sobota, 27 czerwca 2020

Niepodległość: Pełniący Obowiązki Sowieta


Ilustracja muzyczna: Billie Eilish - Bad Guy

Generał Antoni Heda "Szary" napsuł mnóstwo krwi Niemcom i komunistom. Ten legendarny dowódca partyzancki ZWZ/AK/NIE/DSZ/ROAK na Kielecczyźnie wsławił się m.in. rozbiciem w sierpniu 1945 r. więzienia MBP w Kielcach, z którego uwolnił kilkuset więźniów. Od komunistycznych "wolnych sądów" dostał cztery wyroki śmierci. Było niemal pewnym, że nie wyjdzie żywy z więzienia. A jednak... Pewnego dnia zaprowadzono go na rozmowę do gabinetu naczelnika. Tam czekał na niego człowiek w mundurze oficera LWP. Przedstawił się jako major Informacji Wojskowej Rafał Olszowski Olszewski, adiutant marszałka Konstantego Rokossowskiego. Wojskowy bezpieczniak uśmiechnął się przyjaźnie do "Szarego" i stwierdził, że "marszałek wie o Panu i Pana podziwia". Zapowiedział, że wyrok zostanie złagodzony. Dodał również, że marszałek Rokossowski doskonale rozumie motywy jakimi się kierował w czasie rozbijania więzienia w Kielcach i że wie, że "Szary" chciał w ten sposób wyciągnąć brata z więzienia. Olszewski dodał, że "zarówno marszałek  jak i ja siedzieliśmy w więzieniu i wiemy, co pan czuje. Obaj jesteśmy całym sercem po Pana stronie". Ta surrealistyczna scena została pokazana w filmie dokumentalnym "Mit o "Szarym"". (oglądajcie od 43:00).


Scena ta jest o tyle zagadkowa, że marszałek Rokossowski kojarzy się znacznej większości Polaków z toporną sowietyzacją LWP: zbrodniami Informacji Wojskowej, czystkami wśród przedwojennej i akowskiej kadry, niesławnym Korpusem Górniczym... Nie ulega wątpliwości, że Stalin uczynił go marszałkiem Polski z misją przygotowania kraju do III wojny światowej i uczynienia go częścią sowieckiej machiny wojskowej. Wszyscy więc postrzegali Rokossowskiego jako "Pełniącego Obowiązki Polaka". Inaczej patrzą na niego Rosjanie. Dla nich był zawsze najbardziej humanitarnym dowódcą, który oszczędzał krew żołnierzy. Autorem błyskotliwej ofensywy Bagration. Był też człowiekiem mocno skrzywdzonym przez system sowiecki. W 1937 r. bezpieka aresztowała go w ramach czystek w wojsku i operacji antypolskiej. Uszkodzono mu oko i wybito dziewięć zębów, łamano palce u nóg młotami i bito po plecach stalowymi wyciorami do karabinów. Zmuszano, by się przyznał do bycia polskim i japońskim szpiegiem. Wypuszczono go z więzienia akurat na szykowaną wojnę przeciwko Niemcom. Wiedział, że w każdej chwili może tam trafić. Do śmierci Stalina nigdy się więc porządnie nie wyspał. Pod poduszką trzymał pistolet, na wypadek, gdyby po niego przyszli.



Ze względów bezpieczeństwa starał się tuszować swoje polskie pochodzenie. W ankietach personalnych jako miejsce urodzenia wpisywał "Wielkie Łuki", choć urodził się na warszawskiej Pradze. (Jego brat, w czasie wojny policjant "granatowy" jest pochowany na Cmentarzu Bródnowskim.) Do armii rosyjskiej w czasie pierwszej wojny światowej - tak jak setki tysiące innych Polaków - trafił z przymusu. Do bolszewików wciągnął go jego kolega, podoficer 5 pułku dragonów Adolf Juszkiewicz.



W naszej pamięci Rokossowski jest potępiany za to, że jego Front stał bezczynnie nad Wisłą, gdy Niemcy tłumili Powstanie Warszawskie. Jednakże sam Rokossowski bardzo chciał zdobyć Warszawę. Deklarował Stalinowi, że jest gotów zająć polską stolicę już 6 sierpnia. Później prosił o pozwolenie we wrześniu. Stalin jednak mówił "nie". Rokossowski został więc odwołany ze stanowiska równolegle z Berlingiem i przeniesiony do dowodzenia innym frontem. Gdyby idiota Mikołajczyk nie wypaplał Mołotowowi o szykowanym powstaniu w Warszawie, to zapewne armie Rokossowskiego zajęłyby miasto w pierwszym tygodniu sierpnia, na Okęciu wylądowałby wracający z Moskwy premier, a Alejami Ujazdowskimi triumfalnie przedefilowaliby żołnierze AK i armii Berlinga.


Rokossowski już jako minister obrony PRL zdobywał się na gesty totalnie nie pasujące do sowieckiego namiestnika. Jak czytamy w popularnych źródłach: "Wiktor Thommée po powrocie do Polski dzięki Rokossowskiemu otrzymał mieszkanie i należną emeryturę[19][39]. Innym przykładem poczynań Rokossowskiego była sprawa Bolesława Kieniewicza, generała oddelegowanego z Armii Radzieckiej do służby w WP, który upatrzył sobie jedną z willi na Mokotowie i wymógł na cywilnych władzach stolicy oddanie do jego prywatnej dyspozycji całego budynku. Dotychczasowych lokatorów wykwaterowano. Usunięci mieszkańcy odważyli się złożyć skargę. Ich pismo przez przeoczenie oficerów z gabinetu marszałka dotarło do wiadomości Rokossowskiego, którego reakcja była piorunująca. Poszkodowani otrzymali odszkodowania, a niedoszły mieszkaniec willi został dyscyplinarnie odesłany do Związku Radzieckiego[40]. Jako jeden z dwóch członków Biura Politycznego PZPR głosował w styczniu 1955 za odwołaniem ze stanowiska kierującego Ministerstwem Bezpieczeństwa Publicznego Stanisława Radkiewicza[41]."



Do służby w LWP oddelegowano co najmniej 20 tys. Sowietów. Przytłaczająca część z nich to osobnicy, którzy nie czuli się Polakami. Część z nich czuła się polskojęzycznymi komunistami. Wielu z tych osobników zapisało się w historii fatalnie - jak np. gen. Stanisław Popławski, tłumiący Powstanie Poznańskie w 1956 r. (były dyrektor świńskiego sowchozu "Sowiecka Kultura".)  Ale byli też w tej grupie oficerowie, którzy w PRL mogli "oddychać swobodniej" niż w ZSRR i odkrywali swoje związki z polskością. Część z tych sowieckich oficerów oddelegowanych do LWP straciła rodziny w wyniku operacji antypolskiej z 1937 r. i naprawdę nie miała powodu, by kochać system sowiecki. Ile wśród nich było przypadków rodem z "Czerwonej Jaskółki"?



Zadziwiającym przypadkiem na pewno był gen. Karol Świerczewski. Jako młody robotnik z warszawskiej Woli został zagarnięty wraz z tysiącami innych polskich robotników w 1915 r. wgłąb Rosji, wcielony do armii carskiej a następnie "siłą bezwładności" stał się bolszewikiem. Na front przeciwko Polsce w 1920 r. sam się zgłosił. W latach międzywojennych robił karierę w GRU. Jako dowódca w polu był kiepski. Fatalnie dowodził w Hiszpanii, na rosyjskich bezdrożach w 1941 r. i pod Budziszynem w 1945 r. Pijany w sztok i w samych gaciach wysłał tysiące żołnierzy na śmierć. W 1944 r. sankcjonował swoją osobą represje wobec żołnierzy LWP (m.in. w Małym Katyniu - czyli na Uroczysku Baran). Wydawałoby się, że Świerczewski to postać ohydna i tragikomiczna. Po zakończeniu wojny przeszedł on jednak szokującą przemianę. Związał się z polską kobietą, która sprawiła, że... przestał pić. Zaczął za to chodzić do kościoła, spowiadać się i przyjmować Komunię Św. u jezuickiego księdza. Rozczytywał się w polskiej poezji i prozie. Zaczął ostentacyjnie manifestować swoją polskość. Szykanował sowieckich oficerów, którzy nie potrafili się mu zameldować poprawną polszczyzną. Stał się bardzo cięty na sowieckich doradców i w swoim notatniku podkreślał na czerwono ich nazwiska i umieszczał złośliwe uwagi. W lutym 1947 r. Stalin zaprosił go do Moskwy i odbył z nim długą rozmowę. Przecieki mówiły, że zaczynający mieć antysemicką fazę dyktator wyznaczy Świerczewskiego na nowego Ministra Bezpieczeństwa Publicznego. Zapewne z misją zrobienia czystki wśród towarzyszy pochodzenia semickiego. (Wyobraźcie sobie: truchła Bermana i Minca dyndające na szubienicy jak zwłoki Slansky'ego.) Ktoś poczuł się więc zagrożony... Świerczewski jadąc w ostatnią podróż w Bieszczady miał świadomość tego, że już stamtąd pewnie nie wróci. Z pierwszych protokołów oględzin zwłok, ujawnionych przez Dariusza Baliszewskiego, wynika że strzały, które trafiły generała nie padły z okolicznych wzgórz, tylko prawdopodobnie zostały wystrzelone przez ochronę. Świerczewski dostał też bagnetem. Towarzyszący mu generał Mikołaj Prus-Więckowski (przedwojenny oficer wywodzący się z armii rosyjskiej, w 1939 r. zastępca dowódcy Mazowieckiej Brygady Kawalerii), płk Bielecki i płk Jan Gerhard (oficer wywodzący się z podziemia komunistycznego w Francji i Zgrupowania Piechoty Polskiej przy armii francuskiej, autor książki na podstawie, której powstał film "Ogniomistrz Kaleń", sam zabity w dziwnych okolicznościach w 1971 r.)  uciekali przed strzałami ludzi z własnej ochrony i  później długo się kryli przed nimi w lesie (co wskazuje, że żadnych Ukraińców w okolicy zapewne nie było).



W LWP w latach 40-tych służyło też wielu oficerów wywodzących się z armii II RP. Wystarczy choćby wspomnieć o ministrze obrony z lat 1944-1945, marszałku Michale Roli-Żymierskim. Żymierski stanowił jednak przykład "specyficznych" kadr. Miał za sobą działalność w "Zarzewiu" i Polskich Drużynach Strzeleckich, służbę w ck-armii, Legionach i POW. Był bohaterem spod Rarańczy, ale według płka Józefa Szostaka w POW w Warszawie ewidentnie fałszował raporty zawyżając statystyki dotyczące agentury! Służył też w II Korpusie Polskim w Rosji, walczył przeciwko bolszewikom i w Powstaniach Śląskich. Niestety za bardzo kochał pieniądze. I zaangażował się w korupcję wojskową na dużą skalę. W trakcie zamachu majowego walczył po stronie rządu i potem jako jeden z nielicznych walczących przeciwko rebeliantom trafił do więzienia. Sąd skazał go za malwersacje. Żymierski nawiązał w więzieniu kontakty z komunistami i po wyjeździe do Francji zaczął tam pracować dla wywiadu sowieckiego. We Francji kręcił się w kręgach opozycji antysanacyjnej - czyli bandy idiotów od Sikorskiego. Sowieci przerwali z nim współpracę w 1937 r., w czasie Wielkiej Czystki, uznając go za dezinformatora. Jak ustalił Jarosław Pałka, Żymierski w połowie lat 30-tych pracował też dla... sanacyjnego Oddziału II, który doskonale wiedział o jego kontaktach z komunistami. Rozpracowywał dla niego środowiska Frontu Morges. W 1938 r. pokłócił się jednak ze swoim oficerem prowadzącym z Oddziału II w kwestii rozliczenia finansowego transakcji sprzedaży wojskowego złomu broni do republikańskiej Hiszpanii. Oficer prowadzący pisał do centrali, że Żymierski to prowokator powiązany z KPP.  Jak pisze Pałka: "Po zerwaniu przez wywiad sowiecki kontaktu Żymierski znalazł się w trudnej sytuacji finansowej i wraz z rodziną zdecydował się powrócić do Warszawy. Tutaj w lutym 1939 r. skierował list do marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza, w którym pisał: „W duszy mej i sumieniu czuję się zawsze żołnierzem Józefa Piłsudskiego”. Dodawał, że jeśli jakieś błędy miał popełnić, to wynikały one z niezrozumienia rozkazów czy planów Piłsudskiego „nie była to zdrada dla kariery czy dla innych idei”. W 1940 r. Żymierski ponownie oferuje swoje usługi wywiadowi sowieckiemu, ale ten go olewa aż do 1942 r. W międzyczasie próbuje wstąpić do ZWZ/AK, Batalionów Chłopskich a nawet do NSZ. (Wyobraźcie sobie: komendant NSZ gen. Michał Żymierski "Szczerbiec"!) Wszędzie uznają go za podejrzanego typa i nie chcą mieć z nim nic wspólnego. Później wypomina Stefanowi Korbońskiemu, że tylko PPR chciała go przygarnąć. Zanim jednak trafia do PPR, na polecenie Sowietów nawiązuje kontakt z Gestapo. (Ciekawe czy donosił tam na komunistów?) W 1944 r. zostaje dowódcą AL, a stamtąd zostaje wykreowany na ministra obrony w "rządzie" lubelskim. 3 maja (!) 1945 r. zostaje marszałkiem.


Żymierskiego z pewnością obciąża udział w represjach w wojsku (jego podpis znalazł się na ponad 100 wyrokach śmierci) i walka przeciwko podziemiu niepodległościowemu, a także mniejsze grzechy takie jak np. zniszczenie zakonserwowanej w MWP Kasztanki Marszałka Piłsudskiego (twierdził, że go kiedyś kopnęła). Z drugiej strony jednak rządy Żymierskiego były czasem, w którym do LWP ściągnięto mnóstwo oficerów armii II RP, PSZ na Zachodzie, AK i BCh. Tajemniczym epizodem w jego karierze była również wojna, którą chciał wywołać w czerwcu 1945 r. przeciwko Czechosłowacji. Pod nieobecność innych komunistycznych decydentów szykował pancerne uderzenie na Zaolzie! Zwycięstwo w tym konflikcie uczyniłoby z niego bohatera narodowego i umocniło jego pozycję we władzach PRL. Jego kariera była jednak o tyle błyskotliwa, co krótka. W 1949 r. został pozbawiony funkcji ministra a w 1953 r. trafił do lochów Informacji Wojskowej. Torturami wymuszano na nim, by się przyznał do współpracy z obcymi wywiadami.



Ironią losu jest to, że również trzeci z peerelowskich marszałków - Marian Spychalski - był ofiarą komunistycznych represji. Spychalski, wiceminister obrony w latach 1945-1949 i minister obrony w latach 1956-1968 był w trakcie śledztwa w latach 50-tych oskarżony o pracę dla Oddziału II SG, AK i Gestapo. I co ciekawe, pewne poszlaki wskazują, że te oskarżenia mogły być prawdziwe. Dariusz Baliszewski wskazuje, że to najprawdopodobniej Spychalski wystawił Marcelego Nowotkę, szefa PPR, oddziałowi likwidacyjnemu Kedywu. Bratem Mariana Spychalskiego był płk Józef Spychalski, w 1939 r. dowódca elitarnego Batalionu Stołecznego, a później cichociemny i komendant okręgu krakowskiego AK.  Szerzej o przypadku Spychalskiego pisałem już na tym blogu w serii Prometeusz. Przypomnijmy tylko, co piszą źródła popularne: "Zwolennik realizacji idei armii ogólnonarodowej i wciągania do WP środowisk poakowskich i opozycyjnych oraz polonizacji korpusu oficerskiego. Jego polityka kadrowa w wojsku budziła krytykę strony radzieckiej. 10 marca 1948 roku ambasador ZSRR w Polsce w liście do ministra spraw zagranicznych ZSRR Mołotowa pisał, iż Spychalski należy do frakcji działaczy komunistycznych „uważających się za prawdziwych Polaków” skupionej wokół Gomułki. Zarzucał Spychalskiemu, że podejmuje decyzje personalne w wojsku polskim kierując się „uczuciem nienawiści do ludzi radzieckich”. Również Wydział Polityki Zagranicznej WKP(b) w swej analizie sytuacji w Polsce sporządzonej w kwietniu 1948 roku stwierdzał, że Spychalski prezentuje „nacjonalistyczne dążenia” przeprowadzając w wojsku akcję usuwania ze stanowisk dowódczych oficerów radzieckich".



Wielu oficerów II RP garnęło się do służby w LWP postrzegając ją jako polskojęzyczne formacje u boku armii zaborczej - jak w I wojnie światowej. Przykładem wyjątkowego koniunkturalisty był generał Gustaw Paszkiewicz. Zaczynał w armii rosyjskiej, później I Korpus w Rosji, wojna przeciwko Ukraińcom i bolszewikom. W maju 1926 r. na czele Szkoły Podchorążych  walczy przeciwko wojskom Piłsudskiego w Warszawie. Co nie przeszkadza mu robić kariery w pomajowej armii i fetować marszałka Śmigłego-Rydza podczas jego wizyt w rodzinnych Brzeżanach. Dowódca 12 Dywizji Piechoty w bitwie pod Iłżą, zastępca szefa ZWZ w 1940 r., dowódca kilku jednostek wojskowych w PSZ na Zachodzie (m.in. 4 Dywizji w II Korpusie Andersa). W 1945 r. wraca do kraju. Koordynuje walkę z podziemiem na Podlasiu w ramach Wojewódzkiej Komisji Bezpieczeństwa. Z trybuny sejmowej oskarża gen. Andersa o zabicie gen. Sikorskiego. Zalicza jednak wpadkę nazywając Mikołajczyka "reakcjonistą". Mikołajczyk przypomina wówczas jak gen. Paszkiewicz tłumił chłopskie rozruchy w 1937 r. krzycząc do swoich żołnierzy: "Bić tych skurwysynów bolszewików!". Aha, i gen. Paszkiewicz był też posłem ZSL. (Baj de łej: do LWP trafił też inny dowódca z bitwy pod Iłżą  - gen. Marian Turkowski, dowódca 3 Dywizji Legionów. Podobnie jak Paszkiewicz, uczestniczył on wcześniej w akcji likwidacji cerkwii.)



Innym znanym przedwojennym generałem w LWP był Bruno Olbrycht, dowódca 39 Dywizji Piechoty Rezerwowej. Weteran II Brygady, jeden z organizatorów akcji likwidacji cerkwii (organizował też bojkot sklepów żydowskich w Zamościu), w sierpniu 1944 r. dowódca Grupy Operacyjnej AK "Śląsk Cieszyński", brawurowo odbity z niemieckiego aresztu w Kalwarii Zebrzydowskiej przez swoich żołnierzy. Potem dowódca 21 Dywizji Górskiej AK. Działając w AK bardzo skutecznie zwalczał komunistyczną agenturę i żuli z AL. Później, jako dowódca Warszawskiego Okręgu Wojskowego, kierował w 1946 r. dużą akcją pacyfikacyjną skierowaną przeciwko podziemiu niepodległościowemu i organizował osadnictwo wojskowe na Mazurach.


Ciekawym przypadkiem był też generał Stefan Mossor. Zasłużony legionista, uczestnik wojny z bolszewikami, wybijający się sanacyjny oficer, współautor Planu "Zachód", w 1939 r. dowódca 6 pułku strzelców konnych. Jako niemiecki jeniec był w 1943 r. w delegacji polskich oficerów oglądających katyńskie doły śmierci. Napisał po tym memoriał proponujący nawiązanie współpracy z Niemcami. Od 1945 r. w LWP. Jeden z pomysłodawców i główny wykonawca Akcji "Wisła". Walczył też przeciwko polskiemu podziemiu niepodległościowemu. W 1950 r. trafił do aresztu Informacji Wojskowej, z którego wychodzi w 1956 r. i wraca do służby w LWP, ale w 1957 r. umiera.


Niesamowitym paradoksem jest to, że wspólnie z generałem Mossorem Ukraińców wysiedlał z Bieszczad też gen. Ostap Steca, który karierę wojskową zaczynał w... Strzelcach Siczowych. Służył on też w Ukraińskiej Armii Halickiej, w której walczył przeciwko Polakom o Galicję Wschodnią! To gen. Steca opracował koncepcję przesiedlenia Ukraińców.



Niezwykłymi torami toczyła się też kariera generała Heliodora Cepy. Służył on w armii kajzera, w Powstaniu Wielkopolskim i w wojsku II RP. Dowodził oddziałami łączności przed majem i po maju. W 1934 r. został dowódcą wojsk łączności a w 1939 r. kierował łącznością w Kwaterze Naczelnego Wodza. Mimo to, został szefem łączności PSZ na Zachodzie. W 1946 r. przeszedł do LWP, gdzie oczywiście też kierował jednostkami łączności. W latach 1951-1955 był więziony przez Informację Wojskową. Po wyjściu z więzienia kierował Instytutem Łączności i pracował w PAP tworząc m.in. wielką stację nadawczą w Zegrzu.



Oprócz tych koniunkturalistów, do LWP trafiali też oficerowie bez skazy z armii II RP, PSZ na Zachodzie i AK. Ludzie tacy jak płk Bernard Adamecki (organizator operacji łączności lotniczej "Most"!), gen. Franciszek Skibiński (zastępca gen. Maczka!), gen. Stanisław Skalski, admirał Włodzimierz Steyer (dowódca obrony Helu!) komandor Zbigniew Przybyszewski (w 1939 r. dowódca Baterii Cyplowej!) gen. Bronisław Prugar-Ketling czy płk Aleksander Kita. Wielu z nich stało się na przełomie lat 40. i 50. ofiarami stalinowskich represji.



Warto więc zadać sobie pytanie: jak zachowaliby się przedwojenni oficerowie z LWP, gdyby wybuchła III wojna światowa? Czy przeszliby na stronę NATO i prawowitego rządu z Londynu - tak jak liczył rząd londyński i kadry naszego Uśpionego Wojska Polskiego? Czy Rola-Żymierski dokonałby kolejnej wolty? Czy Rokossowski okazałby się kolejnym Własowem? Przypomnijmy, że generał Własow też był błyskotliwym sowieckim dowódcą i jednym z ulubieńców Stalina.

Paranoja sowieckiego dyktatora czasem miała solidne podstawy. W przypadku III wojny światowej naprawdę mało kto chciałby za niego walczyć.

***

A w kolejnym odcinku serii Niepodległość dalej przyglądamy się przedwojennym kadrom w PRL. I  poznajemy nić łączącą lata 30. i 40. z latami 70. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz