sobota, 2 marca 2019

Restituta: HK-Stelle

Ilustracja muzyczna: Sybrid Music - Planinski Briz 



Gdy światowej sławy polskiego jasnowidza Stefana Ossowieckiego zapytano co się stało z zaginionym generałem Włodzimierzem Ostoją-Zagórskim, odpowiedział on oględnie: żyje i przebywa poza krajem. Czy Ossowiecki kłamał na zlecenie tajnych służb czy też mówił prawdę? Tak się akurat składało, że po zamachu majowym ten mistyk miał za złe Piłsudskiemu przelewanie krwi bratniej i nie miał powodu, by siać dezinformacje akurat w sprawie domniemanej zbrodni politycznej obciążającej obóz sanacji. A teorię mówiącą, że generał Zagórski zmienił tożsamość i wyjechał z kraju potwierdza kilka innych źródeł.



Zacznijmy od tego kim właściwie był generał Zagórski? Obecnie jest jednym z bohaterów endeckiej prawicy, choć nigdy nie miał z endecją nic wspólnego, a nawet działał w obozie, który ją zwalczał. Zagórski był przede wszystkim człowiekiem z cienia. Wysokiej rangi oficerem austro-węgierskiego wywiadu, czyli Evidentzbureau (dowodzonego kolejno, w latach 1903-1909 przez płka Eugena Hordliczkę, w latach 1909-1919 przez płka Augusta Urbańskiego von Ostrymiecz, w latach 1914-1917 przez płka Oskara von Hranilovica-Cvetassina i w latach 1917-1919 przez  płka Maxa Ronge), który przez pewien czas nadzorował HK-Stellen, czyli ekspozytury wywiadowcze w Krakowie, Przemyślu i Lwowie. Odpowiadał tam m.in. za projekty wojny hybrydowej przeciwko Rosji, czyli m.in. za wspieranie polskich i ukraińskich organizacji paramilitarnych. Podlegał mu m.in. Gustaw von Iszkowski, szef HK-Stelle we Lwowie w latach 1908-1912, z którym nawiązał w 1908 r. współpracę Józef Piłsudski.



Sprawa współpracy Piłsudskiego i jego organizacji z wywiadem austro-węgierskim została naświetlona już w wielu publikacjach począwszy od "Lodowej Ściany" Ryszarda Świętka. Ostatnio drobiazgowo opisał ją - a także całe relacje obozu Piłsudskiego z Austro-Węgrami - Jerzy Gaul w swojej znakomitej książce "Czarno-żółty miraż". Gaul wykazał w niej, że CK-służby były początkowo nie zainteresowane współpracą wywiadowczą z organizacją Piłsudskiego, ale tolerowały np. obecność szkoły bojowców PPS na swoim terytorium i nie przeszkadzała im działalność terrorystyczna tej organizacji wymierzona w Rosję. Współpracę sformalizowano dopiero w 1908 r., w związku z kryzysem wokół aneksji Bośni. Współpraca polegała na tym, że to nie Piłsudski, Walery Sławek i paru ludzi z ich otoczenia byli austro-węgierskimi TW, tylko na tym, że cała organizacja oddawała usługi austro-węgierskim tajnym służbom. Obie strony jednak do końca sobie nie ufały, co było widoczne chociażby podczas wyprawy kieleckiej latem 1914 r. Po wybuchu wojny relacje między austro-węgierskimi służbami a piłsudczykami mocno się ochłodziły. Ale dochodziło również do zadziwiających epizodów pokazujących na dużą wagę jaką Wiedeń przykładał do bądź co bądź niewielkiej grupki polskich rewolucjonistów. Wszak na jesieni 1914 r. Piłsudski został niespodziewanie przyjęty na audiencji u cesarza Franciszka Józefa. Człowiek dowodzący ledwo co formującą się brygadą u cesarza! Swoje wiedział adiutant kajzera Wilhelma II, hrabia Bogdan Hutten-Czapski, promując w 1915 r. Piłsudskiego wśród Niemców i nazywając go "polskim Garbialdim". Ojciec Hutten-Czapskiego był przecież bliskim współpracownikiem Mazziniego...

Flashback: Archanioł - Miecz Ognisty



Zainteresowaniu tajnych służb prometejską organizacją Piłsudskiego trudno się dziwić. Miała ona powiązania głęboko w Rosji, z których korzystały już wcześniej japońskie tajne służby. W 1912 r. kontakt z piłsudczykami nawiązał też turecki Komitet Jedności i Postępu, czyli młodotureccy, masońsko-sabatejscy rewolucjoniści. Na łamach prasy powiązanej z organizacjami strzeleckimi broniono wówczas Turcji przed "chrześcijańską propagandą". W tym czasie kumpel Hutten-Czapskiego, Giuseppe Volpi hrabia Misraty finansował młodoturków. Nad Bosforem przebywał zaś handlarz bronią i zawodowy prowokator, Aleksander Parvus, wspólnik Marchlewskiego i zarazem wydawca dzieł Stefana Żeromskiego. (Baj de łej: wiedzieliście, że Marchlewski zmarł w faszystowskich Włoszech?)



W Galicji działały oczywiście nie tylko polskie organizacje szykujące się do wojny hybrydowej przeciwko Rosji. Szkolili się do niej również Ukraińcy.(dokumenty Ochrany zawierają wzmianki o kontaktach Piłsudskiego z... Dmytro Doncowem, teoretykiem ukraińskiego nacjonalizmu, który wówczas twierdził, że niepodległe państwo ukraińskie może przeboleć utratę Galicji Wschodniej i Wołynia na rzecz Polski).



W Krakowie i Zakopanem przebywał również Lenin. (Miłość, miłość w Zakopanem! Oblewamy Trockiego szampanem! :) Oficjalna historiografia próbuje nas przekonać, że głównie zajmował się wówczas górskimi wędrówkami i pogawędkami ze św. Bratem Albertem, ale przecież wszyscy wiemy, że wówczas ten pederasta knuł jak w czasie wojny zadać Rosji cios od tyłu. Odwiedzał go tam również niejaki Stalin, kaukaski gangster i prowokator Ochrany, który robił wówczas karierę w partii bolszewickiej. (Stalin rozśmieszył Lenina opowiadając, że obsłużono go na odwal się w knajpie na galicyjskim dworcu kolejowym, bo mówił po rosyjsku.) Lenina odwiedzał również rywal Stalina w Ochranie - Roman Malinowski. W latach 1910-1912 mieszkał w Krakowie i kontaktował się z Leninem kuzyn Piłsudskiego Feliks Dzierżyński. O ciekawych kontaktach, jakie Lenin nawiązał na miejscu wiele mówi to, co się działo po tym jak w 1914 r. deportowano go do Szwajcarii: "Po wybuchu I wojny świat., pod niesłusznym zarzutem szpiegostwa na rzecz rządu carskiego, L. został aresztowany 8 sierpnia przez władze austr. i osadzony w więzieniu w Nowym Targu. Dzięki interwencjom licznych osób został wkrótce, 19 sierpnia, zwolniony z więzienia i mógł wyjechać do Krakowa, a pod koniec sierpnia z Krakowa do Szwajcarii. Wśród osób, które starały się o uwolnienie L. z więzienia, byli socjalist. posłowie do parlamentu austr. (Zygmunt Marek z Krakowa, Herman Diamand ze Lwowa, Wiktor Adler z Wiednia), z Zakopanego dr Kazimierz Dłuski i dr Andrzej Chramiec, Jan Kasprowicz  mieszkający wówczas w Poroninie, Władysław Orkan i być może jeszcze in. osoby".

Wśród osób wstawiających się wówczas za Leninem było kilka ciekawych postaci:



Zygmunt Marek - późniejszy poseł PPS, który "od 1907 kierował oddziałem Zagranicznego Związku Pomocy dla Ofiar Politycznych z siedzibą w Krakowie, zaś od 1910 był prezesem Krakowskiego Związku Pomocy dla Więźniów Politycznych (do organizacji tej należeli m.in. Maria Koszutska, Feliks Kon, Helena Radlińska, Max Adler, Otto Bauer, zaś współpracownikiem był Tomáš Masaryk).(...) W 1914 był zastępcą Strońskiego w Departamencie Organizacyjnym sekcji zachodniej Naczelnego Komitetu Narodowego z ramienia socjalistów[1] oraz zastępcą przewodniczącego prezydium Komitetu Obywatelskiego Polskiego Skarbu Wojskowego. (...) W maju 1926 prowadził zakończoną niepowodzeniem misję utworzenia rządu. 31 maja 1926 w imieniu ZPPS wysunął kandydaturę Józefa Piłsudskiego na prezydenta RP. Gdy ten po dokonaniu wyboru odmówił, 1 czerwca 1926 Zygmunt Marek sam wystartował w wyborach, uzyskując w Zgromadzeniu Narodowym 56 głosów.(...) 6 listopada 1928, w dyskusji nad preliminarzem budżetowym na rok 1929/30, wygłosił krytykę polityki Józefa Piłsudskiego. Zaatakowany słownie przez prezesa BBWR Walerego Sławka, 15 listopada doznał ataku apopleksji, który stał się jedną z przyczyn paraliżu. Od tej pory faktycznie nie sprawował mandatu".



Herman Diamand - "Od 1904 do 1931 reprezentował socjalistów polskich z trzech zaborów we władzach II Międzynarodówki i Socjalistycznej Międzynarodówki Robotniczej. Podzielał stanowisko Ignacego Daszyńskiego w kwestii m.in. demokratyzacji stosunków galickich, modernizacji gospodarczej kraju, ewolucyjnej realizacji celów socjalistycznych, odzyskania niepodległości, asymilacji Żydów. Popierał działalność militarno-polityczną Józefa Piłsudskiego. Od 1907 do 1918 posłował do wiedeńskiej Rady Państwa." W II RP to on był inicjatorem ustawy mówiącej o tym, że wszelkie kopaliny oraz rurociągi są własnością państwa.



Kazimierz Dłuski - "W październiku 1882 Kazimierz Dłuski udał się do Paryża z listem polecającym od Johanna Philippa Beckera, gdzie miał skontaktować się z Karolem Marksem. Marks był już wówczas ciężko chory i do spotkania nie doszło, Dłuski pozostał w Paryżu, gdzie ukończył kierunki nauk politycznych i medycynę[1]. Paryskie mieszkanie Dłuskich było otwarte dla emigrantów politycznych z Polski, ich gośćmi był m.in. późniejsi prezydenci RP: Stanisław Wojciechowski i Ignacy Mościcki[2]. Członek Gminy Narodowo-Socjalistycznej w 1888 roku[3]. (...) Był członkiem Ligi Narodowej[4]. W 1919 został oddelegowany przez Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego do składu Komitetu Narodowego Polskiego – w zastępstwie Ignacego Jana Paderewskiego został delegatem pełnomocnym na konferencji pokojowej w Paryżu[5]."



Władysław Orkan - wybitny młodopolski pisarz, podhalański regionalista, który miał jednak też w życiorysie epizod wojskowo-wywiadowczy. " Po wybuchu I wojny światowej wstąpił do Legionów Polskich i został przydzielony do Biura Prasowego Naczelnego Komitetu Narodowego. 15 lipca 1915 roku wyruszył z Piotrkowa na front w składzie 4 Pułku Piechoty. 20 sierpnia 1915 roku awansował na chorążego piechoty[3]. Po kampanii lubelskiej został odkomenderowany do służby Centralnym Biurze Ewidencyjnym Departamentu Wojskowego NKN. Od 1 września 1915 roku do 1 kwietnia 1916 roku pełnił służbę w placówce w Lublinie, a następnie w Komendzie Placu LP w Lublinie. Od 18 sierpnia 1916 roku do 7 grudnia 1917 roku w Biurze dla zbioru aktów i obrazów Legionów Polskich w Krakowie. Występował wówczas pod nazwiskiem „Władysław Orkan-Smreczyński”[4]. Władysław Orkan pisał dramaty, wiersze, powieści i nowele, utwory publicystyczne, w tym reportaż Drogą Czwartaków, w którym zawarł własne wspomnienia kapitana Legionów."



Jan Kasprowicz - kolejny oryginalny młodopolski twórca, który miał w swojej twórczości bardzo interesujący okres: " Ówczesna poezja Kasprowicza, przepełniona krzykiem i cierpieniem, określana bywa jako bluźniercza, „bogoburcza”[26] oraz katastroficzna. Jednocześnie jest ona bardzo erudycyjna[23] i hermetyczna[27], czytelna jedynie dla „niewielu szczęśliwych”[27], inkrustowana licznymi kryptocytatami i biblijnymi parafrazami[23]. Wcześniej poeta pałał nadzieją na „zreformowanie świata”, zbawienie klas pokrzywdzonych społecznie. Teraz − wręcz przeciwnie; pojawiają się nie tylko akcenty zwątpienia, ale wręcz zuchwałe bluźnierstwa nakazujące adorację Grzechu, a nawet mizantropia zrodzona z odrazy do „dzieci Adama” czy mizoginiczne aluzje do „pramatki Grzechu, jasnowłosej Ewy, z gadziną zdrady u swych białych stóp”[24]. Znamienne jest tu gnostyckie przekonanie poety, jakoby Ewę łączyć miał z rajskim wężem stosunek cielesny[23]. Kobiecymi bohaterkami hymnów Kasprowicza zostały wielkie biblijne grzesznice, takie jak Herodiada czy Salome. Kasprowicz przestał wierzyć wówczas w boskie wstawiennictwo obiecane przez Ewangelię. Dostrzegł samotność człowieka i okrucieństwo nieczułego, milczącego Boga. Miłość i pokój stały się „ogniem trawiącym”, „zabójczą tęsknicą” i „ślepym przerażeniem”. W Hymnach światem rządzi Szatan, któremu autor składa cześć i dziękczynienie, jako temu, który − w przeciwieństwie do Jahwe − zawsze był blisko człowieka." 

A ta niezwykła galeria postaci spiskujących przeciwko Staremu Światu - od Piłsudskiego po Dzierżyńskiego, zbierała się pod czujnym okiem austro-węgierskich tajnych służb i gen. Zagórskiego, świeckiego świętego naszej prawicy.



Gdy spełniły się nadzieje tego kłębowiska wywrotowców i wybuchła "wojna powszechna ludów", Zagórski został przydzielony do Legionów, gdzie szybko zaczął być postrzegany jako służbowy nadzorca tego przedsięwzięcia. Podpisywał się wówczas jako "von Zagorsky" i snobował się na austriackiego arystokratę. Zachowały się jego donosy kierowane do Wiednia, w których pisze m.in., że "Piłsudski wierzy w mrzonkę o niepodległej Polsce". Nie jest oczywiście jedynym takim służbowym "opiekunem" polskich rewolucjonistów.



Przed wojną bliskie relacje z ruchem strzeleckim nawiązał płk Tadeusz Rozwadowski,  który był człowiekiem tajnych służb. Pełnił wcześniej funkcję m.in. attache wojskowego w Bukareszcie i obserwatorem przy armii greckiej podczas wojny z Turcją. Później Rozwadowski skumpluje się na swoje nieszczęście z Zagórskim.



Człowiekiem tajnych służb był również gen. Stanisław Szeptycki, dowódca III Brygady Legionów, austro-węgierski gubernator wojskowy Lublina i późniejszy szef sztabu generalnego WP. Generał ten nie popisał się na froncie białoruskim w 1920 r., ale miał też zasługi, więc może dziwić, czemu Piłsudski powiedział mu: "Pan jest taka kurwa, co każdemu dupy daje!". Czyżby odnosiło się to do zmieniających się podległości służbowych Szeptyckiego? Był on wcześniej m.in. attache wojskowym Austro-Węgier przy kwaterze rosyjskiej armii w Mandżurii w trakcie wojny rosyjsko-japońskiej, oraz attache wojskowym w Rzymie. Czyżby później zaczął pracować dla innych służb, np. francuskich? Taką woltę wykonał przecież związany z nim gen. Władysław Sikorski, szef departamentu wojskowego NKN. Zachowały się papiery mówiące, że w trakcie pierwszej wojny światowej był agentem austriackim a w latach 20-tych agentem francuskim.

Dodajmy, że najbliższy współpracownik gen. Sikorskiego, Józef Retinger, agitował w 1917 r. we Francji przeciwko tworzeniu polskich oddziałów ( robił to w interesie Austro-Węgier i Niemiec) a później trafił do wspieranego przez II Rzeszę i Austro-Węgry, socjalistyczno-masońskiego Meksyku.



Historia Legionów jest opowieścią o nieustannym użeraniu się przez polskich idealistów ze sklerotyczną austriacką administracją wojskową i polskimi elitami reprezentującymi opcję prowiedeńską. Kulminacją tego konfliktu był kryzys przysięgowy, podczas którego Zagórski fatalnie zapisał się w pamięci legionistów.  Jak czytamy: "Zagórski był przez legunów był szczególnie pogardzany za bezkrytyczny lojalizm i służalczość wobec Niemców.  Gdy w roku 1917 doszło do kryzysu przysięgowego, gdy legioniści Piłsudskiego odmówili ślubowania na wierność cesarzom, Zagórski stanął po stronie zaborców szykanując opornych. Stojąc na czele 3 p.p. w obliczu odmowy złożenia przysięgi przez niektórych swoich żołnierzy, pozamykał niepokornych w lochach skazując na głodówkę. Gdy mimo tego nie udało się ich złamać, odesłał ich do internowania, przedtem odbierając obuwie. Ta postawa odbiła się nawet na pieśni legionów - "Pierwszej Brygadzie", którą w zmienionej formie właśnie jemu zadedykowano. Legioniści wspominali, że idącym na internowanie w Szczypiornie Polakom, Zagorski wygrażał: - "Szaleńcy! Wy zdechniecie!". W odpowiedzi idące boso kolumny ryknęły mu "Pierwszą Brygadę", a piątą strofę "Nie chcemy dziś od was uznania..." kończąc słowami "jebał was pies". Von Zagorski zadenuncjował także kilku oficerów legionowych, którzy w przebraniu zwykłych legunów chcieli dzielić niewolę na internowaniu w Szczypiornie. Byli wśród nich m.in. Biernacki, Skotnicki czy Dreszer. Zadenuncjowanych odesłano do obozu karnego w Havelbergu, gdzie byli brutalnie traktowani z torturami włącznie."



Kilka miesięcy później jasnym już było jednak, że CK-Monarchia wojnę przegra i że trzeba opuścić tonący okręt. Wielu zwolenników opcji wiedeńskiej wykorzystało więc kryzys związany z Traktatem Brzeskim i oddaniem Ukraińcom Chełmszczyzny do zmiany frontu. Zagórski próbował zmienić front dosłownie - wraz z Polskim Korpusem Posiłkowym pod Rarańczą. Był jednym z bohaterów tej śmiałej akcji, ale niestety nie zdołał się przebić. Ledwo uniknął kary śmierci z rąk Austriaków. Na jesieni 1918 r. pojawił się już jednak w Warszawie jako zastępca szefa sztabu generalnego gen. Rozwadowskiego. To jego podpisy znajdują się na dokumentach Operacji "Celestyn" czyli przygotowań do antyniemieckiej wojny hybrydowej w Wielkopolsce. (Przygotowań wdrożonych m.in. przez majora Mieczysława Palucha). 

Flashback: Por. Mieczysław Paluch  - pierwszy dowódca Powstania Wielkopolskiego



Zagórski i Rozwadowski mocno zasłużyli się w pierwszych latach odbudowy państwa, a nasza dupoprawica przypisuje drugiemu z nich wyłączną zasługę za zwycięstwo w Bitwie Warszawskiej 1920 r. Rozwadowski miał dowodzić polskimi wojskami na podstawie opracowanego przez siebie genialnego planu, w zastępstwie Piłsudskiego, których "tchórzliwie uciekł do kochanki". A jak było w rzeczywistości? Oddajmy głos gen. Rozwadowskiemu, który 15 sierpnia 1920 r. pisał do marszałka Piłsudskiego:

"Panie Komendancie!

Zamawiałem właśnie oficera z automobilem dla przesłania wiadomości ostatnich, gdy mi list pana Komendanta z dnia dzisiejszego doręczono.





Mam wrażenie ogólne, że cała akcja rozwija się bardzo korzystnie i że właśnie co do czasu mamy korzystne warunki, TAK JAK JE P. KOMENDANT PRZEWIDZIAŁ.  Dotychczas obawiałem się, że nas bolszewicy nie zaatakują dość serio, aby móc liczyć na wydatne uderzenie z flanki.  Tymczasem wypadki pod Radzyminem widocznie ich zachęciły, a umyślnie ociąganie się Sikorskiego również ośmieliło. UDERZENIE GŁÓWNE SIŁ PANA KOMENDANTA TRAFI WIĘC DOSKONALE, a lepiej że dopiero dopiero jutro rano ten atak wyruszy, byle był party silnie naprzód wypoczętymi siłami. Chcąc rychlej i 2 Armię wyzyskać przygotowałem ją już dziś wieczorem. 2 leg. z dow. 2 Armii w Kozienicach, 4 zaś brygadami w Górze Kalwarii i Piasecznej, skąd w miarę posuwania się 4 armii za pomocą kolejki łatwo będzie je można do Warszawy przeciągnąć. Więc i tutaj ZUPEŁNIE W MYŚL ROZKAZU PANA KOMENDANTA wykonanie jest już w toku.
Skoordynowanie akcji 4 i 3 Armii uważam za bardzo szczęśliwie pomyślane i mam nadzieję, że gen. Śmigły się wnet wysforuje i w dalszym ciągu przez Międzyrzecz i Drogiczyn będzie działał energicznie na tyły, odcinając bolszewików na wschód od Ostrowa, a kawalerią swą dążył aż do Narwi w kierunku na Łomżę. Uzgodnienie akcji 4 Armii z 1 DOSKONALE P. KOMENDANT PRZYGOTOWAŁ i proszę liczyć na to, że pozostając w ścisłym kontakcie wszystko przyspieszę tak, abyśmy od 17 rano byli tu gotowi do współdziałania (...) Uzgodnienie akcji 4-tej armii z 1-szą DOSKONALE P. KOMENDANT PRZYGOTOWAŁ i proszę liczyć na to, że pozostając w ścisłym kontakcie wszystko przyśpieszę tak, abyśmy od 17-tego rano byli gotowi do współdziałania, (...) W dalszym ciągu Sikorski będzie mógł zabrać ze sobą i 7-mą brygadę rezerwową przez Serock, podczas gdy 1-szą armię wzmocniłaby 4-ta dyw. Wyciągnięta przez Warszawę, która jako ostateczną rezerwę gen. Latinikowi podporządkować zamierzam W MYŚL WSKAZÓWEK PANA KOMENDANTA. (...) Duch w Warszawie dobry, a na froncie pełen otuchy. Radzymin mamy znów w ręku i ataki odparliśmy łatwo, bo wreszcie artyleria masowo tam działać rozpoczęła.

Załączając list gen.Weyganda proszę p.Komendanta chcieć przyjąć wyrazy głębokiej czci i prawdziwego przywiązania, od oddanego najposłuszniej Generała Rozwadowskiego."


Dodajmy, że gen. Rozwadowski opowiadał się za tym, by polska kontrofensywa wyszła nie znad Wieprza, tylko z okolic Garwolina, czyli by uderzenie było płytsze. 

No i lekką przesadą jest kreowanie gen. Rozwadowskiego na "zbawcę Lwowa", bo właściwie tym zbawcą był mocno dzisiaj zapomniany gen. Wacław Iwaszkiewicz. 

Flashback: Wacław Iwaszkiewicz - zapomniany acz wspaniały generał





Działalność gen. Zagórskiego po 1921 r. to już jednak mało chwalebne sprawy. Zaangażował się on bowiem w grubą aferę z przekrętami na wojskowych zamówieniach dokonywanych. Aferę wokół spółki Francopol, która sprowadzała z Francji lotniczy złom z I wojny światowej i wadliwe maski przeciwgazowe. Dupoprawica twierdzi, że ta afera była wyłącznie wymysłem sanacyjnej propagandy, "bo Zagórskiego nie skazały wolne sądy". Faktem jest jednak, że przekręty zostały wykryte jeszcze na długo przed majem 1926 r. przez francuskiego generała Leveque'a blisko związanego z gen. Sikorskim. W pobocznej sprawie skazano m.in. bohatera Rarańczy gen. Michała Rolę-Żymierskiego.  Podczas przewrotu majowego gen. Rozwadowski dowodził siłami rządowymi i opowiadał się za walką do końca. Gen. Zagórski zrzucał wówczas bomby na Warszawę (które zrobiły jednak małe szkody wojskom buntowników). Obaj po tym prewencyjnie trafili do aresztu, z którego po około roku wyszli, bez stawiania im jakichkolwiek zarzutów.



I tu dochodzimy do historii z zaginięciem gen. Zagórskiego. Wersja oficjalna mówi: "6 sierpnia 1927, w rocznicę wymarszu 1 Kompanii Kadrowej, obchodzoną przez legionistów na zjeździe w Szczypiornie, został odebrany z więzienia przez adiutanta marszałka Piłsudskiego, kapitana Lucjana Miładowskiego. Tego dnia rano o godz. 8.20, w dostarczonym mu ubraniu cywilnym, w towarzystwie kpt. Lucjana Miładowskiego wyjechał pociągiem osobowym nr 714 z Wilna do Warszawy. W stolicy miał stawić się do raportu u Marszałka Polski Józefa Piłsudskiego. Ten jednak przebywał wówczas w Kaliszu. Zagórski został podwieziony na ulicę Flory, do rodziny, ale gdy przejeżdżał Krakowskim Przedmieściem powiedział, że chciałby wysiąść i pójść do łaźni. W okolicach łaźni Fajansa ślad po mężczyźnie się urywa."

Popularna wersja mówi, że gen. Zagórski został zamordowany przez piłsudczyków, bo chciał ujawnić dokumenty mówiące o współpracy Marszałka z austro-węgierskimi tajnymi służbami. Dariusz Ratajczak, bez podania żadnych źródeł, snuł wizję opartą na wersji zasłyszanej od "dobrze poinformowanej osoby": "Sławek przekazuje ofiarę osławionemu majorowi Zygmuntowi Wendzie (wtedy szefowi ochrony Piłsudskiego, po wybuchu wojny kierownikowi Obozu Zjednoczenia Narodowego) – dla zmiękczenia uporu. Ten przewozi nieszczęśnika do lokalu Strzelca przy ulicy Dobrej 2.Na Dobrej oprawcy związują Zagórskiemu ręce na plecach, obrzucają wyzwiskami, biją po twarzy, kopią i okładają szablami – zrazu płazem. Generał nie chce współpracować, zatem przypalają mu skórę papierosami, cygarami oraz kłują sztychem szabli. W torturowaniu Zagórskiego uczestniczyli (trudno ustalić, kto biernie, a kto czynnie): ppłk. Piątkowski i Józef Beck, major Wenda, kapitanowie Kowalski, Miładowski, Myśliszewski, Płaskowski oraz Łokietek. Na pewno, wbrew pogłoskom, wśród egzekutorów nie było Bolesława Wieniawy- Długoszowskiego.(...)
Zagórskiego dręczono w ten sposób przez kilka dni. Podczas jednej z tych szczególnych sesji generałowi udało się uwolnić i zdzielić krzesłem dwóch oprawców (trafili do szpitala). Wersja, tym razem niepotwierdzona, głosi, że w wynikłym zamieszaniu ofiara podbiegła do samego Piłsudskiego (a dyktator dyskretnie nocą odwiedził lub odwiedzał lokal Strzelca), policzkując go. Wtedy miał paść rozkaz: skończyć z nim… niech zabierze swą tajemnicę do grobu.
Jak było w tym konkretnym momencie – trudno powiedzieć, faktem natomiast jest, że śmierć Zagórskiego była straszna, rzeźnicza. Były dowódca lotnictwa został dosłownie rozsiekany szablami – do tego stopnia, iż ręce, którymi zasłaniał głowę wisiały na rękawach. Konającego dobił z pistoletu – strzał w tył głowy- major Wenda? Beck? Któryś z kapitanów? Zmasakrowane zwłoki najpierw przewieziono do Fortu Legionów przy szosie Grójeckiej, a następnej nocy do Wilanowa, gdzie zaszyte w worek obciążony kamieniami rzucono do Wisły."

Taka opowiastka o strasznych gojach napisana w klimacie J.T. Grossa...

A skąd niby pewność, że gen. Zagórski został zabity?



Jeśli sanacyjne tajne służby chciały go uśmiercić, mogły to zrobić na 1000 sposobów w więzieniu. A to dopadłby go seryjny samobójca, a to zadławiłby się kawałkiem chleba, a to dostał zawału serca...
One go jednak wypuszczają. Zagórski jest w dobrym humorze, na dworcu przyjaźnie wita się z "porywaczami"... Dziwne jest w ogóle to, że zostaje wypuszczony z więzienia bez stawiania mu jakichkolwiek zarzutów. Podobna rzecz spotyka kilka tygodni wcześniej jego przyjaciela gen. Rozwadowskiego. (Oczywiście niektórzy snują wersję o tym, że w dniu wyjścia z więzienia Rozwadowski został nakarmiony potrawką ze zmielonym szkłem lub pociętym końskim włosiem, ale zmarł przecież kilkanaście miesięcy później.) Wygląda więc na to, że gen. Zagórski pojechał do Warszawy po to, by negocjować z ludźmi Piłsudskiego. A co mógł negocjować? Ten człowiek oprócz szczegółów współpracy piłsudczyków z tajnymi służbami Austro-Węgier wiedział również o prometejskiej siatce, która pomagała przygotować Rewolucję Bolszewicką. Ta siatka (kuzyn Piłsudskiego Dzierżyński!) wciąż jeszcze działała i zachowanie tajemnicy jej istnienia była sprawą bezpieczeństwa narodowego. Sprawą, za którą można było zabić.

Ale skąd przeświadczenie, że gen. Zagórski został zabity? Dlaczego zakładamy, że negocjacje nie zakończyły się sukcesem i że Zagórski nie wyjechał pod zmienioną tożsamością np. do Panamy?

"Kontrowersje budziła sprawa listów adresowanych do Zarządu Kasyna Oficerskiego I Pułku Lotniczego oraz do Zarządu Funduszu dla wdów i sierot po Poległych Lotnikach, napisanych rzekomo przez Zagórskiego. Z ich treści wynikało, że zaginiony winny był dość dużą sumę pieniędzy. Przy czym dług był systematycznie spłacany aż do kwietnia 1927 r. Grafolodzy potwierdzili autentyczność korespondencji. Wątpliwości budził papier, na którym pisano te listy - niedostępny wówczas w Gdańsku, a używany przez berlińską policję. (...) Według powojennej relacji brat Zagórskiego miał powiedzieć, że generał nie zginął, tylko wyjechał do Egiptu i tam zajął się handlem. Według prof. Zbigniewa Wójcika Zagórski związany był z wywiadem francuskim i po uwolnieniu został przez ten wywiad wycofany."



To nie było zresztą pierwsze tego typu "zaginięcie" w rodzinie Zagórski. Brat generała, major Juliusz Ostoja-Zagórski również był funkcjonariuszem tajnych służb. Pracował m.in. w nowojorskiej rezydenturze pod przykrywką pracownika linii oceanicznych Hamburg-America Line (będącej dla niemieckich i austro-węgierskich służb tym samym, co później Aerofłot dla służb sowieckich i rosyjskich). W czasie I wojny światowej służył w legionowej kawalerii. Wikipedia podaje, że w 1923 r. zginął w tajemniczych okolicznościach w Gdańsku. W przedwojennej publikacji "Kartki z dziennika oficera I Brygady Legionów" wśród biogramów znalazła się poświęcona jemu notka, w której napisano, że "zaginął podczas komunistycznych zamieszek w Hamburgu w 1919 r.". Zagórscy byli naprawdę wyjątkową rodziną...



Za tym, że sprawa z gen. Zagórskim została przez piłsudczyków załatwiona polubownie może przemawiać również los gen. Józefa Rybaka. On również pracował w austro-węgierskich tajnych służbach i utrzymywał kontakty służbowe z Piłsudskim.Włos mu jednak z głowy w II RP nie spadł. Robił nawet wówczas w wojsku karierę. W latach 40-tych zainteresowała się nim bezpieka i na podstawie jego zeznań stworzyła jego pamiętnik mający bić w Piłsudskiego. Pamiętnik ten był mieszaniną prawdy i ubeckich zmyśleń. To był element bijącej w "sanacyjnych faszystów" operacji propagandowej rozkręcanej przez niekoronowanego stalinowskiego władcę PRL Jakuba Bermana. Operację rozpoczętą przez Bermana kontynuował znany gawnojed Jędrzej Giertych (ojciec Macieja i dziadek Romana), któremu pomagali agenci bezpieki tacy jak płk Aleksander Kędzior i mjr Marceli Kycia. A po nich historyjki te powtarzają zastępy szebes gojów Bermana...



Flashback: Giertychowie - sowieccy endecy


***

A w następnym odcinku serii Restituta: mało znane epizody w życiorysie największego piewcy syfilizacji judeo-łacińskiej. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz