Ilustracja muzyczna: Twenty One Pilots: Heathens
Polskojęzyczni demoliberałowie ekscytują się tym, że prezydent Joe Biden wciąż nie zadzwonił do prezydenta Andrzeja Dudy. Jak widać są słabo poinformowani, gdyż ostatnio za rozmowy telefoniczne z zagranicznymi przywódcami wzięła się Kamala (rozmawiała m.in. z premier Norwegii i z Netanyahu). Prezydent Biden od początku rządów nie brał udziału w żadnej samodzielnej konferencji prasowej. Nie wygłosił też w Kongresie orędzia o stanie państwa. Podczas spotkań z Ludem, jego współpracownicy pilnują, by nikt mu nie zadawał pytań. Podczas wizyty w Teksasie Biden miał problem z przeczytaniem nazwisk kongresmenów (ludzi, których zna od lat) z promptera i nagle wtrącił do przemówienia: "Co ja tu robię? Zaraz stracę wątek". Podczas innego wystąpienia zapomniał nazwiska sekretarza obrony i nazwy podległego mu departamentu, mówiąc o "kolesiu, który tym wszystkim zarządza". Bidenowi zmienił się też kolor oczu - z niebieskiego, na głęboko czarny, co może być skutkiem choroby lub brania leków. Jen Psaki, rzeczniczka Białego Domu, broniąc weekendowych wyjazdów prezydenta do Wilmington w stanie Delaware, palnęła, że "prezydent tam mieszka". Mark Meadows, były szef sztabu Białego Domu, złośliwie stwierdził, że Trump był bardziej skupiony o 1 w nocy, niż Biden jest o 1 po południu. Jeden z republikańskich senatorów powiedział, że w przypadku Bidena w Białym Domu mamy do czynienia ze znęcaniem się nad starszym człowiekiem ("elder abuse"). Reporterka serwisu The Hill na poważnie zaś zasugerowała, by Biden podczas wystąpień publicznych był zastępowany przez hologram. W sumie byłoby to logiczny ciąg dalszy tego, co ponad 20 lat temu pokazano na filmie "Wag the dog" opowiadającym o zmyślonej interwencji humanitarnej USA w Albanii.
To, że Biden nie zadzwonił do Dudy może więc świadczyć o czymś zupełnie innym, niż myślą liberałowie. "Wujkowi Joe" mogłoby się coś pomylić i mógłby myśleć, że np. dzwoni po pizzę lub by zamówić odrobaczanie psa. Polityką zagraniczną zajmuje się w jego administracji Anthony Blinken, a on już odpowiedni telefon wykonał parę tygodni temu.
Każda administracja przejmuje pewien bagaż doświadczeń po poprzednikach i pewnych rzeczy nie zmienia. Nawet jeśli obiecywała wyborcom, że je zmieni. Tak było choćby w przypadku sankcji na Arabię Saudyjską za poćwiartowanie kuzyna jednego z głównych aktorów afery Iran-Contras. Sankcje objęły grupę wykonawców, ale już nie księcia Mohammeda bin Salmana. Wobec Arabii Saudyjskiej zachowano business as usual. Nie wstrzymano rozpoczętych przez administrację Trumpa rozmów pokojowych z talibami. Korea Płd. podpisała umowę, według której będzie płaciła więcej za obecność amerykańskich żołnierzy - tak jak chciał Trump. Zaostrzono sankcje wobec Huawei a Gina Raimondo, nowa sekretarz handlu stwierdziła, że polityka Trumpa wobec Chin była w dużym stopniu skuteczna. Kontynuowane są demonstracje siły wobec Iranu, Rosji i Chin, takie jak wysłanie okrętu do Cieśniny Tajwańskiej, posłanie bombowca B1 Lancer w eskorcie polskich F-16 nad Wilno czy jego lądowanie w Powidzu. Administracja Trumpa mogłaby robić to wszystko w bardziej ostentacyjny i nieprzewidywalny sposób. Zapewne też uderzyłaby sankcjami w Niemców za Nord Stream II. W wielu obszarach polityki zagranicznej administracja Bidena idzie jednak dokładnie w tym samym kierunku, co administracja Trumpa. Być może wolniej, ale idzie.
Zmieniła się jednak polityka wewnętrzna. Jedna z doradczyń Bidena stwierdziła, że polityka Trumpa chroniła USA przed nielegalną imigracją. Teraz fala nielegalnej imigracji znów ruszyła, a kartele i handlarze dziećmi znów się mają z czego cieszyć. Chiński fentanyl (to świństwo, co zabiło George'a Floyda) znów płynie szerokim strumieniem przez południową granicę. Interes się kręci. CIA i chińska bezpieka zarabiają. Janusze biznesu i wielkie korporacje mają więcej taniej siły roboczej a demokraci wyborców.
Ofensywa propagandowa się nasila. Mat Taibbi pisze o "sowietyzacji amerykańskiej prasy". USA mają być krajem szczęśliwym, dostatnim, pozbawionym rasizmu i transofobii. Biden mówi o priorytetach dla sił zbrojnych: kombinezonach ciążowych. Wojskowi mogą znów na koszt państwa zmieniać płeć. Pół biedy, gdyby ta ideologiczna gorączka ograniczała się do malowania flag transów na bombach zrzucanych na Syrię. Pentagon rezygnuje z takich samych testów sprawnościowych dla żołnierzy i żołnierek. Od dawna powtarzam, że liberalizm to ustrój "zjadający własny ogon", który z czasem prowadzi do mocno zidealizowanej dyktatury. Może się jednak okazać, że się własnym ogonem zadławi, gdy coraz mocniej będą dawały o sobie znać ideologiczne szaleństwa.
Jak na razie jednak mamy do czynienia z cementowaniem systemu. Izba Reprezentantów przyjęła ustawę federalizującą ordynację wyborczą i de facto znoszącą identyfikację wyborców. Głosy korespondencyjne będzie można dosypywać jeszcze dziesięć dni po wyborach a każdy, kto będzie mówił o fałszerstwach wyborczych, będzie karany przez federalnych. Nie zdziwiłbym się więc, gdyby Joe Biden - lub jego hologram - był prezydentem nawet do 2049 r. Ani razu nie wygrywając wyborów. A oczywiście zza kulis rządziliby ci sami ludzie, co zwykle...
***
Czy zauważyliście, że Meghan Markle w niesławnym wywiadzie ubrała się w kieckę nawiązującą do tej, którą nosiła na słynnym zdjęciu Wallis Simpson. To nie przypadek. To ten sam modus operandi. Ona już w wieku 11 lat rzekomo napisała list do Hillary, w którym skarżyła się na "seksizm" w reklamie płynu do mycia naczyń. Po studiach była stażystką w ambasadzie USA w Buenos Aires i próbowała dostać pracę w Departamencie Stanu, ale nie zdała testu.
Dowiadujemy się, że niesławna Meghan zabroniła księciu Harry'emu pić alkoholu, kawy i nawet herbaty. Jak w jakiejś pieprzonej sekcie. I po tym osobowość Harry'ego się zmieniła. No i tak niestety kończą SIMPY.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz