***
Z pozoru wyglądało to na typowy wieczór w spelunce "U Breivika". Nastrojowe, zimne światło, stylowe choć wysłużone meble, ciut zakurzona lada... Dawid Badura, postendecki kumpel Foxa, mieszał składniki drinka w shakerze.
- Zaraz będą zajebiste drinki...- z chytraśnym uśmieszkiem na ustach rzucił do zasiadających przy barze klientów. "Lód i piana to tajemnica barmana" - złośliwa myśl przebiegła mu przez umysł.
Fox i Chehelmut nie zwracali uwagi na ten pokaz barmańskiego kunsztu. Namiętnie ze sobą dyskutowali:
- ... Mówię ci, doktor Targalski jest najzajebistszym analitykiem jeśli chodzi o sprawy polskie, regionalne i światowe i skopałby jaja temu twojemu Bartyzelowi siedzącemu w tych jego archiwalnych, konserwatywno-talmudystycznych szpargałach.... - Fox przekonywał z pasją, bogato gestykulując.
- Hola, hola! Bartyzel ma lasery w oczach i wyrzutnie rakiet w tyłku, poradziłby sobie z Targalskim bez trudu! - głośno protestował Chehelmut, dodając po chwili nieco ciszej: - Co prawda nie jestem integralnym katolikiem tak jak Bartyzel ale uważam, że nie jest skażony neokon...
- I'm gonna shizle your Bartyzel. Targalski potrafi wystrzelić pociski umysłu, trafić Bartyzla z 2 kilometrów w trakcie zamieci śnieżnej i rzucić go na pożarcie swoim kotom...
Stuk! Stuk! Badura postawił drinki na ladzie i zaanonsował swoje dzieło:
- Specjalnie dla Foxa, mój najnowszy drink: "Krwawa Saeko"!!!
- Trochę rozwodniona.... Może byłaby lepsza nazwa "Mokra Saeko"? - Fox przyglądał się szklance ze wszystkich stron, po czym wypił jednym haustem jej zawartość. Chehelmut wziął lekki łyk. Japoński girlsband snuł ze sceny rzewną piosenkę:
"Jestem samotną dziewczyną z Osaki/ I będę bronić dobrego imienia Osaki/Byłam samotną dziewczyną z Osaki/ Płomienie naszej miłości skrzyżowały się/Co mam teraz robić, by bronić dobrego imienia Osaki?...."
Fox z nostalgią w oczach wsłuchiwał się w pieśń i uważnie lustrował wokalistki. Po chwili wrócił do tematu rozmowy:
- Targalski jest konsekwentnie atlantycki...
- Ależ daj spokój, czym jest ten cały atlantyzm, toż cywilizację zachodnią trawi syf i w związku z tym.... - oponował Chehelmut.
- To ty daj spokój. Atlantyzm jest teraz jedynym wyjściem, jeśli weźmiemy pod uwagę, że Rosja jest gwarantem systemu w Polsce. Ale nie bądźmy też bezkrytyczni wobec USA. Mój atlantyzm zawiera bardzo wiele "pacyficznych" elementów. To pacyficzny atlantyzm.
Do rozmowy wciął się Badura:
- A ja mam kompromisową ideę. Pojęcie euroazjatyzmu i atlantyzmu zostało wymyślone przez tego zjeba Dugina. Gdy ponad 100 lat temu Ruscy wymyślili panslawizm, odpowiedzią Polaków była teza, że Rosjanie nie są Słowianami. Teraz powinniśmy więc zbudować własny euroazjatyzm w kontrze do moskiewskiego. Euroazjatyzm łączący Warszawę, Budapeszt, Ankarę i Tokio. Zauważcie, że większość narodów "euroazjatyckich" ma kosę z Ruskimi. Nawet do pewnego stopnia Chińczycy...
- Ależ to genialna idea! Możemy manewrować między atlantyzmem i własnym, antymoskiewskim euroazjatyzmem! - wykrzyknął Fox - Wznieśmy za nią toast tymi rozmoczonymi drinkami. Kampai! Serefe! Na zdrowie!
- Ekhmmm.... - zabawę przerwał im starszy, łysy człowiek, który przysiadł przy barze.
- Konbanwa oyaji. Co cię tutaj sprowadza - zagaił Fox.
- Jestem Rymkiewicz... - w tych krótkich słowach nagromadziła się niesamowita ilość patosu. Ucichły wszelkie rozmowy, ucichł japoński girlsband, a po chwili przez bar przetoczył się szmer:
- Zaraz, zaraz... Co?! Jaki Rymkiewicz!? Co za gówniarz?!
- Rymkiewicz, Rymkiewicz, Rymkiewicz! Poeta - w oczach starca widać było przebłysk klasycznej wielkości.
- Aaaa.... Ryyyyyyymkieeeeeewiiiiiicz! A to co innego, trzeba tak było mówić od razu... - na twarzach barowych gości pojawił się uśmieszek ulgi.
- Jakie chamskie zapożyczenie z "Transatlantyku" Gombrowicza... - szepnął Fox do Chehelmuta.
Rymkiewicz wgramolił się na ladę baru, wyjął z kieszeni spodni pomiętą kartkę, założył okulary i oznajmił:
- Chciałbym wam przeczytać mój najnowszy wiersz. Zatytułowałem go: "Szkarłatny myśliwy"...
W pełen patosu sposób deklamował:
"Jesteśmy łowcami, a oni naszą zwierzyną!
Nikt nie pamięta nazw zdeptanych kwiatów.
Strącone z niebios ptaki czekają na kolejny podmuch wiatru.
Modlitwa nie przyniesie wyzwolenia.
Tylko wola walki może zmienić ten świat.
Niech twa siła powali szydzących z chęci postępu!
Ta fałszywa rzeczywistość jest dobra dla bydła,
My jesteśmy niczym głodujące wilki!
Przelej upokorzenie w swoje pięści i stań do walki z ciemiężcą!
Niczym łowca gnaj między murami zamku, by dopaść zwierzynę!
Wykorzystaj tę przepełniającą cię chęć zemsty!
Wyciągnij łuk i wystrzel płonącą strzałę!
Szkarłatny myśliwy!"
Sala zaczęła bić Rymkiewiczowi brawa. Nagle uciszył wszystkich Fox krzycząc:
- Ty idioto!!! To przetłumaczony tekst openingu z "Ataku na Tytana"! Jak mogłeś to tak ordynarnie zerżnąć i przedstawić jako własny wiersz!!!
- Ah.... sorry... pomyliłem wiersze... Ten powinien być prawidłowy... - Rymkiewicz nie tracił rezonu. Wyjął z kieszeni spodni drugą pomiętą kartkę i zaczął żywo recytować:
"Budzę się jak zwykle o sennym poranku.
Mocno zaciskam krawat na szyi swej.
Gdy wkraczam do klasy,
z dumy lekko wypinam pierś.
Podmuch, który otacza mnie każdego dnia... "
- Nawet nie próbuj... - Fox okazywał swoją irytację.
- Spokojnie młody człowieku... - Rymkiewicz zgramolił się z lady - Te utwory może nie są moje, ale wyrażają bliskie mi idee...
- Jakie to idee? - zagaił Chehelmut.
- Odsyłam do ostatniego wywiadu w "Gazecie Polskiej", w którym mówiłem o konieczności dokonania dramatycznego, rejtanowskiego gestu oporu, któremu towarzyszył będzie lekki przelew krwi. Mówiłem tam też, że mord polityczny jest poza dobrem i złem...
- A zwykły mord też... - wolno wycedziła podniecona Saeko Busujima siedząca przy pobliskim stoliku. Towarzysząca jej Yuno Gasai, wymachując nożem w powietrzu, podekscytowana wykrzykiwała: - A jak fajnie! Mogę zabić każdego, kto zagrozi Yukkiemu i mojej miłości do Yukkiego!!!
Trzask! Fox uderzył pięścią w ladę baru i przepełniony irytacją wycedził:
- O czym wy do cholery mówicie?! Jaki "rejtanowski moment"?! Jaki "przelew krwi"?! Chcecie robić rewolucję bez broni?! Skończy się jak w 1846 r. w Krakowie. Albo jeszcze lepiej: kilkuset kiboli zbierze się, pokrzyczy jakieś nieaktualne hasła, porzuca kamieniami i da się aresztować policji... Zresztą pewnie już służby taką prowokację przygotowują, pompują różne "Blood & Honour Białystok Krzysztof Bondaryk Corps.", by wymienić Ryżego na Shitinę czy innego Gowina...
- Jeśli nawet nie próbujesz, to jak chcesz osiągnąć cel? - spokojnie odparł Rymkiewicz - Nie wymagam byś podpalał wozy transmisyjne TVN, rób co potrafisz najlepiej. Jedno celne słowo potrafi być skuteczniejsze od tysiąca kul.
-Ekhmmm, ekhmmm... - rozmowę przerwał im na wpół łysy a zarazem rozczochrany dziadyga.
- Tu jest porządny lokal tu się nie charczy! - przywołał go do porządku Badura.
- Jak śmiesz... - syczał starzec. - Jak śmiesz tak się odzywać do tak wybitnego socjologa jak ja...
Chehelmut nagle zbladł i wskazując palcem na dziadygę krzyknął: - O mój Boże! To profesor Zygmunt Bałwan z Taszkienckiego Uniwersytetu Sado-Maso im. Luny Brystygierowej Sodomizowanej Butelką przez Gomułkę!
Bałwan zerwał z siebie garnitur i odsłonił obcisłe skórzano-gumowe body z siateczkowymi elementami. Wyciągnął bicz, strzelił nim w podłogę i zaczął przemawiać:
- Teraz was burżuje, sługusy imperializmu, klerykałowie, faszyści, syjoniści, marionetki kapitału i soldateski, titowskie sprzedawczyki, rewizjoniści, homofoby nauczę mojej teorii płynnej, bo spływającej z kibla do rur kanalizacyjnych, ponowczesności. Albowiem jak nauczał wielki Stal... Aaaaa.... ekhwww...uuuu...aaaaa!!!! - słowotok Bałwana przekształcił się w charczenie, gdy Yuno Gasai wbiła mu nóż w gardło. Krew marksistowskiego "profesora" obryzgała podłogę.
- Aaaa!!! Jak fajnie!!! Yukki będzie ze mnie zadowolony! - szwargotała podekscytowana Yuno.
W oczach Saeko pojawiły się łzy. - Jak mogłaś... - wycedziła łamiącym się głosem - Jak mogłaś zabić tego Bałwana... Sama miałam na to ochotę...
Pan Bóg przypomniał jednak biednej Saeko o swoim istnieniu. Do zwłok prof. Baławana podszedł czarnoskóry duchowny. - Ja być ksiądz Bahobora. Ja potrafić wskrzesiać... - po chwili położył ręce na zwłokach, pomodlił się i tchnął w nie życie. Truchło Bałwana zaczęło drgać. Nie minęła minuta a stanął on na nogi. Ze łzami w oczach mówił: - To cud... Byłem w strasznym miejscu, w którym płonął ogromny ogień i roztaczał się zapach siarki. Zaczęły szarpać mnie demony, gdy nagle zobaczyłem jasne światło z którego dobiegał głos: "Bałwanie, Bałwanie! Daję ci drugą szansę!".
Szast! Saeko cięła Bałwana przez łeb mieczem gen. Muraty. W powietrzu unosiła się krwawa mgiełka a socjolog leżał w kałuży juchy na podłodze.
- Ahhhh... Jestem mokra... - wycedziła Busujima.
Podekscytowana Yuno Gasai, ciągnąc ks. Bashoborę za rękaw, pytała go: - Czy może ksiądz go jeszcze raz wskrzesić?
- No jasne córko... - ks. Bashobora powtórzył całą procedurę. Bałwan znowu wstał na nogi. Gromko oznajmił swoje ożywienie: - Oh... Alleluja! Pan Bóg znowu dał mi...
Trzask! Yuno przywaliła mu siekierką. Padł na podłogę bez życia.
- Czy ksiądz może go znowu ożywić? - pytała Saeko.