę, Abusir i Sakkarę do Dahszur. (Pisałem o tych miejscach w serii Kemet.) Już idąc wzdłuż starożytnej drogi, miał przebłyski szpalerów strażników (starożytnych shemsu-hor?) stojących po obu jej stronach. Na końcu drogi stały dwie postacie przypominające egipską boską parę - Ozyrysa oraz Izydę. Widział jednak ich sylwetki z daleka, a po chwili one zniknęły. Gdy dotarł na miejsce w pewnym momencie poczuł, że ktoś go trzyma za rękę, w przyjazny sposób. Usiadł na kamiennej płycie i miał wrażenie jakby pod ziemią znajdował się kompleks tuneli. Przez chwilę czuł jakby na tej płycie wzniósł się w powietrze. Zobaczył boginię Izydę. Nie widział jej w sposób "ostry", ale dostrzegł, że miała ona na sobie czerwonawy, łuskowaty kombinezon, z którego rękawów rozpościerały się świetliste skrzydła. Miała też włosy "częściowo rude, częściowo czarne". Towarzyszyły jej służki. Były one ubrane zgodnie ze starożytną egipską modą - czyli były topless. Widok musiał być piękny :) Podczas wizji usłyszał on od Izydy: "Eksperyment zaczął się w Sakkarze". Zobaczył również jak w nocy przez Płaskowyż Gizy przewaliła się ogromna fala wody. Nie był w stanie dostrzec, czy piramidy były wówczas już skończonymi budowlami, czy dopiero je budowano.
Sam nie wiem, co myśleć o tych wizjach. Zastanawiałem się choćby, czy powtarzająca się tam wizja służek/tancerek topless nie ma na celu "wzmocnienia sygnału", tego by umysł widzącego "złapał połączenie" i "skoncentrował się na nim". Wszak w Egipcie usłyszał on od osoby, która wielokrotnie odwiedzała tamto tajemnicze miejsce: "Tutaj objawia Ci się to, czego najbardziej potrzebujesz". No cóż, kobieca energia, też odgrywa pewną rolę w praktykach ezoterycznych, a niektórzy bardzo dobrze się nią pożywiają. (Casus buddyjskich mnichów otaczających się panienkami wyglądającymi jak luksusowe prostytutki...)
Motyw boskich służek pozbawionych górnych części garderoby (i zwykle mających pokaźne biusty) występuje m.in. w wierzeniach hinduistycznych i buddyjskich. Takie niebiańskie służki są znane jako apsary. Ich przedstawienia możemy spotkać choćby w Indiach, na Sri Lance, w Kambodży, Wietnamie czy w Indonezji. Najbardziej znane są te z "erotycznych" indyjskich świątyń w Khajuraho
Mamy też je m.in. na freskach w Pałacu Rawany w Sigiriya na Sri Lance. (Rawana był królem, z którym walczył legandarny hinduski heros Rama.) Dziwnym zbiegiem okoliczności, jeśli poprowadzimy linię od klasztoru Noravanq do Hamrin Hiid, i z obu jej końców wyprowadzimy na południe po linii o tej samej długości, to te linie zejdą się na Sri Lance, w okolicach Sigiriya.
A jeśli chodzi o strój bogini Izydy - powyżej macie kopię jej wizerunku z grobowca Setiego I. Podejrzewam jednak, że jej strój został tam "unarodowiony". Podobne suknie - odsłaniające piersi - nosiły wówczas Egipcjanki. (Znajomy ze swojej wizji zapamiętał, że miała ona je zakryte przez kombinezon.) Służki topless nie były tam niczym niezwykłym. Często wręcz pracowały one całkowicie nago lub w przezroczystych szatach. Ciekawe, czy było to zapożyczenie z boskich dworów? Pamiętajmy, że według Menatona i innych starożytnych autorów, ludzkie dynastie faraonów były w Egipcie poprzedzone dynastiami półboskimi, a te boskimi.
Przypominam również o podobnej modzie kobiecej na minojskiej Krecie... (O tamtejszych starożytnych tajemnicach pisałem w tym wpisie.)
Na starożytnych przedstawieniach Isztar/Asztarte/Aszery, ta bogini miłości i wojny też ma zwykle goły biust.
A wracając do bogini Izydy, niektórzy zwracają uwagę na podobieństwo jej wizerunków z małym Horusem, do wizerunków karmiącej Matki Boskiej. Być może w grę wchodził podobny mechanizm jak w przypadku polskich artystów, którzy po wojnie musieli się przestawić z malowania konnych portretów Marszałka Piłsudskiego na konne portrety marszałka Rokossowskiego. Egipscy koptyjscy artyści zastosowali podobne schematy, a skojarzenie Maryi z Izydą ułatwiało chrystianizację. Oczywiście durni amerykańscy ewengelikalni pastorzy ze zmacdonaldyzowanych "megakościołów" traktują to jako kolejny "dowód" na pogańskość Maryi...
Co ciekawe, gdy pokazałem egipskiemu sufiemu wizerunek rudowłosej Matki Boskiej z Gietrzwałdu, stwierdził, że widział obraz Maryi z podobnymi rudymi włosami w klasztorze na Synaju...
***
Generał SWR napisał, że w czwartek 26 października o godzinie 20.42 Putin zmarł w swojej rezydencji w Wałdaju. Jego ciało wsadzono do zamrażarki, w której chłodziło się jedzenie. Patruszew z resztą bandy zaczął debatować nad podziałem majątku zmarłego i sukcesją. Łukaszenka nagle zaczął zaś mówić o pokoju na Ukrainie i że będzie w nim rozjemcą.
Generał SWR może oczywiście kłamać "jak naoczny świadek". Wcześniej puszczał przecież mało wiarygodne wiadomości takie jak, że Prigożyn żyje w Wenezueli. Dlaczego jednak nagle postanowił "uśmiercić" Putina?
Może być tak, że podobnie jak w filmie "Sobowtór" Akiry Kurosawy, martwego władcę będzie zastępował żywy sobowtór. Gdyby jednak śmierć Putina została za jakiś czas (nawet za rok czy dwa) została oficjalnie potwierdzona, to dla nas zła wiadomość. Daje ona bowiem Rosji możliwość "wyjścia z twarzą" z wojny, zrobienia nowym przywódcą jakiegoś Nawalnego, rozpoczęcia kolejnego resetu z Zachodem i zebrania sił na nową wojnę. Wyjaśniałaby też modyfikację amerykańskiej strategii z ostatnich miesięcy. Mam więc nadzieję, że Generał SWR po prostu pisze bzdury.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz