sobota, 21 listopada 2015

Największe sekrety: Hyperborea - Baptista

Ilustracja muzyczna: Overdrive - Hitomi Harada

Katolicyzm zlał się z polską kulturą i tradycją już do tego stopnia, że tylko idiota, szaleniec lub polityczny menel w rodzaju Palikmiota może myśleć o jego z tej tradycji wyrugowaniu. U nas nawet antyklerykałowie i ateiści chodzą do kościoła święcić pokarmy w Wielką Sobotę a politycy straszący państwem wyznaniowym lansują się na wizytach w Watykanie. Nie zawsze jednak tak było. Wszak nasi słowiańscy przodkowie byli poganami - zbrojną bandą siedzącą po lasach i siejącą spustoszenie w sąsiednich krainach. Ludzie, którzy przepędzali wikingów z Bałtyku łatwo ze swoich wierzeń nie zrezygnowali.

Kiedy przybyło chrześcijaństwo na ziemie polskie? Nawet ten zdawałoby się podstawowy fakt, wkuwany przez dzieci już w podstawówce, jest dla historyków zagadką. ŻADNE źródło z tamtego nie podaje bowiem daty chrztu Polski. Milczy na ten temat piszący swoją kronikę w 1018 r. niemiecki biskup Thietmar. Milczą też inni kronikarze. Jak czytamy:



" Gall Anonim, piszący swoją kronikę już za czasów Bolesława Krzywoustego – ponad sto lat po przyjęciu chrztu – też nie odnotował miejsca i czasu tego wydarzenia. On także skupił się na Dobrawie, dzięki której Mieszko I „wyrzekł się błędów pogaństwa i przyszedł na łono Matki Kościoła". „(...) dla sławy jego chwały i zdolności wystarczy, jeśli powiemy, że światłość niebieska owijała królestwo polskie" – zapisał lakonicznie Gall. Nic zatem dziwnego, że i Jan Długosz (jego kronika powstała w latach 1455–1480) niewiele miał w tej sprawie do powiedzenia. Stworzył piękną literacko wizję, która jednak odbiega od prawdy historycznej. Ale to właśnie na podstawie analizy dzieła Długosza wybitny historyk prof. Gerard Labuda mógł od lat 40. XX wieku stawiać tezę, że chrzest odbył się w 966 roku. Kiedy? Być może 14 kwietnia – przypadała wówczas Wielka Sobota, a zgodnie z tradycją właśnie w Wigilię Paschalną chrzczono katechumenów.
Dziś jednak zdecydowana większość historyków uważa tę datę za błędną. Niektórzy – jak np. prof. Władysław Duczko z Akademii Humanistycznej w Pułtusku – twierdzą, że mógł to być rok 968 lub nawet później. Rok 966 jest zatem datą symboliczną.

(...)

 Skoro zarówno Mieszko I, jak i jego syn Bolesław mieli wielkie zasługi dla chrześcijaństwa, to dlaczego żaden z nich nie jest w Polsce czczony jako błogosławiony lub święty? Czesi mają przecież św. Wacława – księcia, który gorliwie wprowadzał chrześcijaństwo i zginął z ręki swojego brata. Na ołtarze trafiła też jego babka Ludmiła (św. Ludmiła Czeska), która w drugiej połowie IX stulecia wraz z mężem Bożywojem I miała przyjąć chrzest z rąk św. Metodego. Węgrzy mają swojego św. Stefana – króla, który na przełomie IX i X w. szerzył chrześcijaństwo na Węgrzech i narzucił obrządek łaciński także sporej części ziem rumuńskich.

(...)

Mieszko w ikonografii przedstawiany jest z krzyżem – trzyma go w dłoniach lub wspiera się na nim jak na pastorale. Można traktować to wyłącznie jako symbol chrześcijańskiego władcy, ale równie uprawnione jest twierdzenie, że Mieszka uznawano jednak za świętego. Jeśli tak, to czemu tradycja o tym zapomniała? – W całej Europie władcy przyjmujący chrzest zostawali świętymi – stwierdza prof. Wyrwa. – Mieszko też zasługiwał na tę godność. Coś się musiało wydarzyć, co sprawiło, że to nie on, ale dopiero św. Wojciech stał się patronem królestwa. Dlaczego tak się stało, pewnie się nigdy nie dowiemy – dodaje. Snuje jednak przypuszczenia, że do kanonizacji mogło nie dojść przez jakieś zaniedbania ze strony jego syna Bolesława Chrobrego, zajętego kwestią swojej koronacji. A może zdecydowały jakieś cechy charakteru Mieszka, które wolano przemilczeć lub o nich zapomnieć, a które stanowiłyby przeszkodę w ogłoszeniu go świętym?"



Gdy patrzymy na denar Mieszka I-go widzimy na nim trzy ważne symbole: krzyż (na kopule kościoła?), krzyż z czterema kropkami (upodobniony do pogańskiego symbolu) - oraz święty symbol słowiańskich pogan: swarzycę czyli swastykę. Władca Polan czynił więc ukłony zarówno wobec nowej jak i starej wiary. Być może nawet już po swoim chrzcie brał udział w ceremoniach pogańskich - bo tego wymagał państwowy rytuał od władcy.   Mieszko miał ożenić się z Dobrawą w 965 r. Czy był wtedy poganinem? Czy chrześcijański władca, jakim był król Czech, wydałby swoją córkę za poganina posiadającego liczny harem? A co jeśli Mieszko I był ochrzczony już wiele lat wcześniej a oddawał się po prostu synkretyzmowi religijnemu? Tam gdzie wymagał tego interes państwa (np. posiadanie haremu złożonego z córek wodzów ościennych plemion, uczestnictwo w pogańskich rytuałach wojennych), tam był poganinem a opowiedział się "w pełni za chrześcijaństwem" dopiero gdy państwu zagrażał niemiecki nacisk zbrojny?

Chrześcijaństwo przenikało na ziemie polskie o wiele wcześniej niż doszło do oficjalnego chrztu państwa  za czasów Mieszka. Już w 842 r. grupa plemiennych książąt ze Śląska przyjmuje chrzest w rycie rzymskim wspólnie z czeską elitą w Ratyzbonie. W 872 r. dochodzi do chrztu południowej Polski w rycie słowiańskim (św. św. Cyryla i Metodego) - po tym jak Państwo Wielkomorawskie najechało kraj Wiślan rządzony przez władcę prześladującego chrześcijan. Biskupem, któremu podlega Kraków jest  Sawa - uczeń Cyryla i Metodego. Ślady cerkwi z pierwszej połowy X w. i końcówki IX w. znajdowano m.in. w Przemyślu, Sandomierzu, Wiślicy, Krakowie, Lublinie ale również w Poznaniu i na Ostrowie Lednickim - czyli w ówczesnych ośrodkach władzy. Bardzo prawdopodobne jest więc, że Mieszko został ochrzczony już jako dziecko a jego ojciec i dziad jednocześnie wyznawali chrześcijaństwo i dla spokoju społecznego odprawiali państwowe obrządki pogańskie.

Trudno określić zasięg chrześcijaństwa w Polsce po oficjalnym chrzcie z lat 60. X w. Jeszcze za Bolesława Chrobrego siatka kościołów była dosyć rzadka a spora część kraju pozostawała pogańska. Wbrew antyklerykalnym mitom lud raczej nie odczuwał też zbytnio ciężarów feudalnych związanych z funkcjonowaniem Kościoła. Dziesięcina była wszak zbierana przez urzędników państwowych i jej pojawienie się było odebrane jako wzrost fiskalizmu państwa. Problemy pojawiały się jednak w miejscach, gdzie władza dokonywała pokazówek w postaci niszczenia świątyń pogańskich i egzekwowania prawd nowej wiary (np. niesławne wybijanie zębów za nieprzestrzeganie postu). Wówczas zapewne zaczął się rodzić "reakcyjny" opór przeciwko tym porządkom. Opór, który zapewne rozpoczął się wśród elit, które potrafiły wykorzystać uczucia religijne do walki o władzę. Do pierwszych wystąpień antychrześcijańskich doszło już za czasów Chrobrego na Pomorzu Zachodnim (które oddzieliło się od Polski). Jak pisze Mariusz Agnosiewicz:



"W Wolinie św. Otton postanowił zdobyć doznającą czci świętą włócznię, tamtejszy symbol zwycięstwa. Jak podaje Żywot z Prüfening: "Kiedy tymczasem wielebny… biskup wspaniale przemawiał do ludu, oto szaleniec z tłumu, pełen wściekłości, rzucił się na świętego kapłana i świeżo ułamanym drzewem , ...tak silnie go uderzył, że ten padł na ziemię i zdawało się, iż leży bez duszy. Plemię barbarzyńców do tego stopnia nad świętym kapłanem Pańskim srożyć się nie lękało, że wyrządziło mu poważną krzywdę słowami i razami, i w końcu wypędziło go ze swych granic" (II,6-7). Tymczasem biskup mógł sobie gratulować, że nie podzielił losu św. Wojciecha. Następnie szukał szczęścia w Szczecinie. Niestety! "Atoli plemię barbarzyńskie, trwając w swojej dotychczasowej niewierze sięgało swoim zwyczajem do kijów i kamieni, tak że wiele razy rzuciło się na świętego kapłana z laskami i kamieniami" (II,8). Więcej szczęścia miał Otton w stolicy księstwa, w Kamieniu, gdzie pod bezpośrednim nadzorem księcia Warcisława "nawrócił ku Panu trzy tysiące pięćset osiemdziesiąt pięć osób płci obojga" (II,4).
Pomimo tego Pomorze nie zamierzało poddać się łatwo. Już w 1008 r. wygnany został biskup kołobrzeski, Reinberg, który "niszczył i palił świątynie z posągami bożków". Reakcja słowiańska obaliła biskupstwo kołobrzeskie w roku 1015.

(...)

Dopiero jednak śmierć Chrobrego pozwoliła poddanym na tyle odetchnąć i odreagować owo sławetne wybijanie zębów za łamanie postu, że doszło do szeregu znacznych wystąpień i zrywów. W ruskiej Powieści minionych lat, tzw. Nestora, czytamy: "Tegoż czasu umarł Bolesław Wielki w Lachach i był bunt w ziemi lackiej; ludzie powstawszy pozabijali biskupów i popów [księży], i bojarów swoich, i był bunt". Reakcję rodzimowierczą w Polsce z pewnością umocnił i przygotował sojusz Mieszka II z Wieletami (1029-1030), którzy w 983 r. wsławili się wielkim pogromem chrześcijaństwa na Połabiu. Sojusz wymierzony został przeciwko chrześcijańskiemu królowi niemieckiemu, Konradowi II. W wyniku tego w propagandzie niemieckiej Mieszko zaczął występować jako „pseudochrześcijanin". Wkrótce po tym w Polsce rozpoczęła się tzw. reakcja pogańska. Roczniki czeskie odnotowały: "W roku 1031. Było wtedy prześladowanie chrześcijan w Polsce i płonęły kościoły i klasztory". Wypadki te odnotowuje także Gall Anonim: "I choć tak wielkie krzywdy i klęski znosiła Polska od obcych, to jeszcze nierozsądniej i sromotniej dręczoną była przez własnych mieszkańców. Albowiem niewolnicy powstali na panów, wyzwoleńcy przeciw szlachetnie urodzonym, sami się do rządów wynosząc… Nadto jeszcze, porzucając wiarę katolicką — czego nie możemy wypowiedzieć bez płaczu i lamentu — podnieśli bunt przeciw biskupom i kapłanom Bożym i niektórych z nich, jakoby w zaszczytniejszy sposób, mieczem zgładzili, a innych, jakoby rzekomo godnych lichszej śmierci, ukamienowali".

(...)

Wiele wskazuje jednak na to, że i polscy rodzimowiercy mieli swojego Juliana Apostatę — władcę polskiego, który odrzucił chrześcijaństwo i wrócił do dawnych wierzeń, co było na tyle skandaliczne i gorszące dla późniejszych kronikarzy, że ukarany został przez nich karą najwyższą — wymazaniem z kart historii. Jest to hipoteza, która ma za sobą dość mocne argumenty.
Otóż roczniki nie odnotowują żadnego władcy między 1034 a 1039 r., czyli między panowaniem Mieszka II a Kazimierza zwanego Odnowicielem. Pięcioletnia dziura? Anarchia? Pogańskie szaleństwa? Otóż niekoniecznie. Istnieje hipoteza, która w latach 1034-1038 umiejscawia panowanie „pogańskiego" księcia polskiego, zwanego Bolesławem Zapomnianym. Jeszcze w latach 1031-32 Polacy mieli księcia, który prawdopodobnie również już wrócił do rodzimych wierzeń — Bezpryma (dziwne imię, które wskazuje na pozbawienie pierwszeństwa sukcesyjnego, o nim także nie wspomina żadna polska kronika, wiemy o nim dzięki Niemcom), pierworodnego syna Chrobrego i jego drugiej żony węgierskiego pochodzenia. Wiele wskazuje na to, że odsunięty wcześniej od władzy Bezprym następnie wrócił i sprzymierzył się z siłami „pogańskimi". Po niespełna roku panowania, w wyniku starań Mieszka II, zostaje jednak obalony. Później znów do władzy wraca nasz „pseudochrześcijanin", Mieszko II, który jednak umiera w 1034 r. I dopiero po jego śmierci kolejny władca miałby skuteczniej i na dłużej wrócić do rodzimych wierzeń. Jak podają niemieckie roczniki: "Po śmierci Mieszka II w Polsce całkowicie wyginęło chrześcijaństwo"."

Postać Bolesława Zapomnianego figuruje m.in. w poczcie władców Polski w  przedwojennej Encyklopedii Gutenberga. Obecnie jednak jest on uznawany przez oficjalną historiografię za władcę czysto legendarnego. Jak pisze Sławomir Leśniewski:



"Skazany na zapomnienie władca nosił imię Bolesław. Był najprawdopodobniej pierworodnym synem Mieszka II i Rychezy, wnuczki cesarza niemieckiego Ottona II, starszym bratem Kazimierza Karola i Włodzisława, choć niewykluczone, że jego matką była poprzednia żona króla lub jedna z jego nałożnic. Urodził się w 1014 r. lub 1015 r., zmarł natomiast zapewne krótko przed najazdem na Polskę czeskiego Brzetysława w 1039 r. Jego postać występuje w wielu źródłach obcych, m.in. w niemieckiej „Kronice z Braunweiler”, gdzie jest mowa o okrutnym prześladowaniu Ryksy (Rychezy) przez syna, w „Kronice Czechów” Kosmasa i w „Kronice węgierskiej Chartiritusa Biskupa” – fragment o militarnej pomocy, jakiej udzielić miał Bolesław II Węgrom.
Również kilka polskich źródeł zawiera informacje o starszym synu Mieszka II. W rocznikach „Kapituły Krakowskiej” pod datą 1038 r. umieszczono zapis dotyczący zgonu króla Bolesława; skoro Chrobry zmarł w 1025 r., a Śmiały ponad pół wieku później, mogło jedynie chodzić o ich nieobecnego w poczcie królów i książąt polskich imiennika. Pośrednio jego istnienie potwierdza także „Rocznik małopolski”, w którym Bolesław Krzywousty nazwany jest Bolesławem IV, oraz zniszczony w XIX w. „Kodeks tyniecki” Bolesława Śmiałego z figurującą przy jego imieniu rzymską cyfrą III. Skoro zatem Chrobremu, poza wspaniałym przydomkiem Wielki, przyznano rzymską jedynkę, a Śmiałemu i Krzywoustemu trójkę i czwórkę, wniosek jest oczywisty: był między nimi jeszcze jeden Bolesław.

W Polsce po raz pierwszy wspomniano o Bolesławie II w „Kronice Wielkopolskiej”, napisanej w XIII w. przez biskupa poznańskiego Boguchwała II, przeredagowanej później przez biskupa Janka z Czarnkowa. Było to złe wspomnienie. „Gdy zmarł w roku Pańskim 1033 (mowa o Mieszku II – S.L.), nastąpił po nim pierworodny syn jego Bolesław. Skoro ten został ukoronowany na króla, wyrządził swej matce wiele zniewag. Matka jego pochodząca ze znakomitego rodu, zabrawszy syna swego Kazimierza, wróciła do ziemi ojczystej w Saksonii, do Brunszwiku, i umieściwszy tam syna dla nauki miała wstąpić do jakiegoś klasztoru. Bolesław zaś z powodu srogości i potworności występków, zbrodni okrutnych i nieludzkich, których się dopuszczał, źle skończył swe życie, i choć odznaczony został koroną królewską, nie policzony został nawet w liczbie królów i książąt polskich dla wielkiej nieprawości swojej. Po śmierci jego wielkie zaburzenia i wojny domowe wszczęły się w królestwie”. Warto także zacytować króciutki fragment opowieści Wincentego z Kielczy, który w połowie XIII w. napisał: Zostało po nim [Mieszku II] dwóch synów, starszy Bolesław i małoletni Kazimierz. Po starszeństwie zasiada na tronie pierworodny Bolesław”. I dalej: „Nie panował długo, ale nagromadził tyle zbrodni, że śród nich stracił życie”.
Informacje zawarte w „Kronice Wielkopolskiej” zostały w zbliżonej wersji, ale po licznych stylistycznych przeróbkach, powtórzone w późniejszych o cały wiek „Rocznikach Mazowieckich” i odleglejszych w czasie, piętnastowiecznych „Rocznikach Świętokrzyskich”, jednak w obu tych dziełach imię Bolesław, nie wiadomo czemu, zmieniono na Włodzisław. Jest jeszcze umieszczone w „Tabula regnum Poloniae” z końca XIV w. wiele mówiące zdanie: „Jeden waleczny król wymazany został z rzędu panujących”.
W XIX w. dla wielu historyków fakt istnienia Bolesława II był bezsporny. Pisali o nim w swoich książkach Szajnocha, Lewicki, Smolka. Ale, jak stwierdza Oskar Balzer, autor wydanego w 1895 r. w Krakowie pomnikowego dzieła „Genealogia Piastów”, który postaci Bolesława poświęcił wielostronicowy wywód, „dopiero Wojciechowski ma zasługę, że istnienie jego udowodnił w sposób nie pozostawiający żadnej prawie wątpliwości”.

(...)

Prawdziwy klucz do rozwikłania tajemnicy Bolesława II Zapomnianego, zwanego niekiedy także Okrutnym, zawiera się w dwóch ostatnich zdaniach zacytowanego fragmentu „Kroniki Wielkopolskiej”, choć biskup Boguchwał nie zechciał wyjaśnić, na czym polegały potworne występki króla. Czyżby były aż tak straszne, że pióro duchownego z odrazy wzdragało się przed ich opisaniem? A może ciągle jeszcze trwało swoiste embargo na szczegółowe opisanie wypadków sprzed kilkuset lat?

(...)



Walczący o władzę Bezprym i Bolesław opowiedzieli się po stronie pogańskiego żywiołu i na jego czele wypowiedzieli wojnę Kościołowi, sojusznikowi ich politycznych konkurentów. To był zapewne ów straszliwy występek, jakiego dopuścił się Zapomniany. Najprawdopodobniej ustami arcybiskupa gnieźnieńskiego Bossuty wypowiedziana została uroczysta klątwa, która spadła nie tylko na samego władcę, ale także na całą Polskę. Bolesław II prawdopodobnie został skrytobójczo pozbawiony życia i wykreślony z pamięci, a Polska powrót na łono Kościoła okupiła szeregiem ciężkich obowiązków, za cenę których pozwolono księciu Kazimierzowi Odnowicielowi opuścić klasztorne mury i przybyć do Polski.
Określono je nad wyraz dokładnie w bulli wydanej przez papieża Benedykta VIII: „Corocznie płacić będą Polacy kurii papieskiej zwyczajny pieniądz od każdej głowy, wyłączając głowy szlacheckie, nie będą zapuszczać włosów na głowie i brodzie, zwyczajem barbarzyńskim, ale będą je starannie postrzygać. Wielkiego Postu przestrzegać o trzy tygodnie dłużej niż w innych krajach (…), wiecznie też będą obowiązani, aby w Bogu i w Wierze Chrześcijańskiej wdzięczniejszymi i gorliwszymi byli”."

Zalecenia Stolicy Apostolskiej sobie a lud sobie... Polska jeszcze przez kilkaset lat pozostawała krajem na wpół pogańskim. Jak czytamy na stronie Bogowie Polscy:

"Katechizacji w średniowieczu nie prowadzono w ogóle i dopiero na zwołanym w 1285 roku przez arcybiskupa Jakuba Świnkę synodzie prowincjonalnym w Łęczycy polecono wspólne z wiernymi recytowanie po polsku "Oćcze nasz", "Wierzę w Bog", "Zdrowa Maryja" i "Kaję się Oćcu" (recytowanie dwóch pierwszych wcześniej zalecał synod wrocławski w 1248 roku), co jednak w 1320 roku musiał powtórzyć synod krakowski, zwołany przez biskupa Nankera. (...)

Nadal brano sobie połowicę po staremu, nie patrząc na ołtarz czy stułę, lecz dbając o przychylność "demonów" i skrzatów dla młodej pary. W powszechnym odczuciu bardziej wpływały na losy człowieka starodawne duchy niż świeżo wprowadzony Bóg Ojciec ze swym Synem Chrystusem [strukturalnie odpowiadającym zresztą bogom pogańskim]. Kościół domagał się sakramentalnego związku małżeńskiego, ale w XII stuleciu nadal bezskutecznie.



Jaja miały wyraźną symbolikę przedchrześcijańską. I pod tym względem musiało duchowieństwo iść na ustępstwo w myśl maksymy: czego nie można zwalczyć, temu trzeba się poddać. Kościół musiał zezwolić na spożywanie jaj w Wielki Czwartek, Wielki Piątek i na Wielkanoc, co do tej pory było surowo zabronione [tak... również popularne do dziś pisanki były oficjalnie zabronioną praktyką pogańską].

Słynna "Księga Henrykowska" spisana w drugiej połowie XII w. przez zakonnika cystersa z klasztoru w Henrykowie podaje: "Tańczyły w dni świąteczne niewiasty i dziewczęta w naszym grodzie. Widząc to opat ówczesny, pan Bodo, niepomiernym był ogarnięty strapieniem i mówił sobie w duchu: << Jeżeli te tańce z pokolenia na pokolenie będą się powtarzały i wejdą w zwyczaj, stanie się to groźnym niebezpieczeństwem zatraty wielu dusz w tym klasztorze>>. Przeto - o ile mógł - starał się, by tę nieprzystojność oddalić od klasztoru".

W Lublinie za Leszka Czarnego obecne Stare Miasto "było wolną przestrzenią, ze świętym gajem tradycyjnie z czasów pogańskich przechowywanym". A biskup wrocławski Cyprian musi jeszcze niszczyć miejsca kultu pogańskiego koło Jawora Śląskiego." (...)



Powstania herbów (XIII-XIVw.) w Polsce od epoki żywotnego pogaństwa nie dzieliło zresztą zbyt wiele, bowiem jeszcze w XII w. dawna wiara, jak wskazują badania Jerzego Gąssowskiego, Małgorzaty Kowalczyk i Władysława Dziewulskiego, była szeroko praktykowana. Do połowy tego stulecia odbywały się masowe pogańskie uroczystości kultowe na Łyścu. Pogańskich praktyk dokonywano w książęcym grodzie w Łęczycy, jak dowodzą tego znalezione w tamtejszej studni dwa rzeźbione fallusy. W początku zaś XIII w. wojsko wielkopolskie prowadziła do walki wróżka niosąca w sicie wodę. Jest więc chyba uzasadnione podejrzenie, że zdzierając z legend herbowych warstwy „rzymskie", „sarmackie" i „lechickie" odkryć można dawne mity polskie.(...)



Jeszcze Długosz ubolewał, w pierwszym tomie "Liber beneficiorum" ("Księgi uposażeń", napisanej w latach 1470-1480), że bardzo rzadko kazano do ludu po polsku i że wszyscy Polacy, z wyjątkiem nielicznych, zakonników albo uczonych [najczęściej księży], unikali nauki ewangelicznej. W "Rocznikach" zaś pisał, że obrządki "ludorum" odprawianych ku czci bóstw pogańskich, co prawda w postaci szczątkowej, zachowały się do jego czasów, były więc powtarzane w drugiej połowie XV wieku - powiada - po pięciuset latach chrześcijaństwa u Polaków."

Część badaczy sugeruje więc, że najstarsza polska pieśń "Bogurodzica" odnosiła się pierwotnie do pogańskiej bogini wojny Marzanny/Marzy, nieco podobnej do rzymskiej Hekate. Aleksander Brueckner pisał: " “Marja, u ludu [polskiego] do XVI wieku Marzą [zwali], co kościół łaciną wytępił.".

Tutaj macie piękną ilustrację odnoszącą się do tej bogini i "Bogurodzicy" pod Grunwaldem. 

Przełomem w dziejach religijnych narodu była kontrreformacja. Wówczas to Kościół umiejętnie nasila proces inkulturacji dawnych pogańskich zwyczajów. Pogańskich bogów zastępują czyniący cuda święci a dawne obrzędy nabożeństwa majowe, procesje, misteria pasyjne. Protestantyzmowi zabrakło tych elementów, więc po początkowych sukcesach jego zasięg zaczął się cofać - w odróżnieniu od katolicyzmu czy prawosławia nie zdołał zdobyć na szerszą skalę serc ludu. Religia musi być bowiem magiczna, przesądna tak jak dalekowschodni buddyzm, taoizm czy szintoizm. Inaczej staje się religią martwą. Siłę polskiego katolicyzmu stanowiło właśnie jego głębokie zanurzenie w ludowych zwyczajach i przesądach, jego element magiczny, cudotwórczy i nacjonalistyczny. Co ciekawe nasi przodkowie umieli pogodzić swoją religijność z dużą swobodą w kwestiach seksualnych (widać do było jeszcze nawet w II RP, gdzie nikogo nie gorszyło, że chłopcy świętowali maturę idąc "na kremówki" do burdelu). Polski katolicyzm aż do czasów postkomunistycznych miał więc cechy, które przyciągały do niego wiernych.



Niestety ta prawda została porzucona przez Kościół na nieszczęsnym soborze watykańskim II-gim. "Zreformowano" tam liturgię i doktrynę - z jednej strony w większym stopniu otwierając się na dialog z religiami bliskowschodnimi, afrykańskimi czy indiańskimi z drugiej, w Europie i Ameryce Północnej, upodobniono kościelną obrzędowość i duchowość do obrzędowości i duchowości wyludnionych liberalnych kościołów protestanckich. Starano się wycofać na dalszy plan wszelkie elementy przemawiające do wyobraźni prostego, białego człowieka z ludu. Tym co pozostało były nowinkarskie obrzędy przypominające taniec godowy reptalian oraz ginekologiczne przesłanie moralne - skupienie się na kwestii aborcji, antykoncepcji, in vitro czy walce z pornografią. Młody mężczyzna coraz częściej słyszał w Kościele z jednej strony, że krucjaty i wszelkie rodzaje przemocy politycznej były złe a nadstawianie drugiego policzka dobre, z drugiej dowiadywał się, że ma obowiązek harować żonę i na gromadkę obsranych dzieciaków, poświęcać im całe swoje siły a gdy spojrzy jednym okiem na obrazek z rozebraną kobietą to naraża się na niewyobrażalnie ciężki grzech. A jak szuka przyjemności seksualnej poza ścieżką małżeńsko-dziecioróbską, to grzeszy gorzej niż np. gejnerał Jarucwelski, któremu już się należał katolicki pogrzeb z udziałem ks. ks. Bonieckiego i Lemańskiego. Skutkiem tego jest odchodzenie mężczyzn od Kościoła, jego postępująca feminizacja i wyludnienie. Negatywne skutki wychodzą jednak daleko poza Kościół przekształcając się w kryzys tożsamościowy, który dotyka Europę. Z tego powodu uprawnionym wydaje się twierdzenie, że Sobór Watykański II-gi był spiskiem przeciwko duchowości Białego Człowieka.

PAMIĘĆ GENETYCZNA: Pogański święty symbol Słowian - sważyca, była wykorzystywana w propagandzie sanacyjnej II RP. Włączono ją do symboliki pułkowej - zwłaszcza pułków podhalańskich. Ówczesny obóz władzy chętnie odwoływał się do czasów naszej pogańskiej przeszłości.


***

W następnym odcinku cyklu Hyperborea - Lechina będzie mowa o archetypie Unii Europejskiej - wielkiej konfederacji plemion od Renu po Wołgę, plemion żyjących i przemieszczających się po tych terenach od tysięcy lat, o białych plamach na mapach historycznych, starych kronikach i grobowcach przedhistorycznych królów.


***

Polecam również moją powieść "Vril. Pułkownik Dowbor". 


2 komentarze:

  1. Nie ma komentarzy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo wszyscy komentują na głównym blogu - foxmulder2.blogspot.com. Ten jest tylko mirrorem

      Usuń