sobota, 27 lutego 2016

Największe sekrety: Hyperborea - Nan Madol

Ilustracja muzyczna: Phillip Lober - The Honor in Her Efforts (cholernie epickie!)





Rapa Nui - Wyspa Wielkanocna, miejsce stanowiące jedną wielką tajemnicę. Jak to się bowiem mogło stać, że ten niewielki skrawek lądu oddalony o ponad 3 tys. kilometrów od innych zamieszkanych ziem, zdołał wytworzyć cywilizację, która pozostawiła za sobą zadziwiającą spuściznę architektoniczną - blisko 900 kamiennych posągów moai?  Czemu tamtejsza ludność pochodzenia polinezyjskiego, mieszkająca w prymitywnych chatach, nagle zdobyła się na tak wielki budowlany wysiłek? Przekazy tej społeczności mówią, że została do niego zmuszona. Społeczeństwo Rapa Nui było społeczeństwem kastowym. Ludność polinezyjska, "Krótkousi" pracowała na panującą kastę "Długochych". Długousi różnili się od niej wyglądem. Byli wysocy, mieli wyraźnie bielszą skórę, prawdopodobnie rude włosy (posągi moai wieńczono wszak "rudymi kapeluszami") oraz wydłużone płatki uszu, podobne jakie spotykamy u posągów Buddy. Gdzieś na początku XVIII w. polinezyjska masa etniczna się zbuntowała przeciwko "rasie panów" i ją eksterminowała. Żadnego Długouchego więc już nie spotkamy i nie zapytamy go o jego wersję dziejów Wyspy Wielkanocnej.



Skąd się wzięli Długousi? Jak czytamy:

"Norweski biolog i etnograf z wykształcenia, a później podróżnik i żeglarz Thor Heyerdahl uważał, że istnieją kulturalne podobieństwa pomiędzy Wyspą Wielkanocną i pozostałymi wyspami Polinezji a Indianami z Ameryki Południowej, które mogły powstać za sprawą osadników przybyłych z kontynentu[4]. Świadczyć ma o tym m.in. sposób łączenia kamiennych bloków bez użycia zaprawy przy budowie platform ahu, podobieństwo legend miejscowych, polinezyjskich i południowoamerykańskich, podobieństwo wielu słów i imion bogów i bohaterów oraz słodkie ziemniaki pochodzące z kontynentu, które stanowiły podstawę diety dawnych Polinezyjczyków. Ponieważ nie ma żadnych dowodów na to, że nasiona samorzutnie pokonały taki dystans, Heyerdahl sugerował, że musiał istnieć jakiś związek pomiędzy obiema kulturami. Ponieważ świat naukowy wykluczał możliwość przepłynięcia 3600 km z Ameryki na wyspę, Heyerdahl dowiódł doświadczalnie możliwość dotarcia do wysp Polinezji z kontynentu na zrobionej z balsy tratwie Kon-Tiki. W czasie tego rejsu minął Wyspę Wielkanocną i dopłynął do Polinezji. Podróż w odwrotnym kierunku jest dużo trudniejsza ze względu na panujące na Pacyfiku wiatry i prądy morskie. Europejczycy odkryli większość wysp Polinezji płynąc z Ameryki, a rejsy w odwrotnym kierunku rozpoczęli dopiero po wejściu w użycie statków parowych."




Twórcy cywilizacji Wyspy Wielkanocnej zostawili jednak nam swoje pismo. Znane było jako rongorongo i jak czytamy: "Znaki zapisywane były systemem bustrofedon. Czytanie rozpoczynano od lewego dolnego rogu w kierunku prawego i przy każdym końcu wersu odwracano tabliczkę o 180 stopni i kontynuowano czytanie od lewej do prawej." Pismo to jest lustrzanym odbiciem... znaków pisma używanego przez cywilizację Doliny Indusu (również pisanych systemem bustrofedonu). Prof. Benon Szałek zdołał rozszyfrować rongorongo, posiłkując się językiem tamilskim. Niestety okazało się, że zachowane tabliczki zawierają jedynie teksty religijne i zero zapisków historycznych. Wciąż nie wiadomo więc w jaki sposób pismo z Doliny Indusu trafiło na odległą wyspę na Pacyfiku - położoną dokładnie po drugiej stronie Ziemi. Artefakty z podobnym pismem znaleziono jednak również na Nowej Zelandii oraz w... Danii - pokryte podobnymi znakami były dwa złote rogi tura.




Czy możliwe jest by cywilizacja Indii powiązana była w jakiś sposób z samotną wysepką na Pacyfiku? Artefakty, takie jak charakterystyczne posążki, związane z cywilizacją doliny Indusu znajdowano m.in. na Malediwach. Niektórzy badacze sugerują, że w zasięgu oddziaływania tej kultury mogła się znaleźć nawet Indonezja. Starożytni żeglarze potrafili dokonywać zadziwiających wyczynów i docierać w miejsca, o które nikt ich by nie podejrzewał. Śladem tego, że ktoś w zamierzchłych czasach "skakał po wyspach" jest ciąg megalitycznych budowli i kamiennych kręgów. Najbardziej znane z nich są megality z Tonga, ale podobne konstrukcje powstały również na "pobliskich" wyspach.Doniesienia o megalitach i kamiennych kręgach dotyczą również Australii  (pisał o nich m.in. David Hatcher Childress "Zaginionych miastach Lemurii i wysp Pacyfiku") czy Kiribati (opisywał je Erich von Deniken w "Podróży na Kiribati"). Niemal zawsze miejscowe plemiona przypisują stworzenie tych budowli bogom, smokom lub czarom. Zawsze należy odczytywać to jako przyznanie się: "Nie mamy pojęcia, kto to zbudował. Te wielkie kamienie już tu stały jak przybyliśmy na miejsce, ale sami nie bylibyśmy przenigdy czegoś takiego zbudować".



Pomiędzy Wyspą Wielkanocną a Doliną Indusu, mniej więcej w połowie drogi znajduje się miejsce nazwane "Połowa Drogi" - Nan Madol, czyli wielki kompleks megalitycznych ruin zbudowany na 92 sztucznych wyspach znany jako "Wenecja Pacyfiku". Współczesna nauka twierdzi oczywiście, że ten zespół tajemniczych budowli został zbudowany przez tubylczą ludność mikronezyjską. W sumie nie wiadomo po co zadawała sobie ona tyle trudu, nie mówiąc już o tym, że nie wiadomo, jak wzniosła te sztuczne wyspy, mury i "pałace". Zagadkę pogłębia to, że wielkie kamienie użyte do budowy kompleksu nie pochodziły z wyspy Ponape, tylko zostały przetransportowane z niewiadomego miejsca. Według oficjalnie obowiązującej tezy, przetransportowane na trzcinowych łodziach. Miejscowa ludność zarzeka się jednak, że ruiny Nan Madol to nie ich dzieło, tylko tajemniczych bogów i czarnej magii. Brzmi bardziej prawdopodobnie...



Próby eksploracji podwodnych tuneli Ponape kosztowały życie wielu nieostrożnych poszukiwaczy skarbów, podróżników i badaczy. Wokół tajemniczych ruin powstała mroczna legenda o dziwnych zgonach ludzi, którzy próbowali wydrzeć im ich tajemnice. Wśród ofiar Nan Madol miał znaleźć się niemiecki gubernator archipelagu (sprzed pierwszej wojny światowej), który popełnił samobójstwo oraz wybitny polski etnolog, powstaniec styczniowy Jan Kubary. Kubary zginął w 1896 r. na Ponape. Istnieją trzy wersje jego śmierci: zawał serca, samobójstwo i morderstwo.

Legendy mówią, że pod ruinami Nan Madol znajdują się grobowce dawnych królów, którzy zostali pochowani w platynowych trumnach. Podczas japońskich rządów mandatowych z wyspy wywożono duże ilości platyny, na co są dokumenty. Nie występuje ona jednak tam w naturze.



Platyna jest metalem piekielnie trudnym w obróbce. Topi się w temperaturze 1770 stopni Celsjusza. Czy to możliwe, by jakaś starożytna cywilizacja potrafiła ją kuć? Możliwe. Artefakty z platyny pozostawiła po sobie kultura Valvidia, która zamieszkiwała wybrzeża Ekwadoru od co najmniej 3500 lat przed Chrystusem. Kim byli przedstawiciele tej jednej z najstarszych południowoamerykańskich cywilizacji? Nie wiadomo. Oficjalna nauka przyznaje jednak, że pozostawiona przez nią ceramika jest często identyczna jak ceramika kultury Jomon , która zamieszkiwała Japonię od 14000 lat przed Chrystusem. Była to pierwsza kultura produkująca ceramikę. Uprawiała ona ryż już 12 tys. lat temu. To jej przypisuje się podwodne ruiny Yonaguni w pobliżu Wysp Ryukyu. Kultura Jomon pozostawiła też po sobie figurki dziwnych istot w hełmach i goglach.



Przedstawiciele kultury Jomon byli przodkami ludu Ainu - pierwotnych mieszkańców Japonii, zepchniętych przez późniejszych najeźdźców na wyspę Hokkaido. To naród wyjątkowy. Jak czytamy:

"Ajnowie nie byli podobni do innych grup ludności zamieszkujących Azję, a prezentowany przez nich typ antropologiczny określano mianem ajnuidalnego. Rdzenni Ajnowie należący do tego typu posiadali cechy odmiany białej z pewnymi wpływami rasy żółtej; występują też swoiste cechy antropologiczne, istniejące jedynie u Ajnów a ponadto znane jedynie ze stanowisk archeologicznych z okresu paleolitycznej Europy (m.in. silne spłaszczenie kościpiszczelowych i ramiennych), a także pewne analogie z cechami Aborygenów (m.in. budowa zębów). W rezultacie tej specyfiki w budowie, jak też odmienności języka, genealogia Ajnów do dziś pozostaje nieznana.

Ajnowie byli niewysocy (do 157 cm) i krępej budowy, o czaszce dużej i podłużnej, dobrze wysklepionej, z twarzą niską i szeroką. Ich skóra była blada, ale nie żółta, jak u sąsiadujących grup. Oczy jasnopiwne lub zielonkawe. W odróżnieniu od innych grup ludzkich Ajnowie wyróżniają się bardzo silnym owłosieniem ciała, często barwy rudej. (...) Przez R.Biasuttiego zostali zaliczeni do pnia rasowego europoidów (odgałęzienie praeuropoidów). Pod koniec XX wieku powstała koncepcja łącząca typ antropologiczny prezentowany przez lud Ajnu z odkrytym w Ameryce Północnej tzw. człowiekiem z Kennewick sprzed ok. 9,5 tys. lat.

Obecnie w wyniku wymieszania się z Japończykami Ajnów prezentujących opisywany typ antropologiczny już nie ma, a osoby przyznające się do przynależności do tego narodu wykazują przewagę cech odmiany żółtej z silnymi wpływami rasy białej."



(Możecie się przyjrzeć im np. na tych dawnych fotografiach. Takich Ainu spotykał m.in. wybitny badacz tej kultury Bronisław Piłsudski, brat Józefa, uczestnik zamachu na cara Aleksandra III, człowiek, który zginął w tajemniczych okolicznościach w Paryżu w maju 1918 r. Utonął w Sekwanie, co uznano za samobójstwo.)



Przodkowie Ainu mogli być spokrewnieni, z białymi, rudowłosymi ludźmi, których mumie są znajdywane w chińskim Sinkiangu.  Mogli być spokrewnieni też rudowłosymi Długouchymi z Wyspy Wielkanocnej oraz rudowłosymi ludźmi, których mumie odkrywane są w Peru. Hiszpańscy konkwistadorzy w swoich relacjach pisali, że inkaska arystokracja różniła się pod względem fizycznym od ludu. Miała bielszą skórę. Święte dziewice służące jednemu z bogów miały mieć skórę bielszą niż Hiszpanki oraz blond włosy. Sfery wyższe w imperium Inków posługiwały się też swoim własnym językiem totalnie różniącym się od używanego przez lud. 


Posągi z Wyspy Wielkanocnej są często porównywane ze statuami pozostawionymi przez indian Mapuche z Chile. Mapuche, w odróżnieniu od inkaskich elit nie są biali, ale różnią się pod względem rasowym od innych Indian Ameryki Płd. W ich wyższych sferach można się natknąć na osoby wyglądające zadziwiająco "europejsko". Może to być skutek mieszania się z imigrantami ze Starego Kontynentu, ale wizerunek jednego z pierwszych wodzów tego narodu wywołuje oczywiste skojarzenia - równie dobrze mógłby on przedstawiać władcę Wieletów.


XIX wieczni ezoterycy tacy jak płk Churchward i Helena Bławatska rozpropagowali teorię o zaginionym kontynencie Mu,  który miał być jednym ze źródeł światowej cywilizacji. Oboje powoływali się na rzekome przekazy źródłowe z Tybetu, Indii i Chin, na to, że na maleńkich wysepkach takich jak Rapa Nui czy Nan Madol ktoś realizował programy budowlane na ogromną skalę oraz na to, że wyspiarze z Pacyfiku - nawet z tak odległych miejsc jak Hawaje wspominają istnienie wielkiego imperium, któremu ich przodkowie składali trybut.





Geologia wykluczyła, by istnienie takiego kontynentu było możliwe. Moim zdaniem jednak, Pacyficzne Imperium istniało. Było ono wszędzie wokół - w Japonii, Indiach, Indonezji, północnej Australii, na Wyspach Salomona, na Nowej Zelandii, Tonga, Rapa Nui, w Chile, Peru i Ekwadorze. Było to imperium żeglarzy, dysponujących na tyle wysoko rozwiniętą techniką, że tubylcy brali ich za "białych bogów". Późniejsze cywilizacje: doliny Indusu, Rapa Nui, Inków, Sinkiangu, Jomon, Lechii były jego regresyjnymi resztówkami.

Po tysiącach lat "biali bogowie" wrócili na wyspy Pacyfiku. Zstąpili z nieba, mieszkali obok tubylców, od czasu do czasu karmiąc ich, lecząc i pokazując swoją magię. Gdy wojna się skończyła, odlecieli zostawiając nieco artefaktów i szczątki "smoków" i "boskich ptaków". Miejscowe plemiona zaczęły oddawać cześć trzcinowym modelom pojazdów białych bogów.



***



PAMIĘĆ GENETYCZNA. Wybitny polski, przedwojenno-emigracyjny rzeźbiarz Stanisław Szukalski  stworzył teorię historiograficzną znaną jako zermatyzm. Jak czytamy:


"Rozważania lingwistyczno-antropologiczne Stanisława Szukalskiego rozpoczęły się podczas jego pobytu w Stanach Zjednoczonych w 1940 roku. Usłyszał wówczas nadawaną przez radio wiadomość o ataku wojsk niemieckich na Danię. Amerykański korespondent znajdował się w Bohuslänie – słysząc to, Szukalski uznał, że nazwa tej miejscowości ma słowiańskie korzenie. W swoim późniejszym liście do papieża Jana Pawła II pisał, że:[1]


[...] jest to Polska nazwa, która uległa zmiękczeniu w milionach szwedzkich ust i która pierwotnie brzmiała "Bogu Slan", co dla nas Polaków znaczy "do Boga Wysłany" ”
— List otwarty do męża opatrznościowego, Jego Świątobliwości Papieża Jana Pawła II od Stacha z Warty Szukalskiego (rzeźbiarza, heretyka, Patrioty)

Następnego dnia po informacji z Bohuslänu Szukalski wypożyczył najstarsze holenderskie mapy Europy. Ich analiza skłoniła go do stwierdzenia, że na terenie Skandynawii znajdują się setki miejscowości, których nazwy wskazują na rodowód słowiański. Spostrzeżenia te zapoczątkowały jego prace nad teorią zermatyzm. (...) Szukalski był przekonany, że dawniej wszyscy ludzie mówili wspólnym językiem zbliżonym do polskiego. By to udowodnić, napisał ręcznie 42 tomy (liczące łącznie 25 tysięcy stron) i wykonał do nich około 14 tys. ilustracji. Opracował też słownik Macimowy – prajęzyka, od którego miałyby wywodzić się wszystkie języki świata.

Jego zdaniem przodkowie Polaków mieszkali na Wyspie Wielkanocnej".

Szukalski wskazywał też, że ludzkość walczy z "yetisynami" - potomkami Yeti i gwałconych przez nich ludzkich kobiet, którzy mieli być przodkami Sowietów.



W II RP mecenasem Szukalskiego był wojewoda śląski Michał Grażyński, przedstawiciel narodowo-socjalistycznego skrzydła sanacji. Płaskorzeźby autorstwa Szukalskiego znalazły się m.in. na elewacji Muzeum Śląskiego i Urzędu Wojewódzkiego. 

***

W następnym odcinku serii Hyperborea - Prometeusz, będzie o tym, czym była tytułowa Hyperborea, będzie też trochę o tronach olbrzymów, dawnych bogach i Feliksie Dzierżyńskim.

***

Zachęcam również do lektury mojej powieści "Vril. Pułkownik Dowbor". Jej tematyka zazębia się z treściami serii Hyperborea. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz