sobota, 31 sierpnia 2024

Polskie symbole II wojny światowej

 Zastanawiałem się, co napisać na 85-tą rocznicę  zniszczenia "białej Europy" przez bandę niemieckich przygłupów dążących do rewanżu za przegraną I wojnę światowej i do budowy wielkiej, kontynentalnej przestrzeni gospodarczej. Napisanie, że historia się powtarza (jako farsa) byłoby banałem. O prawdziwym przebiegu kampanii polskiej 1939 r. pisałem już wielokrotnie - podobnie jak o wielu innych tajemnicach tej wojny. Zainteresowanych odsyłam też do książki Waszego Ulubionego Autora, czyli do "Mrocznych sekretów II wojny światowej".  Pomyślałem więc o wpisie dotyczącym ludzi, których śmiało można nazwać symbolami polskiego udziału w drugiej wojnie światowej. Oto ich mój subiektywny ranking:




Generał Leopold Okulicki - postać niestety mocno obfajdana przez Ciechanowskiego i Zychowicz, ale nie zmienia to faktu, że będąca symbolem polskiego udziału w II wojnie światowej. To Okulicki odbierał 1 września 1939 r. nad ranem pierwsze meldunki o niemieckiej napaści. Ów oficer Sztabu Naczelnego Wodza pozostał następnie w oblężonej Warszawie (by pilnować gen. Rómmla) i odznaczył się w jej obronie, dowodząc m.in. jednym z brawurowych kontrataków. W konspiracji od samego początku. Tworzył SZP/ZWZ na arcytrudnym łódzkim terenie. To on miał niewdzięczną misję przekazania majorowi "Hubalowi" rozkazu nakazującemu mu rozwiązać oddział. Później został przerzucony na jeszcze trudniejszy teren do okupowanego Lwowa. Tam wpadł w łapy NKWD. Jak czytamy:



"„Ja pana znam, jest pan szefem wywiadu Ukrainy” – w ten sposób płk Leopold Okulicki, komendant ZWZ na Obszarze 2 (Białystok) i 3 (Lwów), zwrócił się do Iwana Sierowa, ludowego komisarza bezpieczeństwa Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej. – A wy nie jesteście Zakrzewski, za którego się podajecie, tylko Okulicki, „Mrówka” – odparł Sierow. Do rozmowy tej doszło w nocy z 21 na 22 stycznia 1941 r. we Lwowie. Sierow nie mógł sobie odmówić przyjemności spotkania z człowiekiem, którego uważał za godnego przeciwnika. „Na marginesie, wywarł na mnie wrażenie mądrego i dobrego, kompetentnego pracownika wywiadu” – napisał w swoich wspomnieniach późniejszy szef KGB i GRU.

Okulicki wykazywał zadziwiający hart ducha jak na osobę aresztowaną przez znaną z okrucieństwa sowiecką bezpiekę. Pogratulował Sierowowi sukcesu, wspominając, że gdyby jego ludzie przyszli godzinę później, już by go nie zastali w melinie. Wytknął też błędy w postępowaniu sowieckich tajniaków. Wspomniał, że miejscowi rozpoznają ich na kilometr, po fatalnie dopasowanych, nędznych ubraniach i ostentacyjnie chamskim zachowaniu. Sierow wytknął natomiast błędy, które popełniły w konspirowaniu kurierki Okulickiego. „Mrówka” zastrzegał, że żadnych nazwisk podwładnych nie poda, ale rozmawiać może, gdyż i tak pewnie wolności już nie odzyska. Sierow nazwisk nie potrzebował, bo już je znał – lwowska ZWZ była głęboko zinfiltrowana przez NKWD. Bardziej interesowała go możliwość zwerbowania polskiego konspiratora.

Gra pomiędzy Sierowem a Okulickim została jednak przerwana po dwóch dniach. Z Łubianki przyszedł rozkaz, by dostarczyć aresztowanego do Moskwy. „Jak się potem dowiedziałem, w Moskwie podczas przesłuchania zaczęto stosować wobec generała pogróżki, Okulicki zdecydowanie oświadczył, że towarzyszy swoich nie wyda. Śledczy nakrzyczał na niego i kilka razy uderzył w twarz. Generał zamknął się w sobie i nie powiedział więcej ani słowa”.

(...)

Podczas pięciomiesięcznego śledztwa na Łubiance Okulicki, widząc, że NKWD posiada bardzo dokładne informacje o ZWZ, dotyczące m.in. jego Komendy Głównej, podjął śmiałą grę. Zaczął przekonywać śledczych, że został wyznaczony przez Roweckiego na emisariusza mającego uzgodnić współpracę polskiej konspiracji z Sowietami. Dawał do zrozumienia, że wie o tym, że zbliża się wojna sowiecko-niemiecka. – W walce między ZSRR a Niemcami naród polski powinien stanąć u boku ZSRR – mówił 4 maja 1941 r. Gra skończyła się, gdy NKWD rozszyfrowało raport do Roweckiego, mówiący o antysowieckiej działalności Okulickiego. Sowieci przenieśli go wówczas do więzienia Lefortowo, gdzie poddano go 35-dniowemu śledztwu połączonemu z torturami. Według Janusza Kurtyki Okulicki nikogo wówczas nie wydał i twierdził, że zapomniał haseł. (...)


Kolejny raz Sierow spotkał Okulickiego latem 1941 r. na Łubiance, w poczekalni do gabinetu Ławrientija Berii, ludowego komisarza spraw wewnętrznych ZSRR. Okulicki był tam przedstawicielem generała Władysława Andersa i uczestniczył w rozmowach dotyczących tworzenia armii polskiej w ZSRR. Do trzeciego ich spotkania doszło dopiero w marcu 1945 r., po aresztowaniu 16 przywódców Polski podziemnej w Pruszkowie. Wówczas polski generał znów był dla niego wrogiem. W swoich wspomnieniach napisał o nim: „był to prowokator, współpracujący od 1940 r. z NKWD i jednocześnie z Anglikami. (…) Okulicki usiłował rozpocząć negocjacje z Berią i napisał do niego list”. Ten fragment wspomnień Sierowa wywołuje zrozumiałe kontrowersje. We wcześniejszych wpisach w swoim dzienniku pisze on bowiem o Okulickim niemal wyłącznie jako o godnym przeciwniku. Gdyby Okulicki rzeczywiście współpracował z NKWD od 1940 r., to oznaczałoby, że Sierow we Lwowie polował na agenta swojej służby. Obraz dodatkowo zaciemniają sugestie Sierowa o pracy Okulickiego dla Anglików i o jego dziwnych relacjach z Berią. Choć niektórzy zapalczywi publicyści obecnie wprost oskarżają ostatniego komendanta głównego AK o pracę dla sowieckich służb, to z relacji Sierowa wynika raczej, że był on konspiratorem, który zaangażował się w bardzo ryzykowną grę wywiadowczą, w której stawką była Polska."

(koniec cytatu)



Okulicki był później bliskim współpracownikiem gen. Andersa. Uczestniczył w rozmowach ze Stalinem na Kremlu, w poszukiwaniach polskich oficerów i w organizowaniu ewakuacji polskiej ludności do Iranu. Anders pisał o nim:  "W tych najcięższych chwilach, kiedy 7 miesięcy współpracy można śmiało policzyć za 7 lat, płk Okulicki wykazał tyle niespożytej energii i hartu ducha oraz tyle żołnierskich zalet, jak poprzednio w wojnie 1939 i następnie w ZWZ. Ani na chwilę nie zawiódł mego całkowitego zaufania, był wzorem lojalności służbowej i odwagi cywilnej”. Stalin natomiast zwrócił uwagę na Okulickiego podczas jednej z biesiad na Kremlu. Nagle stwierdził, że Okulicki przypomina mu przewodnika, który przerzucał go przez granicę w Zagłębiu Dąbrowskim. Innym razem mówił mu: „Ja mam do ciebie słabość. Pierwszy raz z moich rąk wyszedłeś, drugi raz nie ujdziesz”.

Co ciekawe, Okulicki był również przyjacielem Zygmunta Berlinga. Berling pisze o nim niezwykle ciepło i ciekawie w swoich wspomnieniach. Podczas służby w 36 Pułku Legii Akademickiej na Pradze, chodzili na podwójne randki.

Po wyjściu na jaw Zbrodni Katyńskiej, Okulicki rezygnuje z dowodzenia 7 Dywizją Piechoty i przechodzi do Oddziału VI Sztabu Naczelnego Wodza. Jako cichociemny zostaje zrzucony do kraju w maju 1944 r. Wchodzi w skład Komendy Głównej AK i bierze udział w procesie decyzyjnym prowadzącym do Powstania Warszawskiego (który już opisywałem, rozbijając w puch fałsze Ciechanowskiego i Zychowicz) Potem zostaje ostatnim komendantem głównym AK. Jak czytamy:


"3 października opuścił Warszawę wraz z ludnością cywilną i udał się do Częstochowy, gdzie odtworzył KG AK. Musiał wówczas walczyć z intrygantami wewnątrz organizacji chcącymi ograniczyć jego władzę. W tym czasie dostał też depeszę o śmierci swojego jedynego syna, Zbigniewa, w walkach pod Anconą. 19 stycznia 1945 r. wydał rozkaz zwalniający żołnierzy swej organizacji z przysięgi. „Starajcie się być przewodnikami narodu i realizatorami niepodległości Państwa Polskiego. W tym działaniu każdy z Was musi być dla siebie dowódcą”.

Nie zaprzestał jednak konspiracji. 9 marca 1945 r. porucznik Pieńkoś z PAL doręczył mu list od pułkownika NKWD Pimienowa, w którym zapraszał Okulickiego do negocjacji z „generałem Iwanowem”, czyli de facto z Sierowem. W liście znalazła się groźba, że „spotkanie nastąpi nawet jak odmówicie”. Okulicki nie chciał iść, ale dostał polecenie od swych politycznych zwierzchników. 27 marca wybrał się więc na spotkanie z Sowietami w jednej z wilii w Pruszkowie. Najpierw zepsuł mu się samochód, później uciekła mu kolejka EKD, w końcu dojechał na miejsce na doraźnie kupionym rowerze. Został aresztowany przez ludzi Sierowa i trafił wraz z 15 pozostałymi przywódcami Polskiego Państwa Podziemnego na Łubiankę.



Ich proces odbył się w Moskwie w dniach 18–21 czerwca 1945 r., równolegle z negocjacjami pomiędzy Stalinem a Mikołajczykiem. Postawa Okulickiego na sali sądowej wzbudziła szacunek zachodnich korespondentów. Potrafił odgryźć się sędziom i prokuratorom. Gdy prokurator spytał go, czemu nie odczuwa wdzięczności dla Sowietów za „wyzwolenie” Polski, odpowiedział: „Chylę czoła przed Armią Czerwoną za wyswobodzenie Polski, ale jeszcze większy hołd składam tym żołnierzom armii polskiej, którzy zginęli z rąk żołnierzy Armii Czerwonej”.

(koniec cytatu)

24 grudnia 1946 r. zostaje wyprowadzony z więziennej celi i już do niej nie wraca. Taka data widnieje na jego oficjalnym akcie zgonu. Generał Okulicki posiada symboliczny grób na moskiewskim Cmentarzu Dońskim i na Powązkach Wojskowych w Warszawie.


Niewątpliwym symbolem polskiego udziału w II wojnie światowej był generał Stanisław Maczek. Sądzę, że nie muszę się rozpisywać o jego biografii, gdyż jest ona powszechnie znana. We wrześniu 1939 r. nie dał rozbić swojej 10 Brygady Kawalerii zmotoryzowanej i w zwartym szyku przekroczył z nią granicę węgierską. Ze swoją jednostką walczył później we Francji, a od lipca 1944 r. brał udział w wyzwalaniu Europy Zachodniej. Wojnę zakończył przyjmując kapitulację niemieckiej bazy morskiej Wilhelmshaven i odzyskując polskiego orła z Dowództwa Marynarki w Gdyni, który znajdował się jako łup wojenny w Wilhelmsaven. Polska "ludowa" nagrodziła go za to odebraniem obywatelstwa - za czym głosował m.in. Stanisław Mikołajczyk. (Jako ciekawostkę dodam to, że generał Maczek miał chorwackie korzenie.)



Rotmistrza Witolda Pileckiego też chyba nie muszę przedstawiać. Przypomnę więc kilka mniej znanych faktów o nim. W 1918 r. brał udział w antybolszewickiej partyzantce w Rosji, a później walczył  Samoobronie Wileńskiej i oddziale partyzanckim Jerzego Dąbrowskiego "Łupaszki". W 1939 r. dowodzony przez niego oddział kawalerii dywizyjnej zniszczył 7 niemieckich czołgów i 2 samoloty (na ziemi). Prowadził on działania partyzanckie do 17 października 1939 r., a następnie włączył się w konspirację Tajnej Armii Polskiej. W Powstaniu Warszawskim Pilecki walczył początkowo w kompanii NSZ "Warszawianka", a później dowodził własną redutą w ramach Zgrupowania Chrobry II. Nie znamy sporej części szczegółów jego misji wywiadowczej w okupowanej przez Sowietów Polsce, ale są poszlaki mówiące, że dotarł również na tereny włączone do ZSRR, pod Grodno.


Pewne podobieństwa do historii Pileckiego ma życiorys Andrzej Czaykowskiego "Gardy". We wrześniu 1939 r. w plutonie łączności kawalerii, walczy przeciwko Niemcom i Sowietom (pod Grodnem). Ucieka z internowania na Litwie, wstępuje w 1940 r. do wileńskiej ZWZ. Aresztowany przez Sowietów, trafia do łagru, a po wyjściu z niego do szwadronu przybocznego gen. Andersa. W kwietniu 1944 r. zrzucony do Polski jako cichociemny. Walczy w Powstaniu jako jeden z dowódców na Mokotowie. Po Powstaniu wchodzi do odtworzonej KG AK. Aresztowany przez Gestapo, trafia do obozów koncentracyjnych Gross-Rosen i Dora. Później w PSZ na Zachodzie. Wraca do Polski w 1949 r. i organizuje siatkę wywiadowczą. Aresztowany w 1951 r. przez UB. Rozstrzelany w 1953 r.



Dużo więcej szczęścia miał gen. Antoni Heda-Szary - mój ulubiony dowódca partyzancki. Ów inżynier z zakładów zbrojeniowych w Starachowicach zaczyna swój szlak bojowy we wrześniu 1939 r., niszcząc za pomocą "świeżo zbudowanego" w fabryce działka niemiecki samochód pancerny. Jako ochotnik dołączą do naszych wojsk i bierze udział w bitwach pod Iłżą i pod Kockiem. Wcześnie angażuje się w konspirację. W lipcu 1940 r. zostaje aresztowany przez przekraczaniu granicy sowieckiej. Siedzi w Twierdzy Brzeskiej - podczas jednego z przesłuchań wyrzuca przez okno pas przesłuchującego go oficera NKWD. Zostaje skazany na pobyt w łagrze, ale nie dociera na Syberię. Jak czytamy:  "Podczas transportu na wschód Heda uznał, że obydwaj muszą wrócić do Brześcia, aby jeszcze odwlec moment zsyłki w nadziei na nowe okoliczności. Dla osiągnięcia tego celu „Szary” wpadł na pomysł wykorzystania niejakiego Nowaka, Żyda z pochodzenia, o którym współwięźniowie mówili, iż był etatowym kapusiem NKWD. Wprowadzili go w przekonanie, że w rzeczywistości byli groźnymi agentami mającymi za zadanie rozpracować Twierdzę Brzeską. W jego obecności głośno wyrażali ulgę, że udało im się wprowadzić w błąd śledczych NKWD i dostali tylko po 7 lat. Podstęp się udał w czasie gdy transport więźniów przejeżdżał przez Kazań, Heda i Dziura zostali wyprowadzeni z wagonów i przewiezieni z powrotem do Brześcia. Rozpoczęło się ponowne śledztwo. Towarzysze nie próbowali kłamać. Mówili śledczym o zdekonspirowanym kapusiu Nowaku i o tym, iż dla Polaków wszystko jest lepsze od zesłania na Sybir, oraz o swojej chęci pobytu jak najbliżej domu. Z początku śledczy nie ufali im, jednak przyjaciele byli konsekwentni. W wyniku ponownego śledztwa podwyższono im wyroki na 12 lat łagru. Postępowanie zakończyło się w czerwcu 1941 roku. Heda i Dziura oczekiwali na ponowny transport. 22 czerwca 1941 roku po ataku Niemiec na ZSRR, załoga NKWD zbiegła, a więźniowie wydostali się na wolność." Po wyjściu z twierdzy Heda został schwytany przez niemiecką żandarmerię. Ponieważ nie posiadał żadnych dokumentów, został osadzony w obozie niemieckim dla jeńców z Armii Czerwonej w okolicach Terespola. Warunki, jakie Niemcy stworzyli więźniom, były bardzo złe. Niemieccy żołnierze dopuszczali się aktów bestialstwa i okrucieństwa wobec jeńców. Głęboko wierzący Heda pisał później na temat stalagu, że obóz ten był jaskrawym przykładem działania szatana na ziemi. W czasie pobytu „Szary” dostał się do grupy roboczej, która zajmowała się wywożeniem odpadków poza teren obozu. Podczas pracy więźniowie opracowali sposób ucieczki z obozu polegający na ukryciu się w beczkach z resztkami. Podczas losowania każdy otrzymał swoją kolej i podczas następnych transportów zawsze dwóch więźniów wydostawało się na wolność. W końcu nadeszła kolej na Hedę. "

Po ucieczce z obozu jenieckiego, Heda zorganizowała w Świętokrzyskim swój oddział partyzancki. Był jednym z najbardziej błyskotliwych dowódców. Współpracował ze zgrupowaniem Jana Piwnika "Ponurego". Gdy przedstawiciele BCh proponowali mu przejście z AK do ich organizacji, Heda odpowiedział, że doskonale pamięta, co wypisywali oni o Kościele przed wojną i że współpraca z nimi byłaby sprzeczna z jego sumieniem. Swój partyzancki szlak zakończył w sierpniu 1945 r. rozbiciem ubeckiego więzienia w Kielcach i uwolnieniem z niego nawet 700 więźniów. Później brał udział w tworzeniu planu rozbicia więzienia mokotowskiego, ale niestety akcja została spalona w wyniku zdrady. Aresztowany przez UB w 1948 r., dostał kilkukrotną karę śmierci. Został ocalony w wyniku interwencji marszałka Rokossowskiego. Po 1956 r. angażował się w nieoficjalny ruch kombatancki. W 1976 r. planował odbić z więzienia aresztowanych demonstrantów z Radomia. Internowany w stanie wojennym. W III RP działacz Samoobrony. Zmarł w 2008 r. Napisał znakomite wspomnienia, które wszystkim polecam.



W planowaną akcję rozbicia więzienia mokotowskiego wtajemniczony był również cichociemny Marian Gołębiewski "Ster".  Ów weteran września '39 i kampanii francuskiej, był dowódcą zamojskiego Kedywu. Odznaczył się w walkach z niemieckimi kolonistami i z Ukraińcami. Walczył też z komunistami, podszywając się pod NSZ. W sierpniu 1944 r. rozbił sowieckie więzienie w Hrubieszowie. Później zawarł rozejm z... UPA. W ubeckim więzieniu siedział w latach 1946-1956. Później zaangażował się w działalność organizacji Ruch, za co siedział w latach 1970-1974. Potem działał w ROPCiO i "Solidarności". Wyemigrował w 1982 r., a po powrocie w 1990 r. wydawał konspirologiczne książki. Zmarł w 1996 r. 



Ciekawy życiorys miał również płk Antoni Żurowski "Papież", dowódca AK na warszawskiej Pradze. Wojnę zaczął w szeregach KOP i brał udział w walkach Sowietami od granicy po Wytyczno. Dowodził Powstaniem na Pradze i zdecydował o jego zakończeniu. Gdy Sowieci weszli na Pragę, pierwszy spotkany sołdat spytał go: "A ty widział gdzieś akistów?". "Nie", "To dobrze, bo jakbym zobaczył takiego sukinsyna akistę, to bym go ubił". Żurowski negocjował później z Berlingiem stworzenie z praskich żołnierzy AK odtworzonego 36 Pułku Legii Akademickiej. Jak czytamy: "Aresztowany przez NKWD 27 listopada 1944. Po odmowie współpracy przekazany do katowni w Otwocku. Przesłuchiwany przez Józefa Światło z grupą specjalną UB, następnie przetransportowany do katowni w Lublinie. W roku 1945 dwukrotnie skazany na karę śmierci, dzięki interwencji wiceministra obrony narodowej Mariana Spychalskiego zamienioną ostatecznie na dziesięć lat więzienia. 26 lipca 1945 został odbity w czasie transportu wraz z dużą grupą przewożonych oficerów i żołnierzy AK. Akcję przeprowadził oddział „Świta” – grupa „Orlika” (Marian Bernaciak) ze Zrzeszenia WiN. Po ciężkiej chorobie płk Żurowski powrócił do Warszawy. 10 października 1945 ujawnił się wobec nowych władz[7]. Przez następnych trzynaście lat do października 1958 ukrywał się pod fałszywymi nazwiskami). " Zmarł w 1988 r.



Chyba nie muszę szerzej przedstawiać mjra Bolesława Kontryma "Żmudzina" - były dowódca sowieckiej dywizji, szpieg, strażnik graniczny i policjant w II RP, weteran Narviku, cichociemny, powstaniec warszawski (zasłużony podczas walk w Śródmieściu Północnym), maczkowiec, więzień UB, zabity w 1953 r. Jeden z tych, których ciała odnaleziono na Łączce. Pochowany w mało okazałej "szufladzie" w panteoniku Kunerta. 



Życiorys generała Janusza Brochwicz-Lewińskiego "Gryfa" opisywałem już w serii Niepodległość. Odsyłam do właściwego odcinka. Bez wątpienia był on człowiekiem mającym ogromne szczęście.




Nie muszę chyba też przypominać kim był Józef Franczak "Lalek".  Przytoczę więc tylko mniej znane fakty z jego biografii. Wielokrotnie wyrywał się śmierci. W 1939 r. zdołał zbiec z kolumny jeńców pojmanych przez Sowietów. W 1946 r. zdołał uciec wraz z kilkoma więźniami i zabić eskortujących go ubeków. (Ubecy popełnili błąd: zrobili sobie przystanek na wiejskim weselu, gdzie się spili.) Franczak był też żołnierzem II Armii WP, z której zdezerterował, po tym jak zobaczył rozstrzeliwania żołnierzy z akowską przeszłością w Kąkolewnicy. W ostatniej akcji zbrojnej brał udział w 1953 r. 21 października 1963 r. zginął w obławie SB i ZOMO, ale przed śmiercią zdołał postrzelić jednego zomowca.

Symbolami naszego udziału w II wojnie światowej mogą być również postacie kontrowersyjne, mające jednak ciekawe biografie. Oto kilka z nich:


Bolesław Piasecki jest postrzegany głównie przez pryzmat swojej przedwojennej i powojennej działalności politycznej. W czasie wojny był jednak autentycznym bohaterem i dobrym dowódcą partyzanckim, o czym świadczyło choćby Virtuti Militari nadane mu za Operację "Ostra Brama". Jego oddziały wsławiły się w walkach z Niemcami i sowiecką partyzancką.  Virtuti Militari dostała również jego żona Halina, poległa w Powstaniu Warszawskim na Starówce. (We wzruszający sposób opisał okoliczności jej śmierci Stanisław Podlewski w "Przemarszu przez piekło".) Był on też jednym z pierwszych organizatorów oporu antysowieckiego w Polsce. Symbolem jest też jednak metamorfoza, którą przeszedł po uwięzieniu w listopadzie 1944 r. - plan infiltracji komunistycznych władz i ratowania, tego co się da. Ciekawostka: we wrześniu '39 służył w kompanii czołgów wolnobieżnych broniącej Twierdzy Brzeskiej. Ciekawostka 2: Piasecki blisko współpracował z organizacją "Muszkieterowie" i jej przywódcą inżynierem Stefanem Witkowskim. Ludzie Piaseckiego odstrzelili później polskiego funkcjonariusza Kripo, który na zlecenie wywiadu AK zlikwidował Witkowskiego.



Kontrowersje wzbudzała w ostatnich latach postać gen. Zbigniewa Ścibora-Rylskiego. Abstrahując od jego powojennych związków z bezpieką, trzeba jednak przyznać, że jego fragment życiorysu w czasie wojny był pomnikowy. We wrześniu '39 walczył w SGO "Polesie", od 1940 r. był zaangażowany w konspirację ZWZ, wraz z 27 Dywizją Piechoty AK walczył na Wołyniu, w Powstaniu Warszawskim dowodził m.in. desantem kanałowym na Plac Bankowy, a na Czerniakowie bronił ostatniej powstańczej reduty, mając pod swoim dowództwem również berlingowców. 



Zofia Kochańska-Ropp-Ścibor-Rylska "Marie Springer "- jego żona (na którą później donosił) - była natomiast w wywiadzie AK i zdołała zlokalizować miejsce ostatniej przystani pancernika Tirpitz. 


Niewątpliwie kontrowersyjną postacią był gen. Julian Skokowski - dowódca Murmańczyków, zasłużony jednoręki weteran, w 1939 r. dowódca piechoty dywizyjnej 25 Dywizji Piechoty oraz Grupy "Palmiry", konspirator ze Związku Jaszczurczego, który stał się generałem Polskiej Armii Ludowej (opisywanej przeze mnie w serii Gracze), a w Powstaniu Warszawskim dowódcą połączonych sił Armii Ludowej, PAL i Korpusu Bezpieczeństwa. Dowódca antybolszewickich Murmańczyków był więc zwierzchnikiem komunistów w powstańczej Warszawie :) Dodam, że był też przedwojennym kumplem gen. Berlinga, a w latach 1948-1955 więźniem UB. 


Absolutnie kuriozalny życiorys miał natomiast Bolesław Hanicz-Boruta, przedwojenny agent policji w KPP, bahnschutz, konspirator z NOW, który wszedł ze swoim oddziałem jako wtyka do GL/AL, dosłużył się tam stopnia dowódcy brygady partyzanckiej, zaprzyjaźnił z Moczarem, zaliczył krótką służbę w milicji, UB i KBW, by zbuntować swój batalion KBW i zostać Żołnierzem Wyklętym. Mimo dwukrotnego pobytu w komunistycznych więzieniach i ciężkich zarzutów - za każdym razem spadał na cztery łapy, ratowany przez Moczara i po 1956 r. był zasłużonym, komunistycznym działaczem partyzanckim. Opisywałem dokładniej jego przypadek w serii Gracze.

***

Oczywiście namawiam do lektury "Mrocznych sekretów drugiej wojny światowej". Zbiera jak na razie dobre oceny w necie. Jedna z opinii na temat tej książki: "Nie dla idiotów - jak reklamuje się jedna znana sieciówka. W nowym niemiecko-polskim podręczniku do historii na pewno o tym nie przeczytacie. Kupujcie póki jeszcze nie jest zakazane."



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz