sobota, 16 października 2021

11: KSA

 


Ilustracja muzyczna: Wheatus - Teenage Dirtbag


Agent specjalny John O'Neil został nazwany najgorliwszym tropicielem bin Ladena i zapłacił za to najwyższą cenę. Zaczęło się w 1998 r., gdy przybył do Arabii Saudyjskiej prowadzić śledztwo w sprawie zamachów na ambasady w Kenii i w Tanzanii. Lekko się zdenerwował, gdy dowiedział się, że główni świadkowie zostali ścięci bez przesłuchania. Ale to nic. To tylko taki lokalny zwyczaj...

Po zamachu na ,,USS Cole” przybył do Jemenu na czele grupy 200 agentów FBI. Tym razem już nie miejscowe procedury prawa karnego były jego największym zmartwieniem. Śledztwo było bowiem sabotowane przez nieustannie jątrzącą i wznoszącą biurokratyczne przeszkody amerykańską ambasador Barbarę Bodine. Bardzo szybko cała ta grupa agentów wróciła do kraju. O’Neil dostał zakaz wjazdu do Jemenu. Przy okazji odkrył dowody tajnych negocjacji pomiędzy USA a Talibami dotyczących budowy rurociągu przez Afganistan oraz dowody sabotowania przez Al.-Qaedę tego przedsięwzięcia. Kiedyś prywatnie stwierdził, że Biały Dom dokonuje obstrukcji śledztwa przeciwko Saudyjczykom, że robi to z powodu interesów naftowych a Arabia Saudyjska jest centrum tej układanki.

    Tymczasem, gdy przygotowywał się do walki o intratną posadę w NSC, 19 VIII 2001 r. w ,,New York Timesie” ukazał się artykuł opisujący jak to w VII 2000 r. zgubił on walizkę z tajnymi dokumentami. Owszem zgubił, ale po godzinie odnalazł ją nienaruszoną. W każdym bądź razie o pracy w NSC nie miał już co marzyć.


   22 VIII 2001 r. opuścił FBI. Kolega załatwił mu nową pracę – szefa ochrony w WTC. Jego pierwszym dniem na nowym stanowisku był 10 IX 2001r. Następnego dnia zginął w gruzach amerykańskiego snu.

Jak wiemy Osama bin Laden był poddanym króla Arabii Saudyjskiej. Podobnie jak 15 z 19 porywaczy z 11 września. To rodziło wiele pytań dotyczących relacji tych ludzi z rządem saudyjskim. Oficjalnie byli terrorystami działającymi przeciwko królestwu, ale...


W latach 80-tych Osama bin Laden był uznawany za protegowanego księcia Turki bin Faisala -  szefa saudyjskiego wywiadu w latach 1979-2001. Dziwnym trafem książę Turki zrezygnował ze stanowiska szefa bezpieki dokładnie na 10 dni przed zamachami z 11 września. Został później saudyjskim ambasadorem w Waszyngtonie i w Londynie.

Mała dygresja: Michael Riconoscuito był przez pewien czas kultową postacią w środowisku tropicieli spisków. Ten ekspert zbrojeniowy pracował min.: nad legendarnym programem komputerowym ,,Promis”, genetycznie zmodyfikowaną bronią biologiczną i bombami paliwowo-tlenowymi. Uczestniczył w wielu aferach wywiadowczych i w końcu trafił do więzienia za rzekome posiadanie narkotyków. Twierdzi on, że w 1984 r.  wraz z Ralphem Olbergiem z CIA oraz Tedem Gundersonem – byłym szefem biura FBI w Los Angeles a później tropicielem ,pedofili-satanistów, spotkał się w z Osamą bin Ladenem występującym pod pseudonimem Tim Osman. Omawiali kwestię dostaw Stingerów i co można zrobić, by rakiety te nie działały na amerykańskie samoloty. Tim Osman został oprowadzony po bazach armii USA i Białym Domu. Riconoscuito w 1998 r. ostrzegał z więziennej celi przed zamachami na amerykańskie ambasady weWschodniej Afryce.  Wystosował też ostrzeżenie przed zamachami terrorystycznymi w 2001 roku. Jakimś cudem do jego więziennej celi docierały ściśle tajne informacje...



W 1991 r. Osama przeniósł się z Arabii Saudyjskiej do Sudanu. Po kilku latach coś Sudańczykom  zaczęło się  nie podobać w Al.-Qaedzie. Być może obawiali się amerykańskiej inwazji. W każdym bądź razie w 1996 r. zaproponowali administracji Clintona wydanie Osamy bin Ladena i kierownictwa Al.-Qaedy. Negocjacje toczyły się w III  1996 r. W ich trakcie przedstawiciele USA stwierdzili, że nie chcą bin Ladena, gdyż nie mają dowodów, by go skazać. Zgodzili się natomiast, by Osama został wydalony do jakiegokolwiek kraju trzeciego poza ... Somalią. Sudańczycy zasugerowali, że w ich kraju bin Laden jest już poddany obserwacji i można go będzie łatwiej kontrolować. Administracja Clintona zażądała jednak wydalenia go z Sudanu .Tak więc 18 V 1996 roku bin Laden wraz ze 150 ludźmi opuścił Sudan na pokładzie C-130. Zarówno Amerykanie jak i brytyjska MI-6 nie chciały też przyjąć od Sudańczyków tysięcy stron dokumentów dotyczących Al.-Qaedy. Sytuacja była co najmniej dziwna – USA wypuściły poważnego terrorystę, podczas gdy Delta Force łapało i przywoziło z workami na głowach pomniejszych narkotykowych baronów. W VI 1996 r. poddał się amerykanom Jamal Al.-Fadi, wysoko postawiony agent Al.-Qaedy od początku jej istnienia do 1995 roku. Przez specjalistów od terroryzmu został on nazwany ,,kamieniem z Rosety” służącym do poznania struktury siatki bin Ladena. Przekazał on Amerykanom największe jej sekrety i starał się uświadomić im niebezpieczeństwo. Mimo to zdaje się, że że nikt nie brał bin Ladena poważnie...

Według Grega Palasta w V 1996 r. w paryskim hotelu Rotale Moceau doszło do spotkania wysoko postawionych Saudyjczyków z przedstawicielami Al.-Qaedy. Dyskutowano tam o pomocy finansowej dla organizacji. W spotkaniu mieli brać udział min.: Khalid bin Mafuz i Adnan Kashogii – handlarz bronią, będący jedną z kluczowych postaci w ,,Iran-Contra”. Pomoc finansowa bardzo pomogła Al.-Qaedzie – to właśnie  w 1996 r. Osama bin Laden dokonuje wielkiej konsolidacji różnych muzułmańskich grupek z jego organizacją.

      W latach 1995-2001 wielu przedstawicieli saudyjskiej elity wybierało się do Kandaharu, gdzie Talibowie urządzali dla nich myśliwskie wyprawy. Książę Turki bin Faisal był amatorem takich polowań. W ich trakcie dochodziło do ważnych rozmów. 


Tymczasem Osama rozgościł się w Afganistanie, gdzie władze objęli Talibowie. Znał teren, miał koneksje wśród miejscowych, nikt go nie niepokoił, szkolił spokojnie terrorystów. Zaczął jednak irytować przywódcę talibów Mułę Omara. Nie wiemy, co dokładnie robił, ale wkurzyło to Omara do tego stopnia, że w VI 1998 r. miał zawrzeć układ z księciem Turki bin Faisalem. Układ ten sprowadzał się do wydania Saudyjczykom Osamy bin Ladena. Aż tu nagle: bum! Krwawe zamachy na ambasady amerykańskie w Nairobi i w Daar es Saalam, przed którymi notabene ostrzegał siedzący w więzieniu Michael Riconscuito, a których to ostrzeżeń odpowiednie służby nie chciały słuchać... 20 VIII 1998 r. na Afganistan spadają rakiety Cruise. Z 6 obozów szkoleniowych 4 zostały trafione z czego tylko 1 był związany z Osamą bin Ladenem. Zginęło kilku agentów pakistańskiego wywiadu oraz kilku zupełnie przypadkowych ludzi. Większość z tych obozów od dłuższego czasu była zresztą pusta. USA po raz pierwszy dokonały nalotu lotniczego przeciwko jednej osobie prywatnej. To spowodowało, że Osama bin Laden stał się bohaterem ludowym na Bliskim Wschodzie. Agenci CIA rozprowadzali wśród miejscowej ludności podobizny bin Ladena mające ułatwić jego identyfikację a które de facto wykreowały go na islamskiego idola. Telewizja Al.-Jazeera z kolei lansowała na okrągło jego przesłania. Umowa Omar-Turki nie doszła do skutku.

    W zamachy na ambasady zamieszany był pułkownik Ali Mohammed, oficer egipskiego wywiadu wojskowego i przez pewien czas instruktor w Fort Bragg. W 1994 roku został on zatrzymany w Kanadzie i wypuszczony na prośbę rządu USA. Jak się okazało był amerykańskim agentem i zarazem do 1998 roku szefem ochrony bin Ladena. Mimo posiadania takiego wspaniałego agenta Amerykanie nie próbowali zlikwidować ani schwytać szefa Al.-Qaedy. Gdy w 1999 r. Madelaine Allbright spytała szefa połączonych sztabów i miłośnika Czerwonych Chin w jednej osobie gen. Sheltona, czy Delta Force nie mogą zabić bin Ladena, Shelton wyśmiał ten pomysł i nazwał rozwiązaniem ,,rodem z Hollywood”. Od 1998 do I 2001 r.  na Oceanie Indyjskim była stale zakotwiczona łódź podwodna, gotowa w każdej chwili wystrzelić pociski Cruise w stronę bin Ladena. Od VIII do IX 2000 r. po Afganistanie latały bezzałogowe samoloty Predator inwigilujące szefa Al.-Qaedy. Clinton ze zdumieniem oglądał zbliżenia Osamy bin Ladena spacerującego po ulicach afgańskich miast. Już wtedy istniała wersja Predatora uzbrojona w rakiety.

     W XII 1997 r. agent CIA Robert Baer dowiedział się, że katarski minister spraw wewnetrznych Abdallah al-Thani gości i ochrania Khalida Szejka Mohameda, jednego z przywódców al-Kaidy. Agencja nic nie zrobiła w tej sprawie, al-Thaniemu nic się nie stało, Mohamed bez problemów opuścił Katar a informator Baera został porwany z ulicy. CIA nic tez nie zrobiła, gdy miała możliwość pojmania w Sudanie w 1998 r. Mahmmeda Atefa – szefa operacji Al.-Qaedy.

        Osama bin Laden pojawił się na amerykańskiej liście sponsorów terroryzmu dopiero w 1996 roku. Jego Al.-Qaeda na liście organizacji terrorystycznych Departamentu Stanu dopiero w 1998 roku. Na liście 10 najbardziej poszukiwanych przez FBI Osama bin Laden pojawił się dopiero 7 VI 1999 roku. W tym samym roku utworzono w FBI komórkę zajmującą się bin Ladenem. Liczyła ona od 17 do 19 osób. Więcej agentów FBI kierowała choćby przeciwko antyaborcyjnym radykałom.



W V 2001 roku gen. Colin Powell, ówczesny amerykański sekretarz stanu, przekazał Talibom 43 mln USD "pomocy dla rolnictwa". W III 2001 r. odwiedził USA specjalny wysłannik Talibów Rahatullah Hashimi. Przywiózł ze soba pięknie utkany dywan w prezencie dla prezydenta Busha. Proponował Amerykanom wydanie bin Ladena.  Tak przynajmniej twierdzi Leila Helms, córka byłego dyrektora CIA robiąca PR dla Talibów (!). W VI dowódca Sojuszu Północnego komendant Masud przekazuje Amerykanom swoje dane wywiadowcze dotyczące al-Kaidy i radzi podjąć przeciw niej natychmiastowe działania. Wcześniej wraca z Afganistanu agentka DIA Julie Sierrs. Jej raport dotyczący planowanego zamachu na Ahmeda Szacha Masuda zostaje skonfiskowany. Nikt nie chce wysłuchać jej ostrzeżeń. 9 IX 2001 r. lubiący media komendant Masud udziela wywiadu 2 arabskim ,,dziennikarzom”. Jeden z nich ma w kamerze bombę...

Niektóre kręgi w rządzie USA powoływały się na domniemane spotkanie w Pradze pomiedzy Mohamedem Attą a agentem irackiego wywiadu. Tymczasem o wiele ważniejsze dla śledztwa w sprawie 11 IX mogłoby się okazać spotkanie w Dubaiu. Po raz pierwszy sprawę tę opisało ,,Le Figaro”. Według tej gazety w dniach od 4-11 VII 2001 r. Osama bin Laden przebywał w amerykańskim szpitalu wojskowym w Abu Dhabi w związku z odbytą tam operacją nerek. Leczył go dr. Callaway, który miał mu też udzielac pomocy medycznej w 1994 i 1996 r. W szpitalu bin Ladena odwiedziła rodzina, wielu wysoko postawionych Saudyjczyków ( w tym książę Turki bin Faisal) oraz agent CIA Larry Mitchell. Mitchell miał się spotkać z Osamą 12 VII. 15 VII złożył raport w siedzibie CIA w Langley. ,,Le Figaro” wzięło te informacje najprawdopodobniej od francuskiego wywiadu.





Częściowo odtajnione dokumenty FBI wskazują, że pomocy dwóm porywaczom z 11 września udzielił jeden z pracowników ambasady saudyjskiej w Waszyngtonie. Wspomnianym dyplomatą był najprawdopodobniej Mussaed Ahmed al-Jarah. Przekazał dwóm porywaczom pieniądze i pomógł im wynająć mieszkanie. Współdziałał on przy wspieraniu al-Kaidy z Omarem al-Bayoumim, agentem saudyjskiego wywiadu. Wiele wskazuje, że pieniądze przekazane porywaczom pochodziły od księcia Bandara.



Książę Bandar był saudyjskim ambasadorem w Waszyngtonie w latach 1983-2005, a później m.in. szefem saudyjskiego wywiadu w latach 2012-2014. Jest uznawany za człowieka mocno zwesternizowanego i za przyjaciela rodziny Bushów. Przylgnął nawet do niego przydomek "Bandar Bush".


W dniu 11 IX 2001 r., rankiem odbywało się w Waszyngtonie przyjęcie zorganizowane przez firmę inwestycyjną Carlyle Group. Był na nim obecny Bush Sr. jak również brat Osamy- Shafig bin Laden. W chwili gdy samoloty rozbijały się o wieże WTC, stali oni wszyscy przed telewizorem. Prezesem grupy był wówczas Frank Carlucci – były wysoki ranga oficer CIA i sekretarz obrony w latach 1987-1989. Innym poważnym udziałowcem był przełożony Carluciego z CIA – George Herbert Walker Bush. We władzach spółki zajmował też ważną pozycję James Baker III – sekretarz stanu za rządów Busha Sr. W 2001 roku ważnymi udziałowcami byli też bin Ladenowie. (Sprzedali później swoje udziały pod wpływem prasowej nagonki.) Wiemy o dwóch wizytach Busha Sr. w  rodowej siedzibie bin Ladenów w Arabii Saudyjskiej w 1998 i w 2000 r. Starszy Bush dementował fakt drugiej wizyty, ale jakiś złośliwiec znalazł notkę od bin Ladenów z podziękowaniami za odwiedziny i alibi szlag trafił.

W czasie, gdy gruz po wieżach WTC jeszcze się dopalał a całe lotnictwo cywilne było ,,uziemione”, pozwolono wylecieć ze Stanów krewnym Osamy bin Ladena i innym tajemniczym Saudyjczykom. W dniach od 13 do 19 IX 2001 przewożono ich do Teksasu – stamtąd wylatywali do Waszyngtonu a później za granicę. 13 IX w Tampie na Florydzie z hangaru należącego do korporacji zbrojeniowej Raytheon (której pracownicy znajdowali się dziwnym trafem na liście mailingowej Mohameda Atty) wytoczył się odrzutowiec Lear, który zabrał na pokład saudyjskiego księcia, wzbił się w powietrze – mimo zakazu lotów i wylądował w Lexington w Kentucky, gdzie książę maił swoje stajnie. Po krótkim pobycie w tym miejscu Saudyjczyk odleciał do swej ojczyzny.

Cofnijmy się jednak o kilka lat...




26 II 1993 roku na parkingu  WTC eksplodowała wypełniona materiałami wybuchowymi ciężarówka. 6 osób zginęło, około 1000 było rannych. Terroryści planowali wysadzić w powietrze jeden z głównych filarów wspomagających konstrukcję budynku, tak by jedna z wież przewróciła się na drugą. I udałoby się to im, gdyby nie popełnili błędu w obliczeniach i w związku z tym zaparkowali w innym miejscu.  Szybko aresztowano podejrzanych. Przywódcą komórki był ślepy szejk Omar Abdul Rahman – Egipcjanin zamieszany w zabójstwo prezydenta Sadata w 1981 r. Kilka lat wcześniej pomagał CIA werbować Mudżahedinów do Afganistanu. Przybył swobodnie do USA, mimo że otwarcie głosił swe zamiary: obalenie rządów Egiptu i Stanów Zjednoczonych. W III 1990 r. w ambasadzie amerykańskiej w Chartumie agent CIA udający urzędnika konsularnego przyznał mu wizę turystyczną. Gdy przebywał już w Stanach w XI 1991 r. z powodu uchybienia proceduralnego odebrano mu wizę. Mimo to pół roku później INS nagrodził go zieloną kartą. Stało się tak pomimo ostrzeżeń wywiadu egipskiego, który przekazał Amerykanom wszelkie możliwe informacje o Rahmanie. W XI 1992 r. w Egipcie powiązani ze ślepym szejkiem terroryści ostrzelali z karabinów maszynowych autokar pełen turystów. Na imigracyjnym nie zrobiło to najmniejszego wrażenia.


     Dla Rahmana to było za mało. Postanowił uderzyć w Stanach Zjednoczonych. 5 XI 1990 r. Egipcjanin El Sayid Nosair zastrzelił w Nowym Jorku skrajnie prawicowego żydowskiego bojówkarza – rabina Meiera Kahane. (Który kiedyś skonfrontował się na schodach siedziby ONZ z G.H. Bushem oskarżając go o prosowieckość.)  FBI uznało, że Nosair działał sam, mimo że informator widział go 2 dni wcześniej jak rozmawiał z Rahmanem. Adwokata Nosairowi zapewnił Osama bin Laden. W czasie śledztwa zabezpieczono wiele dokumentów opisujących strukturę nowojorskiej komórki, organizacje Al.-Qaedy i plany zamachu na WTC. Dokumenty te przetłumaczono dopiero po 3 latach. Aresztowano wielu ludzi zamieszanych później w pierwszy zamach na WTC, ale jak przyznał anonimowy informator z FBI : ,,Kazano nam ich wypuścić.” Dodał też, że ślepy szejk cieszył się w USA taką protekcją, gdyż był w USA ,,pod sztandarem bezpieczeństwa narodowego, Departamentu Stanu, CIA i NSA.”

    1 IX 1992 r. przybyło do Nowego Jorku dwóch agentów Al.-Qaedy – Ramzi Yousef i Ahmed Ajaj. Ajaj został aresztowany na lotnisku, gdyż w jego walizce znaleziono: fałszywe paszporty i dowody tożsamości, kartkę z poradami jak oszukać INS, 4 notesy z przepisami na bomby, 6 podręczników budowy bomb, 4 kasety wideo poświęcone broni i zaawansowany podręcznik zwiadu. Został oskarżony tylko o posiadanie fałszywego paszportu i trafił do więzienia na 6 miesiecy. Mimo to w celi nadal się kontaktował z Ramzim Yousefem – bratankiem Khalida Szejka Mohammeda, uważanym za głównego organizatora pierwszego zamachu na WTC. Gazeta ,,Village Voice” podała w 1993 r., że Ajaj był informatorem Mossadu. Co ciekawe Yousef był podejrzewany z kolei o bycie informatorem wywiadu irackiego. Dokumenty znalezione przy Ajaju przetłumaczono dopiero 3 lata później. I w dodatku błędnie. Jedna z publikacji nosiła tytuł ,,Al.-Qaeda” co przetłumaczono jako ,,Główna zasada.”

      Najciekawsza jest jednak historia Emada Salema. Był on sierżantem armii egipskiej i informatorem FBI w nowojorskiej komórce Al.-Qaedy. Poinformował FBI o planie wysadzenia WTC. Co więcej zaproponował im, że zamieni materiał wybuchowy na nieszkodliwy proszek. FBI nie była zainteresowana tą propozycją. Jak widać już przy okazji pierwszego zamachu na WTC działały pewne mroczne siły pilnujące, by zamach się udał. Jednakże okazał się on klapą. Ramzi Yousef stanął przed amerykańskim sądem. Gdy przewożono go śmigłowcem nad Nowym Jorkiem, spojrzał na wieże WTC i powiedział: ,,Następnym razem to będzie bardziej precyzyjne.”

***

W następnym odcinku serii "11": pakistańskie disco.

***

Seria 11 nie jest poświęcona "hologramom uderzającym w WTC" i "widmowym samolotom". Technikalia zostawiam innym. Tutaj zajmuję się kwestią o wiele ważniejszą: wewnętrznemu wrogowi w USA. 

Przez ostatnie kilka lat przekonywano nas, że tym wewnętrznym wrogiem jest Trump i jego zwolennicy. Trump działający w porozumieniu z Rosją. Jako przykład niebezpiecznych rosyjskich związków amerykańskiego prezydenta wskazywano to, że Paul Manafort - wynajęty przez niego ekspert od prowadzenia kampanii wyborczych - robił wspólne interesy na Ukranie z niejakim Konstantinem Kilimnikiem. Kilimnik był przedstawiany jako agent GRU. Nie da się oczywiście wykluczyć, że nim nie był, ale oznaczałoby to wówczas, że zinfiltorwana została nie tylko kampania Trumpa, ale też amerykańskie służby wywiadowcze. Okazuje się bowiem, że Kilimnik - były amerykański żołnierz! - był cenionym źródłem informacji dla ambasady USA w Kijowie. Blisko współpracował też z Międzynarodowym Instytutem Republikańskim związanym m.in. z senatorem Johnem McCainem. Kilimnik był więc amerykańskim agentem w Rosji i na Ukrainie. Związki z amerykańskimi lub sojuszniczymi służbami wywiadowczymi mają niemal wszyscy, których te same służby wskazywały jako uczestników "Russiagate". Łącznie z Olegiem Deripaską, który pomagał FBI wyciągać jej agentów z Iranu. 

(Notka dla rosyjskich trolli: Putin eta predatiel)

A teraz ciekawostka o obecnej ekipie w Białym Domu: W 1994 r. na adres senatora Joe Bidena przyszedł krótki list, w którym znalazło się sformułowanie: "Senatorze Biden, jest Pan zdrajcą". List został podpisany przez Johna F. Kennedy'ego Jra - prezydenckiego syna, który zginął w "katastrofie" lotniczej w 1999 r. Oczywiście prawdziwość tego podpisu jest kwestionowana.

***
Bill Clinton w szpitalu w związku z sepsą, której nabawił się w "kontekście urologicznym". Ciekawe jak się jej nabawił? Pamiętajmy, że nikt nie ma takiej wiedzy o Hillary jak on. 

***

Myślę, że scenariusz znany z filmu "Matrix" ominie ludzkość. Bo po prostu Timmermans wraz z kolegami globalistami wyłączy prąd swoim pakietem Fit for 55 i podobnymi programami przymusowej obniżki standardu życia. Obca sztuczna inteligencja straci w ten sposób szansę na opanowanie Ziemi. Bo nie może działać bez prądu. Szach mat! :)


sobota, 9 października 2021

11: Atta

 


Ilustracja muzyczna: Beastie Boys - Sabotage


Able Danger był pionierskim programem data-miningu realizowanym przez amerykański wywiad wojskowy DIA. W ramach niego przekopywano się przez bazy danych, by znajdować powiązania między różnymi podejrzanymi osobnikami i identyfikować przyszłe zagrożenia. (Współcześnie tego typu usługi amerykańskim służbom zapewniają takie firmy jak Palantir czy polska spółka Data Walk.) Program był skuteczny. Nawet aż za bardzo. Wykrył bowiem powiązania oficjeli administracji Clintona ze sprzedażą technologii wojskowej do Chin oraz ostrzegał przed możliwym zamachem na amerykański okręt w porcie w Adenie w październiku 2000 r.  Able Danger zdołał również zidentyfikować w 2000 r. komórkę Al-Kaidy na Brooklynie w skład której wchodziło 4 przyszłych porywaczy z 11 września - w tym Mohammed Atta. Atta został 13 razy zidentyfikowany przez ten program jako potencjalny terrorysta. Jego zdjęcie oraz zdjęcia 3 innych porywaczy pojawiły się na schemacie powiązań terrorystycznych przedstawionym podczas briefingu w Pentagonie w 2000 r. Ppłk Anthony Shaffer, oficer wywiadu wojskowego związany z programem Able Danger, twierdził później, że jakiś dwugwiazdkowy generał zakazał mu drążenia tematu Atty. Nie tematu tej konkretnej komórki Al-Kaidy, tylko tematu Atty. (Oczywiście DIA wszystkiemu później zaprzeczyła a rządowa komisja oczyściła ją z zarzutów.) Dyrektorem DIA w latach 1999-2002, czyli w czasie interesujących nas wydarzeń, był admirał Thomas Wilson - człowiek służący w tej agencji od 1969 r.


Co robił na Florydzie Atta ? Większość z was odpowie: uczył się latać. Problem w tym, że miał już z pół tuzina licencji pilota z różnych krajów. W szkole lotniczej Huffaman Aviation traktowano go z honorami instruktora lotnictwa a nie jak ,,żóltodzioba”. Odwiedził on 3 szkoły lotnicze na Florydzie, 1 w Oklahomie i 1 nieznaną szkołę lotniczą.Na jego liście e-mailowej znajdowały się adresy wielu pracowników amerykańskiego i kanadyjskiego przemysłu zbrojeniowego – ludzie, którzy min. pracowali przy bombowcu B2.

           Po 11 IX zaczęły się pojawiać dziwne oświadczenia ze strony armii amerykańskiej. Tak więc płk Ken McClellan – rzecznik prasowy bazy Maxwell-Gunter w Montgomery w Alabamie, twierdził, że Atta uczęszczał na kurs prowadzony w jego bazie. Ahmed Alnami, Ahmed Alghamdi i Saed Alghamdi szkolili się ponoć w bazie sił powietrznych Pensacola na Florydzie. To był też ich adres na prawach jazdy. Saed Alghamdi uczęszczał do Defence Language Institute w Monterey w Kalifornii. Z kolei Abdulaziz Alomari do Brooks AFB Medical School w San Antonio. Armia później bardzo szybko wycofała się z tych oświadczeń, twierdząc, że chyba chodziło o inne osoby. Jak dotąd nic nie powiedzieli o personaliach tych osób. Kilku świadków widziało ponadto Attę na przyjęciu w bazie Maxwell.

Niemiecka prasa donosiła na jesieni 2001 r., że Atta był stypendystą  programu Bundestagu i amerykańskiego Kongresu. To w jego ramach miał przybyć na Florydę. Organizacja, która zarządza programem w Niemczech to Carl Duisberg Gesellschaft – w USA Carl Duisberg Society. Jest ona zarejestrowana na United Nations Plaza w Nowym Jorku a w skład jej  władz wchodził Henry Kissinger.

Venice to małe miasteczko na zatokowym wybrzeżu Florydy w pobliżu Sarrassoty. Posiada drugą najstarszą populację w USA. Stało się znane po 11 IX 2001 r. gdy okazało się, że  ,,uczyło się tam latać” 3 z 4 terrorystów pilotujących porwane samoloty. Czego szukali terroryści wśród emerytów? W Venice istnieją 2 małe lotniska lotniska zbudowane w latach 40-tych przez armię USA do celów szkoleniowych.  W czasie wojny wietnamskiej szkolili się tam min. piloci słynnej linii ,,Air America” – prywatnych sił powietrznych CIA uczestniczących w tajnej wojnie w Laosie. W latach 80-tych lotniska w Venice odgrywały pewną rolę w konfliktach w Ameryce Środkowej i w Iran-Contra. Venice znajdowało się nawet na sowieckich mapach celów przeznaczonych do zniszczenia w wojnie atomowej. Jeszcze dziś mieszkańcy okolic lotniska są czasem budzeni o 3:00 w nocy przez śmigłowce Blackhawk zostawiające na płycie lotniska jakieś dziwne pakunki. Czasem też można zobaczyć na niebie 5000 białych czasz spadochronów- czyli 101-szą Powietrznodesantową na manewrach.

        W 1999 r. założyło tam szkoły latania dwóch obywateli holenderskich: Rudi Dekkers i Arne Kruithof. Wyszkolili 800 zagranicznych studentów – z czego aż 200 z krajów arabskich. ,,Studiowali” tam min.: Atta i Marwan Alshehhi. Atta był czasem widywany razem z Dekkersem. Pikanterii całej historii dodaje fakt, że obydwaj Holendrzy stali się ofiarami dziwnych wypadków lotniczych – Kruithof w VII 2002 a Dekkers w I 2003r.

          Przygody 2 Holendrów nie są jednak aż tak podejrzane jak osoba Wally’ego Hilliarda – ich partnera biznesowego i człowieka, który był faktycznym właścicielem szkół lotniczych w Venice. Ten były agent ubezpieczeniowy i samozwańczy mormoński biskup miał wyjątkowy dar nawiązywania znajomości. W swych kontaktach handlowych stykał się zarówno z telewizyjnym ewangelistą Jerrym Fallwellem jak i ... z Fidelem Castro – akurat na tą znajomość miał wpływ fakt, że Hilliard prowadził jedyną prywatną linię lotniczą łączącą Florydę z Hawaną. Hillard robił też poważne interesy z Trumanem Arnoldem – jedną z czołowych postaci w  aferze ,,Whitewater” a przy okazji skarbnikiem Partii Demokratycznej za Clintona. 



           Hilliard przyjaźnił się też z republikanami. Sekretarz Stanu Florydy Katharine Harris publicznie zachwalała jego linię lotniczą ,,Florida Air” w czasie, gdy ta firma znajdowała się na krawędzi bankructwa. Podobnie czynił gubernator Jeb "Low Energy" Bush. ,,Florida Air” prowadzi nas z kolei do  pewnego przekrętu. W Orlando na Florydzie szkoła lotnicza Airline Training Academy (ATA) brała od studentów wysokie opłaty za kursy, po czym pieniądze znikały a kursów nie było. Oszukani studenci odkryli, że ATA sprzedała spółkę ,,Discover Air” spółce ,,Sunrise Air”  należącej do Hilliarda. Obie firmy wkrótce zbankrutowały, podobnie jak powiązana z nimi ,,Florida Air”. Okazało się też, że ,,Sunrise Air” należało do ATA, czyli firma ta sprzedała sama sobie ,,Discover Air”. Gdy przyjrzeć się skomplikowanym powiązaniom finansowym, można odnieść wrażenie w tym szwindlu Hilliard trzymał każdą nić w ręku. Mimo 4 a nawet 5 bankructw jego firm cieszył się podejrzaną wyrozumiałością u Katharine Harris i Jeba Busha. Z urzędowych stron internetowych na Florydzie zniknęły wszystkie dokumenty związane z wymienionymi sprawami. Dokumenty szkół lotniczych z Venice tuż po 11 IX zostały wywiezione na pokładzie rządowego C-130 przewożącego Jeba Busha.

      Nie tylko przekręty w branży lotniczej i terroryści pojawiali się tam gdzie Hilliard prowadził działalność. W VII 2000r. – w tym samym miesiącu, gdy Atta i Alsehhi zaczęli uczęszczać do szkoły Rudiego Dekkersa – oddział DEA na lotnisku w Orlando dokonał szturmu na stojący tam odrzutowiec Lear. W środku zajęto 43 funty czystej heroiny. Był to jeden z największych narkotykowych łupów, jakie przejęto w środkowej Florydzie. Odrzutowiec należał do Hilliarda. Na początku tego podrozdziału wspomniałem o powiązaniach lotniska w Venice z ,,Air America” i Iran-Contra. Istnieją bardzo silne poszlaki łączące te dwie operacje CIA z handlem narkotykami. Czy te powiązania sprowadziły Attę na Florydę? Tony Blair powiedziłał, że ,,Al.-Qaeda to organizacja mająca związki ze światową siatką...” Światową siatką czego? Szwindli finansowych, handlu narkotykami i szkolenia terrorystów?

W aferze Iran-Contra miał też poważny udział Salem bin Laden, brat Osamy bin Ladena. Był on jednym z najbliższych przyjaciół króla Arabii Saudyjskiej Fahda. Wykonywał dla swego kraju najdelikatniejsze misje. Był tez partnerem biznesowym rodziny Bushów. W 1980 r. zachodziła poważna obawa, że ajtollahowie wypuszczą amerykańskich zakładników tuż przed wyborami, co może niezasłużenie nagrodzić Jimmy’ego Cartera. Carter był słabym prezydentem, ale to mogło go podratować. Najbardziej tym zaniepokojony był oczywiście kandydat na wiceprezydenta George H. W. Bush. Doszło więc do tajnych rozmów z Irańczykami w Paryżu. Po stronie bushowskiej miał w tym uczestniczyć niejaki John F. Kerry. Pośrednikiem w negocjacjach był Salem bin Laden. Tak przynajmniej twierdził francuski wywiad. W każdym bądź razie zakładników wypuszczono dopiero po wyborach, które Carter przegrał. A Bush otarł się o prezydenturę, gdy kula Hinckleya trafiła prezydenta Reagana.


     Później Salem bin Laden uczestniczył w Iran-Contra pośrednicząc w dostawach broni dla Iranu i pieniędzy dla Contras. W 1988 r. uratował od bankructwa firmę George’a W. Busha – Harken Energy. Innym inwestorem był Khalid bin Mafuz. Ten saudyjski biznesmen był wielokrotnie oskarżany o udział w aferze BCCI ( o której szerzej w innym miejscu) i hojne wspieranie Al.-Qaedy. Wkrótce po tym finansowym zastrzyku Harken Energy dostała też intratny kontrakt w Arabii Saudyjskiej. W 1992 r. FBI badała powiązania pomiędzy Georgem W. Bushem a Jamesem Bathem – pełnomocnikiem Salema bin Ladena w USA. Sprawdzano, czy powiązania te mogły lub mogą wpłynąć na politykę zagraniczną USA. Jak dotąd nie wiadomo co ustaliła FBI...Te powiązania były jednak niebezpieczne. Przekonał się o tym Salem bin Laden w 1988 roku, gdy lecąc małym samolotem nad Teksasem wpakował się na linię wysokiego napięcia.

Wróćmy jednak do głównego wątku - historii Mohameda Atty...


Niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego, że Atta miał amerykańską dziewczynę. Blondwłosą striptizerkę Amandę Keller. Dotarł do niej spiskolog Daniel Hopsicker. Zapewne o niej nie słyszeliście, gdyż po tuż po 11 IX powiedziała dla prasy tylko : ,,Naprawdę nie mogę o tym mówić, bo będę miała kłopoty.” Zupełnie jak Marina Oswald. W każdym bądź razie żyła z Attą przez 2 miesiące. Sąsiedzi wspominają, że prawie co noc gdzieś wychodzili. Jeśli wierzyć Amandzie Keller, Atta był wielkim imprezowiczem. Na balangach wlewał w gardło ogromne ilości alkoholu i  wciągał do nosa kokainę. Zawsze dbał o najlepsze ciuchy i modną fryzurę. Kelnerka z baru w Venice, gdy zobaczył go z kumplami w jej lokalu, uznała że to mafiosi – wskazywać miało na to ich zachowanie i ogromne ilości złota, którym byli obwieszeni. Panna Keller wspomniała też, że Atta lubił wieprzowinę z grilla – nieoczekiwane jak na islamskiego fanatyka.

    Ten islamski imprezowicz miał też fioła na punkcie ,,Beastie Boys” – słuchał ich na okrągło. Wyznał raz nawet swojej amerykańskiej dziewczynie, dlaczego był takim fanem. Opowiedział jak 9 lat wcześniej poznał we Francji pewną dziewczynę, która zaszła z nim w ciążę. Jego synek – owoc tego związku- bardzo lubił ,,Beastie Boys”, więc Atta też stał się ich fanem. Dopełnieniem tego niech będzie to, że Atta często się szwędał razem z  kumplem z Monachium – niejakim Wolfgangiem , raz nawet ich wyrzucili z restauracji ,,Hooters” za obmacywanie kelnerek...

Ilustracja muzyczna: Haddaway - What is love

      Atta nie był jedynym ,,fałszywym abstynentem” w grupie porywaczy. W 1999 r. Daine i John Albritonowie wielokrotnie zgłaszali na policję ( a nawet do CIA!) podejrzane zachowanie ich sąsiadów, czyli Wleeda Alshehri i Ahmeda Alghamdi. Zawsze się kręciło w okolicy mnóstwo obwieszonych złotem Arabów. Wzdłuż całej ulicy zaparkowane były nowiutki BMW. Przez długie godziny przed domem porywaczy stał czarny van,  w którym jacyś osobnicy obsługiwali urządzenie radiowe. W samym domu domu odbywały się dzikie imprezy. Podczas jednej z nich jakaś panienka strzelała w powietrze. Sąsiedzi myśleli, że ci Arabowie to narkotykowi dealerzy. Co ciekawe mieszkali oni o rzut kamieniem od siedziby CIA...

        10 IX 2001 r. trzech porywaczy wydało 200 USD na striptizerki w klubie ,,Pink Pony” na Florydzie. FBI przesłuchiwało też świadków z barów ze striptizem w kilu miejscowościach stanu New Jersey. 4 terrorystom z Bostonu : Marwanowi Alsheri, Fayezowi Rashidowi  Ahmedowi, Mohamedowi Alsheri  i Satamowi Suqami prostytutki dostarczał jeden z krewnych Osamy bin Ladena. W 1998 r. porywacz Hani Hanjour mieszkał z amerykańskim muzułmaninem i jednocześnie informatorem FBI Aukaii Collinsem. Collins wspomina, że Hanjour nie był nawet umiarkowanym muzułmaninem, nie uczęszczał do meczetu i nie potrafił nawet przeliterować słowa ,,jihad”.

Wróćmy jednak do Mohameda Atty. Amanda Keller w końcu go rzuciła i kazała mu się wyprowadzić ze swego mieszkania. Miała w domu kotkę i 9 kociąt. Pewnego dnia, gdy wróciła do domu zobaczyła kotkę przybitą nożem do kuchennego stołu i porąbane szczątki kociąt rozrzucone po całym apartamencie. Wyprowadziła się z miasta jeszcze tego samego dnia...

Kilka tygodni przed zamachami z 11 września Atta wypróbowywał samochód w salonie. Skarżył się dealerowi: "Daj spokój, wolałbym uderzyć tym autem w jakiś budynek, niż je kupić!".

***

W następnym odcinku: pustynne królestwo.

sobota, 2 października 2021

11: FBI/NSA

 


Ilustracja muzyczna: Eminem - Without Me

 ,,Żartowaliśmy, że w FBI jest szpieg Al-Qaedy.” - Coleen Rowley, agentka FBI


16 VIII 2001 r. aresztowano w Minnesocie urodzonego we Francji Marokańczyka Zacariasa Moussaoui. Uczył się latać w jednej z miejscowych szkół pilotażu. Wzbudził podejrzenia nauczycieli, gdy zaczął im zadawać pytania w stylu : ,,Ile paliwa zabiera Boeing 747? Ile wyrządzi szkody jego uderzenie w budynek? Ilu ludzi zginie?”. Mimo, że miał pochodzić z Francji, nie reagował, gdy zwracano się do niego po francusku. Agenci FBI przejęli jego laptopa, lecz nie mogli uzyskać pozwolenia, by go przeszukać. Robili co mogli i nic. Jakieś mroczne siły im przeszkadzały. Na początku IX 2001 r. konsultantka prawna w biurze FBI w Minneapolis – Coleen Rowley  napisała 13-sto stronicowe memo, w którym stwierdziła, że wysoko postawiony agent FBI w Waszyngtonie blokuje śledztwo i posunął się nawet do tego, by zmienić tekst jej pisma z prośbą o przeszukanie laptopa Massaouiego. Użyła w nim słów: ,,sabotaż”, ,,blokowanie”, ,,niewłaściwe polityczne przyczyny”, ,,celowo zduszono”, ,,prześladowano” oraz ,,nie całkiem uczciwe.”

Tymczasem agenci z Minnesoty po przesłuchaniu Massaouiego zachowywali się jak po wypiciu beczki kawy. Wiedzieli, że terroryści chcą porwać samolot i rozbić go o jakiś budynek. Jednakże ktoś z Waszyngtonu nie pozwalał im zbadać kluczowego dowodu. Żartowali sobie o ,,krecie Al.-Qaedy w kwaterze głównej FBI.”   W VIII 2001 roku Francuzi przekazali Amerykanom dane o Massaouim jednoznacznie wskazujące, że był on niebezpiecznym terrorystą. Jednakże według FBI ,,były one zbyt niejasne”, by wydać nakaz przeszukania laptopa. Dalsze dane Francuzi przekazali 5 IX podczas spotkania w Paryżu dotyczącego terroryzmu – i znowu nic.  We IX-X 2000 r. Massaoui uczestniczył w spotkaniu terrorystów w Malezji. Byli tam obecni Atta i Ramzi bin Al.-Shibh. Mimo wysiłków malezyjskiego wywiadu, CIA wydawała się nie okazywać zainteresowania tym wydarzeniem. Dzisiaj utrzymuje się, że Massaoui miał być 20-stym porywaczem i brać udział w przejęciu kontroli nad lotem 93. Wychodzą na jaw jego coraz większe związki pozostałymi porywaczami. Staje się też jasne, że gdyby w porę odczytano zawartość jego laptopa, można by zapobiec zamachom z 11 IX. Ale komuś zależało, by do nich doszło.

W X 1998 r. dwaj agenci FBI z biura w Chicago: Robert Wright i John Vincent prowadzili śledztwo w sprawie Yasina al-Qadi  - saudyjskiego biznesmena powiązanego z Osamą bin Ladenem. Al-Qadi przekazał min.: 820 000 $ Hamasowi i finansował obozy szkoleniowe dla terrorystów ... w Kansas i Minnesocie. Niestety przełożeni utrudniali im śledztwo. Zakazali dokonywać nowych aresztowań i otwierać nowych wątków. W I 2001 r. wbrew protestom Wrighta zamknęli śledztwo. Skomentował on to następująco: ,,11 IX jest bezpośrednim rezultatem niekompetencji jednostki ds. międzynarodowego terroryzmu FBI. Absolutnie nie mam żadnych wątpliwości w tej sprawie.” Ale to jeszcze nie konie perypetii agenta Wrighta. 21 III 2000 r. został oskarżony o niszczenie reputacji kolegi z FBI -  agenta Jamala Abdul-Hafiza. Abdul-Hafiz wyraźnie sabotował śledztwo w sprawie Yasina Al.-Qadi. Gdy dostał polecenie nagrania rozmowy z podejrzanym o wspieranie islamskich radykałów profesora z Florydy, odmówił twierdząc, że ,,nie będzie podsłuchiwał muzułmanów.” Wobec tego agent Wright złożył skargę. Poparli ją inni agenci i prokurator Mark Flessner. Niestety Abdul-Hafiz awansował i został wysłany do Arabii Saudyjskiej. FBI zaczęła natomiast grozić Wrightowi.Wobec tego napisał on 9 VI 2001 r. memo,  w którym stwierdzał:

      ,,Wiedząc to, co wiem, mogę powiedzieć, że dopóki obowiązki śledcze w sprawie międzynarodowego terroryzmu nie zostaną przeniesione z FBI, nie będę czuł się bezpiecznie. (...) FBI udowodniło w ciągu ostatniej dekady, że nie może zidentyfikować i zapobiec aktom terroryzmu przeciwko USA i ich obywatelom w kraju i za granicą. Nawet gorzej, nie ma praktycznie żadnych wysiłków ze strony FBI w celu zneutralizowania znanych i domniemanych międzynarodowych terrorystów na terenie USA.” Mocne słowa. Ale to nie koniec. 30 V 2002 r. agent Wright odbył konferencję prasową. Zaprotestował przeciwko zakazowi publikacji nałożonemu na niego przez Biuro. Napisał książkę o swych perypetiach, ale FBI zakazała mu ją nawet komukolwiek pokazywać. W czasie konferencji omawiając działania FBI użył słów: ,,zapobiegło’, ,,zdusiło”, ,,dokonało obstrukcji”, ,,zagroziło”, ,,szykanowało”, ,,odwet”. Zasugerował też, że rząd USA szkolił Hamas w obozach Yasina al-Qadi. Uczono tam hamasowców min.: jak wysadzać w powietrze autobusy.


David Schippers był znanym prawnikiem, szanowanym konserwatywnym działaczem i jednym z kongresowych śledczych w sprawie impeachmentu Clintona. Nic więc dziwnego, że to właśnie z nim w VIII 2001 r. skontaktowało się kilku agentów FBI z biur w Chicago i Minnesocie. Powiadomili go o nadchodzącym wielkim ataku terrorystycznym na Dolny Manhattan. Twierdzili, że wpadli na trop przygotowań, ale przełożeni kazali im się trzymać z daleka od tej sprawy. Agenci ci działali w rejonie Chicago i Minneapolis, więc mogli się zetknąć z podobnymi dylematami Petera Wrighta i Coleen Rowley. Jednakże nawet Schippers nie potrafił zainteresować władz ich rewelacjami.



1 VIII 2001 r. aktor James Woods leciał lotem 1-szej klasy, gdy zwrócił uwagę na 4 podejrzanie zachowujących się Arabów. Poza nim byli oni jedynymi pasażerami  podróżującymi w 1-szej klasie. Porozumiewali się między sobą szeptami. Zgłosił to. Po 11 IX FBI powiadomiło go, że ci 4 Arabowie byli porywaczami wykonującymi rekonesans. Były też wcześniej zgłoszenia podobnych grup Arabów robiących zdjęcia kabin samolotów i ogólnie zachowujących się podejrzanie na pokładzie.

   Dr Gareth Nicholson i jego żona dr Nancy Nicholson to specjaliści od mikoplazmy i Syndromu Wojny w Zatoce. Ostrzegli oni armię USA, że 11 IX 2001 r. dojdzie do ataku terrorystycznego na Pentagon. Informację te uzyskali od oficerów wywiadu, członków mafii i wysoko postawionego afrykańskiego dyplomaty. Swoje ostrzeżenie złożyli na ręce Inspektora Generalnego Korpusu Medycznego Armii USA oraz do Narodowej Rady Bezpieczeństwa. 

Ostrzegali też agenci obcych służb wywiadowczych: Brytyjczycy, Izraelczycy, Niemcy, Włosi, Filipińczycy itp. Ostrzegał król Jordanii i prezydent Egiptu. Ostrzegali nawet Talibowie. W VII 2001 r. ich minister spraw zagranicznych Wakilahmed Muttawakil przekazał Amerykanom informacje mówiącą, że wkrótce dojdzie w USA do wielkich zamachów terrorystycznych, w których zginą tysiące ludzi.



W 1999 r. CIA i NSA zainstalowały w Afganistanie urządzenia podsłuchujące radiową komunikację Al.-Qaedy. W II 2001 r. Richard Sale, korespondent agencji UPI, relacjonując proces terrorystów z  siatki bin Ladena stwierdził, że NSA złamała szyfr tej organizacji. Nawet jeśli ludzie z Al.-Qaedy czytali tę relacje i zmienili szyfr w lutym ,to w niczym nie usprawiedliwia to służb wywiadowczych, gdyż nad planem zamachów z 11 IX pracowano od co najmniej kilku lat. Latem 2001 r. NSA podsłuchała rozmowę telefoniczną pomiędzy Khalidem Szejkiem Mohamedem a Mohamedem Attą. Na początku września z kolei podsłuchano telefoniczną pogawędkę Abu Zubaidy – szefa operacji Al.-Qaedy na USA. W przededniu ataków nagrano dwóch arabskich terrorystów mówiących : ,,Oglądaj jutro wiadomości”, ,,Jutro jest godzina zero”, ,,Jutro wielki mecz.” 9 IX 2001 r. bin Laden zadzwonił do matki i powiedział jej, że pojutrze usłyszy wielką wiadomość a potem długo nie będą się kontaktować. Wywiad jordański przechwycił z kolei w sierpniu wiadomość Al.-Qaedy mówiącą o rychłym ataku w USA z użyciem samolotów. Król Abdullah niezwłocznie powiadomił o tym Amerykanów.


Szef CIA George Tenet upierał się, że o planie zamachów z 11 IX wiedziało 3 a może 4 ludzi.  Tymczasem, gdy amerykańskie wojska wkroczyły do Kabulu, odkrywały w domach Al.-Qaedy sfałszowane wizy, wykazy szkół lotniczych na Florydzie i dokumenty dotyczące symulatorów lotów. Afgańczycy odkryli  na ścianie wewnątrz jednego z kabulskich gmachów wielki diagram dotyczący ataków na wieżowce z użyciem samolotów. Budynek ten był centrum operacji Al.-Qaedy.

Jak wiemy z poprzedniego podrozdziału, na kilka dni przed 11 IX 2001 r. wielu terrorystów wydzwaniało do siebie nawzajem  przekazując wiadomość: ,,Oglądaj jutro wiadomości!”. Niektórzy z nich swoją gadatliwością mogli zaprzepaścić plan. Niektórzy mogli też próbować ostrzec Amerykanów. I tak na początku września 2001 r. ktoś wysłał list do stacji radiowej na Kajmanach, w którym pisał, że ,,ci Afgańczycy, co się dostali do Stanów, są tam nielegalnie” i ,,chcą porwać samolot.” W VIII 2001 r. więzień jednego z florydzkich zakładów penitencjarnych Walid Arkeh ostrzegł FBI, że terroryści chcą dokonać zamachu na WTC. Informację tę miał uzyskać od 3 bojowników Al.-Qaedy, z którymi siedział w brytyjskim więzieniu.  Po 11 IX Arkeh dosłownie rozpłynął się w powietrzu a jego dane osobowe zniknęły z  zarządu amerykańskich więzień.

 FBI poważnie badało sprawę ochroniarza ze Seatle – pochodzenia bliskowschodniego – który na początku września zawiadomił kumpla, że terroryści uderzą wkrótce w USA. W tym samym czasie w jednym z nowojorskich meczetów instruowano wiernych, by trzymali się z dala od Dolnego Manhattanu. 6 IX 2001 r. Antoinette Di Lorenzo, nauczycielka angielskiego prowadziła zajęcia z dziećmi imigrantów z Pakistanu. Jedno z nich ciągle wyglądało przez okno, by się przyjrzeć wieżom WTC. Spytane, dlaczego to robi, odpowiedziało: ,,Te wieże za tydzień nie będą stać”. FBI potwierdziło tę historię.




Przypomnijmy: dyrektorem FBI w chwili zamachów z 11 września 2001 r. był Robert Mueller, późniejszy specjalny prokurator starający się znaleźć jakiekolwiek brudy mogące doprowadzić do impeachmentu Trumpa. Stanowisko objął on jednak dopiero 4 września (więc brał udział głównie w tuszowaniu okoliczności zamachów - a miał w tym już doświadczenie przy okazji Lockerbie). 




Od 25 czerwca do 4 września 2001 r. p.o. szefa FBI był Thomas Pickard, agent zaangażowany wcześniej m.in. w sprawę zamachu na WTC z 1993 r. i katastrofy/zamachu na lot TWA 800 w 1996 r.




Jego poprzednikiem w fotelu szefa FBI był Louis Freeh, pełniący tę funkcję od 1 września 1993 r. do 25 czerwca 2001 r., czyli m.in. w czasie zamachu w Oklahoma City.




Dyrektorem NSA był w latach 1999-2005 gen. Michael Hayden, który później, w latach 2006-2009 był szefem CIA. Niedawno stwierdził, że dobrym pomysłem byłoby wysyłanie niezaszczepianych zwolenników Trumpa do Afganistanu.



Szefem CIA był wspomniany powyżej George Tenet. Pełnił on to stanowisko od 1997 r. do 2004 r. 

Żadnego z tych ludzi nie spotkały jakiekolwiek negatywne konsekwencje służbowe za zamachy z 11 września. Żaden z nich nawet nie proponował, że honorowo poda się do dymisji.

***

Jak się już mogliście domyślić seria "11" poświęcona jest wrogowi wewnętrznemu w USA. Nie jest ona jedynie serią historyczną. Ci sami wrogowie oraz ich współpracownicy nadal bowiem działają na szkodę Ameryki. Mamy też coraz więcej sygnałów o zachodzącej konwergencji - ot choćby niedawna nominacja w administracji Bidena. Na stanowisko tzw. kontrolera waluty została mianowana dawna obywatelka ZSRR Saule Omarova, korzystająca wcześniej ze Stypendium Leninowskiego a obecnie chwaląca sowiecką "równość płciową" i przeciwstawiająca ją "amerykańskiej niesprawiedliwości". Co ciekawe, Omarova robiła wcześniej karierę w administracji Busha Jra.

W następnym odcinku: Mohamed Atta i jego kumple.

sobota, 25 września 2021

Jerzy Targalski (1952-2021) R.I.P. + Refleksje z Gruzji

 


Wieść o śmierci dra Jerzego Targalskiego dotarła do mnie w bratniej Gruzji. Zamieściłem wówczas następujący wpis na Fejsie:

"Będzie sporą przesadą jeśli nazwę ś.p. Jerzego Targalskiego przyjacielem. Czasem ze sobą korespondowaliśmy i zamieniliśmy parę słów w realu. Ja z zainteresowaniem czytałem jego publikacje i oglądałem "Geopolityczny Tygiel". Uwielbiałem jego złośliwości wobec moskalofili i różnych lipnych "ekspertów". On kojarzył mnie zadziwiająco dobrze i czytał mojego bloga. Wypowiadając się krytycznie o jednym wpisie powiedział: "ale przynajmniej Hubert docenia koty". Teraz pewnie dr Targalski vel Darski vel dr House (Nya!) siedzi w raju w kociej kawiarence, gdzie śliczne kelnerki mają kocie uszka - prawdziwe! R.I.P."

Mam po Nim w domu jedną pamiątkę - autograf na jednym z tomów "Resortowych Dzieci": "Hubertowi na pamiątkę współpracy, o elitach Ubekistanu. 26.11.2016 Warszawa Jerzy Targalski Maciej Marosz". 

Nie będzie żadną przesadą, jeśli napiszę, że dr Targalski był umysłem bardzo wybitnym, być może nawet tej klasy jak o. Józef Maria Bocheński. Był politologiem, specjalistą od służb specjalnych, historykiem i lingwistą mówiącym płynnie kilkunastoma językami. Górował przygotowaniem intelektualnym nad wszystkimi "mistrzami pustosłowia"  - różnymi Bartosiakami, Sykulskimi i Gryguciami. Bezlitośnie obśmiewał w swojej publicystyce moskalofili oraz różnych oszustów podających się za "ekspertów" od geopolityki. Wielu z nich głośno zawyło po jego zgonie. Aż tak ich zady bolą...

O tym jak ostre było pióro doktora Targalskiego, może świadczyć choćby to, że profesor Bartyzel do dziś przeżywa to, że 30 lat temu Targalski obśmiał go w artykule w jakimś niszowym pisemku. Z profesora Bartyzela wyszła przy okazji typowa akademicka menda - mściwa i przy tym robiąca żenujące błędy w faktografii. Bartyzel zrobił bowiem zarzut Targalskiemu, że zajmował się tropieniem "sowiecko-ruskiej agentury" (a to coś złego? czy Bartyzel chce, by ta agentura nie była niepokojona i spokojnie sobie pracowała?) i napisał przy tym, że "inne agentury (izraelska, amerykańska czy niemiecka) już nie zaprzątały jego uwagi". No cóż, jak widać Bartyzel nie czytał publicystyki Targalskiego, ani nie oglądał "Geopolitycznego Tygla", bo wówczas zorientowałby się, że mocno tam była smagana też agentura niemiecka, lobby izraelskie a i USA były krytykowane. (Podobnie chybione jest nazywanie przez różnych internetowych idiotów Targalskiego "pisowskim propagandystą", w sytuacji, gdy wielokrotnie krytykował on rząd PiS za kapitulanctwo wobec Brukseli. No cóż, w opinii osób upośledzonych umysłowo, jeśli obśmiewasz brednie Sykulskiego, Grygucia czy Brauna, to jesteś "pisowskim propagandystą".) Oczywiście zadanie katalogowania sowiecko-rosyjskiej agentury wpływu w Polsce oraz różnych ubeckich powiązań to praca o fundamentalnym znaczeniu. Fajnie by było, gdyby ci, którzy jojczą, że nie ma podobnie skatalogowanej agentury niemieckiej czy izraelskiej, sami się wzięli do naukowego opracowania tego tematu. Ale tego nigdy nie zrobią. Dlaczego? Bo bycie profesorem wiąże się z pracą tylko nad bezpiecznymi tematami - w przypadku różnych Bartyzlów i Wielkomskich z przepisywaniem tekstów o różnych francuskich przegrywach. Bartyzel może sobie od czasu do czasu pojojczyć w internecie, ale nigdy nie napisałby publikacji dotyczącej ubeckich powiązań swoich kolegów profesorów - nie mówiąc już o pracy o swoim gejowskim mentorze z Informacji Wojskowej Henryku Krzeczkowskim.

Śmieszne i żenujące jest też wypominanie Targalskiemu, że przez parę lat za Gierka był w PZPR. Często wypominają mu to ludzie, którzy w PZPR byli aż do 1990 r. Mniej uświadomionym przypomnijmy, że Targalski działał w opozycji antykomunistycznej od 1976 r. i za udział w KOR stracił pracę na UW. W latach 80-tych jego partia LDP "N" była jedną z najbardziej radykalnych organizacji antykomunistycznych, sprzeciwiającą się Okrągłemu Stołowi. Targalski miał więc podobnie długi - ale bardziej intensywny - staż opozycyjny jak Bartyzel (o czym oczywiście Bartylooser udaje, że nie wie). To zaangażowanie przeciwko PRL może dziwić, gdyż ojciec doktora Targalskiego, Jerzy Targalski senior był komunistycznym historykiem. Mam w domu jedną z jego książek - poświęconą rewolucji 1905 r. - i muszę powiedzieć, że jest bardzo "spiskowa" i "prometejska"...



Tym, którzy słabo znają twórczość doktora Targalskiego, polecam oczywiście stronę ze zbiorem jego publicystyki.  Niektóre jego teksty to czysta poezja. Tutaj na przykład orze Marcina Masnego:

"Marcin Masny, który w Mediach Narodowych promował komunistycznych bezpieczniaków z Departamentu I jako polskich patriotów i niepodległościowców, ostatnio pochylił się nad ciężkim losem uciemiężonej Rosji. (...) Masny jednak powołuje się na szlachetne zachowanie czerwonoarmistów w Polsce, którzy „gwałcili tylko Niemki”. Jak rozumiem, gwałcenie Niemek jest dopuszczalne i usprawiedliwione, choć rodzice mi mówili, że wyzwoliciele gwałcili wszystko, co się ruszało, bez względu na narodowość, płeć, wiek i gatunek."

A o jednym z moich "ulubieńców":

" W marcu, zgodne z ówczesną linią propagandy, jasnowidz widział jesienią starcia wojskowe między Turcją i USA. Mamy jesień i jakoś żadnej wojny turecko-amerykańskiej nie widać. Nie ma też wojny na Bliskim Wschodzie na większą skalę niż dotychczas. Raczej utrzymuje się status quo, a już na pewno nie wybuchła we wrześniu zapowiadana wojna z Kurdami. Jakoś nie chce też wybuchnąć w trzech miejscach trzyletnia wojna światowa zapowiadana przez jasnowidza od początku roku. A mieliśmy nie pozwolić dać się wysłać na wojnę, przed czym Braun ostrzega od szczytu NATO w Warszawie. W połowie sierpnia jasnowidz widział, że od września Polska wejdzie do działań wojennych. Czekała nas mobilizacja. Miało zostać użyte polskie lotnictwo. No i co, kogo bombardujemy? Pewnie Iran, jak zapowiadał Braun. Kolejną wojnę światową miał zapowiadać konflikt w Karabachu. Turcja i Rosja są jednak, choć z różnych powodów, po jednej stronie. Ja też mam wizję – wojny nie będzie."



Jak, już wspomniałem: niech się Pan Jerzy Targalski dobrze bawi w niebiańskiej kociej kawiarence...



***

Jak wspomniałem, przez tydzień byłem w Gruzji. A to moje refleksje z tego kraju:

"Już w gościnnej Gruzji. W domu mojego przyjaciela Koby. O czwartej nad ranem zjadłem ostrą zupę, którą przegryzłem owczym serem i pomidorami oraz popijałem młodym winem. Przy okazji dokarmiałem psa husky, który gapił się na mnie błagalnym wzrokiem. Gruzja. Przyjeżdżasz tu dla niepowtarzalnej atmosfery."




"Rzuciłem okiem na stare miasto w Tbilisi i oczywiście mam wrażenie mniejszego ruchu turystycznego - ale nie apatii. Ludzie z Europy i Rosji nadal tu chętnie przyjeżdżają. W samolocie siedziałem obok Duńczyka, z którym fajnie mi się rozmawiało. Ponieważ Tbilisi już dwa razy zwiedzałem, wybrałem się do Vake - skansenu na obrzeżach miasta. Jego część jest niestety zamknięta, ale jest do zwiedzania trochę stylowych domków z drewna orzechowego i kasztanowego. Panie z muzeum bardzo chętnie opowiadają o tych chatkach i stojących w nich sprzętach. Jednej z nich pokazałem zdjęcia z polskich skansenów - szczególnie interesowały ją kościoły. W skansenie jest też dający się głaskać czarny kotek, który chłeptał mleczko..."




"Vardzia należy do miejsc zaliczających się do kategorii "cholernie daleko", ale to światowy ewenement godny zobaczenia. To miasto wykute w skałach, w którym mieszkali mnisi. Mieli oni własny wodociąg i kanalizację oraz cerkiew z ładnymi freskami. Musieli się oczywiście nachodzić po wąskich i stromych stopniach, ale i tak żyło im się znośnie jak na tamte czasy. Monastyczna idylla skończyła się jednak w XVI w., gdy Vardzię najechał perski szach Abbas. Później drogie księgi Ewangelii z Vardzi sprzedawano na bazarach w Teheranie"





"Nad miastem Akhaltsikhe góruje cytadela znana jako Rabati. Arabska nazwa to ślad po imperium osmańskim, które rządziło tą częścią Gruzji do 1828 r. W cytadeli jest więc duży meczet i loch, w którym trzymano jasyr. Starszy pan opiekujący się jedną z odnowionych sal na zamku opowiadał jak do kołchozów zabierano ludziom zwierzęta gospodarskie, zostawiając po jednej krowie. Dopiero Malenkow (de facto Beria) powiedział, by ludziom rozdać po 5 krów i po 10 owiec. Przewodnik opowiedział też jak jego babcia trzymała w kufrze wódkę i zakąski. Piła po 100 gramów trzy razy dziennie. Posiadali jej zakąski a ona: "Gdzie te szatany!""

"Borjomi to kurort znany z wody mineralnej o ciekawym smaku. Była hitem już w czasach carskich, o czym przekonują choćby murale. Później w willi zbudowanej przez carskiego brata miał daczę Stalin. Obecnie to typowe uzdrowisko poszerzające swoją bazę klientów. Przyciąga miłośników przyrody i typowo kurortowych rozrywek. Ma to też złe strony . Mały kubeczek soku kosztuje tu na ulicy tyle co w hipsterskiej warszawskiej knajpie. Ogólnie jednak to ciekawe miejsce jako bazą wypadową lub zwieńczenie intensywnego dnia zwiedzania. Mnie urzekł most dla skaterów..."

  




"Wczoraj przejechałem się Gruzińską Drogą Wojenną aż pod granicę z Rosją. Bardzo ładne widoczki, choć jeszcze na dziesiątki kilometrów przed granicą widać kolejki tirów stojących na poboczu i czekających aż rosyjscy celnicy przestaną robić problemy. Duże wrażenie zrobiła na mnie cerkiew św. Trójcy w Stepantsminda położona na szczycie góry liczącej 2,2 tys. m npm. Zaskakuje tam widok koni pasących się na zboczach. I rzeźba przedstawiająca... walczące dinozaury lub inne wielkie jaszczury. Jest stamtąd dobry widok na majestatyczny Kaukaz. Przed samą granicą cerkiew - postawiona przez Eliasza II, patriarchę Gruzińskiego Kościoła Prawosławnego, po to by Ruscy w tym miejscu cichcem nie przesuwali granicy. Eliasz II jest bardzo lubiany w Gruzji - rządzi tamtejszym kościołem już ponad 40 lat. Gdy zaczynał, było w kraju tylko kilkanaście czynnych cerkwii, a obecnie jest bodajże ponad 20 tys. Jeśli komuś się rodzi trzecie dziecko, to patriarcha osobiście je chrzci."


"Dzisiaj trochę pozwiedzałem cerkwi w okolicach Mcchety i przy okazji poznałem niesamowitą historię o. Gabriela - prawosławnego gruzińskiego mnicha, który miał zdolności parapsychiczne i był antykomunistą. W drugiej połowie lat 60-tych spalił wielki banner Leninem w centrum Tbilisi. Był autorem wielu przepowiedni, w tym o rozpadzie ZSRR i o wojnach, które dotkną Gruzję. Przekonywał, że Antychrystowi nie uda się podbić całej Gruzji (wtedy, gdy to mówił Putin był dopiero nierobem w KGB w Dreźnie) i że wszystkie gruzińskie ziemię wrócą w końcu do ojczyzny. O. Gabriel - prawosławny odpowiednik o. Pio - jest pochowany w Mcchecie. Jego ciało leży przykryte szatami liturgicznymi, w przeszklonym sarkofagu. Obok niego, pod szkłem, leży jego serce, które co prawda zeschło się i skurczyło, ale przetrwało. (Niestety zakonnica pilnowała, by nie robić zdjęć.) W małym klasztornym muzeum jest zdjęcie o. Gabriela w mundurze Armii Czerwonej. Podczas służby otarł się on o śmierć w morzu pod Batumi. Uratował go starszy człowiek. Gabriel wcześniej widział jego twarz na ikonach w domu rodziców. To była twarz św. Mikołaja, który w prawosławiu jest bardzo czczony i który przejął atrybuty bodajże Peruna."


"W historii Gruzji wiele znaczy 13 ojców syryjskich, którzy we wczesnym średniowieczu założyli w różnych miejscach kraju 13 klasztorów. Dzisiaj byłem w kolejnym z nich u św. o Antoniego. W kościelnym sklepiku mnich usłyszał, że jestem katolikiem. - Nie chciałbyś zostać prawosławnym? Tutaj jest zbawienie? - zagaił. Podarował mi mały flakonik świętego oleju. Zainteresował go mój słowiański t-shirt z kołowrotem. Mówiłem mu, że to symbol etniczny. Dopatrzył się w nim swarzycy. - Swastyka to u nas symbol Ziemi. To "ke" 24-ta litera alfabetu. 24-ta, bo Ziemia w 24 godziny krąży wokół Słońca - wyjaśniał mnich. W cerkwii starszy mnich z ciekawości sobie ze mną miło pogawędził i porządnie skropił wodą święconą. Gdyby Ruscy nie zrobili tyle przypału prawosławiu, to byłaby to ciekawa religia..."


"Przypadkiem spotkałem dzisiaj Eldara - weterana wojny w Abchazji - u którego mieszkałem dwa lata temu przez parę dni. Napiliśmy się piwa. Po południu wpadłem do niego, gdzie trochę sobie pogadałem z Dziadkiem Mitią niewidomym alt-rightowym staruszkiem, z którym dwa lata temu fajnie się biesiadowało. Mitia opowiadał m.in. o tym, że w Gruzji nie było żadnego antysemityzmu. Miejscowa społeczność żydowska była mocno zasymilowana. Jego dobry kolega z czasów studenckich był Żydem, ale wszyscy traktowali go jak Gruzina. Tylko czasem się dziwili że nie je wieprzowiny. (Ale wino i czaczę pił chętnie.) Wszyscy też byli zaskoczeni, że wyjechał później do Izraela. Mitia zaskoczył mnie jedną rzeczą. Nie chciał uznać tego, że Jan Paweł II zmarł śmiercią naturalną."




"Kachetia to wspaniałe miejsce - piękne rolnicze krajobrazy z wysokimi górami Kaukazu na horyzoncie. (Za tymi górami jest Czeczenia.) Sporo tam zabytkowych klasztorów, a po drogach jeżdżą ciężarówki pełne winogron. Tam się wyrabia najlepsze gruzińskie wina. I tam zostałem dzisiaj ugoszczony. Podczas biesiady wznoszono toasty za mnie, a ja za swoich gospodarzy i bohaterów obu narodów. Usłyszałem, że Gruzini bardzo chcą, by ich państwo stało się normalnym europejskim krajem. Wskazywali m.in. przykład drogi jaką przeszła Polska przez ostatnie 25 lat - od totalnie rozkradzionego, mafijnego kraju do państwa odnoszącego sukcesy. (Zauważcie, że nikt tam nas nie kojarzy jako straszną dyktaturę łamiącą prawa LPG, TVN i dzików.) Oczywiście Gruzji przeszkadza w tym Rosją i jej agentura. Rosja wie, że gdyby Gruzji się udało, inne narody Kaukazu zaczęły by walczyć o swoje. Wśród Gruzinów jest przekonanie, że Zachód nie jest już reaganowski i nie czeka na nich z otwartymi rękami. Zachód nie odwzajemnia gruzińskiej gościnności. To w jaki sposób traktuje Gruzję pokazuje jak puste są jego "wartości".


"Ciekawej rzeczy się dowiedziałem o Erdoganie. Miał przodków Lazów, czyli Gruzinów z Adżarii (Adżaria to okolice Batumi). Sam o tym mówił. A dokumenty dotyczące przodków podarował mu Saakaszwili. Turcja i Gruzja mają bardzo przyjazne relacje. Gruzini mogą jeździć do Turcji bez wiz i bez paszportów. W czasach sowieckich obszary przy granicy z Turcją były oczywiście strefą zakazaną, obejmującą m.in. Vardzię."

"Zasłyszane: Ormianie nie są narodem kaukaskim. Do Kaukazu mają sporo kilometrów. Gruzini mają im za złe, że ziomki ks. Isakowicza dokonują przywłaszczeń kulturowych. Ormianie twierdzą np. że wymyślili czurczhele, czyli tradycyjne gruzińskie słodycze. Twierdzą też, że Szota Rustaweli - narodowy gruziński poeta, autor "Rycerza w tygrysiej skórze" - był Ormianinem, choć niczego nigdy nie napisał po ormiańsku. Ormianie zaraz zaczną twierdzić, że Nicki Minaj to Ormianka z rodziny Kardashianów i że Krzysztof Krawczyk grał w System od a Down :)"
"Zasłyszane w Gruzji: Ormianie twierdzą, że to oni zakładali Anglię. Mój komentarz: Czas nakręcić nowy sezon serialu Brytania..."



"Jeśli chcielibyście kiedyś wpaść do Gruzji, to pięknie was ugościć może mój przyjaciel Koba Qoniashvili - może was przenocować w swoim domu na przedmieściach Tbilisi i przewieźć po kraju - od Tuszeti i Kachetii po Batumi i Vardzię. U niego na pewno nie umrzecie z głodu lub z pragnienia A pobyt będzie miał niepowtarzalny klimat. Kontakt do Niego to: +995 595 858 141." (Wyjaśnienie dla Nosaczy Sundajskich: oczywiście gościna nie jest darmowa. Ale spokojnie możecie się umówić co do ceny - jeśli chcecie pobytu w Gruzji w niepowtarzalnym klimacie.)
"I na pożegnanie dostałem trzy butelki wina i słoik adjiki. Będzie zabawa z pakowaniem "

***

A za tydzień powrót do serii dotyczącej 11 września 2001 r. Kolejny odcinek: FBI (i być może też NSA).