Ilustracja muzyczna: Padmasambhava mantra
Belgijski jezuita Albert d'Orville był jednym z pierwszych zachodnich podróżników w Tybecie. W listopadzie 1661 r., podczas swojej podróży przez Tybet, zauważył on tam na niebie dziwny obiekt. Początkowo myślał, że to lokalny gatunek ptaka. Gdy obiekt się jednak przybliżył jezuita dostrzegł, że przypomina on "podwójny chiński kapelusz". Pojazd powoli leciał nad Lhasą, tak jakby chciał, by wszyscy go podziwiali. Ojciec d'Orvielle zaczął rozmawiać o tym zjawisku ze stojącym obok niego buddyjskim lamą. Lama odpowiedział mu: "Mój synu, to co widziałeś nie było magią, gdyż istoty z innych światów podróżują przez ocean Wszechświata i są tymi, którzy tchnęli ducha w pierwszych ludzi, którzy żyli na tym świecie. (...) Te istoty mają jasną skórę i są zawsze przez nas przyjaźnie przyjmowane. Często wpadają do naszych klasztorów. Nadal nas uczą, odkrywając prawdy, które zostały zagubione podczas stuleci kataklizmów, które zmieniły oblicze Ziemi".
Zauważmy, że istoty te miały według lamy białą skórę...
W latach 50-tych XX w. wielką popularność zdobył "kontaktowiec"
George Adamski, twierdzący, że spotyka się obcymi istotami o "nordyckim" wyglądzie. Adamski niewątpliwie podkręcał historie dotyczące swoich kontaktów, ale miał też świadków i robił zdjęcia. Jak to ze zdjęciami bywa, są one podważane, choć np.
pułkownik Sił Powietrznych USA Wendelle Stevens,
posiadacz jednego z największych prywatnych archiwów dotyczących UFO, uważał, że Adamski rzeczywiście był w kontakcie z jakimiś obcymi. (Intrygujące jest choćby to, że
UFO ze zdjęć Adamskiego wyglądały prawie tak jak rzekome nazistowskie latające dyski Haunebu II.) Kilku byłych pracowników Departamentu Obrony przyznało natomiast w 2009 r., że widzieli Adamskiego na terenie Pentagonu, gdzie był przesłuchiwany w sprawie swoich kontaktów z "Nordykami". Zresztą urodzony w Bydgoszczy Adamski miał wojskową przeszłość. Służył w armii USA podczas ekspedycji przeciwko Pancho Villi oraz w czasie I wojny światowej.
Rodzina Adamskiego przybyła w 1893 r. do USA z zaboru pruskiego. Zaprzyjaźnił się z nią tajemniczy "wujek Sid". Zdołał przekonać polskich imigrantów, by pozwolili zabrać ich 12-letniego syna z nim w podróż do Azji w latach 1904-1909. Mieli razem dotrzeć m.in.... do Tybetu. Dr Raymond Keller, lingwista i historyk, który wykładał przez pewien czas w Chinach, w swojej serii książek poświęconych
"kontaktowcom" twierdził, że Adamski i tajemniczy "Wujek Sid" prawdopodobnie dotarli do słonego
jeziora Nam Co (położonego na wysokości ponad 4 tys. m. n.p.m.), będącego jednym z centrów "zdarzeń paranormalnych" w Tybecie. W 1936 r. Adamski zakłada w Laguna Beach w Kalifornii Królewski Zakon Tybetański. Uczy buddyjskiej filozofii pomieszanej z teozofią oraz technik medytacyjnych. Pisze też książkę na temat "wiedzy Mędrców Wschodu". W późniejszym okresie używa zamiennie określenia Królewski Zakon Tybetu i "Kosmiczni Bracia". Sugeruje wyraźnie, że ci "nordycko" wyglądający obcy, z którymi się kontaktował mają związek z Tybetem.
W Tybecie, Mongolii oraz w innych krainach Azji Środkowej wciąż żywe są legendy o tajemniczym, podziemnym królestwie Szambali. Ma ono być zmilitaryzowaną buddyjską utopią, której mieszkańcy dysponują futurystyczną technologią oraz supermocami psychicznymi. Legendy te opisywał m.in. wybitny polski pisarz
Ferdynand Antoni Ossendowski, który zetknął się z nimi w Mongolii, podczas ucieczki z ogarniętej rewolucyjną pożogą Rosji. Szambali szukały na poważnie tajne służby carskiej i bolszewickiej Rosji oraz III Rzeszy. Wątki te opisywałem już w serii blogowej Shamballah, do której możecie sięgnąć w celu odświeżenia wiedzy.
Ossendowski podczas rozmów z lamami z jednego z kluczowych mongolskich klasztorów usłyszał m.in., że niektórzy ludzie z Szambali "podróżują pomiędzy gwiazdami, obserwują tam wydarzenia, tamte nieznane ludy, ich życie i prawa". Również
Nicholas Roerich zawarł wątek ufologiczny w swoich wspomnieniach z podróży po Tybecie i Mongolii. Widział on jak podczas ceremonii poświęconej Szambali na niebie pojawił się srebrzysty dysk.
Zauważmy, że w opowieściach o Szambali, mieszkańcy tego legendarnego podziemnego królestwa, wyglądają jak ludzie. Od tubylców czasem różnią się tylko białą skórą i jasnymi włosami. Wyglądają więc tak, jak jeden z lamów mówił jezuicie d'Orville'owi. I tak jak wyglądali rzekomi "Kosmiczni Braci", z którymi kontaktował się Adamski, nazywający ich również "Królewskim Zakonem Tybetu". I tak jak nordyccy obcy, których widziało wielu innych "kontaktowców".
Okazuje się, że przekonanie o istnieniu Obcych wyglądających jak ludzie jest silne nie tylko u prominentów z Wolnego Świata. Dr Sun Shili, oficjalny chiński ufolog i zarazem były oficjel z MSZ, stwierdził w 2002 r., że "nie można wykluczyć, że Obcy żyją i pracują w chińskim społeczeństwie". Mówił też, że Chiny są "krajem bogów". To była wyraźna aluzja zarówno do legend o Szambali jak i o tych mówiących o siedzibach bogów w górach Kunlun oddzielających Tybet od Xinjangu. Na terenie Chin znajduje się bardzo wiele miejsc mogących kryć rewolucyjną wiedzę dotyczącą przeszłości Ziemi. I oczywiście dostęp do nich jest bardzo ograniczony i kontrolowany przez Partię, wojsko i bezpiekę. Tak jest np. ze
świętą górą Kajlas - piramidalnym szczytem w Tybecie - który miał być siedzibą hinduskiego boga Shivy. (Jeśli nazwa wydaje się Wam być turbosłowiańska, to w regionie jest ich trochę - "Lech" czy góra "Stok". Wiele sanskryckich słów - w tym określenie "bóg" jest niezwykle podobnych do słów słowiańskich. W Lakdah, czyli indyjskiej części Tybetu mieszka ludność aryjska.) Chińczycy budują bazę rakietową u podnóża tego świętego miejsca. Ciekawe, czy szukają też czegoś we wnętrzu tej góry...
Starożytni Obcy wyglądający tak jak ludzie...
W 2013 r. Dalajlama XIV, w typowym dla siebie jajcarskim stylu poruszył kwestię istnienia obcych cywilizacji. "Jeżeli spotkamy się kiedyś z gościem z innej galaktyki, to spójrzcie na niego, to będzie ta sama istota ludzka. Może będziemy miała nieco inne kształty, ale ogólnie ta sama. Co więcej, to ta sama istota odczuwająca. Szanujcie ją. Patrzcie na nią. To ta sama istota czująca. Możemy natychmiast podać sobie ręce" - mówił podczas wykładu w Portland. Oczywiście to był tylko przekaz dla idiotów z Zachodu. Przekaz wewnętrzny był trochę bardziej poważny.
John E. Mack, psychiatra z Uniwersytetu Harvarda, zdobywca Pulitzera, były lekarz Sił Powietrznych i zarazem badacz fenomenu uprowadzeń ludzi przez Obcych, przeprowadził długą rozmowę z Dalajlamą na temat cywilizacji kosmicznych. Kilka jej szczegółów
ujawnił w apologetycznym filmie dokumentalnym poświęconym Dalajlamie. Jego Świętobliwość miał stwierdzić, że oprócz istot posiadających ciała, są też takie, które mają formę ale nie mają ciała i takie pozbawione formy i ciał. Wspominał o istotach międzywymiarowych. Mack powiedział chyba nieco za wiele, bo w 2004 r. został rozjechany przez pijanego kierowcę. Karma.
***
W następnym odcinku serii Phobos będzie crossover z serią Pontifex. Cofniemy się do 1954 roku...
***
A tymczasem wiceprezydent Mike Pence (który w styczniu ma ponoć przylecieć do Polski) ogłosił, że żołnierze Sił Kosmicznych USA będą nazywani "Strażnikami". Historia zatoczyła koło. "Strażnikami" - "Netheru" nazywano bogów Egiptu. "Krajem Strażników" był też "Sumer".
No cóż, żyjemy w ciekawych czasach. W Neapolu nie powtórzył się cud św. Januarego. To zwykle zwiastowało wielkie katastrofy. A 21 grudnia mamy koniunkcję Jowisza i Saturna - pierwszą od blisko 800 lat. Podobną jak w czasie narodzin Chrystusa. (No wówczas jeszcze do koniunkcji dołączył się Mars...).
No cóż, Wesołych Świąt Bożego Narodzenia dla Szanownych Czytelników!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz