Zabójstwo rosyjskiego ambasadora Andrieja Karłowa w Ankarze należało do kategorii zdarzeń związanych z Wielką Rotacją. Akcja przeprowadzona była jak w jakiejś grze komputerowej (Hitman?), przez zamachowca-policjanta ubranego w drogi garnitur i obfotografowanego podczas tego postmodernistycznego zamachu (przeprowadzonego w galerii sztuki, jako swoisty artystyczny performance) ze wszystkich kątów. Zapewne nigdy się nie dowiemy, dla kogo pracował zamachowiec, gdyż po prostu gry wywiadowcze wokół Turcji są tak zapętlone a "infiltracyjny przekładaniec" tak skomplikowany. Pozostaje podziwiać Erodgana, że tyle lat u władzy przetrwał w takim środowisku. Ustawka Erdogana z siedmioletnią blogerką z Aleppo (której blog był od początku do końca operacją psychologiczną) pokazuje, że tureckie tajne służby są w pewnych machinacjach o wiele lepsze od zachodnich.
Zamach w Berlinie a później zabójstwo jego tunezyjskiego współsprawcy w Mediolanie to zaś pokłosie operacji specjalnej rozpoczętej kilka lat temu - sztucznego kryzysu imigracyjnego w Europie oraz przerzutu na masową skalę terrorystów i dywersantów na Stary Kontynent. Skoro według byłego szefa MI6 w samych Niemczech znajduje się 7 tys. podejrzanych o terroryzm, to oznacza, że w RFN mamy de facto ze dwie brygady sił specjalnych z Bliskiego Wschodu czekające na moment wejścia do akcji. Mają one bardzo rozbudowaną sieć wsparcia - w Niemczech mieszka przecież 200 tys. salafitów, a część z nich przenosiła się w ostatnich latach do zachodnich województw Polski (kasę biorą z Niemiec, ale taniej im się żyje w zachodniopomorskim). Anis Amri, któremu wypadły ponoć dokumenty podczas walki z bohaterskim polskim kierowcą Łukaszem Urbanem, został wystawiony służbom przez swoich współpracowników. Od początku do końca miał być męczennikiem, którego śmierć odwróci uwagę służb od wspólników. Niemiecka policja wyraźnie mataczyła podczas śledztwa a wcześniej pozwoliła zamachowcowi spokojnie knuć, mimo że wiadomo było o nim, że jest niebezpieczny. Amri był jednym z tysięcy lipnych "uchodźców" witanych przez niemieckich lemingów. (Ostatnio azyl w Niemczech dostał jeden z przywódców Talibów.) Gdy już doszło do zamachu, to narracja w mainstreamowych mediach (założonych przez władze okupacyjne) i wśród mainstreamowych polityków mówiła, że winna jest "polska ciężarówka", podobnie jak wcześniej za Holokaust odpowiadały "polskie obozy". "New York Times" pisał nawet początkowo o automatycznej ("self-driving") ciężarówce. Polski bohater Łukasz Urban jest niewygodny dla niemieckiego establiszmentu, gdyż jego ofiara może doprowadzić do zasypania podziałów między zwykłymi Polakami i zwykłymi Niemcami, dwoma narodami którym szkodzi niemiecki establiszment. Ostatni raz takie porozumienie wymierzone w rządzących w Berlinie miało miejsce w 1848 r. Władcy Niemiec boją się zaś, że populistyczna rebelia w USA i Europie może się okazać powtórką z Wiosny Ludów. Ta populistyczna rewolta jest jednak też częścią Wielkiej Rotacji. Obawy przed nią sprawiły, że amerykańscy liberałowie nagle pokochali broń palną - zaczęli ją skupować obok żelaznych racji żywnościowych, w oczekiwaniu na Apokalipsę Trumpa :)
I w zamachu w Berlinie był też postmodernistyczny element: Anis Amri pochodził z tunezyjskiego miasteczka, które grało Tatooine w "Gwiezdnych Wojnach" a obecnie jest bastionem dżihadystów.
Elementem Wielkiej Rotacji, jest również nasz Ciamajdan w Sejmie i pod Sejmem. Jak na razie przyniósł on opozycji rozczarowanie, bo nie porwał tłumów. A dlaczego myślała ona, że porwie tłumy? Część komentatorów wskazuje, że opozycja tak jakby z nadzieją na coś czekała, na wsparcie które ma nadejść. No cóż, po wizycie Rudy'ego Giulianiego w Warszawie powinni wiedzieć, że wsparcia z USA nie będzie. Chyba, że od Sorosa, ale w przypadku tego finansowego alchemika, takie wsparcie byłoby wyrzuceniem pieniędzy w błoto - ze względu na słabość kadr mających organizować "warszawski Majdan". Zresztą Soros ma juz 86 lat i nie będzie żył wiecznie a jak umrze, to jego krewni rzucą się na jego majątek i dla sieci fundacji budujących społeczeństwo otwarte na różnych finansowych oszustów może nic nie zostać. Niektórzy muszą się więc śpieszyć...
Wielka Rotacja objąć może również Stolicę Apostolską. Obama się żegna z Białym Domem, Hillary przerżnęła wybory, a nadchodzący rok będzie trudny dla europejskiego establiszmentu, więc papież Franciszek jest już uznawany za przywódcę światowej lewicy, która widzi w nim nadzieję na przetrwanie swojej inżynierii społecznej. Argentyński papież jest już jednak "po złej stronie historii". Jak czytamy bowiem w katolickich mediach:
"Historyk i publicysta Roberto de Mattei prognozuje rychłe ustąpienie papieża Franciszka z Tronu Piotrowego. Czas pokaże czy stanie się to za sprawą dobrowolnej abdykacji czy też pod wpływem spodziewanej korekty jego nauczania przez czterech kardynałów. Włoski autor twierdzi, że franciszkowy projekt transformacji Kościoła poniósł porażkę. Choć nie widać tego na pierwszy rzut oka, poparcie dla wątpliwości czterech kardynałów jest coraz większe.
Włoski historyk Kościoła, profesor Roberto de Mattei przypomina, że Franciszek zapowiadał, że ma przeczucie, że zgodnie z wolą Bożą jego pontyfikat będzie krótki i potrwa 4 do 5 lat. Czy jest to zapowiedź rychłej abdykacji? Czas pokaże, gdyż, jak podkreślił sam papież wszystkie możliwości pozostają otwarte. (...) Roberto de Mattei zarzuca papieżowi dążenie do „zmiany wiary Kościoła”. Twierdzi, że w ten sposób zrzeka się on prawa do sprawowania mandatu Wikariusza Chrystusa i prędzej czy później zostanie zmuszony do rezygnacji zeń. Jeśli nastąpi to na drodze dobrowolnej abdykacji, to Franciszek będzie mógł odejść uważany za niezrozumiałego reformatora, poszkodowanego przez sztywną rzymską kurię. Taka forma pozwoli mu wyjść z twarzą, co zwiększy szanse na wybór na papieża innego, podobnie myślącego kardynała. (...)
Zdaniem włoskiego historyka możliwe jest także ustąpienie Ojca Świętego wskutek dokonania „formalnej korekty błędów” przez czterech kardynałów – autorów tak zwanych dubiów (wątpliwości dotyczących adhortacji Amoris Laetitia). Jeśli Ojciec Święty nie odpowie na pytania kardynałów, to – zgodnie z zapowiedzią kardynała Burke’a – po święcie Objawienia Pańskiego dokonają oni owej „korekty”. Zdaniem Roberto de Mattei będzie to równoznaczne ze stwierdzeniem papieskiej herezji."
No cóż, do udziału w wyniesieniu kard. Bergoglio na Tron Piotrowy przyznał się swego czasu belgijski kardynał Danneels. Twierdził on, że wchodził w skład tzw. mafii z Sankt Gallen, grupy kardynałów opozycyjnych (!) wobec papieża Benedykta XVI i dążących do wyboru kardynała Bergoglia na nowego papieża. Danneels, delikatnie mówiąc poruszał się w podobnych kręgach jak John Podesta. Czyżby więc zmiany za Oceanem wymusiły zmiany w Stolicy Apostolskiej? Czy będziemy jednocześnie mieli trzech papieży (jednego sprawującego władzę i dwóch papieży-emerytów)? Czy nadszedł czas na Piusa XIII, Młodego Papieża z USA?
***
A wszystkim Czytelnikom życzę Wesołych Świąt Bożego Narodzenia! I fajnych prezentów...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz