Wieść o śmierci dra Jerzego Targalskiego dotarła do mnie w bratniej Gruzji. Zamieściłem wówczas następujący wpis na Fejsie:
"Będzie sporą przesadą jeśli nazwę ś.p. Jerzego Targalskiego przyjacielem. Czasem ze sobą korespondowaliśmy i zamieniliśmy parę słów w realu. Ja z zainteresowaniem czytałem jego publikacje i oglądałem "Geopolityczny Tygiel". Uwielbiałem jego złośliwości wobec moskalofili i różnych lipnych "ekspertów". On kojarzył mnie zadziwiająco dobrze i czytał mojego bloga. Wypowiadając się krytycznie o jednym wpisie powiedział: "ale przynajmniej Hubert docenia koty". Teraz pewnie dr Targalski vel Darski vel dr House (Nya!) siedzi w raju w kociej kawiarence, gdzie śliczne kelnerki mają kocie uszka - prawdziwe! R.I.P."
Mam po Nim w domu jedną pamiątkę - autograf na jednym z tomów "Resortowych Dzieci": "Hubertowi na pamiątkę współpracy, o elitach Ubekistanu. 26.11.2016 Warszawa Jerzy Targalski Maciej Marosz".
Nie będzie żadną przesadą, jeśli napiszę, że dr Targalski był umysłem bardzo wybitnym, być może nawet tej klasy jak o. Józef Maria Bocheński. Był politologiem, specjalistą od służb specjalnych, historykiem i lingwistą mówiącym płynnie kilkunastoma językami. Górował przygotowaniem intelektualnym nad wszystkimi "mistrzami pustosłowia" - różnymi Bartosiakami, Sykulskimi i Gryguciami. Bezlitośnie obśmiewał w swojej publicystyce moskalofili oraz różnych oszustów podających się za "ekspertów" od geopolityki. Wielu z nich głośno zawyło po jego zgonie. Aż tak ich zady bolą...
O tym jak ostre było pióro doktora Targalskiego, może świadczyć choćby to, że profesor Bartyzel do dziś przeżywa to, że 30 lat temu Targalski obśmiał go w artykule w jakimś niszowym pisemku. Z profesora Bartyzela wyszła przy okazji typowa akademicka menda - mściwa i przy tym robiąca żenujące błędy w faktografii. Bartyzel zrobił bowiem zarzut Targalskiemu, że zajmował się tropieniem "sowiecko-ruskiej agentury" (a to coś złego? czy Bartyzel chce, by ta agentura nie była niepokojona i spokojnie sobie pracowała?) i napisał przy tym, że "inne agentury (izraelska, amerykańska czy niemiecka) już nie zaprzątały jego uwagi". No cóż, jak widać Bartyzel nie czytał publicystyki Targalskiego, ani nie oglądał "Geopolitycznego Tygla", bo wówczas zorientowałby się, że mocno tam była smagana też agentura niemiecka, lobby izraelskie a i USA były krytykowane. (Podobnie chybione jest nazywanie przez różnych internetowych idiotów Targalskiego "pisowskim propagandystą", w sytuacji, gdy wielokrotnie krytykował on rząd PiS za kapitulanctwo wobec Brukseli. No cóż, w opinii osób upośledzonych umysłowo, jeśli obśmiewasz brednie Sykulskiego, Grygucia czy Brauna, to jesteś "pisowskim propagandystą".) Oczywiście zadanie katalogowania sowiecko-rosyjskiej agentury wpływu w Polsce oraz różnych ubeckich powiązań to praca o fundamentalnym znaczeniu. Fajnie by było, gdyby ci, którzy jojczą, że nie ma podobnie skatalogowanej agentury niemieckiej czy izraelskiej, sami się wzięli do naukowego opracowania tego tematu. Ale tego nigdy nie zrobią. Dlaczego? Bo bycie profesorem wiąże się z pracą tylko nad bezpiecznymi tematami - w przypadku różnych Bartyzlów i Wielkomskich z przepisywaniem tekstów o różnych francuskich przegrywach. Bartyzel może sobie od czasu do czasu pojojczyć w internecie, ale nigdy nie napisałby publikacji dotyczącej ubeckich powiązań swoich kolegów profesorów - nie mówiąc już o pracy o swoim gejowskim mentorze z Informacji Wojskowej Henryku Krzeczkowskim.
Śmieszne i żenujące jest też wypominanie Targalskiemu, że przez parę lat za Gierka był w PZPR. Często wypominają mu to ludzie, którzy w PZPR byli aż do 1990 r. Mniej uświadomionym przypomnijmy, że Targalski działał w opozycji antykomunistycznej od 1976 r. i za udział w KOR stracił pracę na UW. W latach 80-tych jego partia LDP "N" była jedną z najbardziej radykalnych organizacji antykomunistycznych, sprzeciwiającą się Okrągłemu Stołowi. Targalski miał więc podobnie długi - ale bardziej intensywny - staż opozycyjny jak Bartyzel (o czym oczywiście Bartylooser udaje, że nie wie). To zaangażowanie przeciwko PRL może dziwić, gdyż ojciec doktora Targalskiego, Jerzy Targalski senior był komunistycznym historykiem. Mam w domu jedną z jego książek - poświęconą rewolucji 1905 r. - i muszę powiedzieć, że jest bardzo "spiskowa" i "prometejska"...
Tym, którzy słabo znają twórczość doktora Targalskiego, polecam oczywiście stronę ze zbiorem jego publicystyki. Niektóre jego teksty to czysta poezja. Tutaj na przykład orze Marcina Masnego:
"Marcin Masny, który w Mediach Narodowych promował komunistycznych bezpieczniaków z Departamentu I jako polskich patriotów i niepodległościowców, ostatnio pochylił się nad ciężkim losem uciemiężonej Rosji. (...) Masny jednak powołuje się na szlachetne zachowanie czerwonoarmistów w Polsce, którzy „gwałcili tylko Niemki”. Jak rozumiem, gwałcenie Niemek jest dopuszczalne i usprawiedliwione, choć rodzice mi mówili, że wyzwoliciele gwałcili wszystko, co się ruszało, bez względu na narodowość, płeć, wiek i gatunek."
A o jednym z moich "ulubieńców":
" W marcu, zgodne z ówczesną linią propagandy, jasnowidz widział jesienią starcia wojskowe między Turcją i USA. Mamy jesień i jakoś żadnej wojny turecko-amerykańskiej nie widać. Nie ma też wojny na Bliskim Wschodzie na większą skalę niż dotychczas. Raczej utrzymuje się status quo, a już na pewno nie wybuchła we wrześniu zapowiadana wojna z Kurdami. Jakoś nie chce też wybuchnąć w trzech miejscach trzyletnia wojna światowa zapowiadana przez jasnowidza od początku roku. A mieliśmy nie pozwolić dać się wysłać na wojnę, przed czym Braun ostrzega od szczytu NATO w Warszawie. W połowie sierpnia jasnowidz widział, że od września Polska wejdzie do działań wojennych. Czekała nas mobilizacja. Miało zostać użyte polskie lotnictwo. No i co, kogo bombardujemy? Pewnie Iran, jak zapowiadał Braun. Kolejną wojnę światową miał zapowiadać konflikt w Karabachu. Turcja i Rosja są jednak, choć z różnych powodów, po jednej stronie. Ja też mam wizję – wojny nie będzie."
Jak wspomniałem, przez tydzień byłem w Gruzji. A to moje refleksje z tego kraju:
"Już w gościnnej Gruzji. W domu mojego przyjaciela Koby. O czwartej nad ranem zjadłem ostrą zupę, którą przegryzłem owczym serem i pomidorami oraz popijałem młodym winem. Przy okazji dokarmiałem psa husky, który gapił się na mnie błagalnym wzrokiem. Gruzja. Przyjeżdżasz tu dla niepowtarzalnej atmosfery."
"Rzuciłem okiem na stare miasto w Tbilisi i oczywiście mam wrażenie mniejszego ruchu turystycznego - ale nie apatii. Ludzie z Europy i Rosji nadal tu chętnie przyjeżdżają. W samolocie siedziałem obok Duńczyka, z którym fajnie mi się rozmawiało. Ponieważ Tbilisi już dwa razy zwiedzałem, wybrałem się do Vake - skansenu na obrzeżach miasta. Jego część jest niestety zamknięta, ale jest do zwiedzania trochę stylowych domków z drewna orzechowego i kasztanowego. Panie z muzeum bardzo chętnie opowiadają o tych chatkach i stojących w nich sprzętach. Jednej z nich pokazałem zdjęcia z polskich skansenów - szczególnie interesowały ją kościoły. W skansenie jest też dający się głaskać czarny kotek, który chłeptał mleczko..."
"Vardzia należy do miejsc zaliczających się do kategorii "cholernie daleko", ale to światowy ewenement godny zobaczenia. To miasto wykute w skałach, w którym mieszkali mnisi. Mieli oni własny wodociąg i kanalizację oraz cerkiew z ładnymi freskami. Musieli się oczywiście nachodzić po wąskich i stromych stopniach, ale i tak żyło im się znośnie jak na tamte czasy. Monastyczna idylla skończyła się jednak w XVI w., gdy Vardzię najechał perski szach Abbas. Później drogie księgi Ewangelii z Vardzi sprzedawano na bazarach w Teheranie"
"Nad miastem Akhaltsikhe góruje cytadela znana jako Rabati. Arabska nazwa to ślad po imperium osmańskim, które rządziło tą częścią Gruzji do 1828 r. W cytadeli jest więc duży meczet i loch, w którym trzymano jasyr. Starszy pan opiekujący się jedną z odnowionych sal na zamku opowiadał jak do kołchozów zabierano ludziom zwierzęta gospodarskie, zostawiając po jednej krowie. Dopiero Malenkow (de facto Beria) powiedział, by ludziom rozdać po 5 krów i po 10 owiec. Przewodnik opowiedział też jak jego babcia trzymała w kufrze wódkę i zakąski. Piła po 100 gramów trzy razy dziennie. Posiadali jej zakąski a ona: "Gdzie te szatany!""
"Borjomi to kurort znany z wody mineralnej o ciekawym smaku. Była hitem już w czasach carskich, o czym przekonują choćby murale. Później w willi zbudowanej przez carskiego brata miał daczę Stalin. Obecnie to typowe uzdrowisko poszerzające swoją bazę klientów. Przyciąga miłośników przyrody i typowo kurortowych rozrywek. Ma to też złe strony . Mały kubeczek soku kosztuje tu na ulicy tyle co w hipsterskiej warszawskiej knajpie. Ogólnie jednak to ciekawe miejsce jako bazą wypadową lub zwieńczenie intensywnego dnia zwiedzania. Mnie urzekł most dla skaterów..."
"Wczoraj przejechałem się Gruzińską Drogą Wojenną aż pod granicę z Rosją. Bardzo ładne widoczki, choć jeszcze na dziesiątki kilometrów przed granicą widać kolejki tirów stojących na poboczu i czekających aż rosyjscy celnicy przestaną robić problemy. Duże wrażenie zrobiła na mnie cerkiew św. Trójcy w Stepantsminda położona na szczycie góry liczącej 2,2 tys. m npm. Zaskakuje tam widok koni pasących się na zboczach. I rzeźba przedstawiająca... walczące dinozaury lub inne wielkie jaszczury. Jest stamtąd dobry widok na majestatyczny Kaukaz. Przed samą granicą cerkiew - postawiona przez Eliasza II, patriarchę Gruzińskiego Kościoła Prawosławnego, po to by Ruscy w tym miejscu cichcem nie przesuwali granicy. Eliasz II jest bardzo lubiany w Gruzji - rządzi tamtejszym kościołem już ponad 40 lat. Gdy zaczynał, było w kraju tylko kilkanaście czynnych cerkwii, a obecnie jest bodajże ponad 20 tys. Jeśli komuś się rodzi trzecie dziecko, to patriarcha osobiście je chrzci."
"Dzisiaj trochę pozwiedzałem cerkwi w okolicach Mcchety i przy okazji poznałem niesamowitą historię o. Gabriela - prawosławnego gruzińskiego mnicha, który miał zdolności parapsychiczne i był antykomunistą. W drugiej połowie lat 60-tych spalił wielki banner Leninem w centrum Tbilisi. Był autorem wielu przepowiedni, w tym o rozpadzie ZSRR i o wojnach, które dotkną Gruzję. Przekonywał, że Antychrystowi nie uda się podbić całej Gruzji (wtedy, gdy to mówił Putin był dopiero nierobem w KGB w Dreźnie) i że wszystkie gruzińskie ziemię wrócą w końcu do ojczyzny. O. Gabriel - prawosławny odpowiednik o. Pio - jest pochowany w Mcchecie. Jego ciało leży przykryte szatami liturgicznymi, w przeszklonym sarkofagu. Obok niego, pod szkłem, leży jego serce, które co prawda zeschło się i skurczyło, ale przetrwało. (Niestety zakonnica pilnowała, by nie robić zdjęć.) W małym klasztornym muzeum jest zdjęcie o. Gabriela w mundurze Armii Czerwonej. Podczas służby otarł się on o śmierć w morzu pod Batumi. Uratował go starszy człowiek. Gabriel wcześniej widział jego twarz na ikonach w domu rodziców. To była twarz św. Mikołaja, który w prawosławiu jest bardzo czczony i który przejął atrybuty bodajże Peruna."
"W historii Gruzji wiele znaczy 13 ojców syryjskich, którzy we wczesnym średniowieczu założyli w różnych miejscach kraju 13 klasztorów. Dzisiaj byłem w kolejnym z nich u św. o Antoniego. W kościelnym sklepiku mnich usłyszał, że jestem katolikiem. - Nie chciałbyś zostać prawosławnym? Tutaj jest zbawienie? - zagaił. Podarował mi mały flakonik świętego oleju. Zainteresował go mój słowiański t-shirt z kołowrotem. Mówiłem mu, że to symbol etniczny. Dopatrzył się w nim swarzycy. - Swastyka to u nas symbol Ziemi. To "ke" 24-ta litera alfabetu. 24-ta, bo Ziemia w 24 godziny krąży wokół Słońca - wyjaśniał mnich. W cerkwii starszy mnich z ciekawości sobie ze mną miło pogawędził i porządnie skropił wodą święconą. Gdyby Ruscy nie zrobili tyle przypału prawosławiu, to byłaby to ciekawa religia..."
"Przypadkiem spotkałem dzisiaj Eldara - weterana wojny w Abchazji - u którego mieszkałem dwa lata temu przez parę dni. Napiliśmy się piwa. Po południu wpadłem do niego, gdzie trochę sobie pogadałem z Dziadkiem Mitią niewidomym alt-rightowym staruszkiem, z którym dwa lata temu fajnie się biesiadowało. Mitia opowiadał m.in. o tym, że w Gruzji nie było żadnego antysemityzmu. Miejscowa społeczność żydowska była mocno zasymilowana. Jego dobry kolega z czasów studenckich był Żydem, ale wszyscy traktowali go jak Gruzina. Tylko czasem się dziwili że nie je wieprzowiny. (Ale wino i czaczę pił chętnie.) Wszyscy też byli zaskoczeni, że wyjechał później do Izraela. Mitia zaskoczył mnie jedną rzeczą. Nie chciał uznać tego, że Jan Paweł II zmarł śmiercią naturalną."
"Kachetia to wspaniałe miejsce - piękne rolnicze krajobrazy z wysokimi górami Kaukazu na horyzoncie. (Za tymi górami jest Czeczenia.) Sporo tam zabytkowych klasztorów, a po drogach jeżdżą ciężarówki pełne winogron. Tam się wyrabia najlepsze gruzińskie wina. I tam zostałem dzisiaj ugoszczony. Podczas biesiady wznoszono toasty za mnie, a ja za swoich gospodarzy i bohaterów obu narodów. Usłyszałem, że Gruzini bardzo chcą, by ich państwo stało się normalnym europejskim krajem. Wskazywali m.in. przykład drogi jaką przeszła Polska przez ostatnie 25 lat - od totalnie rozkradzionego, mafijnego kraju do państwa odnoszącego sukcesy. (Zauważcie, że nikt tam nas nie kojarzy jako straszną dyktaturę łamiącą prawa LPG, TVN i dzików.) Oczywiście Gruzji przeszkadza w tym Rosją i jej agentura. Rosja wie, że gdyby Gruzji się udało, inne narody Kaukazu zaczęły by walczyć o swoje. Wśród Gruzinów jest przekonanie, że Zachód nie jest już reaganowski i nie czeka na nich z otwartymi rękami. Zachód nie odwzajemnia gruzińskiej gościnności. To w jaki sposób traktuje Gruzję pokazuje jak puste są jego "wartości".
"Ciekawej rzeczy się dowiedziałem o Erdoganie. Miał przodków Lazów, czyli Gruzinów z Adżarii (Adżaria to okolice Batumi). Sam o tym mówił. A dokumenty dotyczące przodków podarował mu Saakaszwili. Turcja i Gruzja mają bardzo przyjazne relacje. Gruzini mogą jeździć do Turcji bez wiz i bez paszportów. W czasach sowieckich obszary przy granicy z Turcją były oczywiście strefą zakazaną, obejmującą m.in. Vardzię."
"Zasłyszane: Ormianie nie są narodem kaukaskim. Do Kaukazu mają sporo kilometrów. Gruzini mają im za złe, że ziomki ks. Isakowicza dokonują przywłaszczeń kulturowych. Ormianie twierdzą np. że wymyślili czurczhele, czyli tradycyjne gruzińskie słodycze. Twierdzą też, że Szota Rustaweli - narodowy gruziński poeta, autor "Rycerza w tygrysiej skórze" - był Ormianinem, choć niczego nigdy nie napisał po ormiańsku. Ormianie zaraz zaczną twierdzić, że Nicki Minaj to Ormianka z rodziny Kardashianów i że Krzysztof Krawczyk grał w System od a Down :)"
"Zasłyszane w Gruzji: Ormianie twierdzą, że to oni zakładali Anglię. Mój komentarz: Czas nakręcić nowy sezon serialu Brytania..."
"Jeśli chcielibyście kiedyś wpaść do Gruzji, to pięknie was ugościć może mój przyjaciel Koba Qoniashvili - może was przenocować w swoim domu na przedmieściach Tbilisi i przewieźć po kraju - od Tuszeti i Kachetii po Batumi i Vardzię. U niego na pewno nie umrzecie z głodu lub z pragnienia A pobyt będzie miał niepowtarzalny klimat. Kontakt do Niego to: +995 595 858 141." (Wyjaśnienie dla Nosaczy Sundajskich: oczywiście gościna nie jest darmowa. Ale spokojnie możecie się umówić co do ceny - jeśli chcecie pobytu w Gruzji w niepowtarzalnym klimacie.)
"I na pożegnanie dostałem trzy butelki wina i słoik adjiki. Będzie zabawa z pakowaniem "
A za tydzień powrót do serii dotyczącej 11 września 2001 r. Kolejny odcinek: FBI (i być może też NSA).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz