sobota, 12 grudnia 2020

Phobos: Amaterasu

 


Ilustracja muzyczna: Kishida Kyoudan & The Akeboshi Rockets - Sekai o Koete - Gate opening 2

"W trakcie ostatnich miesięcy wojny załogi wielu B-29 nad Japonią widziały, coś co opisywały jako "kule ognia", które je śledziły, okazjonalnie się do nich zbliżały i niemal siedziały na ich ogonach, zmieniały kolory od pomarańczowego poprzez czerwony do białego i z powrotem, ale nigdy nie zbliżyły się, by zaatakować lub rozbić się w stylu samobójczym. Jeden B-29 wykonywał manewry uniku wewnątrz chmury, ale kiedy B-29 wyleciał z niej, kula ognia nadal go śledziła w relatywnie tej samej pozycji. Była 500 jardów za nim, miała trzy stopy średnicy oraz fosforyzującą, pomarańczową poświatę. Żadne skrzydła czy kadłub nie sugerowały, że to bomba lotnicza lub samolot. Kula ognia śledziła B-29 przez wiele mil a potem zniknęła tajemniczo, tak jak się pojawiła, w świetle brzasku nad Fujiyamą" - to fragment artykułu "Tajemnica Foo Fighters" opublikowanego w grudniu 1945 r. w "The American Legion Magazine". Autorem tego tekstu był ppłk Jo Chamberlin, doradca generała Henry'ego 
"Hapa" Arnolda, ówczesnego dowódcy lotnictwa armijnego USA. Chamberlin omawia w nim przypadki obserwacji zjawiska znanego jako "foo fighters" nad Japonią, Pacyfikiem i Europą. Wszystkie te obserwacje zostały dokonane przez amerykański personel lotniczy.





O fenomenie foo fighters wspominałem już w jednym z poprzednich odcinków serii Phobos. Przyjęło się, że do pierwszych ich obserwacji doszło latem 1944 r. nad Francją, a później te tajemnicze kule światła były często widywane przez załogi alianckich bombowców nad Niemcami. Kule zbliżały się do samolotów, ale utrzymywały zawsze pewną odległość. Czasem zakłócały działanie ich przyrządów pokładowych. I to wszystko. Amerykanie domyślali się, kto stoi za tą technologią. 14 grudnia 1944 r. SHAEF, czyli naczelne dowództwo wojsk alianckich w Europie wysłało do "New York Timesa" fotografię foo fightera z wyjaśnieniem, że to nowa niemiecka broń. Gdy zaczęła się amerykańska ofensywa bombowa nad Japonią, foo fighters znów towarzyszyły bombowcom. Jeden z raportów wywiadu armii mówił o 302 obserwacjach dokonanych przez 140 załóg. Podczas przygotowań do inwazji na Okinawę, gdy okręty posuwające się wzdłuż archipelagu Nansai Shoto, dostrzeżono na radarach grupę złożoną z 200-300 aparatów lotniczych poruszających się z prędkościami naddźwiękowymi. Przypominam, że Chuck Yeager przekroczył prędkość dźwięku samolotem Bell X-1 dopiero w 1947 r.




Igor Witkowski (który pisał ciekawe książki, zanim zabrnął na manowce "Instrukcji przebudzenia"), postawił hipotezę, że foo fighters były niedopracowaną niemiecką bronią - dronami z silnikami antygrawitacyjnymi. Silniki grawitacyjne rzekomych "nazistowskich UFO" wytwarzały promieniowanie, które było zabójcze dla załóg. Niemcy próbowali więc przetestować małe drony. Nie zdołali ich jednak uzbroić w nic sensownego ani opracować sensownej koncepcji wykorzystania tej broni. Co nie przeszkadzało im jednak posłać jej japońskiemu sojusznikowi. Niezaprzeczalnym faktem historycznym jest to, że w ostatnich latach wojny funkcjonował podwodny szlak transportowy do Japonii. Na ubootach dostarczano m.in. plany konstrukcyjne nowych broni, prototypowe odrzutowce czy radary a także materiały strategiczne (choć oczywiście nie mogli ich dostarczyć wiele). Jeden z okrętów uczestniczących w tej operacji - U-234 - wpłynął do portu Portsmuth i poddał się Amerykanom. Na jego pokładzie znaleziono 560 kg tlenku uranu (mainstreamowi historycy przekonują oczywiście, że Japonia nie miała swojego programu nuklearnego a Niemcy wysyłali jej uran chyba jedynie dla żartu) oraz... 24112 kg rtęci w butlach. Okazuje się, że rtęć stanowiła sporą część wielu innych podwodnych transportów. Po co ona jednak Japończykom? Do termometrów? Czy też może do stworzenia bomb atomowych opartych na legendarnej "czerwonej rtęci"? A może jest jakieś ziarno prawdy w rzekomej dokumentacji technicznej mówiącej, że niemieckie silniki antygrawitacyjne opierały się na wirującej plazmie rtęci? Zagadką są również transporty aluminium do Japonii. Na okrętach podwodnych wysłano tam pojedyncze skrzynie z tym metalem. Z jednej skrzyni nie dałoby się zbudować nawet połowy myśliwca. No chyba, że jako "aluminium" klasyfikowano w listach przewozowych coś innego... Co ciekawe jeden z amerykańskich raportów wywiadowczych mówi, że zaobserwowano jak dziwne metaliczne kule zostały wypuszczone spod skrzydeł japońskiego myśliwca. Wygląda więc na to, że Niemcy podzielili się z Japończykami tą awangardową technologią. A ona była tak nowoczesna, że nie było dobrego pomysłu, co z nią zrobić. Być może nawet to wunderwaffe odciągnęło trochę Japończyków od realnego łatania swojego systemu obrony powietrznej. A B-29 bezkarnie dewastowały kraj...





Powraca oczywiście pytanie, skąd Niemcy mieli taką awangardową technologię, która była dla nich zbyt nowoczesna, by ją mogli dobrze wykorzystać. Odpowiedzi udzielił na to w 1972 r. Hermann Oberth, jeden z ojców niemieckiego programu rakietowego: "Nie możemy przypisywać sami sobie zasług w pewnych dziedzinach nauki. Dostaliśmy wsparcie. Dostaliśmy wsparcie od ludzi z innych światów".




Prawdopodobnie ta technologia odpowiadała tylko za część obserwacji foo fighters. Japońscy piloci również bowiem obserwowali takie dziwne obiekty na niebie. W 1942 r. udało im się sfotografować jeden z nich nad Morzem Japońskim. Latający dysk obserwowano też np. w 1942 r. nad Wyspą Tulagi, tuż po amerykańskim lądowaniu na pobliskiej wyspie Guadalcanal. (I tutaj pozwolę sobie na małą dygresję: w 1941 r. obserwacji świecącego w kolorze zielonym dysku dokonali nad Oceanem Indyjskim marynarze polskiego statku SS Pułaski. ) Bardzo duża część raportów dotyczących wojennych japońskich obserwacji UFO została najprawdopodobniej zniszczona między 15 sierpnia a 2 września 1945 r., czyli w czasie, który Japończycy uzyskali dzięki łasce gen. MacArthura na niszczenie dokumentacji wojska i bezpieki.




Po wojnie duża część japońskiego establiszmentu, w tym funkcjonariusze bezpieki, wojskowi i przedsiębiorcy z branży zbrojeniowej bez większych problemów wtopiła się w polityczny mainstream a ich dzieci i wnuki robią kariery w demokratycznych instytucjach. Wokół wojennych tajemnic zapanowała zrozumiała zmowa milczenia. Pozwolono jednak działać małym grupkom ekscentrycznych nacjonalistów - po części z sentymentu, po części z konieczności zapewnienia wentyla bezpieczeństwa. Najsłynniejszym spośród tych ekscentryków-nacjonalistów był pisarz Yukio Mishima, który stworzył własną organizację paramilitarną (współpracująca z wojskiem) a w listopadzie 1970 r. przeprowadził rokosz w jednej z baz wojskowych i demonstracyjnie popełnił seppkuku. Nasi ekscentryczni nacjonaliści lubią Mishimę. Nigdy jednak nie wspominają, że ten wielki pisarz był entuzjastą ufologii.

Mishima napisał w 1957 r. esej do magazynu "Uchuki" wydawanego przez Japońskie Stowarzyszenie Badań nad Latającymi Talerzami (JFSA). Był on członkiem tej wiodącej japońskiej organizacji ufologicznej.  Twierdził, że 23 maja 1960 r. wraz z żoną widział na przedmieściach cygarokształtne UFO. W 1962 r. w swojej noweli "Piękna gwiazda" pisał o grupie przyjaznych Obcych chcących ocalić świat przed katastrofę nuklearną i walczących z ze złymi Obcymi chcącymi eksterminować ludzkość.




Mishima nie był jedynym słynnym nacjonalistą należącym do JFSA. Do tej organizacji należał również inny pisarz, jego przyjaciel Shintaro Ishihara. Ishihara był w latach 1999-2012 gubernatorem Tokio a wcześniej m.in. posłem do parlamentu i korespondentem wojennym w Wietnamie. W 1991 r. napisał wraz z prezesem Sony Akio Moritą książkę "Japonia, która może powiedzieć nie", która była wymierzona w USA. Jest on jednak znany też z niechęci do komunistycznych Chin i Korei Płn. Jest przewodniczącym Partii Wschodzącego Słońca i ogólnie obraca się w kręgach postimperialnych resortowych organizacji takich jak Nippon Kaigi (z którym związany był były premier Shinzo Abe, wnuk premiera Nobosuke Kishi, w czasie wojny ekonomicznego zarządcy Mandżurii.) Pamiętajmy, że ci nacjonaliści wierzą w szczególną rolę Domu Cesarskiego - dynastii wywodzącej się w prostej linii od dawnych obcych władców Ziemi - a konkretnie od bogini Amaterasu. 




Prawdopodobnie jednak najważniejszym członkiem JFSA był Hideo Itokawa - ojciec japońskiego programu rakietowego i kosmicznego! Hideo pracował nad konstrukcjami zbrojeniowymi od 1941 r. To on zaprojektował myśliwiec Ki-43 Hayabusa.  (Niejako nawiązując do tego, w 2003 r. japońska sonda kosmiczna Hayabusa wylądowała na asteroidzie nazwanej 25143 Itokawa.) Ciekawe, że ludzie uznawani za ojców programów kosmicznych jakimś dziwnym trafem wierzą w istnienie obcych cywilizacji. Ale może w przypadku Itokawy nie była to wiara, ale wiedza wyniesiona z uczestnictwa w wojennych programach budowy awangardowych broni?





Japonia oficjalnie nie posiada armii i floty wojennej. Posiada za to siły samoobrony, które oficjalnie nie są armią, ale zajmują piąte miejsce w rankingu Global Firepower. Japonia dysponuje potężniejszymi siłami zbrojnymi niż Francja, Wielka Brytania, Turcja czy Iran. Ma lotniskowiec Izumo, który widziałem z nabrzeża w Yokosuce. Ale to oficjalnie nie lotniskowiec, tylko helikopterowiec. Ten podział na oficjalne i nieoficjalne dotyka oczywiście wielu kwestii związanych z wojskiem. W 2015 r. japoński minister obrony oficjalnie więc stwierdził, że japońscy piloci wojskowi nigdy nie zaobserwowali UFO. Nigdy. Gdy jednak amerykańskie siły zbrojne pod rządami Trumpa zaczęły stopniowo ujawniać filmy z obserwacjami, takimi jak UFO nad Pacyfikiem na celowniku Tomcatów, to Japonia poszła w ich ślady. Ministerstwo Obrony ogłosiło we wrześniu 2020 r., że wdrożyło protokół dotyczący kontaktów z UFO.




W 2007 r. minister obrony Shigeru Ishiba odpowiadając na zapytanie jednego z posłów dotyczące UFO stwierdził, że "toczą się debaty na temat tego, co sprawia, że UFO lata, ale nie wiadomo, czy to naruszenie przestrzeni powietrznej". Zażartował sobie, że gdyby przybyła Godzilla, to uruchomiono by  służby ratownicze. Wówczas szef kancelarii premiera Nobutaka Machimura włączył się do dyskusji mówiąc, że osobiście wierzy w istnienie UFO i w to, że są to pojazdy kierowane przez inteligentne istoty. Machimura to polityczny weteran, dwukrotny minister spraw zagranicznych i człowiek, który niemal do śmierci był przewodniczącym japońskiego parlamentu. Dlaczego więc taki polityczny wyjadacz ryzykował ośmieszenie uwagą dotyczącą UFO? Z jakiegoś powodu musiał uznać, że wyznanie swojego przekonania o realności tego fenomenu jest bardzo ważne dla Japonii i świata.




Starszym ludziom z kompleksu militarno-wywiadowczo-przemysłowego na całym świecie jakoś się tak dziwnie zbiera na wspominki dotyczące UFO. Ostatnim przykładem na to jest generał Haim Eshed, twórca izraelskiego programu kosmicznego, który w latach 1979-2008 kierował wystrzeliwaniem satelit szpiegowskich na orbitę. Stwierdził on, że Amerykanie od lat są w kontakcie z przyjaznymi obcymi z "Federacji Galaktycznej", a amerykańscy astronauci przebywają w podziemnych bazach na Marsie. Trump miał zamiar ogłosić istnienie Obcych, ale został przed tym powstrzymany, "by nie wywoływać masowej paniki". No cóż wyglądałoby na to, że nie był pierwszym prezydentem, którego przed tym powstrzymano...

***

Tak jak się można było spodziewać, sprawa fałszerstw wyborczych w USA została uwalona w sądach. Sąd Najwyższy postanowił zaś nie rozpatrywać pozwu złożonego przez Teksas i popartego przez władze 20 innych stanów oraz 126 republikańskich kongresmenów.  Nie można było wywrócić systemu politycznego i pokazać światu, że amerykańska demokracja to lipa. 77 proc. wyborców Trumpa wierzy, że to on naprawdę wygrał wybory, w tym 26 proc. wyborców niezależnych i 10 proc. demokratów (!). Zaufanie do amerykańskich instytucji politycznych i mediów będzie w nadchodzących czterech latach nadal ostro spadać. Sam Biden, omawiając senacką dogrywkę w Georgii, palnął, że dzięki radykalnej retoryce antypolicyjnej demokratów "Trump pobił nas w cholerę w całym kraju".  Więc z tymi fałszerstwami wyborczymi jest jak z UFO: oficjalnie ich nie było. To tylko balony meteorologiczne i gaz bagienny.

***

A w kolejnym odcinku serii Phobos będzie mały crossovers z serią Shamballah. I być może z serią Pontifex. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz