sobota, 25 lipca 2020

Ambasador Bolton santo subito!



Książka Johna Boltona "The Room Where it Happened" to lektura pasjonująca (ale dla niektórych zapewne zbyt trudna). Bolton to doświadczony amerykański państwowiec, który służył czterem republikańskim administracjom. W latach 2018-2019 był doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego prezydenta Trumpa. I doświadczeniami właśnie z tej posady dzieli się z czytelnikami w swojej nowej książce. A że Bolton ma znakomitą pamięć do szczegółów, posługują się precyzyjnie logicznymi argumentami, wkurza wrogów Ameryki (irańscy ajatollahowie wyklinali go podczas modłów) i pozwala sobie na drobne złośliwości, to jego książka jest niezwykle interesującym świadectwem.

Niektórym może się to wydawać szokujące, ale Bolton twierdzi, że administracja Trumpa była ZBYT MIĘKKA wobec Chin, Iranu oraz Wenezueli. Prezydent autentycznie sobie wyobrażał, że wszyscy na świecie chcą z nim negocjować i każdy najmniejszy sygnał mający o tym świadczyć traktował jako szansę. Nie chciał więc ani Chin, ani Iranu, ani Korei Północnej zbyt mocno docisnąć. Gdy więc np. Irańczycy zestrzelili amerykańskiego drona Reapera, wycofał się z planu uderzenia na irańskie baterie przeciwlotnicze, co skłoniło Gwardię Rewolucyjną do dalszych prowokacji. Irańczycy rozgrywali administrację udając, że chcą negocjować. W podobny sposób Korea Północna próbowała kupić sobie czas na rozwój programu broni masowego rażenia i przy okazji wycyganić od USA i Korei Płd. ustępstwa gospodarcze i polityczne. Jeśli tak się nie stało, to głównie z powodu oporu Boltona i podobnych mu ekspertów.

Podobnie było w polityce administracji Trumpa wobec Chin. Prezydent dostrzegał tylko ekonomiczną stronę konfliktu i był zafiksowany na punkcie umowy z Xi Jinpingiem. Szerszy strategiczny kontekst konfrontacji supermocarstw wyraźnie mu umykał. Nie chciał też zbytnio prowokować Chin. Wstrzymywał się więc z deklaracjami dotyczącymi Hongkongu a podczas jednego ze szczytów przyznał Xi Jinpongowi rację, że słusznie zamyka on Ujgurów w obozach koncentracyjnych. Zapewne nie rozumiał jakiego typu są to obozy, ani kto do nich naprawdę trafia... Trump lekceważąco traktował też kartę tajwańską. Raz siedząc za biurkiem "Resolute" w Gabinecie Owalnym pokazał na czubek mazaka i powiedział: "To jest Tajwan!". Następnie pokazał na biurko i powiedział: "To są Chiny!". Za miękką polityką wobec Chin opowiadał się również sekretarz skarbu Steven Mnuchin. Stale przekonywał on, że umowa handlowa z ChRL jest już "w zasięgu ręki" i mocno się opierał stosowaniu sankcji przeciwko chińskim podmiotom. I nie tylko chińskim. Rozwadniał też sankcje przeciwko Iranowi. Nawet protestował przeciwko sankcjom wymierzonym w Wenezuelę argumentując, że zaszkodzą one firmom Visa i Mastercard. To, że doszło do zaostrzenia kursu wobec Chin jest więc głównie winą prowokacyjnych zachowań Pekinu oraz tego, że w administracji znalazła się garstka handlowych "jastrzębi" takich jak Wilbur Ross, Robert Lighthizer czy Peter Navarro.

Bolton nie zostawia suchej nitki na tzw. "osi dorosłych", która rzekomo powstrzymywała Trumpa przed rozmontowywaniem systemu międzynarodowego. Ta oś to: gen. Mattis, gen. McMaster, Tillerson i Cohn. Bolton słusznie zauważa, że to właśnie ci ludzie są w dużym stopniu winni chaosowi w administracji. Po prostu przeszkadzali Trumpowi w realizacji jego polityki, w bezczelny sposób ją sabotując. W efekcie, Trump przestał słuchać później innych doradców - tych którym zależało na dobru Ameryki i administracji. To co napisał Bolton w wielu miejscach pokrywa się z tym, co opisywał porucznik Bob Woodward w książce "Fear". Jest tam m.in. scena w której w Pentagonie McMaster i Mattis przedstawiają Trumpowi strategię wojny w Afganistanie. Trump "czuje w niej bullshit" i jest wyraźnie wkurzony na generałów. Cały czas pyta ich jaki jest sens amerykańskiej obecności w Afganistanie, co zamierzają tam uzyskać i dlaczego nie udaje im się to od kilkunastu lat.



Bolton w ciekawy sposób przedstawia generała Mattisa. Jest on mistrzem biurokratycznej obstrukcji. Gdy ma przedstawić pięć opcji uderzenia na Syrię, przedstawia pięć nieznacznie różniących się od siebie wariantów jednej słabej opcji, którą preferuje. Mattis jest generałem bojącym się wojny. (Jak napisał Woodward, generałem mającym obsesję na punkcie książki Barbary Tuchman "Guns of August" poświęconą temu jak świat wplątał się w I wojną światową.) Pewnego razu mówi on Trumpowi, że pojawienie się na debacie z Hillary po aferze z taśmą o "łapaniu za cipki" było najbardziej odważną rzeczą, jaka Mattis widział w całej swojej karierze. To szokująca wypowiedź jak na generała marines mającego za sobą walki w Faludży. I znów opis Boltona jest komplementarny z narracją Woodwarda, który przytacza opinię, że Mattis to "progresywny" generał i że Korpus Piechoty Morskiej to obecnie najbardziej "progresywna" część amerykańskich sił zbrojnych! Świadczą o tym choćby reakcje generałów na wprowadzony przez Trumpa zakaz służby osobników transpłciowych w siłach zbrojnych USA, ich wypowiedzi po zamieszkach w Charlottesville (gdzie antifiarze robili próbę generalną przed obecną rewolucją kulturalną w USA) czy też przy okazji obecnych zamieszek.

Bolton nie potępia jednak Trumpa w czambuł. Twierdzi, że kilka razy był naprawdę dumny z działań prezydenta. A szczególnie, gdy potwierdził swoje oddanie dla NATO. Z relacji Boltona można też odnieść wrażenie, że Trump naprawdę gardzi Niemcami i kanclerz Merkel. I naprawdę chce im przywalić za Nord Stream i inne konszachty z Rosją. (Jest tam scena, w której Trump ostro ruga Merkel za żałośnie niskie wydatki na obronność. Pyta się jej: kiedy one osiągną poziom 2 proc. PKB? Merkel cichutkim głosikiem odpowiada: w 2030 r. Nawet jej niemieccy doradcy się z tego śmieją.) Bolton ujawnia też to, o czym Trump rozmawiał z Putinem w Helsinkach. I wynika z tego, że prezydent USA wypadł tam bardzo dobrze.

W książce tej jest również drobny szokujący szczegół o Jaredzie Kushnerze. Okazuje się, że Jared zablokował telefon izraelskiego premiera Netnajahu do Trumpa! Prezydencki zięć stwierdził, że to on decyduje, kiedy Netanjahu może rozmawiać z Trumpem.

Z książki Boltona możemy się bardzo dużo dowiedzieć o kulisach negocjacji z Koreą Północną, konfrontacji z Iranem, Chinami, Rosją i Wenezuelą, a także o ukraińskiej aferze, która stała się pretekstem do próby impeachmentu prezydenta. Są też wątki polskie. W pewnym momencie, naciskając na Merkel, prezydent zapomina, że zgodził się na budowę "Fort Trump" w Polsce. Demencja? Nadmiar coli light z aspartamem? Skutki podtruwania przez progresywnych generałów?  Bolton wspomina też pobyt w Warszawie (pamięta nazwę: Plac Piłsudskiego), gdzie doprowadził do spotkania doradców bezpieczeństwa narodowego z Polski, Litwy, Ukrainy i Białorusi. (A niektórzy jojczą, że próbujemy obalić Łukaszenkę za pomocą mającego żałośnie niską oglądalność Biełsatu. Takiego wała! My próbujemy ratować Łukaszence d... Problem w tym, że sam się przez dwie dekady tak mocno zakopał w g..., że to bardzo trudne.)



Cieszyć może to, że ostatnio Amerykanie wzięli się za Chińczyków odrobinkę ostrzej - o czym świadczy choćby zamknięcie konsulatu w Houston i polowanie na szpiegów. Bannon nawet produkuje się o "sztabie wojennym" w składzie: Pompeo, Barr, doradca ds. bezpieczeństwa O'Brian i szef FBI Wray. Miło też widzieć agentów federalnych pacyfikujących antifiarzy/BLM w Portland i Chicago. Chcemy oczywiście więcej! Antifiarzy oraz debili z BLM skierować na przymusową dwutygodniową kwarantannę ( koniecznie z podtapianiem i głodowymi racjami żywnościowymi!) a później obciążyć rachunkami za opiekę idącymi w dziesiątki tysięcy dolarów.


Przed lekturą książki Boltona przeczytałem sobie dwie konkurencyjne biografie Melanii Trump autorstwa Kate Bennett i Mary Jordan. Obie autorki, pracujące dla mediów wrogich Trumpowi, są pod silnym wrażeniem inteligencji i osobowości pierwszej damy. Potwierdzają się doniesienia, że odgrywa ona w decyzjach prezydenta dużo większą rolę, niż się wydaje na pierwszy rzut oka. Brała udział np. w wyborze Mike'a Pence'a na wiceprezydenta. O tym, że Melania jest cholernie inteligentna mówią m.in. Roger Stone i Anthony Scaramucci. O kant dupy można potłuc natomiast pogłoski mówiące, że jest nieszczęśliwa w związku z Trumpem i że myśli o rozwodzie. Nic z tych rzeczy! Oboje od początku dawali sobie bardzo dużo swobody. Gdy pojawiła się taśma z "łapaniem za cipki" nie była wściekła na niego za "zdradę", tylko z tego powodu, że taka głupia afera może uderzyć w jego szanse wyborcze. To ona zresztą namawiała go do startowania na prezydenta. Gdy pojawiło się lipne dossier Steela, Donald z Melanią wspólnie śmiali się z idiotycznych fragmentów o prostytutkach sikających w moskiewskim hotelu na łóżko (to samo, w którym spał wcześniej Michelle Obama). Przypominam, że to Melania radziła Trumpowi, by nie lekceważył zagrożenia koronawirusowego.



Intrygująco na tym tle wyglądają więc zeznania pracownicy Pentagonu rzekomo molestowanej przez generała Johna Hytena, wiceszefa Kolegium Połączonych Sztabów. Hyten powiedział, że Trump to "idiota, zwykły biznesmen nie mający pojęcia o bezpieczeństwie narodowym". I dodał, że "Melania jest od niego o wiele mądrzejsza". Opisał też jak podczas spotkania z prezydentem pierwsza dama spytała go się o lokalizację amerykańskich wyrzutni rakiet międzykontynentalnych! Po co pierwszej damie takie informacje? DLA KOGO ONA PRACUJE?

***

"Zaczęła się Bereza Kartuska" - stwierdził Sławomyr Nowak. Skoro tak, to z którą kategorią więźniów Miejsca Odosobnienia w Berezie Kartuskiej koleś się identyfikuje? Z przestępcami gospodarczymi (stanowiącymi ogromną większość więźniów), komunistami, ukraińskimi nacjonalistami czy niemiecką piątą kolumną? A może zacznie przekonywać, że jest "narodowcem"? Ciekawi mnie też czy ks. Isakowicz zrobi z niego ofiarę "banderowców" (szkolonej przez FBI ukraińskiej służby antykorupcyjnej NABU)? Jakim trzeba być debilem, by będąc podejrzanym o różne machlojki w Polsce stworzyć wymyślny system przekrętów na Ukrainie, tylko po to by ukraść marne 1,3 mln USD? Koleś chyba został żywcem wzięty z komedii "Zoolander". A z drugiej strony, to dlaczego takie polityczne odpadki eksportowaliśmy na Ukrainę? Rozumiem, że wielu u nas chce się mścić za Wołyń, ale to chyba drobna przesada?

Wspólnikiem Sławomyra N. w przestępstwie miał być, według śledczych, pułkownik Dariusz Z. , były dowódca GROM, który tą formacją dowodził jako... rencista. A dowodząc skłócił się z wszelkimi innymi dowódcami oraz próbował wyciągnąć GROM spod podległości dowództwa sił specjalnych. A następnie dał się nagrać u "Sowy...". Pamiętam jak jeszcze na starym blogu przytoczyłem artykuły obśmiewające tego kolesia i od razu niektórzy zaczęli bóldupić...

Ale cóż to były czasy Zielonej Wyspy, gdzie na Krakowskim Przedmieściu można było kupić sobie wpinkę z napisem "Bereza KarTuska".


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz