sobota, 1 lipca 2023

Zamach Prigożyna i dawnego GRU

 


Teorie mówiąc o tym, że "marsz sprawiedliwości" Grupy Wagnera na Moskwę to "ustawka" czy "montaż" nie wytrzymują krytyki z kilku powodów. Pierwszym z nich jest to, że Moskwa nie miała z góry przygotowanej narracji - takiego gotowca jak po Smoleńsku, zamachach na bloki mieszkalne w 1999 r. czy śmierci gen. Lebiedzia. Tym razem cała afera była gigantyczną wizerunkową wtopą dla Putina i Rosji. Niektórzy twierdzą, że celem rzekomej "ustawki" miało być usunięcie Szojgu i Gierasimowa. Tyle, że Putin mógłby ich usunąć bez tego całego cyrku - po prostu podpisując odpowiednie dokumenty. Szojgu jakoś nadal jest rosyjskim ministrem obrony. I Putinowi widać nie zależy, by go pozbawić stanowiska. Wszak mógłby je objąć ktoś kompetentny, kto szybko zdobyłby popularność i zagroził jego władzy. 


Jeśli więc spełnią się pogłoski o tym, że Szojgu ma zostać zastąpiony przez gubernatora Tuły Aleksieja Diumina, to oznaczać to będzie, że Putin traci kontrolę. Diumin od dawna jest kreowany bowiem następcę Putina. Wcześniej był zastępcą szefa jego ochrony, a w 2014 r. wiceszefem GU (dawnego GRU), gdzie kierował operacjami związanymi z zajęciem Krymu i ewakuacją Janukowycza z Ukrainy.

Czemu miał więc służyć wagnerowski marsz na Moskwę?

Na spotkaniu dowódców Grupy Wagnera, Prigożyn nie krył jaki jest jego ostateczny cel. "Wywlokę Putina z Kremla na Plac Czerwony i naszczam na niego podczas transmisji na żywo".

Według Generała SWR, Prigożin w ostatnich miesiącach stracił bezpośredni dostęp do Putina, a "życzliwi" pośrednicy przeinaczali jego prośby i sugestie kierowane do prezydenta. Putin zaczął w wyniku tego uznawać Prigożyna za psa, który się zerwał z łańcucha. Dał więc zielone światło dla Szojgu na "rozwiązanie kwestii" gwiazdorzącego oligarchy. Generał SWR twierdzi jednak, że Prigożyn wciąż miał przyjaciół i protektorów w wywiadzie wojskowym GU. Razem z nimi planował uderzenie wyprzedzające. To oficerowie GU przekonali go, że zamach stanu może się udać.

(Poszlaką potwierdzającą te rewelacje było to, że bunt Prigożyna poparł Rosyjski Korpus Ochotniczy. Część "międzynarodówki" związanej z wywiadem wojskowym państw postsowieckich.)

Atak na obozy wagnerowców na Ukrainie był sfingowany. Ta inscenizacja nastąpiła jednak na kilka godzin przed realnym planowanym rosyjskim uderzeniem rakietowym na te cele. Według Christo Grozeva z Bellingcat, już w nocy z 22 na 23 czerwca zarejestrowano paniczną wymianę wiadomości pomiędzy FSB, GU i FSO. Spodziewano się rychłego buntu i nie traktowano go jako ustawki.



To, co się wydarzyło później, było dla szokiem dla całej rosyjskiej machiny państwowej. Zajęcie w kilka godzin Rostowa nad Donem i Woroneża wprawiło cały świat w zdumienie. W pewnym momencie, między kolumną wagnerowców a Placem Czerwonym w Moskwie nie było żadnych poważnych sił mogących zatrzymać puczystów. Były tylko ciołki z Rosgwardii, SOBR, policji, FSB i FSO. Putin uciekł z Moskwy do bunkra w Wałdaju. Co więcej, pucz spotkał się z entuzjastyczną reakcją zwykłych ludzi - przynajmniej w Rostowie. Zwykli Rosjanie wręczali buntownikom kwiaty, częstowali jedzeniem, robili sobie z nimi zdjęcia. Traktowano ich jako autentycznych ludowych bohaterów i wyraźnie im kibicowano. Wagnerowcy nagle jednak się zatrzymali i przerwali zamach stanu. Dlaczego?

Generał SWR twierdzi, że Prigożyn zorientował się w Rostowie, że nie uzyskał wystarczająco dużego poparcia. Nie chodziło tu o poparcie wśród ludu. Tylko o to, by stanęła za nim armia i by kolejne jednostki przyłączały się do niego w marszu na Moskwę. Armia pozostała jednak głównie neutralna - podobnie jak armia czechosłowacka w 1968 r., czy raczej jak większość armii węgierskiej w 1956 r. Siły Prigożyna wcale nie były duże. On mówił o 25 tys., ale wywiad brytyjski ocenił je na 8 tys. (Zauważcie, że o 8 tys. mówił też Jarosław Kaczyński.) Prigożyn przestraszył się więc, że rzucił się na kawałek mięsa, którego nie będzie w stanie połknąć. Widać to było po negocjacjach w Rostowie prowadzonych z wiceministrem obrony.



Jeden z rodzajów rosyjskich sił zbrojnych pozostawał wówczas lojalny wobec kierownictwa MON i Putina. Były nim siły powietrzne. W trakcie starć w dniu puczu, wagnerowcy zestrzelili nawet osiem śmigłowców i samolot Ił-18 będący powietrznym stanowiskiem dowodzenia - a więc maszyną drogą i rzadką. Mogło tego dnia zginąć 39 oficerów i pilotów sił powietrznych, w tym jeden w stopniu podpułkownika. Lotnictwo miało więc prawo dyszeć żądzą zemsty na wagnerowcach.

Dobrze poinformowane źródło powiedziało mi, że marsz wagnerowców na Moskwę powstrzymało właśnie lotnictwo. Ostrzegło Prigożyna, że zmasakruje jego kolumnę i w ramach demonstracji posłało rakietę w samochód, w którym jechał oficer znajdujący się na szpicy. Dano do zrozumienia Prigożynowi, że jego telefon można namierzyć, tak jak namierzono telefon satelitarny prezydenta Dudajewa. Pokrywa się to z twierdzeniami brytyjskich tajnych służb, o tym, że grożono dowódcom Grupy Wagnera, tym, że zlikwidowane zostaną ich rodziny. 


W takiej sytuacji, Prigożyn zgodził się na rozmowy z Patruszewem prowadzone za pośrednictwem Baćkoszenki.  Według Generała SWR, te negocjacje prowadził Patruszew, gdyż to on przejął kontrolę w obliczu bierności decyzyjnej Putina. Zgodzono się na gwarancje bezpieczeństwa i amnestię dla Prigożyna i jego ludzi. Putin gdy się o tym dowiedział, stwierdził: "Mam w dupie te gwarancje!".

Jak zauważył Ian Bremmer, szef Eurasia Group, Putin w przeszłości zabijał za rzeczy bardziej błahe. Nie odpuści więc Prigożynowi. Gen. David Petraeus, były szef CIA, radzi Prigożynowi, by unikał stania przy otwartych oknach. Komentatorzy w rosyjskich mediach otwarcie wzywają, by zabić szefa Grupy Wagnera.  Na razie jednak Prigożyn może trochę odetchnąć na Białorusi, w mińskim hotelu Continental (ci, którzy oglądali Johna Wicka, złapali aluzję :) Jego Grupa jeszcze działa w Rosji. Tak szybko go nie załatwią, gdyż jego ludzie kontrolują w Afryce skarbce z zagrabionymi diamentami i złotem. (Oczywiście zależą oni tam od rosyjskiego transportowego lotnictwa wojskowego. W Syrii już są oni zatrzymywani przez rosyjską i syryjską bezpiekę.) Ponoć Jurij Kowalczuk negocjuje z Prigożynem kwestię przekazania tych aktywów. "Kucharz Putina" zna też zbyt dużo jego sekretów. Putin musi się więc najpierw upewnić, że nie wyjdą one na jaw. I dopiero potem zlikwidować tego byłego więziennego "koguta".

Na razie FSB jest na etapie prowadzenia śledztwa w sprawie tego, którzy generałowie pomagali buntownikom. Podejrzenia dotyczą trzech generałów, w tym Surowikina, który się ponoć przyznał, że do pewnego momentu wspierał pucz, a później się wycofał. Podejrzeniom sprzyjają oczywiście wrzutki w zachodnich mediach.

Za dużo tego jak na "ustawkę" i "montaż"...


Wspomniałem o tym, że Rusnia nie miała z góry przygotowanej narracji dotyczącej puczu. Przez jeden dzień sowieciarskie NPC przekonywały w necie, że "Prigożyn to CIA". Później wymyślili oczywiście, że to "szachy 4D Putina". Według nich, cały ten cyrk był po to, by przerzucić Grupę Wagnera na Białoruś i od północy uderzyć na Kijów. Argumentacja idiotyczna, ale czego spodziewać się po tych debilach? Grupę Wagnera można było przerzucić na Białoruś bez tych jackassowych "szachów 4D". Przypomnijmy, że Grupa Wagnera liczyła w trakcie marszu na Moskwę 8 tys. bojców - jeszcze w grudniu było ich ponad 50 tys. W walce o powiatową mieścinę straciła więc ponad 40 tys. ludzi - co najmniej tyle, bo walczyła tam od sierpnia, ponosząc cały czas ciężkie straty. Jak więc 8 tys. kryminalistów miałoby zdobyć Kijów? Idiotyczną historyjkę o tym "genialnym ruchu" więc zmodyfikowano. Pod poprzednim wpisem macie komentarze anonimowego upośledzonego trolla, który kiepską polszczyzną piszę, że wagnerowcy "wywieźli z kopalni" "rezerwy z całego byłego ZSRR" i że to "genialny ruch Rosji" związany z transformacją energetyczną. Nie wyjaśnia jednak, czego rezerwy wywieziono "z kopalni". Były więc to zapewne rezerwy gówna - w 100 proc. ekologicznej biomasy, na której będzie oparty Zielony Ład. Przypominam, że poprzednia rosyjska wersja propagandowa dla idiotów mówiła, że w kopalni soli w Soledarze znajdują się "ukraińskie laboratoria biologiczne". A to mi przypomina anegdoty o tym jak w czasie pierwszej sowieckiej okupacji pytano się politruków, "czy w Związku Sowieckim jest syfilis", a oni odpowiadali: "Tak, sowieckie fabryki produkują codziennie tysiące ton syfilisu".

Potężny szok mentalny przeżyli również amerykańscy gównojadzi. Niektórzy przekonywali, że nie mamy do czynienia z puczem, bo gdyby Prigożyn coś takiego zrobił, "to zostałby aresztowany" , a później utrzymywali, że kwaterę Południowego Okręgu Wojskowego w Rostowie zajęło "tylko kilka tuzinów ludzi", więc "włączcie myślenie" :)))) 


Powyżej: Putin wygląda jak przegryw, który uciekł samolotem. Odpowiedź debila: Putin udaje się co tydzień do kościoła i dlatego opuszcza samolotem Moskwę, ty debilu. To normalne. Jeśli tego nie wiesz, to jesteś zbyt niedoinformowanym imbecylem, by się wypowiadać o geopolityce i powinieneś wrócić do swojej "fajnej" cioci, by zrobić jej rimjob, zanim twoja mama będzie musiała znów cię ukarać. 

U nas zaczyna się natomiast sianie strachu: "uuuuu, 8 tys. strasznych wagnerowców pójdzie teraz na Warszawę", "uuuu sprytny plan Putina". Można podejrzewać, że zostaną wykorzystani przez Baćkoszenkę na granicy, przy wspieraniu bambików próbujących gramolić się na płot. Nie da się wykluczyć prowokacji, więc trzeba ostro chronić granicę. Zrobić im niespodziankę, minując niektóre jej odcinki. Jak bambiki rzucają w naszych ludzi kamieniami, nasi powinni odpowiadać na to ogniem z broni gładkolufowej. Celować w głowy. Jeśli będą zasłaniać się kobietami i dzieciakami - nie przejmować się, strzelać!  Postępować jak Izraelczycy, Turcy czy Egipcjanie. Przydaliby się też "nieznani sprawcy" i "zaniepokojeni obywatele", którzy nawiedzaliby szlających się po lasach aktywistów współpracujących z handlarzami ludźmi i reżimem Łukaszenki.  Niestety westernizując się zatracamy swój gen okrucieństwa...  Za sanacji takich szkodników by się po prostu wsadzało do Berezy, gdzie by czekały na nich różne atrakcje. No ale, słysząc o tym zacnym miejscu odosobnienia, nie tylko libki, ale też dupokonserwatyści i duponarodowcy cienko pochlipują, zamiast sławić to wielkie osiągnięcie polskiej cywilizacji. 

Chciałbym kiedyś zobaczyć na wodach Morza Śródziemnego okręt ORP "Bogusław Wolniewicz", który służąc na tym akwenie z bratnią pomocą Włochom i Grekom, dziurawiąc z z działek stateczki z nachodźcami odpalałby jako sygnał dźwiękowy nagrane słowa profesora: Zatapiać!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz