sobota, 24 września 2022

Mogilizacja w Rosji

 


Ilustracja muzyczna: Aleksander Bujnow - VDV


Po necie krążą zdjęcia, filmy i relacje pokazujące chaotyczny przebieg "częściowej" mobilizacji w Rosji. Czasem przyjmuje ona postać popijawy na smutno, czasem popijawa przekształca się w żulerską bójkę,  czasem wywołuje gniewne reakcje ludności tubylczej (tak jak w Dagestanie), ale przede wszystkim skłoniła ona tysiące młodych Rosjan do ucieczki do takich krajów jak Finlandia, Armenia czy Gruzja. Z tego powodu ciągu jednego dnia lot z Moskwy do Erywania osiągnął cenę 11 000 USD. Przy okazji wychodzą niedostatki wiedzy zwykłych Rosjan o świecie. Do Gruzji wielu z nich próbuje bowiem wjechać przez Abchazję lub Osetię - co gruzińska straż graniczna uznaje za nielegalne przekroczenie granicy. Jest też wielu debili próbujących wjechać do Gruzji samochodami ozdobionymi symbolami Z i V. Łukasz Narzeka Warzecha oczywiście opowiada się, by przyjmować u nas takich "uchodźców"...

Tym, którzy spodziewają się szybkiej rewolucji w Rosji, pragnę zwrócić uwagę na jedną rzecz: skalę ucieczki i protestów. Choć na filmach krążących w necie wygląda ona spektakularnie, to jest ona wciąż niewielka jak na potencjał demograficzny kraju. 1300 zatrzymanych po pierwszej nocy protestów antymobilizacyjnych to bardzo niewiele. Co to jest na skalę Moskwy liczącej 12 mln mieszkańców? Groźniejsze są objawy niezadowolenia w Czeczenii, Dagestanie czy Buriacji, ale wciąż nie przyjęły one odpowiednio dużej skali, by można by mówić o irredencie. Przykład Wenezueli pokazuje, że czerwone reżimy potrafią przetrwać zarówno wielkie fale protestów społecznych jak i emigrację milionów ludzi. 

Niebezpieczeństwo dla Rosji związane z mobilizacją polega na czymś innym. Jak zauważył Galijew, Rosja nie jest przygotowana na mobilizację pod względem technicznym. W latach 90-tych zlikwidowała bowiem całą posowiecką machinę mobilizacyjną - wszystkie jednostki kadrowe, centra wyszkolenia, koszary mogące pomieścić miliony ludzi itp. Zmobilizowanych nie będzie miał teraz za bardzo kto szkolić, zwłaszcza, że wielu oficerów i podoficerów walczy na Ukrainie lub jest na koncercie Kobzona. Rosyjski system logistyczno-transportowy jest natomiast tak skonstruowany, że większość zmobilizowanych będzie przejeżdżała przez Moskwę i zapewne też będzie tam się zatrzymywać na dłużej. To według Galijewa zaczyna przypominać sytuację z 1917 r. Rewolucja lutowa nie została wówczas przeprowadzona rękami mitycznych robotników, tylko 460 tys. poborowych przebywających w Piotrogrodzie. 


Pamiętajmy jednak, że Putin jest człowiekiem bardzo ostrożnym. Gdy ogłaszano mobilizację, na wszelki wypadek był poza Moskwą. Zdecydowanie przecenił zdolność mieszkańców stolicy do protestów. Będzie próbował więc wdrożyć również środki mające zapobiec temu, by po Moskwie wałęsały się tłumy uzbrojonych i pijanych poborowych. Pytanie na ile te środki okażą się skuteczne i na ile skomplikują one mobilizację.

300 tys. powołanych to oczywiście tylko wstęp. Utajniony punkt dekretu mobilizacyjnego rzekomo bowiem mówi o powołaniu 1 mln ludzi. Jak na razie powoływani bywają ludzie, którzy nigdy nie służyli wcześniej w wojsku i mają kategorię D. Wezwania też wysyła się ludziom, którzy od lat nie żyją. Takie pomyłki administracyjne były nie do uniknięcia. Ciekawszą sprawą jest to, że wyciekła lista 305 tys. osób, które mają zostać zmobilizowane w pierwszej fali. Ktoś wyraźnie sabotuje mobilizację od wewnątrz.

Oczywiście do mobilizacji dojść musiało, bo według ministra Szojgu, rosyjskie siły zbrojne zabiły 61 tys. ukraińskich żołnierzy i "zniszczyły połowę ukraińskiej armii", tracąc przy tym dokładnie 5937 zabitych.  

Liczba 5937 podana przez Szojgu jest niezmiernie ciekawa. Generał SWR podawał bowiem, że w raporcie dla Putina podawano bezpowrotne straty rosyjskich sił zbrojnych na 21 września jako 59373 osoby. Szojgu więc pomniejszył je dokładnie dziesięciokrotnie. Straty Rossgwardii miały natomiast wynieść 4638 zabitych. Straty prywatnych firm wojskowych na 17 września - 17 561 zabitych. (Dla porównania, 20 sierpnia, według Generała SWR, straty bezpowrotne w personelu rosyjskich sił zbrojnych miały wynieść 48 745 ludzi, Rosgwardii 2366 a prywatnych firm wojskowych na 19 sierpnia 13 494. Tymczasem ukraiński sztab generalny szacował straty rosyjskie na dzień 21 września na 55 110 zabitych, a na 21 sierpnia 45 200 zabitych.  Nie wiem, czy w raportach dla Putina bojcy DNR i LNR są wliczani do zabitego personelu wojskowego czy do prywatnych firm wojskowych.) Według Generała SWR, w analizach dotyczących mobilizacji przedstawiono Putinowi wyliczenia mówiące, że do końca marca rosyjskie straty mogą wynieść nawet 300 tys. zabitych. To oczywiście scenariusz, w którym nie dochodzi do użycia broni jądrowej. Dziesięciu przedstawicieli Sztabu Generalnego miało napisać do Putina, że cele operacji specjalnej na Ukrainie są niemożliwe do zrealizowania, a mobilizacja jest totalnym błędem. Autor zaprzyjaźnionego bloga Zapiski Czynione Po Drodze, twierdzi, że Generał SWR to "Głos FSB w twoim domu", ja szukałbym jednak jego inspiracji gdzie indziej, gdyż on wyraźnie bardziej sprzyja armii a dysponuje materiałami, które mogła pozyskać jedynie Federalna Służba Ochrony. 

***

Tym, którzy jeszcze nie oglądali polecam wykład prof. Marka Kornata poświęciony polityce ministra Becka. 


1 komentarz:

  1. Dadzą radę. Rewolucji nie będzie. Będzie młynek do mięsa. Pytanie czy Ukraina to wytrzyma. I kiedy do gry wejdą Chiny.

    OdpowiedzUsuń