Ilustracja muzyczna: Black Lagoon season 3 Robertas Blood Trail Opening
Wyprawa do Hong Kongu okazała się jeszcze bardziej klimatyczna niż się spodziewałem. Pojechałem tam bowiem w wyjątkowym momencie historii - akurat wtedy, gdy miasto zbuntowało się przeciwko własnemu skorumpowanemu i zdradzieckiemu rządowi oraz postkomunistycznemu, azjatyckiemu supermocarstwu. W czasie, gdy niemal cały świat stara się płaszczyć przed Pekinem licząc na gospodarcze profity, jedno miasto postawiło się tej potędze. Miasto wyjątkowe, bo łączące w swojej kulturze tradycje Wschodu i Zachodu, chińskie i brytyjskie. To miks udany i przeczący bzdurnym teoryjkom pierdołowatego pseudonaukowca Feliksa Konecznego z uporem maniaka przestrzegającego przed mieszankami cywilizacyjnymi. Hongkong (i do pewnego stopnia również Makau) pokazały jednak, że takie mieszanki mogą świetnie funkcjonować - lepiej niż kraje o tak uwielbianej przez Konecznego "czystej" cywilizacji łacińskiej. Teraz Pekin zagraża tożsamości tego miejsca, w którym Wschód spotyka Zachód. Stąd ogromne protesty - okupacja przez tysiące młodych ludzi dróg w dzielnicach Central, Admiralty, Wan Chai i Mong Kok. Miałem okazję wielokrotnie odwiedzać miejsca demonstracji i rozmawiać z protestującymi. Jeden z aktywistów (muzyk, rzymski katolik lubiący black metal i serial "Bleach") wraz ze swoją żoną oprowadził mnie po protestach w Admiralty i opowiedział ich historię. Miałem okazję również rozmawiać z Martinem Lee, długoletnim przewodniczącym Partii Demokratycznej, nazywanym "Ojcem demokracji Hongkongu". Ten 76-latek był w pierwszym szeregu tych, którzy dostali gazem łzawiącym od policji. W dzielnicy Mong Kok - pierwszego wieczoru swojego pobytu - dostałem od protestujących żółtą wstążkę - symbol protestów. Noszę ją dumnie przypiętą do mojego plecaka. Następnego dnia gangsterzy z triad - wynajęci przez Ministerstwo Bezpieczeństwa Państwa z Pekinu - zaatakowali tam protestujących przy bierności policji. (Widziałem zamieszanie, ale "tituszki" pokazano mi dopiero na Admiralty.) Swój pobyt relacjonowałem na bieżąco na fejsie. Poniżej wklejam kilka opisów i zdjęć.
***
W Maid Cafe w Hongkongu. Kelnerki wyglądają bardzo dziewczęco, są niezmiernie słodkie i zachowują się zabawnie. Chwila odprężenia, ale nawet tutaj miejscowy rozmawia ze mną o Rewolucji Parasolek. "Ludzie w Hongkongu są bardzo spokojni. A mimo to policja potrakktowała ich gazem łzawiącym." Kilka ulic dalej, koło stacji metra Mong Kok barykada ze śmietników i meeting protestacyjny. W TV leci jakieś anime o mahou shoujo z króliczymi uszkami i wielkim podskakującym biustem. Pokojówka-kelnerka z króliczymi uszami ogląda z przejęciem, po chwili zaczyna bawić się lustrzanką i robić sobie nią selfie...
Władza wprawiła w ruch tituszki. Grupy kryminalistów/gości z Chin (?) zaatakowały i zmiszczyły barykady w Mong Koku przy bierności policji. Samej akcji nie widziłem ale jej pokłosie już tak. Zbiera się większy tłum przy Argylle Rd.
Rozmawiałem dzisiaj z Martinem Lee, długoletnim szefem Partii Demokratycznej. Miły dżentelmen w starym stylu, rocznik 1938. Był w pierwszym szeregu tych, co dostali gazem łzawiącym od policji. Mówi, że według ustaleń lokalnych mediów zamieszki w Mong Koku zorganizowało Ministerstwo Bezpieczeństwa Państwa w Pekinie. Oplaciło członków triad, by się bili między sobą i z protestującymi. Niebieskie wstążki vs żółte. Mówi też że życie przywódcy ChRL Xi Jinpinga może być zagrożone z powodu jego kampanii antykorupcyjnej wycinającej inne frakcje.
Na drogowskazie do siedziby lokalnego rządu ktoś dopisał "i triad". Pritestujący mają niesamowitą fantazję graficzną. Mnóstwo fajnych rysunków wisi na ścianach przy blokpwanych drogach. A to Beavis & Butthead, a to postacie z anime...
W niedzielę, gdy przechadzałem się Aleją Gwiazd, podeszły do mnie dwie kantońskie dziewczynki. "Sir, możemy Panu zadać kilka pytań?" "Oczywiście" I zadają: jak mam na imię, skąd jestem, czy mam przyjaciół w Hongkongu etc. Potem pytają się, czy mogą zrobić sobie ze mną zdjęcie. "Czy zdajecie sobie sprawę, że facet robiący sobie zdjęcia z dziewczynkami może mieć później kłopoty? Po co wam te pytania? To wasza praca domowa z angielskiego?" "Tak" "Ok, możecie zrobić zdjęcie". I teraz chińskie tajne służby mogą zrobić ze mnie lolicona...
W kolejce linowej na wyspie Lantau (tam gdzie jest wielki posąg Buddy) uciąłem sobie miłą pogawędkę z Koreanką (jak mówiła, była już po trzydziestce, ale wyglądała najwyżej na 25). Zwracał uwagę jej wisiorek na komórce - swastyka. Obok siedziały jakieś Ruskie resortowe kobieciny. Nie wiem jak oceniały ten wisiorek, ale szczujnia.pl (kresy.pl) poda, że koreańscy banderowcy zaatakowali sierpami do cięcia ryżu rosyjskich mirotworców w Hongkongu
Dosyć niezwykły wieczór - znajoma spontanicznie zabrała mnie na Nowe Terytoria, pod samą granicę z Chinami (widać stamtąd wieżowce w Shenzen), do jej rodziny mieszkającej na wsi (taka wieś tuż obok bloków) na rodzinną kolację. Gdy jadłem świński ryj poczułem się jak Anthony Bourdain. Brałem też udział w łowieniu ryb w miejscowej rzeczce a potem pojechaliśmy do Soho przyjrzeć się lokalnym klubom. Ta okolica przyciąga białasów, negrów i Koreanki, ale szczególnie na siebie zwracają w takich miejscach rozrywkowe dziewczyny z Filipin. Wcześniej miałem okazję im się przypatrzeć w parku przed siedzibą HSBC. Co niedziela filipińskie pokojówki organizują tam sobie piknik, tańce i strzelanie selfie.
***
I na koniec komentarz znajomego bibliotekarza ze Sri Lanki dotyczący moich podróży : Like Jason Bourne lol
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz