sobota, 2 grudnia 2017

Jak Szogun pola minowe zostawił + Rozgrywka z Flynnem

Ilustracja muzyczna: Hiroyuki Sawano - Here I Am - Re: Creators OST



Muszę wyrazić podziw dla gen. Stanisława Kozieja, zwanego przez wielu wojskowych "Psiejem". W naprawdę niezły sposób przeprowadził odwrót strategiczny z BBN. Zostawił za sobą pola minowe, miny-pułapki i inne ukryte przeszkody.

Ot np. taką miną był płk Czesław Jóźwik, dyrektor w BBN, będący wcześniej oficerem WSW i WSI, Za elementy tego pola minowego można uznać również wielu innych pozostawionych przez gen. Kozieja w BBN wojskowych z komunistyczną przeszłością (nawet takich, co wierzyli w ustrój tuż przed upadkiem Muru Berlińskiego), w tym dyrektora gabinetu obecnego szefa BBN Pawła Solocha.

Czy taką miną jest również sam Paweł Soloch? Oczywiście to gostek odpowiedzialny za politykę kadrową w BBN, czyli pozostawienie w nim ludzi gen. Kozieja oraz za różne kuriozalne akcje takie jak np. obrona WSIowego nieudacznika Krzysztofa Duszy (pierwowzoru Kapitana Dupy?). O Pawle Solochu słyszałem ostatnio bardzo wiele niepochlebnych opinii. Najłagodniejsza mówiła, że "będzie strasznie przed tobą się płaszczył, by zyskać twoje zaufanie, a później wbije ci zardzewiały nóż w plecy". Inne były dosyć wulgarne, więc nie będę ich cytował. Piotr Nisztor nazywa Solocha "największym błędem prezydenta Dudy".  A może lepiej nazwać go największym odkryciem gen. Kozieja?



Soloch, zanim został w 2015 r. szefem BBN, był m.in.: szefem Instytutu Sobieskiego, wykładowcą KSAP, doradcą szefa BBN w latach 2008-2010, podsekretarzem stanu w MSWiA w latach 2005-2007 (a więc za ministrów: Dorna, Kaczmarka i Stasiaka), szefem Obrony Cywilnej, a w latach 1992-1999 robił karierę w MSZ, MON i MSWiA III RP. Skończył prestiżową paryską uczelnię ENA, w której kształcą się francuskie elity. Kto go tam posłał na przełomie lat 80-tych i 90-tych? Kto promował jego karierę w silnie zaubeczonych resortach?

Przyjrzyjmy się szefom BBN w III RP: Jerzy Milewski - oczywisty TW, Henryk Goryszewski - zasłużony dla Gazpromu, Marek Siwiec - TW, Jerzy Bahr - peerelowski dyplomata (ambasador w Moskwie w 2010 r.), zabici w Smoleńsku: Władysław Stasiak i Aleksander Szczygło, gen. Stanisław "Szogun" Koziej, no i Paweł Soloch.

Dr. Jerzy Targalski (Nya!) słusznie prawi, że urząd prezydenta jest w Ubekistanie stabilizatorem systemu. Taką rolę odgrywali rezydent Informacji Wojskowej "Wolski", TW "Bolek", TW "Alek" i WSIosław Komorowski, wraz ze swoim otoczeniem. Kaczyński nie pasował do tej roli, więc Syndykat musiał się go pozbyć. Rolę stabilizatora ma odgrywać zapewne też prezydent Duda wraz ze swoim otoczeniem. To logiczne, gdyż inni strażnicy systemu się wykruszają - no przecież Schetyna, Nitras, Pomaska i Szczerba, Petru ze swoim haremikiem i tymi debilami, co zbierają pieniądze na Stypendium Wolności dla Kijowskiego, nie nadają się na stabilizatorów systemu.

Pamiętam jak w 2015 r. Artur Zawisza napisał, że zna Dudę i uważa, że to człowiek o "wrażliwości dawnej Unii Wolności" i że po pewnym czasie jego elektorat się na nim zawiedzie. Duda rzeczywiście poważnie zawiódł swój elektorat szopką wokół ustaw o "sądowych kurwach" oraz wojenką z szefem MON. Niektórzy mówią o budowie partii prezydenckiej - ale taka partia zapewne nie zebrałaby więcej poparcia niż mocno poturbowany przez swojego lidera ruch Kukiz'15. Albo mu więc ktoś bardzo głupio doradza, albo... Daje w każdym bądź razie do myślenia jego zadziwiający upór w sprawie swojego doradcy gen. Kraszewskiego. Blokował nominacje generalskie, blokował awanse w SKW, bojkotował uroczystości nadawania sztandarów jednostkom WOT, dąsając się, że mu "bezprawnie" kontrwywiad sprawdza doradcę. Jest tylu generałów, nie mógł wybrać sobie tymczasowo jakiegoś innego? Sam też przy tym eskalował konflikt, np. odmawiając spotkań z szefem MON.

Minister Macierewicz mówił zaś ostatnio, coś bardzo intrygującego:



"Zapewne niektórzy z państwa pamiętają rozmowę między Wojciechem Jaruzelskim i Michaiłem Gorbaczowem, podczas której Jaruzelski zapewnił, że jeśli chodzi o polską armię, to on na pokolenia zabezpieczył dominację środowisk związanych ze Związkiem Sowieckim. Wydawało się wówczas, że mamy do czynienia z pewną bufonadą w wykonaniu Jaruzelskiego – ot, takim rzuceniem nieuprawnionego stwierdzenia, niemającego żadnego zakorzenienia w faktach. Później jednak zapoznałem się z dokumentami dotyczącymi systemu nazwanego „złotym funduszem” (oficjalna nazwa: Fundusz Przyspieszonego Rozwoju).

Czym jest złoty fundusz?

To sformalizowana grupa ludzi, którzy przynależność do złotego funduszu mieli zapisaną w oficjalnych dokumentach personalnych żołnierza. To byli młodzi ludzie, wyselekcjonowani na początku lat 80. z całej kadry oficerskiej, jako ci, którzy będą w przyszłości dowodzili polską armią. Wojsko miało czuwać nad ich rozwojem i przygotowaniem do roli dowódców.

Dlaczego ta grupa została nazwana złotym funduszem?

Ze względu na przywileje finansowe, możliwości wszechstronnego szkolenia i zapewnionej drogi awansu. W wojskowych służbach specjalnych PRL tego typu strukturę nazywano kadrą perspektywiczną. Ta nazwa funkcjonowała także w oficjalnych dokumentach. Gdy zostałem ministrem obrony narodowej, zobaczyłem w armii ludzi ze złotego funduszu na kluczowych stanowiskach. To niewielka grupa, ale wciąż bardzo wpływowa – nawet jeśli znajduje się dzisiaj poza armią. (...)

Tak, a ich wpływy można było zaobserwować, gdy z wojska odeszło kilku generałów współodpowiedzialnych za osłabianie polskiej armii. Rozpoczął się wówczas medialny, zmasowany atak, który wciąż trwa. I nikt nie czuje się zażenowany tym, że chodzi o funkcjonariuszy wojskowej bezpieki, i tych, którzy bili czołem przed gen. Stanisławem Koziejem czy prezydentem Bronisławem Komorowskim. Robili to wówczas, gdy milczenie gen. Mieczysława Cieniucha, dowodzącego „grupą wsparcia” dla ekspertów pracujących w Smoleńsku, pomagało upowszechniać kłamstwo smoleńskie. Robili to także wówczas, gdy na kilka miesięcy przed agresją rosyjską na Ukrainę Bronisław Komorowski ogłaszał doktrynę, że przez dwadzieścia lat nie będzie wojny w Europie, a Rosja nam nie zagrozi. Wówczas nie mieli odwagi ani bronić swoich towarzyszy broni leżących w błocie smoleńskim, ani Polaków skazywanych na bezradność wobec Rosji! (...)

Jakie są inne przykłady wpływów wojskowych ze złotego funduszu?

Skoncentrowany atak na wojska obrony terytorialnej, krytyka budowy Kanału Żeglugowego na Mierzei Wiślanej, podsycanie niechęci wobec NATO i USA, obrona skompromitowanych grup interesu w wojsku. Na przykład – jeden z generałów publicznie mówi, że jest przeciwnikiem przekopania Mierzei Wiślanej, ponieważ nie będą tam mogły wpływać jednostki marynarki wojennej. To oczywiście nieprawda, bo ograniczenia dotkną tylko części naszej floty. Takie stanowisko to nic innego jak wspieranie argumentacji Kremla, działanie, które wprost bije w nasze bezpieczeństwo narodowe. Bo przecież wiadomo, że Rosjanom zależy na tym, aby Polska nie miała autonomicznego wyjścia z Zalewu Wiślanego, tylko musiała za każdym razem prosić o zgodę na przepływ przez wody Federacji Rosyjskiej. Kiedy w ramach planów NATO rozpoczął się proces wzmacniania wschodniej flanki i zaczęliśmy przenosić wojska operacyjne z baz zachodnich w stronę wschodniej granicy kraju, nagle generałowie ze złotego funduszu podnieśli wrzawę. Uważali dyslokację wojsk pancernych na wschodni brzeg Wisły za skandal, tak jakby właśnie wokół Berlina trzeba było tworzyć pierścień obronny. Dorobiono do tego całą pseudomilitarną argumentację, jakoby trzeba było chronić te wojska przed pierwszym rosyjskim atakiem, by były zdolne do kontruderzenia. Ci sami ludzie w innych wypowiedziach podsycają nieufność do USA, twierdząc, że w planach NATO i USA przyjmuje się, iż terytoria na wschód od Wisły nie będą bronione. Skutki tego informacyjnego chaosu są oczywiste – Polacy mieszkający na wschód od Wisły mają się bać za każdym razem, gdy Putin tupnie nogą. I nawet decyzja o rozmieszczeniu Batalionowych Grup Bojowych NATO na wschodniej flance nie zmieniła tej prorosyjskiej propagandy."

Słowom Macierewicza zaprzecza gen. Skrzypczak, mówiąc jednak bardzo interesującą rzecz:

"W drugiej połowie 2007 r. na poligonie w Węgrzynie w trakcie manewrów ówczesny minister obrony Aleksander Szczygło, jadąc ze mną w aucie, zapytał mnie, co to jest ten Fundusz Przyspieszonego Rozwoju. Opowiedziałem mu o tym i wtedy dalej tematu nie rozwijał. Drugi raz temat podniósł w Dowództwie Wojsk Lądowych w luźnej rozmowie z oficerami."



Czyli jednak Szczygło zaczął coś podejrzewać w tej sprawie... O gen. Skrzypczaku można zaś przeczytać niezwykle interesujące informacje w kontekście pewnej spółeczki powiązanej ze sprawą spółki Siltec powiązanej ze sprawą smoleńską:

"Niektóre z osób działających dziś w SILTEC, jeszcze do niedawna można było znaleźć w firmie Halex Holding S.A. Ta nazwa mówi dziś niewiele, jednak przed kilkoma laty właściciel spółki Roman Niemyjski zasłynął siedmioma wyrokami sądowymi, w tym za oszustwa i spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym, a sama spółka miała niezwykle ciekawe koneksje. Śledztwo dziennikarskie, prowadzone wówczas przez „Rzeczpospolitą” wykazało zadziwiającą drogę kariery właściciela holdingu. W latach 80. Niemyjski pracował jako górnik w kopalni, doszedł tam do stanowiska nadsztygara. Po 1989 r. zajął się handlem. Jako pierwszy woził do Polski syberyjski węgiel. W połowie lat 90. kontrolował prawie cały import węgla do Polski. Zbankrutował, gdy Ministerstwo Gospodarki w 1999 r. wprowadziło ograniczenia importu węgla. Kiedy Niemyjski przeniósł interesy do Warszawy, związał się z Instytutem Problemów Strategicznych, w którym przed wyborami 2001 r. przygotowywano plan czystek w UOP. Wśród jego założycieli byli ludzie z pierwszego szeregu SLD: Zbigniew Siemiątkowski, Jerzy Jaskiernia, Andrzej Kapkowski, Zbigniew Sobotka. Niemyjski prowadził również interesy z byłym skarbnikiem lewicy Wiesławem Huszczą, a jego dobrym znajomym miał być Ludwik Michalak, pseudonim „Ludwik”, rezydent gangu pruszkowskiego na Wybrzeżu, ścigany listem gończym za zbieranie haraczy z automatów do gry.

W 2003 r. przez holding Niemyjskiego przewinęli się m.in: płk Piotr Zaskórski (b. szef Departamentu Polityki Zbrojeniowej MON), płk Janusz Zwoliński (b. szef Departamentu Zaopatrywania Sił Zbrojnych), gen. Waldemar Skrzypczak (wówczas jeszcze dowódca XI Dywizji Kawalerii Pancernej w Żaganiu), ppłk Włodzimierz Rybak (pracownik Wojskowej Agencji Mieszkaniowej). Jak informowały media – płk Zwoliński zaprzeczał, że był w spółce, podobnie gen. Skrzypczak. Żaden z nich nie miał bowiem zgody przełożonych na działalność w Halex Holding. Ich nazwiska figurują jednak w Krajowym Rejestrze Sądowym. W spółce często widywano emerytowanego generała Zenona Poznańskiego, absolwenta moskiewskiej Akademii Obrony im. Woroszyłowa, doradcę Samoobrony, współzałożyciela (z gen. Dukaczewskim) stowarzyszenia PROMILITO. Jednym z założycieli holdingu był płk Tadeusz Pańczyk z Departamentu Kadr MON. Innym – Bolesław Borysiuk, w czasach PRL-u członek władz Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej, doradca spółki ART. B od spraw ZSRR, kandydat Samoobrony na ministra spraw wewnętrznych.

W radzie nadzorczej Halex Holding S.A zasiadali m.in. Jolanta Kłosińska (żona płk. Krzysztofa Kłosińskiego, szefa Zarządu III WSI), Marianna Kapkowska (żona Andrzeja Kapkowskiego, b. szefa UOP), Shik Kima (doradca ambasadora Korei w Polsce) oraz dwóch białoruskich dyplomatów, podejrzewanych o bliskie związki z KGB.

Fakt, że w tego rodzaju spółkach przewijają się oficerowie LWP oraz ludzie Wojskowych Służb Informacyjnych nakazuje dostrzegać w nich „firmy specjalnego znaczenia”, działające według kryteriów niedostępnych dla innych podmiotów gospodarczych."

Złoty Fundusz to jak widać dla niektórych za mało...


***
W USA mają natomiast problemy z własnym stabilizatorem systemu.



Przez ostatni rok ludzie Clintonów, Podesty, Brenana, Comeya i Muellera desperacko szukali CZEGOKOLWIEK mającego świadczyć, że Trump spiskował z Rosją przeciwko Hillary w trakcie ostatnich wyborów prezydenckich. Ich pracę dobrze podsumował skręcony ukrytą kamerą dziennikarz "Washington Post", a więc gazety należącej do gostka prowadzącego interesy z CIA i zarazem pisma ostro nakręcającego narrację o "rosyjskiej ingerencji w wybory". Dziennikarz ten stwierdził, że cała ta "rosyjska ingerencja" to "fucking crap shot". 
Ludzie Muellera i Głębokiego Państwa próbowali przycisnąć Paula Manaforta, by czymkolwiek obciążył Trumpa, ale jak widać im nie szło.



Więc zabrali się za gen. Flynna. I wygląda na to, że trafili w cel. Flynn wkopał się w lobbing na rzecz Erdogana i w (całkiem sensowny) plan porwania Gullena i przewiezienia go do Turcji. Prawdopodobnie śledczym Muellera udało się skłonić do współpracy tureckiego biznesmena Rezę Zarraba siedzącego w USA za łamanie sankcji przeciwko Iranowi. Gen. Flynn wcześniej angażował się w lobbing na rzecz złagodzenia kary dla Zarraba. Mueller wyraźnie liczy, że Flynn będzie odpowiednikiem Johna Deana z afery Watergate - czyli, że obciąży Trumpa swoimi zeznaniami. Najlepiej oczywiście, gdyby Flynn mocno ubarwił sprawę zeznając, że przekazywał Trumpowi walizki pieniędzy bezpośrednio od karzełka Putina-Hujły i że na Kremlu nie mogli się nadziwić mądrości i uczciwości Hillary Clinton. Mueller potrafi robić takie numery - wszak tuszował zamach w Lockerbie, zamachy z 11 IX 2001 r. i był protektorem Bractwa Muzułmańskiego w USA (a zwłaszcza będącej jego ekspozyturą organizacji CAIR). Nie zapominajmy jednak, że Flynn to były szef wywiadu wojskowego a takich ludzi się zwykle nie ciąga po sądach, bo zbyt wiele spraw by wyszło na jaw.  To Flynn pociągał za sznurki przez jakiś czas w tajnej wojnie na Bliskim Wschodzie, a zwłaszcza w programie zabójstw terrorystów. Może on więc zrobić nie jedną niespodziankę...



Upór, z którym Głębokie Państwo próbuje uwalić Trumpa jest intrygujący, zwłaszcza, że Trump też jest przecież częścią amerykańskiego establiszmentu i prowadzi politykę przyjazną wobec kompleksu militarno-przemysłowego i przemysłu naftowego. To potwierdza moją tezę, że te środowiska nie są już (i nigdy nie były) najważniejsze w amerykańskiej hierarchii władzy a wyżej od nich stoi ktoś inny. Nie są to bynajmniej tak demonizowani z prawa i lewa "syjoniści", bo przecież Trump jest przyjacielem Izraela i ma żydowskiego zięcia oraz córkę, która przeszła na finansowy judaizm. Trumpa chcą moim zdaniem uwalić przede wszystkim rodziny reprezentujące liberalny establiszment z obydwu wybrzeży, które chcą kontynuować eksperyment społeczny rozpoczęty w latach 60-tych. Wystarczy się przyjrzeć dotychczasowym dokonaniom prezydenta Trumpa, by zobaczyć, że w polityce wewnętrznej zdołał - pomimo oporu globalistów z Kongresu i "sądowych kurew" - zrobić nawet całkiem sporo rzeczy, które wkurwiają liberalnych globalistów. Od swojego programu wyborczego odszedł on głównie w polityce zagranicznej, co wskazuje, że izolacjonistyczny ton był głównie bajeczką na potrzeby kampanii wyborczej. (Tutaj macie dobre zestawienie pokazujące stan realizacji jego programu.)

Wielką porażką Trumpa jest kwestia północnokoreańska. Skończyło się na tym, że Korea Płn. zapowiada, że w reakcji na amerykańską agresję będzie broniła się bronią atomową, a Amerykanie odpowiadają, że jak coś takiego zrobi, to zostanie dokumentnie rozpieprzona nuklearnie. Obie strony deklarują więc, że użyją broni atomowej tylko w samoobronie a Chiny mają dbać o to, by Korea Płn. nie zrobiła nic głupiego. Będziemy mieć więc pewnie zbrojny pokój na Półwyspie Koreańskim.
Administracja Trumpa zawarła za to rozejm z Chinami. Oba supermocarstwa uznały, że są na razie zbyt słabe, by prowadzić wojnę - nawet wojnę handlową. Wybrały więc negocjacje. Widać tutaj duży wpływ sekretarza skarbu Stevena Mnuchina, ale też typowe zagranie biznesowe Trumpa.



Relacje amerykańsko-rosyjskie układają się zaś jak najlepiej dla nas. Mamy więcej żołnierzy US Army i NATO w Europie Środkowo-Wschodniej, kontrakt na Patrioty, amerykański gaz łupkowy w Świnoujściu, akcje prawną przeciwko Nord Stream 2... Tylko prowokator, idiota czy inny Michał Bąkowski może twierdzić, że interesy Trumpa są zbieżne z interesami Kremla.



Słabiej poszło Trumpowi z Bliskim Wschodem. Choć w sumie fajnie, że patronuje on sojuszowi izraelsko-saudyjskiemu i czystce w Rijadzie będącej odpowiedzią na próbę zamachu na księcia Mohammeda bin Salmana w Las Vegas (zamaskowanej jako masakra rzekomo dokonana przez wojskowego agenta Stevena Paddocka). Zdołano zlikwidować Państwo Islamskie, ale tworzy to nowe problemy, bo w próżnię strategiczną wchodzi Iran. Ostatnio Trump obiecał Erdoganowi wstrzymanie dostaw broni dla kurdyjskich terrorystów z YPG w Syrii. Naszym kurdofilom się to nie podoba, ale zadam pytanie: jaki jest cel wspierania Kurdów? Jedyne co mieli do zaoferowania to udział w walce przeciwko Państwu Islamskiego. Państwo Islamskie już zostało jednak pokonane. Co mają więc Kurdowie do zaoferowania? Że nie będą podkładać bomb? Przypomnę, że YPG jest częścią marksistowskiej organizacji terrorystycznej PKK. Zamachy PKK nie uderzają tylko w tureckie wojsko i policję, ale też w cywilów - np. w tureckich nauczycieli. W Syrii były przypadki, że terroryści z YPG mordowali dowódców asyryjskich, chrześcijańskich milicji. A także momenty, gdy rozbrajali lokalne milicje, po czym spieprzali i zostawiali rozbrojonych chrześcijańskich cywilów na pastwę ISIS. Wspieranie YPG ma taki sens jak wspieranie Frontu Al-Nousra - tylko jako działanie doraźne. Syryjscy Kurdowie rządzą kawałkiem pustynnego zadupia a udzielanie im pomocy skłóca z USA Turcję, czyli wielką gospodarkę leżącą na trasie chińskiego Nowego Jedwabnego Szlaku, hub gazowy i regionalną potęgę militarną. No i nie zapominajmy od 2 mln nachodźców, których Erdogan może wysłać do Europy, jeśli się wkurzy. Od Kurdów syryjskich dystansują się nawet Kurdowie iraccy, którzy starają się utrzymywać dobre relacje z Turcją. Nasi pięknoduchowie jednak uważają, że YPG trzeba popierać ze względów moralnych, bo Kurdowie walczą o własne państwo. A Provisional IRA przeciwko Wielkiej Brytanii też popieracie? A Osetię Południową i Naddniestrze?
"Ale przecież Turcy brutalnie się z Kurdami obchodzą!". A ja chciałbym, żeby ktoś w Europie zastosował podobnie ostre metody w walce z islamskim terroryzmem i nielegalną imigracją...

A teraz wyobraźcie sobie, jakie mieli plany liberalni globaliści w związku  z kadencją prezydencka Hillary. Co chcieli rozpieprzyć, gdzie wywołać wojny i rewolucje, jakie umowy w sprawie wolnego handlu przepchnąć i jaką inżynierię społeczną wdrożyć? Zapewne z Hillary w Białym Domu, mielibyśmy już rosyjskie wojska na Łotwie i w Estonii...

***
Oczywiście to, że nie chciałem Hillary w Białym Domu i wolałem tam Trumpa, zostało uznane przez pewnego znanego blogera za objaw tego, że jestem rosyjskim agentem. Jak czytamy:

"Blogger Maczeta Ockhama pisze...


@zbyszek
Kozieł jest nachalnym manipulatorem serwującym pro-trumpowską propagandę i regularnie powielającym zmyślone pseudowiadomości. To jest to, co widać na pierwszy rzut oka.
Na drugi rzut można zobaczyć, że: 1. pro-trumpowską agendę i tak jest trudno rozróżnić z pro-putinowską, bo zbieżność interesów jest bardzo daleko posunięta. Choć są oczywiście rzeczy, które z interesami Rosji nie mają nic wspólnego i są wewnętrzną sprawą w USA
2. W tej pro-trumpowej agendzie linia, która promuje to nie jest żadna linia poglądów. To jest bardzo duża aktywność w celu utrzymywania popularności Trumpa w Polsce. Bez znaczenia jak to będzie osiągane."

Ułatwię zadanie swoim krytykom i przypomnę, że byłem w Moskwie w 2012 r., gdzie się wybrałem na Ruski Marsz. Tutaj macie trochę fotek.  (I nawet po tej wizycie przepowiadałem, że Ksenia Sobczak będzie premierem Rusi. Chehelmut napisał wówczas: "Przyznam Fox, że pomysłem z premierową Sobczakową przebiłeś moje fantazje adopcyjno-matrymonialne Obamy, które tu niedawno snułem, z drugiej skoro mieli Katarzynę wielką to dlaczegoż by i nie postmodernistyczną carycę Ksienię ?" No cóż, w przypadku Kseni Sobczak można by i prometejski wątek pociągnąć, bo jej ojciec miał polskie korzenie, Oczywiście nie sądzę, by wygrała wybory prezydenckie w Rosji w 2018 r., ale...). A w 2011 r. w Mińsku, na Białorusi piłem wódkę z weteranami specnazu z Afganistanu. Nie pamiętam, czy w Mołdawii miałem okazję podać rękę właścicielowi tego kraju Palhutniucowi, ale na pewno zamieniłem parę słów z jego bratankiem Adrianem Candu, który chyba jest teraz przewodniczącym parlamentu. No i poza tym byłem w Serbii, Bośni, Kosowie, Turcji, Pakistanie, Chinach, Mongolii. Wietnamie i w DMZ... Czekam aż Tomasz Piątek książkę o mnie napiszę. :) Ruski agent ze mnie! W odróżnieniu oczywiście od generała Kozieja...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz