sobota, 18 października 2014

Hongkong vs 689





Ilustracja muzyczna: Tokyo Ghoul OP - Unravel - Female Version

Policja z Hongkongu kojarzyła się dotychczas wszystkim z klasycznymi filmami gangsterskimi, teraz świat miał się okazję przyjrzeć jej "normalnym" działaniom i bliskim związkom z triadami. Dosyć ostro atakowała demonstrujących w Admiralty i Mong Kok, usuwając barykady, pałując działaczy politycznych, przeszkadzając w dystrybucji niezależnego dziennika "Apple Daily", niszcząc nawet prowizoryczną katolicką kapliczkę zorganizowaną przez demonstrujących.





Wcześniej stała bezczynnie, gdy gangsterzy z triad (noszący niebieskie wstażki) atakowali demonstrantów. Jak podawał "Apple Daily", triady zostały opłacone do tej roboty przez Ministerstwo Bezpieczeństwa Państwa z Pekinu. Na miejscu też działało 5 tys. funkcjonariuszy chińskiej cywilnej bezpieki. Do tego należy dodać również bezpiekę wojskową - w Admiralty, z budynku chińskiej armii prowadzono inwigilację protestów. Przeciwko miastu i jego młodym mieszkańców połączyły więc siły: lokalna skorumpowana administracja, obca bezpieka, policja i triady. I to jest właśnie odpowiedź o przyczynę i sens buntu Hongkongu.

Jasper Tsang, przewodniczący Rady Legislacyjnej, jeszcze przed wybuchem protestów studenckich stwierdził, że Hongkongiem bez demokracji nie da się rządzić. System polityczny miasta jest przestarzały. Np. w Radzie Legislacyjnej rolnicy i rybacy, społeczność licząca około 4 tys. osób, ma 200 miejsc, kilka razy więcej niż przydzielono liczącej kilkadziesiąt tysięcy osób społeczności prawników. W praktyce decydujący głos ma tam wielki biznes - a ten jest z reguły propekiński. Biznesmeni z Chin kontynentalnych mogą łatwo zdobywać tam obywatelstwo, przy okazji zdobywają coraz większą kontrolę nad lokalną gospodarką i podbijają ceny nieruchomości do rekordowych poziomów. Do tego dochodzi imigracja z ChRL - 150 osób dziennie, przez 10 lat pół miliona w regionie liczącym 7 mln ludzi. Doliczmy do tego miliony "turystów" z ChRL, którzy wykupują na masową skalę artykuły spożywcze i czasem szokują miejscowych, nawykłych do brytyjskich standardów, swoim zachowaniem (np. załatwianiem się na ulicach). Miejscowi mają wrażenie, że ich miasto jest kolonizowane przez ChRL i traci przez to swoją unikalną tożsamość. Obawy te podsycają działania Leung Chun-yinga "689" prezesa lokalnego rządu, uznawanego za skorumpowaną chińską marionetkę i zakamuflowanego członka KPCh. Jego ludzie chcą by np., zastąpić w Hongkongu tradycyjne chińskie znaki (system liczący tysiące lat) wymyślonymi przez komunistów w latach 50-tych znakami uproszczonymi. Są nawet próby promowania języka mandaryńskiego i zastępowania nim kantońskiego. Lokalsi mieli więc prawo się zbuntować a reakcja władz potwierdziła, że demonstranci mają rację.



Protesty w Hongkongu to oczywiście wielki ból głowy dla Pekinu. Choćby z tej racji, że w ChRL są ogromne rzesze niezadowolonych ludzi, którym tak samo jak mieszkańcom Hongkongu nie podoba się KPCh, zamordyzm i korupcja. Z tego powodu media w ChRL ostro cenzurują relacje z Hongkongu - można się było więc z nich dowiedzieć np., że mieszkańcy tego Specjalnego Regionu Administracyjnego wyszli na ulice, by świętować 65-lecie Chin Ludowych. :) Wstrzymano również wszelkie wycieczki z Chin kontynentalnych do Hongkongu. Pojawiły się wszak przypadki, gdy chińscy turyści okazywali solidarność z demonstrantami.

***

Polecam wywiad przeprowadzony ze mną przez ATW poświęcony m.in. Rosji, USA, wojnie na Ukrainie i pajacom z Falangi. U niektórych wywołuje już on ból dupy, choć i wielu ludzi przyznaje mi rację :)

Zwracam Wam również uwagę na rozmówkę jaką przeprowadził amerykański sowietolog J.R. Nyquist z pewnym "dobrze poinformowanym polskim dziennikarzem". Jest tam m.in. wątek o gen. Kozieju.

Nie zapominajcie też o mojej książce "Vril. Pułkownik Dowbor".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz