sobota, 30 grudnia 2017

Sny# 22: Bonko Liquidation Club

Ilustracja muzyczna: Macklemore & Ryan Lewis - Downtown

Na pierwszy rzut oka wyglądał jak skrzyżowanie Austina Powersa i Misia Paddingtona. Ubrany w powłóczyste ciuchy będące ostatnim krzykiem mody na przełomie lat '60-tych i '70-tych, tanecznym krokiem disco wracał z herbatki u swingersów. Ostrej impry na której swingersi wymieniali się torebkami z herbatą. Ulice Londynu należały do niego - oczywiście tylko, te które nie były jeszcze zajęte przez Pakistańczyków, Arabów i Jamajczyków. Lubił przekraczać granice. Gdy na drodze było ograniczenie prędkości do 30 mil na godzinę jechał 31 mil na godzinę. Słuchał Led Zeppelin - "nowej, awangardowej kapeli", którą niedawno odkrył. Jim Morrison wciąż był dla niego zbyt udziwniony. Wszyscy, którzy wiedzieli kim jest, schodzili mu z drogi tak jakby mieli do czynienia z braćmi Kray. Rzecz jasna tylko nieliczni wiedzieli, że to Michał Bonkowski, redaktor Wydawnictwa Piwnicznego.



Bonkowski pewnym krokiem przekroczył próg domu Niny Krasow, marcowej imigrantki trzymającej ręce na prawach autorskich do książek pewnego znanego emigracyjnego pisarza. Zawsze doładowywał w tym domu "akumulatory" chłonąc jego antykomunistyczną atmosferę. Rozglądał się po salonie ozdobionym sowieckimi flagami, proporczykami sowieckich oddziałów specjalnych, wielką mapą systemu Gułagu, plakatami propagandowymi z czasów stalinowskich, resortowymi nagrodami oraz wielkim portretem Lenina. Rzucił okiem na korkową tablicę do której były przypięte zdjęcia "wrogów ludu" - w tym przekreślone czerwonym markerem fotki Gieorgija Markowa, Aleksandra Litwinienki, Siergieja Trietiakowa i Borysa Bieriezowskiego. Jego uwagę przykuła znajdująca się na półce z książkami oprawiona w ramkę fotografia przedstawiająca ociemniałego staruszka ubranego w kiepsko dopasowany garnitur z rzędem resortowych odznaczeń. Do ramki przypięta była czarna, żałobna wstążka.
- Eta mój muż. Akademik Szymon Szlechter - zagaiła Nina Krasow. Staruszka miała na sobie mundur pułkownika KGB, do którego przypięte były resortowe odznaczenia.
- Zapewne był wielkim antykomunistą.. - westchnął Bonkowski.
- Da. Eta był oczień wielkij sawieckij łiterat. Człen płenuma Obwodowego Kamiteta KPSS w Łwowie. Kawałer ordena Lenina. Eta był toże oczień wielikij gieroj wielkiej ocziestwiennej wajny - Nina opowiadając o życiu Szymona Szlechtera mieszała rosyjski z polskim i jidysz. 
- Był represjonowany w latach 60-tych? - dopytywał się Bonkowski.
- Nu tak, siedział za malwersacje...
- I stracił wzrok w komunistycznym więzieniu?
- Nie to, od mietylowego alkoholu na wajnie...
 Bonkowski zadumał się nad losami wielkiego antykomunisty Szymona Szlechtera. Zupełnie nie mógł zrozumieć tych polrealistycznych, hejterskich gnojków, którzy obsmarowywali tego bohaterskiego bojownika przeciwko Czerwonej Bestii. Dał upust swojej frustracji:
- Niestety wielu różnych gnojków, a szczególnie blogerskich gówniarzy mieszkających w PRL-u, zarzuca nam, Wydawnictwu Piwnicznemu, że się kumamy z "sowieckimi agentami". I wymieniają Panią oraz Pani ś.p. Męża jako " oczywistych sowieciarzy". Ale przecież nigdy nie byliście sowieckimi agentami? Prawda?


- Eta "Prawda". My nie sowieckije szpiony z GRU!  GRU eta gawno! Eta suki! - protestowała Nina Krasow. - My mackiewiczowskije antykomunisty! Wam nużna dać nam Trust!
- Ufff... Kamień spadł mi z serca. Myślę, że teraz ostro pojechała Pani tym polrealistycznym gnojkom!
- My antykomunisty! A eta wielikij americzeskij antykomunist gaspadanin McDonald's! - po tych słowach Niny wszedł do salonu gostek wyglądający jak skrzyżowanie marszałka Bułganina z pułkownikiem Sandersem z KFC. Cicho się ukłonił, bo słabo znał angielski. 
- Jakież to szczęście poznać tak wielkiego amerykańskiego antykomunistę! - Bonkowski podskakiwał z ekscytacji.


- A tiepier wy gawaritie szto diełajet Piwniczeskieje Izdatielstwo... - Krasow przywołała go do porządku. Bonkowski zaczął wymieniać święte zasady, którymi kieruje się jego grupa:
- Po pierwsze, uważamy że komunizm wziął się z powietrza. Po drugie, myślimy, że Zachód wspierając komunizm kierował się tylko jakimś niewytłumaczalnym zaślepieniem a nie egoistycznym interesem. Po trzecie, głosimy, że Sowiecka Rosja jest wszechmocna. Nawet Reagana zrobiła prezydentem USA, by zamaskować to, że jest wszechmocna. Po czwarte, mówiąc o Sowieckiej Rosji nie używamy słowa "Rosja", tylko zwrotu "Kraj Wcześniej Znany Jako Rosja" tak jak "Artysta Wcześniej Znany Jako Prince". Po piąte, uważamy że jedynym sposobem na pokonanie Sowietów jest tylko wojna termonuklearna na skalę globalną. Po szóste, uważamy że żadne zachodnie mocarstwo nie jest zdolne do przeprowadzenia tej wojny, zdolne jest tylko Wydawnictwo Piwniczne. Po siódme, nasza strategia wojny nuklearnej z Sowietami opiera się na zachowaniu zasad XIX-wiecznej etykiety i cywilizowanych zwyczajów. Po ósme, z braku środków na zakup bomby atomowej prowadzimy swoją wojnę przeciwko Sowietom zamieszczając na naszej stronie internetowej długie, nudne i pompatyczne teksty, które czyta parę osób na krzyż. Po dziewiąte, staramy się przygotować grunt pod wojnę z Sowietami propagując antykomunistyczną twórczość Józefa Mackiewicza a robimy to dbając o to, by książki Mackiewicza trafiały do Polski/PRL cienką strużką z Londynu, w jak najmniejszych ilościach i były sprzedawane po jak najwyższych cenach przy zerowej reklamie. Ponadto propagujemy dzieła Mackiewicza wybierając z niego tylko najbardziej banalne i nudne cytaty z niego w stylu "Tylko prawda jest ciekawa", by wszyscy myśleli, że Mackiewicz był straszliwym nudziarzem, którego nie warto czytać. To jest nasz program antykomunizmu. Aha, jest jeszcze punkt dziesiąty, czyli ostro bóldupimy na nieszczęścia jakie spotkały biednych, niewinnych Niemców po 1945 r. Bo oczywiście, by zwalczyć komunizm musimy zaorać polski nacjonalizm.
- Gieroj! Maładiec! - biła mu brawo Krasow.
Zabawę przerwał im dziwny hałas za oknem. "Coryllus Akbar!" Jebuuuuuut!!! To wysadził się w powietrze jeden z przeciwników Imperium Brytyjskiego. Szyby w domu Niny Krasow zamieniły się w grad odłamków a przez okna dostał się do salonu jęzor ognia. Bonkowski został rzucony podmuchem na ścianę i stracił przytomność.

***

Gdy obudził się otaczał go mrok rozjaśniany przez tysiące gwiazd. Siedział na krześle zawieszonym nad otchłanią. Gdy spojrzał w dół widział błękit kuli ziemskiej. Na wprost niego rozsiadła się w fotelu młoda dziewoja z długimi, jasnoblond włosami, ubrana w króciutką, niebieską kieckę idealnie podkreślającą jej dekolt. Złożyła nogę na nogę, sporo przy tym odsłaniając. Uśmiechała się do niego z miną słodkiej idiotki, a po chwili zagadała:


- Obudziłeś się dzielny wędrowcze...
- Że co, panienko?
- Obudziłeś się po tym jak twa ziemska podróż dobiegła kresu.
- Pardon?
- Zginąłeś. Ale dano ci możliwość ponownego odrodzenia się w świecie, w którym będziesz mógł w mniej żenujący i pompatyczny sposób powstrzymać postępy światowego komunizmu...
- Jak to do motylej nogi żenujący i pompatyczny? Nic, co robiłem nie było żenujące ani pompatyczne! Żądam do kroćset pisemnych przeprosin lub polemiki na łamach Wydawnictwa Piwnicznego!
Panienka wstała z krzesła, podeszła do Bonkowskiego i nachyliła się nad nim. Kiecka ledwo zasłaniała jej tyłek.
- To jest wielki despekt dla tak szanowanego i poczytnego autora jak ja. Żądam... Mhmmmm!!! - przycisnęła mu twarz do swoich balonowych cyców. - Jestem boginką, która ma przeprowadzić cię wędrowcze do nowego życia. Dobrze je wykorzystaj...
Bonkowski zamienił się w świetlistą postać.
- Masz ostatnie życzenie. Możesz prosić o to, czego potrzebujesz do wykonania swojej misji - instruowała go boginka. Bonkowski zmierzył ją wzrokiem i odrzekł:
- To w takim razie wybieram Panią, by Pani mogła napisać polemikę na strony Wydawnictwo Piwnicznego...
- Co?! - przerażona boginka zorientowała się, że zaczyna znikać razem z Bonkowskim. - Ale jak to ?! Nie możesz! Ja nie chcę!
Z nieba zstąpiła koleżanka boginki - ruda, biuściasta okularnica w zielonej sukience - i słodkim głosem oznajmiła:
- Droga Freyo, przepisy ustawy o działalności boginek pozwalają na to, by wybraniec zabrał cię do docelowego miejsca w międzywymiarowej czasoprzestrzeni celem wykonania misji, na okres potrzebny do wykonania zadania. Ja zostałam przydzielona tutaj na zastępstwo.
- Ja to! Eris, ty czterooka szmato z napompowanymi cycami! To bezprawie! Kon-sty-tu-cja! Dość dyktatury kobiet! Ja nieeeeee chceeeeeeeęęęęę!!! - wydzierała się blondwłosa boginka, powoli się rozpływając w czasoprzestrzeni. 

***

- Kurwa, ale słońce ! - boginka Freya, chwiejąc się zrobiła pierwsze kroki w nowym świecie. Miała włosy w nieładzie i ostrego kaca. Podczas przelotu tunelem czasoprzestrzennym totalnie się ubzdryngoliła, by się odizolować od pompatycznego słowotoku Michała Bonkowskiego. On jeszcze nie skończył monologu: - ....I przypominam, że w każdy czwartek odbywam spacer w wyprasowanym fularze, no chyba, że jest święto bankowe, to wówczas zakładam muszkę, no chyba, że to 11 listopada, wówczas muszę mieć w klapie kwiat maku, ale upamiętniam nim tylko interwencję w północnej Rosji oraz walki z Mau-Mau, bo nie mam zamiaru sprawiać wrażenia, że nosząc ten symbol wojskowych ofiar upamiętniam zbrodniarzy, którzy bombardowali Drezno...
Bonkowski przerwał paplaninę, gdyż wreszcie się zorientował, że znalazł się w nowym świecie. Był w jakimś stylowym, starym budynku  z białymi ścianami. Wystrój wnętrz sugerował, że to początek XX w. Był rok 1917. Znajdował się w Białym Domu. Z jednego salonów prezydenckiej rezydencji dochodziła fortepianowa, wirtuozerska muzyka, której towarzyszył śpiew kilku mężczyzn.

"Attention all y'all players and pimps Right now in the place to be (shake ya ass)
I thought I told y'all niggas before
Y'all niggas can't fuck with me (watch yourself)
Now this ain't for no small booties
No sir cause that won't pass (show me whatcha workin with)
But if you feel you got the biggest one
Then momma come shake ya ass

Shake ya ass, but watch yourself
Shake ya ass, show me what you working with"



Na fortepianie grał sam maestro Ignacy Jan Paderewski. A wraz z nim śpiewali: prezydent Woodrow Wilson, płk House i sekretarz stanu Lansing. Widząc ich Bonkowski wyrwał się do przodu, padł przed nimi na kolana i zaczął przemowę:
- O wielcy przywódcy Stanów Zjednoczonych! Zróbcie coś i zniszczycie w zarodku bolszewizm w Rosji, zanim nie będzie za późno! Nie bądźcie zaślepieni strategiczną decepcją tworzoną przez Sowietów!
Zgromadzeni przy fortepianie dygnitarze spojrzeli na niego jak na wariata.
- Ale po co mielibyśmy niszczyć bolszewizm w Rosji? Tyle się natrudziliśmy, by go stworzyć i wypromować.... Trockiego wyciągaliśmy z kanadyjskiego aresztu deportacyjnego i wysyłaliśmy do Rosji. Nowojorski Fed robił zrzutkę na bolszewicką propagandę w Europie... Po co mielibyśmy teraz to niszczyć? - autentycznie dziwił się prezydent Wilson. Boginka Freya dorwała się do prezydenckiego burbona i zaczęła go walić z gwinta...


- Jak to po co?! Bolszewicy niszczą cywilizację w Rosji! - wściekał się Bonkowski.
- No i dobrze. Po to ich tam właśnie wysłaliśmy. Mają Rosję rozjebać, by nie była w przyszłości dla nas zagrożeniem ekonomicznym - odparł płk House.
- Ale przecież bolszewicka Rosja będzie wielkim zagrożeniem dla Europy! - nie dawał za wygraną redaktor Wydawnictwa Piwnicznego.
- No i dobrze. I to właśnie chodzi. Europa była dla nas wiecznym źródłem zagrożenia - bezceremonialnie wypalił Lansing.
- Aaaaa!!!! Wy poputczicy! Zaraz was zleję na kwaśne jabłko! - Bonkowski wstał z kolan i ruszył w stronę prezydenta Wilsona. Łup! Został błyskawicznie powalony na ziemię przez Secret Service.
- Zabrać stąd tego nielegalnego imigranta i wsadzić razem z innymi europejskimi anarchistami! - zarządził prezydent. Freya zaczęła ocierać się cyckami o jego rękę. Wilson wyrwał jej butelkę bourbona z ręki. - I wprowadzić prohibicję! - zarządził prezydent.



Michał Bonkowski został deportowany z USA w ramach "red scare" prokuratora generalnego Palmera. Trafił do Polski, gdzie próbował się zaprzyjaźnić z młodym Józefem Mackiewiczem. Zarzucał go pomysłami na książki, aż do momentu, gdy trafił za stalking do obozu w Berezie Kartuskiej. Wyzwolony z obozu przez Sowietów, zaczął podawać się za prześladowanego działacza komunistycznego Szymona Szlechtera...

***

No cóż, dawno nie napisałem niczego z serii "Sny" i postanowiłem ten błąd naprawić na Sylwestra. :) Seria "Sny" jest oczywiście absurdalną satyrą, której nie należy brać poważnie a wszelkie podobieństwa (a szczególnie hrabiego Jędrzeja Zdzisława Stefana etc. Jabolowego) są czysto przypadkowe. :)




A co szykuję w Nowym Roku? Już wkrótce zacznie się seria "Samael" poświęcona historii "przedimperialnych" Stanów Zjednoczonych. Zaczynamy oczywiście od niezwykle fartownego generała George'a Washingtona i jego roli w wywołaniu XVIII-wiecznej wojny światowej. Seria powinna się potoczyć aż do czasów Teddy'ego Roosevelta. To ma być prequel do serii "Steamroller".

Potem mam zamiar rozpocząć serię Dies Irae. Opierała się ona będzie na biografiach kluczowych przywódców i "macherów z zaplecza" z czasów drugiej wojny światowej. Na pierwszy ogień pójdzie demitologizacja Churchilla i Tito. Później m.in. Bernard Baruch, gen. Marshałł, Speer, Żukow, Mussolini, ale też... Leonid Breżniew. To będzie ostra jazda w stylu serii "Prometeusz" czy "Wrześniowa Mgła. Opening jest już gotowy i tak wygląda.

A w Nowym Roku życzę Wam wszystkiego najlepszego! Tylko pamiętajcie, że w przyszłości będą holograficzne waifu i seksroboty, a to nie podoba się konserwatywnym skopcom, którzy uważają że powinniście się umartwiać (czytając ich teksty w niszowych, grantożerczych pisemkach) zamiast spełniać swoje zbereźne fantazje...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz