sobota, 9 maja 2020

Niepodległość: Skała


Ilustracja muzyczna: Shanguy - Desole (Wyobraźcie sobie Hitlera zwiedzającego w 1940 r. i słuchającego tego utworu :)

„Skoro byliśmy zdecydowani pozwolić Hitlerowi na pożarcie Polski bez poważniejszej interwencji z naszej strony, nasuwa się pytanie, po co wypowiedzieliśmy wojnę we wrześniu 1939 roku?” – płk Adolphe Goutard, "Wojna straconych okazji".




Francja mogła w 1940 r. bez większego problemu pokonać Niemcy. Jeśli tego nie zrobiła, to głównie z powodu załamania morale i fatalnego przywództwa wojskowego i politycznego. Już po pierwszej porażce pod Sedanem (której dało się uniknąć - wystarczyło rzucić do boju dwie stojące bezczynnie dywizje pancerne!) władze kraju i dowództwo armii uznały, że nic nie da się już zrobić. Szybko przeszły do konkluzji, że pozostaje im już tylko stać się częścią niemieckiej Europy.



Totalnie nie popisało się wówczas też polskie kierownictwo polityczno-wojskowe. Generał Sikorski był człowiekiem ślepo zapatrzonym we Francję (wykonującym też dla niej pracę agenturalną). Jednocześnie jednak był człowiekiem, który totalnie nie rozumiał swojego francuskiego protektora. Tak więc na posiedzeniu rządu w dniu 28 maja 1940 r. zapewniał ministrów, że "nie ma mowy o załamaniu moralnym we Francji" i że "niezłomne postanowienie wytrwania za wszelką cenę aż do zwycięskiego końca jest mocniejsze niż kiedykolwiek".  7 czerwca przekonywał, że problemy  Francji są tylko przejściowe i że wkrótce dojdzie do całkowitego odwrócenia sytuacji. Kilka dni później przekonywał, że "Petain i Weygand symbolizują jedność w prowadzeniu wojny aż do zwycięstwa". Głosił taką tezę wówczas, gdy ci dwaj dowódcy szykowali już Francję do kapitulacji. 



10 czerwca opuszczając Paryż mówił, że jedzie do Weyganda, by przedstawić mu swój "zbawczy plan" uderzenia na flankę niemiecką wojskami z Linii Maginota. Przez tydzień błąka się po Francji, nie wiedząc, że Weygand przeniósł się do Bordeaux. 12 i 14 czerwca depeszuje do rządu  w Angers, by nie spieszyć się z ewakuacją, bo "sytuacja jest dobra i poprawia się". Przypomnijmy: 14 czerwca to dzień wkroczenia Niemców do porzuconego Paryża. W nocy z 16 na 17 czerwca rozmawia z prezydentem Władysławem Raczkiewiczem i próbuje go przekonywać, że "nie jest tak źle". Raczkiewicz krzyczy na niego, by "pozbył się złudzeń" i wracał jak najszybciej. Sikorski odpowiada, że nie może, bo ma następnego dnia ważną rozmowę z Weygandem. Prezydent zaskakuje go mówiąc, że Weygand jest w Bordeaux.



Sikorski wyjeżdżając na tydzień w poszukiwaniu Weyganda nie zostawił swojemu sztabowi żadnych rozkazów. Sterroryzował za to swój sztab wybuchając złością na sugestię, by wycofać niezaangażowane w walkę polskie oddziały i jednostki tyłowe za Loarę. Gen. Kukiel przez tydzień nie chce więc wydawać żadnych rozkazów polskim wojskom bez wiedzy Sikorskiego. A z Sikorskim nie jest w stanie się skontaktować. Naczelny Wódz po prostu zniknął. Dzisiaj krytykujemy np. gen. Rómmla za to, że "porzucił" Armię Łódź i wyjechał do Warszawy (Kutrzeby za to samo nie krytykujemy, bo wiadomo, jest bohaterem bez skazy) i straszliwie się zżymamy na marszałka Śmigłego-Rydza za ewakuację do Rumunii. Co jednak sądzić o Wodzu Naczelnym, który w ogniu walk na tydzień zrzeka się dowództwa i zrzuca mundur? Generał Sikorski pozbył się munduru, pod wpływem panicznej pogłoski o Niemcach zmierzających do miasteczka, w którym się zatrzymał. Później musiano instruować miejscowego krawca jak uszyć mundur polskiego Wodza Naczelnego...



Polskie wojsko toczy bohaterskie walki pod Lagarde, Montbard i Clou du Doubs. Nasze jednostki zostały jednak rzucone na front oddzielone od siebie. Sztab z gen. Kukielem na czele nic nie robi, by temu zapobiec. No może, poza prośbami do Francuzów, by bardziej rozumnie wykorzystywali nasze siły. Co więcej - nasze kierownictwo wojskowe marnuje Samodzielną Brygadę Strzelców Podhalańskich, którą ze zwycięskich walk w Norwegii zamiast do Anglii wysłano już w czerwcu do Bretanii! Liczące ponad 80 tys. wojsko zostaje zaprzepaszczone, dlatego że sztab nie przygotowuje jego ewakuacji. Ci sami sztabowcy drwili wcześniej z ewakuacji WP do Rumunii i na Węgry. No cóż, tamta ewakuacja była wzorem profesjonalizmu i dalekowzroczności.



Rząd ewakuuje się 14 czerwca z Angers do Libourne pod Bordeaux. Francuski premier Paul Reynoud  mówi ministrowi Augustowi Zaleskiemu (piłsudczykowi i znanemu masonowi), by polski rząd i wojsko w ciągu 3-4 dni ewakuowały się do Anglii. Zaleski zaczyna organizować ewakuację w porozumieniu z Brytyjczykami, ale oponuje znany idiota płk Izydor Modelski oraz...generał Sosnkowski. Twierdzą oni, że decyzję w tej sprawie może podjąć tylko gen. Sikorski. Kontakt z Sikorskim zostaje nawiązany dopiero w nocy z 16 na 17 czerwca a 17-go wydaje on zgodę na ewakuację rządu i prezydenta. Raczkiewicz i Zaleski w ostatniej chwili odpływają na brytyjskim okręcie, unikając niemieckich nalotów bombowych do Anglii. Prezydenta Raczkiewicza 21 czerwca król Jerzy V wita na londyńskim dworcu kolejowym. Sikorski przez parę dni nie wie, co ma robić ze sobą, aż przylatuje po niego "szara eminencja' Józef Rettinger i zabiera go wraz z gen. Sosnkowskim i paroma oficerami do Londynu. Z wojska udaje się przedostać do Wielkiej Brytanii tylko 15 tys. żołnierzy. Polskie rezerwy złota nie zostają ewakuowane - przechwytują je Francuzi i wywożą do Afryki. Przez kilka lat walczymy o nie w nowojorskich sądach - wygrywamy dzięki zaangażowaniu braci Dulles. 


Sikorski zapomniał co prawda o polskim złocie, ale nie zapomniał o swoich przeciwnikach politycznych więzionych w obozie internowania w Cerizey. Zapewnił im transport do Wielkiej Brytanii, tylko po to by wsadzić ich do obozu karnego na Wyspie Węży.  W obozie tym przebywają piłsudczycy, oskarżani o "sprawstwo klęski wrześniowej". W większości są to ludzie, którzy nie mieli żadnego wpływu na przebieg działań wojennych w 1939 r. a nawet byli wówczas poza wojskiem i polityką, ale przed laty czymś podpadli sitwie Sikorskiego. Wśród osadzonych są m.in.:  inicjator Powstania Wielkopolskiego - por. Mieczysław Paluch, inny bohater tego zrywu - dr. Wojciech Jedlina-Jacobson,  wojewoda śląski Michał Grażyński (bohater Powstań Śląskich), mjr Jerzy Niezbrzycki, kierownik wydziału "Wschód" w Oddziale II Sztabu Generalnego, czy gen. Stanisław Rouppert, naczelny lekarz Wojska Polskiego. Internowani są również niektórzy oficerowie Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, którzy krytykowali dowodzenie Sikorskiego we Francji - np. płk Władysław Dec z Samodzielnej Brygady Strzelców Podhalańskich. Znany pisarz i pilot Janusz Meissner trafia do obozu, za wydanie jednego numeru pisma satyrycznego "Spitfire". 



Sikorski stawia wyżej lojalność polityczną niż zdolności. Na przyjęcie na jakąś sensowne stanowisko dowódcze w wojsku nie mają co liczyć tacy bohaterowie Września jak płk Adam Epler czy płk Wilhelm Orlik-Ruckemann. Gdy były premier gen. Felicjan Sławoj-Składkowski prosi o możliwość przyjęcia do armii jako zwykły, szeregowy lekarz, dostaje w odpowiedzi chamski list od Sikorskiego. 



Żołnierzom polskim, którzy przybywali od 1939 r. we Francji kazano "trzymać głowę nisko" i pamiętać, że "reprezentujecie kraj pokonany". Emigracyjna prasa ówcześnie starała się maksymalnie zohydzać II RP. Podważano nawet legalność Konstytucji Kwietniowej - na podstawie której działały przecież władze RP na uchodźstwie! W wojsku zakazano śpiewać legionowe piosenki, ale namawiano by śpiewano pieśni o gen. Sikorskim, Kukielu czy nawet płk Modelskim. Modelski znany był z tego, że w czasie I wojny światowej prowadził działalność donosicielską dla austriackich władz a podczas zamachu majowego dowodził pułkiem na warszawskiej Cytadeli. Gdy ogłosił neutralność, żołnierze zamknęli go w kiblu i ruszyli na pomoc Piłsudskiemu. Komuniści uczynili tego prezesa Związku Hallerczyków (co ciekawe hallerczyka pochodzenia żydowskiego) attache wojskowym w Waszyngtonie w latach 1946-1949. Gdy chcieli go odwołać ze względu na rażącą nieudolność, przeszedł na stronę Amerykanów. 

Cofnijmy się jednak nieco w przeszłość, by lepiej oświetlić pewne sprawy...



Płk Józef Jaklicz wspominał jak 17 września 1939 r. gen. Sikorski zgłosił się do niego w Kołomyji. Znali się bardzo dobrze z wojny 1939 r. i bardzo lubili. Sikorski powiedział, że z upoważnienia gen. Sosnkowskiego chce się skontaktować z marszałkiem Śmigłym-Rydzem. Namawiał Naczelnego Wodza do ewakuacji poprzez Rumunię do Francji! Mówił, że ma we Francji liczne znajomości a jego przyjacielem jest generał Maurice Gamelin (ten sam, który nie pomógł nam w 1939 r. i zawalił sprawę w 1940 r.), więc chętnie pomoże marszałkowi w budowie armii polskiej na ziemi francuskiej. W tym momencie marszałek Śmigły-Rydz jeszcze nie myślał o ewakuacji do Rumunii - chciał szukać śmierci przebijając się z garstką oficerów pod Lwów.

18 września już po rumuńskiej stronie granicy Sikorski ponownie rozmawiał z Jakliczem. Sondował go co ma robić. Jaklicz odparł, że to co wcześniej ustalono z Naczelnym Wodzem. Sikorski przerwał rozmowę i bardzo chłodno się z nim pożegnał. Jaklicz później przez wiele miesięcy nie mógł się doprosić stanowiska w WP we Francji, aż w czerwcu 1940 r. powierzono mu dowództwo piechoty dywizyjnej 3 Dywizji Piechoty, która nie była jeszcze do końca uformowana. 

Po kampanii francuskiej został na terenie Francji, kierując tam do 1944 r. konspiracyjnym Wojskiem Polskim. Był więc wodzem polskiej tajnej wojny na terenie tego kraju.

A działo się tam wiele. Ale bardzo niewiele o tej tajnej wojnie wiemy. Dlaczego to francuskie ogniwo jest ważne? Choćby dlatego, że według ustaleń Dariusza Baliszewskiego, w grupie 95 polskich żołnierzy tzw. mirandczyków, z którymi widział się Sikorski na Gibraltarze 4 lipca 1943 r. był kilkunastu ludzi ze służb specjalnych z fałszywymi tożsamościami. Trzech z nich wykonywało wcześniej wyroki śmierci wydawane przez "oficerskie sądy kapturowe we Francji".

I jeszcze jedno: wielokrotnie pewnie czytaliście o majorze Galinacie, który 27 września w brawurowy sposób dostaje się samolotem ukradzionym z rumuńskiego lotniska do oblężonej Warszawy i wręcza gen. Rómmlowi rozkaz marszałka Śmigłego-Rydza o utworzeniu armii podziemnej. Wiecie co się z nim później stało? Był jednym z pierwszych więźniów Wyspy Węży. Gdy zostaje wypuszczony z obozu, zaczyna w lutym 1943 r. tworzyć Samodzielną Kompanię Grenadierów, czyli oddział komandosów przeznaczony do akcji w okupowanej Francji. A co jeżeli jej pierwsza akcja została przeprowadzona na Gibraltarze?



Odnaleziona przez Dariusza Baliszewskiego depesza płka Stanisława Karo z Oddziału II N.W. w Lizbonie do płka Michała Protasewicza, dowódcy Oddziału VI N.W. z 25 czerwca 1943 r. :

"Gralewski Jan pseudonim Pankracy wyjechał z Polski 8 lutego na rozkaz ZWZ, wyjechał 23 (czerwca) - odwołany z puczu na Gibraltar celem ewakuacji do Londynu pod nazwiskiem Nowakowski Jerzy, w Lizbonie nie był"

***

A w kolejnym odcinku serii Niepodległość przeniesiemy się do wojennej Lizbony i Madrytu.

***

Niektórzy hejterzy narzekają, że za dużo zajmuję się historią. Zwykle jednak ci sami ludzie tarzają się w historycznych analogiach, nazywając obecną ekipę rządzącą "grupą rekonstrukcyjną sanacji". No cóż, moim zdaniem porównywanie Zjednoczonej Prawicy do sanacji to dla niej zbyt duży komplement. Ale z punktu widzenia zwolenników tej formacji, przynajmniej Jarosław Gowin nie zachował się teraz jak generał Sosnkowski w 1939 r. i nie przeszedł na stronę "puczystów" chcących zdobyć władzę w wyniku kryzysowego chaosu.

Skoro jednak obecna władza ma być "grupą rekonstrukcyjną sanacji", to co rekonstruują partie opozycyjne? W przypadku PSL nie ma wątpliwości - rekonstruuje ono PSL "Piast" tak pięknie opisane w "Mateuszu Bigdzie". Mam na myśli oczywiście spryt polityków tej formacji - rozgrywają PO, tak jak dawny PSL rozgrywał endecję. Zresztą KO do pewnego stopnia jest grupą rekonstrukcyjną parlamentarnej endecji. Co prawda jej elektoratowi nie przejdą przez gardło słowa "Naród" czy "Bóg", ale jego oparta na mieszczaństwie struktura jest bardzo podobna. Oczywiście nie porównuje ich do NSZ czy ONR - to inne pokolenie. Widać jednak, że w obecnej kampanii wyborczej chwalili się pochodzeniem swojej kandydatki od Grabskich. Tych samych Grabskich, których Pękosławski idealnie obśmiał w swoich wspomnieniach za ich bezdenną głupotę.Mamy wreszcie też grupy rekonstrukcyjne niemieckiej piątej kolumny (niektórzy z nich przebierają się nawet na Śląsku w mundury Freikorpsów czy innych formacji LGBT) i KPP. Zastanawiam się jednak gdzie zakwalifikować byłego rezydenta Komorowskiego z jego groźbami, by Gowin uważał na siebie w ciemnym zaułku? Bo tak samo KPP groziła "zdrajcom" i "prowokom".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz