Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bodakowski. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bodakowski. Pokaż wszystkie posty

sobota, 3 grudnia 2011

Legenda Drugiego Marszałka


W piątek minęła 70-ta rocznica "oficjalnej" śmierci Drugiego Marszałka - Edwarda Śmigłego-Rydza. Postaci fascynującej, której losy okrywa mgła tajemnicy. Postaci, co do której żywię wielki sentyment. Postaci, której obraz przez całe dziesięciolecia - podobnie jak prawdziwy wizerunek Piłsudskiego i Dmowskiego - był deformowany przez propagandę. Wielką pracę na tym na tym polu wykonywali rzecz jasna komuniści - musieli przecież ukryć co się naprawdę zdarzyło w 1939 r. Ale obok komunistów nad zaciemnieniem sprawy pracowali przeciwnicy polityczni sanacji - ludzie Sikorskiego i Mikołajczyka, zacietrzewieni giertychowcy, różne Janki Bodakowskie piszące, że "sanacja zabiła Witosa", ale również sami piłsudczycy ukrywający pewne niepopularne po 1945 r. fakty.  W ten sposób powstała fałszywa legenda o "durniu, który doprowadził Polskę do klęski". Kim naprawdę był marszałek Edward Śmigły-Rydz?

Na pewno przywódcą stojącym miliard klas wyżej od politycznych idoli współczesnego Polactwa. To przede wszystkim człowiek, który wszystko osiągnął własną pracą dla Polski. Przeszedł wszystkie szczeble dowódcze od dowódcy kompanii po Naczelnego Wodza. Dowodził podziemną armią (POW). Kierował błyskotliwymi operacjami takimi jak Bitwa Niemeńska. To człowiek szaleńczo odważny, który szedł w pierwszym szeregu, z fajką w ustach, podczas ataków na bagnety.  Marszałek Józef Piłsudski tak oceniał go w 1922 r.: "Pod względem charakteru dowodzenia.Silny charakter żołnierza, mocna wola i spokojny, równy opanowany charakter. Pod tymi względami nie zawiódł mnie ani w jednym wypadku. Wszystkie zadania, które mu stawiałem, jako dywizjonerowi lub dowódcy armii, wypełnił zawsze energicznie śmiało, zyskując w pracy zaufanie swoich podwładnych, a rzucałem go zawsze podczas wojny na najtrudniejsze zadania. Pod względem mocy charakteru i woli stoi najwyżej pośród generałów polskich. Z podwładnymi jest równy, spokojny, zawsze pewny siebie i sprawiedliwy. Natomiast co do otoczenia własnego i sztabu kapryśny i wygodny, szukający ludzi, z którymi by nie potrzebował walczyć lub mieć jakiekolwiek spory. W pracy operacyjnej ma zdrową, spokojną logikę i uporczywą energię dla spełnienia zadania. Śmiałe koncepcje go nie przerażają. Niepowodzenia nie łamią. Szybko zyskuje duży wpływ moralny na podwładnych. Piękny typ żołnierza, panującego nad sobą i mającego silną dyscyplinę wewnętrzną. Pracuje zawsze dla rzeczy nie dla ludzi.Pod względem objętości dowodzenia. Polecam każdemu dla dowodzenia armią. Jeden z moich kandydatów na Naczelnego Wodza." Piłsudski wyrażał wątpliwości wobec niego w dwóch rzeczach: polityka kadrowa i umiejętność mierzenia sił całego państwa na zamiary. Mimo to na dzień przed śmiercią, Piłsudski wezwał Śmigłego do siebie i wyznaczył go na swojego wojskowego następcę.


Na stanowisku Głównego Inspektora Sił Zbrojnych, Drugi Marszałek przede wszystkim dbał o modernizację armii. Późniejsze twierdzenia różnych Eugeniuszów Kozłowskich o tym, że lekceważył nowoczesne technologie wojenne należy wyśmiać - Śmigły-Rydz modernizował naszą armię i kraj nawet mocniej niż na to pozwalały obiektywne warunki. Wykazywał się przy tym talentem dyplomatycznym - vide wynegocjowanie dużej pożyczki zbrojeniowej we Francji. Ponadto z powodzeniem realizował polecenie wydane mu przez Piłsudskiego - integrował naród wokół armii. Umiejętne rozwiązanie konfliktu z Litwą, zajęcie Zaolzia,  OZN -  a także wyciągnięcie ręki na zgodę do ONR. (Drugiego Marszałka można uznać za piłsudczyka najbardziej przyjaznego endecji - niestety sami endecy, zaczytani w tekstach Giertychów i Bodakowskich, nie znają własnej historii i o takich epizodach zapominają). Wiele ze słów, które wówczas wypowiedział i napisał w książce "Byście o sile nie zapomnieli" wciąż pozostaje aktualne.

"W życiu ludzkości nie ma takich zaciszy, w czasie których możnaby spokojnie i bezpiecznie wić sobie gniazdo cichego szczęścia, nie ma tych zaciszy, w czasie których naród mógłby sobie powiedzieć: dość się już naharowałem, dość już tej wiecznej służby na posterunku, dość już tego wysiłku. Naród, zdolny do wypełnienia swej misji dziejowej, wielkością swego wysiłku i jego długotrwałością mierzy swe siły żywotne... Taki naród wie, że z posterunku nigdy się nie zgodzi, że może być tylko mowa o luzowaniu na tym posterunku, luzowaniu jednego pokolenia przez pokolenie następne"






"Jesteśmy  narodem - i z tego trzeba sobie jasno zdać sprawę - który musi być "pod bronią" w najszerszym znaczeniu tych słów. A przede wszystkim w znaczeniu moralnym. Nie mam tu na myśli pobrzękującego szablą i pobrzękującego frazeologią  pustego militaryzmu, ale głębokie zrozumienie dla roli zadań żołnierza obrońcy Ojczyzny. Chodzi mi o to, by każdy Polak od dziecka wyrastał w tej świadomości (...). Aby każdy Polak, nim dłoń jego potrafi udźwignąć karabin, nim krok jego potrafi się zrównać z marszem kolumny żołnierskiej, w duszy posiadał już wysokie cnoty żołnierskie obowiązku, poświęcenia, prawości i honoru".


"Idea przewodnia działania jest następująca: słabość nigdy nie zrodziła siły; prywata, rzecz osobista, stronnictwo - musi być zawsze niżej, aniżeli interes państwa."

"Od mogiły żołnierza nie odchodzi się ze złamaną duszą. Nie odchodzi się z poczuciem klęski i beznadziejności, ale z niezbitym przekonaniem, że oto wyrosła nowa wartość ducha, wartość nie moja, nie twoja, ale nas wszystkich – wartość należąca do całego Narodu. Trzeba, aby pamięć o nich wiecznie trwała i żyła. W naszych szkołach dzieci powinny poznawać nazwiska poległych swej gminy czy miasta. To powinno wchodzić w program nauki i być pierwszą nauką o Polsce..."



Drugi Marszałek popełnił jednak katastrofalny błąd. Nie aresztował  wpychającego Polskę w niepotrzebną wojnę z Rzeszą chorego psychicznie alkoholika Becka. Wykazał się jednak od Becka większym rozeznaniem w sytuacji. Już w październiku 1938 r. zorientował się, że stosunki z Niemcami się psują. W marcu 1939 r. ogłosił mobilizację i kazał przygotowywać się do wojny z Rzeszą zanim robili to Niemcy. Beck uspokajał go wtedy, że wszystko jest OK. (Według antypolskiego "historyka" Roberta Michulca Drugi Marszałek chciał wtedy zaatakować Niemcy - co miałoby tłumaczyć "ofensywne" rozmieszczenie polskiej armii nad granicą. Teza dosyć intrygująca...). Był cały czas dezinformowany przez Becka - zapewniającego o "przyjaznej neutralności" Sowietów i pomocy Zachodu. Wobec tego, zgodnie ze swym charakterem, zdecydował się na skrajnie ryzykancki plan Z - z wariantem w postaci manewru zaczepnego z Przedmościa.  Gdyby nie ta dezinformacja, zapewne uniknęlibyśmy wrześniowej klęski w jedyny możliwy sposób - nie weszlibyśmy do wojny z Rzeszą, lecz razem poszlibyśmy na Sowietów.

Oczywiście Drugi Marszałek popełniał błędy w 1939 r. Do najważniejszych należało: niedopilnowanie przygotowania zapasowych kwater głównych (stąd trudności w łączności z armiami), zbyt wczesny odwrót z linii Narwii, pomyłki kadrowe (Rómmel, Dąb-Biernacki, Fabrycy, Młot-Fijałkowski) i nieszczęsny rozkaz z 17 IX - będący jednak efektem dezinformacji Becka. Nawet bez tych pomyłek nasz los byłby jednak przesądzony - główną winę za klęskę ponosi Beck. Śmigły to zrozumiał i w Rumunii urządził temu pijaczynie awanturę ("Przecież mówiłeś, że się nie porozumieją! Pan mnie oszukał, Panie ministrze!"). I tak jednak armia wrześniowa dała nam powody do dumy. Radziliśmy sobie z Niemcami znacznie lepiej od Francuzów, Norwegów, Serbów, Brytyjczyków - nie mówiąc już o Sowietach. Czy gdyby była "stadem agresywnych baranów" - jak ostatnio napisał w komentarzach na tym blogu jakiś baran to czy zniszczyłaby Niemcom ok. 1000 czołgów i 700 samolotów?



Drugi Marszałek próbował jednak naprawić swój błąd z 1939 r. Dokonał brawurowej ucieczki z Rumunii i zaangażował w tajemniczą grę mającą odwrócić sojusze w Europie. Organizacja Muszkieterowie, ucieczka premiera Leona Kozłowskiego, konkurencyjna polska władza w Budapeszcie  - wszystko to wiąże się z ostatnią misją Drugiego Marszałka, który zmarł w trakcie jej prowadzenia. I choćby z tego powodu, jako najwyższy rangą wódz, który oddał życie za Polskę zasługuje on na główne miejsce w postulowanym przeze mnie projekcie Polskiej Świątyni Yasukuni.


poniedziałek, 25 lipca 2011

Breivik - fanatyk skrajnego centrum




"Charles Man...son uz...nał swo...je mor...de...rstwa za... ma...ni...fest. Ocipiał czy co?!"
           "Czas Apokalipsy"

Nie chcę broni Breivika, ale uważam, że należy w uczciwy sposób przedstawić jego osobę, bo tylko w ten sposób uda nam się zrozumieć co się stało na wyspie Utoya i w Oslo.

Tymczasem - z jednej strony słyszymy "ekspertów" mówiących nam, że Breivik to neonazista i zarazem chrześcijański fundamentalista. Dzisiaj rano w TVP Info znany nazista (czy antynazista - oni zawsze mi się mylą...) Rafał Pankowski onanizował się tym tak mocno, że pokrył białą substancją całe studio. Jego złota myśl: "Yyyyyy... Muzułmanie.....yyyyyy...... są zwykle przedwcześnie oskarżani o....yyyy..... zamachy terrorystyczne.....yyyyyyy". Zwłaszcza, że do zdetonowania bomby w Oslo przyznała się organizacja Pomocnicy Globalnego Dżihadu twierdząc, że to kara za karykatury Proroka Mahometa (PBUH), które opublikowali... Duńczycy (Dania, Norwegia, Polska - jeden ch... dla nich, tak jak dla nas Irak i Iran).

Z drugiej strony natomiast tępi narodowo-radykalni doktrynerzy, starają się udowodnić, że Anders Breivik, to Żyd. I mason. Bo każdy Żyd to mason... No dobra, rzeczywiście był masonem. Ale poza tym to czysty Nordyk - taki co wódkę popija piwem. Portal Nacjonalista.pl pisze o nim jednak jako o "syjonistycznym fanatyku" o "poglądach pro-pedalskich". A skoro już o kochających inaczej mowa, to znany monarchista (lubiący jak mu polerują berło...) Adam Wielomski wzywa służby, by zajęły się ruchami syjonistycznymi i masońskimi. Jedna z mend produkująca się na tym gejowskim portalu porównuje natomiast Breivika z "masonami, którzy wywołali Powstanie Listopadowe".

Powyżej: obóz na wyspie Utoya, dzień przed atakiem Breivika. Breivik uważał socjalistyczną młodzieżówkę za bandę kryptokuministycznych proislamskich ciot. Ale żeby do nich strzelać?

Co do syjonizmu Breivika - rzeczywiście był proizraelski. Ale był również prormiański, proserbski i pozytywnie nastawiony do chrześcijan z Nigerii. Czy to oznacza, że można go nazwać "dasznackim fanatykiem" lub "czetnickim fanatykiem"? Raczej nie. A co do jego "pro-pedalskości", to swoim manifeście sprzeciwia się on gejowskim małżeństwom uznając je za przejaw kulturowego marksizmu, który jest jego śmiertelnym wrogiem.

Manipulacja faktami przez lewicę i prawicę jest zastanawiająca - dla jednych Breivik to skrajny prawicowiec, dla drugich lewak. Jedni oskarżają English Defence League o rasizm, drudzy o "eurosyjonizm". Może ma więc rację biorący stronę narodowo-radykalnych ciot Janek Bodakowski nazywając Breivika przedstawicielem "radykalnego centrum". Podoba mi się to określenie. Na współczesnej lewicy nie ma dla mnie miejsca, prawicę lepiej omijać z daleka - to cioty. Najlepiej jest na skrajnym centrum.