Chiny stały się drugim krajem w historii, który umieścił swoją flagę na Księżycu. Ten sukces wymagał oczywiście pracy dziesiątek, jeśli nie setek tysięcy, ludzi przez całe dekady. Zapewne jednak nie byłby możliwy bez jednego człowieka: profesora Tsiena Hsue-shena, twórcy chińskiego programu kosmicznego.
Ilustracja muzyczna: Thirty Seconds to Mars - From Yesterday
Tsien kształcił się w latach 30. w Szanghaju, w Nankinie, na MIT i w Caltech, gdzie zrobił doktorat. Przed drugą wojną światową prowadził eksperymenty z rakietami i był bliskim współpracownikiem
Theodore'a von Karmana, naukowca nazywanego pionierem ery ponaddźwiękowej. Tsien w wieku 35 lat był już profesorem na MIT i był uczonym dosyć wizjonerskim - np. w 1949 r. opracował projekt teoretyczny wahadłowca kosmicznego. W końcówce drugiej wojny światowej raz z Karmanem opracowywał koncepcje rozwoju technologii dla amerykańskiego lotnictwa (Karman był doradcą
gen. Henry'ego Arnolda). Razem też brali udział w przesłuchiwaniach niemieckich naukowców i w ocenie przechwyconej technologii III Rzeszy. Tsien stykał się więc wówczas z najtajniejszym z tajnego...
Czy profesor Tsien uczestniczył więc również w badaniach nad fenomenem znanym jako UFO? To więcej niż prawdopodobne. Do 1949 r. zasiadał przecież w Panelu ds. Pojazdów Aerokosmicznych Naukowej Rady Doradczej (SAB) przy Siłach Powietrznych - a panel ten omawiał ten problem. Są też dokumenty wskazujące na powiązania SAB z badaniami nad UFO. Na przykład dokument z 12 maja 1949 r. (ujawniony przez USAF w 1975 r.) mówiący, że von Karman kierował dochodzeniem w sprawie "niewyjaśnionego fenomenu powietrznego" pojawiającego się w okolicach bazy lotniczej Kirkland "przez pięć miesięcy". Jest też dokument datowany na 16 lipca 1947 r. podpisem
gen Nathana Twininga, ówczesnego dowódcy Dowództwa Materiałowego Lotnictwa Armii USA i późniejszego członka grupy MJ-12. Dotyczy on badań nad szczątkami "latającego dysku" rozbitego w pobliżu poligonu White Sands. Mowa jest w nim u udziale w badaniach m.in. grupy naukowców von Karmana oraz o tym, że zdaniem tego badacza i zdaniem doktora Oppenheimera, "prawdopodobnie znaleziono silnik nuklearny". (Dr Robert Wood, badający autentyczność dokumentów MJ-12, ocenia, że akurat ten dokument jest "autentyczny w stopniu od średniego do wysokiego".) Nieco ponad dwa lata wcześniej Tsien napisał pracę na temat możliwości zastosowania paliwa nuklearnego do napędzania statków powietrznych. Włączenie go przez jego przyjaciela von Karmana do badań nad znalezionym silnikiem obcego pojazdu, byłoby więc ze wszech miar naturalne. Wiadomo również, że Tsien współpracował wówczas też z
doktorem Jeromem Hunsakerm, który był wówczas członkiem MJ-12.
Zapewne Tsien dalej robiłby karierę w amerykańskim kompleksie wojskowo-przemysłowym, gdyby 6 czerwca 1950 r. nie zapukało do jego domu dwóch agentów FBI. Wypytywali go o znajomość z członkami Komunistycznej Partii USA w latach 30. Śledztwo wykryło bowiem, że Tsien potajemnie należał do partii - w jej rejestrach członkowskich figurował pod fałszywym nazwiskiem "John Decker". Zdolny Chińczyk stracił więc certyfikat bezpieczeństwa. Tsienowi nie pomogło też to, że przyłapano go na wysyłce do Szanghaju skrzyń z dokumentami mającymi gryf "tajne" i "poufne". To były czasy wojny koreańskiej a ChRL była wrogiem USA. Tsienowi nie postawiono jednak oficjalnie zarzutu szpiegostwa. Służby imigracyjne chciały go deportować do Chin, ale Departament Stanu był przeciw - ze względu na to, że Tsien był nosicielem tajemnic. W końcu w 1955 r. CIA przekonała prezydenta Eisenhowera, by pozwolił na wyjazd Tsiena do Chin. W zamian Chińczycy zwolnili grupę amerykańskich lotników zestrzelonych nad Koreą.
Tsien został przyjęty w Pekinie jak bohater. Powierzono mu kierownictwo nad chińskim programem rakietowym i nuklearnym. (Tak to amerykańskie Głębokie Państwo przyczyniło się do stworzenia tego programu.) Wobec nędzy panującej w komunistycznych Chinach i żałośnie niskiego poziomu tamtejszej kadry naukowej, Tsien nie miał możliwości robienia tego co USAF - czyli prób odtwarzania obcej technologii. Musiał zacząć od czegoś prostszego. W październiku 1956 r. zdołał uzyskać od Sowietów rakiety balistyczne R-2 wraz z ich dokumentacją techniczną. W 1960 r. Tsien testował już na pustyni Gobi ich zmodyfikowaną chińską wersję - Dongfeng 1. W 1966 r. testowano już pocisk średniego zasięgu - Dongfeng 2. Tsien zainicjował więc
serię projektów rakiet balistycznych, która doszła jak dotąd do Dongfeng 31. Sowieci przekazali też Chińczykom technologię budowy bomby atomowej. I warto w tym miejscu zapytać: jaką wiedzę Tsien przekazał im w zamian, skoro Sowieci byli tak hojni?
Tsien kierując chińskim programem rakietowym i kosmicznym, a wcześniej biorąc udział w tajnych amerykańskich badaniach i posiadając dostęp do wiedzy zebranej przez nazistów, siłą rzeczy musiał się interesować fenomenem UFO w Chinach. Długo można by pisać o starożytnych tajemnicach Państwa Środka, więc skupię się tylko na zdarzeniach z XX w. W 1942 r. zrobiono zdjęcie latającego dysku unoszącego się nad ulicą miasta Tientsien. Zainteresował się nim IPU, czyli amerykański wojskowy zespół badający fenomen UFO. We wrześniu 1943 r. wielu świadków widziało "latającą patelnię" nad miastem Qing Xian w prowincji Hebei. Myśleli oni, że to nowa japońska broń. Cesarska Armia Japońska też zaobserwowała wówczas i sfotografowała ten dziwny pojazd. Było też wiele obserwacji UFO nad frontem w 1944 i 1945 r. 14 lipca 1947 r. agencja Associated Press donosiła o obserwacji "wielkiego talerza latającego nad Chinami" widzianego przez wielu świadków. Co ciekawe komunikat o tym przekazały agencji oficjalne służby prasowe Republiki Chińskiej. Doniesienia o obserwacjach UFO nad Chinami nagle ustały jednak po zwycięstwie komunistów w wojnie domowej. Mao twierdził, że "to całe UFO to sztuczka imperialistów". I każdy, kto donosił o obserwacjach ryzykował zesłanie do łagru.
Gdy więc 1 stycznia 1964 r. duże cygarokształtne UFO pojawiło się w okolicach Szanghaju i wysłane do jego przechwycenia Migi nie mogły go doścignąć, oficjalnie stwierdzono, że ścigano amerykański pocisk. Gdy w październiku 1963 r. cywilny samolot pasażerski był przez 15 minut nękany przez trzy świetlne kule (piloci opisali to w komunikacji radiowej i zostali przesłuchani po wylądowaniu), pasażerom zakazano mówić o tym incydencie. Na początku 1968 r. czterech żołnierzy obrony przeciwlotniczej widziało duży, owalny, świecący na złoto obiekt nad bazą morską Luda w prowincji Liaoning. Jego przelotowi towarzyszyła półgodzinna awaria radarów i łączności. We flocie ogłoszono pogotowie bojowe. W kwietniu 1968 r. Gu Ying, tłumacz pracujący dla agencji Xinhua, pracował w wojskowym oddziale kopiącym rowy nawadniające na Pustyni Gobi i był wówczas jednym ze świadków tego, jak kilkaset metrów od nich wylądował święcący na pomarańczowo dysk. Odleciał on po tym jak w jego stronę zaczęli jechać żołnierze na motocyklach. Wojskowi stacjonujący od dawna na Gobi mówili Gu, że wielokrotnie już widywali takie obiekty. "To się tutaj często pojawia".
Rządy Mao były dla Chin czasem głodu, nędzy i represji na absurdalnie dużą skalę. Tyran niszczył potencjał Chin lepiej niż "horda imperialistycznych agentów". Represje obejmowały również zdolnych naukowców pracujących nad programem rakietowym i kosmicznym. Tsien, mimo olbrzymiego służalstwa wobec Mao, sam był oskarżany o "nazizm" (!). Skończyło się jednak tylko na tym, że przez parę miesięcy musiał pracować jako zwykły robotnik. Gdy Mao umarł, środowiska naukowe mogły poczuć się pewniej. W 1976 r., Tsien wygłosił przemówienie, w którym wezwał do poważnego potraktowania badań nad UFO i włączenia ich do nauk uniwersyteckich.
Dziwić może więc, że po śmierci Mao, poparł w walce o władzę wdowę po nim i resztę Bandy Czworga. Kosztowało go to wiele. W 1978 r. władzy doszedł bowiem Deng Xiaoping, który był z tego powodu negatywnie nastawiony do Tsiena. Nie chciał słyszeć o badaniach nad żadnymi awangardowymi technologiami. Tsien miał się skupić wyłącznie na rakietach balistycznych i satelitach. Sytuacja zaczęła się zmieniać dopiero w 1986 r., gdy protegowany Tsiena dr Song Jiam znalazł się we władzach Partii oraz po tym jak w 1989 r. Tsien poparł masakrę na Placu Tiananmen. Znów zaczął być więc fetowany jako wielki naukowiec i komunista. W 1991 r. oficjalnie odszedł na emeryturę, ale aż do swojej śmierci w 2009 r. sterował zza kulis jako "doradca" chińskim programem kosmicznym. Miał wówczas więcej czasu, by zajmować się awangardowymi projektami.
Chińskim imperialnym ambicjom niewątpliwie sprzyjało to, że miały wsparcie amerykańskich globalistów. W latach 90. zapewnili oni ChRL dostęp do wielu nowoczesnych technologii. Czy również do awangardowych technologii lotniczych i kosmicznych? Boyd Bushman, inżynier koncernu Lockheed Martin, pracujący m.in. w słynnej Strefie 51, autor 28 patentów, nagrał na krótką przed swoją śmiercią, 7 sierpnia 2014 r. zadziwiające oświadczenie: "Nie chcę, byśmy zostali w tyle za Rosjanami i Chińczykami. A problemem jest to, że Strefa 51 pracuje teraz z Rosjanami i Chińczykami, by próbować robić UFO".
Ze słów tego odnoszącego sukcesy inżyniera wynika więc, że jeszcze za rządów Obamy Chińczycy pracowali z Amerykanami nad awangardowymi technologiami UFO w Strefie 51. Nad czym jeszcze wobec tego współpracowali? Nad Covidem? ("Covid-16" jak się przejęzyczył Biden...)
" - Siły powietrzne USA dysponują obecnie technologią pozwalającą przewieźć człowieka w jakikolwiek punkt na Ziemi w mniej niż godzinę -
stwierdził niedawno gen. Steven L. Kwast. To wojskowy w stanie spoczynku, były dowódca 47-mej Grupy Operacyjnej w Laughlin AFB i 4 Skrzydła Myśliwców w Seymur Johnson AFB, pilot mający za sobą 680 godzin lotów bojowych, a przy tym posiadacz dyplomów z inżynierii astronautycznej i administracji publicznej. Słowem: inteligent w armii. Gen. Kwast jest przy tym wielkim entuzjastą Sił Kosmicznych, który chwali się liczącymi 33 lata relacjami z naukowcami zajmującymi się technologiami kosmicznymi. Jest więc wątpliwe, by jego słowa o technologii pozwalającej zawieźć człowieka w dowolny punkt na Ziemi w ciągu godziny były przejęzyczeniem. Jeśli taka technologia rzeczywiście istnieje to Siły Powietrzne/Kosmiczne USA dysponują pojazdami zdolnymi do poruszania się z prędkością co najmniej 40 tys. km na godzinę. Nasuwa się więc pytanie: od kiedy nią dysponują i jak ją zdobyły?(...) Czy jednak Amerykanie dysponują tą technologią jako jedyni?
Dziwnie brzmią słowa gen. Kwasta mówiące, że "Chiny już budują flotę w Kosmosie" mającą "kosmiczne ekwiwalenty pancerników i niszczycieli". Czy to tylko straszenie, by wyciągnąć pieniądze na nowy rodzaj sił zbrojnych, czy też jest tutaj spore ziarno prawdy? A jeśli druga opcja, jest prawdziwa, to skąd Chiny wzięły na to technologię?"
Ciekawie w tym kontekście wygląda sprawa wniosku patentowego dra Salvatora Paisa, naukowca pracującego dla sił powietrznych US Navy, złożonego w kwietniu 2016 r. To patent na "pojazd wykorzystujący urządzenie redukujące masę inercyjną". Pojazd w kształcie trójkąta miał wytwarzać wokół siebie pole próżniowe/plazmowe pozwalające mu przemieszczać się z ogromnymi prędkościami w powietrzu i pod wodą. W listopadzie 2017 r. urzędas patentowy odrzucił wniosek tłumacząc, że jest on niemożliwy do zrealizowania w świetle praw nauki. Latający trójkąt potrzebowałby bowiem źródła zasilania wytwarzające gigantyczne ilości prądu. W grudniu 2017 r. odpisał mu dr James Sheehy, dyrektor technologiczny Naval Aviation Enterprise. Stwierdził, że prace nad tym projektem są już bardzo zaawansowane a testy obiecujące. A poza tym: Chiny też nad tym pracują a US Navy chce uniknąć kosztów związanych z tym, że mogą opatentować taką technologię. Amerykański patent został więc przyznany. W 2018 r. i w 2019 r. dr Pais złożył kolejne wnioski patentowe: na generator pól siłowych (!), generator fal grawitacyjnych oraz na mini-reaktor (mający od 30 cm do 2 m średnicy) mogący wyprodukować od 1 gigawata do 1 terawata energii. Problem pojawił się z kolejnym patentem, na nadprzewodnik działający w temperaturze pokojowej. Znów urzędas z patentowego przyczepił się do wniosku, ale dr Sheehy odpisał mu, że to urządzenie JUŻ DZIAŁA. Wniosek: US Navy miała zapewne te technologie już od lat i wykorzystywała je choćby w tych latających trójkątach obserwowanych na niebie od lat 80-tych. Wnioski patentowe zostały złożone dlatego, że Chiny pracują nad podobnymi technologiami a amerykańscy wojskowi nie chcą im przyznać pierwszeństwa i pozwolić, by Chińczycy pobierali tantiemy za ukradzioną technologię. To rzecz jasna zbiegło się też z procesem tworzenia trumpowskich Sił Kosmicznych.
Chińska ekspansja technologiczna również mocno przyspieszyła w ostatnich latach. Vinayat Bhat, pułkownik armii indyjskiej w stanie spoczynku, na podstawie zdjęć satelitarnych zdołał zidentyfikować ośrodki w Xinjangu, w których Chińczycy pracują nad antysatelitarną bronią laserową oraz generatorami EMP. Chiny ogłosiły niedawno, że zbudowały komputer kwantowy 10 mld razy szybszy od prototypu stworzonego przez Google. Mają też plany miast sterowanych przez sztuczną inteligencję, zbudowały reaktor typu Tokamak dający efekt "sztucznego Słońca", mocno pracują nad modyfikacją pogody, a także nad tworzeniem genetycznie zmodyfikowanych superżołnierzy. I to wszystko robi państwo trzymające miliony ludzi w obozach koncentracyjnych, walczące z religią, kontrolujące obywateli za pomocą orwellowskiego systemu sterowanego przez sztuczną inteligencję, straszące inwazją na Tajwan oraz niedawno zaangażowanego w miniwojenkę z Indiami. No i kraj, który przeprowadził w tym roku atak biologiczny na resztę świata. Strach pomyśleć, jakie atrakcje zapewni on nam w przyszłości...
A tymczasem w USA, 78-letni prezydent-elekt (twierdzenie kwestionowane przez niektórych) Joe Biden złamał stopę bawiąc się z psem. Później w dosyć barwny sposób opowiadał jak do tego doszło: był goły pod prysznicem a pies opuścił przed nim piłeczkę. Biden zaczął więc goły gonić swojego psa chcąc złapać go za ogon. I się dziadzio przewrócił... No i ten koleś ponoć zdobył 80 mln głosów. No cóż, Biden już zapowiada, że jego inauguracja będzie głównie online. Zadeklarował też, że w razie jakiejś poważnej różnicy zdań z Kamalą ogłosi, że na coś zachorował i zrezygnuje... A co jeśli Kamala zarazi się od niego demencją - której oznaki już ma mówiąc np., że w ostatnich miesiącach zmarło ponad 220 mln Amerykanów i że Tupac jest najlepszym spośród żyjących raperów?
***
Serii Phobos jeszcze nie kończymy. W następnym odcinku pozostaniemy w Azji Wschodniej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz