sobota, 3 września 2022

Jak profesor Ciechanowski nafajdał Zychowiczowi do głowy

 


Ilustracja muzyczna: Laibach - Warszawskie Dzieci

W dyskusjach o okolicznościach wybuchu Powstania Warszawskiego dominuje następująca narracja: Powstanie wybuchło, bo Komendę Główną AK sterroryzował "dyletant, alkoholik i zapewne sowiecki agent" gen. Leopold Okulicki, który "całkowicie nie liczył się z uwarunkowaniami wojskowymi". Jedyną rozsądną osobą KG AK, która sprzeciwiła się wybuchowi Powstania był płk Janusz Bokszczanin "górujący doświadczeniem wojskowym" nad wszystkimi innymi. Narracja ta jest widoczna choćby w "Obłędzie '44" Piotra Zychowicza, jak i w publikacjach Radosława Patlewicza, znanego akolity Gerszoma Brauna. Wszyscy oni przepisali narrację stworzoną przez profesora Jana Ciechanowskiego, weterana Powstania a później badacza z "fabiańskiego" London School of Economics. Ciechanowski oparł ją natomiast na jednym źródle - na tym, co mu w latach 60-tych wypisywał Bokszczanin. Konfrontacja z dokumentami i innymi relacjami jasno jednak wskazuje, że główny świadek Ciechanowskiego zwyczajnie konfabulował.


Zapewne brałbym Ciechanowskiego nadal za poważnego badacza, gdybym przypadkiem nie natrafił na książkę Jerzego Iranka-Osmeckiego "Powstanie Warszawskie po 60 latach". Jej autor to syn płka Kazimierza Iranka-Osmeckiego, szefa  wywiadu Komendy Głównej AK, jednego z uczestników procesu decyzyjnego prowadzącego do Powstania, a później głównego negocjatora aktu powstańczej kapitulacji. Jerzy Iranek-Osmecki to również wytrawny historyk, który bezlitośnie wypunktował bzdury w "pomnikowej" monografii Ciechanowskiego. 

Przede wszystkim zwraca uwagę na to, że Bokszczanin konfabulował, co do swojego udziału w ostatnich naradach KG AK przed Powstaniem. Na pewno był na naradzie z 28 lipca 1944 r. Na późniejszych się nie pojawił - dokumenty wykluczają jego udział w nich, przeczą mu również relacje uczestników. Opowieści o tym jak Bokszczanin bohatersko przeciwstawiał się Powstaniu można więc włożyć między bajki. (Bajkopisarstwem jest też relacja Jana Nowaka-Jeziorańskiego o tym jak 31 lipca 1944 r. wziął udział w odprawie KG AK z 31 lipca 1944 r. i słyszał na niej zastrzeżenia Bokszczanina. Jeziorański został przyjęty bowiem dzień wcześniej w węższym gronie - u Bora-Komorowiskiego i Pełczyńskiego.) Ciechanowski nawet nie skonfrontował opowiastek Bokszczanina z ustaleniami londyńskiego Studium Polski Podziemnej dotyczącymi narad KG AK przed Powstaniem.


Ciechanowski plącze się nawet w podstawowych faktach. Pisze np., że Bokszczanin był od stycznia do lipca 1944 r. zastępcą szefa sztabu KG AK ds. operacyjnych. Kwestionował to płk Iranek-Osmecki, a generał Pełczyński twierdził, że Bokszczanina ściągnięto na to stanowisko dopiero w marcu, ale nie nadawał się do pracy sztabowej, więc już 3 czerwca przejął jego obowiązki Okulicki. "Bokszczanin nie mógł się na nic zdecydować" - twierdził Pełczyński. Ciechanowski podaje, że Bokszczanin był dokładnie wprowadzony w tematykę powstania powszechnego. Tymczasem płk Iranek-Osmecki pisał: "robił wrażenie niedokładnie zorientowanego w swych obowiązkach, gdyż z planami operacyjnymi AK nie miał dotąd wiele wspólnego". Bokszczanin wcześniej kierował Departamentem Broni Szybkich w Oddziale III KG AK, czyli zajmował się planami tworzenia w przyszłości akowskiej broni pancernej. Plany powstańcze opracowywał wcześniej płk Stanisław Tatar - o którym więcej będzie w dalszej części wpisu - który przed odlotem do Londynu wdrożył dokładnie wdrożył w swoje prace płka Józefa Szostaka, szefa Oddziału III. Bokszczanin sam przyznał, że w okresie, gdy był zastępcą szefa sztabu KG AK tylko kilka razy się widział z Szostakiem. W listach do Ciechanowskiego opisywał później jak miał działać sztab KG AK w okupowanej Warszawie. Według niego sztab miał stanowić duże pomieszczenie z rzędami biurek, przy których pracowali oficerowie. Bokszczanin w oczywisty sposób fantazjował, a oprócz Iranka-Osmeckiego żaden historyk nie śmiał wskazać, że główny świadek Ciechanowskiego był totalnie niewiarygodny.

Wróćmy jednak do kwestii tego, czy generał Okulicki sterroryzował KG AK i w ten sposób doprowadził do wybuchu Powstania. Bokszczanin, opisując narady na których go nie było, twierdził, że Okulicki groził Borowi-Komorowskiemu, że jeśli nie zgodzi się na Powstanie, czeka go los gen. Skrzyneckiego z Powstania Listopadowego. Relacje uczestników tych narad są zgodne: Okulicki nic takiego nie mówił. Taka sugestia - wygłoszona dosyć słabo - padła z ust płka Jana Rzepeckiego, szef Biura Informacji i Propagandy KG AK. Gen. Bór-Komorowski wspomina zresztą, że Rzepecki mocniej opowiadał się za wybuchem Powstania niż Okulicki.

Według relacji płka Iranka-Osmeckiego, Okulicki doszedł do wniosku o konieczności włączenia Warszawy do akcji "Burza" doszedł dopiero w kraju, gdzieś w czerwcu 1944 r. Zrobił to po zapoznaniu się z lokalnymi warunkami. Płk Antoni Sanojca, szef Oddziału I Organizacyjnego KG AK wspomniał, że w połowie czerwca odbył rozmowę z Okulickim, w której najpierw przedstawił on stanowisko gen. Sosnkowskiego przeciwne Powstaniu, a później przytoczył argumenty "za". Płk Szostak wspomina natomiast rozmowę z Okulickim i Pełczyńskim "w okolicach 22 lipca":



"Jeżeli podczas opanowywania Warszawy Armia Krajowa zachowa się biernie, to nie można wykluczyć, że PPR i jej jednostki wojskowe rozpoczną bezplanowe działanie przeciw Niemcom, a wtedy zupełnie prawdopodobne, że nasi żołnierze Armii Krajowej przyłączą się do tej akcji, uznając bierność Komendy Głównej za pewnego rodzaju niedołęstwo, jeżeli nie za zdradę. (…) Prócz tego, wnosząc z dotychczasowej taktyki niemieckiej, która stosowała obronę miast, zwłaszcza położonych nad dużymi rzekami (np. Kijów), można było spodziewać się, że Warszawa będzie broniona i ulegnie poważnemu zniszczeniu. Wszystkie te względy, a przede wszystkim polityczne, polegające na konieczności wyzwolenia stolicy rękami polskimi, aby powitać Armię Czerwoną jako gospodarze swego kraju przez własny rząd, zmuszały do wystąpienia czynnego Armii Krajowej. Przyznaję, że zgodziłem się z tymi wywodami i nie wytaczałem kontrargumentów” - pisał Szostak.


Do kluczowej narady doszło 28 lipca. Brali w niej udział m.in.: Okulicki, Bokszczanin, Iranek-Osmecki, Pełczyński. Ustalano wówczas warunki wojskowe rozpoczęcia Powstania. Według Iranka-Osmeckiego i Pełczyńskiego przyjęto wówczas założenie, że Powstanie może wybuchnąć wówczas, gdy wojska sowieckie przebiją się z przyczółku na południe od Warszawy. Gdy przebiją się o 40 km spod Magnuszewa, zagrozi to niemieckim liniom komunikacyjnym w Warszawie i zmusi Niemców do wycofania się z miasta. Trzeba podkreślić, że KG AK uznała sytuację na przyczółku warecko-magnuszewskim za dużo ważniejszą od tej na przedpolu Pragi. Trafnie rozpoznano wówczas plany marszałka Rokossowskiego. (Obecnie pisze się, że sowiecka armia Czujkowa przeprawiła się na przyczółek warecko-magnuszewski dopiero 1 sierpnia. To była jednak przeprawa głównych sił. Mniejsze oddziały - nie zauważone przez Niemców, ale dostrzeżone przez wywiad AK - były po drugiej stronie Wisły już 28 lipca. Pisze o tym choćby gen. Jerzy Kirchmayer, w swojej klasycznej monografii Powstania Warszawskiego.) Wszyscy zgodzili się wówczas na ten warunek rozpoczęcia Powstania - i Okulicki i Bokszczanin. Bokszczanin wręcz spodziewał się szybkiego wkroczenia Sowietów do Warszawy, gdyż złożył wówczas rezygnację z udziału w pracach KG AK i wyjechał poza Warszawę, tłumacząc to niechęcią do kontaktu z Sowietami. Bokszczanin do Warszawy już nie wrócił a Powstanie obserwował z prowincji. (Ciechanowski wspomina z jakim niesmakiem przyjęto to, że tuż przed Powstaniem, dowódca jego oddziału wyjechał do Kampinosu, argumentując, że "jestem kawalerzystą, a tam się będzie zbierać kawaleria". Postrzegano to jako dezercję. Jak więc ocenić postawę Bokszczanina?)


Dlaczego więc Powstanie rozpoczęto, pomimo tego, że warunki wojskowe nie zostały spełnione? Tutaj przede wszystkim zawinił płk Antoni Chruściel "Monter" , komendant Okręgu AK Warszawa-Miasto. To on zarządził przedwczesne pogotowie bojowe w Okręgu, a gdy został zaproszony na popołudniową naradę KG AK w dniu 31 lipca 1944 r., złożył na niej meldunek, który Jerzy Iranek-Osmecki określił jako "fałszywy". "Monter" mówił wówczas o wdzieraniu się sowieckich czołgów na Pradze. Nie wiemy, co mówił o sytuacji na przyczółku warecko-magnuszewskim. Chruściel złożył ten mylący meldunek, pomimo tego, że o godz. 15.00 dokładnie zreferował mu sytuację na froncie pod Warszawą jego szef sztabu ppłk Stanisław Weber. Mówił on wówczas "Monterowi" m.in. o szykowanym przez Niemców kontruderzeniu pod Wołominem. Chruściel miał "natychmiast" po spotkaniu z Weberem udać się na naradę z  KG AK, z której wrócił po 17.30. Ciechanowski w swojej książce sfałszował relację Webera, tak by wynikało z niej, że to Weber wrócił po 17.30 i spotkał "Montera". Co Ciechanowski starał się ukryć? Wiadomo, że Chruściel dotarł na spotkanie KG AK dopiero o 17.00. Co więc robił między spotkaniem z Weberem a naradą KG AK? Z kim się spotkał.


Jerzy Iranek-Osmecki sugeruje, że Chruściel spotkał się wówczas z Rzepeckim. Chruściel był zbyt prostym człowiekiem, by bawić się w intrygi. Z powodu paskudnego charakteru przyjaźnił się zaś jedynie z Rzepeckim. Kazimierz Iranek-Osmecki, Tadeusz Żenczykowski i Aleksander Kamiński zgodnie sugerują, że Rzepecki wręcz sterował "Monterem". Rzepecki również naciskał na to, by Powstanie rozpocząć NIEZALEŻNIE OD WARUNKÓW WOJSKOWYCH. Zależało mu bardzo na tym, by doszło do niego 1 sierpnia. Dlaczego? Wygadał się pod koniec września. Chodziło o to, by przebywający w Moskwie Mikołajczyk miał "dobry argument w negocjacjach" ze Stalinem. 

Powstanie Warszawskie mogło się udać. Miało nawet duże szanse na zwycięstwo. Ale szanse te zostały zaprzepaszczone przez totalnego kretyna jakim był Mikołajczyk. Wieczorem 31 lipca, gdy był on przyjmowany na Kremlu, powiedział Mołotowowi otwartym tekstem, że w Warszawie jest szykowane Powstanie. Mołotow natychmiast przerwał rozmowę i pobiegł do Stalina donieść mu o tym. Spanikowany Stalin kazał z dniem 1 sierpnia wstrzymać natarcie pod Warszawą. 9 Armia niemiecka była wówczas pobita i nie miała sił, by powstrzymać Sowietów - zwłaszcza na przyczółku warecko-magnuszewskim. Warszawa zgodnie z planem Rokossowskiego do 6 sierpnia zostałaby zajęta przez wojska sowieckie. Nie byłoby rzezi Woli, ani zniszczenia Starówki. Powstanie trwałoby kilka dni, tak jak zaplanowano. Tak by było, gdyby nie bezdenna głupota Mikołajczyka i podłość Rzepeckiego - innego ludowca z antypiłsudczykowskim zajobem. Baj de łej: Iranek-Osmecki pisał również o antysanacyjnych kompleksach "Montera". Również Bokszczanin dawał wyraz tym kompleksom w korespondencji z Ciechanowskim. Czyżby więc fanatyczna antysanacyjność była synonimem spierdolenia umysłowego?



Ciechanowski przekonuje jednak, że to Okulicki był głównym winowajcą klęski Powstania. By uwiarygodnić swoje teoryjki starał się przedstawić ostatniego komendanta głównego AK w jak najgorszym świetle. Przedstawiał go więc jako półdebila i wojskowego dyletanta - choć przecież Okulicki miał przed wojną opinię świetnego oficera Sztabu Generalnego a we Wrześniu 1939 r. świetnie dowodził w obronie Warszawy. O kompetencjach i charakterze Okulickiego bardzo dobrze się wypowiadali tacy ludzie jak płk Iranek-Osmecki, płk Aleksander Klotz (błyskotliwy antysowiecki konspirator) czy też jego przedwojenny przyjaciel... gen. Zygmunt Berling. (Polecam ten artykuł poświęcony Okulickiemu i jego karierze.) Ciechanowski stara się też zrobić z Okulickiego alkoholika - argumentem za tym jest to, że częstował kolegów włoskim koniakiem ("Monter" w tym czasie popijał "najgorszą siwuchę z czerwonym kapslem".) Londyński bajkopisarz robi też zarzut Okulickiemu z tego, że był "kobieciarzem" - a w innym miejscu swojej książki wychwala gen. Andersa, za to, że był "miłośnikiem kobiet i koni". Można więc założyć, że Ciechanowski zafałszował też epizod z uwięzieniem Okulickiego przez Sowietów robiąc z niego sowieckiego agenta. Tak się składa, że gen. Iwan Sierow wspomina Okulickiego z tamtego okresu jako groźnego i godnego przeciwnika. "Na marginesie, wywarł na mnie wrażenie mądrego i dobrego, kompetentnego pracownika wywiadu” - pisał Sierow. Nie można oczywiście wykluczyć, że Okulicki zaangażował się wspólnie z Berią (i Berlingiem) w grę wymierzoną w Stalina. Właśnie to sugerował też Sierow.

Ciechanowski przeciwstawia Okulickiemu nie tylko Bokszczanina, ale przede wszystkim płka Tatara. Problem w tym, że Tatar jawnie sympatyzował z Sowietami od co najmniej 1943 r. i z tego powodu dano mu "kopa w górę" do Londynu. Wcześniej jako szef Oddziału Operacyjnego KG AK, Tatar przygotował plany akcji "Burza" i zdecydował o wyłączeniu Warszawy z "Burzy". Wysłał na Wschód wiele transportów broni z Warszawy - broni, której niedostatek był później bardzo mocno odczuwalny podczas Powstania. Gdy Okulicki został komendantem głównym AK, Tatar próbował pozbawić go władzy, tak by samemu dowodzić AK z Londynu. Człowiekiem Tatara był Bokszczanin, którego narzucono Okulickiemu jako szefa sztabu.

Pouczające są też dalsze losy ludzi, których decyzje doprowadziły do tego, że Powstanie Warszawskie poniosło klęskę. Rzepecki na jesieni 1945 r., po aresztowaniu przez UB, dogadywał się z bezpieką wydając wszystkich współpracowników z WiN oraz majątek i radiostacje pozostawione przez AK. Tatar przekazał bezpiece złoto i srebro FON oraz fundusz "Drawa". Mikołajczyk entuzjastycznie zaś poparł odebranie polskiego obywatelstwa gen. Andersowi, Maczkowi oraz wielu innym oficerom PSZ na Zachodzie, w tym... Chruścielowi. Rzepecki i Mikołajczyk mimo to siedzieli później w więzieniach bezpieki a Mikołajczyk musiał uciekać z kraju. Chruściel natomiast na emigracji wyraźnie dystansował się od prac historycznych związanych z Powstaniem. Nie mógł przeboleć tego, że to Bór-Komorowski był uznawany za wodza Powstanie Warszawskiego, a nie on...

A sam Ciechanowski? Wiele mówi o nim choćby to, że w swoich książkach pisał o "obozie londyńskim" zamiast o rządzie II RP na uchodźstwie a odkrycie sowieckiej zbrodni w Katyniu zbył jako "katyńskie rewelacje". Nie powinno więc nas dziwić, że komunistyczna cenzura pozwoliła na wydawanie jego książek w PRL.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz