sobota, 19 października 2019

Matrioszka: Szpieg spalony w piecu


Ilustracja muzyczna: James Newton Howard - Didn't I Do Well! - Red Sparrow OST

Przed rządami Sierowa GRU była służbą o żałosnych wynikach. Jej zagraniczni rezydenci wysyłali do Moskwy wycinki z zachodnich gazet, które przerabiali na ściśle tajne depesze. Po tym jak w 1958 r. szefem tej służby został gen. Iwan Sierow,  praca operacyjna szybko się poprawiła. Do Centrali zaczęto zwozić tajne materiały liczone na kilogramy a w trakcie afery Profumo zdobyto ponoć pornograficzne archiwum kompromitujące brytyjskie elity. Mimo takich sukcesów Sierow, wyleciał z hukiem z roboty w lutym 1963 r. Oskarżono go o brak czujności. Pod jego nosem miał działać brytyjsko-amerykański agent płk Oleg Pieńkowski. Dodano do tego stare oskarżenia o zbrodnie stalinowskie, zdegradowano go, pozbawiono Gwiazdy Bohatera Związku Sowieckiego i zesłano do Taszkentu jako zastępcę ds. szkół wojskowych dowódcy Turkiestańskiego Okręgu Wojskowego. Pomysł z wysłaniem na upokarzająco podrzędne stanowisko do Azji Środkowej wyszedł od marszałka Rodiona Malinowskiego - którego Sierow później nazwał "podlcem i byłym kołczakowcem". (Malinowski służył w trakcie I wojny światowej w rosyjskich formacjach we Francji a potem w Armii Kołczaka.)



Sierow długo był obarczany winą za olbrzymią wywiadowczą wpadkę jaką była afera z Pieńkowskim. W jej wyniku administracja Kennedy'ego dowiedziała się, że ZSRR dysponuje mizernymi siłami nuklearnymi i nie jest w żaden sposób wygrać wojny z USA. Kennedy przejrzał dzięki temu blef Chruszczowa na Kubie i spokojnie wprowadził blokadę morską wyspy zmuszając sowieckie wojska rakietowe do wycofania się z niej. (W zamian zobowiązał się wycofać stare rakiety z Turcji, których obecność wcześniej mocno martwiła tureckie władze. Rakiety te zostały zastąpione przez pociski znajdujące się na okrętach podwodnych na Morzu Śródziemnym, które mogły zapewnić większą salwę.) Ta porażka zniszczyła autorytet Chruszczowa i mocno przyczyniła się do tego, że w 1964 r. stracił on władzę. Sierow stał się kozłem ofiarnym dla wściekłego genseka. Wiktor Suworow w "Matce Diabła" przedstawił jednak inną teorię. To Sierow stał za Pieńkowskim i użył go, by zapobiec szalonym planom Chruszczowa, które groziły ZSRR nuklearną klęską. Z faktów przedstawionych przez Sierowa w jego wspomnieniach wynika jednak, że ta teoria jest błędna. Afera z Pieńkowskim miała zarówno uderzyć w szefa GRU jak i w Chruszczowa. To był początek cichego zamachu stanu.



By tę intrygę wyjaśnić musimy najpierw przyjrzeć się Pieńkowskiemu. To był człowiek, który nie zrobił kariery w GRU. Był zastępcą rezydenta w Turcji, ale wyleciał ze stanowiska ze względu na brak sukcesów i konflikt z rezydentem. Zachowywał się na tej placówce dziwnie. Wyraźnie dawał do zrozumienia zachodnim dyplomatom, że chce być zwerbowany przez ich tajne służby a oni uważali go za prowokatora. Po zwolnieniu z GRU trafił na ciepłą posadkę w akademii wojskowej. Jego protektorem był marszałek Siergiej Wariencow . Pieńkowski w czasie wojny był jego adiutantem a potem przyjacielem domu. W 1959 r. Wariencow wysyła prośbę o ponowne przyjęcie swojego byłego adiutanta do GRU. Naczelnik zarządu kadr Smolikow rekomenduje to przeniesienie, ale Sierow odpisuje mu "Z takimi danymi przyjąć do GRU nie możemy". Wbrew decyzji Sierowa, Smolikow i generał Rogow podpisali rozporządzenie o przyjęciu Pieńkowskiego do GRU! Moim zdaniem należeli oni do kadr wiernych Sztiemience i to był początek intrygi knutej przez tego "inteligenta w armii" przeciwko człowiekowi, który kosztował go wcześniej wiele strachu i upokorzeń. Zapewne spisek nie ograniczał się do Sztiemienki. Wspomniany generał Rogow był zastępcą Sierowa i zarazem protegowanym marszałka Malinowskiego. Próbował robić własną politykę w GRU a decyzję o ponownym przyjęciu Pieńkowskiego do służby podpisał, gdy Sierow był na urlopie.

Pieńkowski nie pełni w GRU żadnej ważnej funkcji. Zostaje oddelegowany na podrzędne stanowisko przy Komitecie Naukowo-Technicznym. Jeśli chodzi o tajne informacje, to ma dostęp do nich głównie w bibliotece GRU. Nie wiadomo więc jakim cudem dowiaduje się z wszelkimi możliwymi szczegółami o operacji "Anadyr", czyli przerzucie głowic nuklearnych na Kubę. O operacji tej wiedziała jedynie garstka ludzi na Kremlu. Kapitanowie statków, które przewoziły rakiety o celu rejsu dowiedzieli się dopiero po przepłynięciu Bosforu. Żołnierzom wojsk rakietowych płynących na tych statkach wydano ciepłe palta i narty. Pieńkowski jednak znał przebieg tej operacji w najdrobniejszych szczegółach. Tak samo wiedział wszystko o sowieckich siłach nuklearnych. Ktoś musiał go karmić tymi informacjami.



Pieńkowski desperacko szukał kontaktu z zachodnimi szpiegami. W ciągu ośmiu miesięcy odbył sześć spotkań z cudzoziemcami, pięć razy próbował przekazać im tajne dokumenty i trzykrotnie nachodził ich w pokojach hotelowych. Nie muszę wyjaśniać, że pokoje w moskiewskich hotelach, w których przyjmowano cudzoziemców były naszpikowane aparaturą podsłuchową a cała obsługa pracowała dla KGB. W końcu Pieńkowskiemu udaje się nawiązać kontakt z brytyjskim agentem Grevillem Wynnem.  Peter Wright, funkcjonariusz MI5 zaanagażowany w szukanie sowieckich kretów wewnątrz brytyjskich służb wyraża później zdziwienie, że Pieńkowski akurat skontaktował się z niedoświadczonym agentem brytyjskich służb, które dopiero co zaliczyły szereg poważnych wpadek związanych z sowiecką infiltracją. Wright zauważył też, że Pieńkowski spotykał się z Wynnem w miejscach, o których było wiadomo, że są pod obserwacją KGB. Wynn zresztą zauważył podczas jednego ze spotkań, że mają "ogon". Pieńkowski odparł, że o tym wie i żeby się tym nie przejmował. Istotnie, KGB uważnie obserwowała Pieńkowskiego od 1961 r. I przez kilkanaście miesięcy pozwalała mu przekazywać tajne informacje. Co więcej, w 1962 r. stwierdziła, że nie ma nic przeciwko temu, by Pieńkowski wyjechał na misję do USA. Wyjazd ten zablokował Sierow.



Iwan Diediula, zastępca rezydenta KGB w Wiedniu, donosi, że Wynne jest wykorzystywany przez MI6 jako kurier w szpiegowskich wyprawach do Moskwy. Wynne ma być zaopatrywany w tajne informacje przez sowieckiego pułkownika, którego nazwisko kończy się na "ski". Wadim Iljin, agent GRU z Paryża, dowiaduje się od wysoko postawionego źródła, że w GRU jest "kret". Źródło to przekazuje Iljinowi część materiałów dostarczonych przez Pieńkowskiego. W listopadzie 1961 r. Iljin donosi, że "kret" nosi nazwisko "Pieńżowski"! Mimo to KGB udaje, że nie może znaleźć "zdrajcy". Wszystkie te raporty spływają na biurko gen. Aleksandra Sacharowskiego (zapamiętajcie to nazwisko!), szefa wywiadu KGB. Sacharowski będzie kierował wtedy swoją służbą bez żadnych ingerencji ze strony szefa KGB Władimira Semiczastnego. Semiczastny to ambitny działacz wywodzący się z Komsomołu, który jest człowiekiem Aleksandra Szelepina, innego ambitnego działacza wywodzącego się z Komsomołu, który kierował KGB w latach 1958-1961, czyli po Sierowie. Nie jest żadną tajemnicą, że ma on ambicję zostać I sekretarzem KPZR w miejsce Chruszczowa. Można więc założyć, że doszło do intrygi ponad podziałami: Sztiemienko i jego ludzie, Malinowski i jego ludzie, Sacharowski, Szelepin i Semiczastny zmówili się przeciwko Sierowowi i Chruszczowowi.

Oczywiście intryga wymaga, by zrobić z Sierowa osobę zaprzyjaźnioną ze "zdrajcą". Latem 1961 r. dochodzi więc do ciekawego incydentu. Pieńkowski zawiadamia Brytyjczyków, że żona i córka Sierowa wybierają się do Londynu. I rzeczywiście to robią. Na moskiewskim lotnisku Szeremietiewo Pieńkowski podchodzi w pewnym momencie do Sierowa i zamienia parę słów (pyta się o godzinę czy o papierosa). Zostają oczywiście wspólnie sfotografowani. Żona i córka szefa GRU już przy samej bramce zostają poinformowane, że niestety nie będą mogły lecieć tym lotem, ale mogą polecieć następnym. Czekają parę godzin na lotnisku a w samolocie obok nich zasiada Pieńkowski. Zaczyna z nimi rozmawiać. Przedstawia się jako bliski przyjaciel Sierowa. Później proponuje im pokazanie Londynu. Odmawiają. Następnego dnia puka do ich pokoju hotelowego - choć nie mówiły mu, gdzie zamieszkają. Kagiebiesta przydzielony do ochrony żonie i córce Sierowa nie widzi w tym niczego podejrzanego. Bo ma zapewne polecenie, by nie utrudniać mu kontaktu. Chodzi o to, by Pieńkowskiemu zrobić zdjęcia w towarzystwie żony i córki szefa GRU. Później zostaje zmontowana historia, że Pieńkowski był kochankiem córki Sierowa. Z Sierowa robi się "kumpla od kieliszka" Pieńkowskiego. Ten montaż ma służyć narracji mówiącej, że Sierow wspuścił "zdrajcę" do swojego domu i do serca GRU. Ta narracja okazuje się skuteczna.


Jak się potoczyły dalsze losy bohaterów tej historii? Oleg Pieńkowski został skazany na śmierć za szpiegostwo. Później miał zostać spalony żywcem w piecu a film z jego makabrycznej egzekucji pokazywano nowym rekrutom w GRU. Jest też jednak wersja mówiąca o jego rozstrzelaniu. I o tym, że popełnił samobójstwo w łagrze. I o tym, że do egzekucji wcale nie doszło i żył pod zmienioną tożsamością. Jak zauważył Wiktor Suworow, GRU później z jakiegoś powodu otoczyła rodzinę Pieńkowskiego protekcją. Czyli uznała, że dobrze wypełnił on swoją misję.

Iwan Sierow został w 1965 r. wyrzucony z Partii. Stał się emerytem i w tajemnicy spisywał swoje wspomnienia. Dwie walizki zapisków ukrył w ściance garażu swojego domu. Znaleziono je kilka lat temu. Zmarł w 1990 r. patrząc jak się wali Związek Sowiecki.

Marszałek Wariencow został zdegradowany, pozbawiony tytułów i odznaczeń. Zmarł w 1971 r.

Szelepinowi nie udało się zostać przywódcą ZSRR. Zbyt wielu ludzi w Partii i wojsku się go obawiało. Od 1965 r. tracił wpływy. W 1967 r. jego protegowany Semiczastny został pozbawiony szefostwa KGB, po tym jak uciekła z ZSRR córka Stalina Swietłana. Szelepin zmarł w 1994 r. a Semiczastny w 2001 r.



W wyścigu o fotel genseka Szelepina pokonał Leonid Breżniew. Wcześniej był on jednym z tych, którzy doprowadzili do wyrzucenia Sierowa ze stanowiska szefa GRU. Sierow wypominał Breżniewowi, że był komisarzem politycznym u generała Leselidzego na Kaukazie w 1942 r. Breżniew istotnie zrobił wówczas karierę w domenie Berii. Rządy Breżniewa oznaczały przede wszystkim zmniejszenie konfrontacji pomiędzy USA i ZSRR. Oba supermocarstwa doszły do cichego porozumienia, że nie będzie między nimi wojny nuklearnej. Jeszcze w 1980 r. Breżniew zdołał popsuć plany wojenne marszałka Kulikowa (które poznał od Brzezińskiego a ten od CIA a CIA od płka Kuklińskiego). Dla mieszkańców ZSRR rządy Breżniewa były najlepszym okresem w dziejach tego państwa. To czas stabilizacji, zmniejszenia represji (choć trzeba przyznać, że niestety wciąż one były - choć były mniejsze niż za Chruszczowa) i poprawy warunków życia. Jeśli czasy sowieckie darzone są w byłych republikach sentymentem to jest to sentyment do czasów Breżniewa, które wydawały się idyllą w porównaniu z głodnymi latami Chruszczowa czy syfem czasów Gorbaczowa. Według francuskiego prezydenta Valery'ego Giscarda d'Estainga, Breżniew rozmawiał z Edwardem Gierkiem po polsku. Miał bowiem polską matkę - co ze zrozumiałych względów ukrywał w czasach stalinowskich.


Ilustracja muzyczna: Sting - Russians


Do poważnych zmian po aferze z Pieńkowskim doszło nie tylko w Partii i służbach, ale również w armii. Marszałek Siergiej Briuzow, dowódca wojsk rakietowych, odpowiedzialny za operację "Anadyr" został przeniesiony na stanowisko Szefa Sztabu Generalnego Armii Czerwonej. Według funkcjonariusza francuskich tajnych służb Pierre'a de Villemaresta był on entuzjastą idei nuklearnego blitzkriegu. W październiku 1964 r., tuż po odwołaniu Chruszczowa, zginął on w katastrofie lotniczej pod Belgradem (a wraz z nim pięciu generałów). Według de Villemaresta, jugosłowiańskie służby ustaliły, że ta "katastrofa" była zamachem. Z przyczyn oczywistych sprawę zatuszowano. Villemarest podaje następnie szokującą informację, że w ciągu niecałych czterech lat zginęło wówczas w katastrofach lotniczych, podczas prób jądrowych i prób z nową bronią 3 sowieckich marszałków, 3 admirałów i 32 generałów.



Briuzowa na stanowisku Szefa Sztabu Generalnego Armii Czerwonej zastąpił marszałek Matwiej Zacharow.  Był on w latach 1949-1952 szefem GRU! Popadł w niełaskę u Stalina w 1952 r. a po śmierci Berii był przesuwany na niższe stanowiska. Później jednak jego kariera znów przyspieszyła i w 1960 r. stał się Szefem Sztabu Generalnego. Stracił to stanowisko w 1963 r. po kubańskim kryzysie rakietowym. Odzyskał je po wygodnej śmierci Briuzowa. Kierował sztabem do 1971 r. a zmarł w 1972 r.



"Podlec i były kołczakowiec" marszałek Rodion Malinowski, pozostał ministrem obrony ZSRR od 1957 r. (upadku Żukowa) do swojej śmierci w 1967 r. Po kubańskim kryzysie rakietowym wzywał do tego, by wojsko miało więcej do powiedzenia w polityce zagranicznej. Zarzucił żukowowsko-chruszczowowską strategię nuklearnej konfrontacji. Oczywiście Sowieci zasypywali dziurę rakietową i nadal planowali nuklearny blitzkrieg, ale wraz z breżniewowską stabilizacją oddalał się on w bliżej nieokreśloną przyszłość. Za życia Breżniewa nie było możliwe rozpętanie III wojny światowej. A Breżniew żył bardzo długo - aż w 1982 r. zabili go ludzie zniecierpliwionego czekaniem na władzę Andropowa.

A co z naszym "inteligentem w armii" Sztiemienką?



W 1964 r. wrócił do Sztabu Generalnego. A w 1968 r. został Szefem Połączonego Sztabu Wojsk Układu Warszawskiego. To on zaplanował inwazję na Czechosłowację. Zmarł w 1976 r. Śmiercią naturalną jak większość uczestników spisku przeciwko Sierowowi.


A w kolejnym odcinku serii "Matrioszka" przyjrzymy się zadziwiającej serii wpadek wywiadu zagranicznego KGB z 1961 r. i pewnemu słynnemu uciekinierowi. 

***

Nie chcę się zbytnio rozpisywać o ostatnich wyborach, ale ten mem oddaje część prawdy: 



Wymaga on jednak drobnej poprawki - w miejsce PiS trzeba wpisać "Gowin" lub "Ziobro". Joker jako Konfederacja to trafienie w samo sedno - zwłaszcza po ich akcji ze skargą do SN o unieważnienie wyborów (w których się wreszcie dostali do Sejmu :) Liczę przynajmniej na to, że Braun będzie odwalał na sejmowej mównicy jakieś sabatejskie rytuały. Młode, "wykształcone", rozpuszczone libki z wielkich ośrodków po ogłoszeniu wyników (które np. zwolenników PiS nie zadowoliły) wylewały swój ból d... w mediach społecznościowych. Czy Ci idioci naprawdę liczyli, że Milicja Obywatelska wygra? Problem jednak w tym, że zapaść w systemie edukacji (nie oczyszczenie go z lewackich nieudaczników) zaowocuje tym, że tych młodych, rozpuszczonych libków jest coraz więcej. To polscy Social Justice Warriors. I w następnych wyborach będzie ich głosowało jeszcze więcej... Miejmy nadzieję, że do tego momentu ustrój demokratyczny zostanie w Polsce ostatecznie skompromitowany i żadnych wyborów już nie będzie. Bo inaczej - bogowie zachowajcie nas w opiece!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz