sobota, 30 maja 2020

Niepodległość: Pierwsza kadrowa Berii


Ilustracja muzyczna: Feduk feat Łukaszuk - Rozoveye Vino

"Kadry decydują o wszystkim"
                              Lenin

Na przełomie 1939 i 1940 r. Stalin namiętnie oglądał operę Michaiła Glinki "Życie za cara", opartą na fikcyjnej historii Iwana Susanina, prostego chłopa, który rzekomo uratował cara Michała I Romanowa .   przed polsko-litewskimi żołnierzami. Sowiecki dyktator przychodził na spektakl tylko dla jednej sceny: pokazującej topienie się Polaków w bagnie. Oglądając ją wcinał jaja na twardo, które obierał ze skorupek. Jeden z rosyjskich psychiatrów przyglądając się zachowaniu Stalina w operze przypomniał sobie przypadek seryjnego mordercy, którego badał. Ów paranoiczny zbrodniarz jadł tylko jaja na twardo, gdyż uważał, że to jedyne jedzenie, którego nie można zatruć bez zostawiania śladów.



Stalin miał olbrzymi kompleks polski. Nie tylko z powodu 1920 r. W swoim życiu prowokatora Ochrany cały czas natykał się na polskich funkcjonariuszy tej służby i agentów, którzy blokowali mu drogę do zrobienia kariery w Partii. Jego uraz był tak silny, że podczas bitwy pod Stalingradem polecił Chruszczowowi bacznie obserwować marszałka Rodiona Malinowskiego. Marszałek nosił bowiem podobne nazwisko do Romana Malinowskiego, polskiego agenta Ochrany z którym Dżugaszwili rywalizował kiedyś w Partii. Na to nakładała się niechęć Stalina wobec starych polskich bolszewików - w tym żony Lenina Nadieżdy Krupskiej. Można śmiało założyć w 1937 r. Stalin autentycznie był przekonany, że Związek Sowiecki oplata ośmiornica polskiego, prometejskiego spisku a ci wszyscy czekiści i partyjniacy polskiego pochodzenia tak naprawdę są agentami POW.
Gdy więc w sowieckiej niewoli znalazły się w 1939 r. dziesiątki tysięcy polskich oficerów, w paranoicznym umyśle Stalina stanowili oni ognisko polskiego spisku.



Beria, według relacji swojego syna Sergo, sprzeciwiał się decyzji o zgładzeniu polskich jeńców. Wskazywał, że to doskonali oficerowie, którzy przydadzą się do tworzenia polskiej armii na szykowaną wojnę przeciwko Niemcom. Jako jedyny zagłosował na posiedzeniu Politbiura przeciwko decyzji o ich rozstrzelaniu. Stalin się wówczas wściekł i zagroził, że jeśli Beria nie chce wykonać jego decyzję, to go pozbawi stanowiska i mianuje w jego miejsce Żdanowa. Beria się wycofał a głosowanie powtórzono. Gdy przyszło do utworzenia trójki decydującej o wyrokach śmierci na polskich oficerów, Beria skreślił z jej składu swoje nazwisko i wpisał swojego ormiańskiego zastępcę Ajmaka Kobułowa. Umywał ręce i zaczął sabotować decyzję Stalina.



Około 400 polskich oficerów zostało ocalonych. Beria wybierając ich kierował się bardzo niejasnymi kryteriami. Zapewne nie mógł ocalić znanych dowódców z lat 1918-1920. Być może Stalin za bardzo się interesował ich losem. Rozstrzelania uniknęło jednak wielu oficerów dalekich od komunizmu, a znaczna większość z tych, którzy deklarowali chęć współpracy z Sowietami, rozstrzelano. (Zapewne dlatego, że nie byli polskiej narodowości.)  Rotmistrz Józef Czapski pisał później: "Nasuwa się pytanie, na podstawie jakiego kryterium zostali wybrani. Często zastanawiałem się nad tym i doszedłem do wniosku, że nie było żadnej wyraźnej przesłanki politycznej czy innej, która uzasadniałaby decyzję o ocaleniu właśnie tych 70 oficerów, których ze Starobielska przewieziono do Griazowca (...) Była tam cała gama stopni i przekonań, od generała Wołkowickiego do szeregowca, od ludzi, którzy zrobili sobie krasnyj ugołok , do skrajnych zwolenników ONR". Czapski - pochodzący z prometejskiej rodziny Hutten-Czapskich - sam był jednym z ocalonych przez Berię. Podobnie jak Zdzisław Peszkowski - późniejszy prałat i strażnik pamięci Katynia.
Daniel Bargiełowski zauważył, że zastosowano zasadę "Arki Noego", wybrano "po dwóch przedstawicieli jednego gatunku": dwóch arystokratów, dwóch księży, dwóch endeków, dwóch Żydów, dwóch homoseksualistów... Prof. Francoise Thom wskazuje, że ocalono też wielu oficerów związanych z Ruchem Prometejskim. Zebrani w Griazowcu jeńcy z trzech obozów mieli okazję wymienić doświadczenia i zgromadzić ważne świadectwa zbrodni. Niektóre z tych przypadków były zadziwiające. Prof. Stanisław Swaniewicz został cofnięty prawie spod dołu śmierci - pozwolono mu obserować jak kolejne transporty jeńców są wywożone do lasu a później autobusy, które ich przewoziły wracały puste. Tak jakby celowo pozostawiono przy życiu świadków wielkiej zbrodni...



Obok generała Wołkowickiego - bohatera Cuszimy (i co za tym idzie również bohatera popularnej bolszewickiej nowelki) - życie ocalił też generał Czesław Jarnuszkiewicz. W 1939 r. był on jedynie pracownikiem Państwowego Urzędu Kultury Fizycznej i Przysposobienia Wojskowego, ale ta funkcja mogła się wiązać z budową sieci konspiracyjnych na wypadek wojny, opartych m.in. na Związku Strzeleckim. Generał Jarnuszkiewicz był projektantem orzełka Związku Strzeleckiego i orzełka Legionów. Przed wojną był "opiekunem" grupy oficerów kontraktowych WP z Kaukazu. Wiadomo więc dlaczego Beria go ocalił. Większą zagadką jest jednak to, co się stało z tymi "kaukazczykami". W grudniu 1939 r. oddzielono ich od reszty polskich jeńców i wysłano na Łubiankę. Polska historiografia zakłada, że zostali rozstrzelani. Zakłada. Bo nie wiadomo, co się z nimi stało. Przykłady Raoula Wallenberga czy Jana Stanisława Jankowskiego pokazują, że więzień sowieckiej bezpieki mógł żyć na długo po tym jak spisano jego akt zgonu. Oficjalnie za jedynego gruzińskiego oficera kontraktowego, który wyszedł z sowieckiej niewoli do armii Andersa uznaje się kontrowersyjnego sędziego wojskowego majora Adama Kipiani. Kipiani był przed wojną znanym działaczem antykomunistycznym a w armii Andersa dał się poznać jako ostry, wręcz bezduszny sędzia.



Oczywiście najbardziej znanym polskim generałem ocalonym przez Berię jest Władysław Anders. W 1941 r. proponowano mu na Łubiance wstąpienie do Armii Sowieckiej i dowodzenie polską jednostką narodową na wojnie przeciwko Niemcom. Było to oczywiście na długo przed tym jak Niemcy "zaskoczyli miłujący pokój Związek Sowiecki" swoim "wiarołomnym atakiem". Po uderzeniu III Rzeszy na swojego sojusznika, Anders wyjechał z Łubianki samochodem Berii. Sergo Beria, twierdzi, że jego matka Nina przez kilka dni opiekował się polskim generałem. Anders zamieszkał na pewien czas w domu Berii. I wygląda na to, że obaj się doskonale rozumieli. Kaukaski Prometeusz stał się protektorem armii Andersa, która była prawdziwym ewenementem - pierwszą obcą siłą zbrojną tworzoną na terenie ZSRR przez ludzi ciężko doświadczonych przez system sowiecki. Jako pomoc służył Andersowi generał NKWD Gieorgij Siergiejewicz Żukow (nie mylić z marszałkiem Gieorgijem Konstantynowiczem Żukowem). Anders mówił później, że Żukow zasłużył na Order Polonia Restituta, bo tam mocno zaangażował się w wyciąganie Polaków z sowieckich więzień i obozów.

Anders dostał do pomocy również kilku polskich generałów i pułkowników, którzy siedzieli na Łubiance i de facto zostali ocaleni przez Berię. Jednym z nich był płk Leopold Okulicki, którego uczynił swoim szefem sztabu. Okulicki był tym oficerem Sztabu Generalnego, który nad ranem 1 września 1939 r. odbierał pierwsze meldunki o niemieckim ataku. Gen. Stachiewicz zostawił go Warszawie, gdzie Okulicki miał się uważnie przyglądać poczynaniom gen. Rómmla. Pięknie zapisał się w obronie stolicy i później współtworzył ZWZ. Wpadł jako szef polskiej konspiracji we Lwowie. Gen. Iwan Sierow pięknie go opisuje w swoich wspomnieniach - traktuje go cały czas jako niebezpiecznego polskiego "spymastera". (Okulicki wypomina Sierowowi, że jego szpicli łatwo było rozpoznać w tłumie, gdyż na tle mieszkańców Lwowa wyróżniali się kiepskim ubiorem i fatalnymi manierami.) Sierow miał nadzieję go rozpracować i zwerbować, ale podczas tej gry nagle ściągnięto Okulickiego do Moskwy, do więzienia Lefortowo, gdzie poddano go brutalnym przesłuchaniom, które według Sierowa sprawiły, że Okulicki "się zamknął". (Jako ciekawostkę można podać, że łączniczka płka Okulickiego ze Lwowa Bronisława Wysłouchowa broniła się w śledztwie mówiąc, że kiedyś ukrywała Lenina.)



Ocalonym przez Berię był również generał Michał Tokarzewski-Karaszewicz, znany teozof i zarazem pierwszy komendant SZP. Anders uczynił go swoim zastępcą. Co ciekawe, w latach 1917-1918 Tokarzewski-Karaszewicz, działając w POW, był trzykrotnie aresztowany przez bolszewicką bezpiekę. Za każdym razem wychodził po interwencjach Kazimierza Pużaka.



Wyjątkowo potraktowano na Łubiance generała Mariana Żegotę-Januszajtisa.  Nie tylko konferował on z Berią i Mierkułowem na temat utworzenia armii polskiej w ZSRR, ale również wygłosił wykład dla oficerów Armii Czerwonej i NKWD na temat wojny z Niemcami. Co ciekawe, Żegota-Januszajtis był krytykiem Paktu Sikorski-Majski. Po jego podpisaniu spytał Berię, czy gdyby polski premier postawił ostrzej sprawę gwarancji dla granicy ryskiej, to Sowieci by się zgodzili. - Oczywiście, że tak! Mieliśmy wówczas nóż przy gardle - odpowiedział Beria. 



O utworzeniu armii polskiej w ZSRR Beria rozmawiał w swoim gabinecie również z generałem Mieczysławem Borutą-Spiechowiczem, we 1939 r. dowódcą GO "Bielsko". Boruta Spiechowicz oczywiście trafi później na wyższe stanowiska dowódcze w armii Andersa, ale zostanie odwołany przez Sikorskiego do Szkocji, za zbytnią fraternizację z... NKWD. Boruta przyjął m.in. pamiątkową szablę od enkawudzistów. W 1945 r. powróci do Polski i wstąpi do LWP, z którego odejdzie po konflikcie z gen. Świerczewskim. W 1981 r. będzie się udzielał na I Zjeździe NSZZ "Solidarność".



Beria proponował kierowanie armią polską u Sowietów również innemu wybitnemu dowódcy z 1939 r. - generałowi Wacławowi Przeździeckiemu. Docenił to, że Przeździecki zadał Sowietom tak duże straty podczas obrony Grodna. O tym, ze Berii bardzo zależało na sojuszu z polskimi oficerami, którzy skutecznie walczyli przeciwko Sowietom we wrześniu 1939 r., świadczy również to, że zaprosił do swojego gabinetu rotmistrza Narcyza Łopianowskiego , bohatera bitwy pod Kodziowcami. Beria za zadowoleniem słuchał jak Łopianowski opowiadał mu o zniszczeniu 20 sowieckich czołgów w tamtym starciu. Wysłał go do tzw. Willi Szczęścia w Małachówce pod Moskwą, gdzie płk Berling - do którego za chwilę wrócimy - kierował grupą kadr dla nowej armii.



W przypadku załamania się ZSRR na jesieni 1941 r. armia Andersa byłaby poważną kartą przetargową. Zarówno dla Berii jak i dla Głębokiego Państwa Polskiego. Stąd też ekspedycja premiera Leona Kozłowskiego na zachód a także misja "Muszkieterów" z rozkazami od marszałka Śmigłego-Rydza do gen. Andersa. (Co ciekawe Stalin dopytywał się w rozmowie z Andersem i Okulickim o los marszałka i wspominał Śmigłego-Rydza jako generała, który świetnie dowodził w 1920 r. na Ukrainie.) Stalin traktował oczywiście te polskie siły z uzasadnioną paranoją. Gdy pierwsza fala niemieckiego ataku załamała się a z USA i Wielkiej Brytanii zaczęła napływać pomoc na ogromną skalę, uznał, że armii tej należy się pozbyć - wymusić jej wyjście z ZSRR.



Beria wolałby oczywiście, by armia Andersa została w Związku Sowieckim, ale przesunięcie jej do Persji traktował jako plan B. W razie klęski ZSRR mogłaby zostać wysłana przez Brytyjczyków na Kaukaz a tam pomogłaby odbudować niepodległą Gruzję. Według prof. Thom, Beria zaproponował Andersowi, by zostawił on w ZSRR grupę swoich zakonspirowanych oficerów, z której zrobi kadry dla następnej polskiej armii. W przypadku wygranej Sowietów w wojnie, tworzyliby oni elitę władzy w komunistycznej Polsce. Jednocześnie byliby jednak głęboko zakonspirowanymi agentami działającymi przeciwko ZSRR.


W ZSRR jak wiemy został szef sztabu 5 Dywizji Piechoty (czyli u gen. Boruty-Spiechowicza)  ppłk Zygmunt Berling.  Berling był wcześniej działaczem Związku Strzeleckiego, żołnierzem II Brygady, sanacyjnym oficerem, dowódcą 6 Pułku Piechoty Legionów w Kielcach. To on wiosną 1939 r. żegnał ostatnią zmianę żołnierzy jadących na Westerplatte. No i wkrótce potem wyleciał ze stanowiska w dziwnych okolicznościach. Oficjalnie chodziło o to, że po rozwodzie okradł z mebli swoją byłą żonę - czyli rzecz dalece niepewna (jak to z podziałem majątku po rozwodach bywa) i mało znacząca. Czyżby skierowano go wówczas na jakiś tajny odcinek? Wiemy, że w 1940 r. i 1941 r. kolaboruje w Starobielsku i namawia polskich oficerów do kolaboracji. Ci, których udaje mu się przekonać udają, że kolaborują. Na ile on sam jednak wierzył w kolaborację? Swoim żołnierzom mówił później, że "z Rosją musimy się porozumieć, by nie zostać 17-tą republiką". Komentując na żywo wyjście armii Andersa z ZSRR mówił: "Kurwa ich mać! Zabierają 100 tysięcy i dupę w troki. Wynoszą się w bezpieczne miejsce. 1,5 miliona Polaków zostawiają na pastwę losu. Ja zostaję...".



Sam fakt tworzenia przez niego nowej armii polskiej w ZSRR wydawał się dla wielu komunistów bluźnierstwem. Oburzona była Wanda Wasilewska a Alfred Lampe mówił: "Na chuj nam takie wojsko? Wystarczy nam Armia Czerwona". Wojsko Berlinga było jedną z formacji tworzonych z inicjatywy Berii - obok m.in. Legionu Czechosłowackiego, dywizji węgierskiej i rumuńskiej czy Komitetu Wolne Niemcy. Każda z tych jednostek była oparta na oficerach przedwojennych armii i miała stać się zaczątkiem nowych władz w krajach satelickich. Berling często był w kontakcie z zastępcą Berii Wsiewłodem Mierkułowem. Obaj starali się robić polską armię w kształcie narodowym. Mundury wzorowane na przedwojennych, rogatywki, kapelani, legionowe piosenki... Niestety armia też miała swoich "stróżów" z instytucji nie podległych Berii - Informację Wojskową, Smiersz, politruków (zwykle semickich komunistów reagujących alergicznie na polski patriotyzm). Berling toczył prawdziwe boje z tą szarańczą. Pisał do Stalina o towarzyszach z ZPP, by uwolnił Polskę od "tych agentów międzynarodowego trockizmu".



Jak podają popularne źródła : "Był skonfliktowany z komunistami z tajnego Centralnego Biura Komunistów Polski przy Komitecie Centralnym WKP (b) w tym z Wandą Wasilewską. Zarzucali mu oni m.in. antysemityzm, dążenie do marginalizacji roli oficerów politycznych i błędne koncepcje polityczne. W tzw. „Tezach numer 1” wysunął postulat, by powojenną Polską rządziło Wojsko Polskie z pominięciem partii politycznych – miał to być rząd oparty na wojsku i wyłoniony przez wojsko – spotkało się to ze zdecydowaną krytyką CBKP. Od tej pory był traktowany z nieufnością. Stanisław Radkiewicz mówił: „(...) wojsko wyślizguje się z naszych rąk. Nawet kontroli nie mamy, gdy Rola wyjeżdża wszystko zostaje w ręku Berlinga”. Projektował utworzenie jednostek polskich bez udziału kadry oficerskiej z Armii Czerwonej, spotykając się z odporem Jakuba Bermana („Należy stanowczo sprzeciwić się tworzeniu jakichś specjalnych dywizji polskich, które mają być gwardią pretoriańską przyszłych zamachów stanu”)."



Kazimierz Wyłomański, były szef ochrony Berlinga, opowiedział w programie "Rewizja Nadzwyczajna" Dariusza Baliszewskiego, że w marcu 1944 r. doszło do zamachu na jego dowódcę. Dakota, którą leciał Berling została zestrzelona. Zdołał jednak wraz z adiutantem wyskoczyć na spadochronie.

Flashback: Prometeusz- Przeciw 17-tej Republice




Pisałem już na tym blogu, że Powstanie Warszawskie było częścią planu Berii mającego prowadzić do wspólnego rządu Berlinga i Mikołajczyka. Niestety, kompletny debil Mikołajczyk, wypaplał Mołotowowi w Moskwie, że szykowane jest powstanie. Stalin zatrzymał więc front. We wrześniu, pod naciskiem sojuszników front ponownie jednak uruchomiono. Berling autentycznie przygotowywał się wówczas do ruszenia z pomocą powstańcom. Takiego scenariusza bardzo obawiało się niemieckie dowództwo. Gdy jednak nasze wojska przeprawiały się na Czerniaków i Żoliborz, Armia Czerwona stała na skrzydłach bezczynnie a artyleria i lotnictwo umilkły. Wyłomański był w grupie oficerów obserwujących desant. Usłyszał wówczas jak jeden Sowiet powiedział do siebie: "Damy tobie Warszawę sukinsynu!".

W listopadzie 1944 r. Berling został odwołany ze stanowiska i wezwany do Moskwy na szkolenie. Według ustaleń Stanisława Jaczyńskiego powodem odwołania, było jego zainteresowanie stosunkami panującymi w bezpiece i sprzeciw Berlinga wobec jej zbrodni. W grudniu 1944 r. Stalin, przyjmując delegację PKWN, powiedział: "Berling... toż to prowokator, zwyczajnie agent Andersa". 15 grudnia PKWN wydał rezolucję mówiącą, że Berling "ujawnił swoim postępowaniem swoje wrogie demokracji polskiej oblicze i postawił siebie poza nawiasem polskiej demokracji".

W latach 50. ponoć dotarli do Berlinga agenci Oddziału II z Londynu. Pokazał im w swoim gabinecie podsłuchy, wskazując, że nie może z nimi rozmawiać.

***
A w następnym odcinku serii Niepodległość wrócimy do Londynu i zahaczymy o Waszyngton.

***

Wspominałem kiedyś, że Melania Trump ma zaskakująco duży wpływ na administrację Trumpa i uważają ją tam za osobę bardzo rozsądną i kompetentną. Okazuje się, że w lutym, podczas podróży do Indii, mówiła mężowi, by poważniej potraktował sprawę koronawirusa. Obsobaczył ją za to, bo wierzył w liberalne bzdury o tym, że to tylko "zwykła grypa". Melania powiedziała później, że Trump słucha tylko potakiwaczy oraz rodziny. No cóż, w obecnych czasach mądre żony zdarzają się rzadziej niż jednorożce. Ale jak się już taką posiada, to warto czasem jej posłuchać. Bo słuchanie głupiego zięcia kończy się przegranymi wyborami.

A ktoś teraz wyraźnie stara się odpalić wojnę rasową w USA. Zaczęło się od tego, że biały policjant za mocno poddusił czarnego podejrzanego o płacenie fałszywym czekiem. Okazuje się jednak, że obaj się wcześniej znali - pracowali razem jako ochroniarze w jednym klubie. Czarny lumpenproletariat wykorzystał więc sytuację, by wyzwolić telewizory i lodówki z rasistowskiego ucisku w sklepach. Nie oszczędził nawet siedziby sprzyjającej mu telewizji CNN.  Wojsko będzie więc po raz pierwszy od 1992 r. tłumić zamieszki. Joe Biden może poczuć się młodziej -  przypomnieć sobie jak się pałowało Afroziomali w latach 60-tych w stanach rządzonych przez demokratów. Nad Minneapolis lata wojskowy dron Reaper.  Jak dla mnie to test przed możliwą drugą falą pandemii późną jesienią i towarzyszącym jej załamaniem ładu społecznego w dużych miastach.

Chińczycy sobie śmielej poczynają. Nie tylko wobec Hongkongu. Otwarcie grożą atakiem na Tajwan, ćwiczą nawet zdobywanie pałacu prezydenckiego w Tajpej.  Na to się nakładają starcia na granicy z Indiami. Bannon słusznie twierdzi, że jak teraz nie zareagujemy i nie wygramy wojny informacyjnej i ekonomicznej z Chinami, to będziemy mieć z nimi wojnę kinetyczną. Hongkong to taka Austria czy Czechosłowacja. Tajwan będzie Polską. Jak nie zatrzymamy tego na wczesnym etapie, to cały świat będzie później przez to w d...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz