Pokazywanie postów oznaczonych etykietą CASA. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą CASA. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 17 czerwca 2012

Gen. Sławomir Petelicki (1946-2012). Generałowie giną w czasie pokoju



Jak już pewnie wiecie, wczoraj wieczorem znaleziono zwłoki generała Sławomira Petelickiego, chyba jedynego człowieka w Polsce zdolnego przeprowadzić tu zamach stanu,  w jego garażu "z ranami postrzałowymi" (tak podawał PAP). Obok leżał pistolet i jedna łuska. Media agorowe forsują już wersję o samobójstwie, cytując anonimowych oficerów BOR, mówiących że "generał miał problemy". Znajomi Petelickiego wątpią w samobójstwo twierdząc, że ten człowiek miał mocną psychikę, a dzień wcześniej był w doskonałym nastroju (może by się wypowiedział RadSik, który był ponoć ostatnią osobą, jaka widziała generała żywego).  Biorąc pod uwagę życiorys tego człowieka, również wątpię w oficjalną wersję. Petelicki przeszedł długą i zawiłą drogę. Urodzony w bezpieczniackiej rodzinie (ojciec w podległej NKWD jednostce dywersyjnej Polski Batalion Specjalny), przeszedł przez odmenty bezpieki PRL ( haniebne akcje przeciwko emigracji antykomunistycznej, w tym Leopoldowi Tyramndowi), poprzez przewerbowanie przez Amerykanów, budowanie potęgi polskich sił specjalnych (tutaj też jego działalność wywoływała kontrowersje, zwłaszcza jego czasem aż karykaturalne "parcie na szkło": pewien generał, z którym miałem swego czasu kontakt nazywał go "operetkowym generałem"), do próby tworzenia niezależnych ośrodka analitycznego. Petelicki był w ostatnich latach bardzo krytyczny wobec rządu Tuska, a szczególnie MON Klicha i Siemoniaka. Jego zespół analityczny ZEN obwiniał ekipę Tuska za fatalne przygotowanie prezydenckiej wizyty w Katyniu. Generał ujawnił też SMS z instrukcjami dnia PO z ranka 10 kwietnia nakazujący politykom tego ugrupowania obwiniać pilotów "działających pod naciskami" za katastrofę.  Coś na szczytach władzy musi się dziać. W ostatnich miesiącach doszło tam do wielu dziwnych ruchów (np. aresztowanie przez CBA Jana W., brata admirała Romualda Wagi)

Czy to była egzekucja, czy samobójstwo mamy kolejny dziwny zgon. Pod rządami obecnej, miłościwie panującej nam ekipy w dziwnych okolicznościach straciło życie już 17 generałów (licząc łącznie z tymi, których awansowano pośmiertnie): 12 w Smoleńsku  (Gągor, Błasik, Buk, Kwiatkowski, Potasiński, adm. Karweta, Gilarski, Nałęcz-Komornicki, bp. Płoski, abp. Chodakowski, ks. Pilch, dr Lubiński), 3 w Mirosławcu (Andrzejewski, Maciąg, Piłat), były szef sztabu generalnego gen. Szumski a teraz gen. Petelicki. Jeżeli  weźmiemy pod uwagę całą III RP to jeszcze trzeba doliczyć śmierć generałów: Jaroszewicza, Fonkowicza, Dubickiego, Papały i Bartoszcze.  W sumie więcej generalskich zgonów niż w czasie kampanii wrześniowo-październikowej.  Co się dzieje, że generałowie giną u nas w czasie pokoju?

niedziela, 19 lutego 2012

Krótka historia sabotażu lotniczego - cz. 14: CASA, 2008



Ewa Błasik w wywiadzie dla "Naszego Dziennika":

"Do końca życia będę się domagać powołania międzynarodowej komisji do zbadania dwóch katastrof: Tu-154M i CASY.

Dlaczego powinno się wznowić badanie przyczyn katastrofy CASY z 2008 roku?

- Bo to jest coś nieprawdopodobnego, że gdy po II wojnie światowej doszedł do władzy pierwszy prawdziwie niepodległościowy generał - jakim był mój mąż - który chciał dobra polskich Sił Powietrznych, nagle spadają dwa samoloty z tak ważnymi osobami na pokładzie. W CASIE zginęli w większości uczniowie mojego męża, jak na ironię losu, wracali z konferencji dotyczącej bezpieczeństwa lotów. To nie tylko moje zdanie, ale całego środowiska pilotów nie przekonują przyczyny katastrofy CASY podane przez Państwową Komisję Badania Wypadków Lotniczych, twierdzą, że do dziś nie wiemy, dlaczego CASA spadła. Jeżeli jej katastrofę badali tacy eksperci, jak panowie z komisji Millera, którzy tak pochopnie rozpoznali rzekomo głos mojego męża w Moskwie, to proszę się nie dziwić, że nie wiemy, co się tam faktycznie stało. Być może w białych rękawiczkach zlikwidowano nam świetnych pilotów pod Mirosławcem, a pod Smoleńskiem zgładzono elitę, która chciała dobra Polski."

O katastrofie samolotu CASA pod Mirosławcem pisałem już na starym blogu. Sprawa jest rzeczywiście tajemnicza.  Do dzisiaj nikt nie wyjaśnił kluczowego faktu: tego, że CZARNA SKRZYNKA PRZESTAŁA DZIAŁAĆ NA 14 SEKUND PRZED UDERZENIEM MASZYNY W ZIEMIĘ. Tego nie wyjaśniają tezy o błędzie pilota, oblodzeniu skrzydła czy złej pracy kontrolerów lotów. Ekipa wyjaśniająca ten "wypadek" - podobna jak w Smoleńsku, tyle że bez Edmunda Klicha i Jerzego Millera. W tle śmierdzący na kilometr, wielki kontrakt na zakup samolotów CASA, zawarty w trybie bez przetargowym przez MON w czasach Borata Komorajewa.  Szczegóły tej sprawy opisuje m.in. Aleksander Ścios:

"Prawdopodobnie doszło do sfałszowania nagrań prowadzonych pomiędzy załogą samolotu a wieżą. Wśród nagrań były również rozmowy telefoniczne prowadzone przez służbowe telefony stacjonarne na terenie portu lotniczego. Prof. Stefan Grocholewski z Politechniki Poznańskiej badając na zlecenie prokuratury treść tych rozmów zauważył, że fragment dialogu pomiędzy dwoma oficerami został zarejestrowany w dwóch różnych miejscach. Ekspert nie wykluczył manipulacji przy nagraniach, jednak nie mógł tego stwierdzić ze stuprocentową pewnością, ponieważ prokuratura do badań przekazała mu kopie, a nie oryginał zapisów. Zakwestionowany fragment dotyczył m.in. liczby ofiar i wynikało z niego, że rozmówcy nie wiedzieli, ile osób zginęło. Prokuratura nie zajęła się tym wątkiem, a autor ekspertyzy zmarł 25 marca 2010 r., w pół roku po jej sporządzeniu.

Milczenie po katastrofie

 Wielokrotnie wracano uwagę na istotne podobieństwa katastrofy w Mirosławcu i okoliczności towarzyszących tragedii smoleńskiej. Jednym ze wspólnych elementów może być kwestia nagłego zdarzenia – awarii, do której miało dojść jeszcze nad ziemią. W Tu - 154 urządzenia pokładowe zarejestrowały dwa potężne wstrząsy i następującą po nich awarię systemu zasilania samolotu, w przypadku CASY mieliśmy do czynienia z gwałtownym przerwaniem zapisu czarnych skrzynek w momencie, gdy samolot znajdował się 329 stóp (czyli ok. 100 metrów) nad ziemią. Dane na ten temat pochodzą z wykresu pracy silników i sterów CASY i zostały umieszczone w jednym z załączników do upublicznionego przez armię raportu. Wynika z niego, że na 14 sekund przed rozbiciem samolotu załoga wyłączyła autopilota i przeszła na sterowanie ręczne. W tym czasie żaden z pilotów i nawigator nie nawiązali kontaktu z wieżą kontrolną we Mirosławcu.. Wypowiadający się na ten temat piloci przypuszczali, że w kabinie musiało dojść do nagłej awarii, na tyle niespodziewanej, że załoga nie miała czasu poinformować o tym kontrolerów.
(...)
Andrzej Smyczyński, brat tragicznie zmarłego pilota samolotu CASA kpt. Michała Smyczyńskiego, próbował na własną rękę dociec prawdy. Opowiadał, że już po ujawnieniu raportu na ulicy pod jego domem zaczepiło go dwóch mężczyzn. Podjechali czarnym mercedesem z zasłoniętymi numerami rejestracyjnymi. Kierowca samochodu ostrzegł Smyczyńskiego: „Zostaw, gnoju, sprawę Mirosławca, bo jesteś na to za cienki. Wiemy dokładnie, gdzie mieszkasz, co robisz, z kim pracujesz, z kim się spotykasz. Jest to na razie prośba od wysoko postawionych panów w mundurach”. Na pożegnanie pokazał Smyczyńskiemu kaburę i wykonał ruch dłonią, jakby do niego wystrzelił."
Dodam, że w przypadku katastrofy CAS-y mieliśmy do czynienia z podobnymi wrzutkami jak w przypadku Smoleńska - m.in. o pijanym generale siedzącym za sterami samolotu. Na koniec, więc rzućcie okiem na filmik, który wkleiłem poniżej. Przypomnijmy sobie gęby sowieckich agentów wpływu.