sobota, 18 lutego 2017

Po Kim Jong Namie i po generale Flynnie...




Zabójstwo Kim Jong Nama, przyrodniego brata północnokoreańskiego dyktatora Kim Jong Una, można traktować jako kolejny "postmodernistyczny" zamach spełniający rolę widowiska. Kim Jong Nam został zabity na lotnisku w Kuala Lumpur (całkiem przyjemny port lotniczy...) przez dwie agentki, które prysnęły w niego trucizną. Jedna z nich nosiła t-shirt z napisem "LOL".  Kim Jong Nam był uznawany za bardziej ludzkiego, normalnego, przedstawiciela rządzącej dynastii. Mieszkał w Makau, pod ochroną chińskich służb i już w 2012 r. stał się celem zamachu. Nigdy nie widział się ze swoim bratem i obiecywał, że będzie trzymał się z dala od polityki. Reżim w Pyonyangu z pewnością jednak obawiał się, że Chiny mogą uczynić Kim Jong Nama liderem zastępczej ekipy, która zostałaby zainstalowana w Korei Północnej, gdy Kim Jong Un stanie się niewygodny dla Pekinu. Ostatnio obawy przed takim scenariuszem zapewne się nasiliły. Trump oskarżał przecież Chiny o to, że nie pomagają USA w sprawie Korei Północnej. Przy okazji Chińskiego Nowego Roku doszło zaś do rozmów chinskiego ambasadora w Waszyngtonie z Jaredem Kushnerem oraz Ivanką.  Kim Jong Un mógł się więc przestraszyć, że Chiny chcą go poświęcić w ramach operacji mającej na celu uniknięcie wojny handlowej z USA.


Ofiarą tajnej wojny stał się również ostatnio rufowy admirał Floyd gen. Michael Flynn, którego nagrano w grudniu podczas rozmowy telefonicznej z rosyjskim ambasadorem w Waszyngtonie. Oficjalnym powodem dymisji Flynna ze stanowiska prezydenckiego doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego było to, że dezinformował on wiceprezydenta Pence'a na temat treści tej rozmowy. Wersja ta jednak wygląda na wątpliwą. Flynn upiera się, że podczas rozmowy nie przekroczył on żadnych granic i jego słowa zdaje się być potwierdzone przez reakcję FBI: nie wszczęło przeciwko niemu śledztwa i uznało, że podczas dochodzenia dobrze z nią kooperował i nic nie ukrywał. Być może rozmawiał z ambasadorem o sankcjach nałożonych na Rosję w odwecie za cyberataki na serwery DNC i Podesty - cyberataki, których nie było. Flynn mógł prowadzić negocjacje zapoznawcze w imieniu prezydenta-elekta (ileż podobnych kanałów negocjacyjnych było w grze w historii amerykańskiej prezydentury...) i został odwołany dlatego, że służby zagroziły: albo głowa Flynna albo przekazujemy szczegóły negocjacji do "Washington Post" (którego właściciel Jeff Bezos zgarnął jakiś czas temu wielki kontrakt na chmurę informatyczną dla jednego z projektów CIA). Mamy do czynienia z podobnym mechanizmem jak w przypadku Watergate i spisku przeciwko Nixonowi.

Dlaczego Flynn stał się celem ataku? Przede wszystkim był osobą świetnie znającą amerykańskie głębokie państwo od wewnątrz. Był przecież szefem wywiadu wojskowego DIA za Obamy. Jak słusznie zauważył Matthew Tyrmand, nie miał też większych złudzeń co do "katechoniczności" Rosji nazywając ją kiedyś wprost "kleptokracją". Ale zaangażował się w bardzo ciekawą grę z Rosją - mającą prowadzić m.in. do zmiany syryjskiego przywódcy, zniszczenia Państwa Islamskiego oraz ograniczenia wpływów Iranu na Bliskim Wschodzie. Flynn osobiście ustalał elementy tej gry z Rosjanami, Erdoganem, al-Sisim, libańskim prezydentem Aunem, królem Jordanii oraz Izraelczykami. W ramach tego dealu, Rosja miała wydać Amerykanom Snowdena-Winnickiego a Amerykanie Gulena Turkom. Jednocześnie zwiększono dostawy uzbrojenia dla koalicji rebeliancko-amerykańsko-kurdyjskiej a na południu Syrii jordańskie siły specjalne wraz z rebeliantami zaatakowały siły assadowskie. Flynn też przygotowywał się do ujawnienia dokumentów dotyczących umowy z Iranem wskazujących na to jak ta umowa jest rzekomo niekorzystna dla USA. W tle tego wszystkiego jest tajny izraelsko-saudyjski proces pokojowy oraz propozycja ministra Liebermana skierowana do Hamasu: my wam odbudujemy Gazę, wy w zamian wypuście naszych jeńców i oddajcie zwłoki naszych żołnierzy. Odejście Flynna jest więc źle oceniane przez Turcję oraz Izrael a także przez... Japonię, która uważała generała za ważnego pośrednika w relacjach z Trumpem, za swojego lobbystę.



Nie przeceniałbym wpływu odejścia Flynna na rzekomy zwrot administracji Trumpa w relacjach z Rosją: wezwanie Rosji, by zwróciła Krym Ukrainie i zakończyła wojnę w Donbasie. Takich sygnałów było wcześniej więcej, ale media oraz tacy dupoeksperci jak arcyidiota Roman Kuźniar (piszący o "Trumputinie" w dniu odwołania Flynna:) celowo ich nie nagłaśniali. A tak się akurat składa, że USA nie podjęły jak na razie ŻADNEJ akcji, którą można uznać za prorosyjską. Jest za to dalszy przerzut wojsk do Europy Środkowo-Wschodniej, objazd sojuszniczych państw przez gen. Mattisa, zapowiedzi obrony sojuszników, ruganie Rosji przez Tillersona i ambasador Halley, kontrakty na nowy sprzęt dla sił zbrojnych i plany znacznego zwiększenia wydatków na obronę. (Trump ostatnio zdziwił niektórych pisząc ciepły list do przywódcy Kosowa. A czego się spodziewaliście? USA mają zrezygnować ze swojej wielkiej bazy i oddać ją Serbom? :) Rosja znów odpowiada małymi prowokacjami, ale na o wiele mniejszą skalę niż za Obamy. Nagle zdała sobie sprawę z tego, że Trump chce z nią negocjować z pozycji siły - i Szojgu nawet się do tej wiedzy przyznał. Trump natomiast stwierdził, że Putin nie pali się do negocjacji, bo jego ludzie chcą konfrontacji z Zachodem. Prorosyjscy komentatorzy mają już ból dupy, że Trump będzie wojennym prezydentem...



Znany prawicowy bloger Aleksander Ścios, napisał ostatnio (w komentarzu pod swoim tekstem):
"Na koniec „kontrowersyjna" uwaga – bardzo liczę na to, że ludzie służb USA uczynią wszystko co w ich mocy, by kadencja Trumpa zakończyła się jak najszybciej. W ten sposób najlepiej przysłużą się swojemu krajowi. " Muszę Pana Ściosa zmartwić. Ci sami ludzie, którzy według Ściosa mieliby skrócić kadencję Trumpa (czyżby marzyło mu się nowe Dallas?) jakoś zaakceptowali to, że skrócono kadencję Lecha Kaczyńskiego. Pewni ludzie w Polsce liczyli też na to, że ci sami ludzie pomogą im skrócić kadencję obecnych polskich władz.



No cóż, Ścios i ściosopodobni solidarnościowi naiwniacy wyobrażają sobie, że w CIA siedzą sami ostrzy antykomuniści w reaganowskim stylu. Nic bardziej błędnego! CIA powstała na bazie kadr OSS, która była bastionem liberałów i progressywistów ze Wschodniego Wybrzeża. Była zinfiltrowana przez sowieckie służby, wspierała komunistów takich jak Ho Chi Minh, Mao, Tito i Marcuse. To ludzie z OSS zabili gen. Pattona. To ludzi z OSS nie chciał wpuszczać do swojego królestwa gen. MacArthur. Nie bez powodu James Jesus Angleton podejrzewał o krecią robotę ludzi z samych szczytów CIA. To się niewiele zmieniło przez 70 lat, bo kierować CIA zaczęło pokolenie liberałów z 1968 r. John Brennan, szef CIA za ostatnich lat Obamy (nawrócony na islam podczas kierowania placówką CIA w Rijadzie), przyznał się, że w wyborach prezydenckich z 1976 r. głosował na kandydata partii komunistycznej Gusa Halla.  Jego poprzednik Leon Panetta przyjaźnił się z komunistami a w latach 80-tych wspierał sandinistowską Nikaraguę.  I tego typu ludzie wchodzą w skład amerykańskiego głębokiego państwa, które zaatakowało administrację Trumpa. To Brennan wykreował lipną narrację o rosyjskich koneksjach Trumpa. Assange wskazuje, że obecnie mamy do czynienia z wielką operacją destabilizacyjną CIA.  Ludzie z pewnej frakcji w służbach otwarcie przyznają, że chcą, by Trump zmarł w więzieniu.  Będą atakować jego otoczenie - np. Bannona - i przychylnych mu ludzi w resortach siłowych. Są doniesienia, że NSA podsłuchuje telefon prezydenta  a prywatna firma wywiadowcza, w której władzach zasiada Panetta zbiera brudy na administrację.

Oczywiście Trump ma również wielu wrogów w Partii Republikańskiej. To prawdopodobnie Rence Priebus stoi za rzeką przecieków z Białego Domu.  W książce "Game of Thorns"  historyk Dough Wead wskazuje, że rodzina Bushów i ludzie wobec niej lojalni grali podczas kampanii wyborczej na zwycięstwo Hillary, sabotując kampanię Trumpa. Z  oficjalnych danych o finansowaniu kampanii wynika zaś, że pracownicy funduszów Sorosa na masową skalę wpłacali datki na Jeba Busha, Johna Kasicha, Marca Rubio, Paula Ryana, Lindseya Grahama i ...Johna McCaine'a. To ciekawe, że Ścios i ściosopodobni biadają nad ingerencją Sorosa w polską scenę polityczną po stronie sił Ubekistanu a jednocześnie kupują narrację sił finansowanych przez Sorosa dotyczącą amerykańskiej administracji.

W aferze z Flynnem może być również trzecie dno. Po dymisji generała Hillary Clinton triumfalnie zatweetowała, że to konsekwencja... Pizzagate, czyli pedofilskiej afery z Podestą. W międzyczasie "New York Times" powołując się na służby podał, że sprawdzane są kontakty z Rosją także innych byłych doradców Trumpa: Cartera Page'a, Paula Manaforta i... Rogera Stone'a. W przypadku Page i Manaforta mamy do czynienia z odgrzewanymi kotletami i postaciami z drugiego szeregu, które nie pełnią żadnej roli w administracji. Straszono nimi przy okazji poprzednich kampanii dezinformacyjnych. W przypadku Stone'a sprawa jest dużo ciekawsza - nigdy nie zajmował się on Rosją, jest politycznym strategiem, który służył jeszcze Nixonowi i autorem książek, m.in. o zamachu na JFK, administracji Nixona, grzeszkach Bushów i Clintonów. Zajmował się m.in. ... Pizzagatge i badał to, kto tak naprawdę dokonał włamu na serwery pocztowe DNC i Podesty. Robert David Steele, były agent CIA (któremu niezbyt ufam), twierdzi, że Flynn zdobył listę wysokiej rangi amerykańskich pedofilów... Jeśli taka siatka rzeczywiście istniała, to musiała być kontrolowana przez transgraniczne głębokie państwo.



***

Jakiś czas temu, pewien autor w mainstreamie (prowadzący ciekawego bloga - Spiskowa Teoria Wszystkiego) napisał o teorii mówiącej, że papież Benedykt XVI został obalony w 2013 r. przez tajne służby Obamy i Podesty. Powiązana z nimi i ze środowiskami pedofilskimi tzw. mafią z Sankt Gallen kardynała Dannelsa zainstalowała na jego miejsce papieża Franciszka. Niedawno Franciszek wypowiedział się bardzo pozytywnie o tzw. Social Justice Warriors, działaczach broniących nielegalnej imigracji, politycznej poprawności, ekologicznych absurdów i różnych innych sługusów globalistycznego wielkiego kapitału. Przestrzegł też przed "ksenofobami i populistami". W innej wypowiedzi stwierdził, że "islamski terroryzm nie istnieje"! Zaprzągł też Kościół do odwalenia brudnej roboty za CIA w dziele destabilizowania Filipin.  I wysłał sprzeciwiającego się jego modernistycznemu kursowi kard. Burke'a na wyspę Guam.  Jednocześnie w mało wiarygodnych źródłach pojawiły się doniesienia o szykowanej na końcówkę roku dymisji papieża Franciszka.  Miejmy nadzieję, że Pius XIII, młody amerykański papież, wyślę go na emeryturę na Filipiny. Niech trochę poewangelizuje Duterte...



A ci Narodowi Polscy Idioci jak zwykle narzekają, że "pastor Chujecki z Marianem Kowalskim Franciszka obrażają". No cóż, powinno się Was... bo jesteście... warci.

***

Oczywiście cykl "Prometeusz" jeszcze się będzie ukazywał. Czekajcie więc na następne jego odcinki...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz