sobota, 13 kwietnia 2024

Burisma i FSB, czyli jak Rosja oskarża FSB o atak na Crocus City Hall

 



Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej stwierdził, że podejrzewa, że niedawny zamach terrorystyczny w podmoskiewskiej hali widowiskowej Crocus City Hall był finansowany przez ukraińską spółką energetyczną Burisma Holdings, w której władzach zasiadali swego czasu Hunter Biden i Aleksander Kwaśniewski. 

Można więc uznać, że Komitet Śledczy oskarżył o sfinansowanie tego zamachu FSB. Burisma to bowiem firma założona przez agenta FSB Mykołę Złoczowskiego, polityka dawnej Partii Regionów, byłego ministra w rządzie ultrapromoskiewskiego Azarowa. Założono tę spółeczkę z myślą o korumpowaniu zachodnich polityków i zbieraniu na  nich kompromatów. W przypadku Huntera Bidena udała się jedynie pierwsza część z tego zadania. Owszem brał ciężką kasę za zasiadanie w radzie nadzorczej, ale trudno było go szantażować czymkolwiek w sytuacji, gdy sam wrzucał do netu filmy pokazującego go z dziwkami i narkotykami. 

Wygląda więc na to, że rosyjskie tajne służby zaplątały się w swoich tajnych operacjach...

Przypomnijmy samą sprawę Burismy, pamiętając cały czas, że była spółką założoną przez FSB:


W lutym 2014 r., wkrótce po ucieczce  Janukowycza do Rosji, londyńskie Biuro ds. Poważnych Oszustw (SFO) zostało poinformowane przez bank BNP Paribas o podejrzanej transakcji. Chodziło o przelew na 23 mln USD do dwóch ukraińskich spółek gazowych: Brociti Investments i Burisma Holdings należących do oligarchy Mykoły Złoczewskiego. Złoczewski był wcześniej przez pewien czas ministrem ds. ochrony środowiska w ekipie Janukowycza. 16 kwietnia 2014 r. SFO uzyskała w londyńskim sądzie zgodę na zamrożenie tych środków. Dwa dni później Burisma Holdings ogłosiła, że w skład jej rady dyrektorów wszedł amerykański prawnik Hunter Biden, syn wiceprezydenta Joe Bidena. Do władz tej spółki trafił wówczas były prezydent Polski Aleksander Kwaśniewski.

Hunter Biden miał wcześniej małe doświadczenie w branży energetycznej, ale w Burisma Holdings zarabiał 50 tys. USD miesięcznie. Dodatkowo zarabiał na prowizjach wypłacanych mu przez spółkę. Przez 16 miesięcy od kwietnia 2016 r. na konta związane z jego działalnością biznesową trafiło z Burismy 3,1 mln USD. Jaką pracę wykonywał syn Joe Bidena dla tej spółki? Według "New York Timesa", zorganizował dla niej zespół prawników z dobrych amerykańskich kancelarii i firm konsultingowych, w tym byłego oficjela z Departamentu Sprawiedliwości z czasów Obamy. Jego ojciec nieformalnie odpowiadał zaś w jego administracji za politykę związaną z Ukrainą. Obecność Huntera Bidena w jego spółce bardzo się więc Złoczewskiemu opłacała.

Syn wiceprezydenta prowadził zaś już wcześniej mało przejrzyste interesy. Amerykański dziennikarz śledczy Peter Schweitzer ujawnił, że według dokumentów z banku Morgan Stanley na konto założone na nazwisko "Robert H. Biden" (pełne nazwisko syna byłego wiceprezydenta to: Robert Hunter Biden) wpływały pieniądze z Ukrainy, Kazachstanu i Chin. W 2013 r. Hunter Biden wraz ze swoim ojcem pojechał na oficjalną wizytę do Chin. Dziesięć dni później jego firma dostała opiewający na 1,5 mld USD kontrakt ze spółką zależną Bank of China.

W styczniu 2015 r. brytyjski sąd odblokował 23 mln USD należące do Złoczewskiego. Zrobił to po liście z prokuratury generalnej w Kijowie, w którym wskazywano, że oligarcha nie zrobił niczego sprzecznego z ukraińskim prawem. (We wrześniu 2015 r. ambasador USA w Kijowie zarzucał ukraińskim władzom, że chcą zamieść tę sprawę pod dywan.) 10 lutego 2015 r. nowym ukraińskim prokuratorem generalnym został Wiktor Szokin. Był on postacią kontrowersyjną (w listopadzie 2015 r. stał się celem zamachu z użyciem karabinu snajperskiego), ale poważnie podszedł do śledztwa w sprawie Burismy. Chciał m.in. przesłuchać Huntera Bidena w sprawie pieniędzy, które mu wypłacała ta spółka. - Kilkakrotnie prezydent Petro Poroszenko prosił mnie, bym przyjrzał się sprawie Burismy i rozważył możliwość zmniejszenia intensywności działań śledczych, ale odmówiłem zamknięcia tego śledztwa - zeznał później Szokin.

Później do akcji włączył się Joe Biden. W lutym 2016 r. zagroził, że USA nie dadzą Ukrainie gwarancji kredytu opiewającego na 1 mld USD, jeśli Szokin nie zostanie odwołany ze stanowiska. Spełnienie tej groźby mogłoby zagrozić bankructwem Ukrainy. Szokin podał się więc do dymisji 15 lutego 2016 r. Skąd jednak wiemy, że Biden posunął się do tak daleko idących gróźb? Sam się tym chwalił w 2018 r. podczas wystąpienia w Radzie ds. Stosunków Międzynarodowych (CFR). - Oczekiwano, że ogłoszę kolejną opiewającą na 1 mld USD gwarancję kredytu. I miałem zobowiązanie od Poroszenki i premiera Arsenija Jaceniuka, że podejmą działania przeciwko prokuratorowi generalnemu. A oni tego nie zrobili - wspominał Biden. Potwierdził to też w rozmowie z Głosem Ameryki. - Powiedziałem: jeżeli w ciągu sześciu godzin wasz prokurator generalny nie zostanie odwołany, nie otrzymacie pieniędzy. I ten sukinsyn został odwołany -mówił Biden. Oficjalnie twierdził on, że naciskał na dymisję Szokina, bo ukraiński prokurator generalny był bardzo skorumpowany.

W kwietniu 2019 r. Konstantin Kułyk, zastępca departamentu międzynarodowej współpracy prawnej w biurze prokuratora generalnego Ukrainy, powiedział w rozmowie z serwisem The Hill, że w 2017 r. chciał wraz z grupą prokuratorów dostarczyć do Waszyngtonu dowody na przestępczą działalność przedstawicieli administracji Obamy na Ukrainie. Chodziło o dokumenty dotyczące Burismy, nacisków Bidena na ukraiński rząd, szukania na zlecenie demokratów "brudów" na Trumpa i szefa jego kampanii Paula Manaforta, nacisków ambasady USA na sprawy kryminalne i wyprowadzenia z kraju 7 mld USD. Prokuratorzy nie chcieli podzielić się dokumentami z Narodowym Biurem Antykorupcyjnym (NABU), bo uważali, że zbyt blisko współpracuje ono z ambasadą USA, kryjącą te przestępstwa. Prokuratorzy do Waszyngtonu jednak nie polecieli, bo ambasada odmówiła im wiz. Po tym jak wyszło to na jaw, amerykańska ambasador Marie Yovanovitch została odwołana "na konsultacje" do Waszyngtonu w maju 2019 r. Ukraiński prokurator generalny Jurił Łucenko pochwalił później jej przeniesienie.

Ten sam Łucenko wszczął śledztwo w sprawie ukraińskiej próby wpłynięcia na wybory prezydenckie w USA w 2016 r. Dwukrotnie też spotkał się on (raz w Warszawie) z Rudym Gulianim, prawnikiem prezydenta Trumpa, byłym burmistrzem Nowego Jorku. Guliani szukał dowodów na korupcję Huntera i Joe Bidenów. Guliani odnosił się do tego skandalu na Twitterze pisząc m.in.: "Wiemy, że skorumpowany ukraiński oligarcha wyprał 3 mln USD dla rodziny Bidenów. Ale jeszcze 3 mln do 4 mln USD zostało wyprane dla Bidena". Guliani napisał również: "Jedna płatność opiewająca na 3 mln USD poszła do syna Bidena z Ukrainy przez Cypr i Łotwę do USA. Gdy prokurator zapytał Cypr o tę sumę, odpowiedzieli mu, że ambasada USA (obamowska) poinstruowała ich, by nie podawać kwoty." Czy te rewelacje Guliani miał od Łucenki? Po ujawnieniu skandalu wokół rozmowy Trumpa z Zełenskim, Łucenko oficjalnie ogłosił, że Hunter Biden nie zrobił niczego, co by było złamaniem ukraińskiego prawa. Można jednak uznać, że ta deklaracja może być zabezpieczeniem się na wypadek zmiany władzy w Waszyngtonie.

Ta historia ogólnie pokazuje jak różne służby robią interesy ponad podziałami geopolitycznymi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz