sobota, 27 sierpnia 2022

Dugin zabił córkę, bo kazał mu kotek

 


Ilustracja muzyczna: Dear You - Higurashi OST

Raszystowskie tajne służby same się przyznały do wysadzenia w powietrze Darii Dugin. Przyznaniem się przez nie do winy jest kretyńska historyjka o bojowniczce Azowa (z którym oczywiście nie miała nic wspólnego - po prostu FSB nie zna innych oddziałów armii ukraińskiej), która przyjechała do Rosji z legitymacją swojego oddziału  podłożyła bombę pod samochodem Duginówny, a potem wraz ze swoją małoletnią córką uciekła Mini Cooperem do Estonii, przez zamkniętą granicę. Żeby było zabawniej, domniemana zabójczyni była związana z rosyjskim kolaborantem. Służby wyraźnie nie uzgodniły wersji między sobą, bo równolegle wymyśliły terrorystyczną organizację opozycyjną, która wzięła na siebie odpowiedzialność za zamach. Zgrany stalinowski schemat. 

Dlaczego więc zabito Duginównę? I tutaj zaczynają się domysły. Grzegorz Kuczyński podsumowując siedem wersji krążących w rosyjskojęzycznym necie, przypomina o pewnym epizodzie: "W 2014 roku, podczas urlopu w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, w morzu utonął – w budzących do dziś wiele wątpliwości okolicznościach – starszy syn ówczesnego szefa administracji prezydenckiej Aleksandr Iwanow. Do dziś uważa się, że było to ostrzeżenie dla Siergieja Iwanowa, niedoszłego prezydenta, ministra obrony, w końcu szefa administracji kremlowskiej. Na dodatek był to okres wojny w Donbasie, konfliktu z Zachodem i sankcji – co wielu ludziom w Moskwie niekoniecznie się podobało. Po śmierci syna Iwanow ograniczył aktywność polityczną, a latem 2016 roku zrezygnował z ważnej funkcji i przestał się niemal zupełnie liczyć." Romuald Szermietiew zauważa, że obłędna wizja Dugina mówiąca o budowie imperium euroazjatyckiego przestała pasować do realiów i stała się niewygodna dla Kremla. Jurij Felsztyński wprost twierdzi natomiast, że zamachem stała GRU. 



Zamach nie był bynajmniej fuszerką. Celem nie był Dugin tylko jego córka. To na nią był zarejestrowany samochód, w którym podłożono bombę. Duginówna zostawiła wcześniej swoje autko na parkingu strzeżonym, na którym dziwnym trafem akurat nie działała  kamera ochrony. Diarrhea ("Diarrhea, cza cza cza!!!" - Beavis i Butthead) prowadziła własną działalność biznesową - robiła interesy z Prigożynem, patronem wagnerowców. W rosyjskojęzycznym necie spotkałem się z teorią, że wyeliminowaną ją w ramach akcji usuwania ludzi odpowiedzialnych za defraudacje pieniędzy tajnych służb. Duginówna miała być odpowiedzialna za przekazywanie kasy na kampanię Marine Le Pen. Kasa jednak jakość nie dotarła. Być może nawiązaniem do tego było nazywanie Duginówny w materiałach wspominkowych moskalskiej telewizji "rosyjską Marine Le Pen". :)

Mnóstwo ciekawych rzeczy na ten temat napisał oczywiście Generał SWR. Według niego, Dugin został nagrany przez swojego znajomego generała FSB. Poszedł do niego się wyżalić. Opowiadał jak snuł się ulicami Moskwy rozmyślając o tym dlaczego Putin nie angażuje się w wojnę na Ukrainie "na pełną skalę". W pewnym momencie zauważył na płocie kotka. (Nya!) Kotek ruszył łapką w jego stronę i zniknął. 


Po 150 metrach Dugin zauważył truchło tak samo wyglądającego kota. Uznał to za ZNAK. Zrozumiał wówczas, że ten kto głosi jakąś ideę, musi być gotowy się dla niej poświęcić. Nawet jeśli to poświęcenie oznaczałoby śmierć najbliższej mu osoby. 

Wpadł więc na pomysł, że poświęci własną córkę, by skłonić Putina do ostrzejszego prowadzenia wojny. Wszak Putin też ma córki, więc zamach wrażych, zachodnich służb na Duginównę powinien nim wstrząsnąć i natchnąć myślą o zemście na "atlantystach". 

Generał FSB słuchał tego zszokowany. Zaproponował Duginowi, że może sfingować zamach na jego córkę. Upozorować jej śmierć, a na miejscu zamachu zostawić trudne do rozpoznania spalone ciało kobiety. Dugin uparł się jednak, że zamach musi być przeprowadzony na serio, bo gdyby inscenizacja wyszła na jaw, byłaby wielka afera. FSB przyjęła więc ofertę Dugina. Wiedział on, że jego córka zostanie zabita, ale nie znał daty zamachu, ani sposobu zabójstwa. 

Powyżej: To oczywiście tylko mem, na którym ktoś sobie kpi z Dugina. Ale bliski prawdy.

Teoria o Duginównie jako o ezoterycznej ofierze sakralnej ma swoich zwolenników. Jak zauważył Siergiej Sumlenny, Dugin w kwietniu 2020 r. napisał, że członkowie elit powinni wśród swojego potomstwa mieć dzieci przeznaczone tylko do jednego celu: złożenia ich w ofierze, by odzyskać przychylność bogów. Przypomniał w nim m.in. o starożytnych ofiarach z córek (znanych choćby z "Iliady" czy z biblijnej opowieści o Jeftem). Pamiętajmy też, że Dugin leczył się kiedyś psychiatrycznie - jak wszyscy widzimy, terapia była nieskuteczna. W czasach sowieckich mieszkał bodajże z Limonowem i jednym z czołowych rosyjskich punkowców. Kazali mu się wyprowadzić, bo uznali, że koleś jest zbyt popieprzony jak na ich standardy. Bywało, że w środku nocy krzyczał, że Kozacy chcą ich wytruć gazem i zabierał się do uszczelniania okien materacami.


Teorię o ofierze sakralnej czyni bardziej prawdopodobnym to, że Dugin uczynił z pogrzebu swojej "Urszulki" wielką szopkę, na której mówił o... ofierze sakralnej. Coś zbyt dobrze się na tym pogrzebie bawił...

Jeśli Dugin miał intencję wstrząsnąć Putinem, to wyraźnie przecenił empatię kremlowskiego karzełka. Według Generała SWR, Putin dostał od FSB raport mówiący, że za zabójstwem Duginówny stoją brytyjskie tajne służby, które mściły się w ten sposób za otrucie Nawalnego i Skripalów. (Zauważyliście, że przy okazji Margarita Simonian, szefowa Russia Today, przyznała, że to Rosja odpowiada za próbę zabójstwa Skripalów?). Nie myślał wówczas jednak o zemście. Kazał zwiększyć ochronę swoich dzieci, a w jego ślad poszli jego spanikowani współpracownicy. Szybko jednak zorientował się, że raport przedstawiony przez FSB był totalną lipą.

Na videokonferencji z czołowymi członkami swojej ekipy zadał więc pytanie: - Czy wyglądam jak królik? ("Czy Marcellus Wallace wygląda jak kurwa?"). Gdy skonsternowani akolici odpowiedzieli, że "nie", odparł: - Skoro nie wyglądam jak królik, to czemu próbujecie mnie mnożyć? 

Totalnie zjechał odpowiedzialnych za tę szopkę. Zrozumiał bowiem, że próbowano wpływać na jego politykę dezinformując go, a on tego bardzo nie lubi. Spadły więc akcje Patruszewa i Bortnikowa. Triumfujący Kirijenko ostrzegł, że pojawienie się na pogrzebie Duginówny będzie bardzo źle widziane. I rzeczywiście nie było na nim nikogo ważnego. Szojgu i Kadyrow nie złożyli nawet Duginowi kondolencji.

Pomysł Dugina ze złożeniem córki w ofierze sakralnej był więc zupełnie kretyński. I nic dziwnego. Dugin przecież zabił Darię, bo "powiedział mu to kotek". Być może był to jeden z taktycznych kotów Azowa lub kot doktora Targalskiego. Nya!






Kretyński plan Dugina wywołał ruchy sejsmiczne na Kremlu. Szanse młodego Patruszewa na objęcie schedy po Putinie spadły. W górę poszły akcje Kirijenki i związanej z nim Lawendowej Mafii. Członkiem tej tęczowej sitwy jest m.in. Jurij Kowalczuk, założyciel Banku Rassija, prawosławny mistyk i zarazem hedonista, z którym Putin spędzał czas w trakcie covidowej izolacji. Sitwa jest oczywiście bardzo rozgałęziona i obejmuje osoby związane z operacją specjalną na Ukrainie. Ciekawym przypadkiem jest choćby Andriej Aleksiejenko, były burmistrz Kransodaru, a obecnie wiceszef administracji okupacyjnej w zajętej przez raszystów części Obwodu Charkowskiego. Aleksiejenko jest kochankiem gubernatora Kraju Krasnodarskiego Kondratiewa. W swojej willi pod Tuapse urządza imprezy dla biseksualnych swingersów. Kondratiew występuje na nich przebrany za pokojówkę, a Aleksiejenko przebiera się za niegrzeczną uczennicę. 

Prominentnym członkiem sitwy jest również Wiaczesław Wołodin, przewodniczący Dupy Dumy. Niedawno odwiedził on Donbas, gdzie ponoć cudem uniknął śmierci w ukraińskim ostrzale - wraży pocisk trafił w gabinet, w którym kilka minut wcześniej spotykał się on z władzami samozwańczej Donieckiej Republiki Chujowej. Wołodin znalazł podczas tej wizyty czas na sprawy prywatne. Spotkał się ze swoim dawnym kochankiem Denisem Puszylinem, samozwańczym prezydentem DRL.


Dziwnym trafem akurat wyciekły na Telegramie prywatne wiadomości Puszylina wskazujące, że był on w kontakcie z przedstawicielem strony ukraińskiej, któremu przekazywał dane o lokalizacji rosyjskich składów wojskowych. Za każde wskazanie brał 500 tys. USD. Przypominam, że Puszylin - gejowska wersja czerwonej jaskółki - zaczynał karierę pracując w piramidzie finansowej a przywódcą DRL został po zamachu bombowym, w którym zginął dotychczasowy przywódca - Aleksander Zacharczenko. 

Rassija to kraj zaiste katechoniczny... Kraj z katechonem w dupie...

***

Przy okazji złożenia z Duginówny ofiary sakralnej, parę osób wykorzystało okazję, by się zbłaźnić. Niezawodny był znany bereciarz, profesor Jacek Bartyzel ("I'm gonna shizel your Bartyzel!" - Snoop Dogg). Jak zwykle odwołując się do historii francuskich przegrywów, napisał:


"Przypomnę, że kiedy wybuchła I wojna światowa, czołowi filozofowie i poeci niemieccy wzywali do zabijania Francuzów i ich sojuszników w imię wyższości germańskiej Die Kultur, a takoż czołowi intelektualiści francuscy i angielscy wzywali do zabijania germańskich „Hunów” w imię postępu i wyższości zachodniej Civilization, ale jakoś nikt nie zamordował z tego powodu Maxa Schelera czy Emile’a Durkheima, bo rozumiano, że myśliciele i artyści, jak popadną w patriotyczne uniesienie, to nie znają granic swojej weny retorycznej.

Normą naszej tradycji moralnej jest przecież właśnie to, że nie zabija się za myślenie, a więc nie zabija się filozofów, nawet jeżeli ich poglądy są nam niemiłe (nb. w wypadku prof. Dugina przynajmniej antyliberalna strona jego koncepcji winna nam być właśnie miła, przy odrzuceniu aspektów gnostyckich i imperialno-wielkoruskich), a jeśli zdarzy się, że jednak się ich zabija, to jest to – począwszy od Sokratesa – hańbą społeczeństw to czyniących. Jest mi zatem wstyd za te prawie rozradowane komentarze, toteż tej chwili składam Aleksandrowi Gieljewiczowi – jak ojciec ojcu, profesor profesorowi i chrześcijanin-katolik chrześcijaninowi-prawosławnemu – wyrazy głębokiego współczucia z powodu tragicznej śmierci jego córki."

(koniec cytatu)

No cóż, resortowego turbogeja Krzeczkowskiego nie da się łatwo wyciągnąć z umysłów naszych dupoprawicowców...

Durniem okazał się nie tylko bereciarz. Warzecha pisał, że przez kilkadziesiąt godzin kontemplował śmierć Duginówny. Nie wyjaśnił, gdzie spoczywała wówczas jego ręka. Zapłakała nad tą blond cipencją również lubelska Młodzież Wszechpolska. O profesorze Wielkodupskim nawet nie ma, co wspominać, bo jego reakcja była bardzo przewidywalna.

Mądrze odpowiedzieli im bardziej ogarnięci nacjonaliści:


"Idąc śladami swojego ojca, Daria Dugina chciała poddaństwa Polski i Finlandii imperium eurazjatyckiemu. Zresztą, Aleksandr wspominał, że państwo polskie istnieć nie może w żadnej formie, gdyż takie są „święte prawa geopolityki”, ewentualnie funkcjonować mogłoby jako wasal niemiecki. Los Polski w wizjach eurazjatów nie był lepszy od ukraińskiego, z tymże może oszczędzonoby nam ludobójstwa. Tym bardziej śmieszne jest ubolewanie nad śmiercią jednej z czołowych postaci przez Wszechpolaków, którzy z dumą noszą hasło Śmierć wrogom Ojczyzny.

O obrońcach Azowstali Daria mówiła, że należy zatknąć ich na pale, a potem oddać pod sąd ludowy. Jako obrończyni „białej cywilizacji”, za jaką uważa ją zachodnia prawica, mówiła o sobie, że jest „antyrasistką”, a zachód nazywała „nazistowskim” i „totalitarnym”. Ukraińskich żołnierzy nazwała podludźmi, a w wojskowym periodyku dla oficerów pisała, że zbrodnia w Buczy to mistyfikacja (co ciekawe, część polskiej prawicy uważała to samo). Zachowywała się jak polityk frakcji jastrzębi i nijak się to ma do porównania do francuskich czy niemieckich filozofów nawołujących swoich żołnierzy do patriotycznych uniesień podczas I WŚ, jak chce tego Bartyzel czy związany z proputinowskim środowiskiem „Falangi” Roland Lasecki piszący, iż na filozofów nie można podnosić ręki.

Dugina była politykiem, pisała do pism wojskowych jak politruk, wzywała do egzekucji jeńców wojennych (ciekawe czemu prawica polska siedzi cicho w sprawie Ołeniwki, gdzie wymordowano ich niemal „katyńskim” sposobem?), w końcu propagowała to, co jej ojciec i była przeciwniczką istnienia Polski oraz naszej tożsamości. To samo z siebie stawia ją w obozie wroga, jej słowa to nie były przemyślenia geopolityczne tylko wzywanie do mordowania i radykalnych działań, niczym oficera prowadzącego. "

***

Oczywiście wielu przedstawicieli rosyjskich "elit" wysłało swoje dzieci na Zachód - tak to już bywa u komuchów. Galijew pisze wręcz o ich "relokacji".

Najbardziej znaną córką kremlowskiego oficjela żyjącą na Zachodzie jest oczywiście Liza Pieskowa, córka rzecznika Kremla. Była ona m.in. stażystką w Parlamencie Europejskim. Pieskowa podejrzewam jednak, że jest kretem pracującym dla Zachodu...



Mało kto wie jednak, że Artiom, wnuk generała Zołotowa, studiuje w Wielkiej Brytanii. I jak widać na powyższym zdjęciu kontynuuje tradycję rodzinną.

***

Historia ostatnio się aktualizuje. W przyszłym tygodniu postaram się jednak zrobić wpis historyczny - bezlitosną orkę dziełka, na którym opierali się zarówno Zychowicz jak i Patlewicz w swoich wysrywach o Powstaniu Warszawskim i generale Okulickim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz