sobota, 6 marca 2021

W pustyni i w d... Marksa

 


Ilustracja muzyczna: Rachid Taha - Barra Barra - Blackhawk Down OST


Maciej Gdula, (synalek kolesia, któremu gejnerał Jarucwelski pisał, co ma mówić podczas obrad Okrągłego Stołu) , stwierdził, że "W pustyni i w puszczy" to powieść rasistowska.  Ciekawe, czy to samo powiedziałby o pismach Marksa?

Obecnie nie jest przecież wielką tajemnicą, że ów filozoficzny patostreamer był maniakalnym rasistą cieszącym się z europejskiej kolonizacji Afryki, Wojen Opiumowych i tego, że Amerykanie odebrali Kalifornię "leniwym Meksykanom". O swoim rywalu Ferdynandzie Lassallu pisał, że jest "żydowskim Czarnuchem", którego przodkowie mogli być czarnymi niewolnikami, którzy wyszli z Egiptu wraz z Mojżeszem. 


Mało znanym faktem jest jednak to, że Marks miał zięcia Mulata. Jego córka Laura wyszła za Paula Lafargue, urodzonego na Kubie aktywistę mającego pochodzenie francusko-kreolskie, autora książki "Prawo do bycia leniwym. Lafargue nie miał jakoś specjalnie ciemnej skóry, ale Marks z Engelsem w prywatnej korespondencji w pogardliwy sposób pisali o jego pochodzeniu rasowym. "Lafargue ma jedną ósmą lub jedną dwunastą krwi Czarnucha" - pisał Engels. W 1887 r. zięć Marksa kandydował na radnego w paryskiej dzielnicy, w której było zoo. "Posiadając przymioty Czarnucha, w stopniu bliższym pozostałemu królestwu zwierząt niż reszta z nas, jest on bez wątpienia najbardziej właściwym reprezentantem tej dzielnicy" - wyzłośliwiał się Engels w liście do Laury Marks.

Warto w tym miejscu zadać pytanie: skoro Marks uważał Lafargue'a za przedstawiciela niższej rasy, to dlaczego pozwolił córce na ten ślub? Przecież to był patriarchalny XIX wiek, czasy gdy córeczka nie mogła powiedzieć rodzicom "pierdolę was, jadę ssać pały na Erasmusie". Związek Laury Marks z Paulem Lafarguem musiał mieć błogosławieństwo Karola Marksa. Czyżby więc zgodził się on na niego "dla beki"?

By to zrozumieć, musimy sięgnąć do omawianego przeze mnie niedawno drugiego tomu "To eliminate the opiate" rabina Marvina Antlemana. Poświęca on w nim sporo miejsca Marksowi i jego sabatajskim koneksjom takim jak Mojżesz Hess. Zwraca jednak uwagę na to, że już ojciec Marksa (Hirschel Marx) był sabatajczykiem. Został zwerbowany po tym jak stał się sierotą a  sabatejczycy pomagali mu w karierze. Jego konwersja na protestantyzm miała naturę sabatejską. Rabin Antleman twierdzi, że ten werbunek był rodzajem zemsty - na dziadku Karola Marksa, który jako ortodoksyjny rabin zwalczał sabatejską herezję.

Sabatejczycy/Frankiści wierzyli w to, że angażując się w "niecodzienne zachowania seksualne" zbliżają się do J***we. Urządzali więc orgie, podczas których wymieniali się żonami, dopuszczali się kazirodztwa, aktów homoseksualnych czy pedofilii. (Zachowały się zapisy procesu z jednego sądów rabinackich, na którym jeden z frankistów zeznawał, że nie za bardzo chciał się dzielić żoną, ale musiał to robić.) Czyżby więc Marks traktował międzyrasowe małżeństwo córki - z Mulatem porównywanym w liście Engelsa do zwierząt - za kolejną perwersję? Za rytualne przekroczenie granicy?

Flashback: Czerń sufich

Antelman wskazywał też na rytualne znaczenie koloru czarnego u sufich i sabatejczyków. Czerń i mrok były potrzebne do oświecenia. Zastanawiał się więc czy niektórzy sabatejczycy nie traktowali "szukania iskier bożych w mroku" zbyt dosłownie. Jako szukanie ich w "niższej" (w ich mniemaniu) czarnej rasie? Z teorią tą współbrzmiały żydowskie legendy mówiące o tym, że pierwsza żona Mojżesza pochodziła z Etiopii. Antelman przytoczył fragment relacji prasowej z lat 70-tych, dotyczącej zatrzymań w radykalnie lewicowej komunie, której członkami byli młodzi żydowscy radykałowie, z których każdy miał czarną partnerkę. Przytaczał też wiele przykładów na związki pomiędzy żydowskimi lewicowcami a czarnymi radykałami. Związki, które były pomimo silnego antysemityzmu w czarnej społeczności w USA. Tak było w latach 60-tych i 70-tych. I tak jest również współcześnie, w erze Black Lives Matters. Czy powszechny na Zachodzie, odgórnie narzucany i sponsorowany przez wielkie korporacje, kult BLM i towarzyszący mu "odwrócony rasizm" nie jest przejawem zbyt dosłownego rozumienia teorii o szukaniu iskier bożych w mroku?


Na pewno kult BLM nie pomaga w żaden sposób czarnej społeczności. Przyzwalanie na zamieszki,  redukowanie funduszów dla policji i zastępowanie jej pracownikami socjalnymi nie poprawia stanu bezpieczeństwa w czarnych dzielnicach i nie wspiera lokalnych, czarnych drobnych biznesów. Akcja afirmatywna i zaniżanie standardów nauczania w szkołach publicznych nie zwiększa szans Afroamerykanów na rynku pracy. Promowanie w popkulturze gwiazdek typu Cardi B czy różnych gangstaraperów utrwala tylko stereotypy o Czarnych. Murzyni są traktowani przez współczesnych marksistów tak samo jak w XIX wieku - jako tępe zwierzaki, które można wykorzystać do swoich celów. Maciejowi Gduli jakoś nie przeszkadza jego głupia jak osrana ścierka, rasistowska koleżanka z klubu Lewicy ciesząca się z masakry na kilkuset mieszkańców Etiopii.  

Rasizm na lewicy jest jednak głębszy. Szczególnie widać go w przypadku stosunku wielu "kawiorowych" lewicowców do polskich "roboli" i "ciemnych chłopów". Ale to już inna opowieść..

***

Ilustracja muzyczna: Fugees - Ready or not

W "Pustyni i w puszczy" nie ma szczęścia do ekranizacji. Pierwsza, w zrobiona w PRL, mocno różniła się od książki - dodano do niej silne wątki antykolonialne i "black power". Druga, robiona niedługo przed 911, wyszła słabo warsztatowo, choć fajnie pokazano tam wątek islamskiego fundamentalizmu. Powinno się zrobić wersję trzecią, alt-rightową. Proponowałbym następujące postacie:

Staś Tarkowski - koleś w typie rodezyjskiego najemnika z "Krwawego Diamentu", powtarzający co chwila "TIA" ("Things in Africa").


Nel - kawaii neonazistka, w typie Murdoch-chan. Postrzega Afrykę jako jeden wielki shithole.


Sierżant Kali - nosi czapkę zrobioną z futra lamparta i wielki złoty łańcuch z wisiorkiem "ME". Na końcu zostaje prezydentem jednego z afrykańskich państw i laureatem Pokojowej Nagrody Nobla.

Mahdi - wiadomo, koleś przypominający Osamę bin Ladena czy Baghdadiego.

Gebhr - były oficer syryjskiej bezpieki, który przeszedł do Państwa Islamskiego, a później został najemnikiem. Dorabia sobie pracując dla GRU, CIA i Mossadu. Sadysta lubiący jednak pokazać, że jest intelektualistą. Tak zaplątał się w różne gry wywiadowcze, że sam nie wie, dla kogo pracuje.

Chamis - stereotypowy terrorysta z budki z kebabem, głośno słuchający arabskiego disco, marzący o podróży do Europy, życiu tam z socjału i rwaniu panienek na Sylwestrze w Kolonii. 

Ojciec Stasia Tarkowskiego - złośliwy geopolityczny analityk w typie doktora Targalskiego (nya!). Bawiąc się z wielkimi kotami, objaśnia geopolityczne zawiłości fabuły.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz