sobota, 16 maja 2020

Niepodległość: Głębokie Państwo Polskie


Ilustracja muzyczna: Sylver - Lay All Your Love on Me

Ilustracja muzyczna: Sylver - Why Worry

Nie wiem, czy zdajecie sobie sprawę, ale rok 2020 został ogłoszony przez Senat IX (poprzedniej) kadencji rokiem jednego z czołowych przedstawicieli Głębokiego Państwa Polskiego - pułkownika Jana Kowalewskiego.



Zaiste pułkownik Kowalewski zasłużył sobie na to jak mało kto. Ten oficer rosyjskich wojsk inżynieryjnych, polskich formacji wojskowych w rozpadającej się Rosji i POW, był twórcą radiowywiadu i znakomitych służb kryptologicznych II RP. Podczas wojny 1920 r. jego komórka była naszymi "uszami" i wniosła decydujący wkład w zwycięstwo. Jak podają popularne źródła:

"Kowalewski złamał pierwsze klucze szyfrowe Armii Czerwonej, umożliwiające odczytanie korespondencji bolszewickiej z frontów wojny domowej na Ukrainie, w południowej Rosji i na Kaukazie. Złamał też szyfry Armii Ochotniczej i „białej” Floty Czarnomorskiej, a także szyfry Armii URL, co pozwalało śledzić wydarzenia na terenach Rosji od Syberii po Piotrogród i od Murmańska po Morze Czarne. Już w styczniu 1920 r. rozpoczął łamanie szyfrów niemieckich. (...)



Rezultaty jego pracy dawały władzom Rzeczypospolitej – przede wszystkim Naczelnikowi Państwa i Wodzowi NaczelnemuJózefowi Piłsudskiemu wgląd w najtajniejsze decyzje wszystkich stron konfliktu wojny domowej w Rosji: wojsk białej i czerwonej Rosji, wojsk ZURL i Ukraińskiej Republiki Ludowej, a także innych państw sąsiadujących z Polską.



W czasie Bitwy Warszawskiej w sierpniu 1920 r. informacje polskiego radiowywiadu zorganizowanego przez Kowalewskiego miały bezwzględnie rozstrzygający wpływ na decyzje strategiczne Józefa Piłsudskiego i w konsekwencji na rozmiar zwycięstwa Wojska Polskiego nad nacierającą na Warszawę Armią Czerwoną."
(koniec cytatu)



Po zakończeniu wojny z bolszewikami został skierowany do polskiej wojny hybrydowej na Śląsk, gdzie został szefem wywiadu wojsk III Powstania Śląskiego.

Później kontynuował służbę w wojsku i wywiadzie. W 1923 r. pojechał do Tokio, gdzie szkolił "japońskich imperialistów" w łamaniu sowieckich szyfrów. (Polska i Japonia współpracowały również m.in. w badaniach nad bronią biologiczną.)  W latach 1928-1933 był attache wojskowym w Moskwie. Obdarzony fotograficzną pamięcią wysyłał do centrali bardzo dokładne rysunki sowieckiego sprzętu wojskowego. W latach 1933-1937 był attache w Bukareszcie a z tej placówki przeniósł się na stanowisko szefa sztabu Obozu Zjednoczenia Narodowego, czyli najbardziej zajebistej partii politycznej w dziejach Polski.


Powyżej: Jeden z symboli OZN - nawiązujący graficznie do starego słowiańskiego symbolu Sważycy.




Pułkownik Kowalewski w końcówce lat 30-tych uważał, że Polska potrzebuje swojego własnego faszyzmu, który stałby w kontrze do niemieckiego nazizmu i sowieckiego komunizmu. Proponował nazwać tę ideologię "polonizmem".

Jest więc ogromną anomalią, że ekstremalnie mściwy i pamiętliwy gen. Sikorski nie poddał płka Kowalewskiego czystkom. Może po prostu nie panował nad swoimi służbami wywiadowczymi? A może Kowalewski miał zbyt mocne "plecy" u Brytyjczyków? Kowalewski na przełomie 1939 i 1940 angażuje się w tajne operacje w Rumunii i w plan rozszerzenia wojny na Bałkany. W styczniu 1940 r. trafia do Paryża a w czerwcu ewakuuje się z niego do Lizbony. W Portugalii jest szefem kluczowej placówki Oddziału II, a także centrali wywiadowczej na Europę Zachodnią podległej równoległym służbom Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Jakimś cudem udaje mu się omotać ministra Stanisława Kota -  skrajnie nieudolnego a przy tym bardzo ciętego na "sanatorów" przydupasa premiera Sikorskiego. (Kot gdy był ambasadorem w Kujbyszewie celowo olał sprawę ratowania byłego premiera Aleksandra Prystora. Mieliśmy taką możliwość, ale Kot widocznie uznał, że lepiej będzie, gdy Prystor umrze w więziennym sowieckim szpitalu.)



Portugalia jest jednym z krajów kluczowych dla tajnej wojny prowadzonej na kontynencie. To autorytarne państwo rządzone przez katolickiego ekonomistę profesora Antonio Salazara nieoficjalnie bardzo blisko współpracuje z Wielką Brytanią i USA, a jednocześnie pośredniczy w handlu Niemiec ze światem. Skutkuje to m.in. szybkim przyrostem portugalskich rezerw złota. Niemcy od 1940 r. masowo transferują złoto do Hiszpanii i Portugalii, którym płacą za potrzebne im surowce strategiczne takie jak wolfram. Tylko od czerwca 1942 r. do grudnia 1943 r. przejechało przez stację kolejową Canfranc przy granicy francusko-hiszpańskiej 86 ton złota. A równocześnie wiele ton kruszcu było transportowane ciężarówkami. Kowalewski wraz innymi oficerami Oddziału II podkradał to złoto Niemcom. Nasz wywiad tworzył we Francji firmy transportowe, które wykonywały zlecenia dla Niemców - w tym przewóz złota! Wiemy, że Oddział II całkowicie kontrolował m.in. zaangażowaną w transporty złota do Hiszpanii spółkę Societe de Transport a Touluse Francis Dufrage. Historia jeszcze lepsza niż w "Złocie dla zuchwałych"... :)



Polskie służby były w tym czasie we Francji potęgą a pod opieką naszych służb znajdowały się takie grupy jak choćby Polska Organizacja Walki o Niepodległość kryptonim "Monika". Blisko współpracowała ona z brytyjskim SOE a zwalczała jednocześnie Niemców i komunistów - tych drugich likwidując i wystawiając Gestapo. Po wojnie polscy weteranie tych organizacji, wspólnie z mafią korsykańską, gnębili francuskich komuchów na zlecenie Amerykanów. (Dlaczego o tym wspominam? Choćby ze względu na rolę polskich siatek wywiadowczych we Francji w zamachu na Gibraltarze. Wszystko w tej historii łączy się bardziej, niż się spodziewacie.)


Powyżej: Marszałek Piłsudski rozmawia z ministrem spraw zagranicznych Królestwa Włoch, znanym faszystą, kawalerem Orderu Orła Białego Dino Grandim - człowiekiem, który w lipcu 1943 r. odebrał władzę Mussoliniemu.



Węgierski przywódca, wielki przyjaciel Polski, admirał Miklos Horthy z królem Włoch



Rumuński de facto dyktator marszałek Ion Antonescu


Płk Kowalewski prowadził w trakcie wojny również operację "Trójnóg". Miała ona na celu odciąganie Włoch, Rumunii i Węgier od sojuszu z Niemcami. Co jakiś czas konferował on z dyplomatami i szpiegami z tych krajów. Jego aktywność była zakrojona na tak dużą skalę, że zaniepokoiła samego Stalina. Paranoiczny sowiecki dyktator zażądał w trakcie konferencji w Teheranie, by odwołano płka Kowalewskiego z placówki w Lizbonie! Brytyjczycy zażądali tego w marcu 1944 r., dzień po wdarciu się armii sowieckiej na Węgry, od Mikołajczyka a Mikołajczyk oczywiście błyskawicznie spełnił ich życzenie. Wcześniej Kowalewski Brytyjczykom jakoś nie przeszkadzał - negocjacje prowadzone z wybitnymi włoskimi faszystami dotyczące opuszczenia Osi przez Włochy toczyły się właśnie w Portugalii, zapewne na gruncie zbudowanym już przez Kowalewskiego.

Jak czytamy w oficjalnej publikacji:



"Najważniejszym jednak czynnikiem był fakt, iż ppłk Kowalewski znał doskonale Rumunię, jako że pełnił w tym kraju z powodzeniem funkcję attaché wojskowego. Wyrobiwszy sobie tam wyjątkowo mocną pozycję, cieszył się poważaniem i zaufaniem, które w czasie wojny okazać się miało nader przydatne. Pierwszym jego poważnym kontaktem na kierunku rumuńskim był list wysłany przez polskiego oficera do marszałka Antonescu, z którym od lat pozostawali w bliskich osobistych stosunkach (Kowalewski znał rumuńskiego przywódcę z czasów, gdy pełnił funkcję polskiego attaché wojskowego w Bukareszcie; obaj m.in. jeździli razem na narty do Predeal w Karpatach). Pismo zawierało powołanie się na wspólne interesy polityczne oraz wyrażało gotowość do utrzymywania dwustronnych kontaktów. Polityk rumuński przekazał ustnie pozytywną odpowiedź za pośrednictwem zaufanego posłańca. Zapoczątkowany został w ten sposób stały kontakt polskiej placówki lizbońskiej z oficjalnymi czynnikami rumuńskimi, który przetrwał nawet odwołanie ppłk. Kowalewskiego do Londynu w marcu 1944 r., choć uległ wtedy dużemu osłabieniu. Marszałek Antonescu wydawał wręcz polecenia kontaktowania się szeregu rumuńskich wysłanników z polskim oficerem.
Kowalewski niezmiennie przekonywał Rumunów, że Hitler wojnę przegra. Zdaniem polskiego MSW, nie raz polskie podpowiedzi były uwzględniane w rumuńskiej polityce. Poza kontaktem z oboma Antonescu, dyktatorem oraz stawiającym w swej reasekuracyjnej polityce na króla Michała wicepremierem Mihai’em („Icą”), utrzymywano także stosunki z proaliancką częścią opozycji. W rezultacie relacje rumuńskiego świata politycznego z Polakami wybijały się na czoło prób nawiązania kontaktu z aliantami. Wytworzyła się w tym względzie sieć agentów, łączności, kontaktów, intryg i oddziaływań, wymagająca niezwykle subtelnej polityki.
Polskim celem było prowadzenie antyniemieckiej dywersji politycznej, co miało doprowadzić do zerwania przez Rumunię z Osią przy propagowanej przez Polaków tezie, że potencjalnie proaliancka Rumunia weszła do wojny po stronie niemieckiej pod przymusem, wbrew swej woli. Ppłk Kowalewski miał duży udział w przekonywaniu Rumunów, że zwycięstwo aliantów było nieuniknione. Polacy przekonywali swoich partnerów, iż najważniejszym krokiem byłoby dążenie do wycofania wojsk rumuńskich z frontu wschodniego."

(koniec cytatu)



Kowalewski prowadził również w Lizbonie dialog z przywódcą niemieckiej (manipulowanej przez Himmlera, chcącego się pozbyć Hitlera) opozycji: szefem Abwehry admirałem Wilhelmem Canarisem (który często jeździł incognito na Półwysep Iberyjski), płk Erwinem Lahousenem i generałem Alexandrem von Falkenhausenem, wojskowym gubernatorem Belgii. Niemieccy rozmówcy Kowalewskiego poinformowali go m.in. o przygotowaniach do ataku na ZSRR i wyrażali opinię, że trzeba stworzyć polski rząd kolaboracyjny. Proponowali nawet zorganizowanie spotkania... generała Sosnkowskiego z Hitlerem!



W potajemnych rozmowach z Niemcami i Włochami uczestniczył również Jan Szembek, były wiceminister spraw zagranicznych, bliski współpracownik Józefa Becka. Tego samego Becka, którego gen. Sikorski nienawidził i pomawiał o bycie niemieckim agentem. (Przypomnijmy, że jeden z zabójców z kompanii Mirandczyków, z którymi Sikorski miał bliskie spotkanie na Gibraltarze w dniu swojej śmierci używał fałszywego nazwiska... Józef Beck.) Abwehra prowadziła również sondażowe rozmowy z Beckiem w Rumunii w 1940 r., namawiając go na powrót do Polski a także nawiązała kontakt z sekretarzem ambasady polskiej w Bukareszcie Jerzym Giedroyiciem. 

Informacje o sondażach prowadzonych w Rumunii przez Niemców wywołały strach i wściekłość gen. Sikorskiego. O rozmowach prowadzonych z Niemcami przez kilka lat w Portugalii jednak prawdopodobnie nic nie wiedział. A przecież już w lipcu 1940 r. płk Kowalewski napisał tzw. Memoriał z Lizbony. Ten dokument, wysłany do niemieckiego MSZ, mówił o konieczności stworzenia w Polsce ośrodka politycznego konkurencyjnego wobec rządu londyńskiego. Państwo polskie miałoby zostać odbudowane i przesunięte o "kilka stopni geograficznych" na Wschód. Oczywiście byłoby to rozwiązanie tymczasowe. Pułkownikowi Kowalewskiemu zależało na oszczędzeniu polskiej krwi i zakończeniu okupacji niemieckiej - podczas gdy rząd londyński dbałby o polskie interesy u aliantów, rząd warszawski reprezentowałby nasze interesy u Niemców.



To, że propozycję taką złożył człowiek z sanacyjnego Głębokiego Państwa nie może dziwić. To, że podpisali się pod nią tacy "realiści" jak Stanisław-Cat Mackiewicz czy płk Ignacy Matuszewski też nie dziwi. Ale podpisali się pod nią też: Jan Szembek, taki zasłużony społecznik i dyplomata jak Emeryk Hutten-Czapski, były endecki minister skarbu Jerzy Zdziechowski, działacz endecki Stanisław Strzetelski (szef biura pomocy uchodźcom polskim w Portugalii), przywódca Stronnictwa Narodowego Tadeusz Bielecki (ten koleś, co później wywalił z SN znanego debila Jędrzeja Giertycha za wiernopoddańczy list do Chruszczowa), czy działacz ONR Jerzy Kurcyusz (późniejszy doradca NSZZ "Solidarność"!) świadczy o tym, że istniało wówczas ponadpartyjne porozumienie dotyczące gry z Niemcami.

Na liście osób, które podpisały Memoriał z Lizbony znajdziemy zarówno przeciwników politycznych Sikorskiego jak i osoby, które pracowały dla jego administracji. Wobec żadnego z nich Sikorski nie wyciągnął żadnych konsekwencji. Bo zapewne nie wiedział o memoriale. Świadczy to o tym, że nie kontrolował tego, co się dzieje we własnych tajnych służbach. W czasie gdy zajmował się polowaniami na takich "sprawców klęski Wrześniowej" jak np. naczelny lekarz WP czy oficerowie, którzy byli już od dawna na emeryturze, trzymał w kluczowych instytucjach ludzi będących jego śmiertelnymi wrogami. Funkcjonariuszy Głębokiego Państwa Polskiego.



Przypomnijmy odnalezioną przez przez Dariusza Baliszewskiego depeszę płka Stanisława Karo z Oddziału II N.W. w Lizbonie do płka Michała Protasewicza, dowódcy Oddziału VI N.W. z 25 czerwca 1943 r. :

"Gralewski Jan pseudonim Pankracy wyjechał z Polski 8 lutego na rozkaz ZWZ, wyjechał 23 (czerwca) - odwołany z puczu na Gibraltar celem ewakuacji do Londynu pod nazwiskiem Nowakowski Jerzy, w Lizbonie nie był".

Lizbona to teren płka Kowalewskiego. I miejsce, gdzie prowadzą niektóre wątki zamachu na Gibraltarze, a konkretnie te dotyczące ekipy zabójców.

To co się wydarzyło 4 lipca 1943 r. na "Skale" nie było żadnym wypadkiem lotniczym. Było skomplikowanym samobójstwem - śmiercią w wyniku samobójczej polityki kadrowej.

***

A w następnym odcinku: pojawi się Rudolf Hess.

***


Pisałem niedawno, że głupota jest u Grabskich dziedziczna. No i wykrakałem, bo w rocznicę zamachu majowego zrzucona z Mostu Poniatowskiego została prawnuczka prezydenta Wojciechowskiego. Upokorzono ją wcześniej jak jakimś japońskim pornosie. Feministki nabrały wody (a może innej substancji...) w usta. Zastąpił ją koleś, który ogłosił, że "w Warszawie zaczęła się fala" przypominając wszystkim gównoburzę po awarii w oczyszczalni "Czajka". Mimo to, nie lekceważyłbym go - w polityce nigdy nic nie wiadomo, a głupota ludzka nie zna granic.



W USA jeszcze ciekawiej. Biden pogrąża się w demencji i zetrze się z również zmęczonym przez starość Trumpem. Byleby tylko Hillary nie wyskoczyła jako kandydatka na wiceprezydenta. Wówczas przez pierwsze miesiące nowej administracji będzie ona pracowała. Nad nekrologiem Bidena.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz