sobota, 22 maja 2021

Pakt Piłsudski- Stalin?

 


Nową książkę Krzysztofa Raka "Piłsudski między Stalinem a Hitlerem" przeczytałem z dużym zainteresowaniem, choć bynajmniej nie jest to lektura łatwa. To potężna cegła, w której autor - czasem w naprawdę mało porywający sposób - omawia tony dokumentów dyplomatycznych z lat 20. i 30. Na szczęście tworzy na ich podstawie spójną narrację, którą łopatologicznie wyjaśnia czytelnikom. Jaka to narracja? O polityce wielowektorowej Piłsudskiego. Zaczyna od mrocznych czasów Locarno - opowiada jak Aleksander Skrzyński, konserwatywny minister spraw zagranicznych, poniósł  klęskę na froncie dyplomatycznym, a to, że pierdołowatej demokratycznej władzy nie udało  się choćby w małym stopniu przeszkodzić w odprężeniu w relacjach między Niemcami a Francją stało się jedną z przyczyn zamachu majowego. Piłsudski próbował się początkowo dogadać z niemieckim ministrem spraw zagranicznych Gustawem Stresemannem, by znormalizować stosunki między Berlinem a Warszawą. Niemcy twardo jednak stały na stanowisku, że nie może być żadnego porozumienia z Polską, póki nie zostaną nam odebrane przynajmniej Pomorze i Górny Śląsk. Za pomocą wojny gospodarcze chciały wymusić na nas zrzeczenie się najbardziej rozwiniętych gospodarczo części naszego terytorium. Piłsudski szukał więc manewru w porozumieniu z Sowietami, którzy wówczas byli niezadowoleni ze zbliżenia Niemiec do Francji i Wielkiej Brytanii. (Sowieci proponowali jakąś formę porozumienia już Skrzyńskiemu, ale on nie zdecydował się wówczas na podjęcie gry.) Z różnych przyczyn prace nad polsko-sowieckim paktem normalizującym stosunki straszliwie się wlekły, ale na początku lat 30. doszło do znacznego przyspieszenia rozmów, co było w dużym stopniu spowodowane rysującą się wizją porozumienia w sprawie zbrojeń niemieckich. (Kanclerz von Pappen proponował wówczas Francuzom integrację gospodarczą Europy Zachodniej.) Polsce groziło więc, że zostanie pierwszą ofiarą appeasmentu, a Sowieci obawiali się, że francusko-niemieckie porozumienie pokrzyżuje im plany dotyczące wywołania nowej wojny światowej. Pakt został zawarty 25 lipca 1932 r. i otworzył drogę do zadziwiającej odwilży w relacjach między Warszawą a Moskwą. Piłsudski szykując się na wojnę prewencyjną przeciwko Niemcom (w którą Sowieci mocno wierzyli) zabezpieczał sobie w ten sposób tyły. Gdy Hitler, w obawie przed polską inwazją zaczął mięknąć i wysłać przyjazne sygnały wobec naszego kraju, Piłsudski nadal grał wykorzystując coraz lepsze relacje z Sowietami jako środek nacisku na Niemcy. Stalin w pewnym momencie proponował mu podział stref wpływów w państwach bałtyckich. Wówczas Piłsudski spasował, zwłaszcza, że negocjacje z Niemcami w sprawie normalizacji stosunków były na dobrej drodze. Polska weszła w okres "wielowektorowej" polityki równych odległości między Berlinem a Moskwą. Stalin zrozumiał, że Warszawa nie będzie jego sojusznikiem już w 1934 r. Hitlerowi miał nadzieję na ścisły sojusz aż do stycznia 1939 r.




Niezwykle ważną rolę w tajnych rokowaniach z ludźmi Piłsudskiego odegrał Karol Radek, członek kremlowskiej wierchuszki, doradca Stalina, były trockista oraz spolonizowany Żyd, który wziął sobie pseudonim od jednego z bohaterów "Syzyfowych prac" i twierdził, że Mickiewicz "był większy od Marksa". (O osobowości oraz inteligencji Radka świadczy choćby wymiana jego zdań z Woroszyłowem. Woroszyłow: Ponoć jesteście ogonem Trockiego. Radek: Lepiej być ogonem Trockiego, niż dupą Stalina.)  Radek w lipcu 1933 r. poufnie spotkał się z ministrem Beckiem w Warszawie. Szef polskiego MSZ powiedział mu wówczas, że Hitler będzie dążył do wojny z ZSRR i chce w nią wciągnąć również Polskę. Polska jednak rozumie, że taka wojna byłaby dla Niemiec okazją do "wyrównania rachunków z nami". Podobny był przekaz pułkownika Bogusława Miedzińskiego, ówczesnego redaktora naczelnego "Gazety Polskiej". Odwiedzając w kwietniu i maju 1933 r. Moskwę powiedział Radkowi, że w razie niemieckiego ataku na Sowiety, Polska zostałaby sprowadzona do roli satelity Rzeszy. W wypadku przegranej Hitlera, odczułaby furię zwycięzców. W wypadku wygranej Niemiec, stałaby się państwem całkowicie podporządkowanym Rzeszy. Polscy wojskowi sondowali na jesieni 1933 r. Sowietów, czy w przypadku wojny naszego kraju przeciwko Niemcom byliby skłonni dostarczać Polsce amunicję i ewentualnie wspomóc nas swoim lotnictwem. Rak tym kwestiom poświęca zdecydowanie zbyt mało uwagi, ale można odnieść wrażenie, że w tym rozmowach były korzenie pewnych decyzji podejmowanych przez naszych generałów (Rómmel, Thomee, Langner...) we wrześniu 1939 r.

Spodziewam się, że książka Raka będzie omawiana przez historyków w sposób niezwykle sztampowy.  Bartosiak z Cenckiewiczem będą pewnie popisywać się swoim pustosłowiem i banałami, a Zychowicz skrzętnie pominie jej fragmenty przeczące jego teoriom. Jak zwykle jednak diabeł tkwi w szczegółach. A różnych - tylko z pozoru drobnych - ciekawostek jest w książce Raka całkiem sporo. Dowiadujemy się w niej m.in. o:

- negocjacjach prowadzonych od jesieni 1925 r. z komunistami przez majora Kazimierza Kierzkowskiego, komendanta głównego Związku Strzeleckiego. Ten współpracownik Piłsudskiego sondował ich przed planowanym zamachem stanu, zapewne wiedząc, że są oni ramieniem sowieckiego wywiadu. Piłsudski chciał w ten sposób nawiązać kontakty bezpośrednio z Sowietami. Zapewne chodziło mu, by nie przeszkadzali mu w objęciu władzy i nie bronili swoich endeckich sojuszników.

- Roman Dmowski napisał straszliwie prosowiecki artykuł do "Gazety Warszawskiej", w którym twierdził, że Polska weźmie udział w antybolszewickiej krucjacie u boku Anglii, Francji i Niemiec. Artykuł wyglądał tak jakby był inspirowany przez sowieckie poselstwo. Moskwa wykorzystywała go w swojej propagandzie. 

- To prawdopodobnie na polecenie Piłsudskiego Oddział II tuszował polskie wątki operacji "Trust". Co ciekawe, Dmowski utrzymywał kontakty z rosyjskimi fałszywymi emigrantami z "Trustu".

- Wiaczesław Mienżyński, polskojęzyczny szef OGPU, sabotował... współpracę niemiecko-sowiecką realizowaną w ramach układu z Rapallo. Zachował się jego memoriał, w którym domaga się on "gruntownego przeglądu" relacji z Niemcami i skarży, że Niemcy nasyłają do ZSRR szpiegów w ramach współpracy wojskowej.

- Feliks Dzierżyński, po tym jak skłonił KC do poparcia zamachu majowego, zaczął twierdzić, że Polska szykuje się do ataku na ZSRR i że w pierwszym etapie wojny należy... zostawić Polakom Białoruś i część Ukrainy i "dopiero później kontratakować".

- Śmigły-Rydz był namaszczony na następcę Piłsudskiego już w 1933 r. Tak przynajmniej wynika z relacji Radka, który spotkał się z nim wówczas w Warszawie.

- To nie Hitler, ale Stalin odpowiadał za zerwanie niemiecko-sowieckiej współpracy wojskowej. III Rzeszy zależało wówczas na jej kontynuacji i próbowała ugłaskać Sowietów m.in. przyznaniem im kredytu na korzystnych warunkach. Goering przekonywał sowieckich dyplomatów, że Hitler nie jest nastawiony antysowiecko. 

- Niemieccy dyplomaci straszliwie buldupili, że Radek odwiedził w 1933 r. Gdynię i wpisał się do miejskiej księgi pamiątkowej. Uznali to za demonstrację uznania przez Sowietów polskich praw do "Korytarza".

Po lekturze książki Raka odniosłem wrażenie, że ówcześni niemieccy dyplomaci byli strasznymi dyletantami a sowieckie tajne służby karmiły Stalina paranoiczną dezinformacją. Rak przytacza na kartach swojej pracy bardzo dużo notatek z rozmów niemieckich dyplomatów z ich sowieckimi odpowiednikami. Paplali oni tam o wszystkim, zdradzając Moskwie tajemnice polityki Niemiec. Niemcy poważnie przy tym liczyli na to, że Polska "zwróci" Niemcom Pomorze i Śląsk, jeśli zaproponuje się jej przejęcie Litwy. (Żadnemu z "wielkich niemieckich strategów" nie przyszło do głowy, by próbować podporządkować sobie Polskę za pomocą penetracji gospodarczej.) Rak przytacza również wiele dokumentów świadczących o tym jak kiepsko była zorientowana w sytuacji międzynarodowej dyplomacja sowiecka i jej  tajne służby. Mamy więc zupełnie fantastyczne raporty oparte na "wysoko postawionych źródłach" i mówiące, że "już wkrótce" dojdzie do polsko-francusko-angielsko-japońskiej inwazji na ZSRR. 

Baj de łej: Jędrzej "Kretyn" Giertych wielokrotnie odgrażał się, że przedstawi "dowody" mówiące, że przewrót majowy był finansowany przez Brytyjczyków. Z książki Raka wyraźnie wynika, że on powielał sowiecką, paranoiczną dezinformację, a Brytyjczycy ograniczyli się w maju 1926 r. do wysłania wyrazów poparcia... rządowi Witosa.

Podsumowując: nowa książka Krzysztofa Raka mówi o tym jak Piłsudski prowadził politykę wielowektorową. I jakie były granice tej polityki. Niestety nie rozstrzyga ona, jak Marszałek postąpiłby w 1939 r. Mogłoby się jednak okazać, że szukałby porozumienia nie z Niemcami, a z Sowietami. Argumenty przytoczone przez Becka i Miedzieńskiego w 1933 r. przeciwko sojuszowi z Hitlerem były tak samo aktualne w 1939 r. a między Warszawą a Moskwą istniało wówczas wiele "cienkich, czerwonych nici" opisanych przeze mnie m.in. w seriach: Archanioł, Prometeusz i Niepodległa. Problemem był jednak seryjny morderca i paranoik będący przywódcą ZSRR. Stalin  miał już wówczas pewność, że Hitler zacznie wojnę z mocarstwami zachodnimi, więc postanowił mu pomóc. Jak wiemy, mocno się na tym przejechał - kosztowało go to klęskę w 1941 r. i utratę okazji do podboju Europy. Ciekawe jak by się to wszystko potoczyło, gdyby w 1939 r. ZSRR zachował neutralność...

***



Były amerykański prezydent Barack Hussein Obama stwierdził, że ujawnione niedawno przez Pentagon filmy przedstawiające UFO są prawdziwe. "Nie wiemy, czym one są i jak się poruszają" - rżnął głupa Obama. 

Nieco wcześniej ujawniono film z lipca 2019 r. przedstawiający UFO nurkujące w wodach oceanu u wybrzeży Virginii. Porucznik Ryan Graves, pilot amerykańskiej marynarki wojennej, stwierdził, że wojskowi obserwowali te obiekty codziennie przez dwa lata.

Jeden z byłych oficerów US Navy stwierdził, że technologia, która obserwujemy jest do przodu wobec ziemskiej technologii od 100 lat do 1000 lat.

Luis Elizondo - do 2012 r. szef oficjalnego programu badań nad UFO w Pentagonie, powiedział, że rząd USA dysponuje "egzotycznym metalem" z rozbitego pojazdu obcych.

Teraz już pewnie rozumiecie, że seria Phobos była nie tyle o tym co było, ale też o tym, co będzie. Również serie Demiurg, Atomowi Bogowie i Pontifex miały charakter zapowiedzi.

Oto bowiem powstała naukowa analiza dotycząca Cudu Słońca w Fatimie. Z analizy rozkładu cieni na zdjęciach wykonanych tamtego dnia w tej portugalskiej miejscowości wynika, że były nad nią dwa źródła światła na niebie - Słońce lekko skryte za chmurami i świetlista kula, która nisko przeleciała nad ziemią. 

O Cudzie Słońca w Fatimie pisałem w jednym z odcinków serii Pontifex (w komentarzach niestety zesrał się wówczas niejaki Michał Bąkowski, skutecznie zabijając dyskusję na temat treści wpisu. A było o czym dyskutować, bo wspomniałemo związkach Stolicy Apostolskiej z młodoturkami, o intrygach podczas I wojny światowej, a także o dziwnym detente papiestwa z bolszewikami - wystarczająco dużo dziwnych faktów, by Grzegorz Braun z Patlewiczem dostali zawału). Była w tym wpisie udokumentowana wzmianka, że iberyjskie środowiska okultystyczne przewidziały, że 13 maja 1917 r. dojdzie do cudownego zdarzenia mającego wielki wpływ na losy świata. Powtórzę więc w tym miejscu pytanie z serii Pontifex: dlaczego Matka Boska w Fatimie jest brunetką, w Gietrzewałdzie ma piękne rude włosy, na Siekierkach jest słowiańską blondynką a w Akicie ma skośne oczy?

***

W środę zaszczepiłem się  szczepionką Johnson & Johnson. Wybrałem szczepionkę jednodawkową, taką przeciwko której zrobiono największy czarny PR. I jak dotąd nie zaobserwowałem u siebie żadnych znaczących efektów ubocznych. NOP przejawił się u mnie tylko tym, że sięgnąłem po numer "Szczerbca" z 2003 r. 

(Dlaczego Rafał Pankowski nie chce się zaszczepić? Bo boi się NOP)

Spodziewam się, że za chwilę odezwą się w komentarzach antyszczepionkowcy piszący, że "zaprzedałem się big pharmie". Jakoś środowiska antyszczepionkowe specjalnie nie krytykują Sputnika V czy szczepionki Sinovac. Chińska "big pharma" jest dla nich ok? Oczywiście wielu ludzi może obawiać się efektów ubocznych szczepienia - wystąpiły one u tysięcy ludzi na miliony zaszczepionych. Foliarstwo przekonuje nas, że nie powinniśmy bać się wirusa. Być może ma rację. Ale jednocześnie twierdzi, że powinniśmy śmiertelnie bać się szczepionek. Ja się jakoś nie bałem. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz