Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Restituta. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Restituta. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 5 maja 2019

Re:Restituta - Co mogliście przeoczyć

Ilustracja muzyczna: Myth & Roid - Styx Helix - Re: Zero Ending



Niedawno zakończona seria Restituta nie była tylko rocznicową opowiastką o pierwszych latach II RP. Nie była też zwyczajnym oraniem narracji różnych kucerzy i powielaczy giertychowych narracji. Mało kto to zauważył, ale to był również brakujący prequel do Wrześniowej Mgły.To opowieść o dwóch środowiskach, które spotkały się w latach 1904-1918 w galicyjskim, wywiadowczym gnieździe żmij, by zetrzeć się później w 1922 r., 1926 r. i 1939 r. To tam są korzenie lwowsko-paryskiego zamachu stanu z września 1939 r.



Jestem trochę rozczarowany, że pierwszy odcinek serii Restituta, poświęcony nieznanemu, polskiemu zamachowi na cara Mikołaja II - pierwszej próbie wywołania wojny światowej! - nie wywołał szoku. Przy odcinkach o Zagórskim i Konecznym chyba wszyscy jednak załapali narrację o ówczesnej wojnie hybrydowej. Odcinki o prawdziwym obliczu Paderewskiego i Hallera, o prawdziwych kulisach Powstania Wielkopolskiego i Powstań Śląskich a także o Pękosławskim spotkały się z bardzo dobrym przyjęciem. Nasza historia jest bowiem o wiele ciekawsza niż sądzą różni przepisywacze, odgrzewający stare kotlety po Cacie-Mackiewiczu czy Jędrzeju Giertychu. Przyznajcie sami? Co wygląda bardziej cool: Paderewski pierdoła wzruszający Wilsona łzawymi opowiastkami o Polsce, czy Paderewski przygrywający na fortepianie podczas orgii rodem z "Oczu szeroko zamkniętych"? Haller leżący krzyżem w kościele i modlący się o zwycięstwo, czy też Haller realizujący wojnę hybrydową dla Austriaków i chroniony przez Dzierżyńskiego w Moskwie w 1918 r.? Zagórski dający się zaszlachtować jak baran czy też pozorujący własną śmierć i spędzający resztę życia w Panamie? Piłsudski pierdoła na koniu, "co uciekł do kochanki i wprowadził w Polsce socjalizm", czy też Piłsudski destabilizujący Niemcy i Rosję za pomocą rewolucji i wojny hybrydowej?



Wrześniowa Mgła  była pierwszą serią pokazującą, że nasza historia była o wiele ciekawsza od tych kłamstw i niedopowiedzeń, co nam serwują w większości książek. Wrzesień 1939 r. stał się niejako punktem wyjścia do zajrzenia za mgłę fałszywych narracji. W seriach Steamroller oraz Inferno pokazałem Wrzesień 1939 r. i drugą wojnę światową na szerszym tle: wielkiego planu skruszenia europejskich mocarstw przez USA i zastąpienia ich w roli globalnego hegemona. To nie "perfidny Albion" wciągnął nas w wojnę z Niemcami. To my pomogliśmy go wciągnąć do wojny Amerykanom. W seriach Magiczna Kula z Dallas oraz Euphoria pokazałem co Ameryka z tym zwycięstwem i z tą hegemonią zrobiła.



W serii Samael przyjrzałem się narodzinom spiskowego kłębowiska żmij w Ameryce.




W serii Archanioł pokazałem jak pomogliśmy temu kłębowisku żmij wywołać pierwszą wojnę światową i rewolucję w Rosji. Jak zniszczyliśmy trzy monarchie zaborcze i jak dzięki temu odzyskaliśmy niepodległość. Jedna "czerwona nić" biegła od Radziwiłła "Panie Kochanku", illuminaty Tadeusza Grabianki i Sułkowskiego do Bilińskiego, Hutten-Czapskiego, Piłsudskiego i Dzierżyńskiego. W serii Prometeusz opisałem jak nasi prometejscy sojusznicy a zwłaszcza Ławrientij Beria próbowali zniszczyć ZSRR od środka i jak ich próby wpływały na Polskę. I jak wpływają do dzisiaj (choć oczywiście o wiele słabiej niż w przeszłości).

W serii Dies Irae przyjrzałem się wielkiemu spiskowi jakim była druga wojna światowa z perspektyw różnych biorących w niej sił, a szczególnie Niemiec.




W serii Pontifex opowiedziałem o roli Stolicy Apostolskiej w przemianach i spiskach ostatnich 170 lat. Zasugerowałem, że Jezus był założycielem organizacji wywiadowczej, co wówczas jeszcze jakoś szczególnie nie zaszokowało czytelników...



W serii Demiurg przyjrzałem się roli jaką odegrali w tym spiskowym kłębowisku sabatejczycy i ogólnie wyznawcy pewnej istoty duchowej z Synaju podającej się za Boga Jedynego. Wywołało to płacz i zgrzytanie zębów u różnych analbaptystów. Niektórzy byli też zszokowani koncepcją, że na naszą historię mogą wpływać jakieś byty pozamaterialne. No cóż, można też powiedzieć, że materialistyczne koncepcje historii są stosunkowo młode i nie sprawdzone...

Wsłuchajcie się więc zapowiedź nowej serii: Shamballah




Będzie dużo o tybetańskim "Watykanie", o trucicielstwie, rytualnej polityce, spętanych potężnych demonach, poszukiwaniach największej skarbnicy wiedzy w dziejach świata i o tym jak współczesne teorie idealnie korespondują z pradawnymi przekazami.  Teorie Mathilde Ludendorff (żony znanego obywatela Swarzędza) mówiące o tym, że "dalajlama kontroluje Żydów i papieża" nie będą już wydawały się takie szalone... :) Idziemy śladami "Vrila"!



Vril Power for Europe!/ Vril Power USA!/ Find Shamballah before it's to late!

niedziela, 28 kwietnia 2019

Restituta: Patriota


 Ilustracja muzyczna: Max Raabe & Palast Orchester - Tainted Love



Ten człowiek był szczerym, idealistycznym patriotą i zarazem jednym z najbardziej błyskotliwych polskich prawicowców, a nie ma nawet małego hasła w Wikipedii. Jan Pękosławski - pewnie o nim nie słyszeliście? No cóż, wielu osobom zależało na tym, by przemilczeć jego historię.



Pękosławski był warszawskim przedsiębiorcą, przez wiele lat aktywnym w kręgach chrześcijańsko-narodowych. Miał okazję poznać poznać Dmowskiego, gen. Szeptyckiego i Witosa. Polską rzeczywistość polityczną, społeczną i gospodarczą oceniał bardzo krytycznie. Uważał przedmajową sejmokrację za ustrój skrajnie nieefektywny, a jako gospodarczy liberał i przy tym nacjonalista bolał nad polityką ówczesnych rządów. Spodziewając się, że państwo będzie pogrążało się w chaosie i będzie rozrywane przez bolszewicką dywersję ideologiczną, postanowił stworzyć stowarzyszenie mające dążyć do reform i obrony Polski przed zagrożeniem zewnętrznym. Razem z gen. Witoldem Gorczyńskim (współtwórcą Legionu Puławskiego, oficerem carskiego kontrwywiadu wojskowego - kolesiem z wielkimi, hipsterskimi wąsami na zdjęciu powyżej) założył Pogotowie Patriotów Polskich.



Niemal wszystkie opracowania określają PPP jako "organizację typu faszystowskiego". Poważni historycy rozpisują się o tym, że jakoby rzekomo miała ona plany zbrojnego opanowania Warszawy i że jej członkowie całowali krzyż, który całował przed śmiercią Eligiusz Niewiadomski.  Rzadko kto jednak odwołuje się do świadectwa Pękosławskiego - jego książki "Dla potomności". Pękosławski twierdzi bowiem, że jego związek nie był żadną konspiracją - działał jawnie! Wszyscy wiedzieli o jego istnieniu, odezwy PPP były wywieszane na ulicach a Pękosławski zapowiadał, że kiedyś zorganizuje na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie defiladę członków grupy. Co więcej, Pękosławski próbował PPP zarejestrować jako legalne stowarzyszenie. Ale urzędnicy mu to utrudniali. Gdy skontaktował się w tej sprawie z ministrem spraw wewnętrznych Władysławem Kiernikiem (PSL "Piast"), szef resortu rżnął głupa, że nie zna się na procedurach. Z Pękosławskim spotykali się również endeccy politycy tacy jak Stanisław Głąbiński czy generałowie (m.in. Szeptycki), ale nie posunęli sprawy do przodu. Endecja początkowo chciała współpracować z PPP, ale po pewnym czasie zaczęła ostro tą organizację obsmarowywać widząc w niej konkurencję. W PPP uaktywnili się natomiast prowokatorzy. W końcu służby zagrały ostrzej. Twórca PPP, wraz z kilkoma innymi działaczami tej grupy został aresztowany w 1924 r. pod zarzutem próby dokonania zamachu stanu. Najprawdopodobniej zrobiono z niego kozła ofiarnego, by odwrócić uwagę od finansowanych przez Wall Street grup spiskowych Paderewskiego i Hallera zamieszanych w zamach na Narutowicza.

Proces Pękosławskiego jednak się przedłużał z powodu miałkości dowodów. Po zamachu majowym twórcę PPP oczyszczono więc z zarzutów. Gen. Gorczyński przypłacił jednak całą sprawę ciężkim zapadnięciem na zdrowiu i przedwczesnym zgonem. W 1929 r. Pękosławski napisał rozliczeniową książkę, w której nie zostawiał suchej nitki na swoich dawnych politycznych sojusznikach. Ta książka to unikalny opis przedmajowej II RP, pełny zadziwiająco trafnych spostrzeżeń i złośliwych uwag.



Pękosławski, narodowiec i kapitalista, zszokował m.in. niektórych swoich znajomych otwarcie popierając Piłsudskiego po zamachu majowym. W swojej książce pisał:




""Wreszcie gdyby dzisiaj nie było Piłsudskiego, to któżby nas zabezpieczył i obronił od bolszewizmu, od naszych wew­nętrznych wywrotowców, którzy mają za plecami ostoję i po­moc nie lada? Czy nasi socjaliści? Sądzę, że choć są bardzo dzielni i odważni, to jednak są za mało liczni. Może chłopi? Po­każcie mi zorganizowanych chłopów, którzy by mogli przeciw­stawić się bolszewizmowi, a wreszcie policzcie ilu chłopów by­łoby za obroną, a ilu za bolszewizmem. Pozostaje więc tylko prawica, ale cóż ta prawica warta? Z wielkim hałasem przywró­ciła do życia, „Sokoła“, utworzyła Związek Hallerczyków, po­tem „Ku Chwale Ojczyzny“ (?) Związek Dowborczyków, potem znów Związek Strzelca Kurkowego, który miał nam dostarczać pierwszorzędnych strzelców, wreszcie utworzyła Legję Obrony Konstytucji, — jako Kapitalne głupstwo, bo Legja miała bronićt ego, co było przyczyną największego zła w państwie t. j. wadliwej Konstytucji,—a na ostatku wiekopomne dzieło „Straż Naro­dową“ i wszystkie te związki i organizacje, powiedzmy wyraź­nie i otwarcie, były formowane przeciwko lewicy i przeciwko piłsudczyźnie, ale kiedy Piłsudczycy wyszli do boju na ulicę, to ani jednego z tych związków nie było. Gdyby tak wezwać ich do pełnego żłobu, to na pewno zbiegliby się wszyscy, ale do ka­rabinu nie było i nigdy nie będzie ani jednego. Jak już mówi­łem. przed komunistami zmiataliby na pewno tak samo, jak na­rodowcy w Rosji. Wszystkie te organizacje były charakteru luźnego, żadna z nich nie miała ducha twórczego, żadna nic nie robiła i nie robi i istota ich polega tylko na zapisaniu się na członka.Pozostają więc tylko organizacje marsz. Piłsudskiego. Organizacja „Strzelca“ na pewno wystąpiłaby w sposób zdecydowany i nigdy nie dopuściłaby do przewrotu bolszewickiego. Najlepszym tego dowodem jest, że w czasie przewrotu majowego nie nastąpiła nigdzie nie tylko jakaś pokusa bolszewicka, ale nie było nawet ani jednego wypadku jakiegoś rabunku, czy napadu, co zazwyczaj w takich razach staje się rzeczą nieu­niknioną" (...)
Prawica naszą stale kompromitu­je się swoją polityką i stale przemienia swoje szyldy i nazwy. Dawniej nazywała się Narodową Demokracją, później, po skom­promitowaniu się, kiedy dążyła do autonomji i do jakiejś ugody z moskalami, przemianowała się na Związek Ludowo-Narodo­wy, kiedy znów ten Związek był u władzy i stale kompromitował się swojemi poczynaniami, to znów przezwała się Stronnictwem Narodowem, a ostatnio słyszymy, że urabia się grunt dla nowej nazwy, dla Obozu Wielkiej Polski. I tak zawsze będzie, bo wszę­dzie są ci sami ludzie, ten sam kierunek i ten sam marazm i nie­dołęstwo. (...)




Kiedy znów w 1914 roku, zaraz po wybuchu wojny, by­łem na herbatce u p. Grabskiego, ówczesnego członka zarządu Narodowej Demokracji, na której było kilku członków zarządu tego stronnictwa to p, Grabski z całą kategorycznością dowo­dził, że ze względów ekonomicznych Polska Niepodległa, odcięta granicą od Rosji, utrzymać by się nie mogła i że z tych powodów Nar. Demokr. nie tylko nie dąży do niepodległości, ale przeciwnie, gdyby tylko ktokolwiek bądź taką koncepcję wysunął, ona by ją udaremniła. (...) To było powodem, że cała prawica przeklinała i z błotem mie­szała Witolda Gorczyńskiego za to, że się odważył poza pleca­mi N ar. Dem. tworzyć legjony. Psuło to Dmowskiemu jego po­litykę, polegającą chyba na chęci wykazania, że naród jest stadem lojalnych i biernych baranów. (...)



Co do jego etyki, to jeżeli zarzucano brak jej Korfante­mu, który miał przecież wyższe wykształcenie i który z tego powodu wychowywał się w innem otoczeniu, to cóż tu było mówić o etyce chłopa Witosa. To też p. Witos, jak już wspo­minałem, nie tylko wydawał rozmaite rozporządzenia, oparte
na demagogji i godzące w najżywotniejsze interesy państwa, ale też dopuścił do afery Dojlidowskiej i otaczał się stale taki­mi posłami, których jedynem zajęciem były rozmaite afery, koncesje, protekcje, konwentykle, łajdactwa i pjjaństwa na je­go cześć w knajpach urządzane. Wszelkie sprawy państwowe
omawano w knajpach przy kieliszku i pod dobrą datą (prze­ważnie w restauracji ,,Pod Bachusem"). Opowiadano nawet, że na jednej z takich libacji, urządzonej w mieszkaniu jednego z posłów na cześć zięcia Witosa — zwykłego chłopa Stawarza, tenże p. Stawarz tak się upił, że dostawszy torsji, wyszedł na balkon, przechylił się, wypadł i zabił się na miejscu. (...)


Muszę tu jeszcze wyjaśnić, w jaki sposób wysuwano u naskandydatów na posłów i senatorów . Otóż członkowie zarządu każdego stronnictwa, w pierwszym rzędzie zachowywali kandydaturę dla siebie, potem dla swoich faworytów , a w reszcie, pozostałe wolne miejsca, obsadzał zwykle jakiś młodzieniec, odgrywający rolę sekretarza zarządu danego stronnictwa i panna pisząca na maszynie. Kto się więc najwięcej umizgał i naj­więcej u iał przypodobać tym ostatnim dwóm osobom, ten najmocniej miał zapew ioną kandydaturę."

Pękosławski przypomina, że niektórzy posłowie do Sejmu Ustawodawczego kradli łyżki i widelce z sejmowej restauracji. I ci sami ludzie spisali Konstytucję Marcową - ustrojowego potworka stworzonego tylko i wyłącznie na złość Piłsudskiemu. W maju 1926 r. próbowano zmobilizować społeczeństwo hasłem obrony tej konstytucji. Tymczasem kolejne przedmajowe rządy konstytucję nieustannie łamały i tolerowały działalność stronnictw wzywających do jej obalenia - np. radykalnych socjalistów (głoszących hasło rewolucji), komunistów i ludowców z PSL "Wyzwolenie" (chcących wbrew konstytucji konfiskować majątki ziemskie bez odszkodowania). Państwo za to ostro brało się za grupy takie jak PPP, które dążyły do reform i obrony republiki.

Książka Pękosławskiego zadaje też potężny cios współczesnej narracji mówiącej, że "sanacja wprowadziła w Polsce socjalizm". Okazuje się bowiem, że skrajny fiskalizm i biurokratyzm - większy jeszcze niż w demonizowanym okresie sanacji! - panował przed majem 1926 r. Pękosławski wskazuje, że wszystkie rządy przedmajowe (z wyjątkiem socjalistycznego rządu Moraczewskiego) były rządami mieszanymi, w których swoich reprezentantów miała też prawica. Twórca Pogotowia Patriotów Polskich za szczególnego szkodnika gospodarczego uważał Władysława Grabskiego. Grabski podczas jednego z przemówień sejmowych powiedział, że misją jego rządu jest, by... nie było ludzi bogatych w Polsce. Ów "wybitny ekonomista" nie mógł zrozumieć, że podstawową przyczyną załamania polskiej waluty był kiepski bilans handlowy. Bilans ten był kiepski, bo rząd... blokował eksport, utrudniając m.in. wywożenie z Polski drewna, cukru i innych surowców naturalnych. O przedmajowej polityce gospodarczej Pękosławski pisał:




"Znam przemysłowca, który miał w 1919 r. fabrykę mydełek. Dla swojej fabrykacji potrzebował 2 wagony węglamiesięcznie. A by otrzymać ten węgieł, musiał złożyć W Urzę­dzie Węglowym podanie. Takie podania rozpatrywała specjal­na komisja, ale ponieważ zarzucona była podaniami i nie mo­gła się zbierać codziennie, więc na odpowiedź trzeba było cze­kać kilka tygodni. Po kilku tygodniach powiedziano mu, że wę­gla nie dostanie, dopóki nie przedstaw i dowodów na prawo prowadzenia fabryki. Kiedy dowody przedstawił węgiel mu obieca­no. Znów upłynęło kilka tygodni i znów mu powiedziano, że węgla nie dostanie, dopóki nie udowodni co z temi mydełkami robi. Bo okazało się, że musi być dostawcą rządowym, tak jak
gdyby społeczeństwu nie wolno myć się było. Kiedy przedstawił świadectwo, że jest dostaw cą Czerwonego i Białego Krzyża, to mu już węgieł obiecano na pewno. Po paru tygodniach nowa formalność, bo Komisja zapytała go z czego te mydełka wyra­bia. Przemysłowiec ten, nie rozumiejąc zapytania, odpowiedział,że z tłuszczów. ,,Tak, ale skąd pan bierze te tłuszcze? Powinien
pan brać ze specjalnego urzędu, bo prywatnie kupować nie wolno“.
Odpowiedział, że potrzebuje tłuszczów około 10 pudów dziennie, a urząd mu daje 10 pudów miesięcznie. ,,To nic, ale musi pan przedstawić świadectwo“. Świadectwo przedstawił i tym sposobem dopiero po 4-ch miesiącach węgieł otrzymał i nota bene tylko czwartą część tego, co potrzebował. A potem
w następstwie ciągle mu kazano co miesiąc takie podania skła ­dać i na rezultaty wyczekiwać. Z produkcją więc kulał, tłusz cze po złodziejsku nocami sprowadzał i duże koszty i straty z tego powodu ponosił, które przecież m usiał odbijać na konsu­ mentach.
2) Pewien obywatel ziemski z Piotrkowskiego wygadał się w 1920 r. przed starostą, że ma zamiar odbudować w swoim majątku, zniszczony przez Niemców, młyn wodny. Na to starosta mu powiedział, że tak nie wolno, że dopiero musi uzyskać pozwolenie z Min. Przem . i H andlu, Pomyślał sobie, że to nie wielka bieda, bo przecież jak będzie w Warszawie, to sobie
takie pozwolenie wyrobi. No, — ale czyż można było winić urzędników Min, Przem . i H andlu, że byli przeładowani p racą i że mu kazali kilkanaście razy przychodzić i po p arę godzin wyczekiwać, aby nareszcie po rozpatrzeniu spraw y oznajmić mu, że musi wpierw udać się do Min, Rolnictwa i Dóbr Państwo­wych, aby tam sobie wyrobić pozwolenie na prawo wycięcia kil­ku sosen w swoim lesie, które mu były potrzebne do odbudo­wania tego młyna? Kiedy to uzyskał, powiedziano mu znowuż, że musi jeszcze otrzymać pozwolenie z Min, K ultury i Sztuki, bo widocznie chodziło o to, żeby ten młyn nie szpecił widoku pięknej okolicy i może, żeby był w odpowiednim stylu wybu­dowany? Kiedy więc zgłosił się do Min. Kultury i Sztuki, to zażądano od niego szczegółowych planów tego młyna i powie­dziano mu, że dopiero Komisja Międzyministerialna wyśle de­legatów na miejsce i dopiero po jej orzeczeniu wydadzą mu świadectwo. Straciwszy więc kilka miesięcy czasu i nie widząc końca tych głupich i bezcelowych formalności, machnął ręką
i młyna nie odbudował.
3) Ten przykład dotyczy mnie osobiście.
Nie chcąc siedzieć bezczynnie, a chcąc się przyczynić do podniesienia produkcji krajowej, zadatkowałem w 1919 roku 300 dziesięcin lasu pod Kowlem. W następstw ie miałem zaku ­pić jeszcze 1000 dziesięcin, a drzewo częściowo miało iść na wywóz zagranicę, częściowo na potrzeby kraju, a reszta na opał. O kazało się, że drzew a nie wolno było wywozić zagranicę,
bo było nam potrzebne na odbudowę kraju.
K to zna nasze Kresy i wielkie obszary leśne, to wie, że las z jednego tylko majątku wystarczyłby na odbudowę całego kraju, a tu wysuwali takie argumenty. Przecież takie prawo od­bierało nam możność zdobywania walut zagranicznych i tym spo­sobem przyczyniało się do spadku naszej m arki, nie mającej żadnego zabezpieczenia.
Ale nie było rady. Jestem przecież obywatelem tego kra ­ju, więc m usiałem się podporządkować wszystkim obowiązują­cym praw om i przepisom. Zacząłem więc zabiegać o wagony
do ładowania budulca dla kraju. Po kilku tygodniach odsyłania mnie od jednej władzy do drugiej, oparłem się o Min. Rol­nictw a i Dóbr Państwowych, gdzie mi powiedziano, że jeżeli chce otrzymać wagony, to muszę przedstawić świadectwo, że jestem dostaw cą rządowym. Prywatnym przemysłowcom wago­nów nie dawano, bo w mniemaniu władz, gromadzili oni zapasy drzewa, urządzali „pasek" i wywoływali sztuczną drożyznę.Więc Minist, nie było w stanie zorjentować się, że to przecież ono, nie dając mi wagonów, zmuszało mnie i innych do groma­dzenia drzew a w lesie, do niewypuszczania go na rynek i do urządzania t. zw. paska. Przytem , przy bliższej rozmowie oka­zało się, że rząd nie będzie brał ode mnie drzew a w stanie okrą głym, surowym. Ja k że więc ja to miałem zrobić? Las kupiłem o kilkanaście kilometrów od placu boju z bolszewikami i nie mogłem przecież budować tam tartaku, a gdybym naw et mógł, to przecież nie wolno było sprowadzać maszyn z zagranicy, a kraj nasz maszyn takich nie wyrabiał. Drzewo więc mogłem
sprzedawać tylko takiem u, który posiadał tartak gotowy i on dopiero mógł sprzedawać drzewo przedsiębiorcy rządowemu. Poradzono mi na razie, abym wziął świadectwo od właściciela tartaku, on zaś, aby wziął od przedsiębiorcy rządowego, a do­piero przedsiębiorca od odpowiedniego urzędu, w którym miał robotę. W końcu jednak zorjentowano się, że takie świadectwa nie byłyby miarodajne, czyli nie było sposobu, żebym wagony
mógł otrzymać. I znów trudno, postanowiłem wszystko wyciąć na opał.
A le tu znów okazało się, że osobom prywatnym drzew a sprze­dawać nie wolno. Musiałem być dostawcą PUZAP'u i tylko stamtąd wagony otrzymać mogłem. Zanim jednak z PUZAP'em kontrakt zawarłem , to stracił on prawo wydawania frachtów i musiałem się zgłosić po nie do specjalnego Urzędu Węglowe­go. Po paru tygodniach dano mi odpowiedź, że ponieważ Urząd
Węglowy nie zna rynku drzewnego, to prawo podziału wagonów przyznał Kołu Kupców Drzewnych. Nie rozumiano tam, że przecież Koło Kupców Drzewnych, jako mój konkurent, zrobi wszystko, aby mi wagonów nie dać. I rzeczywiście w grudniu 1919 roku odpowiedziano mi, że wagonów tymczasem dać nie mogą, a dopiero, jak na urągowisko, w maju 1920 roku, zapytano mnie telefonicznie, czy nie potrzebuję wagonów i w jakiej ilości.
W czasie więc, kiedy cena drzew a dochodziła do 12 Mk. za pud i kiedy ja mogłem dostarczać po 4 — 5 Mk., to rząd związał mi ręce i nogi, abym nic nie robił i potem w takich wa­runkach szukał spekulantów i przyczyn drożyzny.Ponieważ z drzewem nie mogłem czekać drugiej zimy, bo nie wiedziałem co mnie znów spotkać może, a tymczasem mu­siałem płacić za las raty miesięczne, więc straciwszy na owe czasy dość pokaźną sumę, bo 40 tysięcy marek kontraktu zrzec się m usiałem i postanowiłem nic przy takim rządzie nie robić.
Przeczekawszy jednak rok czasu i nabrawszy nierozważ­nego przekonania, że przecież teraz jest lepiej, powtórnie po­stanowiłem na jesieni 1920 roku kupić majątek leśny od Niemca na Pomorzu. Ponieważ chodziło o to, że trzeba było wyłośyć całą go­tówkę, której w całości nie miałem, a kredytu w żadnym banku, z powodu spadku marki, otrzymać nie mogłem, więc musiałem znaleźć takiego kupca na drzewo, któryby mi dał większą za­liczkę,
Po 5 miesiącach starań, kłopotów i wyjazdów, sprowadzi­łem na swój koszt przez specjalnego wysłańca 2-ch agentów angielsko-belgijskiej firm y z Hamburga do Gdańska, z którymi po ciężkich trudach kontrakt na dostawę słupów telegraficznych.i podkładów kolejowych zawarłem . Atoli tego samego dnia po wyjściu od rejenta, w padł mi w Gdańsku do ręki K urjer War­szawski, w którym wyczytałem , że wyszło nowe prawo, na mocy
którego od wywozu takich objektów nałożone jest cło w wyso­kości 50% ceny sprzedażnej. Ponieważ agenci firmy przyjąć na siebie tego nowego po­datku nie chcieli, bo cena drzewa stałaby się o wiele większą od ceny z krajów północnych, a ja przecież nie mogłem im dawać drzewo po cenach niżej kosztu samego wyrębu, więc po­wtórnie, ale tym razem straciwszy pół miljona marek, kontrakt zerwałem i przysiągłem sobie stanowczo do żadnych interesów więcej nie przystępować.
Wyjaśnić muszę, że rozporządzenie powyższe było ogło­szone przez rząd premjera-chłopa Witosa w celach demagogicz­nych, aby dać dowód włościanom, że pan Witos nie wypuści drzew a zagranicę, a zatrzyma go dla nich na odbudowę. Cho­ciaż więc takie rozporządzenie godziło w najżywotniejsze in­teresy państw a, bo odbierało możność zdobycia walut zagra­nicznych, potrzebnych dla zabezpieczenia naszej waluty, to jednak je ogłoszono, A le czy taki premjer miał jakiekolwiek poczucie patrjotyzmu, poczucie państwowości, czy też gotów był zrujnować kraj i państwo, byleby tylko obałamucać głupie i ciemne masy, byleby na ciemnocie tych mas dogadzać swoje­mu chłopskiemu ambitowi i byleby zdobywać chwilową karjerę ? Jeżeli zaś on tego nie robił celowo,, a tylko z braku wiedzy w zagadnieniach ekonomicznych, to więcej przyniósłby pożytku kra ­jowi, gdyby się wziął do swojej roboty, do ciesielki, czy też do roboty w polu, aniżeli do zajmowania stanowiska, do któ­rego nie dorósł i od którego zależy pomyślność całego kraju. Czy więc można było patrzeć obojętnie na takie sprawy i na takich szkodników państwowych?
4) Jak wiadomo, to w swoim czasie był powołany u nas do życia specjalny Komisarjat do w alki z t, zw. waluciarzami. K omisarjat ten formalnie urządzał na ulicach naganki i biada była temu, przy kim znaleziono choćby 2 dolary, bo momental­nie znajdował się w więzieniu. A skutek tego był taki, że nie tylko każdy poseł i każdy urzędnik, chcąc się zabezpieczyć od strat z powodu spadku naszej marki i aby nie przymierać z gło­du, po otrzymaniu pensji, w tej chwili nabywał obce waluty, ale naw et i ci, którzy to prawo wydali i którzy tych waluciarzy z nadzwyczajną gorliwością ścigali i tępili, również za swoje pensje obce waluty nabywali.
Zamiast więc dążyć do tego, żeby stworzyć taką sytuację, w której by spekulantów walutowych nie było, to ogłaszało się bezmyślne rozporządzenia, które nie tylko nie prowadziły do celu, ale nawet przeciw nie, demoralizowały społeczeństwo, pou­czały go jak kręcić i szachrować i jak obchodzić w szelkie prawa, Komisarjat ten był wynaleziony i powołany do życia przez Ministra Skarbu Grabskiego". (...)




Będąc na jednym z wieców sprawozdawczych, słuchałem przemówienia kilku posłów. Słuchałem, jak dowodzili z zacię­tością, że drożyzna u nas panowała z tego powodu, że rząd po­zwalał wywozić zagranicę zboże, cukier, nabiał i t. p. artykuły spożywcze. Głównie jeden z nich dowodził, że my wszystko powinniśmy zachować dla siebie i że oni, t. j. posłowie, złożą w sejmie odpowiedni wniosek i nie dopuszczą do takiego rządzenia. Posłem tym był za jadły antysemita, zagorzały katolik i narodowiec, W parę tygodni potem , a było to w Wielki Poniedziałek, wybrałem się z wizytą do tego posła i zastałem
u niego 3-ch żydów, z którym i omawiał sprawę wywozu cukru zagranicę.
"





Nie dziwi więc, że Pękosławski przyjął zamach majowy z dużą nadzieją, jako spełnienie swoich postulatów:




"Teraz Bogu dziękuję, że doczekałem się chwili, że moje idee przyoblekły się w ciało, że Marszałek Piłsudski wziął bat do ręki i porozpędzał szkodników państwowych, i dzisiaj jestem zupełnie spokojny o losy naszej Ojczyzny, a to tym bardziej, że jestem przekonanym, że gdyby szkodnikom państwowym odrosły uszy, to im je Marszałek Piłsudski na nowo obetnie” (...)







Wreszcie zapytam wszystkich, czy zapomnieli już, jak dawne rządy pożyczały po kilka miljonów dolarów na lichwiar­ski procent od żydów, czy zapomnieli, jak nas traktowała za­granica; jak nas ta zagranica, a szczególniej Niemcy i Anglja,nazywała państwem sezonowem i jak absolutnie nikt zagranicą nie miał najmniejszej wiary, ani zaufania do Polski? I czy nie wiedzą, że rządy Piłsudskiego otrzymały pożyczkę 70 miljonów dolarów, że do rządów tych zagranica odnosi się z wiarą i zau­faniem, że dzisiaj poselstwa nasze przemianowywane są na am­basady i że Anglja pisze o nas dzisiaj z wielkim uznaniem, a Niemcy, które dawniej szydziły z nas i kpiły, dzisiaj podnoszą wielki krzyk, że z Polską, trzeba się liczyć i że przeciw Polsce trzeba się organizować? Czy tego wszystkiego przeciwnicy Pił­sudskiego nie widzą, czy też tylko przewrotnie nie chcą tego znać? I czy to wszystko nie jest dostatecznym dowodem, że przewrót majowy naprowadził nas na drogę państwa mocar­stwowego, dowodem, że był on dla naszej egzystencji koniecz­nym i dowodem, że nam potrzebne były rządy silnej ręki? Tym zaś, którzy dzisiaj jeszcze są obrońcami  i rzecznika­mi rządów parlamentarnych i którzy stawiają nam za przykład Francję, tak odpowiem : Panowie szanowni! Zgoda na demo­krację, zgoda na sejm, ale nie zapominajcie, że naród polski, ze względu na swoje charaktery i usposobienia, nie tylko nie n a ­d a je się do rządów parlamentarnych , ale potrzebuje  autory­tetu, potrzebuje silnej władzy i niestety, potrzebuje stałego dezynfekowania zarówno ciała, jak i duszy. "

I macie już odpowiedź dlaczego Jan Pękosławski został tak skutecznie wymazany z narodowej pamięci. Jego poglądy bezlitośnie uderzały i w endecję, i w chadecję, i w ludowców, i w socjalistów. Nawet dla sanacji był niewygodnym zwolennikiem. Nie wiemy, jak później oceniał rządy piłsudczyków. Na ile spełniły jego nadzieje? Wiemy natomiast, że całkowicie wycofał się z życia publicznego i rozpłynął w mroku dziejów.

Imieniem gospodarczego szkodnika Władysława Grabskiego nazywa się za to u nas nagrody ekonomiczne. Historyczna idiokracja postępuje jednak coraz bardziej Jakiś liberalny baran, aferzysta z lat 90., ma czelność pisać artykuł do "DGP", w którym dowodzi, że inwestowanie w COP przez sanację było zbrodnią, bo przecież z fabryk w COP korzystali przecież Niemcy. (Można zapytać, to po co Czechy i Francja rozwijały swój przemysł?) A gromadki kuców porównując PiS do sanacji (niesłusznie, bo gdyby PiS rzeczywiście było sanacją, to by Kramek i Kasprzak już dawno siedzieliby w Berezie), sugerują, że "niepotrzebnie prowokujemy Putina, tak jak niepotrzebnie prowokowaliśmy Hitlera". Wielki sabatejski reżyser mówi zaś, że powinniśmy w Polsce zbudować Fort Xi . Takie kondominium chińsko-rosyjskie pod sabatejskim zarządem powierniczym. Nowy Birobidżan. Pękosławski z pewnością się w grobie przewraca...

***

To już ostatni odcinek serii Restituta. Mam nadzieję, że się Wam podobała. Oczywiście myślę już o kolejnej serii - Shamballah. A może macie jakieś specjalne życzenia i chcecie, bym napisał serię o tematyce, która szczególnie mocno Was interesuje? A może chcecie odcinek serii Sny? :)

sobota, 30 marca 2019

Restituta: Wojna Hybrydowa




Oficjalnie nie mogliśmy wystąpić przeciwko Niemcom i odebrać im naszych Ziem Zachodnich. Nie mogliśmy tego zrobić z prostej przyczyny: i w Kongresówce i na rozległych terenach dawnego Imperium Rosyjskiego stacjonowały wciąż ogromne niemieckie siły, które nie zostały pokonane w boju. Gdybyśmy rozpoczęli z nimi wojnę, skończyłoby się to błyskawicznym zgnieceniem przez nie młodego państwa polskiego.




Niemcy jednak nie widzieli wówczas potrzeby z nami wojować. Uznali, że nawet pomogą w powstaniu małego, uzależnionego od nich gospodarczo państewka, które stanowiłoby bufor przed chaosem nadciągającym ze stepów. Potrzebny był im spokój, by mogli sprowadzić swoje wojska ze Wschodu do Rzeszy i uchronić je przez bolszewicką agitacją. By zapewnić ten spokój, w listopadzie 1918 r. uwolnili komendata Piłsudskiego z internowania w twierdzy w Magdeburgu i wysłali pociągiem do Warszawy. On obiecał im, że spokój zapewni. I obietnicy dotrzymał. Podpisał z  radą żołnierską w Warszawie porozumienie mówiące, że niemieckie wojska spokojnie przejadą przez polskie terytorium na Zachód. Zostawią jednak swoją broń i tabor kolejowy. Pierwszym krajem, który uznał odrodzone państwo polskie były Niemcy a niemieckim posłem w Warszawie został major Harry Kessler - oficer, który negocjował z Piłsudskim w Magdeburgu (pół-Irlandczyk z bankierskiej rodziny, prawdopodobnie nieślubny syn kajzera Wilhelma II). Był jednak na placówce zaledwie kilka tygodni. Już w grudniu musiał ją opuścić. Niemcy zerwały z nami relacje dyplomatyczne, bo zorientowali się, że nie zamierzamy być potulnym wasalem.

Piłsudski pytany przez Kesslera o Wielkopolskę, Pomorze i Śląsk odpowiadał bardzo zdawkowo. Nie chciał potwierdzić, że Polska nie będzie o te ziemie walczyła. Stwierdził też, że nie będzie mógł odmówić, jeśli przyzna nam je konferencja pokojowa. A jaki jest lepszy sposób na uzyskanie korzystnego wyroku konferencji niż metoda faktów dokonanych? Polska już w listopadzie zaczęła wojnę hybrydową przeciwko Niemcom.

Jak czytamy w artykule "Wojna hybrydowa podporucznika Palucha" opublikowanym w lutowym numerze "Uważam Rze. Historia":



"Za wywołaniem zbrojnego przewrotu w Poznaniu opowiadał się członek Rady Regencyjnej Zdzisław Lubomirski. Poznański historyk Ludwik Gomolec natrafił wiele lat później na rozkazy Sztabu Generalnego Wojsk Polskich wydane jeszcze przed 11 listopada 1918 r. mówiące o utworzeniu oddziałów wojskowych na granicy z zaborem pruskim, mających wesprzeć powstanie. Zygmunt Wieliczka znalazł zaś dokumenty podpisane przez płka Włodzimierza Ostoję-Zagórskiego mówiące o formowaniu oddziałów z dezerterów z armii niemieckiej w ramach Operacji Celestyn. W listopadzie 1918 r. mieszkańcy Ostrowa Wielkopolskiego samodzielniewyzwalają swoje miasto i zaczynają w nim formować pułk Wojska Polskiego. Kilka tygodni później Naczelna Rada Ludowa nakazuje im rozwiązać tę formację i oddać władzę niemieckiej administracji. Centralny Komitet Obywatelski z Poznania nawiązuje rozmowy z władzami w Warszawie. Nie chce ich uznać, ale zgadza się na dołączenie do Sejmu Ustawodawczego grupy posłów z Wielkopolski, w tym pierwszego marszałka Sejmu Wojciecha Trąmpczyńskiego. Piłsudski formalnie oddaje inicjatywę w sprawie ziem zachodnich paryskiemu Komitetowi Narodowemu Polskiemu i mocarstwom sprzymierzonym, ale trzyma rękę na pulsie. „Starał się jednak monitorować sytuację w Wielkopolsce poprzez kontakt z miejscową POW i grupą ppor. Palucha, a także przez własną siatkę wywiadowczą, która już działała w Wielkopolsce” - pisze płk Lech Wyszczelski."

Flashback: Restituta: HK-Stelle 




Parę słów tytułem wyjaśnienia: płk Zagórski, wysokiej rangi funkcjonariusz służb austriackich, prawdopodobnie jeszcze przed Rarańczą został przewerbowany przez służby francuskie. Nie powinno więc nas dziwić, że zaangażował się w rozkręcanie wojny hybrydowej mającej osłabić Niemcy i to jeszcze przed rozejmem z 11 listopada 1918 r. Naczelna Rada Ludowa to powstała w listopadzie 1914 r. reprezentacja lokalnych poznańskich elit o orientacji endecko-chadeckiej, która w grudniu stała się polską władzą polityczną w Wielkopolsce. Podporucznik Mieczysław Paluch, to zaś oficer niemieckiej artylerii, weteran bitwy pod Verdun, który na jesieni 1918 r. zdezerterował z kajzerowskiego wojska i przybył do Poznania. Jak czytamy w "Urze Historii":  "Tam spotkał swojego kolegę, Bohdana Hulewicza, podporucznika kajzerowskiej piechoty morskiej i zarazem byłego instruktora Polskich Drużyn Strzeleckich. Hulewicz włączył go do wojskowej polskiej konspiracji pracującej nad zbrojną insurekcją w zaborze pruskim.Grupa Palucha-Hulewicza współpracowała z Komendą Polskiej Organizacji Wojskowej Zaboru Pruskiego kierowaną przez Mieczysława Andrzejowskiego oraz radykalną grupą Stanisława Nogaja, organizatora strajku szkolnego w 1905 r. i zarazem twórcy pierwszych konspiracyjnych grup zbrojnych w Poznaniu. Nawiązała również kontakty z lokalnymi elitami politycznymi oraz posłem do Reichstagu Wojciechem Korfantym. Korfanty nie był przekonany do planów powstańczych. Uważał, że bardziej realne jest zajęcie Wielkopolski i Pomorza siłami Armii Hallera i z pomocą mocarstw zachodnich. Mimo to był zdania, że na wszelki wypadek nie należy przeszkadzać konspiratorom takim jak Paluch czy Nogaj w budowie armii konspiracyjnej. Na inicjatywy konspiratorów krzywo patrzyło jednak wielu poznańskich polityków (którzy wejdą później do utworzonej na początku grudnia Naczelnej Rady Ludowej). Uważali te inicjatywy za zbyt blisko związane z Warszawą i obozem piłsudczykowskim."



Ośrodek kierowany przez Palucha, Hulewicza i Nogaja to centrum, które podjęło kluczowe decyzje, które doprowadziły do wybuchu Powstania Wielkopolskiego.
"13 listopada 1918 r. ppor. Paluch wkracza wraz z oddziałem polskich konspiratorów do poznańskiego ratusza na zebranie niemieckiej Rady Robotników i Żołnierzy. Pod ratuszem rozpoczyna się strzelanina a na klatce schodowej wybucha granat. Członkowie Rady są sterroryzowani a Paluch domaga się dołączenia Polaków do tego ciała na równych prawach z Niemcami. Mając już tam swoich ludzi, zyskuje dużo większą swobodę w tworzeniu podziemnej armii. Wykorzystuje to, że władze w Berlinie zaczynają tworzyć na terenach wschodnich uzbrojone bojówki mające bronić niemieckich roszczeń do tych terenów. Ludzie Palucha… włączają się w budowę tych jednostek zwanych Służbą Straży i Bezpieczeństwa. Wysyłają do Berlina zmanipulowane raporty i domagają się pieniędzy i broni na walkę przeciwko Polakom. Niemcy łapią się na ten fortel i dostarczają polskim oddziałom konspiracyjnym broni, amunicji, mundurów i pieniędzy. Nie orientują się w oszustwie, gdyż w dokumentacji przysyłanej z Poznania wszystko się zgadza. Dowódcy oddziałów Służby Straży i Bezpieczeństwa mają niemiecko brzmiące nazwiska, więc nie są przez wojskowych biurokratów z Berlina traktowani jako Polacy. W ten sposób Paluch i Hulewicz tworzą wielotysięczną armię, która ma na ich rozkaz rozpocząć powstanie. Ich ludzie służą również w armii niemieckiej, w kluczowych punktach poznańskiego garnizonu, takich jak centrala telefoniczna czy radiostacja. Trwają też intensywne przygotowania sztabowe. Drobiazgowo opracowywane zostają plany szturmu na kluczowe gmachy Poznania. W stolicy Wielkopolski w grudniu gotowych do walki jest 1,8 tys. żołnierzy Służby Straży i Bezpieczeństwa. (...)


NRL nie planuje powstania, uważając je za szaleństwo. Uważa, że „po wyroku konferencji pokojowej cały zabór pruski wpadnie w polskie ręce jak dojrzały owoc”. Ks. Stanisław Adamski, mówi 3 grudnia 1918 r. na Sejmie Dzielnicowym: „Czekaliśmy na ziszczenie marzeń naszych lat nieomal sto pięćdziesiąt; będziemy umieli czekać jeszcze tych kilka tygodni, które nas dzielą od ostatecznego uregulowania państwowości polskiej”. Korfanty już w pierwszych dniach powstania deklaruje: „Nie chcemy przesuwać słupów granicznych przed konferencją pokojową”.

Walki powstańcze wybuchają wieczorem 27 grudnia 1918 r. wbrew woli NRL. Jest ona przerażona tym co się stało i w swoim komunikacie podkreśla, że „ze strony polskiej zrazu nie odpowiadano, usiłowano dojść do jakiegoś porozumienia i uniknąć krwi rozlewu. Gdy jednak strzały nie ustawały, gdy szereg osób odniosło rany, Straż Ludowa poczęła odpowiadać na strzały i zarządziła środki bezpieczeństwa mające chronić przechodniów”. Już jednak o godzinie 16:00, czyli przed wybuchem walk, rozpoczyna się zarządzone przez ppor. Palucha pogotowie bojowe Służby Straży i Bezpieczeństwa. Jej członkowie ochraniają Paderewskiego i szykują się do ataku na niemieckie punkty oporu. To ppor. Paluch wydaje rozkaz do rozpoczęcia bitwy o Poznań. Bitwy, którą dokładnie wcześniej przećwiczono. Polskie uderzenie spada na zaskoczonych Niemców i szybko dezorganizuje ich obronę. W akcji szczególnie wyróżnia się Stanisław Nogaj, który organizuje uderzenie na prezydium policji i sztab V Korpusu. Przerażeni politykierzy z NRL wzywają do zaprzestania walk i by udobruchać Niemców poszerzają władze miasta o dwóch hakatystów. Mianowany przez NRL komendant miasta Poznania wzywa do zachowania spokoju, ale nikt go nie słucha. W nocy z 27 na 28 grudnia Paluch wydaje telefoniczne dyspozycje do rozpoczęcia powstania na wielkopolskiej prowincji. W ciągu niecałego tygodnia niemal cała Wielkopolska jest opanowana przez powstańców. NRL musi zaakceptować powstanie, ale wciąż próbuje się dogadać z Niemcami. Wywołuje to szemranie wśród powstańców. Korfanty słyszy od jednego z żołnierzy: „Nigdy rozpoczętej walki nie zaprzestaniemy, a wszyscy, którzy są przeciwni – są naszymi wrogami i tym kula w łeb”."


Krytycznie o ówczesnych działaniach NRL pisze m.in. Wojciech Jedlina-Jacobson, dowódca powstania w Gnieźnie, w swoich wspomnieniach "Z ludem wielkopolskim przeciwko zaborcom".  Otwarcie pisze, że politycy NRL to durnie, którzy omal nie doprowadzili powstania do klęski, w kluczowym momencie próbując sparaliżować polskie działania wojskowe.



NRL nie udaje się zdusić powstania, ale udaje jej się odsunąć Palucha i Hulewicza od dowództwa. 28 grudnia powstaje Dowództwo Główne Sił Powstańczych. Na jego czele - po konsultacjach z Piłsudskim i warszawskim Ministerstwem Spraw Wojskowych (!) - zostaje postawiony kapitan Stanisław Taczak, były oficer armii niemieckiej służący w Sztabie Generalnym WP, człowiek o sympatiach piłsudczykowskich, przebywający w Poznaniu „na urlopie” i będący do politycznego zaakceptowania przez poznańskich endeków. (Był bratem popularnego poznańskiego prałata Teodora Taczaka skumplowanego z ks. Adamskim.) Taczak dostaje do pomocy z Warszawy grupę oficerów sztabowych na czele z kpt. Stanisławem Nilskim-Łapińskim (a później z ppłk JulianemStachiewiczem). Ekipa Taczaka zacznie jednak realnie dowodzić powstaniem dopiero w połowie stycznia. Do tego czasu faktyczne dowództwo spoczywa na ppor. Paluchu, który 9 stycznia 1919 r. dowodzi błyskotliwą operacją zajęcia lotniska Ławica. Pod jego dowództwem wojska powstańcze opanowują prawie całą Wielkopolskę.



Zasługą kapitana Taczaka, a później jego następcy, gen. Józefa Dowbor-Muśnickiego jest przekształcenie sił powstańczych w regularną armię i powstrzymanie niemieckiej kontrofensywy. W powstrzymaniu jej bardzo się zasłużył również Paluch - podczas bitwy pod Szubinem, zwanej przez Niemców "rzezią pod Kcynią".



Co robi w tym czasie Naczelna Rada Ludowa? Wciąż postępuje podobnie kunktatorsko jak władze powstania listopadowego. Dopiero w kwietniu 1919 r. znosi wypłacanie dodatków antypolskich niemieckim urzędnikom  a dopiero w maju wprowadza polski jako oficjalny język administracji. Do ciekawego incydentu dochodzi, gdy przysięgę na poznańskim rynku składa jednostka karna - Poznański Ochotniczy Batalion Śmierci. Gdy w rocie przysięgi przychodzi do ślubowania wierności Naczelnej Radzie Ludowej, żołnierze demonstracyjnie milczą. (Poznański Ochotniczy Batalion Śmierci zasłuży się później bardzo w walkach z bolszewikami. W drodze na front wywoła antyżydowskie zamieszki w Łodzi.)



Reakcja niemiecka na polskie powstanie jest początkowo strasznie chaotyczna. Ludzie Palucha i Nogaja przecież już w pierwszym dniu aresztowali wyższych niemieckich dowódców w Poznaniu i przejęli kontrolę nad siecią kolejową i telegraficzną. Niemcy też mają wówczas własne problemy - choćby komunistyczne powstania w Berlinie i w Bawarii. W lutym biorą się poważnie za kontrofensywę, ale nie udaje im się przełamać polskich pozycji obronnych. Francuski marszałek Ferdinand Foch grozi im ofensywą na Zagłębie Ruhry, jeśli nie wstrzymają działań wojennych w Wielkopolsce. Foch naprawdę nie lubi Niemców i uważa, że jak się ich nie zgniecie do końca, to za 20 lat wybuchnie kolejna wojna światowa. (Foch planował wspólne, polsko-francuskie uderzenie na Niemcy, przecięcie ich na pół przez siły sojusznicze, a później krwawą pacyfikację kraju, przeprowadzoną we francuskim stylu.) Ponadto jest bardzo propolski. Lekarzem jego rodziny był były powstaniec styczniowy o nazwisku "Michałowski". W 1921 r. marszałek Piłsudski, podczas wizyty w szkole wojskowej Saint-Cyr, odpina order Virtuti Militari ze swojej piersi i przypina go Fochowi, który w 1923 r. zostanie marszałkiem Polski.



Niemcy przegrywają z nami wojnę hybrydową w Wielkopolsce, ale szykują potężne uderzenie. Wiosną 1919 r. zastanawiają się nad inwazją na Polskę, odmową podpisania Traktatu Wersalskiego i utworzeniem państewka wschodniopruskiego, które udawałoby bunt przeciwko władzy w Berlinie (tak by niemiecki rząd mógł powiedzieć, że to nie oni, tylko separatyści prowadzą ofensywę przeciwko Polsce.) Z obawy przed tą inwazją Piłsudski ściąga na Zachód oddziały z frontu wschodniego a Dowbór-Muśnicki podporządkowuje Armię Wielkopolską Warszawie. Po stronie niemieckiej wszystko jest zapięte na ostatni guzik a żądni rewanżu generałowie czekają na rozkaz od marszałka von Hindenburga. Rozkaz jednak nie nadchodzi. Hindenburg nagle uznaje, że Traktat Wersalski trzeba podpisać. Na redzie portu w Kołobrzegu pojawia się brytyjski niszczyciel i celuje swoimi działami w budynek niemieckiego sztabu mającego kierować wojną przeciwko Polsce.

Flashback: Dies Irae - Hindenburg i Ludendorff, czyli niemiecka transformacja


Niemcy próbują więc kolejnej szansy zgniecenia Polski w 1920 r. W bolszewikach widzą swoich dawnych agentów i sojuszników w dziele zgniecenia ładu wersalskiego. Reichswehra zawiera więc tajne porozumienia z Armią Czerwoną. Gdy latem 1920 r. Sowieci zajmują Działdowo, są entuzjastycznie witani przez mniejszość niemiecką. (Chętnie wchodzi ona w skład komitetów rewolucyjnych w zajmowanych przez bolszewików miejscowościach.) W parku miejskim bolszewicka orkiestra wojskowa gra niemieckie marsze. Później przy zwłokach jednego z niemieckich dywersantów znaleziono listę polskich działaczy, która miała być przekazana Czeka. W przygraniczne posterunki i stacje kolejowe napadają nieumundurowani niemieccy bojówkarze. Piłsudski wysyła więc na Pomorze - generała Kazimierza Raszewskiego, byłego generała pruskiej armii, by zaprowadził tam porządek. Raszewski zaczyna tworzyć Armię Zachodnią, zadaje bolszewikom klęskę pod Brodnicą i skutecznie zwalcza niemiecką piątą kolumnę. Jego nieoficjalnym zadaniem jest również przeciwdziałanie ewentualnemu endeckiego zamachowi stanu w Poznaniu.



17 sierpnia 1920 r. do Katowic dochodzi fake news o zdobyciu Warszawy przez bolszewików. Miejscowi Niemcy szaleją z radości i atakują francuską misję wojskową. Francuzi robią im akcję w stylu "Regulaminu zabijania". Sfrustrowani Niemcy linczują polskiego lekarza, który udziela pomocy ich rannym. Polacy potrafią się jednak odgryźć za wielomiesięczną niemiecką kampanię terroru. W nocy z 19 na 20 sierpnia wybucha II Powstanie Śląskie. Powstańcom udaje się opanować sporą część Górnego Śląska. Sprawny przebieg powstania to m.in. zasługa... majora Mieczysława Palucha. Paluch kieruje Centralą Wychowania Fizycznego, czyli zakamuflowanym sztabem powstania. Jego szefem sztabu jest Alfons Zgrzebieniok, piłsudczyk, oficer tajnych służb i późniejszy sanacyjny wicewojewoda białostocki. Zastępcą  Zgrzebienioka jest kapitan Michał Grażyński, oficer służb wywiadowczych, późniejszy sanacyjny wojewoda śląski. Przygotowania powstańcze prowadzi POW Górnego Śląska założona przez Oddział VI (II) Sztabu Generalnego. Powstania Śląskie są więc kolejną polską wojną hybrydową wymierzoną w Niemcy.




Plebiscyt na Śląsku niestety przegrywamy - m.in. w wyniku niemieckich fałszerstw. Trzeba jednak przyznać, że się dobrze do niego przygotowaliśmy propagandową i zostawiliśmy sobie plan B - III Powstanie Śląskie. Doskonale się do niego przygotowaliśmy. Gen. Szeptycki i Raszewski pomogli w przerzucie broni, amunicji i "ochotników" na Śląsk. Wśród powstańców znaleźli się m.in. żołnierze gen. Bułaka-Bałachowicza, a nade wszystko doświadczeni dywersanci z Oddziału II SG. Powstanie wybucha w nocy z 2 na 3 maja 1921 r. i szybko opanowuje sporą część Górnego Śląska. Grupa Wawelberga (dowodzona przez Tadeusza Puszczyńskiego, byłego dowódcę POW w okręgu kieleckim) wysadza w powietrze mosty kolejowe i odcina prowincję od Rzeszy. Powstaniem dowodzi niezwykle barwna postać - hrabia Maciej Mielżyński, Wielkopolanin, były poseł do Reichstagu, który zastrzelił swoją żonę. Najsilniejszym powstańczym zgrupowaniem: Grupą Wschód, dowodzi Karol Grzesik, późniejszy prezes górnośląskiego OZN. Szefem jego sztabu jest Michał Grażyński. Powstańczemu dowództwu doradzają oficerowie przysłani z Warszawy, m.in.: mjr Roman Abraham, Jan Kowalewski i Wojciech Stpiczyński (ultra radykalny piłsudczyk, późniejszy redaktor naczelny "Głosu Prawdy"). Rząd Wincentego Witosa oficjalnie odcina się od powstania, ale w praktyce udziela mu szeroko zakrojonej pomocy. Światowej opinii publicznej mówimy: "to lokalni separatyści, takie mundury można sobie kupić w każdym sklepie".








Wszystko idzie dobrze do pewnego momentu. Dowództwo wojskowe powstania ma bowiem jednak nieco inne plany niż dowództwo polityczne. Wojskowi chcą ofensywy aż do Odry. I taka ofensywa ma szansę powodzenia. Ale Korfanty  "nie wierzył w szanse powodzenia powstania, widząc w nim jedynie zbrojną manifestację ludu górnośląskiego, która miała polegać na zwróceniu uwagi Komisji Międzysojuszniczej mającej dokonać podziału terenu plebiscytowego między Polskę a Niemcy. Dlatego też zarządził wstrzymanie walk jeszcze w czasie, gdy inicjatywa na froncie należała do Polaków. Obrońcy Korfantego wskazują, że Polacy mieli przewagę w starciach z nacjonalistycznymi bojówkami, ale nie mieliby żadnych szans z regularną armią niemiecką, zaś ostateczną decyzję w sprawie Górnego Śląska i tak podjęła Komisja Międzysojusznicza niezależnie od wyniku walk, które mogły stanowić jedynie posiłkowy argument. Jednak utrata inicjatywy powstańców na froncie nastąpiła dopiero po decyzjach dyktatora."



Korfanty w porozumieniu z Francuzami ogłasza rozejm... o którym nic nie wiedzą Niemcy. Część wojsk powstańczych rozchodzi się do domów akurat wtedy, gdy Niemcy rozpoczynają ofensywę pod Górą Świętej Anny. Jak czytamy: "W dniu 3 czerwca 1921 zbuntowana przeciwko Korfantemu grupa oficerów grupy „Wschód” ogłosiła kpt. Karola Grzesika głównodowodzącym wojsk powstańczych. Grzesik wysłał do oddziałów powstańczych telegram o treści: „Z dniem dzisiejszym objąłem Naczelne Dowództwo Wojsk Powstańczych... Grzesik-Hauke, Naczelny Wódz”. Korfanty uciekł do wiernych sobie oddziałów, obawiając się o swoje życie. Dzień później śląscy marynarze z oddziału por. mar. Oszka przeprowadzili aresztowania buntowników. W grupie aresztowanych znaleźli się m.in. Karol Grzesik, Michał Grażyński, Wiktor Przedpełski i Mikołaj Witczak[32]. W dniu 5 lipca 1921 zawarto rozejm. Rząd polski oficjalnie odciął się od odpowiedzialności za powstanie. W dniu 12 sierpnia Rada Najwyższa obradowała w sprawie Górnego Śląska. W wyniku powstania Międzysojusznicza Komisja Rządząca i Plebiscytowa na Górnym Śląsku podjęła 12 października 1921 decyzję o korzystniejszym dla Polski podziale Górnego Śląska."To tamte wydarzenia stają się podstawą późniejszej głębokiej nienawiści, którą Grażyński czuł do Korfantego.

Nie zmienia to jednak faktu, że Niemcy przegrali z Polską kolejną wojnę hybrydową. Przez następne kilkanaście lat będą strasznie bóldupić z tego powodu. Aż w 1939 r. zrealizują plan, który chcieli wdrożyć wspólnie z bolszewikami już w roku 1920. W trakcie samej wojny Hitler będzie gwałtownie się sprzeciwiał wszelkim próbom pozyskiwania Polaków i uzbrajania sowieckich jeńców do walki przeciwko ZSRR, argumentując, że Niemcy nie mogą się drugi raz tak sfrajerzyć jak podczas I wojny światowej, wspomagając Piłsudskiego. W ten sposób III Rzesza przyspiesza swoją klęskę, ale to już inna historia...

A w Polsce w 100 lat po naszych wojnach hybrydowych wciąż mamy wielu debili twierdzących, że "niemiecki agent Piłsudski zostawił Wielkopolskę i Śląsk samym sobie". Ale, cóż ludzie nauczający w szkołach nie nauczyli się ani w PRL ani w III RP jak wyglądała prawdziwa historia.

***

W poniedziałek wybieram się do Libanu na prawie dwa tygodnie. A po powrocie ostatni odcinek serii Restituta: Patriota.