Najważniejszym Trumpem w XX w. był John G. Trump, wuj obecnego prezydenta USA. Był on wybitnym fizykiem z MIT, pracującym w czasie drugiej wojny światowej dla rządu USA nad technologią radarową oraz innymi nowatorskimi technologiami militarnymi. (Jednym z jego podwładnych był Robert Van der Graaf.) To właśnie John Trump, na polecenie rządu, po śmierci Nikoli Tesli przeglądał archiwum tego genialnego serbskiego fizyka. W tym papiery dotyczące rewolucyjnych technologii takich jak "promienie śmierci" czy broń sejsmiczna. Donald Trump mówił później, że wuj opowiadał mu o niesamowitych broniach, które będą używane w przyszłości...
John Trump po wojnie pracował m.in. nad zapalnikiem do bomby wodorowej. Prawdopodobnie w 1969 r. został wysłany do Korei Płd., by służyć swoją wiedzą przy programie nuklearnym realizowanym przez gen. Parka Chung Hee. Prezydent Nixon dał Parkowi nieoficjalne pozwolenie na budowę własnej Bomby, by uśmierzyć jego obawy związane z planami wycofania wojsk USA z Wietnamu. Niektórzy sugerują, że młody Donald Trump towarzyszył staremu wujowi w podróży do Seulu jako "asystent". Po latach Daewoo Engineering and Construction Corporation, główna spółka zaangażowana w południowokoreański program atomowy, prowadziła interesy z Donaldem Trumpem na ogromną skalę a prezes Deawoo Kim Woo-jung okazywał Trumpowi tak daleko idącą serdeczność, jakby Donald niemal był członkiem jego rodziny. W trakcie kampanii wyborczej Trump mówił zaś, że Korea Południowa i Japonia powinny mieć prawo do posiadania broni jądrowej.
W trakcie kampanii wyborczej zwracałem uwagę na inne ciekawe, zimnowojenne powiązanie Trumpa: ". Jego przyjacielem i prawnikiem był Roy Cohn - człowiek, który pomógł wysłać Rosenbergów na krzesło elektryczne i był gwiazdą Komisji McCarthy'ego. Cohn był dla światowej lewicy "czarnym ludem", któremu wypominali niejasne powiązania z mafią i homoseksualizm. To Cohn nauczył Trumpa, by się nie przejmował tym, co o nim piszą media, bo negatywna reklama to też przecież reklama." Roy Cohn przez prawie trzy dekady brał udział w operacjach kontrwywiadowczych FBI przeciwko dyplomatom z Bloku Wschodniego. Chodziło m.in. o operacje homoseksualnego szantażu przeciwko oficerom sowieckich służb.
Roger Stone w książce "Making of a President" wspomina jak w 1979 r. pracował przy kampanii wyborczej Ronalda Reagana. Reagan (jeden z ulubieńców J. Edgara Hoovera w latach 50-tych) dał mu listę zaufanych ludzi w Nowym Jorku. Na pierwszym miejscu znajdował się Roy Cohn. Stone złożył mu wizytę. Cohn przyjął go w jedwabnym szlafroku. W jego mieszkaniu był też wówczas "Gruby Tony" Salerno, znany nowojorski gangster. Stone spytał kogo mafia popiera w tych wyborach. - Nie bawimy się już w takie rzeczy, odkąd ten sukinsyn JFK wziął od nas pieniądze, a później nas wydymał - odparł gangster. Pytani, kto zabił JFK, Cohn i Salerno zgodnie odpowiedzieli, że ich zdaniem głównym organizatorem zabójstwa był Lyndon Johnson. Później Stone rozmawiał z Cohnem o tym, kto w Nowym Jorku mógłby wspomóc Reagana. Cohn wskazał Donalda Trump. Trump spotkał się ze Stonem i przekazał 100 tys. dolarów na kampanię Reagana. Mówił, że jego ojciec bardzo mocno popierał Barryego Goldwatera, że Carter jest kiepskim prezydentem a Bush to "jakiś dupek". Tak zaczęła się długoletnia znajomość Stone'a z przyszłym prezydentem.
W 1987 r. Richard Nixon napisał do Trumpa. Stwierdził, że Donald powinien kandydować na prezydenta. Miliarder długo się opierał. W 1999 r. postanowił jednak spróbować. Powiedział Stone'owi, że w 2000 r. zapewne zmierzą się ze sobą Bush i Gore, a obaj są beznadziejni. W formie sondażowej spróbowano startu z nominacji Partii Reform Rossa Perota. Choć Trump oficjalnie nie zadeklarował swojej kandydatury, wygrał tam dwukrotnie prawybory, po czym się wycofał. Uznał, że jest jeszcze zbyt wcześnie na outsidera. Zastanawiał się nad kandydowaniem w 2012 r., ale uznał, że lepszy będzie 2016 r. Jak tylko Romney przegrał wybory, Trump zarejestrował hasło "Make America Great Again" jako znak towarowy. Po szczegóły genialnie przeprowadzonej kampanii odsyłam do książki Rogera Stone'a "Making of a President"...
***
Cholera wie, jak się potoczą sprawy na Półwyspie Koreańskim. Być może obecne działania reżimu Kimów są elementem większej gry: próbą odciągnięcia uwagi USA od naszego regionu w trakcie rosyjskich manewrów Zapad, które mogą się skończyć aneksją Białorusi. Jedno jest jednak pewne: Trump gra bardzo ostro ( i wielu ludziom się to podoba: np. gubernatorowi Guam) i to jest też gra mająca skłonić Chiny do określonego działania a przy okazji wzmocnić obecność USA w Azji Wschodniej i na Pacyfiku. Dla Xi Jinpinga Korea Płn. jest bardziej obciążeniem niż atutem. Pyongyang był wspierany przez wrogą mu frakcję w KPCh związaną z Jiang Zeminem, konflikt wokół Korei może doprowadzić do wojny handlowej z USA (czyli zadać cios chińskiemu modelowi rozwoju), ściągnąć do regionu więcej wojsk amerykańskich a także skłonić Koreę Płd. i Tokio do budowy własnych bomb atomowych. Chiny są uwikłane też w spór graniczny z Indiami. To więc dla nich bardzo niewygodna sytuacja. Trump zaczął zaś dawać do zrozumienia, że lepiej go nie wk... - zagroził interwencją wojskową Wenezueli. To wygląda jakby Donald uprzątał niepotrzebne śmieci zostawione mu przez Obamę-Bushów-Clintonów...
Prezydent musi bowiem też walczyć przeciwko wrogom wewnętrznym. Ot. np. według izraelskich tajnych służb H.R. McMaster przekazuje Sorosowi informacje z Białego Domu (Ludzie Netanjahu uważają McMastera i Sorosa za swoich wrogów.) Niedawno FBI, na żądanie specjalnego prokuratora Roberta Muellera przeprowadziła przeszukanie w domu Paula Manaforta, byłego szefa jego kampanii wyborczej. To desperacka próba znalezienia czegokolwiek, co by podtrzymało lipną narrację o związkach kampanii Trumpa z Rosją. Warto więc wyjaśnić sprawę relacji Trumpa z Manafortem. Manafort został zatrudniony jako szef kampanii dlatego, że był wybitnym specjalistą od przygotowywania się do konwencji wyborczej i pilnowania delegatów. Dotychczasowy szef kampanii Correy Lewandowski, po prawyborach w danym stanie zwijał tam ekipę i zostawiał kwestię dalszej agitacji wyborczej oraz wyboru delegatów na konwencję lokalnym strukturom Partii Republikańskiej. Prowadziło to do tego, że lokalne struktury olewały agitację a jako delegatów wybierały zaciekłych antytrumpistów. Manafort ukrócił te praktyki i tym samym zapewnił Trumpowi nominację na konwencji. Wcześniej robił takie rzeczy dla Reagana i Busha Sra. A także dla wielu zagranicznych przywódców - m.in. Mobutu i Jonasa Savimbiego. Pracował też dla Partii Regionów Janukowycza - ale nie z rzekomej sympatii do Rosji, tylko za pieniądze. Był przecież specem od kampanii wyborczych do wynajęcia. Na podstawie jego pracy dla Janukowycza próbowano powiązać go z Putinem. Znaleziono nawet kwity mające pokazywać, że Janukowycz płacił Manafortowi ze swojego tajnego funduszu korupcyjnego. Po co jednak miałby to robić, skoro oficjalnie dawał mu całkiem niezłą kasę? Jeśli to była czarna kasa na lobbing w Waszyngtonie, to można było ją bardzo łatwo zakamuflować jako np. zapłata za usługi PR dla firmy Manaforta. Ukraińskie kwity były więc pewnie próbą przypodobania się przez rząd z Kijowa Hillary Clinton i Obamie.
Flashback: Hydra przeciwko Międzymorzu i Trumpowi
Sam Manafort twierdzi zaś, że pomagał Ukrainie zbliżać się do UE w czasach, gdy Janukowycz był przyjmowany na europejskich salonach. W pewnej części ma rację. Choć Janukowycz był człowiekiem megaskorumpowanym i beznadziejnym przywódcą, który jawnie przeszedł do obozu wroga, to jednak dla Putina-Hujły był... zbyt niezależny. Majdan był wspólną akcją ukraińskich oligarchów, CIA i FSB. Rosyjscy snajperzy udający ukraińskich aktywistów strzelali na Majdanie zarówno do demonstrujących jak i do berkutowców. Cała akcja była poza kontrolą Janukowycza. Putinowi chodziło o zdestabilizowanie Ukrainy tak, by mieć pretekst do zajęcia Krymu, tzw. DupoRosji i nadmorskiego pasa aż do Naddniestrza. Resztówką Ukrainy miała rządzić agentka rosyjskich tajnych służb Julia Tymoszenko. Oligarchowie wydymali jednak karzełka Putina-Hujłę. Prezydentem został Poroszenko a Kołomojski zorganizował w Dnipro własną prywatną armię "topiącą separów w kiblach". Rosyjskojęzyczni mieszkańcy Charkowa, Dnipro czy Odessy wkurzyli się, że Rosja do Doniecka i Ługańska posłała bandę uzbrojonych żuli - poparcie dla Rosji na tych terenach spadło a ochotnicze bataliony zapełniły się "świeżymi" rosyjskojęzycznymi Ukraińcami. W Odessie zgrillowano dywersantów w Domu Związków Zawodowych. Putin-Hujło stracił cenny czas i dał się zrobić Hydrze...
***
W poniedziałek wyjeżdżam na prawie dwa tygodnie do Mongolii. Mam nadzieję, że żadna atomówka nie zboczy z kursu nie uderzy w Ułanbaator. Ostatnio zdarzało się, że jak gdzieś wyjeżdżałem, to umierał jakiś ważny komuch (gejnerał Kiszczak) lub członek Hydry (Brzeziński). Ciekawe kto tym razem?
Zastanawiałem się jaką panienkę Wam wkleić na osłodzenie mojej nieobecności, ale ostatecznie stanęło na tej internetowej gwiazdce, która mówi otwarcie, że nie czuje się źle jeśli do niej fani fapują i że to jej nie uprzedmiotawia, więc "Feel free to fap!". W czasach takich rakotwórczych ideologii jak chrześcijański feminizm taki przekaz jest czymś kontrrewolucyjnym. A jak mówi Paul Joseph Watson, konserwatyzm to nowa kontrkultura. Więc, czujcie się swobodnie, możecie fapować do woli w komentarzach. Tylko nie przesadźcie, bo zrobi się tak jak w Wydawnictwie Piwnicznym - istne bukkake z Niną Karsow w roli głównego dania (Czy w ten sposób oślepł Szymon Szechter?) No, cóż za chwilę Bąkowski tutaj się pojawi pewnie w komentarzach i napisze: "Nie wiem, co to jest bukkake. I nie chcę wiedzieć, co to jest".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz