sobota, 3 czerwca 2023

Wpływy, które należy wykorzenić

 


Zawsze będę uważał senatora Josepha McCarthy'ego za wielkiego Amerykanina, a jego komisję za wielką szansę na powstrzymanie negatywnej transformacji USA. Choć później była ona nazywana "polowaniem na czarownice", to dzisiaj wiemy, że znaczna większość przeprowadzonych przez nią przesłuchań była w pełni uzasadniona. McCarthy dostawał bowiem informacje od FBI, a także materiały z projektu "Venona" (łamania sowieckich szyfrów). Uderzał więc w realnie istniejącą agenturę wpływu. Jego komisja została storpedowana nie dlatego, że "fałszywie oskarżał niewinnych ludzi", ale dlatego, że zaczęła się przyglądać prosowieckim sympatiom wśród wojskowych. Pojawiło się ryzyko, że McCarthy będzie zbyt skuteczny. Warto wspomnieć, że z McCarthym bardzo się przyjaźnił inny  senator irlandzkiego pochodzenia - John Kennedy, który mocno wspierał pracę jego komisji. 

Czy Polska doczeka się wreszcie swojej komisji McCarthy'ego? Chciałbym, by tak było, ale jestem w tej kwestii pesymistą. Wszystko skończy się na tym, że Tusk odmówi się stawienia przed komisją, a jakiś sędzia z Iustitii (może nawet ten, co niedawno wpakował po pijaku samochód do rowu) orzeknie, że miał prawo się nie stawić. Podobnej obstrukcji dokonają inni, a jakiekolwiek ustalenia komisji zostaną zagłuszone przez histeryczny jazgot. Rozumiem jednak, że niektórzy czują atawistyczny strach przed taką komisją, gdyż rzeczywiście mają wiele "za uszami".

Gdyby jednak prace komisji przebiegały, tak jak sobie wymarzyłem, to najciekawsze w ich trakcie wcale nie byłoby przesłuchanie Tuska. Tusk by tylko stękał i opowiadał płaskie dowcipy. Kodziary w wieku 60+ dostałyby z pewnością orgazmu widząc wystąpienie swojego rówieśnika, ale większość ludzi by ono po prostu znudziło. Dużo ciekawsze byłyby wystąpienia wojskowych. To wszystkich gejnerałów Różańskich, Cieniuchów, Koziejów...



Różański tłumaczyłby się dlaczego w przypadku wojny z Rosją chciał oddać najeźdźcy tereny do Wisły. Koziej opowiadałby o swoich spotkaniach z Patruszewem i porozumieniu o współpracy BBN z rosyjskim odpowiednikiem tej instytucji. Ciekawie wyglądałyby też przesłuchania Noska i Pytla, o tajnych umowach zawieranych przez służby z FSB.  A także o współpracy, która wykraczała poza te umowy. 

Oczywiście warto też byłoby odpytać przed komisją cywilów. Choćby Bogdana Klicha - bez wątpienia najgorszego ministra obrony III RP, nazywanego przez generała Petelickiego "nieudacznikiem bez honoru".  To jemu podlegali Różańscy i Pytlowie, więc niech się teraz tłumaczy. MSZ i prokuratura powinny natomiast wytłumaczyć się choćby z przekazania białoruskiej bezpiece kluczowych danych dotyczących noblisty Alesia Bialackiego. Nie zapominajmy też o Państwowej Komisji Wyborczej. Czemu jej kierownictwo szkoliło się w Moskwie w 2012 i 2013 r., już po sfałszowanych wyborach prezydenckich w Rosji?

Wydarzenia z ostatnich kilkunastu miesięcy pokazały, że zwykli Polacy, niezależnie od podziałów politycznych, Rosji nie lubią. Odsetek niechętnych Moskowii wzrósł w ciągu roku z 38 proc. do 82 proc., a przychylnych jej spadł z 29 proc. do 6 proc.  Wśród "elit" utrzymują się jednak nieproporcjonalnie duże rosyjskie wpływy i uwikłania. Wpływy będące w dużym stopniu skutkiem uwikłań peerelowskich, istnienia wielopokoleniowej sowiecko-rosyjskiej agentury oraz systemu klientelistycznego. Nie dziwi mnie więc, że nawet widmowa i słaba komisja ds. zbadania rosyjskich wpływów wywołuje autentyczny strach u wielu ludzi. Politycy PO musieliby się przed nią tłumaczyć z katastrofalnego resetu z Rosją, rozpoczętego pod koniec 2007 r. (czyli na kilkanaście miesięcy przed prezydenturą Obamy) i realizowanego najprawdopodobniej na podstawie wytycznych Angeli "Stasi" Merkel. PSL od razu przypomniał sobie o kontraktach zawieranych z Gazpromem przez Waldemara Pawlaka.  O SLD chyba nie muszę wspominać - wciąż przecież żyją ci, którzy tam na początku lat 90-tych odbierali pożyczkę w Moskwie. 


Nie dziwi mnie też strach u Konfiarzy. Wszak niektórzy z nich towarzysko spotykali się z niejakim Leonidem Swiridowem, wydalonym z Polski za szpiegostwo i promowali takie kreatury jak Sykulski czy Panasiuk. No cóż, w młodości Giertychowie i różni esbeko-endecy sączyli im do głów, że Rassija to świętość największa. 

No, ale nie zapominajmy też o różnego rodzaju antifiarzach. Stowarzyszenie "Nigdy Więcej!" ostatnio jest na językach, z powodu swojego kretyńskiego donosu na sędziego piłkarskiego Marciniaka. No cóż, szef tego stowarzyszenia - Rafał Pankowski - występował swego czasu na konferencjach organizowanych przez Kantor Centre, czyli organizację rosyjskiego oligarchy Wiaczesława Kantora. Co ciekawe Pankowski ma chyba żonę Rosjankę (poprawcie mnie jeśli popełniłem błąd i ta pani nie jest jego żoną lub nie jest Rosjanką), która w 2010 r. apelowała, by na 9 maja zapalić znicze na grobach sowieckich sołdatów.

Te z pozoru różne środowiska często się przenikają, o czym świadczy choćby cacus Tomasza Grygucia, czyli "Pana Nikt". Obecnie publicznie snuje on fantazję o rosyjskim masowym ataku nuklearnym na Ukrainę. Karierę jednak zaczynał w... "Wyborczej", później był rzecznikiem paru wielkich spółek, w tym Orlenu za PO. Co ciekawe to ponoć Gryguć poznał Tuska z jego spin-doctorem Igorem Ostachowiczem... Istny "Pan Nikt". Jak z "Doom Patrolu".

Trzepania agentury więc nigdy nie dość. Wielką tragedią jest to, że nie możemy jej odstawić jednym transportem do Berezy. Onucowcy nazwą mnie mackartystą. Ja im podziękuję za komplement.

***

Pisałem, że uderzenia w terytoria Rosji właściwej będą się powtarzać i będziemy mieć coraz więcej więcej ciekawych incydentów. I jak na razie się to sprawdza. Mamy kolejny rajd Rosyjskiego Korpusu Ochotniczego na Białgorodzką Republikę Ludową. Udało im się zniszczyć m.in. wyrzutnię rakiet termobarycznych (tak, tych które według różnych naszych "ekspertów" nie istnieją) TOS-1. Wcześniej mieliśmy rajd dronów na Moskwę. I okazuje się, że startowały one najprawdopodobniej z terenów Rosji właściwej.  Generał SWR twierdzi, że według Patruszewa, dronów było 40. Wojsko przyznało się do zestrzelenia 32 z nich. Reszta sama spadła po wyczerpaniu paliwa/energii. Drony były pozbawione ładunków wybuchowych. Ich celem był tylko rekonesans. 

Ciekawie robi się też oczywiście na froncie wewnętrznym. Prigożyn napisał książkę dla dzieci, o królu, który stał się zbyt duży dla swojego państwa. Aluzja oczywista.

(Baj de łej: zachodnie źródła mówią, o tym, że zajęcie Bachmutu kosztowało Rosjan życie 60 tys. ludzi. Prigożyn mówił wcześniej o tym, że jego formacja straciła tam 20 tys. zabitych, ale pewnie zaniżył swoje straty. Dla porównania: wojska gen. MacArthura straciły w 1945 r. podczas niezwykle zaciętych walk o Manilę 1010 zabitych, a podczas wyzwalania Seulu w 1950 r. ponad 300 zabitych. Straty Amerykanów w bitwie o Iwo Jimę to blisko 7 tys. zabitych, a na Okinawie 12,5 tys. zabitych. Sowieci podczas bitwy o Poznań w 1945 r. stracili oficjalnie ponad 6 tys. zabitych, podczas szturmu Królewca 3,7 tys. zabitych,  a podczas oblężenia Wrocławia ponad 8 tys. zabitych. Onucowcy mogą się jednak pocieszać, że straty rosyjskie podczas walk o Bachmut były nieco mniejsze niż podczas szturmu Berlina czy podczas bitwy o Budapeszt. Berlin i Budapeszt to jednak wielkie miasta, a Bachmut miał na początku 2022 r. 71 tys. mieszkańców, czyli miał populację niewiele większą niż Suwałki a trochę mniejszą niż Inowrocław. Wygląda więc na to, że moskiewska sztuka wojenna przeżyła regres od czasów Żukowa i Koniewa.)

***

Ta wiadomość mogła Wam umknąć: w wieku 97 lat zmarła Wiera Putina, prawdopodobnie matka rosyjskiego prezydenta. Zmarła w Gruzji, gdzie mieszkała w wiosce Metekhi. Dokumenty ze szkoły w tej wiosce rzeczywiście wskazują, że osoba o nazwisku Władimir Putin uczyła się tam w roku szkolnym 1959/1960. Wiera Putina, przeżywająca wówczas trudności życiowe, miała oddać syna na wychowanie swoim krewnym z Leningradu, którzy stracili swojego syna na wojnie. Gdy kilka lat temu odwiedziłem gruzińskie miasteczko Kaspi, położone koło Gori, usłyszałem tam, że "wszyscy tutaj wiedzą, że niedaleko stąd mieszka prawdziwa matka Putina".

***

Zaczyna się sezon wyjazdów, więc nie zdziwcie się, jeśli w którąś wakacyjną sobotę nie pojawi się mój wpis. Prawdopodobnie będę wówczas gdzieś w rozjazdach po Polsce. Może nawet w Waszej okolicy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz