Ilustracja muzyczna: David Arnold - Vesper Lynd Theme - Casino Royale OST
W okupowanej Polsce chyba nie było bardziej tajemniczej organizacji niż Muszkieterowie...
Przez kilkadziesiąt lat po wojnie relacje o jej działalności były bardziej niż skąpe. Ot czasem zdawkowo wspominano, że 18 września 1942 r. jej szefa, inżyniera Stefana Witkowskiego zabiła w Warszawie AK, za to, że zaplątał się on w jakieś dziwne gry z wywiadami brytyjskim, sowieckim i niemieckim. Nieco więcej o tej organizacji pisał w swoich wspomnieniach Kazimierz Leski "Bradl", oficer wywiadu Armii Krajowej i powstaniec warszawski - który konspiracyjną służbę zaczynał jako wywiadowca Muszkieterów.
Niektórzy kojarzyli Muszkieterów także z Krystyną Skarbek - legendarną agentką SOE, zasztyletowaną w 1952 r. w Londynie przez kolegę z pracy, który rzekomo oszalał z miłości do niej. (Dostał za to karę śmierci po procesie trwającym... 10 minut. Wyszedł z sali sądowej z uśmiechem na ustach. Nie zachował się żaden dokument mówiący, że wykonano na nim egzekucję.) Skarbek była kochanką Iana Fleminga, który wzorował na niej postać Vesper Lynd z "Casino Royale". Według Jerzego Rostkowskiego, twórca Jamesa Bonda, wygadał się przy niej w łóżku o tym, co się zdarzyło 4 lipca 1943 r. na Gibraltarze. I dlatego ktoś musiał "posprzątać" wbijając jej między żebra nóż Fairbairne'a-Sykesa...
Muszkieterów jednak tak naprawdę rozsławił dopiero Dariusz Baliszewski. Opisał ich jako świetną organizację wywiadowczą z mackami sięgającymi od Gibraltaru po Ural. A przy tym zamieszaną w 1941 r. w sprowadzenie do Polski marszałka Śmigłego-Rydza i premiera Leona Kozłowskiego, po to by próbować tworzyć proniemiecki rząd kolaboracyjny mający chronić naród przed dalszymi stratami biologicznymi. Narrację Baliszewskiego możecie przeczytać choćby w tym artykule. Przeczytajcie go, by wiedzieć, do czego będę się odnosił w tym wpisie.
Historię Muszkieterów w fajny sposób opowiedziano również w serii komiksów "Bradl", których głównym bohaterem jest Kazimierz Leski. Gorąco je polecam, gdyż pięknie sportretowano w nich Witkowskiego i innych bohaterów tej opowieści.
Niedawno ukazała się za to pierwsza naukowa monografia poświęcona Muszkieterom - "Muszkieterowie 1939-1942. Historia tajnej organizacji wywiadowczej" Adriana Sandaka. Tę pozycję również gorąco polecam. Autor co prawda stroni od sensacji i demitologizuje wiele wątków historii Muszkieterów, ale i tak przedstawia w niej wiele niezwykle ciekawych informacji i dokumentów.
Sandak przede wszystkim podważa narrację mówiącą o Muszkieterach jak o wszechpotężnej organizacji wywiadowczej. Przypomina, że tworzyli ją amatorzy, którzy zbierali często informacje typu "śmieciowego". Witkowski często uciekał się do blagi i konfabulacji, na przykład gdy pisał na jesieni 1939 r. do Paryża, że jego organizacja dysponuje oddziałami partyzanckimi i... samolotami. Eksperci z wywiadu ZWZ starali zaś podważać raporty Muszkieterów, wychwytując różnego rodzaju przekłamania. Raporty głębokiego wywiadu z Rzeszy bywały wycinkami z pracy i zasłyszanymi plotkami. To i tak było jednak coś, w obliczu ogólnej posuchy informacyjnej, na którą cierpiały wówczas alianckie służby wywiadowcze. Pamiętajmy też, że wiadomości, które wydają się nieistotne, mogą w określonych okolicznościach dla tajnych służb bardzo cenne. Brytyjczycy na pewno wówczas bardzo cenili raporty przesyłane im przez Muszkieterów, co irytowało oficerów wywiadu ZWZ. Irytowało, bo Muszkieterowie dostawali z Londynu poważne fundusze, których brakowało rozwijającej się polskiej konspiracji.
Organizacja Muszkieterowie dysponowała też czymś unikalnym - wywiadem na terenach ZSRR. Według Baliszewskiego, to ona jako pierwsza wpadła na ślad Katynia. Większość zachowanych meldunków z ZSRR wygląda jednak bardzo ogólnie, a czasem wręcz kuriozalnie, jak choćby ten:
"Nasz łącznik z Batumi komunikuje, że nawiązał łączność z pograniczem tureckim przez pastuchów– Gruzinów, zwolenników Chalwa Kakomidze, z którego grupą nawiązać można łączność z Paryżem". Na ślad żadnego Chalwy Kakomidzego nigdy nie natrafiono. Może to był pseudonim, za którym krył się na przykład mieszkający w Paryżu działacz prometejski, były gruziński minister spraw zagranicznych Ewgenii Gegeczkori - bliski krewny żony Ławrientija Berii. Zresztą, dla kogo w warunkach sowieckich mogli oni pracować?
O ile w różnych publikacjach można natrafić na wzmianki o relacjach pomiędzy Muszkieterami a wywiadem sowieckim, to w książce Sandaka jest na ten temat jeden konkret: epizod z 1941 r., jeszcze sprzed niemieckiej inwazji na Wschód, w którym Muszkieterowie sprzedali Sowietom informacje dotyczące Niemców. W podobne gry angażował się jednak wówczas też ZWZ.
Sowiecki wątek jest też w sprawie Marii Grocholskiej - ciekawie przedstawionej w komiksie "Bradl". Hrabianka Grocholska była agentką Muszkieterów prywatnie związaną z Rudolfem von Schelihą, sekretarzem ambasady niemieckiej w Warszawie w latach 1932-1939, tajnym radcą niemieckiego MSZ w latach 1939-1942. Scheliha, archetyp "dobrego Niemca", był przeciwnikiem nazistów i dostarczał nam wielu cennych informacji o planach niemieckich. Jednocześnie był członkiem "Czerwonej Orkiestry" czyli sowieckiej siatki szpiegowskiej. Niemcy go powiesili w grudniu 1942 r. Grocholska została zaś zasztyletowana przez nieznanych sprawców w maju 1940 r.
Czy inżynier Witkowski rzeczywiście próbował stworzyć wraz z marszałkiem Śmigłym-Rydzem rząd kolaboracyjny w okupowanej Polsce? Na 100 proc. wiemy, że to Witkowski witał na dworcu w Krakowie marszałka wracającego z Węgier i że często się spotykał z nim w Warszawie. Przed wojną w listach do Śmigłego nazywał go nawet... ojcem. Marszałek wyraźnie patronował jego pracom badawczym. To, że Witkowski ze swoimi ludźmi kręcił się wokół SGO "Polesie" pod Kockiem (dysponując karabinami przeciwpancernymi Ur!) i kontaktował się z generałem Kleebergiem sugeruje, że był związany z Dywersją Pozafrontową., a więc z naszymi służbami wywiadowczymi. W Dywersji Pozafrontowej działał też choćby Stanisław Frączysty - kurier, który przeprowadził marszałka przez Tatry. (Premier Leon Kozłowski, w swoich znakomitych wspomnieniach pisał natomiast, że przez front niemiecko-sowiecki pod Moskwą przeszedł w towarzystwie tajemniczego polskiego oficera.)
Powyżej: Stanisław Frączysty w rozmowie z papieżem Benedyktem XVI w Muzeum Obozu Auschwitz-Birkenau w maju 2006 r.
Bliską znajomą Witkowskiego była Jadwiga Maksymowicz-Raczyńska, wdowa po generale Włodzimierzu Maksymowiczu-Raczyńskim (który zmarł w 1938 r. w dziwnych okolicznościach w Berlinie - według Baliszewskiego został otruty przez polski wywiad, bo współpracował z Niemcami), właścicielka mieszkania przy Sandomierskiej 18, w którym zamieszkał marszałek Śmigły-Rydz.
W ciekawym świetle tę historię stawia notatka z esbeckiego dochodzenia z 1967 r., przytoczona w książce Sandaka:
"Z kręgu tych ludzi S. Witkowski był jedyną osobą niezwiązaną politycznie do 1939 r. z obozem sanacji. Łączyła go natomiast z Rydzem-Śmigłym znajomość datująca się od połowy lat 30-tych, kiedy to S. Witkowski dał się poznać kołom wojskowym jako bardzo zdolny wynalazca i konstruktor z zakresu produkcji specjalnej. W 1939 r. na zlecenie Rydza-Śmigłego Witkowski przebywał w Rumunii i na Węgrzech, a następnie opracował memoriał dotyczący sił i możliwości militarnych obu tych państw. Misja Witkowskiego związana była z przewidywaniami Rydza-Śmigłego, że z chwilą wojny z Niemcami, na skutek różnicy potencjału militarnego i ludnościowego, Polska nie zdoła zachować swojej niepodległości i zajdzie konieczność prowadzenia i kierowania walką z terenu państw sojuszniczych. Na nawiązanie kontaktu z Witkowskim duży wpływ miał charakter działalności jego organizacji, która posiadała powiązania z Watykanem i Episkopatem polskim, kontakty na Intelligence Service i wywiad niemiecki oraz łączność z ważniejszymi krajowymi organizacjami konspiracyjnymi, z Naczelnym Wodzem i z placówkami polskimi na Węgrzech."
Wiemy też, że Witkowski wysłał przez front niemiecko-sowiecki, do kwatery głównej Andersa w Buzułuku, emisariuszy z tajemniczym przekazem. Jak pisał Baliszewski:
"18 stycznia generał Anders wydał bankiet na cześć polskich oficerów przybyłych z kraju. Toastom nie było końca. Święcono polską odwagę, gratulowano patriotyzmu. W uznaniu zasług Szadkowski mianowany został zastępcą dowódcy pocztu przybocznego gen. Andersa. Chwilę później wybuchł skandal. Nagle, jak zapisał w swojej relacji rtm. Szadkowski, "generał Okulicki zapytał o Śmigłego. Padały różne odpowiedzi. Jedni twierdzili, że jest w Budapeszcie, inni, że w Ankarze. Wszyscy patrzyli pytająco na mnie. Ja nachyliłem się do Andersa i cicho powiedziałem: To, co mam do przekazania, przeznaczone jest wyłącznie dla Pana Generała. Proszę o rozmowę na osobności. Gdy do niej niebawem doszło, powiedziałem: Śmigły jest w Warszawie i razem z legionistami szykują zamach na Sikorskiego. Dodałem, że gen. Grot-Rowecki bez wiedzy i zgody Naczelnego Wodza mianował szefem sztabu ZWZ płk. Tadeusza Pełczyńskiego, lecz Warszawa trzyma to w najściślejszej tajemnicy".
Anders był, jak relacjonuje rotmistrz, "wstrząśnięty i zaskoczony". Nie miał powodu wątpić w słowa tego, który mu je przekazał. Szadkowski dowodził ochroną osobistą Śmigłego i nie odstępował go na krok - trudno było wyobrazić sobie bardziej wiarygodnego świadka.
Następnego dnia sprawa przybrała wymiar wręcz katastroficzny. Z mydła do golenia wydobyto mikrofilmy przygotowane przez Witkowskiego dla gen. Andersa. Jak zapisał we wspomnieniach obecny wówczas w Buzułuku późniejszy bohater spod Monte Cassino gen. Klemens Rudnicki: "Treść była bowiem kompromitująca, i to w najwyższym stopniu. Zawierała ona list szefa Muszkieterów, a więc znanego mi Witkowskiego do generała Andersa, w którym wzywał generała do uderzenia na tyły bolszewickie, gdy tylko przyprowadzi swą armię na front przeciwniemiecki". (...) Czy możliwe było, by jakiś nieznany Stefan Witkowski z Warszawy wydawał rozkazy Andersowi, które ten - zamiast lekceważąco wrzucić do kosza - traktował tak poważnie? A jeśli nie Witkowski, to kto? (...)
A jednak w Warszawie końca 1941 r. coś się działo. Wystarczy sięgnąć do listu gen. Władysława Sikorskiego do ambasadora w Moskwie Stanisława Kota z 26/27 marca 1942 r.: "Zgodnie z raportem, który otrzymałem 20 stycznia, Naród Polski mimo okrutnych prześladowań odpowiedział stanowczo odmownie na wezwanie do udziału w krucjacie przeciw bolszewikom, co było połączone z poważnymi koncesjami na rzecz Polski".
Jakimi koncesjami? Czyje wezwanie? Do kogo skierowane? Dokument na to nie odpowiada. Wiadomo jednak, że kilka dni wcześniej, 24 marca 1942 r., w rozmowie z prezydentem Rooseveltem Sikorski stwierdził: "... tak niedawno, bo zaledwie 20 stycznia, wszystkie polityczne partie Polski zadeklarowały swoją jednomyślną decyzję nieulegania sugestiom niemieckim i nieuczestniczenia Polski w jakiejkolwiek formie w kampanii antyrosyjskiej, w zamian za co Polacy mieli obiecane przywrócenie normalnych warunków na terytorium polskim". Skoro o tym dyskutowano, to znaczy, że było o czym dyskutować. "
(koniec cytatu)
"Przywrócenie normalnych warunków" oznaczało znaczne złagodzenie okupacji. Zero masowych egzekucji, łapanek, pacyfikacji wsi, wysyłania Polaków do obozów... Zapewne jakiś milion Polaków więcej mógłby przeżyć wojnę. A po wojnie można by zrzucić odium kolaboracji na grupę "zbankrutowanych polityków związanych z poprzednim reżimem" - bo przecież mielibyśmy nadal rząd i wojsko na Zachodzie, a później także po stronie Sowietów. Sikorski z tej szansy postanowił nie skorzystać - choć są poszlaki wskazujące, że marszałek Śmigły-Rydz proponował mu tajną współpracę...
Przerzut emisariuszy do Andersa został zorganizowany przy współpracy z Białym Rosjaninem gen. Borysem Smysłowskim i jego Sonderstabem "R" działającym pod auspicjami Abwehry. Postać Smysłowskiego przybliżałem już na tym blogu we wpisie o... polskich illuminatach. Tak się bowiem składało, że Smysłowski był wysokiej rangi wolnomularzem, martynistą i członkiem warszawskiej loży Zakon Illuminatów. Jego mistrz z loży - Jan Czarnomski-Korwin został zastrzelony przez oddział likwidacyjny AK "Andrzeja Sudeczki" w czerwcu 1944 r. - w tej samej serii zabójstw, co Makowiecki i Widerszal. Kedyw przeprowadził zaś w maju 1944 r. nieudany zamach na Smysłowskiego. Niewątpliwie ten Biały Rosjanin prowadził bardzo interesującą działalność: "Należy stwierdzić, iż w trakcie swoich działań utrzymywał on kontakty m.in. bardzo intensywne w 1941 r. z organizacją Muszkieterzy, jak również z wywiadem AK, organizacją Miecz i Pług, NSZ, oraz z Ukraińską Powstańczą Armią (UPA), Tarasem Bulbą-Borowciem, przywódcą Siczy Poleskiej. Oferował również swoją pomoc przy przerzucie agentów na Bliski Wschód do Oddziału II Sztabu Naczelnego Wodza."
Bliskie kontakty Witkowskiego z marszałkiem Śmigłym-Rydzem są o tyle ciekawe, że w czasie okupacji Witkowski starał się przedstawić swoją organizację jako "antysanacyjną". Włączył ją nawet do Centralnego Komitetu Organizacji Niepodległościowych inżyniera Ryszarda Świętochowskiego. CKON był organizacją budowaną przez ludzi Sikorskiego w konkurencji do "sanacyjnego" ZWZ. Świętochowski wielkiej kariery w Podziemiu jednak nie zrobił - wpadł na granicy ze Słowacją i trafił do Auschwitz, gdzie zginął. Witkowskiemu jakoś nie udało się go wyciągnąć z aresztu...
CKON pozwalał jednak Witkowskiemu i jego ludziom nawiązywać kontakty z wieloma organizacjami nie scalonymi z ZWZ/AK. Tak nawiązał w ten sposób kontakty z Komendą Obrońców Polski, czyli późniejszą... Polską Armią Ludową!
Borucki, dowódca KOP/PAL zeznawał po wojnie: "Kontakt z Londynem nawiązałem poprzez Witkowskiego, który wobec KOP był zobowiązany (za dostarczane mu informacje, zdobywane przez nas dokumenty i transporty poczty polowej, pomoc techniczną w radiostacjach, pomoc bojówek itp.), a który z Pełczyńskim, […] po przekazaniu szeregu kompromitujących ZWZ-PZP informacji za granicę – był znów na stopie wojennej. W ogóle Witkowski był dla mnie w tym czasie wyjątkowo cennym sojusznikiem. KOP przestał być odosobniony".
Po rozbiciu Muszkieterów, część ludzi Witkowskiego przeszła do KOP a stamtąd do PAL. Był wśród nich m.in. ppłk Stanisław Skwirczyński "R3", jeden z kierowników wywiadu Muszkieterów, który został szefem bezpieczeństwa w PAL. Być może nie pojęliście jeszcze wagi tej informacji, więc powtórzę: człowiek odpowiedzialny za bezpieczeństwo kierownictwa "komunizującej" PAL przeszedł tam z organizacji Muszkieterowie.
Muszkieterowie bardzo blisko współpracowali też z Konfederacją Narodu kierowaną przez Bolesława Piaseckiego. Po wojnie, żołnierze KN wspominali Witkowskiego jako "naszego przyjaciela". Witkowski bardzo pomógł KN przy jej słynnej akcji przeprowadzonej w nocy z 26 na 27 lipca 1942 r., czyli odbicia więźniów z aresztu przy ulicy Daniłowiczowskiej w Warszawie. Witkowski nie tylko zorganizował niemieckie mundury i samochód z niemiecką rejestracją. Sam też wziął udział w tej brawurowej akcji. (Wśród jej uczestników był też Leszek Kostek-Biernacki, bojowiec KN a zarazem syn legendarnego wojewody poleskiego płka Wacława Kostka-Biernackiego!) Przed wojną RNR Falanga Piaseckiego (nie mylić ze współczesną prosowiecką organizacją młodzieży niebinarnej płciowo) przez pewien czas współpracował z OZN i Oddziałem II.
Jak wspominała Zofia Kobylańska: "Kontakty z „Dzięciołem” urwały się w sierpniu 1942 r. Bezpośrednią przyczyną – należy przypuszczać – było zaangażowanie się Piaseckiego w konflikt między Oddziałem II KG AK a Stefanem Witkowskim – Muszkieterem. Piasecki bardzo cenił Muszkietera, który oddał wielkie usługi w sprawie odbicia więźniów z Daniłowiczowskiej – miał o nimjak najlepszą opinię, uważając go za człowieka dzielnego i bezinteresownego. Ppłk „Dzięcioł” z wielkim niezadowoleniem przyjął ingerencję Piaseckiego w jego obronę, która zresztą była nieaktualna, ponieważ los Muszkietera został już przesądzony wyrokiem Wojskowego Sądu Specjalnego, skazującego go na karę śmierci."
Według Generała SWR, Putin dostał na urodziny od Jurija Kowalczuka ekstrawagancki prezent: milion (!) żołnierzyków. Każdy żołnierzyk niepowtarzalny, zrobiony według innego wzoru. Reprezentują oni wszystkie rodzaje sił zbrojnych Federacji Rosyjskiej i wszystkie stopnie od szeregowca po generała-majora. Mają różnorodne uzbrojenie, a na figurkach można odczytać nawet ich insygnia. Zestaw nosi nazwę "Mobilizacja". Kowalczuk złożył na niego zamówienie już w lipcu. Putin bardzo się ucieszył. Co tu się zresztą dziwić - każdemu by się spodobała taka mini-armia terakotowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz