sobota, 2 maja 2020

Niepodległość: Teraz jest wojna!



"Pewnego dnia powiedział mi Jezus, że spuści karę na jedno miasto, które jest najpiękniejsze w Ojczyźnie naszej. Kara ta miała być, jaką Bóg ukarał Sodomę i Gomorę".

s. Faustyna Kowalska, "Dzienniczek", 39.

"Wrzesień. Pierwszy piątek. Wieczorem ujrzałam Matkę Bożą, z obnażoną piersią (!!! - dop. Fox) i zatkniętym mieczem, rzewnymi łzami płaczącą, i zasłaniała nas przed straszną karą Bożą."

s. Faustyna Kowalska, "Dzienniczek", 686

Kluczowe pytanie: Za co Bóg chciał tak mocno ukarać Polaków?

Ilustracja muzyczna: Run girls run! - Share the light - Assassin's Pride OP



W marcu 1939 r., w dniu hitlerowskiej aneksji Kłajpedy , płk Józef Jaklicz, zastępca Szefa Sztabu Generalnego, wezwał do siebie płka Józefa Szostaka, szefa Samodzielnego Referatu "Wschód" w Oddziale III Sztabu Generalnego. Szostak, w swoich znakomitych wspomnieniach "Moja służba Niepodległej", relacjonował, że Jaklicz spytał go o ocenę sytuacji strategicznej. "Myślę, że teraz przyjdzie kolej na nas." "A co my zrobimy?" - dopytywał się Jaklicz. "Wydaje mi się, że będziemy się bili. Będzie wojna". Jaklicz odparł: "Ale pan sobie zdaje sprawę, że dostaniemy w dupę!". "Tak, dostaniemy, gdyż są znacznie silniejsi od nas, ale w końcu będą pobici przez innych" - odrzekł Szostak. Jaklicz wówczas wypalił: "I do nas wejdą wojska sowieckie, a dużo czasu upłynie zanim się ich pozbędziemy".




Płk Jaklicz nie był jedynym pozbawionym złudzeń. Na jesieni 1938 r. kard August Hlond pyta marszałka Śmigłego-Rydza o to jak będzie wyglądała wojna polsko-niemiecka. Śmigły-Rydz nie jest optymistą. Mówi, że Polska wyjdzie z niej "skrwawiona, ale powiększona".



O tym, że do wojny ma dojść wiedzieliśmy od wielu lat. Już w 1932 r. Marszałek Piłsudski zmawiał się w kwestii likwidacji w zarodku niemieckiego niebezpieczeństwa z gen. Douglasem MacArthurem i prezydentem Herbertem Hooverem. W 1934 r. proponował Francji wojnę prewencyjną przeciwko Niemcom. "Sądząc z listów, jakie otrzymałem od Józia Makowieckiego z Paryża, francuskie koła wojskowe były tego zdania jak nasz Marszałek. Wykładowcy w Ecole de Guerre mówili Makowieckiemu o konieczności profilaktycznej wojny" - pisał Szostak. W 1936 r. marszałek Śmigły-Rydz ponownie zaproponował Francji wojnę prewencyjną przeciwko Niemcom. W 1938 r. rozważaliśmy zadanie Rzeszy ciosu w plecy w przypadku jej wojny z Czechosłowacją. Niestety, Czesi nie chcieli walczyć o swoją niepodległość i postanowili stać się częścią Niemiec...

Flashback: Wrześniowa Mgła - Uderz póki czas!

W lecie 1939 r. po powrocie z Paryża, płk Jaklicz podzielił się z Szostakiem opinią, że Francja nam nie pomoże. "Nie mają ciężkiej artylerii" - szepnął. Nie było to zgodne z prawdą - Francuzi mieli znakomitą ciężką artylerię, której Niemcy panicznie się bali. Jaklicz sygnalizował jednak, że nie będzie przełamania Linii Zygfryda.

Istniała też świadomość tego, że Stalin szykuje się do inwazji na nas. 8 września 1939 r. płk Pawło Szandruk, ukraiński oficer kontraktowy w WP, rozmawiał z Jakliczem i w swoich wspomnieniach "Siła męstwa" zapisał później, że Polacy byli świadomi ewentualnej sowieckiej inwazji. O tym, że wiedzieliśmy o niej bardzo dokładnie już wykazywałem w serii Wrześniowa Mgła.

Flashback: Wrześniowa Mgła - Przewidziana inwazja


Zresztą słowa Jaklicza z marca 1939 r. wyraźnie wskazują, że już wtedy doskonale zdawaliśmy sobie sprawę z tego jak potoczy się sytuacja. Ośmielę się stwierdzić, że ten scenariusz był nam znany o wiele wcześniej. Jak pisałem, w grudniu 1938 r. William Bullitt, długoletni ambasador USA w Moskwie i w Paryżu, powiadomił hrabiego Potockiego, naszego ambasadora w Waszyngtonie, o tym jak będzie wyglądać druga wojna światowa:




"W grudniu 1938 r. na urlopie w USA Bullitt znalazł czas na rozmowę z Jerzym Potockim, byłym adiutantem Marszałka Piłsudskiego, byłym senatorem BBWR a od 1936 r. naszym ambasadorem w Waszyngtonie. Rozmowa dotyczyła przyszłej wojny. Bullitt zapowiadał "wiele niespodzianek" na pierwsze miesiące 1939 r. Mówił, że wojna potrwa sześć lat, zakończy się klęską Niemiec i wprowadzeniem komunizmu w Europie. Kilka miesięcy później Bullitt w innej rozmowie precyzuje, że Stany Zjednoczone włączą się do wojny po stronie Wielkiej Brytanii i Francji. Nie będą się czynnie angażować od początku, ale po pewnym czasie włączą się, by wojnę zakończyć. Wszystkie jego prognozy się spełniły. Bullitt cały czas powołując się na autorytet Roosevelta zapewniał, że USA są zdeterminowane, by przystąpić do wojny. O tym, że USA włączą się do wojny przeciwko Niemców zapewniał również naszego attache wojskowego w Lizbonie, tamtejszy amerykański attache morski, będący przyjacielem Roosevelta.
Hrabia Potocki w innej swojej depeszy z 1938 r. pisze o wielkich programach zbrojeniowych rozkręcanych przez administrację Roosevelta, propagandzie prowojennej (rozkręcanej według niego przez "kontrolowaną przez Żydów" prasę i Hollywood) oraz o tym, że wojna będzie dla Roosevelta sposobem na zakończenie kryzysu gospodarczego i uniknięcie w USA konfliktów społecznych. Potocki wskazuje m.in. na Bernarda Barucha jako jednego z architektów kampanii prowojennej w USA.Ambasador Łukasiewicz w obszernej depeszy z Paryża z grudnia 1938 r. pisał o tym, że Francja związana sojuszem z Polską będzie szukała jakiegokolwiek pretekstu, by z tego aliansu się wycofać. Parę miesięcy później donosił jednak o zmianie nastrojów wśród francuskich elit, która się zbiegła z powrotem Bullitta z Waszyngtonu do Paryża. W rozmowie z amerykańskim ambasadorem zastrzegł, że Polska nie ma zamiaru zostać obarczona winą za wywołanie wojny. Dlatego domaga się od Wielkiej Brytanii i Francji konkretnych kroków mających zagwarantować ich przystąpienie do konfliktu przeciwko Niemcom i wsparcie dla Polski. Bullitt stwierdził, że będzie w tej sprawie mocno naciskał i zapowiedział, że ambasador w Londynie Joe Kennedy, odpowiednio ustawi brytyjski gabinet rządzący. Rzeczywiście, w ciągu kilku następnych tygodni rząd Chamberlaina przyspieszył przygotowania do wojny i dał Polsce gwarancje. Te dokumenty potwierdzają więc moją obserwację z serii Wrześniowa Mgła - to nie Anglia wciągnęła nas do wojny, tylko my ją."

Informacje dostawaliśmy też najprawdopodobniej od samego Kaukaskiego Prometeusza - Ławrientija Berii. Jak pisałem:



"Beria utrzymywał również bezpośrednie kanały tajnej komunikacji z polskimi służbami. Prof. Thome opisała jeden z nich: Apollona Uruszadze. Był on naczelnikiem policji w jednej z dzielnic Piotrogrodu za czasów Kiereńskiego, a później zasłużonym w zwalczaniu bolszewików naczelnikiem policji w Tyfilisie rządzonym przez gruzińskich mieńszewików. Był też powstańcem z 1924 r. Beria uczynił go dyrektorem Instytutu Stomatologicznego w Tbilisi i swoim osobistym dentystą. W 1936 r. wysłał go z misją do polskiego konsula w Tbilisi Ksawarego Zalewskiego. Przekazywał od tej pory polskim służbom raporty dotyczące sytuacji na szczytach władzy w ZSRR oraz zamiarów Berii. Sugerowano w nich już w 1937 r., że Beria trafi do Moskwy do GPU i będzie... następcą Stalina. (.,.) Kontakty z gruzińskimi emigrantami były o tyle ułatwione, że bazowały na związkach rodzinnych. Noe Żordania i Ewgenii Gegeczkori byli wszak krewnymi jego żony i zarazem przywódcami gruzińskiej emigracji w Paryżu. Byli oni w dobrych stosunkach z władzami Francji - wolnomularz Gegeczkori przyjaźnił się z socjalistycznym premierem Leonem Blumem. Jednocześnie ściśle współpracował z polskimi tajnymi służbami i Marszałkiem Piłsudskim. Od 1926 r. gruzińscy mieńszewicy byli finansowani przez Oddział II Sztabu Generalnego. Gegeczkori był jednym z głównych rozgrywających w stworzonym przez Oddział II i ppłka CharaszkiewiczaRuchu Prometejskim i jednym z twórców Konfederacji Kaukazu. Beria utrzymywał z tymi ludźmi kontakty za pomocą swoich osobistych agentów, takich jak np. szef rezydentury w Paryżu Aleksander Orłow, czy G. Gegelię, który był znanym działaczem gruzińskiej Partii Narodowo-Demokratycznej, choć od lat 30-tych cała emigracja doskonale wiedziała, że był agentem NKWD. Punktem kontaktowym był m.in. stambulski klasztor Notre-Dames-de-Lourdes należący do gruzińskich katolików meschetyńskich, zwanych "Frankami". Jego przeor, o. Szałwa Wardidze był w czasie I wojny światowej członkiem Komitetu Wyzwolenia Gruzji, a później łącznikiem między gruzińską emigracją a Stolicą Apostolską a także działaczem faszystowskiego, wspieranego przez Włochy, ruchu Tetri Giorgi. W tym klasztorze ludzie Berii spotykali się z przedstawicielami gruzińskiej emigracji a także przedstawicielami tureckich i niemieckich tajnych służb. Być może tą drogą Stolica Apostolska została poinformowana o szykowanym pakcie niemiecko-sowieckim, o którym informacje przekazała w styczniu 1939 r. znanemu masonowi, twórcy Ruchu Paneuropejskiego, hrabiemu Richardowi Coudenhowe-Kalergi. "

Skoro wiedzieliśmy, że grozi nam sowiecka inwazja i podejrzewaliśmy, że Francja nam nie pomoże, a także zdawaliśmy sobie sprawę z dysproporcji sił i tego, że nasze granice są nie do obrony, to czemu nie sprzymierzyliśmy się z Niemcami?

Właśnie dlatego, że wiedzieliśmy jak się sprawy potoczą. Niemcy nie miały szans na wygranie drugiej wojny światowej. Zwłaszcza w konfrontacji z USA. Naszą armię w ZSRR spotkałby ten sam los co Węgrów. (Niektórzy węgierscy jeńcy byli odnajdywani na Syberii jeszcze w latach 90.) Kraj zostałby okrojony jeszcze bardziej niż w 1945 r. - stracilibyśmy Kresy, a nawet Białystok i Chełm, a nie dostalibyśmy Ziem Zachodnich. Sowietyzacja byłaby dużo bardziej brutalna. I nie ma żadnej gwarancji, że Polska zachowałaby swoją państwowość. Wszak mogła stać się sowiecką republiką podobnie jak państwa bałtyckie. O ile w czasie wojny Zachód traktował nas jako niewygodnych sojuszników, to w takim scenariuszu traktowałby nas jako wrogów. Dzisiaj bylibyśmy pewnie drugą Mołdową.



Jak pisał Dariusz Baliszewski: "Jakkolwiek krzywdzące byłyby dla Polski decyzje podjęte przez sprzymierzonych w Jałcie czy Teheranie, to jednak, jak zapisał 12 grudnia 1939 r. w Brasow w Rumunii mądry Józef Beck: „Państwo polskie istnieje w obliczu prawa i w polityce. I nie trzeba nam znów zaczynać od Legionów i komitetów narodowych!”. I wydaje się, że o to właśnie im chodziło, gdy widząc w zbliżającej się wojnie groźbę kolejnych rozbiorów i kolejne niemiecko-sowieckie zamiary wymazania Polski z mapy świata, szli na tę z góry przegraną wojnę, by ocalić Polskę. I to się im udało."

Józef Szostak: "Nie mamy sił do pokonania Niemców. Może ich pokonać tylko ktoś inny. Trzeba, aby w przypadku napadu na Polskę wynikł konflikt ogólnoświatowy, to może po klęsce Niemiec odzyskamy niepodległość. Jeżeli słusznie oceniam położenie, to jedynym celem Polski, w przypadku napadu Niemców, będzie doprowadzenie do wojny światowej".




Pułkownik Jaklicz mówił w marcu 1939 r. o scenariuszu, w którym Sowieci wchodzą do Polski i mija bardzo dużo czasu, zanim się ich pozbywamy. A teraz wyobraźmy sobie jak świadomość tego geopolitycznego ciężaru oddziaływała na psychikę naszych dowódców we wrześniu 1939 r. Ilu z nich zaczęło wówczas myśleć, o tym by się dogadywać z Sowietami na własną rękę?


Weźmy przykład gen. Józefa Rómmla, dowódcy Armii Łódź.  W pierwszych dniach wojny dowodzi w sposób znakomity. Nie daje rozbić swoich sił, zadaje Niemcom poważne straty i świetnie prowadzi działania opóźniające na swoim kierunku operacyjnym. Współczesna historiografia robi z niego dezertera - bo opuścił zbombardowane stanowisko dowodzenia i przeniósł się do zapasowego, zostawiając w starym żandarma kierującego wszystkich do nowej kwatery. Rómmel jest krytykowany dokładnie za to, co zrobił gen. Kutrzeba po bitwie nad Bzurą, czyli za "porzucenie wojsk", z którymi nie miał łączności i dotarcie do Warszawy. Moim zdaniem jednak aż do przybycia do Warszawy Rómmlowi nie można nic zarzucić. Zmienia się on dopiero w stolicy - odwołuje szykowane kontruderzenia w kierunku zachodnim. Spotyka się wtedy z przedstawicielami ambasady sowieckiej, a 17 września próbuje utworzy w stolicy prosowiecki polski rząd. On już gra wyraźnie na bycie dyktatorem prosowieckiej Polski. A mówimy o znakomitym dowódcy, który w 1920 r. omal nie wziął do niewoli Stalina!

Polska historiografia jednym z głównych winowajców przegranej w 1939 r. uczyniła gen. Dęba-Biernackiego, dowódcę armii Prusy.  Nie wspomina się jednak, że jego wojska nie były w stanie się oprzeć silnemu niemieckiemu natarciu pancernemu - bo nie były do końca zmobilizowane! (Jaklicz wyjaśniał, że liczono się, że z chwilą mobilizacji powszechnej niemieckie bomby zaczną spadać na Polskę. 75 proc. naszych sił zmobilizowano więc do 23 sierpnia w trybie alarmowym. Mobilizacja powszechna zaczęła się 31 sierpnia - i tych sił nam zabrakło.) A to silne uderzenie przedwcześnie spadło na Armię Prusy dlatego, że w ekstemalny sposób dał dupy generał Antoni Szylling, dowódca Armii Kraków.



Szylling jest obecnie uznawany za jednego z najlepszych naszych dowódców w 1939 r. Nawet tą brednię powtarzał prof. Wieczorkiewicz. A co on zrobił? Już 2 września, w panice domagał się, by wycofać swoje siły z Górnego Śląska - czyli z miejsca, gdzie się świetnie opierały Niemcom i gdzie 55 Dywizja Piechoty Rezerwowej wraz z 23 Dywizja Piechoty i oddziałami nieregularnymi mogły wciągnąć Niemców w przedłużające się, krwawe i zacięte walki o śląską metropolię. Walki, w których Niemcy nie radzili sobie. Szylling powinien poświęcić te dwie dywizje, by broniły aż do wyczerpania amunicji Katowic. Zamiast tego nakazał bezsensowny odwrót. Jednocześnie nie pomógł swojej 7 Dywizji Piechoty pod Częstochową, która bohatersko stawiała opór pięciu dywizjom niemieckim. Odwrót Armii Kraków odsłonił flankę Armii Prusy i zdemolował cały polski plan obrony. Czy był to jego błąd, czy też działanie celowe?



Za wielkiego dowódcę września 1939 r. jest również mylnie uważany generał Kazimierz Sosnkowski. , któremu marszałek Śmigły-Rydz niestety powierzył dowodzenie Frontem Południowym. Sosnkowski dostał rozkaz ściągania wszystkich sił pod granice z Węgrami i Rumunią - ze względu na zbliżającą się sowiecką inwazję. Co zrobił? Postanowił iść na odsiecz Lwowa. Celowo nie odbierał rozkazów dostarczanych mu drogą lotniczą. Polscy historycy rozpływają się w zachwytach, że razem z żołnierzami szedł w ataku na bagnety pod Lwowem. Po jaką cholerę coś takiego jednak robił? Płk Jaklicz trafnie zauważył, że Sosnkowski zredukował się do roli dowódcy kompanii i olał dowodzenie całym frontem. Zostawił swoje jednostki samym sobie. Do Lwowa nie udało mu się dojść, bo wojsko samo mu się rozeszło na wieść o sowieckiej inwazji. Samotrzeć, w ubraniu cywilnym przekraczał granicę z Węgrami. (Zauważmy, że gen. Dąb-Biernacki jest potępiany jako "dezerter" za to, że nie chciał kapitulować ze swoimi wojskami w drugiej bitwie tomaszowskiej, tylko kazał je rozpuścić a sam w ubraniu cywilnym przedzierał się ku granicy. Sosnkowski jest uznawany za bohatera, bo olewał rozkazy, wpieprzał się do dowodzenia kompaniami, wojsko mu się samo rozeszło, a później zrzucił mundur i przedzierał się przez granicę. No cóż, to ludzie Sosnkowskiego pisali później historię września 1939 r.)



Czemu Sosnkowskiemu zależało tak bardzo na dotarciu do Lwowa, choćby na czele jednej kompanii? Bo tworzył się tam alternatywny polski rząd. "Na porannym, w dniu 11 września, zebraniu uczestniczyli Karol Popiel, gen. broni Józef Haller, gen. M. Kukiel, redaktor Zygmunt Nowakowski (brat Tempki, szefa Stronnictwa Pracy na Śląsku). Był prezes Adam Kułakowski, pułkownik Bogusławski i gen. Lucjan Żeligowski. Już 11 września 1939 roku Zygmunt Tempka vel Nowakowski widział też w gronie nowej władzy gen. dyw. Sosnkowskiego." Na razie spiskowcy boją się występować otwarcie. Gen. Sikorski jeździ jednak w tę i z powrotem po Galicji Wschodniej konferując z różnymi ludźmi, a jego współpracownik Stanisław Stroński (...) 12 września jest już w Rumunii i gdzie wspólnie z Francuzami i obsadą naszej ambasady w Bukareszcie przygotowuje pułapkę mającą uniemożliwić ewentualną ewakuację rządu (Francuski ambasador w Warszawie Leon Noel już 9 września namawia nasz rząd, by jak najszybciej ewakuował się przez Rumunię do Francji. Marszałek Phillipe Petaine wysyła Śmigłemu-Rydzowi przyjacielskie ostrzeżenie przed zastawioną pułapką.) 19 września Stroński publicznie wyraża radość z samobójstwa starosty lwowskiego Biłyka. Biłyk był namawiany przez Sikorskiego do przyłączenia się do spisku." "A co robił gen. Sikorski? Jeździł za Naczelnym Wodzem Śmigłym-Rydzem czekając na nominację. Nienawidził Śmigłego i knuł jak go zdradzić, ale jednocześnie właził mu w d..., byle tylko dostać jakieś stanowisko. Ludzie ze spotkania z Retingerem 11 września 1939 r. knuli zamach stanu we Lwowie. Wspólnie z wysłannikami Sowietów. A Sikorski dotarł aż do Kut i jeszcze przed 17 września przekroczył granicę. Z dokumentów z kolekcji płka Wacława Lipińskiego wiadomo, że starosta stanisławowski wydał 13 września Sikorskiemu paszport wraz z rozkazem od Śmigłego-Rydza mianującym Sikorskiego dowódcą legionu polskiego we Francji. Sikorski nie okazał jednak wdzięczności ani patriotyzmu. Jerzy Giedroyć z niesmakiem obserwował jego knowania z Francuzami w ambasadzie w Bukareszcie. Jak wiemy, 18 września 1939 r., po przekroczeniu granicy z Rumunią, polskie władze zostały internowane. W sierpniu francuski marszałek Petain pisał do polskiego posła w Madrycie Mariana Szumlakowskiego, że we Francji zawiązał się spisek generałów mający na celu oddanie władzy w Polsce Sikorskiemu. Gdyby Polskie władze musiały się ewakuować do Rumunii, zostaną tam internowane a Sikorski utworzy nowy rząd. Depesza została ukryta przez ambasadora w Bukareszcie Rogera Raczyńskiego. Plan zamachu stanu został wdrożony w życie a spiskowcy próbowali się porozumieć z Sowietami - poddając im m.in. Lwów. 20 września Sikorski ponownie pojawił się w Bukareszcie, gdzie dostał się drogą lotniczą. Skąd wracał? Według Bogdana Konstantynowicza z zajętej przez Sowietów Trembowli. Negocjacje chyba nie poszły, ale wkrótce potem utworzył w Paryżu nowy rząd."



Lwów zostaje poddany 22 września przez gen Władysława Langnera "Braciom Słowianom". Po prosowieckich deklaracjach, jedzie do Moskwy na jakieś rozmowy. Po czym spokojnie sobie z niej wyjeżdża do Rumunii a następnie do Francji.



W czasie gdy ówczesna opozycja totalna porozumiewa się z częścią środowisk piłsudczykowskich (ludźmi gen. Sosnkowskiego) i szuka zgody z Sowietami, marszałek Śmigły-Rydz inicjuje powstanie polskiej konspiracji, opartej w dużej mierze na przygotowanych przed wojną siatkach. Prosowiecki gen. Rómmel jakoś nie przeszkadza i korzystając z pełnomocnictw przekazanych przez majora Galinata, mianuje znanego teozofa gen. Michała Tokarzewskiego-Karaszewicza przywódcą polskiej konspiracji wojskowej. Tworzą je piłsudczykowscy wojskowi, ale kierownictwo polityczne cedują na polityków dotychczasowej opozycji. Generałowi Sikorskiemu to się nie podoba. Rozwiązuje Służbę Zwycięstwu Polski i tworzy Związek Walki Zbrojnej, którym kieruje z Paryża (!) gen. Sosnkowski. Tokarzewski-Karaszewicz zostaje mianowany szefem ZWZ na okupację sowiecką i wysłany do Lwowa - gdzie jest powszechnie rozpoznawalny i gdzie wiadomo, że konspiracja została zinfiltrowana przez agenturę.

***

Ta seria miała nosić nazwę "eXile", ale postanowiłem ją zmienić na "Niepodległość". W następnym odcinku: Francja 1940. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz