Amerykanie już kiedyś wybrali Trumpa na prezydenta. No, może wyraziłem się nieprecyzyjnie. Wybrali na prezydenta kogoś, kto był połączeniem Trumpa, Duterte, gen. Mattisa, Alexa Jonesa i profesjonalnego wrestlingowca. Zrobili to w 1828 r. a ich wybrańcem był gen. Andrew Jackson.
Jackson, syn szkocko-irlandzkiego imigranta (ważne w kontekście pierwszego odcinka serii "Samael"), był zarówno weteranem politycznych starć jak i klasycznych wojen. Był kongresmenem, stanowym senatorem, sędzią stanowego Sądu Najwyższego a przy tym generałem milicji, traperem i awanturkiem. W 1815 r. odniósł zaskakujące zwycięstwo nad Brytyjczkami pod Nowym Orleanem. Na własną rękę rozpoczął wojnę hybrydową przeciwko Hiszpanii, podczas której zajął Florydę. Walczył też z Indianami a chodziły też słuchy, że gołymi rękami zabijał niedźwiedzie. Dzieci w szkółkach niedzielnych pytane kto zabił biblijnego Abla odpowiadały: "Andrew Jackson!".
Najcięższą wojnę Jackson stoczył jednak z lobby bankowym oraz establiszmentem politycznym Waszyngtonu. Był autentycznym populistą, który nie bał się rzucić wyzwania ówczesnemu amerykańskiemu Głębokiemu Państwu.
Jackson startował na prezydenta po raz pierwszy w 1824 r. I zdobył więcej głosów w kolegium elektorskim od swojego kontrakandydata Johna Quincy'ego Adamsa z Partii Republikańsko-Demokratycznej. Miał 99 głosów, gdy Adams 84. Ale wobec nie zdobycia przez obu kandydatów wymaganej przewagi, doszło do głosowania w Izbie Reprezentantów. Ono zostało ustawione przez Adamasa i wpływowego kongresmena Henry'ego Claya. Adams został więc prezydentem a Clay jego sekretarzem stanu. Przed wyborami z 1828 r. zmieniono jednak sposób wyboru prezydenta na bardziej demokratyczny. Partia Republikańsko-Demokratyczna rozpadła się. Jackson był więc kandydatem Partii Demokratycznej a Adams Narodowej Partii Republikańskiej. (Jeśli tego jeszcze nie zauważyliście, to zarówno obecna Partia Demokratyczna jak i Partia Republikańska mają odległego przodka w klubach "jakobińskich" zakładanych przez ludzi Jeffersona.) Wybory wygrał Jackson.
Prowadził on kampanię pod hasłami wymierzonymi w bankierów. O finansistach mówił: "Jesteście gromadą jadowitych węży. Mam plan, by was całkowicie wykorzenić". Obietnicę zaczął spełniać.
Spośród 11 tys. federalnych urzędników zwolnił 2 tys. powiązanych z lobby bankowym. W 1832 r. ponownie wygrał wybory, miażdżąc wspartego 3 mln USD przez to lobby swojego kontrkandydata Henry'ego Claya. W styczniu 1835 r. Jackson w całości spłacił dług publiczny USA - był to jedyny tego typu przypadek w historii tego kraju. Pod koniec miesiąca prezydent stał się celem zamachu. Strzelał do niego brytyjski "niezrównoważony" artysta. Oba pistolety nie wypaliły a 67-letni Jackson rzucił się z pięściami na zamachowca, krzycząc: "Nie potrafisz lepiej strzelać sukinsynu!". Prezydenta powstrzymał przed pobiciem zamachowca kongresmen Davy Crockett. Jackson ważał, że za próbą zamachu stali bankierzy. Postanowił więc ich ostrzej zaatakować.
Licencja
Drugiego Banku Stanów Zjednoczonych, kontrolowanego przez prywatny kapitał (głównie brytyjski) upływała w 1836 r., w końcówce kadencji
Jacksona. Kongres przedłużył licencję,
ale prezydent zawetował tę decyzję. Szef banku centralnego Nicholas Biddle groził wcześniej: "Jeśli Jackson
zawetuje nowelizację, ja zawetuję Jacksona". Na odchodnym nagle ograniczył
podaż pieniądza i wywołał kryzys finansowy znany jako "Panika 1837r." Recesja trwała z krótkimi przerwami siedem lat a bankierzy udowodnili w ten sposób, że prezydent miał rację starając się ich zniszczyć.
Andrew Jackson zmarł w 1845 r. a na nagrobku w swoim mauzoleum kazał wyryć napis: "Zniszczyłem banki". Jego ocena była jednak przedwczesna.
Następca Jacksona, prezydent Martin van Buren,
próbował stworzyć system bankowości centralnej kontrolowany przez państwo. Nie udało mu się to z powodu oporu Kongresu. Wybory z 1840 r. wygrał kandydat założonej przez Henry'ego Claya Partii Wigów,
gen. William Henry Harrison, bohater wojny 1812 r. (Co ciekawe Partia Whigów miała korzenie m.in. w Partii Antymasońskiej!) . Henry Clay liczył, że będzie nim sterował, ale
prezydent szybko się z nim pokłócił i nie chciał prowadzić polityki
probankierskiej. Harrison zmarł ledwo po kilku tygodniach rządów. Jego następca
John Tayler również nie chciał się słuchać Claya i został wyrzucony przez to z
własnej partii.
W 1849 r. wigowie znów wygrali wybory i prezydentem został gen.Zachary Taylor. On również szybko uniezależnił się od Claya i stwierdził, że
sprawa powołania nowego banku centralnego jest
zamknięta. Taylor zmarł po kilku miesiącach rządów a w 1991 r. odkryto w jego
szczątkach ślady arszeniku.
Pod koniec lat 40-tych XIX wieku w USA zaczął się boom gospodarczy. Był on skutkiem m.in. odkrycia wielkich złóż złota w Kalifornii. W ówczesnych czasach dolar opierał się na złocie i srebrze, czyli jego podaż była ograniczana przez dostępne rezerwy tych kruszców. Podaż przez to była niewystarczająca jak na potrzeby gospodarki dysponującej rosnącymi mocami produkcyjnymi (przemysł na Północy rozwijał się dzięki protekcjonistycznej polityce zapoczątkowanej przez Hamiltona a stosunkowo wysokie płace oraz wielka dostępność ziemi pod uprawę przyciągały do USA rzesze imigrantów). Nagła "złota lawina" z Kalifornii umożliwiła gwałtowną ekspansję monetarną w USA znacznie przyspieszając wzrost gospodarczy. A jak te złoża złota znalazły się w granicach USA? W wyniku wojny hybrydowej zapoczątkowanej przez Andrew Jacksona. Pod koniec jego prezydentury, w 1836 r. dochodzi do secesji Teksasu z Meksyku. Buntują się amerykańscy osadnicy wspierani przez ochotników z USA takich jak np. kongresmen Davy Crockett (poległy pod Alamo). Teksańczycy wygrywają wojnę z Meksykiem a w 1845 r. Republika Teksasu zostaje przyłączona do USA. Z tego powodu dochodzi do wojny amerykańsko-meksykańskiej z lat 1846-48, w której wojska amerykańskie odnoszą zwycięstwo, wkraczają do Mexico City i zajmują szmat ziemi stanowiący obecny zachodni region USA. Wśród zdobytych terytoriów jest też Kalifornia, gdzie wcześniej amerykańscy osadnicy ogłosili powstanie republiki.
Rosnąca potęga gospodarcza USA coraz bardziej niepokoi europejskie mocarstwa. Rozpoczynają one działania mające na celu zniszczenie rodzącej się geopolitycznej konkurencji...
***
W marcu 2017 r. prezydent Donald Trump odwiedził Mauzoleum Andrew Jacksona i złożył hołd temu wielkiemu populiście. Ta wizyta wywołała spore zdziwienie, gdyż Mauzoleum to dotychczas odwiedzali niemal wyłącznie prezydenci będący demokratami z Południa a w ostatnich dwóch dekadach Andrew Jackson był na cenzurowanym jako prezydent "właściciel niewolników" i "zbrodniarz wojenny". Trump stwierdził, że "Jackson mógł zapobiec wojnie secesyjnej, gdyby pożył dłużej". Kazał też powiesić w swoim gabinecie portret tego prezydenta. Tymczasem za kadencji Obamy usunięto wizerunek Andrew Jacksona z 20-dolarówki zastępując go portretem XIX-wiecznej murzyńskiej aktywistki Harriet Tubman. Symbole czasem bardzo mocno przemawiają...
A w kolejnym odcinku serii "Samael": wojna secesyjna, Lincoln, pułapka zadłużeniowa, wojna hybrydowa przeciwko USA oraz dużo muzyki na banjo...
***
Amerykanie nie zrobili czegoś takiego bodajże od czasów wojny wietnamskiej: zbombardowali Ruskich. W Syrii, w amerykańskim nalocie, zginęło około 200 rosyjskich najemników z tzw. Grupy Wagnera a setka odniosła rany. Ciała wywożono z pola bitwy Kamazami. Amerykanie mieli przy tym pełną świadomość, że uderzają w Ruskich - w pobliżu saperzy z regularnej rosyjskiej jednostki budowali przeprawę przez Eufrat. Putin ponoć zachorował i odwołał oficjalne spotkania. Pewnie radzi się swoich ludzi, co robić dalej. Mam wrażenie, że od wyborów prezydenckich w USA jest zagubiony. Był umówiony z Hillary, że to ona wygra i będą odgrywać wspólnie teatrzyk: "my jesteśmy złymi Rosjanami napadającymi na różne postsowieckie państewka oraz wspierającymi straszliwych faszystów na Zachodzie, a my jesteśmy dobrymi liberalnymi globalistami, którzy wprowadzają swoje porządki w państwach zagrożonych agresją złych Rosjan. Każdy kto się przeciwstawia Putinowi będzie agentem zachodnich globalistów, a każdy kto się przeciwstawia Hillary i zachodnim globalistom będzie faszystą i agentem Putina. Wspólnie wrobimy nawet Trumpa we współpracę z Rosją, by Hillary wygrała wybory a ta narracja była korzystniejsza. A jak Hillary wygra wybory to zrobimy po cichu parę deali w stylu Uranium One, zniesiemy ustawę Magnickiego i odegramy jakąś pozorowaną wojenkę - np. rosyjską inwazję na Białoruś czy na Azerbejdżan". Coś się jednak popsuło, Trump wygrał wybory a Putin nie wie jaki jest scenariusz i ją mu rolę w nim obsadzono. Co z tego wyniknie? Jeszcze więcej chaosu. Ale jeśli Moskale odpowiedzą, to zapewne hybrydowo. Trzeciej wojny światowej nie wywołają z powodu najemników przeznaczonych na rozwałkę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz